People will forget what you said, people will forget what you did,
but people will never forget how you made them feel.
Fenice Fanny Adler
Codzienność ciążyła jakby mniej, kiedy powtarzała sobie, że dźwiga ją z własnej, nieprzymuszonej woli, a nie dlatego, że jest na nią skazana. Jakby nie spojrzeć, nikt nie zmuszał jej do mieszkania z rodzicami, ani nie kazał wchodzić ojcu w drogę, kiedy był obrzydliwie pijany — ona sama zdecydowała, że tak właśnie będzie. Patrząc na to z perspektywy czasu nie potrafi konkretnie umotywować swoich działań, prawdopodobnie dlatego, że powodowały nią emocje. Nie jest to u niej rzadkie: podrygom serca ulega bowiem nader często, wbrew temu, że zdroworozsądkowa część jej natury stawia słabostkom zdecydowany opór. Co ciekawe, Fenice potrafi zważyć wszystkie za oraz przeciw, kalkulować i przewidywać z biegłością wykwalifikowanej manipulatorki, a przez to zdarza się, że działania dla siebie niekorzystne podejmuje z pełną świadomością możliwych następstw. Jest naiwna i co gorsza, wie o tym. Mimo upływających lat wciąż uparcie wierzy, że świat może być lepszy, a ludzie mogą się zmienić, jak sama mawia, wystarczy dać im szansę, a przede wszystkim pomóc.
Nie przestaje w to wierzyć. Teraz po prostu pamięta, że nie jest już odpowiedzialna tylko za siebie i to nie pozwala jej sobie szkodzić — to, co jest niekorzystne dla niej, jest także niekorzystne dla dziecka, a jaką byłaby matką, gdyby wyrządzała mu krzywdę na długo przed narodzinami? Nie chce taka być i właśnie dlatego postanowiła, że musi zmienić swoje życie; zacząć pisać je w pewien sposób na nowo, nawet jeśli pierwsze zdania nie przyjdą od razu, a wręcz przeciwnie: będą formułować się z mozołem, po stokroć zmieniane, kreślone. To nic, jest uparta. Nie stawia już innych ponad sobą, kiedy może na tym ucierpieć, za to przeciwnościom stawia czoła z uśmiechem na ustach.
Bo czy istnieje broń potężniejsza, aniżeli uśmiech kobiety? W dodatku kobiety doskonale wiedzącej, czego chce?
RELACJE ◊ CIEKAWOSTKI
Cześć! Wreszcie udało mi się u was oficjalnie zawitać. Trochę zardzewiałam i karta to pomieszanie z poplątaniem, ale mam nadzieję, że szybko naoliwię się w wątkach, do których serdecznie zapraszam. Fanny to postać eksperyment, oby się przyjęła. Do oddania relacja z Danielem, poza tym szukamy właściwie wszystkiego, choć miło by było, gdyby Fanny ktoś się zaopiekował. (: Polecam zajrzeć w zakładki, ze zdjęć spogląda śliczna Lily Collins, w tytule Maya Angelou. W razie pytań piszcie: leaf.on.a.breeze@gmail.com
[Hej! No to powitam pierwsza (chyba, że właśnie ktoś pisze teraz komentarz :D)!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że pomimo lekkiej melancholii czy smutku w karcie, i poczucia takie zmieszania to jednak morał płynie z niej szalenie budujący i pozytywny. Cieszę się, że Fanny jest twardą i bardzo mądrą dziewczyną. Myślę, że i z jej ojcem Aaron miałby dużo do porozmawiania, w końcu obaj uczestniczyli w konfliktach, wiele widzieli i jakoś odbiło się to - w przypadku taty Fanny niestety nie najlepiej, co smuci jeszcze bardziej. Daniel podpadziocha u mnie i koniec!
Zapraszam do siebie, jeśli postanowisz, że uda się naszym bohaterom zaskoczyć jak trybiki :) Co więcej, jeśli Fanny szuka chociaż chwilowej pracy zawsze może pomagać przy piekarni - to będzie przyjemność móc tam ją gościć!
Raz jeszcze ściskam mocno i witam, wielu wątków!]
Aaron
[No hej, miło Cie widzieć! Fenice (bardzo ładne imię) to dobra dziewczyna jest i powinna być szczęśliwa, dlatego mam nadzieję, że w Mount Cartier znajdzie to szczęście, a przy okazji wiadro uśmiechu, coby zawsze dekorował jej piękną twarzyczkę. Daniel niech się lepiej tutaj nie pokazuje, bo wycieczka do Mount Cartier z pewnością wyjdzie mu bokiem, jak wpadnie na nie tych ludzi co powinien – nie lubię go, jednak wierzę, że latorośl Whitforda i Adler wstrzeli się w mamuśkę i pokoloruje jej świat na same jaskrawe kolorki. Bo świat Fanny po prostu musi być kolorowy. No nic! Od siebie życzę mnóstwa fajnych wąteczków, dużo cierpliwości do naszych mountcartierowskich potworków i żeby znalazł się ktoś, kto zaopiekuje się tą cudowną niewiastą :) Bawcie się dobrze, a ja niebawem zabieram się za zaczęcie dla nas <3]
OdpowiedzUsuńFerran, Octavian & Cesar
[Awww cieszy mnie to niezmiernie <3 Hahahaha gdzie tam okrutna, Aaron ma cudowną córkę więc przynajmniej tego mu nie odebrałam - no i mam nadzieję, w miarę dobrą karierę miał!
OdpowiedzUsuńMyślę, że pomoc z całą pewnością się przyda, zwłaszcza na początku kiedy ten będzie dopiero "krzepł" w pracy piekarza - bo choć kiedyś piekł, to po tylu latach można zapomnieć jak to robi się na tak dużą skalę :) Oj myślę, że tak obydwie seniorskie partie rodzin mogą się z całą pewnością znać i jeśli się zgodzisz to mogły być nawet bardzo zgraną ekipą przyjaciół (taką na kawkę, na herbatkę, na naleweczkę, na spacer, na bingo :D).
Fluff to coś czego pragnę teraz w ilości wielkiej, więc dziękuje, że Fanny takie coś wniesie.
Chcesz coś jeszcze ustalać, czy jedziemy z koksem, kto zaczyna? :)]
Aaron
[Cześć :) nareszcie jesteś! :3 nie dość, że Twoja panienka taka śliczna, to na dodatek mądra! Mam nadzieję, że w mieścinie spodoba jej się na tyle, że zazna tu spokoju i uroki okolicy sprawią, że będzie mogła skupić się na sobie i bąbelku :) jeśli masz chęć, zapraszam do równie uśmiechniętej Sol, która z radością będzie dokarmiać Twoją kruszynkę :D ]
OdpowiedzUsuńPlotki były wszędzie i dotyczyły każdego, a ich źródło znajdowało się przy jednym z najbardziej obleganych miejsc przez bezbronne dewotki – przy koście; przed mszą, albo i po, gdzie moherowe berety zatrzymywały się na moment, by w ramach rozrywki wypuścić na wieś świeżą pocztę pantoflową, i dołożyć mieszkańcom kolejnego rąbka historii, której nie byli nawet świadomi. Kayser dobrze wiedział, że na jego temat krąży milion opowieści; niektóre nawet ciekawe, inne nader przekoloryzowane, absolutnie nie trzymające się kupy. To zadziwiające, że sąsiadki potrafiły tyle nadawać na jego temat, a żadna nie pojawiła się u progu drzwi na zapoznawczą filiżankę herbaty. Choć w gruncie rzeczy to naprawdę dobrze, bo dzięki takiej, a nie innej reputacji, Ferran nie musiał się obawiać, że za moment jedna z drugą wparują do leśniczówki z garnkiem obiadu i zaczną pieczołowicie go niańczyć, że jaki to on biedy bohater, skrzywdzony przez okrutny los. Oszalałby, spakował manatki i wyjechał na drugi koniec świata.
OdpowiedzUsuńAle to prawda, że w każdej z wymyślonych fantazji kryje się ziarenko prawdy. Do mężczyzny przylgnęła łatka agresywnego nie bez przyczyny, bowiem wielokrotnie zdążył już udowodnić, że potrafi być nieobliczalnym stworzeniem, odpowiednio trudnym do ujarzmienia. Czy to w barze u Iana, kiedy złapał za fraki jednego z mieszkańców, gdy ten nacisnął na jego odcisk, czy w każdej sytuacji, kiedy gwałtownie unosił ton, plując wściekle na rozmówcę z tymi rozpalonymi ognikami w oczach, które mogłyby spalić pół lasu. Było kilku świadków, którzy mogli potwierdzić owe ekscesy, choć nie przez to Kayser nie zaprzeczał pomówieniom, a dlatego, że słowa osób trzecich nie miały dla niego żadnego znaczenia. Mogli opisać go tysiącem epitetów, dorabiać sobie bujne historie, besztać, śmiać się – to go nie ruszało. Ruszały go natomiast wspomnienia, będące niczym tykająca bomba i kontakt fizyczny w złych zamiarach. Jedno nieuzasadnione szturchnięcie i detonator rozsadzał w nim pocisk obłędu na tyle, że mógłby się zamachnąć i zdzielić w twarz nawet samego burmistrza. Pogwałcanie przestrzeni osobistej działało na Ferrana, jak płachta na byka, a tym bardziej, jeśli wcześniej miał w ustach alkohol.
Jednakowoż, poza kilkoma osobami, w miasteczku nie było nikogo, kto naprawdę znałby jego historię; ludzie patrzący na Ferrana z ukosa, trzymali się na dystans, zupełnie bezpodstawnie... Po części bezpodstawnie, bo o tym, że potrafi być agresywny huczała cała wiocha, jak tylko zdążył przyjechać. Jednak wciąż go nie znali i mało kto rozumiał jego zachowania, bo mało kto był w stanie zrozumieć wydarzenia w jakich brał udział, a które ukształtowały jego osobowość. Mógł opowiadać o tym, jak dzielnie służył, jak walczył w progach pustynnej krainy, ale co z tego? To były tylko słowa, nijak nie odzwierciedlające tego, co wtedy czuł; tego, co przeżywał, gdy nacisnął spust odbierając życie pierwszemu człowiekowi, i tego jak z czasem przestał zwracać uwagę na tą błahą, stale rosnącą statystykę. Choćby opisywał te wydarzenia najpiękniejszymi wyrazami, zaciągniętymi z najbogatszego słownika, nikt nie poczułby tego strachu, który przeszył go, gdy lecąc myśliwcem nad ziemią z prędkością godną śmierci, był ostrzeliwany przez jednostki naziemne. Bo wtedy czuł, jak kostucha zagląda mu przez szybę kokpitu, a ten, kto nigdy nie stanął na granicy życia, nigdy nie będzie w stanie zrozumieć, jak to jest otrzeć się o śmierć. Żaden człowiek nie potrafił również pojąć tego, że można ocierać się o nią non stop, a w tych okolicznościach Ferran żył sześć lat. Bez przerwy. Nieustannie czując niebezpieczeństwo; stale przebywając w świecie, w którym nie można nikomu ufać; ciągle walcząc o przetrwanie i nieustannie obserwując, jak te cholerne demony wojny pochłaniają jego przyjaciół i niewinnych, pozostawiając na ziemi tylko smugi krwi. Skąd miał czerpać radość, jeśli dookoła było tyle złego, i cholera jakim cudem miał być spokojny, jeśli co rusz wypruwał sobie żyły?
Miniony tydzień zapewnił mieszkańcom tutejszej wioski mało przyjemną pogodę. Niebo wciąż dekorowały grube fałdy ciemnych chmur, zwiastujących śnieżycę; mróz szczypał uporczywie w nosy, a unoszący się chłód momentami paraliżował, zupełnie tak, jak dźwięk skrzypiącego pod butami śniegu. Pobliski las spowijała cisza, cyklicznie przerywana trzeszczeniem starych drzew, które przy lekkim wietrze ocierały się gałęziami. Pomimo trudnych warunków pogodowych, Ferran wciąż napawał się tym nieskażonym powietrzem, mimo że robił to co drugi dzień od niecałych już dwóch lat. Być może powinien był się w końcu przyzwyczaić, aczkolwiek dotychczasowy pobyt we wiosce nie był w stanie naprawić sześciu lat życia z piaskiem w tchawicy, nawet, jeśli na łonie natury spędzał niemalże cały swój czas. W krtani, po dziś dzień, odczuwał niekomfortowe drapanie, choć nie był pewien, czy to za sprawą afgańskiego kurzu, czy jednak nadmiaru alkoholu, który przepalił mu przełyk.
UsuńTego dnia przechadzał się po rejonach, w które zaglądał rzadziej – może raz w miesiącu, a może w ogóle nie miał jeszcze okazji gdzieniegdzie się pojawić. Był jednak wzrokowcem i rozpoznawał las, zatem wiedział, kiedy znajdował się w ewentualnym miejscu, które nie podlegało dotychczas pod jego obserwację. Z reguły im głębiej się zapuszczał, tym było spokojniej, jeśli mowa o obecności żywego człowieka, jednak tym razem teoria mężczyzny legła w guzach. Tuż obok zasypanej po kolana drogi stał wbity w śnieżną zaspę samochód. Mimochodem na twarzy mężczyzny pojawiło się zdziwienie, bo komu przyszło do głowy zapuszczać się w te tereny samochodem? Toć tędy nawet pług nie przejedzie, a co dopiero osobówka! Ale to nie czas na takie rozważania.
Kayser poprawił wełniany szal i grubą czapę, po czym ruszył hardo przez zalegający na ziemi śnieg, bo choć odległość dzieląca go od auta nie była zbyt wielka, biały puch znacznie utrudniał podnoszenie nóg i stawianie normalnych kroków.
Podejrzewał, że auto stoi już puste, dlatego omal się nie przewrócił, gdy zaglądnąwszy pewnie przez szybę, zauważył tam siedzącą, ciemnowłosą niewiastę!
— Cholera — palnął sam do siebie, poprawiając materiał czapki, osuwający się na oczy, po czym ściągnął z ust wełniany szal i przechylił lekko głowę w bok. — Na litość Boską, to nie jest najlepsze miejsce na relaks, ani na żegnanie się z życiem, proszę pani — zwrócił się do kobiety głośniej, i na tyle, by mogła go przez szybę usłyszeć. — Właściwie, to kiepskie miejsce na cokolwiek.
Nie mógł być przecież pewien, że znalazła się tu z przypadku, bo tyle już rzeczy widział, że był skłonny spodziewać się wszystkiego, a nawet samobójstwa. Jednak pozostanie w samochodzie nie wróżyło niczego dobrego i zamierzał o tym powiedzieć.
Ferran Kayser
[nie przejmuj się! ;) piszemy sobie tu powolutku i kiedy kto ma czas i wenę :D
OdpowiedzUsuńbardzo, bardzo chętnie Sol pomogłaby się Twojej słodkiej panience poczuć swojsko w mieścinie i na pewno by ją rozpieszczałą słodkimi łakociami :) myślę, że mogłyby spokojnie dąśyć do przyjaźni, ale to od Ciebie zależy, na jakim etapie ta znajomość się zacznie ;) skoro Fenice przebywa pod opieką dziadków w Mount Cartier, to może gdy w przeszłości parokrotnie ich odwiedzała, poznały się już kiedyś z rudą? ;) pominełybyśmy ten jeden krok i nie musiałybyśmy zaczynać od zera :) ]
[Ona nie wydaje się wcale taka radosna! Hej, dziękujemy za miłe słowa o Jasonie. Też lubię tego Pana, właściwie odkopałam go trochę, bo za pierwszym razem nie pobył tutaj zbyt długo.
OdpowiedzUsuńCo do wątku - jasne, chętnie się na coś piszemy. Patrząc jednak na różnicę wieku, to najwygodniej byłoby jednak zrobić z nich jakichś kuzynów skoro faktycznie obie rodziny są mocno zakorzenione w Mount Cartier. Może właśnie na tym bazujmy? Jason wrócił kilka miesięcy temu, Fanny teraz, więc na pewno Tanner po kilku latach niewidzenia jej będzie zaskoczony, że przyjechała i siedzi w MC ;)]
Jason Tanner