A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Mad world, Maddy

Madeleine Leinster

26 lat • nauczycielka angielskiego
timid hare garish parrot faithful doggy

Nie ma nic dziwnego w byciu niezauważalną. Nic przytłaczającego w roli kobiety-widmo. Zdarza się. A kiedy już tak jest, wystarczy drobny gest, naprawdę niewiele, by zadowolić wyalienowanego członka społeczeństwa. Jeden uśmiech rzucony w moją stronę, niezdarne machnięcie dłoni, krótka rozmowa, a ja czuję się jakbym zaczynała żyć pełnią życia. Euforii, jaka spotyka człowieka aspołecznego w momencie, w którym zostaje częścią integralnej całości, nie można z niczym zestawić. Jako poetka może powinnam teraz przytoczyć obszerne metafory, porównania homeryckie bądź zacytować znany mi poemat reprezentacyjnego autora, ale jako dziewczyna, pragnę zauważyć, że wystarczyło tylko przelotne spojrzenie w moją stronę i już miękłam. A ze mną kolana i wszystkie mięśnie na ciele. Umarłam. Platoniczną, przyjemną śmiercią. Niemalże utopijną. Taką jaką mogło, a nawet chciałoby się przeżywać bez końca. Powtórzę – umarłam. Definitywnie, autentycznie, ewidentnie, ostatecznie – zamarłam. Zamarło serce, oddech, ciało i umysł. Czas stanął w miejscu i nie chciał ruszyć, kiedy ścieżka naszych spojrzeń się spotkała, skrzyżowała na ułamki sekund, w gwoli ścisłości. Tylko brutalna rzeczywistość nie była łaskawa, bestialsko przywracając mnie do życia. A już chciałam umierać dalej. W spokoju i radośnie. Na dłużej, skuteczniej, na zawsze, jeśli „zawsze” obejmowałoby zatapianie się w TYCH jednych, konkretnych tęczówkach oczu. Ale los lubi dopominać się o swoje, przypominać o swoim ironicznym charakterze. Wiem to, bo miałam zaledwie sekundy na popadanie w zachwyt. Nie wykorzystałam ich dobrze. Ni w ząb w takim stopniu, w jakim bym chciała sobie użyć na chwili. Wszystko przez brak koordynacji ruchowej i zsynchronizowania ruchów, nad którymi nie chciałam pracować. Bo po co? Przecież byłam urodzonym lirykiem. Jedni szkolili ciało, a ja umysł. Umysł był priorytetem. DLACZEGO? To niesprawiedliwe, ze kiedy serce domaga się współpracy z resztą ciała, kończyny odmawiają posłuszeństwa i na przykład kartki same przelatują przez dziurawe palce, lądując na ziemi. Na przykład, bo nie mówię, że właśnie to mi się stało. No tak, tylko, że akurat to trudno było ukryć. Nie kiedy czołgałam się po ziemi pod nogami zapalczywych nastolatków, gotowych mnie przetrącić i zdeptać gdyby nie fakt, że łatwiej mnie było ominąć niż zrównać z ziemią. Istniała bardziej żenująca forma skompromitowania, gorszego od tego, które mnie teraz spotkało? Jakbym miała tylko pewność, że zakopując głowę pod posadzką nie nabawię się kontuzji, wynalazłabym ludzki patent na strusie zagranie. Gdybym mogła. Ale nie mogłam. Swojego czasu zastanawiałam się czy warto by było zapobiegawczo nosić ze sobą papierową torbę na głowę i chować się w niej przy każdej, co mniej komfortowej sytuacji. Uznałam to za niepraktyczne. Szybko zdobyłabym przydomek Eko-nauczycielki z Eko-odpadem na głowie. Gdyby rzecz jasna ktoś zauważył jakąś, jakąkolwiek różnicę w moim wyglądzie, a czasem się zastanawiałam czy jest to możliwe.

Było?

34 komentarze:

  1. [Adaś wita gorąco ekoterrorystkę, a ja, jako jego autorka chcę pochwalić za kartę - nie lubię narracji pierwszoosobowej, a Tobie bardzo ładnie to wyszło i nawet mnie, zagorzałemu przeciwnikowi takich rzeczy, podobało się. Co prawda, pani na zdjęciu, z tym swoim długopisem w buzi wygląda dość wyzywająco, ale jest bardzo ładna. W każdym razie, raz jeszcze, dzień dobry i jako że między Madeleine i Adamem jest niewielka różnica wieku, to mogą się znać - mamy fundament, byle jaki, ale zawsze, pod wątek. Ewentualnie może być kumplem Daniela - więc M. mogłaby albo go srogo hejtować za to, albo chcieć bardzo z nim nawiązać przyjaźń (kurczę, lubię nieszczęśliwie zakochane postaci). ;]

    Adam Barrington

    OdpowiedzUsuń
  2. [Takie mam wrażenie, ale ja generalnie jestem dość spaczonym stworzeniem. Tak, mogą znać się przez Jennifer, a raczej znały się. Tyle że w tym momencie nie jestem pewna, w którą stronę iść przy planowaniu wątku. Bo w zasadzie, niby mamy punkt zaczepienia, ale nic ponadto, więc chciałabym wiedzieć, jaki stosunek będzie miała Maddy do Adama, to może nam wszystko nieco ułatwić.]

    A.B.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Tak, moje milczenie to wina sesji, ale już po, więc siadam do "myślenia" ;p Adam zawsze miał spaczone poczucie humoru i dziwne patrzenie na różne sprawy (zazwyczaj na opak do reszty społeczeństwa). Nie wiem, czy on w szkole nie był zajęty lataniem za Jennifer, ale faktycznie, mogą się znać, on czasem z niej zakpił (bo trzymała się z Jenny i w sumie to dobry z niego chłopak, chciał pomóc). Teraz potrzebuje pomocy bardzo i uczy się pokory, więc jak normalnie nawrzeszczałby na Madeleine za jej niezdarność i narzucanie się, tak teraz szuka normalności. Czyli w zasadzie oboje się pogrążają, lol : D]

    A.B.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Tak bardzo nie lubię zaczynać :c Ale jeśli muszę - zrobię to, jednak po Bożym Ciele i jeśli Tobie wpadnie wen, nie krępuj się i zacznij. : D]

    A.B.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, witam :) Dwie poetki z pewnością się dogadają. Mogą wymieniać między sobą zamiast sarkastyczych komentarzy jakieś podniosłe metafory i godzinami rozmawiać o swoich ukochanych autorach. Możliwości jest bez liku. Cath z pewnością chce wrócić do normalności i, choć nie przyznaje się do tego sama przed sobą, szuka kogoś kto jej w tym pomoże. Może Maddy będzie tą osobą?
    Co do wątku to postaram się coś wymyślić i może zdołam zacząć pierwsza, jeśli tylko wpadnie mi do głowy coś ciekawego. Może spotkanie w lesie, gdzie Cath będzie szukała samotności, a Maddy "potwierdzała" swoje ekologiczne zapędy? Postaram się coś wymotać.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Już grzecznie wbijam na maila. A mało jest, ponieważ nie chciało mi się dogłębnie opisywać życia mojej postaci, wolałam pewne kwestie wyjaśniać w wątkach lub notkach. :P]

    William P.

    OdpowiedzUsuń
  7. Daniel Stevens miał niebywały talent do ignorowania ludzi. Przez laty opracowywana technika wyłączania się w chwili, gdy zaczynali z nim rozmawiać, a on niekoniecznie miał na to ochotę, przynosiła rezultaty. Przeważnie nie dostrzegał tych, którzy nie podejmowali próby mówienia z nim, czasami tylko zapamiętywał twarze i niektóre części ciała, ale jedynie u płci pięknej. Madeleine Leinster stała się całkowicie niewidzialna i bez jego nieskomplikowanej ignorancji - była z tej grupy uczennic, które nazywano łamagami level hard, bo mimo patrzenia w podłogę, nieustannie się na czymś, bądź kimś, potykały. Kiedy wrócił do Mount Cartier okazało się, że w jej przypadku, niewiele rzeczy uległo zmianie. Czasami, gdy mijał ją na korytarzu szkolnym, spuszczała głowę przyciskając do klatki piersiowej dziennik lub klaser, jakby którakolwiek z tych rzeczy miała stać się jej tarczą w obronie przed spojrzeniami innych ludzi. Nie mógł uwierzyć, że ta rozczochrana, zapuszczona kobieta w zbyt dużych okularach i swetrach, notorycznie bujająca w obłokach, jest prawie jego rówieśniczką. Powinien się cieszyć, iż dziewczyna, z którą chodził przez tyle lat do tej samej klasy, z którą nawet zamienił parę słów, teraz pracuje w tym samym miejscu, prawda? Cóż, tak nie było. Wprawiała go w pewnego rodzaju zażenowanie, którego nie potrafił zrozumieć.
    – Leinster, wlepiono mi za ciebie zastępstwo. – mruknął odchylając się leniwie na krześle w pokoju nauczycielskim. Nie zaszczycił jej spojrzeniem, trzymając w jednej dłoni kartkówkę, a w drugiej jabłko. Śledził oczami wyjątkowo koślawe pismo któregoś z uczniów, zdradzające, jak bardzo zdesperowany był odpowiadając na pytania.

    Daniel Stevens

    OdpowiedzUsuń
  8. Choć sam uważał, że udawanie związku w tym wieku jest naprawdę dziecinne, to jednak trudno było mu odmówić pomocy przyjaciółce. W końcu sam zadręczał ją ciągle swoimi problemami, które mogły być nużące, a nawet irytujące. Wiele razy pytał ją o obsługę pralki albo o przepis na coś innego niż jajecznicę i ryż z masłem. Czasami nawet dzwonił do niej po nocach, by dowiedzieć się czegoś o dziewczynkach i rzeczach, które lubią. Ciągał ją po sklepach, by pomogła mu wybrać jakieś ubrania dla córki, ponieważ sam się na tym nie znał i dostawał szału zaraz po przekroczeniu progu jakiejś sieciówki. Dlatego starał się być wyrozumiały w tej kwestii i nie posyłał jej zrezygnowanych spojrzeń, kiedy proponowała taki układ. Czemu miałby odmawiać? Będzie mógł się odrobinę pośmiać, gdy Mad zmądrzeje i wreszcie zrozumie, że więcej zdziała rozmową niż takim działaniem.
    - Nie możesz tak reagować na widok każdego mężczyzny, który jest choćby drobinę podobny do niego. - Stwierdził rozbawiony, poklepując ją po głowie niczym szczeniaka i prostując się przy tym. - Musisz się uważniej przyglądać, w końcu po coś masz okulary, prawda? - Uśmiechnął się do niej lekko, jakby próbował ją w jakimś stopniu pocieszyć. Zdawał sobie sprawę, że być może bardzo chciała go zobaczyć i ta pomyłka mogła wywołać niechcianą nadzieję w jej sercu, przez co teraz odczuwała jakiś zawód. No cóż, to chyba jedyne co mógł zrobić w takiej sytuacji.
    - Następnym razem nam się uda.

    William P.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zabawnie było patrzeć na pozycje, jakie przybierała, byle tylko spojrzeć mu w oczy. Niektórzy ludzie nawet się tym nie kłopotali, ale ona za wszelką cenę chciała udowodnić mu, że potrafi utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Co z tego, że pewnie kark bolał ją już po minucie albo dwóch. Musiała postawić na swoim. Dlatego postanowił pomóc jej tyle, ile mógł. Czyli po prostu przykucnął, sprawiając, że ich twarze były na tej samej wysokości. Poczuł się trochę jak podczas rozmowy z własną córką, ponieważ wtedy musiał robić dokładnie to samo.
    - Tak lepiej? - Zapytał z niezwykłą powagą w głosie. Chociaż miał ochotę się śmiać, bo jej mina mówiła mu, że powoli zbliża się oburzenie. Wcale jej się nie dziwił, musiała się poczuć w tym momencie jak dziecko. Ale wolał przeżyć krótki napad złości niż potem słuchać, że boli ją przez niego kark, jakby to on był winny swojego wzrostu. A nie był.
    - Po co mi dziewczyna, skoro mam Ciebie od czarnej roboty? - Uniósł brew i cały czas utrzymywał powagę. Jednak kąciki jego ust drgały mu lekko, przez co zaczynał mieć minę niczym kaczka. W dodatku cały czas trwał w pozycji, jakby znosił jajko. Kaczor Willy, nie ma co.
    - Ale pamiętaj, że kiedy się rozstaniemy, będziesz musiała sama naprawiać przeciekający kran, wkręcać sobie żarówki, przesuwać meble i rąbać drzewo na opał. - Rzucił przejętym, niemalże dramatycznym, tonem. Lubił się z nią wykłócać, bo w większej części robili to na żarty. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek posprzeczali się o coś na poważnie. Nawet o tego jej Daniela się nie awanturowali, a wręcz tylko droczyli. Czasem zachowywali się niczym nastolatkowie albo dzieci. Wielcy dorośli, nie ma co.

    Kaczor Willy

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Współlokatorka jak najbardziej może być, jeśli tylko Maddy zniesie jakoś różowe ściany ;p Co prawda moja głowa nie jest skora do wymyślania, ale może wspólnymi siłami uda nam się coś skombinować, więc jeśli coś masz to pisz :) ]
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozumiał jej zamiłowanie do literatury. Mogła się dzięki temu odprężyć i odciąć od świata. Dla niej książki były tym samym, czym dla niego praca. Dzięki temu mogli zapomnieć o swoich wadach i problemach. Być może dlatego potrafią się ze sobą tak dogadywać. On rozumie jej marzycielskie zapominalstwo, a ona szuka sposobów, żeby tylko odciągnąć go od pracy. To powód, dla którego widują się niemalże codziennie. Mad nie chce, by umarł z przepracowania, natomiast on, by Mad umarła przez swoje roztrzepanie i wybujałą wyobraźnię. I zawsze starają się znaleźć dla siebie czas. Choćby się mieli widzieć przez pięć minut na ulicy. I tak w ciągu tych kilku minut pokłócą się kilka razy, poprzepychają i poprzepraszają. I dobrze wiedział, że w swoim towarzystwie zachowują się nie tak, jak powinni. Zupełnie jakby zapomnieli, że są już dorośli, pracujący i pewne rzeczy po prostu im już nie przystoją.
    - Daj mi znać, jeśli będziesz potrzebowała pomocy w domu. - Rzucił za nią rozbawiony. Była całkiem zabawna, kiedy starała się pokazać swoje niezadowolenie. Może dlatego, że zawsze coś jej w tym przeszkadzało. Zapominalstwo albo jakiś przedmiot. - Miłego dnia, Mad. Uważaj na siebie.

    Kaczor Willy

    OdpowiedzUsuń
  12. [ A kto powiedział, że różowe ściany będą tylko w pokoju Audrey ^^ Wpadłam na pomysł wątku, być może wyda się trochę banalny, ale co powiesz na to, żeby dziewczyny miały jakiegoś pupila, albo przynajmniej zastanawiały się nad czymś i mogą się udać do jakiegoś sklepu zoologicznego, albo na początku rozmawiać o tym przy obiedzie/kolacji w mieszkaniu. Co ty na to? (moje pomysły o tej porze nie są najlepsze, więc wybacz ;p )]
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  13. Tego dnia Chloe przebywała od rana u jednej ze swoich koleżanek. Miała zostać u niej na noc, dlatego William, po upewnieniu się, że u córki wszystko w porządku, postanowił zrelaksować się przed telewizorem. Specjalnie schłodził sobie piwo, wziął coś do przegryzienia i ułożył się na kanapie z zamiarem obejrzenia jakiegoś odmóżdżającego filmu. Niestety już w połowie rozpętała się burza i zmuszony był wyłączyć odbiornik. Ledwo zajrzał do szafki w poszukiwaniu świec, kiedy został pozbawiony prądu w całym mieszkaniu. Trochę się namęczył ze znalezieniem zapalniczki: poobijał się o meble, potknął o dywan czy też zahaczył głową o framugę drzwi. Ale w końcu mu się udało. Zadowolony z siebie usiadł na krześle w kuchni, uważnie rozglądając się dookoła. Dopiero wtedy dotarło do niego, że wolałby, żeby córka była teraz w domu. Przynajmniej mógłby sobie z kimś porozmawiać i nie gapił się przed siebie jak głupi. Wtedy też usłyszał hałas na dworze. Zerwał się natychmiast, coby przegonić niedźwiedzia, który właśnie grzebał im w koszu na śmieci. Ale, gdy wyszedł na zewnątrz, nie spotkał żadnego zwierzaka, jedynie swoją przyjaciółkę leżącą w błocie.
    - Mad, na wszystkich świętych, co ty wyczyniasz? - Podszedł do niej szybko, nachylił się nad nią i bez zastanowienia wziął na ręce. Była przemoczona i strasznie zmarznięta, a to mu się nie podobało. - Dlaczego tutaj jesteś? I to w takim stroju? - Obrzucił oburzonym wzrokiem jej ciało, a raczej błoto, które je oblepiało. - Brałaś coś? - Zapytał podejrzliwie, wnosząc ją do środka. Tutaj przynajmniej było ciepło.

    Kaczor Willy

    OdpowiedzUsuń
  14. W takich sytuacjach wielokrotnie i zupełnie poważnie rozważał strzepanie jej, sprowadzenie na ziemię. Nieprzytomny wzrok wlepiony w kartkę papieru, rozmarzony uśmiech błądzący po wargach i opóźniona reakcja na jego słowa świadczyły o tym, że bujała w obłokach. Po raz kolejny. Daniel wychodził z założenia, że w jego towarzystwie każda przedstawicielka płci żeńskiej powinna być skupiona tylko i wyłącznie na nim, żadnej innej opcji nie brał pod uwagę, toteż zachowanie Leinster bodnęło w jego wiecznie nienasycone ego. Zmarszczył brwi, kiedy ich oczy spotkały się w pewnej chwili, zanim zrobiła przedstawienie upuszczając wszystko, co dotąd trzymała w rękach, wycelował i rzucił ogryzkiem do kosza na śmieci. Gdyby zaczął zastanawiać się o czym myślała, najpewniej rozbolałaby go głowa.
    – Gratuluję gustu, Leinster. – powiedział z nieukrywaną ironią. Najzwyczajniej w świecie trawił książek Jane Austen - uważał je za płytkie, niemal karykaturalne piśmidło stworzone przez starą pannę specjalnie dla romantyczek oderwanych od rzeczywistości, nie rozumiejących prawdziwej natury związków międzyludzkich, zwłaszcza między kobietą, a mężczyzną. Epoka epoką, czasy czasami, ale musiałby postradać rozum, by docenić książki brytyjskiej pisarki. Wszystkie były identyczne. Co o związkach mogła powiedzieć Elizabeth Bennet ściskana gorsetem w czasach, w których dziewczęta oddają się na tylnych siedzeniach samochodów lub w klubowych toaletach? Stevens wątpił, aby one kiedykolwiek słyszały, albo czytały Dumę i Uprzedzenie. – zrobię z nimi rządy Macdonalda, a ty zrealizujesz swój temat po powrocie, gdziekolwiek się udajesz. – podniósł się z miejsca, wciskając kartkówkę pomiędzy pozostałe. Nie miał ochoty zagłębiać tematu dlaczego na klasówce z historii, uczeń wykazał się brakiem znajomości geografii. Zupełnie nie przejął się notatkami należącymi do kobiety, które obecnie walały się po płytkach w pomieszczeniu. Przeszedł obok nich całkowicie obojętnie i pod pozorem zaparzania kawy, staną za plecami dziewczyny. Odwrócił się, oparł dłonie na krawędziach stołka, na którym siedziała i pochylił się nad jej uchem. Czerpał jakąś perwersyjną przyjemność z tego w jaki sposób skuliły się jej ramiona.
    – W jaki sposób zamierzasz się zrewanżować? – spytał.

    Daniel Stevens

    OdpowiedzUsuń
  15. [W takim razie trzeba korzystać ;) Może już masz jakiś pomysł na wątek, czy razem kombinujemy?]
    Theoś

    OdpowiedzUsuń
  16. Adam dużo pił. Pił w zasadzie do bardzo dawna, a punktem zapalnym prawdziwego, srogiego upijania się była nagła śmierć Jennifer. Pił więc, bo był smutny i chciał rozweselić duszę; pił, bo był nerwowy i chciał ukoić nerwy; pił, bo za dużo pił i chciał zapomnieć, że pije i zawodzi córeczkę i matkę; pił, bo się bał, bo lubił, bo pił, po prostu. W zasadzie każdy powód był dobry, aby wieczorem sobie wypić – szczególnie, kiedy mała Roselyn była pod opieką babcia, szczególnie, gdy po całym dniu na kutrze i niemożliwym do zmycia smrodzie ryb z włosów marzył właśnie o czymś, co sprawi, ze przestanie czuć.
    Miało to niestety swoje skutki uboczne, bowiem po alkoholu Adam robił się tak nieznośnie marudny, że aż żal było słuchać. O ile w normalnych, bezprocentowych okolicznościach potrafił się zachowywać, a nawet odznaczał się prawdziwie dobrym wychowaniem i przepuszczał panie w drzwiach – przecież nikt nie musiał wiedzieć, że żyjąc w celibacie chciał sobie chociaż popatrzeć na ich tyłeczki – tak kiedy za łapał kufel z piwem, albo, o zgrozo!, za kieliszek wódki popijanej wódką, rzecz jasna – nie było osoby, która mogła z nim wytrzymać.
    Chyba, że była to Maddy, jego słodka Maddy, która pojawiała się w najmniej oczekiwanym momencie i niosła ze sobą całkowite zniszczenie oraz wielkie kłopoty. Ale b y ł a i to załamanemu i wściekłemu na całe życie i świat, że mu nie wyszło, Barringtonowi, naprawdę wystarczało.
    — Matko bosko fatimsko i wszystko co żywe! – Krzyknął, próbując nieporadnie ratując pannę Leinster, a jednocześnie chcąc ocalić piwo przed upadkiem. – Co ty... jak ty... – wyjąkał, kiedy odskoczyła do niego i usiadła obok. Zmrużył niebieskie oczy i poczuł się mało pijany. – Fajnie, w sumie – przyznawał w końcu, wziął jej okulary z kontuaru i przetarł swoją flanelową koszulą i wręczył jej z powrotem, nie za bardzo wiedząc, co ma zrobić z dłońmi. – To miłe usłyszeć coś takiego od laski, szkoda tylko, że jesteś zupełnie nie w moim typie – dodał kąśliwie i poklepał ją po głowie, niczym małe dziecko. – Maddy, proszę, nie pogrążaj się – dał znak Ianowi ręką, że życzy sobie dwie whisky i jednak wylądowała przy dziewczynie. – Co jest takie ważne, że nie pozwalasz mi się urżnąć?

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziękuję za skrytykowanie mojego gustu? Tylko kompletnie oderwana od rzeczywistości Madeleine Leinster nie była w stanie wyłapać jego ironii pobrzmiewającej w dwóch niegroźnych słowach. Jakim cudem kobieta tak nierozgarnięta, sprawiająca wrażenie niemal upośledzonej umysłowo, została nauczycielem? A może po prostu wyolbrzymiał jej sposób bycia? Byłby skłonny zatrzymać się nad tą myślą na nieco dłużej, kiedy ni stąd ni zowąd otrzymał silny cios w brzuch; dziewczyna odsunęła się gwałtownie i pogratulowałby sobie doprowadzenia jej do takiego stanu samym swoim szeptem, gdyby nie fakt, że zaraz potem zaczęła wykrzykiwać dziwne rzeczy o cieście, piekarniku oraz kuchni. Choć cios był w gruncie rzeczy niezbyt mocny, zgięcie ciała w pół było raczej formą obronną, niż wyrazem bólu. Wyprostował się nieśpiesznie, jedynym wyrazem jego całkowitej dezaprobaty stały się zaciśnięte w wąską linię usta. Polisa ubezpieczeniowa na życie, którą Daniel wykupił parę tygodni wcześniej, powinna opiewać na przebywanie w jej towarzystwie. Jeśli kiedykolwiek przytrafi mu się cokolwiek złego, Leinster będzie w pobliżu. Tego jedynego był pewien w stu procentach. Żenujący spektakl, z którego zdołał wywnioskować, że zostawiła coś nastawione w piekarniku, trwał w najlepsze. Niestety dla niej, Stevens okazał się facetem o sercu z kamienia, bowiem nie robił na nim wrażenia widok spanikowanej, bliskiej płaczu kobiety, która wymachiwała rękoma na wszystkie strony plotąc coś od rzeczy. Jego samochód stał na szkolnym parkingu; nie był to kabriolet, o którym zawsze marzył, ale spisywał się na dalszych trasach, gdy potrzebował na dzień lub dwa uciec z miasteczka. Nie zamierzał proponować pomocy. Rozmowa nie miała sensu, bowiem prędzej dogadałby się z czajnikiem, czy innym sprzętem domowego użytku, niż z ciemnowłosą. Pomyśleć, że na początku miał do powiedzenia tylko tyle, iż otrzymał za nią zastępstwo i poprowadzi lekcję o rządach Mcdonalda, kontynuując swój tok nauczania z klasą, nie wcinając się pomiędzy Bronte, a Austen.
    - Trochę chujowo - przyznał bez skrępowania, na dodatek po raz pierwszy bez ironii, zastanawiając się jak będzie wyglądało Mount Cartier po przejściu huraganu pod postacią nauczycielki angielskiego, która zostawiła ciasto w piekarniku. Kto do cholery, piecze ciasto przed pracą? - postaraj się nie zabić nikogo po drodze, Leinster. - dorzucił, obchodząc dookoła stół. Wyciągnął klasowy dziennik i podgwizdując pod nosem opuścił pomieszczenie wraz z dzwonkiem, który rozległ się w szkole.

    Daniel Stevens

    OdpowiedzUsuń
  18. [Szczerze to jest mi to całkowicie obojętne, ja się dostosuję ^^ ;)
    i Cześć]

    Richard.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Jak chcesz ;) Jednak jeśli chciałabyś wprowadzić jakąś katastrofę do życia Theosia to my z chęcią się na to piszemy.]
    Theoś

    OdpowiedzUsuń
  20. Naprawdę zastanawiająca była dla niego owa poduszka. Potrafił zrozumieć wszystko, nawet ten strój, ale nie to. Sam nigdy nie wpadłby na pomysł, żeby zabrać swoją gdzieś poza dom. Albo na to, żeby przenieść ją z sypialni do salonu. Zatem kompletnie nie mógł pojąć, dlaczego jedyną rzeczą, jaką zabrała ze sobą, była poduszka, a nie spodnie. To przydałoby się jej zdecydowanie bardziej. Uchroniłyby jej nogi przed błotem, może odrobinę przed wodą i zimnem. Zawsze mogła też założyć buty albo cokolwiek innego. Ale co jej po takiej poduszce? Ani to nie osłoni jej przed deszczem, ani nie pomoże w podróży. Skoro chciała mieć coś takiego, dlaczego od razu nie wzięła kołdry albo koca? Zastanawiające.
    Był facetem, który bardzo ciężko znosił sprzątanie w domu. Dlatego robił wszystko, żeby cały czas było na tyle czysto, by nie musiał sprzątać codziennie. Innymi słowy, nic go nie zmusi do postawienia jej na podłodze w kuchni czy też w salonie. Nawet, gdyby chciała mu powybijać zęby, nie pozwoli jej umorusać wszystkiego dookoła. Poprawił ją sobie na rękach, starając się zachować totalną obojętność. Wcale chwilę temu nie podskoczyło mu ciśnienie i wcale nie poczuł się niezręcznie. Nic z tych rzeczy.
    - Jeśli doprowadzisz się do porządku to poważnie zastanowię się nad tym. - Zażartował, chcąc jakoś pozbyć się tej dziwnej atmosfery, która między nimi zapanowała. Ruszył w stronę łazienki, z zamiarem wsadzenia jej do wanny. Oczywiście, nie zamierzał jej umyć. Nic z tych rzeczy. Jednak błoto łatwiej schodziło z takiej powierzchni aniżeli ze ścian.
    - Mad, będziesz chora przez coś takiego. - Pokręcił głową, wnosząc ją do ciemnego pomieszczenia. Na czuja wniósł ją do wanny, ponieważ nie zapowiadało się, by szybko włączyli prąd. Postawił ją ostrożnie, coby nie poślizgnęła się ani nie upadła. I wtedy grzmotnęło tak mocno, że aż on się wzdrygnął.
    - Pójdę po świece, przyniosę ci coś do przebrania się, wykąpiesz się, a ja zrobię ci ciepłą herbatę i podgrzeje zupę, dobrze? - Mówił w przestrzeń, bo nie miał pojęcia, gdzie znajduje się jej twarz. Ale nadal podtrzymywał ją niemalże kurczowo, choćby po to, żeby dodać jej i sobie otuchy w tych ciemnościach.

    Kaczor Willy

    OdpowiedzUsuń
  21. Adam nie potrafił traktować Madeleine inaczej niż bliską koleżankę, bo tego oznaką były właśnie jego czułości, chociażby w postaci klepania jej po głowie. Co prawda, przyznawał niejednokrotnie, że jest ładna, ale kompletnie nie w jego typie, co generalnie można by podciągnąć pod wierutne kłamstwo. Chodziło o to, że była przyjaciółką Jennifer – jego słodkiej jasnowłosej Jenny o ciepłym uśmiechu i hipnotyzującym spojrzeniu bursztynowych oczu. A wszystko, co związane było zbyt blisko Jenny stawało się dla niego zbyt bolesne, aby mógł to znieść blisko siebie – o dziwo ta zasada nie tyczyła się panny Leinster, chociaż nie mógł powiedzieć, aby ich relacja należała do najzdrowszych i najprostszych od samego początku. Szczególnie, kiedy dziewczyna zastawała nad kuflem piwa lub dwoma, ewentualnie ośmioma.
    — Nie musisz – wzruszył obojętnie ramionami – wiem, ze wyglądam jak brudny kundel i śmierdzę martwą rybą – wypił w kilku haustach whisky i od razu zakołysało mu się przed oczami; chyba czynił go alkoholikiem fakt, że lubił ten stan. Nie nagminnie rzecz jasna, bo w domu miał kilku miesięczną córeczkę, ale od czasu do czasu... albo częściej. – C-co... co ty? – Spojrzał na nią nieco zamroczony, ale wciąż dość świadomie zaskoczony, kiedy mokrym palcem zaczęła ocierać jego szorstki policzek.
    Generalnie stronił od tego typu czułości, bo po prostu nie mógł ich znieść, bo zawsze wiodły za sobą bolesne wspomnienia o ukochanej żonie. Oczywiście, zbliżał się do innych kobiet, podrywał jej szarmanckim uśmiechem – był w końcu zwykłym facetem, który musi się tu i ówdzie rozładować, ale nigdy nie było rozmów o rodzinie ani delikatności czy subtelności w ruchach, dlatego, odzwyczajony od takiego zachowania; chyba że w grę chodziła Rose lub jego matka; niemal spadł z wysokiego stołka. Żeby nie dostać zawału, zamówił jeszcze jedną szklaneczkę; przez tę dziewczynę naprawdę się zapije.
    — Proszę – prychnął i chciał sięgnąć po alkohol, ale Maddy go niestety ubiegła i cały mocno wyskokowy napój rozlał mu się na spodnie. – Już, dobrze, poradzę sobie – jąkał się podczas gdy jego towarzyszka za wszelką cenę chciała uratować sytuację, czym tylko wszystko pogarszała. Nie wiedział, dlaczego akurat jej w udziale przypadł tak wielki pech i przyciąganie kłopotów. – Proszę... nie, Madeleine Leinster – zagrzmiał ostro, kiedy jej palce zdecydowanie zaczęły zbyt zawzięcie zbierać chusteczką whisky z okolic jego rozporka. – Weź te łapska z mojego penisa – dodał cichszej patrząc jej głęboko w oczy i starając się ukryć rumieniec, który pokrywał jego policzki i kark. – Nic dobrego nie wychodzi z twoje towarzystwa, a nie z mojego picia – powiedział okrutnie kpiąco, kiedy się wycofała i dopiero po chwili zorientował się, jak paskudnie się zachował. – Och, Maddy – jęknął i przetarł dłońmi zmęczoną twarz. – Ian, rachunek – mruknął niechętnie, zapłacił, poczym owinął dziewczynę swoją kurtką i wyszli na taras. – Dobrze, że jest ciemno, bo zaraz usłyszałbym, że powianiem wziąć parę pieluszek od Rosie – rzucił od niechęcenia i zapalił papierosa opierając się balustradę. – Naprawdę myślisz, że William dałby mi radę? – Zakpił i szturchnął ją łokciem w bok. – Hej, Mads – zadrwił z niej żartobliwie – co jest? – Wyglądasz gorzej niż zwykle – zaśmiał się wypuszczając kłęby dymu z ust.

    OdpowiedzUsuń
  22. - Chyba zwariowałaś, jeśli myślisz, że puściłbym cię do domu w taką pogodę. - Odparł jej nieco gniewnym głosem, bo nie spodobało mu się, że nie wyczuła jego żartobliwego tonu. Jak mogła w ogóle pomyśleć, że byłby zdolny do zrobienia czegoś takiego? Znała go dość długo, często ze sobą przebywali, a mimo to bała się, że wystawi ją za drzwi w taką pogodę. Nie był Danielem, nie zrobiłby jej czegoś takiego.
    - Chloe jest u koleżanki. - Zdążył jeszcze powiedzieć, zanim wszystko go przerosło. Najpierw poczuł ją zdecydowanie za blisko siebie. Tak blisko, że nawet ona musiała wiedzieć, że jeśli natychmiast się nie odsunie, może się to bardzo źle skończyć dla ich przyjaźni. Przez takie zachowanie William znów zaczynał czuć się jak prawdziwy facet, który powinien starać się o względy kobiety. Ale jak się tu o nie starać, kiedy owa kobieta zainteresowana jest innym mężczyzną? Wiedział, że nic z tego nie będzie, bo jego zaloty zostaną zignorowane na starcie. Zresztą, był samotnym ojcem, a jaka kobieta chciałaby wychowywać nieswoje dziecko?
    Ogarnął się ze swoimi myślami, kiedy poczuł szarpnięcie na tyle mocne, że jego stopy rozjechały się gwałtownie, pozbawiając go stabilności. Nie był gotów na coś takiego, inaczej nie runąłby jak długi do wanny i nie uderzyłby o nią głową. Zrobił to z takim impetem, że przez chwilę słyszał i czuł jak echo rozchodzi się po jego głowie.
    - Tak, wszystko w porządku. - Oznajmił, ale dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że niemalże krzyczy. No i nie podobała mu się ta pozycja, więc postanowił jak najszybciej wrócić do poprzedniej. Więc zerwał się jak głupi, a gdzieś po drodze poczuł dziwny ciężar na barkach. Zanim zdążył zorientować się, że to ona, ciężar zniknął i wylądował z hukiem tuż obok niego.
    - Mad?

    Kaczor Willy

    OdpowiedzUsuń
  23. William nie potrafił już zrozumieć, co się dzieje dookoła. Nie dość, że był kompletnie ślepy to jeszcze stracił orientację przez uderzenie o wannę. Nie wiedział już, gdzie zaczyna się on, a gdzie kończy ona. Pech Maddy przeszedł na niego albo najzwyczajniej właśnie ujawnił się w całości u niej. Nie miał pojęcia czy może się ruszyć bez uszkodzenia jej. Chociaż ona najwyraźniej próbowała zabić jego. Nie miał o niczym pojęcia, dopóki nie poczuł lodowatego strumienia wody na karku. Wzdrygnął się i odruchowo posunął bardziej do przodu, ale zanim zdążył cokolwiek zdziałać, jego plecy były palone żywcem przez wrzątek. Krzyki Mad w niczym mu nie pomagały, wręcz wprowadzały go w jeszcze większą panikę. Ale szybko wziął się w garść i zapanował nad sytuacją. Wyciągnął rękę przed siebie i zakręcił właściwy kurek, zakańczając tym samym ich udrękę.
    Dopiero po dobrej minucie zdał sobie sprawę, że niemalże leży na niej, a jego tors uciska na jej piersi. Jakimś cudem wcisnął się między rozchylone nogi Mad, a ona ściskała go nimi w biodrach, mimowolnie jeszcze bardziej dociskając do siebie. Sam zaś wplótł palce w jej włosy i pomagał jej ukryć twarz w zagłębieniu swojej szyi. I dyszał jej do ucha, jakby właśnie skończyli się kochać, a on miał ochotę na więcej. Co gorsza, zaczynał mieć wrażenie, że napięcie między nimi staje się coraz bardziej napięte, a jego tak bardzo bolało ciało, że nie wiedział jak może uciec od tej bliskości. Czuł jak krople wody spływają mu po twarzy aż na jej kark. Czas wydawał się na chwilę zwolnić, a w tej ciszy bicia ich serc stały się niezwykle wyraźne. I wiedział, że jeśli ona wykona nieodpowiedni ruch, ich przyjaźń przepadnie na zawsze.

    Kaczor Willy

    OdpowiedzUsuń
  24. Miał wrażenie, że burza już dawno przeszła obok. Był zupełnie głuchy i niewrażliwy na to, co dzieje się na zewnątrz. O wiele bardziej obchodziło go to, co dzieje się właśnie między nimi. Dawno się tak nie czuł. To było miłe, a zarazem przerażające. Do tej pory był tak skupiony na wychowywaniu córki i tragedii, która go dosięgnęła, że nie zwracał uwagi na nic innego. Chyba w tym popełnił błąd. Był przekonany, że nie wzbudza zainteresowania wśród kobiet. Uważał również, że niczego takiego nie potrzebuje. Może na początku tego nie chciał, ale teraz... Chyba zmienił zdanie.
    Mimowolnie wtulił twarz w jej dłoń, bo było to tak miłe uczucie, że nie mógł się od tego powstrzymać. Poczuł się zupełnie bezbronny. Jakby to ona miała nad nim chwilową władzę. Miał tak cholerną ochotę na pocałowanie jej i pokazanie, że powinna zainteresować się nim, a nie jakimś tam Danielem. Że powinna szaleć za nim. Ale potem uświadomił sobie, że tamten musi mieć w sobie coś lepszego, skoro to nim jest zauroczona. A przez swoje ojcowskie zachowania zmuszony jest do pozostania na stanowisku przyjaciela. Jakoś wcześniej nie zastanawiał się nad tym. Co było z nim nie tak, że nie brała go nawet pod uwagę?
    Odsunął twarz od jej dłoni i natychmiast pożałował, że pozwolił sobie na tą chwilę słabości. Zaczął się powoli podnosić, ale tym razem nie uszkodził jej ani odrobinę.
    - Położysz się u mnie, a ja prześpię się obok na podłodze. - Właśnie tak, Will, zbuduj na nowo ten przyjacielski dystans, który posypał się między wami chwilę temu. - Chyba powinienem mieć tutaj jakieś świece. - Dodał, z trudem wyłażąc z wanny. Natychmiast zaczął przeszukiwać szafki, a gdy udało mu się jakąś znaleźć, wyciągnął zapalniczkę z kieszeni i w niewielkim stopniu rozjaśnił pomieszczenie.

    William

    OdpowiedzUsuń
  25. Spojrzał na nią uważnie, ostrożnie odsuwając od jej osoby świeczkę, coby nie wyniknęła z tego żadna tragedia. Znał ją dość dobrze, więc wolał być ostrożny.
    - Mad, nie wyjdziesz stąd bez porządnej kąpieli. - Rzucił groźnym tonem, a żeby nie myślała sobie, że żartuje, zrobił taką samą minę. - Albo wykąpiesz się sama, albo ja to zrobię. Co wolisz? - Uniósł brew, uważnie świdrując ją spojrzeniem. Wiedział, że druga opcja nie będzie jej się podobać, ale zdecydowanie nie chciał, żeby przez tą całą akcję była chora. Nie uśmiechało mu się latanie z lekami, wmuszanie jej jakichś niedobrych zupek niczym małemu dziecku. Zapewne sam dzięki temu zachoruje i przyniesie tego wirusa do domu. Tego mu jeszcze brakowało.
    - Jeśli tak bardzo się boisz, mogę usiąść przy drzwiach i gadać jakieś bzdury. Nie zmuszaj mnie do użycia siły. - Pogroził Mad palcem przed nosem. W tej chwili poczuł się jak prawdziwy ojciec, co wydawało się zabawne, ponieważ miał do czynienia z dorosłą osobą. - No dobra, to zrobimy tak. Jeśli się nie wykąpiesz, będziesz spać sama. - Postawił sprawę jasno. A potem odstawił świeczkę na szafkę, upewniając się wcześniej, że nie upadnie, i zabrał się za doprowadzanie swojej osoby do porządku. Namoczył ręcznik pod kranem od umywalki i zaczął zmywać z twarzy i szyi ślady błota. Następnie zdjął z siebie koszulkę ze spranym nadrukiem i rzucił ją na kosz z praniem. I tak dzięki Mad zmuszony był do przebrania się w coś suchego.
    - Nalej sobie wody do wanny, zaraz wrócę z jakimiś ciuchami dla ciebie.

    Hot daddy

    OdpowiedzUsuń
  26. Było dobrze. Nie słyszał dotąd żadnego spanikowanego głosu mówiącego, że w domu Madeleine Leinster wybuchł pożar, a połowa ludzkości została stratowana w czasie, w którym gnała na rowerze do swojego mieszkania.W rzeczywistości Daniel nie miał lekcji, ani nawet kółka historycznego przygotowującego do konkursów zaczynających się w roku szkolnym - powędrował z dziennikiem do... szkolnej stołówki. Claire Plummer była przyjezdną pracownicą kuchni w zajeździe, ponieważ na czas wakacji szkoła nie wydawała obiadów dla uczniów, dotychczasowa kucharka dawała jej porady, bowiem Claire zamierzała zostać w Mount Cartier na dłużej. Nie miał nic przeciwko; miała około dwudziestu czterech lat, nogi sięgające nieba, które chętnie odsłaniała i bajeczny biust opinany cieniutkimi bluzeczkami. Miała także mózg, który całkiem sprawnie pracował, ale dla niego to się nie liczyło. Sama prosiła o jego uwagę, jawnie twierdząc, że nie ma bladego pojęcia, co ktoś pokroju Stevensa robi w tej zapyziałej dziurze, męcząc się z nauczaniem dzieciaków. Gawędzili całkiem przyjemnie przez godzinę, ale musiała wracać do swoich obowiązków, więc zaprosił ją wieczorem do baru na drinka.
    Letnia szkółka miała to do siebie, że wielu uczniów, którzy oblali dany przedmiot, mogli nadrabiać zaległości na różnego rodzaju kółkach. Dan nie miał żadnych planów na wakacje, choć całkiem prawdopodobne było, że wybierze się pod koniec sierpnia na wycieczkę w góry wraz z siostrą, toteż wzięcie dyżuru nie stanowiło dla niego problemu. Do pomieszczenia wbiegła Leinster - zziajana, przeraźliwie smutna, starająca się zaraz potem pozbierać swoje rozsypane notatki. Kiedy przygrzmociła głową w kant stołu, dotąd obojętny na jej fizyczne rany blondyn, poczuł coś, czego definitywnie nie chciał czuć - litość. Raźnym krokiem podszedł do niewielkiej lodówki, otworzył maleńki zamrażalnik, szukając zmrożonych na kość wkładów.
    – Chcesz zrobić za jednym zamachem twórczość Jane Austen z Epoką Regencjii? - spytał. Odnalazł ręcznik w szafce z dodatkowymi opatrunkami w razie, gdyby gabinet higienistki był zamknięty. Obwiązał materiałem lodowaty wkład; położył go w miejscu uderzenia, trzymając dopóki spotkały się ich dłonie. – przytrzymaj, nie będzie tak bolało. – skąd u licha w mężczyźnie takie pokłady dobroduszności? Może dlatego, że ze wszystkich mieszkańców Mount Cartier (prócz uczniów) miał styczności z Leinster na co dzień, więc bardzo często widział skutki jej nieostrożności. – poza tym w dalszym ciągu nie powiedziałaś w jaki sposób zamierzasz się zrewanżować.

    Daniel Stevens

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Ona go nie chce(ta jasne), ale oczy wydrapie jak ktoś go dotknie. Więc ta panienka nie będzie miała łatwego życia z Carter, która nie powstrzyma się przed gryzieniem]
    Natalie

    OdpowiedzUsuń
  28. Madeleine trafiła na parszywy dla Daniela czas; powrót do miasta byłej dziewczyny oraz problemy rodzinne, nie sprzyjały jego humorowi. Ostatnio chodził bardziej rozdrażniony, bardziej skory do rzucania ironią z rękawa i wyżywania się na osobach plączących mu się pod nogami. Choć potrafił się zdystansować w wielu sprawach, tych dwóch nie mógł tak po prostu ignorować w nieskończoność. Wydawało się, że im częściej przyciskał ją do przysłowiowej ściany bawiąc się nią, tym większe katastrofy wywoływała w roztargnieniu. Do tej pory bąkała coś pod nosem niewyraźnie bez składu i ładu, a kiedy poruszył temat Jane Austen połączony z okresem regencji, w którym tworzyła, poruszył wszystkie komórki mózgowe Leinster. Słuchał dziewczyny w milczeniu, analizując pomysły jak połączyć literaturę z historią, co jakiś czas tylko spuszczał na moment wzrok, mnąc niedbale kartkę, którą trzymał w palcach.
    — Uważam, że samo poprowadzenie lekcji nie wystarczy. — powiedział bez ogródek, nie zamierzając jej odpuszczać. Planował wmanewrować ją nie tylko w to, aby odwaliła za niego robotę w szkole. Nie byłby sobą, gdyby nie zawyżył ceny. — Co robisz w sobotę? — spytał ni stąd ni zowąd, dwuznacznym tonem głosu. Nie wiadomo, czy proponował wspólne opracowanie tematu, czy zamierzał zorganizować coś w postaci cichej randki, czy najzwyczajniej w świecie zależało mu na czymś bardziej spektakularnym. Daniel oczekiwał czegoś więcej niż ciasta, w którym mogło być mnóstwo niezidentyfikowanych przedmiotów, bowiem nie wątpił, że bujała w obłokach także podczas gotowania. W oczekiwaniu na jej odpowiedź, dobrnął do ostatniej linijki wiersza ulubionego ucznia kobiety, marszcząc w zadumie brwi. Zakochani uczniowie wyznający nauczycielom swoje uczucia w postaci pseudo poezji, spotykał czasami w filmach przeważnie będących horrorami, ale nigdy w realnym życiu. Teraz miał okazję po raz pierwszy przekonać się o sile uczuć jakiegoś drugoklasisty na własne oczy, toteż niebawem gruchnął śmiechem. Maddy przyglądająca mu się z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy, prawdopodobnie nie wiedziała kompletnie o co chodzi. — Masz cichego wielbiciela. Gratuluję, Leinster. — podsumował całkiem zgrabnie Dan, który nigdy nie należał do romantycznych facetów, więc traktował wszelkie przejawy romantyzmu jako wyjątkowo zabawny temat. Kwiaty, laurki dawane sobie w dniu zakochanych, wyznawanie uczuć podczas obserwowania nocnego nieba, trzymanie za rączki wszędzie, czy choćby szeptanie słów na ucho, nie było jego bajką. Można rzec, że wyrósł z młodzieńczych ekscytacji. Nim wstała z podłogi, pomachał jej przed nosem kartką papieru, którą zachwycała się półtorej godziny temu. — Ten gówniarz chce cię przerżnąć. - stwierdził bezlitośnie dla jej wrażliwości, rozkładając się wygodnie na krześle. Długie nogi skrzyżował w kostkach, zakładając ręce za głowę.

    Daniel Stevens

    OdpowiedzUsuń
  29. [LOL, jesteś ciągle na urlopie, więc co się będę. ;3 Jak wrócisz (podobnie jak ja w niedzielę), to wtedy oczekuj odpisu. ;]

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  30. [A ja od dzisiaj urlopuję, takżetego. Ale tak, oczywiście, że jestem chętna, Adaś w końcu musi ogarniać kogoś, a nie siebie. To mu wyjdzie na dobre.]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Cześć. Ja tak tylko w ramach wyjaśnienia, bo mnie znasz! Last Salvation, jeśli się nie mylę. ;3]

    Lucas Chandler

    OdpowiedzUsuń
  32. [Pisałyśmy, choć krótko (z mojej winy). Vincent Larsen, psychiatra, członek rady. Wątek o Jolane szukającej pracy jako sekretarka :3]

    Lucas Chandler

    OdpowiedzUsuń
  33. Był nader zwinnym chłopcem. I giętkim. Niektórzy żartowali, że zamiast kości ma gumę, dlatego może dowolnie się wyginać w każdy możliwy sposób. Oczywiście było to znaczącą przesadą, do artystów cyrkowych chociażby było mu daleko, niemniej jednak wyróżniał się na tle innych dzieciaków. Skakał po niższych budynkach, prześlizgiwał się przez małe otwory, balansował na poręczach i tak naprawdę pierwszą poważną kontuzję złapał, kiedy był już dorosły, a powód złamań był zgoła innych. Wcześniej zbierał tylko liczne siniaki i rozcięcia, co często powiązane było z bólem, ale przecież nie oznaczało niczego poważnego.
    Jako ratownik górski musiał być sprawny fizycznie. Wciąż pozostawał wyjątkowo zwinny i nie zatracił szybkiego refleksu, ale nie był tak giętki jak za dziecięcych lat – pewnie nie dotknąłby już stopami głowy, chociaż nie sprawdzał tego i nie zamierzał. Nie zamierzał również robić wielu innych rzeczy. Na przykład nie spodziewał się, że któregoś dnia przyjdzie mu robić za amortyzatora dla Madeleine Leinster.
    Nie znał tej kobiety. Oczywiście kojarzył ją, bo Mount Cartier było tak niewielkie, że kojarzyło się większość osób choćby z widzenia, nawet jeśli nigdy się z nimi nawet słowa nie zamieniło. Gale potrafiłby powiązać twarz z odpowiednim imieniem i nazwiskiem, czasem również znał zawód danego człowieka, ale w większości przypadków jego wiedza na tym się kończyła. Tak też było z Madeleine. Obracali się w innych kręgach, więc nie mieli za wiele styczności ze sobą, co nie było okolicznością sprzyjającą zawarciu bliższych kontaktów.
    Dlatego kiedy pewnego dnia wracał ze sklepu z siatką z niewielkimi zakupami w ręku i ktoś zaczął go wołać, po głosie nie rozpoznał, z kim ma do czynienia. Dopiero wtedy, gdy podszedł bliżej, dostrzegł osobę, która siedziała na drzewie. Ten widok tak go zdziwił – nie często zdarzało się, że obserwował dorosłą kobietę, która wlazła na drzewo i nie potrafiąc samodzielnie z niego zejść, głośno wzywała pomocy – że aż przystanął i zamrugał kilkakrotnie.
    Upewniwszy się, że to nie jest fatamorgana, wzruszył ramionami i chciał ruszyć dalej, ale nie zdążył. Usłyszał nieludzki wrzask i po chwili poczuł ciężar, który na niego spadł. Pod Gale’em ugięły się nogi i mężczyzna po długiej sekundzie upadł na ziemię. Miał wrażenie, że uliczne drobinki wbiły się w jego ciało i nie wydłubie ich przez kilka najlepszych lat. O dziwo, nie bolało za bardzo. Zapewne dlatego, że zdziwiony Khatchadourian pozostawał w szoku, który neutralizował niektóre odczucie. Gorsze było to, że zabrakło mu tchu w piersi i nie mógł zaczerpnąć powietrza, bo ktoś przygniatał go do podłoża. Na szczęście po chwili Madeleine z niego zeszła i zaczęła coś mamrotać pod nosem.
    Gale leżał przez chwilę bez ruchu i ciężko oddychał, wpatrując się w niebo. Na początku zrobiło mu się czarno przed oczami, ale z każdym kolejnym momentem obraz się wyostrzał i po chwili wszystko wyglądało normalnie. Ostrożnie zerknął w stronę Leinster, która bawiła się w kreta i macała ziemię, najwyraźniej czegoś szukając. Okularów, jeśli uwierzyć jej na słowo. Od ich znalezienia była jednak daleka, bliżej jej było do rozsypanych zakupów Gale’a. Po ulicy rozrzucony był chleb, szkło z potłuczonych butelek, a także kawałki surowego mięsa.
    – Tak – odparł na pytania Leinster.
    Tak naprawdę uważał, że nie wszystko było w porządku, ale pomyślał, że odpowiedź twierdząca bardziej zadowoli kobietę, co sprawi, że nie będzie już męczyła Gale’a i najzwyczajniej w świecie pójdzie do domu.

    ~ Gale Khatchadourian

    OdpowiedzUsuń
  34. Jestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.

    OdpowiedzUsuń