A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Słodka Walentynka

Wydarzenie: Słodka Walentynka
Termin rozpoczęcia: 10.02 (16:00)
Termin zakończenia: 11.02 (23:00)
Lokalizacja: całe miasteczko
Godzina na fabule: 18:00
Status: otwarte dla wszystkich

☆ Walentynki w Mount Cartier! ☆



Pogoda w miasteczku być może nie rozgrzewa, ale to nic, bo Burmistrz Connelly zorganizował dla mieszkańców gorącą licytację! Dlaczego gorącą? Ano dlatego, że będzie to handel żywym, iście seksownym towarem — mężczyznami! Kto jeszcze nie widział wszystkich Panów z Mount Cartier, teraz na pewno będzie miał okazję. Connelly w trosce o życie uczuciowe swoich mieszkańców i z chęcią zapoczątkowania czasu wspólnych randek, ogłosił, że KAŻDY zdrowy singiel w mieście ma obowiązek w Walentynki stawić się w budynku Domu Kultury, bo pieniądze z licytacji trafią na szczytny, charytatywny cel. Ale hola, hola, to jeszcze nie wszystko! Panowie mają za zadanie przytachać ze sobą piknikowy koszyczek, w którym zamieszczą wszystkie niezbędne atrybuty randkowe, co by nie umrzeć z nudy i z głodu. Panie natomiast najlepiej, żeby już teraz rozbiły swoje skarbonki schowane przed laty i podliczyły wszystkie oszczędności. W końcu za coś trzeba kupić Naszych samców! Ale żeby nie było przewidywalnie, właściciele koszyczków nie będą znani do czasu zakończenia licytaji. Panom proponujemy więc uatrakcyjnić zawartość koszyczka tak, by zachęcić kobiety do walki o ich własność.


Aby uniknąć chaosu w wydarzeniu, na początku komentarza zaznaczaj osoby, które pojawiają się w opisach, bądź do których się zwracasz, np.
Grace, Roy

(...) — Roy, w tej zawierusze chyba zgubiłeś buty — kiedy odzywał się do niego, Grace właśnie ich mijała, uśmiechając się do nich.

Wzór komentarza:

<b>Grace, Roy</b>

(...) — Roy, w tej zawierusze chyba zgubiłeś buty — kiedy odzywał się do niego, Grace właśnie ich mijała, uśmiechając się do nich.


Kilka uwag:
  1. Nie używajcie w komentarzach opcji: "Odpowiedz".
  2. Nie zapominajcie o wzorze komentarza (jak wyżej).
  3. Starajcie się pisać krótko, żeby zachować dynamiczną grę.
  4. Biorąc udział w wydarzeniu, zgadzasz się na interwencję MG.

☆ ZASADY GRY ☆


Jak wskazuje opis fabularny gry, niebawem ruszy licytacja Panów, a właściwie ich koszyczków, bo sami mężczyźni pozostaną anonimowi aż do zakończenia gry. Tymczasem chętni użytkownicy proszeni są o zaznaczenie swojej obecności. Aby to zrobić, wystarczy zgłosić się w komentarzu według poniższych wzorów. W razie chęci grę można zacząć jeszcze przed licytacją (wątki prowadzone będą wtedy bez nadzoru MG), a w przypadku braku czasu z licytacji można się wycofać. Administracja zachęca jednak do dołączenia, ponieważ wydarzenie to będzie bardzo krótkie i niezobowiązujące.


☆ INSTRUKCJA DLA PANÓW ☆


  • Każdy singiel przed czasem rozpoczęcia wydarzenia zobowiązany jest wysłać na maila administracyjnego krótki opis koszyczka. Charakterystyka ta jest dowolna, ale powinna zawierać wygląd i zawartość kosza. Całość (do 200 słów), należy wysłać koniecznie na konto nie istnieję, czyli na imprison.men@gmail.com.
  • W komentarzu, z podpisem postaci, należy zaznaczyć, że wysłało się zgłoszenie poprzez napisanie: Gotowy do licytacji.


☆ INSTRUKCJA DLA PAŃ ☆


  • Każda singielka przed czasem rozpoczęcia wydarzenia zobowiązana jest rzucić kością z formułą #d100. Wynik rzutu oznacza ilość zebranych pieniędzy, np. wynik rzutu 12 oznacza 12 $.
  • W komentarzu, w formie krótkiej notki fabularnej (do 200 słów), należy napisać, skąd wzięły się oszczędności i ile wyniosły. Może to być opis przeszukiwania domu, rozbijanie słoików z drobnymi itp. Ilość uzyskanych pieniędzy pogrubiamy w treści komentarza za pomocą znacznika <b> według wzoru: <b>kwota $</b>.


☆ KOLEJKA GRY ☆


  1. Scott Finlay (nie istnieję)
  2. Vivian Amondhall (latessa)
  3. Kathryn Paris (wicked witch)
  4. Cesar Calderon (smoła)
  5. Andrew Walker (nie istnieję)
  6. Clarissa Chambers (zimno mi)
  7. Aurora Walker (Kaylo)
  8. Tom Preston (Altruistka)
  9. Leah Mackenzie (Le Fouve)
  10. Theodore Black (bąbelek)
  11. Lou Momoa (LeChat)

Licytację otwiera Burmistrz Mount Cartier, a wszystkie dalsze informacje uzyskacie w komentarzach techniczno-fabularnych. Powodzenia!

☆ OPISY KOSZYCZKÓW ☆


N°1 — zlicytowany za 85$
Stary kosz wiklinowy w kolorze umbry, wykonany z wierzby amerykańskiej, i wyściełany niewielkim obrusem z wyhaftowanym, burgundową nicią, sercem. W środku złożony koc, w którym szczelnie spoczywa butelka nalewki i dwie szklaneczki. Na nich świeże, domowe sucre a la creme, standardowo przygotowane ze skondensowanego mleka; opakowanie jagód i ciepła, malinowa herbata w termosie. Koszyk jest na tyle lekki, by każda niewiasta dała radę go spokojnie przenieść. Ale to nie wszystko – zaraz pod wiekiem znajduje się złożona karteczka z napisem: gdy miniesz budynek straży, kieruj się na Roedeark, do maleńkiego, drewnianego pomostu. Tam znajdziesz więcej wskazówek.

N°2 — zlicytowany za 36$
Ten wiklinowy koszyczek o łódkowatym kształcie składa się z drobno plecionych witek w kolorze ciepłego brązu, ale to nie one stanowią o jego atrakcyjności. Największym atutem jest zawartość, złożona z dwóch szklanek, rozgrzewającego naparu z jaśminu, słodkiego grzańca galicyjskiego, paczuszki jeszcze gorących pączków z kremem bezowym oraz dwóch kanapek z miękkim, soczystym pastrami. Poza jedzeniem i napitkiem, można również dostrzec pojedynczy wolumin książki, położony na puchatym kocyku, kartki papieru oraz wieczyste pióro. Kosz dodatkowo rzuca się w oczy za sprawą połyskującej przy każdym ruchu, burgundowej tkaniny z atłasu, wyścielającej luźno wnętrze i część wierzchnią. Cienki materiał to jednak jedyna ozdoba koszyczka, brak jest również walentynkowych akcentów. Całość utrzymana została w eleganckim, minimalistycznym tonie.

N°3 — zlicytowany za 22$
Niewielki, brązowy, wiklinowy koszyczek dumnie ozdobiony, nieco niezgrabnie zawiązaną, szarą kokardą w białe kropki, a przy nim puchaty, czerwony kocyk i chociaż z powodu zimna piknik najpewniej odbędzie się w pomieszczeniu, to jednak nie mogło zabraknąć tego atrybutu, tak bardzo z nim kojarzonego. W środku można dostrzec dwie buteleczki – jedną zawierającą sok malinowy oraz drugą z nalewką o tym samym smaku. Nie mogło również obyć się bez termosu z ciepłą herbatą. Święto zakochanych trzeba było jakoś zaznaczyć, zaś to zadanie idealnie spełniały dwa piernikowe serduszka, przy czym jedno, lekko przypalone, zostało starannie zakryte serwetkami. Trochę ciasta, kilka kanapek, winogron i cztery muffinki, które widocznie były zrobione niewprawioną ręką. W jednym rogu znajdował się brązowy woreczek z kośćmi do gry, kartami oraz dominem. W drugim spora, kremowa świeczka w słoiku. Całości natomiast dopełniała mała, czerwona róża położona na samym wierzchu. Ot, tyle, cóż więcej potrzeba do szczęścia?

N°4 — zlicytowany za 50$
Kosz w niczym nie przypomina wiklinowych cudów, jakie widzi się na rodzinnych piknikach. Tak po prawdzie składa się z ręcznie zbitych desek, złożonych w jedną, prostokątną bryłę, na wzór prowizorycznej skrzyni. Za uchwyt robi natomiast kawałek grubego sznura, umocowanego wokół gwoździ, co sprawia, że całość wygląda skromnie i niezbyt ciekawie. Całe szczęście, że przynajmniej zawartość broni się sama. W środku można znaleźć dwa kubki, butelkę piwa korzennego, termos z kakao oraz drugi, większy, z rozgrzewającą herbatą. Do tego trochę słodkości: pianki marshmallow schowane w słoiku, tabliczka gorzkiej czekolady oraz placek jagodowy domowej roboty. Z innych, niemniej ważnych: dwa patyki na rożen, zapałki, trochę suchego siana do rozpalenia ognia, lampa na naftę dla romantycznego klimatu, rękawiczki, szalik i ciepła czapka. Gruby wełniany koc zwinięty w rulon, a w nim ciepłe bułeczki z masłem ziołowym. O większej ilości jedzeniu ktoś chyba zapomniał, za to w skrzynce zmieściły się jeszcze dwa grube futra, pod którymi właściciel koszyczka schował wszystkie wymienione wyżej przedmioty.

N°5 — zlicytowany za 98$
Zwykły koszyk bez ozdób wykonany z drewna (nie wikliny) pomalowanego białą farbą mający wyraźne przetarcia na krawędziach oraz rączce. Oszałamiająca zawartość to butelka gold tequili, cztery całkiem duże pomarańcze, spora ilość cynamonu zamkniętego w szklanym słoiczku, trzy puste papierowe torebki po herbacie, zapalniczka i wiązka lawendy.

136 komentarzy:

  1. Do kobiet: Przed wysłaniem komentarza należy wylosować kością cyfrę i podać jej wynik w treści fabularnej.
    Do mężczyzn: po wysłaniu opisu koszyczka do nie istnieję, w komentarzu należy wpisać komunikat: Gotowy do licytacji.

    Jak losować kośćmi? Wejść na https://rolz.org/ > Kliknąć w Dice Room (zakładka w prawym górnym rogu) > wpisać Nickame, czyli imię i nazwisko postaci np. IrmaGallagher > wpisać Room Name MountCartier > Pominąć pole z Passwordem > Kliknąć w button Join Room > Napisać w polu type chat message here… następującą formułę: #d100 #wydarzenie, walentynki, rzut nr X* > kliknąć w button send.

    * X - tu wpisz numer rzutu

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę nie planowała nigdzie wychodzić tego wieczoru, ale nie, matka musiała przez cały dzień wyprowadzać ją z równowagi do tego stopnia, że wizja przespacerowania się do baru przestawała być już taka zła. To wyjątkowo pasowało upartej i przebiegłej Margaret, bo przecież nawet siedząc w domu, słyszała o tym, co się dzieje w miasteczku. A działo się bardzo dużo tego popołudnia! Vivian nie przykładała tak wielkiej uwagi do tematów poruszanych przez mieszkańców podczas zakupów w jednym jedynym sklepiku, dlatego nie rozumiała początkowo czemu po raz pierwszy odkąd pamiętała drzwi baru nie otworzyły się pod naciskiem jej dłoni ani czemu większość kobiet (tak, bo tylko je widziała na ulicach miasteczka w świetle tych kilku latarni postawionych tu i ówdzie) zmierza do Domu Kultury. Tak, jakby kiedykolwiek coś się tam działo…
    Spojrzała jeszcze raz smętnie na szyld baru, przeklinając w duchu Iana za zamknięcie go wtedy, kiedy potrzebowała chwili wytchnienia. Zaraz później, uważając oczywiście na te przeklęte zaspy śniegu, po których nie szło stabilnie się poruszać, ruszyła za innymi. W kieszeni płaszcza miała raptem kilka dolarów, które wzięła ze sobą na piwo, nic więc dziwnego, że gdy weszła do ośrodka, aż jęknęła cicho, widząc wielki napis „Licytacja Zaradnych Samców z Mount Cartier”. Na to na pewno nie była przygotowana.

    6 $ — kwestia wyjaśnienia: na rolzach zrobił się mały problem wydarzeniowy, ale dla Vivian liczy się pierwszy poprawnie zrobiony rzut.

    Vivian Amondhall

    OdpowiedzUsuń
  3. Od kiedy zaczęła spotykać się ze Scottem, jej życie towarzyskie nagle ożyło, co jest dziwne, ponieważ oboje są ludźmi raczej spokojnymi, lubiącymi spędzać czas w zaciszu swojego domu. A jednak; częściej wychodziła do ludzi, zaczęła uśmiechać się do starszych pań w sklepach (czy uśmiech ten był sarkastyczny czy nie, lepiej nie wnikać), odnowiła stare kontakty, nakładała na twarz odrobinę makijażu, nawet zaczęła dbać o włosy. To wszystko zawdzięczyć można temu jednemu, właściwie młodzieńczemu uczuciu: zakochaniu. Kiedy wraz ze Scottem usłyszeli o licytacji panów, którą wymyślił burmistrz, najpierw niezwykle długo i mocno się śmiali, a później uznali, że oboje wezmą w tym udział. W miasteczku nie było prawie żadnych atrakcji, nie licząc biegających wszędzie reniferów i huraganów, które niszczą domy, więc dlaczego nie skorzystać z czegoś, co może być zabawne i prawdopodobnie bezpiecznie? W Walentynki udali się do Domu Kultury, aby, jako aktywni obywatele, wziąć udział w czymś nowym i nawet interesującym. Kat wygrzebała z różnych miejsc w domu 64 dolary, które miała zamiar przeznaczyć na Scotta i, oczywiście, na cele charytatywne. Przygotowana na wszystko usiadła gdzieś na parapecie, czekając na zebranie się reszty chętnych.

    kwota 64$

    Kathryn Paris

    OdpowiedzUsuń
  4. Cesar Calderon gotowy do licytacji!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kat i Panowie

    Nie miała pojęcia czy bardziej powinna się śmiać, czy może współczuć tym, którzy dali się wkręcić w tę szopkę. Nawet przez chwilę nie brała pod uwagę faktu, że ktoś dobrowolnie mógłby zgodzić się na bycie żywym towarem na aukcji walentynkowej. Jakby dziwniej już być nie mogło w tym miasteczku gdzie przecież mężczyźni nie powinni mieć problemu ze znalezieniem partnerki i nie potrzebowali do tego pomocy samego Burmistrza, który kręcił się już po pomieszczeniu. Kilku mężczyzn także widziała bliżej niewielkiej scenki, ale nie oni przykuli jej uwagę. Jeśli miała zostać tu chociaż na kwadrans, to potrzebowała wsparcia. I to damskiego... Kat nadawała się do tego zadania idealnie, więc wypatrzenie jej na parapecie było prawdziwą ulgą.
    — Mam wrażenie, że to miasto stanęło na głowie, jak tylko wyjechałam. Cześć, co tu się wyprawia? — zagadnęła, wzdychając cicho, gdy tylko stanęła przed kuzynką i nachyliła się, żeby przywitać się z nią cmoknięciem w policzek. Gdzieś tam mignęła jej czupryna rudowłosej kobiety, jej rówieśniczki, która chodziła za jednym konkretnym facetem. Vivian starała się nie patrzeć akurat w tamtą stronę dla bezpieczeństwa swojego i właściwie wszystkich innych. Tylko tego jej tu brakowało...

    Vivian

    OdpowiedzUsuń
  6. Andrew Walker gotowy do licytacji!

    OdpowiedzUsuń
  7. Szalone domówki, wykwintne gale, imprezy do białego rana, aukcje charytatywne i wiele, wiele innych. Właściwie to wszystkie spotkania, podczas których była szansa na opowiedzenie kilku żarcików oraz zwrócenie na siebie uwagi, dla Clarissy Chambers zdawały się być równie potrzebne, co powietrze. To właśnie tego najbardziej brakowało jej w Mount Cartier, więc kiedy tylko dowiedziała się o aukcji, mającej się odbyć w Domu Kultury, rzuciła wszystko, aby wzdłuż i wszerz przeszukać szafę, tak jakby nie pamiętała, co ze sobą przywiozła. Pomijając fakt, że przy tak strasznie niskiej temperaturze pole do popisu było niewielkie, Chambers za punkt honoru wzięła sobie potraktowanie tego wydarzenia, jak najbardziej poważnie. Zadbała o wszystko. Pojechała nawet do Churchill, aby na tę specjalną okazję podciąć końcówki i skorzystać z usług niedoświadczonej kosmetyczki, która nigdy dotychczas nawet nie słyszała o kwasach. Ostatecznie na elegancką, czarną sukienkę zmuszona była nałożyć najcieplejszy wełniany sweter, a zamszowe botki zamienić na śniegowce, co łącznie tworzyło nieco groteskowy obraz, dopełniony idealnym makijażem, który nie ukrył jednak zimowych rumieńców. Nic jednak nie mogło popsuć jej humoru. Walentynki pozostawały walentynkami, a randka z Andrew, którą planowała wylicytować, miała być cudownym zwieńczeniem tego wydarzenia. I dopiero kiedy ściągała z siebie różową, narciarską kurtkę, zagrzewając się w myślach do licytacji, zorientowała się, że chyba jednak niekoniecznie się przygotowała. Jej portfel liczył sobie wyłącznie 27 dolarów, co razem z trzema odnalezionymi w kurtce i sześcioma spoczywającymi w kieszonce kopertówki, dało jej równe 36 dolarów. Była stracona!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszyscy:

    Tym razem przybrana ciotka wcale nie musiała jej namawiać, aby ruszyła tyłek z domu i wzięła udział we wspólnej zabawie. Aurora nie miała pojęcia skąd kobieta zawsze wie o takich wydarzeniach, ale podejrzewała, że znajomość z burmistrzem ma z tym coś wspólnego. Mniejsza jednak o to...
    Młoda Walker postanowiła osobiście sprawdzić o co dokładniej chodzi. Co prawda, nigdy jakoś szczególnie nie obchodziła tego święta, ale zdążyła się już przekonać, że Mount Cartier zawsze zdoła ją czymś zaskoczyć. Kiedy dotarła na miejsce musiała przyznać, że akurat tego się nie spodziewała. Mimowolnie uniosła kąciki ust w uśmiechu i rozejrzała się po Domu Kultury. Panie zgromadziły się już chyba ładnych kilkanaście minut temu, a gwar ich rozmów nie pozostawiał miejsca na wątpliwości, że będą walczyć jak lwice o wybranych samców. Rora natychmiast sięgnęła do kieszeni kurtki, by wyciągnąć z niej portfel. W środku miała zaledwie 23$, więc nie mogła raczej liczyć na wielką wygraną, ale uznała, że zabawnie będzie chociaż podbijać cenę.
    Tak więc zajęła miejsce gdzieś na uboczu i czekała na rozwój wydarzeń.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszyscy:

    Już dawno – ostatni raz w kanadyjskiej Marynarce Wojennej – nie miał takiej pobudki, którą zgotowała mu dziś matka, waląc z samego rana w okno, niczym wściekły niedźwiedź szukający złodzieja jagód z lasu Quicame. Na litość Boską! Amandzie zamiast z wiekiem ubywać energii, to przybywa... A ostatnimi czasy ani odrobinę nie kryła rozanielenia nadchodzącym wydarzeniem, które zgotował w Mount Cartier burmistrz, pan Connelly. Walentynkowa licytacja.
    Niewątpliwie długo zajęło Amandzie przekonanie Cesara do udziału w przedsięwzięciu, jednak ostatecznie, za sprawą drobnych negocjacji w których, między innymi, zażyczył sobie tarty maślanej, Calderon zjawił się z koszyczkiem w Domu Kultury jeszcze przed tabunem kobiet, które w tym czasie zapewne wygrzebywały dopiero wszelkie oszczędności. Oddał go w opiekę wskazanej osobie, po czym zapoznawszy się z organizacją non-profit, której mieścina wręczy zebraną w akcji gotówkę, wyszedł na krótki spacer; zostało mu jakieś trzydzieści minut do rozpoczęcia biegu.
    Powróciwszy, zastał już wpół pełną salę. I nie krył zdumienia.
    Panie stanowczo postarały się o aparycję, bowiem prezentowały się na tyle efektownie, że Cesar był zmuszony kilkakrotnie zamrugać oczami aby się upewnić, czy wzrok nie płata mu figli. Z tego co zaobserwował, to przynajmniej większa część kobiet brała udział w wydarzeniu na poważnie, podczas gdy on traktował je jako formę niecodziennej rozrywki.
    Przeszedł więc z wolna obok jednej ze ścian, by ulokować się w mniej obleganym miejscu nieopodal frontowych drzwi, skąd zamierzał śledzić dalszy rozwój wydarzeń. Do osiemnastej została już tylko chwila.

    Cesar

    OdpowiedzUsuń
  10. Tom Preston gotowy do licytacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cesar, wszyscy:

    Leah nie zamierzała złowić tu potencjalnego partnera na przyszłość, bo jak każdy w Mount Cartier wie, panna Mackenzie stroni od męskiego towarzystwa tak, jak tylko może.
    Nie zmieniało to jednak faktu, że dostawy pieczywa pod same drzwi pozwoliły jej na odłożenie całkiem pokaźnej sumy, to jest 98$. Przez cały czas utrzymywała, że doręcza wypieki z dobrego serca, więc naturalną koleją rzeczy pieniądze, które dawała sobie wcisnąć należało podarować komuś innemu - i ta licytacja była do tego odpowiednia.
    Nie czarujmy się. Odpowiedni nacisk ze strony babci Ethel też zrobił swoje.
    Zjawiając się na czas, u wejścia napotkała Cesara, posyłając mu serdeczny uśmiech. Podejrzewała, że on również nie zjawił się z własnej, niczym nieprzymuszonej woli, więc zaśmiała się cicho, postanawiając przycupnąć sobie obok. Zdecydowanie nie pasowała do reszty przedstawicielek płci pięknej, jak zwykle odziana w jeans i ciepły sweter, w którego rękawach chowała drobne dłonie.
    - Co ciotunia obiecała Ci wzmian za udział? - zapytała, szczerze zaciekawiona, kiedy sięgała do własnego koszyczka po ciepłe bułki. Jedną z nich pytająco wysunęła w stronę mężczyzny. Głupio byłoby opychać się samej, uprzednio nie oferując poczęstunku drugiej osobie.

    Leah Mackenzie

    OdpowiedzUsuń
  12. Leah, wszyscy:

    Wzrok mężczyzny mimowolnie skierował się ku drzwiom, gdy kolejna osoba zdecydowała się na udział w przedsięwzięciu. Zauważywszy Leah, nawet nie próbował zachować codziennego wyrazu twarzy, bo uśmiech sam wpychał się na usta. Przesunął się wzdłuż parapetu, by panna Mackenzie mogła swobodnie przycupnąć.
    — Tartę maślaną i dobry napój ze świdośliwy. — Roześmiał się krótko z racji tego, że Leah szybko zdążyła rozgryźć jeden z powodów jego przybycia do Domu Kultury.
    Wzruszył ramionami na znak bezgrzeszności. — Myślę, że to dobry układ — zerknąwszy na pieczywo, sięgnął po jedną z bułek i od razu nadgryzł jej skrawek. Nie był głodny, ale wypiekom spod skrzydeł pań Mackenzie po prostu nie mógł odmówić.
    — Zamierzasz wylosować miłość... — spojrzał na ciemnowłosą, marszcząc po sekundzie czoło, bo coś mu nie pasowało. Z tego co się orientował, to byłoby dość nietypowe zachowanie w życiu Leah — dla, hm, Ethel?
    Starsza kobieta pewnie również miała swój udział w wysłaniu Leah na walentynkową licytację. A właściwie, to po ostatniej kolacji z towarzystwem Mackenzie nie miałby nawet wątpliwości, że miała.

    Cesar Calderon

    OdpowiedzUsuń
  13. Ulokowawszy się wygodnie na parapecie, zaplotła ręce pod biustem i zaczęła swobodnie bujać stopami w powietrzu. Słysząc odpowiedź, parsknęła cichym, acz szczerym śmiechem, który nabrał na sile, gdy tylko wyobraziła sobie zaskoczenie potencjalnego wylosowanego.
    - Przecież to genialny pomysł! - rzuciła z żywym błyskiem w oczach koloru letniej burzy - Szkoda, że nie pomyślałam o tym, by zabrać ją ze sobą. Wyobraź sobie, któregoś z tych młodych, krzepkich mężczyzn na pikniku z moją babunią. Założę się, że nie dałaby im się nudzić.
    To powiedziawszy, mrugnęła znacząco do Cesara. Jakby nie patrzeć, miał okazję osobiście przekonać się o energii drzemiącej w ciele staruszki, kiedy ta zaciągnęła go do tańca.
    - Przyszłam, bo podoba mi się idea pomysłu. Myślę, że przeboleję jedną "randkę", jeśli komuś to pomoże. Poza tym, spójrz na to tak - może uda mi się kupić Twój koszyk, a wtedy zawiniemy się stąd jak najszybciej i zamkniemy w Twojej chatce, opychając rybą i bułkami, a krewnym powiemy, że... - ściągnęła brwi, myśląc intensywnie - Nie, to bez sensu. Na pewno dowiedzą się, jak przebiegła licytacja. W każdym bądź razie, "randka" z Tobą byłaby przyjemnością, Cesar - zaśmiała się, oczywiście sobie żartując. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić ani swojej osoby, ani osoby Calderona na spotkaniu podszytym motywem romantycznym.

    Leah

    OdpowiedzUsuń
  14. Viv, wszyscy

    Podkuliła nogi, jak to zwykle miała w zwyczaju, i objęła się ramionami, czując przechodzące jej po plecach dreszcze. Chociaż w Mount Cartier mieszkała całe życie, jej ciało jakby wciąż buntowało się przed mrozem. Po chwili, kiedy tylko chwyciło ją znużenie, oparła głowę o chłodną szybę i czekała cierpliwie na rozwój wydarzeń. Kiedy nie wiadomo skąd pojawiła się obok niej Viv, Paris lekko podskoczyła, prostując się i nachylając, aby ucałować policzek kuzynki.
    - To miasteczko zawsze było zakręcone - przyznała Kat, spuszczając na dół nogi. - Kiedy byłyśmy młodsze, po prostu tego nie zauważałyśmy.
    Kathryn uśmiechnęła się łagodnie, przez cały czas przyglądając się twarzy Vivian. Wciąż nie potrafiła uwierzyć, że po tylu latach rozłąki ponownie zostały zjednoczone - okoliczności nie były dla Kat szczególnie znaczące, po prostu cieszyła się, że ma z powrotem powierniczkę swoich sekretów.
    - Burmistrz zorganizował połów mężczyzn - zaśmiała się gardłowo. - Nie jestem do końca pewna, jak to wszystko będzie wyglądać, ale sam pomysł brzmi zabawnie, więc postanowiłam, że wezmę w tym udział. No i Scott też tutaj jest - dodała, kręcąc oczami i uśmiechając się półgębkiem.

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  15. Kat, Clarissa, ,Scott, Cesar, Leah

    Przytaknęła na znak, że zrozumiała o co chodzi w całej idei licytowania facetów z miasteczka, ale i tak nie miała pojęcia jak burmistrz przekonał chociaż jednego kawalera do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Gdyby to kobiety były wystawione do licytacji, ona co najwyżej popatrzyłaby sobie z boku i nie brała czynnego udziału w tej maskaradzie, czyli dokładnie to samo, co zamierzała zrobić teraz.
    — Scott bierze w tym udział? — zapytała nieco zaskoczona, rozglądając się po domku kultury w poszukiwaniu czupryny faceta swojej kuzynki. Kto by pomyślał, że akurat Finlay da się wkręcić w coś takiego teraz, gdy miał już dziewczynę i nie potrzebował kolejnej. — Pewnie przetrząsnęłaś cały dom, żeby mieć za co o niego grać? — Uśmiechnęła się delikatnie do Kat, zaraz jednak jej wzrok spoczął na grupce skupionej pod przeciwległym oknem. Na pierwszy plan wychodziła młoda kobieta w swoich zdecydowanie lepszych ciuchach od tych prezentowanych przez miejscowe kobiety - z tego co Viv zdążyła już usłyszeć to była niejaka asystentka pisarza siedzącego od paru miesięcy w miasteczku - nie ona jednak przykuła jej uwagę. Gdzieś tam za nią i za Scottem, który też gdzieś tam jej mignął, dostrzegła... No tak, Cesara i Leah. Nie powinien jej chyba dziwić ten widok.
    — O niee... Powiedz, że mam zwidy i to nie Cesar — jęknęła pod nosem do kuzynki, od razu wciskając kieszenie głębiej w kieszenie płaszcza (innego niż ostatnio!) i zastanawiając się jak tu niepostrzeżenie uciec przez okno...

    Vivian

    OdpowiedzUsuń
  16. Leah, Kat, Vivian

    Skoro Leah kazała mu sobie wyobrazić babuszkę Ethel, popijającą czerwone wino z jednym z tych krzepkich mężczyzn... Zrobił to. Mimowolnie parsknął śmiechem, wszak byłby to jeden z najzabawniejszych widoków, jakie miał okazję podziwiać w ostatnich miesiącach! Dopiero, gdy odebrał znaczące spojrzenie Leah spoważniał, wymalowawszy na licu zabawny grymas, i sprzedał dziewczynie kuksańca z łokcia. — Wywiesiłbym białą flagę już na starcie. Chyba, że dostałbym koszyk bułek, wtedy bym się zastanowił.
    Oczywiście, Cesar uważał Ethel za przemiłą staruszkę, która momentami bywa bardziej żywiołowa, niżeli on sam, a jeśli chodzi o Leah – z pewnością wiele po babci odziedziczyła. Talent do zjednywania sobie ludzi również.
    Wsunął do ust ostatni kęs bułki.
    — Podejrzewam, że informacja o wynikach dotrze do krewnych już na minutę po zakończeniu licytacji — matka Cesara z pewnością czeka jak na szpilkach, by przewertować listę zwyciężczyń — ale tak – to byłoby przyjemne rozwiązanie. — Uśmiechnął się do Leah, po czym przeniósł spojrzenie na salę.
    Obecność mieszkańców na dzisiejszym wydarzeniu była idealnym dowodem, potwierdzającym specyfikę Mount Cartier – obywatele tej mieściny są ze sobą strasznie zżyci, udowadniając to każdorazowo na organizowanych przez burmistrza przedsięwzięciach, które wspólnie świętują.
    Powiódł wzrokiem od lewej do prawej, aż zatrzymał nagłe spojrzenie na Vivian i odwracającej się właśnie Kat. Podniósł dłoń, by pomachać w kierunku kobiet.
    Spodziewał się, że spotka Kathryn na licytacji, jednak nie sądził, że o któryś z koszyków będzie walczyć również Vivian.

    Cesar

    OdpowiedzUsuń
  17. Viv, Cesar, wszyscy

    - Tak - odpowiedziała, odnajdując w kieszeni płaszcza starą, twardą gumę miętową. Mimowolnie wzruszyła ramionami i wsadziła ją do buzi. Musiała kilkakrotnie z większą siłą użyć żuchwy, jednak po chwili guma nadawała się już do żucia.
    - Oboje uznaliśmy, że to może być całkiem niezła zabawa - ciągnęła po chwili, zakrywając usta białą jak mleko dłonią. - Mam nadzieję, że rozpoznam jego koszyk i te sześćdziesiąt cztery dolary wystarczą, aby wygrać tego... Lowelasa - zaśmiała się, zeskakując zgrabnie z parapetu i stając obok swojej kuzynki.
    Po słowach Vivian zerknęła w bok i ujrzała, tak samo jak blondynka, kilka znajomych twarzy.
    - Przestań - rzuciła przez zęby, podnosząc rękę i odmachując Cesarowi. - Staraj się zachowywać normalnie, podejdź do tego na luzie i z większym dystansem - powiedziała, odwracając się w jej stronę i uśmiechając się delikatnie. Szturchnęła ją lekko łokciem w ramię, dając tym samym do zrozumienia, że jest przy niej i niczym nie musi się przejmować. Na razie.

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  18. Theodor Black gotowy do licytacji :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Kat, Cesar

    — Przecież nic nie robię — odburknęła, odsuwająć się o krok, tak na wszelki wypadek, gdyby Kat miała nadzieję na zafundowanie jej kolejnego kuksańca. Przezorny zawsze ubezpieczony, prawda?
    Sam widok Cesara nie przerażał ją aż tak (w końcu zdążyli się już spotkać po jej powrocie), niż fakt, że skoro był tutaj i należał ciągle do grona kawalerów (chyba), to brał także udział w licytacji. I ktoś dzisiaj zafunduje sobie z nim randkę, a raczej głupio było na to patrzeć i jednocześnie pamiętać, że ostatnim razem jak mieszkała w tym mieście, to ona chodziła z nim na randki... kiepska perspektywa.
    — Myślisz, że jeszcze mogę uciec? — zapytała z nadzieją, chociaż wiedziała że nie. Cesar pomachał Kat, więc na pewno zauważył je obie. Upewniła się w tym tylko gdy zerknęła z powrotem i napotkała jego spojrzenie... nie pozostało jej nic innego niż też pomachać, chociaż na pewno nie zrobiła tego tak energicznie jak Kat.
    — Ja mam jedną pieciodolarówkę i trochę centów... szłam na drinka do baru, a nie tutaj — przyznała, od razu wiedząc, że nie ma sensu brać udziału w tych licytacjach. Nawet jeśli teoretycznie mogła mieć ku temu powód.

    Vivian

    OdpowiedzUsuń
  20. Kat, Viv, Leah, Cesare:

    Czasami nawet praca na poczcie może przysporzyć pewnych kłopotów i najwyraźniej to był właśnie ten dzień, bo kiedy wszyscy zdążyli już zebrać się w Domu Kultury, sumienny (jak zawsze) Finlay w pośpiechu sortował listy w biurze. Chciał jak najszybciej wywiązać się ze swoich obowiązków, by móc dołączyć do reszty, co było do przewidzenia, w końcu ustalili z Kat, że przysłużą się będą się dobrze bawić, a przy okazji przysłużą się jakoś miasteczku. Cele licytacji były szczytne, a serca Kat i Scotta czyste (nikt nie potrafiłby temu zaprzeczyć), nic więc dziwnego, że przedkładali związek nad tak ważne, charytatywne przedsięwzięcie. Poza tym, Scott OCZYWIŚCIE działał zgodnie z regułami fair play, ale - OCZYWIŚCIE - liczył na to, że jego dziewczyna zna go na tyle, by wybrać JEGO koszyczek. W czym troszeczkę, ociupinkę, ciut-ciut jej pomógł, przemycając do przedmiotów trochę siebie, a właściwie tego, co zdążyli się już o sobie dowiedzieć. I z tą właśnie myślą zaraz po skończonej pracy wparowął do pomieszczenia, przeciskając się przez zastały tłum zarówno pań, jak i gotowych do licytacji panów, których było zdecydowanie... więcej, niż się spodziewał.
    — Kat... Kat! — krzyknął w jej kierunku, dostrzegając ją przy boku Vivian. Niestety, dotarcie do nich graniczyło z cudem przy przepychu, jaki panował pod sceną. — Och, przepraszam! — mruknął tylko skruszony, gdy w całym tym zamieszaniu trącił Bogu winną kobietę, a ściślej mówiąc, Leah.
    — Cześć, Cesare.
    Mężczyzna być może go nie kojarzył, ale za to Finlay z imienia i twarzy kojarzył praktycznie wszystkich, a to dlatego, że Ci wszyscy odbierali w mieście listy. Od niego, rzecz jasna.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  21. Cesar, Leah, Wszyscy

    Nie wierzył, że będzie brał udział w tym szaleństwie, bo to było szaleństwo, a to małe miasteczko zmieniało się powoli w istny cyrk na kółkach. A jednak, mimo wszystko znalazł się tutaj i nawet przygotował swój koszyczek, chociaż najchętniej, by się do niego nie przyznawał.
    Stał w rogu sali, patrząc na ludzi zapełniających pomieszczenie. Wszystkich kojarzył. Zapewne niektóre z kobiet zacierały sobie ręce na konkretnych panów. Jeśli któraś przez pomyłkę wybierze jego koszyk, no cóż... Już widział to rozczarowanie, ale może chociaż będzie miał jakieś towarzystwo na wieczór. Zawsze lepsze to niż picie w samotności. Chyba zaczynał się staczać, ale wolał odsuwać od siebie te nieprzyjemnie przemyślenia, przynajmniej na tej jeden dzień.
    W pewnym momencie dostrzegł Cesara – dobry kumpel wydawał się być odpowiednim wsparciem w tej całej farsie. Właśnie dlatego skierował swe kroki w stronę mężczyzny. Dopiero, gdy był bliżej dostrzegł jego towarzyszkę, ale nie będzie się już wycofywał.
    — Leah, Cesar — skinął im głową na przywitanie i uśmiechnął się lekko. — Widzę, że też postanowiliście w tym uczestniczyć. Czy tylko ja mam wrażenie, że z roku na rok pomysły burmistrza zaskakują coraz bardziej? — przesunął jeszcze raz wzrokiem po zgromadzonym towarzystwie. Oczywiście było tu też kilka osób po to, by zapewnić sobie rozrywkę tym wieczorem, całym wydarzeniem i samą obserwacją licytacji, bez konkretnych oczekiwań co do jej przebiegu. Zapewne był to gorący temat na kilka najbliższych dni, jeśli nie tygodni.

    Theodor Black

    OdpowiedzUsuń
  22. chyba wszyscy :))

    Zauważyła, jak kuzynka odsunęła się od niej nieznacznie. Uśmiechnęła się szerzej, ponownie wkładając dłonie do czarnego płaszcza.
    - Jeszcze możesz się dobrze bawić - przyznała, zerkając kątem oka na stojącego nieopodal Cesara. - Zostań ze mną albo dla mnie - dodała, czując, że i tak, i tak nie przekonała Viv do wzięcia udziału w licytacji. - To nie ma znaczenia, ile masz pieniędzy, pomyśl o celach charytatywnych... Może wygrasz jakiś ciekawy koszyczek i spędzisz miło wieczór z kimś... - zamyśliła się na moment, szukając odpowiedniego słowa. - Z kimś nieszablonowym - wypaliła w końcu, sama nie wiedząc, skąd przyszedł jej do głowy tak wyrafinowany (jak na nią) wyraz.
    Gdzieś w oddali usłyszała głos Scotta, jednak w korytarzu uzbierało się już sporo ludzi i Kat z trudem mogła go wypatrzyć.
    - Chodź - powiedziała i chwyciła Viv za rękę. Niewiele myśląc, ruszyła w kierunku swojego chłopaka, Cesara, Leah i Theodora, który pojawił się jakby znikąd.
    - Cześć wszystkim - rzuciła na powitanie, podchodząc do Scotta i nachylając się, aby złożyć pocałunek na jego ustach, kiedy nagle stanęła jak wryta i powoli zaczęła się cofać.
    - Przecież jesteśmy singlami - powiedziała, robiąc przy tym zadziorną minę i mocniej chwytając ramię Vivian, aby ta przypadkiem się jej nie wyrwała.

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  23. Wszyscy:

    Obecność Theo dodała Cesarowi otuchy, bo zazwyczaj jeśli pojawiali się gdzieś we dwójkę, wracali zadowoleni... Zresztą, nie spodziewał się mężczyzny akurat tutaj, dlatego mimowolnie wygiął usta w szerokim uśmiechu, witając go charakterystycznym kiwnięciem głowy.
    — Masz całkowitą rację, cześć! — Przyznał, bowiem burmistrz miał głowę pełną szalonych rzeczy i to nie ulegało wątpliwościom — Zwieńczymy dzień przy szklance świdośliwy. — Rzucił do kumpla porozumiewawcze spojrzenie, po czym spojrzał na Scotta, a po chwili na Kat i Vivian, które również znalazły się w zasięgu ręki.
    Było niebywale tłoczno, aż trudno uwierzyć, że większość mieszkańców pokusiła się o udział w zabawie!
    — Cześć — kiwnąwszy lekko głową, zerknął pobieżnie po twarzach znajomych — Pan Connelly będzie zadowolony.
    W końcu w akcję zaangażowała się większa część miasteczka, a z tego co Calderon zauważył, niektórym zależało szczególnie na przekazaniu sumy na tak szczytny cel. Zresztą, Cesar sam pojawił się w Domu Kultury właśnie dlatego... I dla tarty maślanej, ot co.
    Przeniósł wzrok na Vivian, która na pierwszy rzut oka nie wyglądała na zadowoloną z takiego obrotu sytuacji, a za moment znów wrócił spojrzeniem do Theodora, którego zamierzał wyciągnąć wieczorem na szklankę dobrego napoju.

    Cesar

    OdpowiedzUsuń
  24. Kat, Vivian:

    Jeszcze trochę, a mieli szansę zebrać kółko różańcowe, a to dlatego, że wokół Leah i Cesare'a zrobiło się niezłe zbiegowisko, gdy nagle do towarzystwa dołączył Theo, Viv i Kat. Było coś wyjątkowego w tym miejscu, tak jakby ten konkretny punkt na sali zbierał najmłodszych uczestników imprezy. Scotta obchodziło to jednak tylko w części, a mianowicie w tej części, w której pojawiła się panna Paris. Wprawdzie z zamiarem zbycia go, o czym przekonał się w chwilę później, ale hola, hola! Nie zamierzał tak łatwo rezygnować z pocałunku.
    Złapał dłoń swojej dziewczyny, tworząc węzeł rąk złożony już nie z dwóch, a z trzech żywych jednostek, przy czym tą w postaci Vivian się zupełnie nie przejmował, skupiając wzrok na Kathryn. To ona miała większą siłę przebicia w tym żeńskim paringu, ot co.
    — W takim razie potraktuj to, jako przyjacielski gest — rzucił krótko i powściągliwie, nieco mniej powściągliwie całując ją w usta. Bo kurcze, żadna licytacja nie zakłóci pewnych tradycji, a jedną z nich od pewnego czasu stało się witanie panny Paris. Ponoć trwałość w związku zależała właśnie od takich posunięć, więc w dobrej intencji było uhonorowanie tego.
    — Powodzenia w licytacji — uśmiechnął się jeszcze, puszczając jej dłoń.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  25. kółko różańcowe... to znaczy, chciałam napisać: wszyscy ♥

    Leah niewątpliwie poszła w ślady swojej babuni, co dało się dostrzec w zaangażowaniu, z jakim pochodziła do każdej, choćby najdrobniejszej czynności, na jaką się porywała. Wystarczyło spojrzeć, jak dobrze radzi sobie ze stadkiem niesfornych zwierząt, a zwłaszcza dwójką koni w sile wieku, czy młodym rysiem, które powinny spożytkować jej całą energię witalną. Tymczasem starczało jej energii na odśnieżanie, rąbanie drwa na opał (tu wolała co prawda korzystać z uprzejmości mężczyzn, nie mogła jednak wyręczać się ich siłą za każdym razem) i utrzymanie domu w porządku, ilekroć Ethel nie zdążyła jej ubiec. Poza tym razem czuwały nad rodzinnym interesem, a panna Mackenzie całkiem dobrowolnie wdrapywała się na nagi koński grzbiet i prędko popędzić do klientów, zanim wypieki wystygną. Ba, lubiła to! I dodatkowy zarobek nie miał z tym nic wspólnego. Na początku czuła się wręcz urażona, bo przecież robiła to z dobroci serca, a nie dla własnej korzyści, szybko jednak zdała sobie sprawę, że nikt nie chce jej tymi pieniędzmi zaszkodzić. Tym bardziej, że począwszy od dziś, zamierzała przekazywać je w ręce potrzebujących.
    Mimo, że nie przyszła tu z najlepszym nastawieniem, obecność Cesara, a potem innych znajomych twarzy, które zgromadziły się wokół nich, szybko napełniła ją entuzjazmem. Nie przeszkadzało jej nawet, że ktoś ją potrącił, bo tym kimś okazał się być szczerze skruszony Scott. Zaśmiała się więc, posyłając mu sympatyczny uśmiech.
    - Nie szkodzi, nic się nie stało.
    Widząc go z Kath, zastanawiała się, co oni tu tak właściwie robią. Niemniej, gdyby wylosowała koszyk Finlaya, obiecała sobie zamienić się z panną Paris. Niedługo potem dotarł do niej głos miejscowego grabarza, który nieco straszył ją swoim wyglądem, zajęciem i posturą. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że przyjaźnił się z Cesarem, znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie ma się czego z jego strony obawiać.
    - Witaj, Theo - rzuciła więc, wesoło skinąwszy mu głową. Na zadane pytanie wyruszyła tylko ramionami, w ten sposób obrazując swoje rozbawienie sytuacją.
    - Mnie się tam podoba. To piękna inicjatywa, a miłości obawiać się przecież nie muszę.
    W końcu jedno spotkanie, w dodatku będące zrządzeniem losu, nie zobowiązywało do niczego nikogo z tu zebranych. A już na pewno nie do zakochania, czy miłości.
    - Nie jesteśmy do niczego zobowiązani - zaśmiała się - Może być całkiem miło.

    Leah Mackenzie

    OdpowiedzUsuń
  26. wszyscy obecni w kółku

    Prawdę powiedziawszy nie miała pojęcia ani kiedy, ani po co została zaciągnięta w inny koniec pomieszczenia. To znaczy mogła się domyślić, że Kat chciała dołączyć do Scotta, ale przecież nie musiała jej ciągnąć za sobą niczym pięcioletnie dziecko uczepione rodziców jak rzep. Wizja postawienia Paris i Finlaya w takich rolach sprawiła, że mimowolnie uśmiech wkradł się na jej wargi, gdy zabierała dłoń z uścisku kuzynki. Dobrze, że nie parsknęła śmiechem, bo dopiero ściągnęłaby na siebie uwagę wszystkich!
    A tych wbrew pozorom dookoła nich nie było znowu tak niewiele. Teraz jej szanse niepostrzeżonej ucieczki zmalały już do zera, nie pozostawało jej więc nic innego niż zaakceptować udział w tym nietypowym wydarzeniu.
    — Niektórzy z nas chyba pomylili imprezy — zauważyła żartobliwie, gdy Scott w końcu przestał oznaczać kto tutaj należy do niego z grona Pań. Vivian wolałaby nie być w skórze tej, która pierwsza zlicytuje koszyk należący właśnie do tego faceta... Kathryn na pewno nie skakałaby wtedy ze szczęścia, nawet jeśli wiedziała, że jego serce jest tylko jej!
    Nie umknęła jej wypowiedź Leah o "niezobowiązującym spotkaniu", którego mieli się dopuścić na wypadek ewentualnej wygranej... Sama aż za dobrze wiedziała jak jedno spotkanie może zmienić wszystko, ale nad tym nie będzie się przecież rozwodzić w obecnym towarzystwie!
    — Z całym miastem patrzącym na ręce, gdy będzie już wiadome kto z kim się spotyka? Będzie dobrze jak uda się przeżyć te randki tylko we dwójkę — zauważyła, kręcąc głową. Oj, te pikniki to będzie idealna pożywka do plotek na kolejny miesiąc!
    — Wy też bierzecie udział? — zagadnęła do dwóch pozostałych mężczyzn, bo o Finlayu już przecież wiedziała. Kwestia Theo i Cesara pozostawała jednak niejasna, bo mogli jak kilka innych osób przybyć tu tylko po to, żeby spotkać się ze znajomymi i zobaczyć na co wpadł burmistrz.

    Vivian

    OdpowiedzUsuń
  27. Wszyscy:

    Walentynki sprowadziły do Domu Kultury nie tylko interesujących singli, ale także sporą rzeszę gapiów, którzy najwyraźniej poczuli randkowy zew i siłę wsparcia, kibicując swoim najbliższym w licytacji. Tak to przynajmniej wyglądało z perspektywy obserwatora, kiedy stare babuleńki, wścibskie cioteczki i zatroskane matki poklepywały po ramionach młode wnuczki, córki lub chrześnice. Biedne kobiety pod maską niezadowolenia starały się ukryć wstyd i zażenowanie, wynikające z obecności „przyzwoitek”. Tylko niektóre pannice przybyły same, tak jak to się miało w przypadku Vivian, Kathryn, Clarissy, Aurory czy Leah. I wprawdzie wszystkie mogły czuć się wolne od natrętnych spojrzeń starszych, ale części z nich nie ratowało to przed kiepskim nastrojem.
    Tymczasem jedynym wyraźnie zadowolonym z przebiegu wydarzenia był Burmistrz Connelly. Ludzie zebrali się w ilości, której nie przewidział i cieszyło go to tak bardzo, że szczerzył się absolutnie do wszystkich i wszystkiego.
    — Czas rozpocząć walentynkową akcję charytatywną!
    Słowa dobiegały ze zmontowanej specjalnie na tę okazję sceny, mieszczącej się na środku pomieszczenia.
    — Siadajcie, siadajcie, bo przed Nami piękna licytacja! — popędzał dziewczęta, wskazując energicznie na krzesła ustawione przed sceną, przy czym sam zaczął wyciągać z tłumu Panów-Singli, ustawiając ich w szeregu na deskach za mównicą. — Oto nasza piątka wspaniałych, która proponuje randkę! Chcecie wygrać wymarzony wieczór z Księciem z Bajki? Nic trudnego, wystarczy dołączyć do wydarzenia, a zaczynamy od... przedstawienia koszyczków. Oto one!
    Płachta, do tej pory przykrywająca długi stół na scenie, została ściągnięta, odsłaniając wiklinowe i drewniane konstrukcje, a Burmistrz, zachwycony spektakularnym startem, aż klasnął żywo w dłonie.

    * * *

    Informacja dla wszystkich: Koszyczki zostały ustalone w losowej kolejności, by nie sugerować ich przynależności do któregoś z Panów. Licytacja przebiega według kolejki, więc większe szanse mają te Panie, które dołączyły na wydarzenie wcześniej. Fabularnie przekłada się to na refleks postaci. W końcu szybkość też się liczy, prawda? Każdy użytkownik ma 30 minut na napisanie komentarza fabularnego w swojej kolejce. Po tym czasie kolejka przeskakuje na następnego gracza.

    Informacja dla Pań: Do wydarzenia zostały dołączone opisy koszyczków. Czas się z nimi zapoznać i zadecydować, o który lub które z nich będzie walczyła Wasza bohaterka. Panie mają prawo do licytowania tylu koszyczków, na ile starczy im funduszy. Kiedy wszystkie z Pań zapoznają się z opisami, należy poinformować o tym poprzez krótki komentarz: gotowa do licytowania. Po przekroczeniu pół godziny od wstawienia tego komentarza, licytacja zaczyna się bez względu na to, czy kobiety zgłosiły swoją gotowość.

    Informacja dla Panów: Panowie mają obowiązek milczeć co do tego, który koszyczek należy do Niego. Wolno mu jednak łapać kontakt z publicznością poprzez np. uśmiechanie się, wykonywanie gestów, chodzenie po scenie. Nie wolno mu jednak jej opuszczać. Na podium należy stać do momentu sprzedania ostatniego koszyczka.

    OdpowiedzUsuń
  28. Vivian Amondhall gotowa do licytowania.

    OdpowiedzUsuń
  29. Leah MacKenzie gotowa do licytowania.

    OdpowiedzUsuń
  30. Vivian:

    Lou nie interesowały tego typu imprezy, w całej swojej rozciągłości (i rozwiązłości), wydawały jej się zwyczajnie sztuczne, ale był jeden aspekt tego wydarzenia, który zachęcił ją do uczestnictwa — charytatywna pomoc. Indiańska krew, a co za tym idzie, potrzeba integracji z tymi, którzy mieli najmniej, sprawiała, że Momoa nie widziała innego rozwiązania, jak pojawienie się w Domu Kultury, a choć nie planowała wykupywać żadnego spotkania z księciem z bajki (tacy przecież nie istnieli), chciała wydać zebrane pieniądze. W jaki sposób? Ano w bardzo prosty — oddając okazję do randkowania innej, naiwnej Pani. Tej bardziej potrzebującej.
    W tym celu przeszła się wokół zebranych kobiet, sprawdzając, która z nich dzierży w dłoni najmniej pieniądzy i kiedy okazało się, że jest nią Vivian, po prostu stanęła obok, wyciągając jej z ręki sześć dolarów.
    — Uznaj to za dobrze ubity targ — to mówiąc, zrobiła podmiankę, wręczając jej swoje zaoszczędzone przez ostatnie miesiące pieniądze, składające się na 87$. W tym sezonie sprzedaż psiaków była wyjątkowo udana. Pewnie za sprawą troskliwych tatusiów, takich jak Jake.

    Lou Momoa

    OdpowiedzUsuń
  31. Aurora Walker gotowa do licytacji.

    OdpowiedzUsuń
  32. LICYTACJA WŁAŚNIE SIĘ ZACZĘŁA! KOSZYK NUMER 1 GOTOWY DO WYDANIA!

    Stary kosz wiklinowy w kolorze umbry, wykonany z wierzby amerykańskiej, i wyściełany niewielkim obrusem z wyhaftowanym, burgundową nicią, sercem. W środku złożony koc, w którym szczelnie spoczywa butelka nalewki i dwie szklaneczki. Na nich świeże, domowe sucre a la creme, standardowo przygotowane ze skondensowanego mleka; opakowanie jagód i ciepła, malinowa herbata w termosie. Koszyk jest na tyle lekki, by każda niewiasta dała radę go spokojnie przenieść. Ale to nie wszystko – zaraz pod wiekiem znajduje się złożona karteczka z napisem: gdy miniesz budynek straży, kieruj się na Roedeark, do maleńkiego, drewnianego pomostu. Tam znajdziesz więcej wskazówek.

    Informacja: od tego momentu dziewczyny w swojej kolejce podają kwotę, którą proponują za kupno koszyczka wraz z krótkim opisem fabularnym.

    Dodatkowe komentarze fabularne, nie dotyczące przebitki cenowej, można pisać poza kolejką. Panowie powinni pisać reakcję na licytację w swojej kolejce, ale mogą też pisać poza kolejką.

    OdpowiedzUsuń
  33. Wszyscy:

    — Zobowiązujące, czy niezobowiązujące, mam nadzieję, że wszyscy będą się dobrze bawić... Tylko Kat, jak nie wylicytujesz mojego koszyczka, to pamiętaj, że sama wybierałaś, który z nich obstawić! — zaśmiał się, będąc znacznie bardziej zrelaksowanym niż panna Paris, która z pewnością czuła na sobie lekką presję licytacji. Na szczęście Scott był wyrozumiałym i troskliwym facetem. Wybaczyłby jej każdy błąd, byleby wynikał z nieświadomości.
    — Idę, bo jak sam nie pójdę, to mnie Burmistrz wepchnie siłą — dodał jeszcze rozbawiony, opuszczając kółeczko i samodzielnie wchodząc na podium.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  34. Lou i trochę wszyscy inni

    Była w szoku. Te sześć dolców wyciągnęła tylko dlatego, że sprawdzała czy na pewno zabrała ze sobą klucze od domu, tymczasem znikąd nagle zostały jej one zabrane, a w dłonie wręczono jej pokaźny plik gotówki. Tak po prostu.
    — Ale… — zaczęła, zerkając to na Lou, to na Kat, to na.. właściwie na scenę, gdzie zaciągnięci zostali wszyscy gotowi do licytacji. Niezła odpowiedź na jej ostatnie pytanie, bo nagle w ich kółku zostały same panny, wszystkie wolne za wyjątkiem Paris. Theo, Scott, Cesar – wszyscy powędrowali na scenę, gdzie usiedli na krzesełkach, zaraz obok dwóch innych mężczyzn.
    — Dzięki — stwierdziła więc w końcu tylko, ściskając banknoty w ręce. Nie zamierzała brać w tym udziału, ale skoro miała cudze pieniądze, to przecież musiała je wydać… prawda? Tym bardziej jak już wiedziała, kto bierze w tym udział.
    Tak się jednak skupiła na nowej gotówce (87 dolców! Będzie musiała to później oddać jakoś Lou, może kupi matce psa?), że nie zorientowała się nawet, że licytowany jest już pierwszy koszyczek. Nie on jednak przykuł jej uwagę po odczytanej przez burmistrza prezentacji…

    pas

    Vivian

    OdpowiedzUsuń
  35. Zerwała sznur, wypuściwszy rękę Viv, która i tak luźno zwisała przy jej boku i oddała pocałunek Scotta, cmokając go jeszcze raz na koniec w ciepłe wargi.
    - Pamiętaj, że mamy inne wieczory - rzuciła, idąc już w stronę krzeseł, zwyczajnie obawiając się, że nie wybierze lub nie zlicytuje koszyczka od swojego chłopaka.
    Usiadła pomiędzy Vivian (która dostała od jak zwykle ciepłej i dobrej Lou pokaźną sumkę pieniędzy) i Aurorą, uśmiechając się lekko do każdej z nich. Oparła plecy o obite krzesło i z prawdziwym, niewymuszonym zaciekawieniem, przyglądała się pierwszemu koszykowi. Czy to może być jego koszyk?, pomyślała, zagryzając delikatnie dolną wargę. Zaczęła cichutko cmokać, licząc w głowie, ile pieniędzy może przeznaczyć na ten koszyczek.
    - Roedeark... - wyszeptała, drapiąc się po szyi. - 6$ - rzuciła na głos, podnosząc rękę. Miała nadzieję, że Scott da jej jakiś znak.

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  36. Wszyscy:

    Andrew jak zwykle wpadł do pomieszczenia spóźniony i nie chodziło wcale o „dobre wejście”, a o problem ze zlokalizowaniem Domu Kultury. Wprawdzie Mount Cartier nie było wielką metropolią, w zasadzie w ogóle stało tutaj kilka budynków na krzyż, ale... te kilka budynków wciąż sprawiało kłopot. Pod czapą śniegu każdy z nich wyglądał tak samo, a kiedy Walker rozwiązał zagadkę co do tego, w którym z nich odbywa się licytacja, pozostała jeszcze kwestia odnalezienia odpowiedniej sali. Takim oto sposobem ledwie wparował do środka, a ktoś już gwałtem wprowadzał go na scenę.
    — Panie burmistrzu…? — nie zdążył zadać pytania do końca, ale właściwie nie musiał, bo gdy tylko mała grupka panów zajęła miejsca na krzesełkach, zostało tylko jedno puste, więc drogą logiki doszedł do wniosku, że to właśnie on powinien na nim siedzieć.
    Za wygodne to one nie było, ale czego się nie robi dla dobra ogółu...

    (Cesar ponoć ma dojść po 17:30, więc zamieniam się z nim kolejnością. Teraz Andrew, a po Andrew Cesar)

    Drew

    OdpowiedzUsuń
  37. Czas Cesara na napisanie komentarza upłynął.

    NASTĘPNA W KOLEJCE: Clarissa Chambers

    OdpowiedzUsuń
  38. Clarissa zrezygnowała z licytacji pierwszego koszyka.

    NASTĘPNA W KOLEJCE: Aurora Walker

    OdpowiedzUsuń
  39. Wszyscy:

    Zanim Aurora w ogóle zdążyła się zorientować, miejsca wokół niej zostały zajęte. Kiedy wcześniej wybierała swoje krzesło na uboczu, robiła to, by pozostać w cieniu... Bynajmniej nie dlatego, że towarzystwo jej nie odpowiadało. Po prostu, robiła to instynktownie, starając się nie zwracać na siebie więcej uwagi niż było to na ogół konieczne.
    Mimo wszystko, kiedy Kat usiadła obok i posłała jej uśmiech - Walker odpowiedziała podobnym, może tylko odrobinę mniej entuzjastycznym grymasem. Humor jej w końcu dopisywał i nie widziała powodu, dla którego miałaby zignorować poznaną podczas poprzedniego wydarzenia dziewczynę.
    Chwilę później Rora skupiła się na zaprezentowanych koszykach oraz na mężczyznach usadowionych na scenie. Przez moment starała się dopasować ich do przedmiotów licytacji, ale nie było to wcale takie łatwe jako, że żadnego z nich dobrze nie znała.
    - 7$ - rzuciła, kiedy przyszła jej kolej. Tak jak to sobie wcześniej postanowiła, zamierzała z czystej przekory podbijać cenę.
    Wątpiła, aby dla zgromadzonych pań stanowiła jakąkolwiek konkurencję. Nie przejmowała się tym jednak, w końcu chodziło o dobrą zabawę, prawda?

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  40. Wszyscy
    Tom był prawdopodobnie ostatnią osobą, która poszukiwała miłości w mroźnym Mount Cartier. Zanim dobił do trzydziestki, miejscowi przypięli mu łatę starego kawalera niemożliwego do usidlenia, a on nie zamierzał nikogo wyprowadzać z błędu i gdyby nie złożona obietnica, nie siedziałby tego dnia między czterema mężczyznami, doznając publicznych upokorzeń. Miał w końcu wrażenie jakby na jego czole czerwonym mazakiem napisano: desperat i prawdopodobnie gdyby nie lata opanowania, nie byłby w stanie ukryć zaczerwienionych końcu uszu.
    Spojrzał na towarzyszy niedoli, a później zwrócił spojrzenie na kobiety, które najwyraźniej całkiem nieźle się bawiły zastanawiając nad każdym koszyczkiem, podobnie zresztą jak zwykli mieszkańcy, którzy przyszli jedynie po to by móc później o nich plotkować. Nie zrażony buchającym od Prestona pesymizmem, burmistrz Connolly zachwalał zawartość pierwszego koszyka, mając zapewne nadzieję na porządną walkę między żeńską widownią.
    — Drogie panie, nie bądźcie zbyt nieśmiałe — powiedział z czarującym uśmiechem, w który włożył resztki uroku osobistego, gdy burmistrz skończył przemowę. — przed wami randka marzeń, niepowtarzalna okazja — gdyby nie poręczna piersiówka z własnoręcznie robioną nalewką, nie byłby w stanie wydusić choćby słowa. W ten sposób, przynajmniej dopisywał mu humor.

    TOM

    OdpowiedzUsuń
  41. Leah podświadomie przypisała właścicieli trzem koszyczkom, zajmując losowe miesjce. Wywnioskowała, że pierwszy prawdopodobnie należy do Cesara, czwarty do Toma, a ostatni do Scotta. Mogła się jednak mylić, dlatego wolała spokojnie obserwować rozwój wydarzeń oraz zachowanie panów, na tej podstawie wnioskując, jak powinna się zachować.
    Szczerze zaskoczona otwartością Toma, który najwyraźniej miał dobry nastrój, uśmiechnęła się z rozbawieniem. Nie byłaby Mackenzie, gdyby nie przyjęła rzuconego wyzwania! A jeśli pierwszy koszyczek rzeczywiście należał do Calderona, na pewno nie będzie miał jej tego za złe, o czym zdążyła się już przekonać zaledwie chwilę temu. Nie krępując się więc, a wręcz dumnie wypinając pierś, uniosła dwa palce w górę, przy czym odwzajemniła uśmiech drwala, kontrolnie zerkając na Cesara.
    - Dziesięć dolarów - nie potrafiła ukryć rozbawienia sytuacją, nawet, jeśli nie trafiła w kwestii właściciela koszyczka, wciąż miała jeszcze sporą sumę za pazuchą i nie zawaha się jej użyć.

    Leah Mackenzie

    OdpowiedzUsuń
  42. Wszyscy:
    Nie do końca zarejestrował moment, w którym zmienił swoje wcześniejsze miejsce na jedno z krzesełek na scenie. Czuł się trochę jak zwierzak w klatce wystawiony na publiczny widok, jednak większą uwagę skupiały teraz koszyczki, dlatego postanowił się tym nie przejmować. Nie liczył na nic szczególnego w związku z własnym, tak właściwie to byłby zadowolony gdyby jakakolwiek suma została na niego przeznaczona skoro miało to iść na cele charytatywne.
    Mimo tego, że niezbyt chętnie podchodził do całego przedsięwzięcia, to musiał przyznać, że obserwowanie zakłopotania niektórych pań było całkiem zabawne. Na pewno nie miał zamiaru nikomu pomagać, ponieważ nie znał pozostałych właścicieli przyniesionych przedmiotów, a i zastanawiać się nad tym nie zamierzał, gdyż nie było to jego zadaniem. Uśmiechnął się tylko lekko i czekał na rozwój wydarzeń.
    — Nie ma co, idziemy się po tym napić — odezwał się cicho do Cesara, który siedział obok niego.

    Theodor Black

    OdpowiedzUsuń
  43. Vivian, Andrew:

    — Powodzenia w licytacji! — rzuciła żywo, klepiąc pokrzepiająco Vivian.
    Kiedy wszyscy zebrani stresowali się randką w ciemno, Lou zadowolona ze swojego dobrego uczynku z delikatnym uśmiechem na ustach zasiadła na krzesełku pod sceną, chowając do kieszeni jeansów te marne sześć dolarów z wymiany. Jak już było powiedziane, nie planowała się licytować, więc zamiast zbierać wszystkie siły strun głosowych do krzyku, skrzyżowała ręce na piersi, obserwując w spokoju sytuację. Nie miała nic przeciwko Panom z podium (no może poza tym mieszczuchem Andrew), wręcz przeciwnie, uważała ich za idealnych kandydatów do spotkań, ale zwyczajnie uważała przy tym, że nie należy zabierać okazji do randkowania Paniom, które tego chciały. Niektórzy naprawdę liczyli na złoty strzał!

    Lou Momoa

    OdpowiedzUsuń
  44. KOSZYK NUMER 1 W TRAKCIE LICYTACJI

    Aby przyspieszyć nieco proces i upłynnić grę, do końca licytacji koszyczka numer 1 wystarczy, że dziewczyny będą podbijać cenę, wpisując w komentarz kwotę, np. 12$, a panowie mogą dać znać w dowolny sposób. Czas na zastanowienie się, czy warto podbijać/napisanie komentarza to 10 minut. Zasada obowiązuje do godziny 24:00.

    OdpowiedzUsuń
  45. Kathryn:

    Dopiero po odkryciu wszystkich koszyczków Scott zdał sobie sprawę z tego, że chyba nie ułatwił zadania pannie Paris. Jego przynależność nie tylko nie wskazywała jasno na Niego, ale również zdawała się go pogrążyć. Może to za sprawą tego, że w Mount Cartier wszyscy mężczyźni myśleli podobnie, a może po prostu powinien na wstępie ciapnąć do środka jakąś karmę dla psa, albo chociaż tę uroczą figurkę, którą strugał kilka dni temu w domu. To pomogłoby w zidentyfikowaniu jego kosza. Teraz to jednak musztarda po obiedzie. Westchnął ciężko, siadając na krzesełku, w zupełnie bezmyślnym odruchu patrząc na Kat, pociągającą za smycz Vadera.
    — Kat, gdzie masz rękawiczki?! Zmarzniesz! — rzucił jeszcze ze sceny, gryząc się w język zdecydowanie za późno. No ale cóż zrobić? Wiecznie martwił się o złe krążenie swojej dziewczyny. Kiedykolwiek by jej nie widział, zawsze miał wrażenie, że ta szczupła istotka jest zbyt subtelna na Mount Cartierowskie mrozy.

    Scott Finlay

    OdpowiedzUsuń
  46. [napisałam wcześniej dlatego wkleję już…]

    Im dłużej przyglądała się koszykom, tym bardziej była niepewna, co do tego kto był ich właścicielami. Nie sądziła nawet, że będzie się nad tym zastanawiała, bo nie planowała w to grać. Widok Cesara na scenie sprawił jednak, że poczuła coś, czego nie czuła już baaardzo dawno temu. Dlatego zaczęła tak myśleć. I dlatego coś sobie przypomniała, coś co lubił robić jego mama, coś czego nie potrafiła sobie odmówić, coś…
    Trzydzieści dolarów
    Właściwie nie wiedziała kiedy jej się to wyrwało. Nie była nawet pewna czy to na pewno ten koszyk, ale nie odważyła się spojrzeć na Calderona, by poznać jego reakcję na jej włączenie się do licytacji.

    Vivian

    OdpowiedzUsuń
  47. Uśmiechnęła się pod nosem. Zdjęła płaszcz i położyła go na kolanach, usadawiając się wygodniej na krześle.
    - Pas - rzuciła, patrząc na Scotta.

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  48. — Zdecydowanie — zwrócił się do Theo z niemrawą miną, bo będąc pod ostrzałem kilkunastu par oczu, czuł się o stokroć gorzej, niżeli w zaciszu własnej chaty. Jednak robił to dla akcji charytatywnej i obiecanek, które zagwarantowała mu matka, dlatego był w stanie wysiedzieć na podium.
    Usłyszawszy znajomy głos, który obwieścił o podbiciu kwoty pierwszego koszyczka do trzydziestu dolców, ściągnął brwi, wyłapując spojrzeniem Vivian. Po chwili złagodniał, malując na twarzy widmo poweselałego wyrazu, bo chyba kobiety nie wiedziały w co się pakują... Albo tylko jakaś ich część.

    Cesar

    OdpowiedzUsuń
  49. Wszyscy:

    Początki licytacji nosiły na sobie ślad powściągliwości, ale dziewczęta chyba powoli się rozkręcały, bo nim zdążył się obejrzeć, przetarg żywym towarem doszedł do 30 dolarów. Cóż za przeskok! Takiej rozrzutności po mieszkańcach tego maleńkiego miasteczka się nie spodziewał.

    Andrew Walker

    OdpowiedzUsuń
  50. Clarissa zrezygnowała z licytacji pierwszego koszyka.

    NASTĘPNA W KOLEJCE: Aurora Walker

    OdpowiedzUsuń
  51. Wszyscy:

    Aurora pokręciła głowa na przebieg licytacji. Chciała się dowiedzieć, kto był autorem pomysłu z podchodami, ale tak po prawdzie po prostu nie było jej na to stać. Mogła przygotować się bardziej, ale trudno.
    - Pas - rzuciła bardziej do siebie, niż do tłumu i uniosła kącik ust w wyczekiwaniu.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  52. Wszyscy:

    Nie oczekiwał zbyt wielkich emocji podczas licytacji, ale rzeczywistość ograniczyła jego wyobrażenia do zera. W dość mozolnym tempie licytacja doszła do trzydziestu dolarów, dając Prestonowi znak, że jeszcze trochę i będzie mógł w spokoju zejść ze sceny. Kiedy w pomieszczeniu pojawił się jego brat zapewne mający ochotę wypominać mu ten upokarzający spektakl do końca życia, wyprostował się na krześle, puszczając oko w stronę jednej z kobiet. Przedstawienie w przedstawieniu — tego jeszcze w Mount Cartier nie grali.
    — Zimne ręce, gorące serce... — zaczął podśpiewywać cicho pod nosem, bo studiowanie pęknięć na suficie przestało być interesujące od dobrych dziesięciu minut.

    TOM

    OdpowiedzUsuń
  53. Nie spodziewała się po Tomie takiej wesołości i była coraz bliższa wysnucia wniosku, że przed wyjściem najpewniej uraczył się paroma procentami. Mimo to odwzajemniła mrugnięcie, patrząc w stronę, w którą patrzył także pan Preston.
    Widząc także jego brata, który, chyba jako pierwszy człowiek w historii, zaskarbił sobie jej antypatię, a także wyraźną chęć Vivian w zdobyciu koszyka, poczuła swoisty zew walki.
    - Trzydzieści jeden dolarów - rzekła więc, zamierzając się odrobinę podrażnić. Takie zabiegi nie były w jej stylu, ale pamiętała Cesara z okresu, kiedy został przez nią porzucony i choćby z tego tytułu, ten jeden raz mogła zrobić wyjątek.

    Leah

    OdpowiedzUsuń
  54. Kwoty szły powoli w górę. Co prawda nie jakoś szaleńczo, jednak jak na Mount Cartier to i tak było dobrze. Theodor powoli zaczynał się nudzić, ponieważ już z pięć razy obrzucił wzrokiem cały tłum, a licytowali dopiero pierwszy koszyk!
    Gdy usłyszał jak Tom podśpiewuje, wykrzywił kącik ust w rozbawionym uśmieszku. Zdecydowanie powinien przed tą całą imprezą napić się czegoś z procentami. Mimo tego postanowił się dobrze bawić i zaczął na kolanach wystukiwać rytm do piosenki śpiewanej przez mężczyznę. Postanowił na razie nie ranić obecnych swym głosem.

    Theodor Black

    OdpowiedzUsuń
  55. Kathryn:

    Może nie powinien, bo zasady licytacji mówiły jasno o tym, że jest dostępny dla każdej Pani, więc siłą rzeczy należało dbać o kontakt z całą publiczność, ale... uśmiechnął się mimowolnie w stronę Kat. Cała reszta interesowała go troszkę mniej.

    Scott Finlay

    OdpowiedzUsuń
  56. Leah, Ces, Kat

    Wychyliła się lekko przed Kat, żeby zerknąć na siedzącą kilka krzeseł dalej… Leah. To było nawet zaskakujące, po części jednak potwierdzało jej przypuszczenia. Te przysmaki prosto z prowincji Quebec musiały pochodzić od Calderona. A jeśli wcześniej Viv nie była pewna czy chce brać udział w tej zabawie, to teraz wiedziała, że nie odpuści.
    Czterdzieści pięć dolarów.
    Na Kat nawet nie zerknęła, nie chciała widzieć jej miny.

    Vivian

    OdpowiedzUsuń
  57. Zimne ręce, gorące ręce... Cóż, to ją troszeczkę zmieszało. Teraz ponownie nie była pewna, na który koszyk postawić swoje pieniądze. Postanowiła poczekać i zobaczyć, jak rozwinie się akcja.
    Usmiechnęła się do Scotta i najskryciej, jak tylko potrafiła, puściła mu oczko. Wiedziała, że Viv łatwo nie zrezygnuje, ale nawet ją to cieszyło. Przynajmniej jej kuzynka znowu o coś (kogoś) chciała "zawalczyć".

    Wciąż pas.
    Kat

    OdpowiedzUsuń
  58. Splótł ręce na wysokości klatki, i podłapując nuty do piosenki Toma lekko się zakołysał. Wzrokiem powędrował w kierunku Leah i Vivian, które najwidoczniej toczyły mini bitwę o pierwszy koszyczek, jednak postanowił pomilczeć. Niecierpliwie czekał już na koniec biegu.

    Cesar

    OdpowiedzUsuń
  59. Aurora:

    Trochę inaczej pamiętał klimat licytacji. W Nowym Jorku wszystko działo się na sztywno i profesjonalnie, kupujący fachowo wyliczali szansę na wygraną i z kamienną miną podbijali kolejne kwoty. W tym miasteczku natomiast ubijanie targu miało większy czar — panie w subtelny, ale wciąż urzekający sposób uśmiechały się do produktów sprzedaży, zachęcając do kontaktu, a Burmistrz Connelly wkładał całe serce w odpowiedni opis koszyczka. To zachęciło do interakcji również opornego na angażowanie się Drew. Nie wiedząc kiedy pozwolił sobie na szeroki uśmiech, odsłaniając rząd wybielonych idealnie przez dentystę zębów, po czym, jak to miał w zwyczaju, odgarnął włosy znad czoła, spoglądając niezobowiązująco w stronę Aurory. Tak, właśnie tam, bo wydała mu się w jakiś sposób interesująca.

    Andrew

    OdpowiedzUsuń
  60. wszystko pozostaje bez zmian, Tom nadal siedzi i śpiewa

    TOM

    OdpowiedzUsuń
  61. Buja się na boki i nadal wystukuje rytm

    Theodor Black

    OdpowiedzUsuń
  62. Leah rzadko pokazywała się z tej płomiennej, wojowniczej strony, kiedy nie przychodziło jej przedzierać się przez zamiecie śnieżne na grzbiecie jednego ze swoich wierzchowców, ale akurat do Vivian miała żal, którego nie zamierzała dziś ukrywać. Zamierzała jawnie wodzić ją za nos, pokazując, że nie zależy jej na samym koszyku. Cesar był dla niej jak starszy brat, a panna Amondhall była powodem jego wielu nieprzespanych nocy. Zresztą Leah miała już plan na dzisiaj, a pan kapitan ostatecznie potrafił sam załatwiać swoje sprawy dlatego nie zerkając w stronę "przeciwniczki", rzuciła:
    - Czterdzieści sześć.

    Leah

    OdpowiedzUsuń

  63. Lou zagospodarowała czas w dość kreatywny sposób, więc kiedy inni wciąż bili się o pierwszy koszyczek, ona zaczęła zaplatać warkoczyk na włosach. Palce tym samym sprawnie poruszały się po rozdzielonych pasmach, łącząc się w idealny splot. Tak. To wciąż oznaczało pas.

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  64. Andrew:

    Ekscytację dało się bez problemu wyczuć w powietrzu, kiedy kolejne panie podawały swoją cenę, przekrzykując się wzajemnie. To był naprawdę zabawny widok, ale jeśli miała być szczera - szybko jej się znudził. Zamiast więc skupiać się na kolejnych sumach, Aurora pierwszy raz dokładnie rozejrzała się po sali. Poza licytującymi nie brakowało również gapiów, ale nie było w tym nic dziwnego. Burmistrz najwyraźniej osiągał powoli mistrzostwo z wzbudzania zainteresowania mieszkańców Mount Cartier i należało mu się za to uznanie.
    Kto by pomyślał.
    W pewnym momencie Walker wzdrygnęła się i mimowolnie zerknęła przez ramię. W ułamku sekundy napięła mięśnie grzbietu i podchwyciła spojrzenie Andrew. Przyglądała się mu przez chwilę, marszcząc brwi w niemej konsternacji, ale w końcu rozpoznała go. Nie poznali się osobiście, ale Rora widziała go już kilka razy wcześniej, więc skinęła mu głową na powitanie.
    Chociaż można to było uznać za dość niegrzeczne, podczas kiedy licytacja trwała w najlepsze, dziewczyna nie odwracała spojrzenia od pisarza, lustrując go z chłodnym, nienachalnym zainteresowaniem.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  65. Poprawił tylko swoją jakże przewidywalną, kraciastą koszulę, rodem z magazynu dla lumberseksualistów po czym, nie chcąc rzucać się speclanie w oczy, wsunął dłonie do kieszeni jeansów na nikogo nie patrząc. Nowa strategia? Nie dać się zauważyć.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  66. Najchętniej wywróciłaby wymownie oczami, ale powstrzymała się od tego, dobrze wiedząc że w tej chwili ona i Leah są bardzo uważnie obserwowane. Jak nic ta historyjka będzie jutro i za tydzień, i za miesiąc opowiadana. Tym bardziej jeśli się nie pomyliła i licytowała dobry koszyk…
    Osiemdziesiąt pięć dolarów.
    Ryzykowała, ale przecież każdy wiedział, że ona umiała walczyć o to, czego pragnęła. Miała więc nadzieję, że w ten sposób skutecznie ukróci tę licytację.
    — Kat… ile możesz mi pożyczyć? — zapytała szeptem, tak na wszelki wypadek.

    Vivian

    OdpowiedzUsuń
  67. Wszystko pozostaje bez zmian, wciąż pas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Fuck, nie zauważyłam tego.]

      - 10 dolarów - odpowiedziała równie cicho.

      Usuń
  68. — Zlicytowane! — Ogłosił niespodziewanie, klaskając w dłonie — Drogie panie, dajmy szansę czterem pozostałym koszykom — spojrzał na panów siedzących tuż obok niego.
    Ot, chciał zobaczyć, jak potoczy się reszta licytacji, wszak podbijanie stawki między Leah i Vivian mogło trwać do białego rana. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że decyzja tak czy siak należy do burmistrza.

    Cesar

    OdpowiedzUsuń
  69. Aurora:

    Skinięcie głową to nie do końca to na co liczył, ale lepsza taka reakcja, niż żadna, więc po prostu roześmiał się w duchu, krzyżując ręce na piersi w stanowczej, niezakłóconej przez wahanie postawie. Nie tylko dał jej znać, że nie boi się konfrontacji z nią, jak przystało na normalnego mężczyznę, ale chyba właśnie rzucił jej nieme wyzwanie, nie spuszczając z niej wzroku ani na sekundę.

    Andrew

    OdpowiedzUsuń
  70. Clarissa nadal pas.

    NASTĘPNA OSOBA: Aurora.

    OdpowiedzUsuń
  71. Wszyscy:

    Kiedy zaczął tracić nadzieję na jakiekolwiek widowisko, które uczyniłoby ten wieczór zabawniejszym, dwie kobiety przystąpiły do ataku o jeden koszyk. Vivian, która zdawała się do tej pory licytować dość delikatnie, bez porywania się na wysokie kwoty, będąc zagrożoną przez Leah, ostatecznie doprowadzona pod ścianę zadeklarowała oszałamiającą kwotę osiemdziesięciu dolarów. Brwi Prestona uniosły się nieznacznie do góry wraz z rosnącym zainteresowaniem, prawie klasnął w dłonie uważając to za świetną rozrywkę.
    — I chociaż płonie serce twe, ta miłość ci nie pisana. Tak kończą się pożary serc, oceanem rozstania — zaśpiewał pod nosem kładąc przeciągły nacisk na słowa pisana i rozstania. Gdyby ktokolwiek wpadł na pomysł dania mu gitary, skutecznie rozruszałby towarzystwo.

    TOM

    OdpowiedzUsuń
  72. Andrew:

    Cóż, rozczarowywanie innych Aurora miała najwyraźniej we krwi i naprawdę rzadko się zdarzało, aby działała pod cudze dyktando. No chyba, że mogła wyciągnąć z tego jakieś korzyści.
    Uniosła nieznacznie kącik ust, obserwując reakcję Andrew, a kiedy ten rzucił jej wyzwanie - uniosła brew w akcie lekkiego... zaskoczenia? Być może.
    Mimo wszystko, Walker nie byłaby sobą, gdyby nie podniosła tej rzuconej w jej stronę rękawicy. Kątem oka zerknęła na scenę, ale sekundę później już podnosiła się powoli do pionu, a następnie obróciła się zwinnie w kierunku mężczyzny i ruszyła na tył sali (gdzie stał jeszcze rząd pustych krzeseł), wsunąwszy wcześniej dłonie w kieszenie ulubionej kurtki.
    Nie zerknęła na pisarza ani razu, póki nie usiadła w zacienionym kącie. Dopiero wtedy leniwie podniosła wzrok i posłała brunetowi łobuzerski uśmiech, który jednak nie sięgnął oczu.
    Miejsca przed nią oraz obok niej pozostawały wolne; dzięki temu wiedziała, czy faktycznie spogląda na nią, czy też prześlizguje się wzrokiem tuż obok.
    No dalej, twój ruch.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  73. Słysząc śpiew Toma, uniosła brwi, a poniekąd wiedząc, że daje jej w ten sposób wskazówkę, odwiązała z włosów wstążkę i rzuciła mu pod nogi. Wiedziała, że to nie jego koszyk, odkąd Scott jakże dyskretnie wydał się z rękawiczkami. Drugi drewniany był ostatni. Na niego polowała.
    Zwróciła uwagę w kierunku Cesara, gdy ten zaklaskał. Westchnęła, bo mimo, że miała zrezygnować w następnej turze, Calderon popsuł jej budowanie napięcia. Przewróciła więc oczyma, w przeciwieństwie do Vivian w ogóle się z tym nie krępując, jednak uśmiechnęła się do niego, bo przecież nie miała mu za złe.
    - Niech Ci będzie, pas.
    W praktyce mogła dalej podbijać stawkę, ale skoro właściciel koszyka wolał rozwiązać w ten sam sposób, nie miała na tyle tupetu, by mu się sprzeciwić.

    OdpowiedzUsuń
  74. Theo na sb zrezygnował z komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  75. Vivian, Kat:

    Słysząc pytanie Vivian, Lou poruszyła się niespokojnie w krześle i jak na zawołanie spojrzała na swoją „zamienniczkę”, mimo, że to przecież nie do Indianki się zwracano. Nie zaszkodziło jednak dołączyć do dyskursu w dobrym geście.
    — Mogę dorzucić sześć dolarów! — chciała machnąć pieniędzmi dla lepszego efektu, ale te spoczywały głęboko w jej kieszeni, a ona trzymała ciasno uplecionego warkoczyka między palcami, więc zrezygnowała z pomysłu dokładnego prezentowania myśli.

    Wciąż pas.

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  76. Po raz pierwszy... po raz drugi... po raz trzeci..., SPRZEDANE! W końcu się udało.

    LICYTACJA TRWA! KOSZYK NR 2 GOTOWY DO WYDANIA!

    Ten wiklinowy koszyczek o łódkowatym kształcie składa się z drobno plecionych witek w kolorze ciepłego brązu, ale to nie one stanowią o jego atrakcyjności. Największym atutem jest zawartość, złożona z dwóch szklanek, rozgrzewającego naparu z jaśminu, słodkiego grzańca galicyjskiego, paczuszki jeszcze gorących pączków z kremem bezowym oraz dwóch kanapek z miękkim, soczystym pastrami. Poza jedzeniem i napitkiem, można również dostrzec pojedynczy wolumin książki, położony na puchatym kocyku, kartki papieru oraz wieczyste pióro. Kosz dodatkowo rzuca się w oczy za sprawą połyskującej przy każdym ruchu, burgundowej tkaniny z atłasu, wyścielającej luźno wnętrze i część wierzchnią. Cienki materiał to jednak jedyna ozdoba koszyczka, brak jest również walentynkowych akcentów. Całość utrzymana została w eleganckim, minimalistycznym tonie.

    Informacja dla wszystkich: Na napisanie komentarza każdy ma 10 minut (proponujemy przygotować gotowce).
    Panie w swojej kolejce podają kwotę, którą proponują za kupno koszyczka wraz z krótkim opisem fabularnym. Dodatkowe komentarze fabularne, nie dotyczące przebitki cenowej, można pisać poza kolejką.
    Panowie w swojej kolejce opisują reakcję na licytację i ewentualny opis kontaktu z publicznością. Dodatkowe komentarze fabularne można pisać poza kolejką.

    OdpowiedzUsuń

  77. Cesar:

    Prychnął rozbawiony, bo słowa Cesara zabrzmiały trochę tak, jakby nie chodziło tu o randkę z realnym facetem, a o randkę z koszyczkiem. Dajmy szansę… tej biednej, wiklinowej istotce. Nie bądźmy rasistami, pomyślmy o... tych drewnianych skrzynkach… szczególnie farbowanych!
    — Wiesz co? Mnie to się zdaje, że koszyki to akurat mają niewiele do powiedzenia. Ale jak tam wolisz — uśmiechnął się nieco zaczepnie do blondyna, wzruszając teatralnie ramionami.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  78. Odetchnęła cicho, nie bez zadowolenia zresztą, gdy w końcu burmistrz ogłosił to, co powinien, tylko że…
    — Chwila, kogo w końcu wylicytowałam? — burknęła do dziewczyn siedzących obok niej. Chyba nim nie skończy się ten wieczór, to nie pozna nazwiska właściciela. Reakcja Cesara mogła jednak sugerować jedno. Dobrze wybrała. I wygrała.
    — Dzięki za chęci, Katty. Zostały mi dwa dolce, chcesz? — zapytała kuzynki, bo w sumie każdy banknot się liczył. Sama aż za dobrze się o tym przekonała, gdy mogła skorzystać z pieniędzy Lou. — Oddam Ci przy najbliższej okazji — dorzuciła jeszcze do swojej dzisiejszej wybawicielki. Teraz mogła już się zrelaksować i ewentualnie pomagać Kat w zdobywaniu funduszy na koszyk Scotta.

    wieczny pas ;D

    Vivian

    OdpowiedzUsuń
  79. Viv, ogólnie to zawsze wszyscy

    Zaśmiała się cicho, zamykając oczy i krzyżując ramiona na piersi.
    - Dowiesz się chyba dopiero po skończeniu całej licytacji - powiedziała, zerkając na kuzynkę i ponownie zaczynając się śmiać.
    Kat musiała się skupić i wybrać odpowiedni koszyk, bo tutaj szansę miała raczej tylko raz.
    - Jeżeli będą mi potrzebne, to skorzystam - odpowiedziała, uśmiechając się wdzięcznie do Viv.

    pas
    Kat

    OdpowiedzUsuń
  80. Scott:

    Spojrzał na Scotta i podniósł ramiona w akcie niewinności, rozkładając przy okazji ręce — Gdybym to ja był przedmiotem licytacji, zapewne miałbym coś do powiedzenia — rzekł, unosząc usta w uśmiechu, choć sam w duchu parsknął na słowa mężczyzny – koszyki, faktycznie, nie miały nic do powiedzenia. — Ktoś musi przecież pomóc tym drewnianym skrzynkom — dodał, unosząc usta w poweselałym uśmiechu.

    Cesar

    OdpowiedzUsuń
  81. Aurora, Tom, inni faceci:

    Zaśmiał się w rozbawieniu, ale również w podziwie i w reakcji na ten sprytny manewr. Przejście na tył sali było idealnym rozwiązaniem dla kogoś, kto chciał utrudnić integrację, a sądząc po tym, że ona chciała w ten sposób upewnić się czy na pewno patrzy na Nią, chyba mieli trochę inne pojęcie tego, czy jest to zacieśnienie, dookreślenie, czy rozluźnienie więzi. Tak czy inaczej Andrew nie czuł się w jakikolwiek sposób zniechęcony. Przeciwnie, o ile w niej obudził się duch rywalizacji, w nim zagorzała drobna nuta amanta. Wpierw spokojnie przeczekał moment, w którym dziewczyna siadała na krzesełko, by w parę sekund później samemu zmienić miejsce. W tym celu ześlizgnął się bez problemu ze stołka, stając dumnie w pionie. Powoli, acz z rozmysłem, zaczął również przechadzać się po deskach sceny, w naturalnej kolei rzeczy lądując przy jej krawędzi.
    — Raaany... Skąd wy bierzecie te mocno zakrapiane dekadenckością teksty? — mruknął jeszcze w dezaprobacie na podśpiewującego Toma, któremu poświęcił kilka sekund, zaraz jednak wrócił spojrzeniem do głównego obiektu zainteresowania,
    Podniósł rękę w powietrzu wierzchem dłoni do dołu i poruszył jednoznacznie palcami w swoim kierunku, zginając je kilkukrotnie w płynnym, przywołującym do siebie ruchu. Wszystko to w iście aroganckim stylu, bo na dobrą sprawę nie zależało mu aż tak na kontakcie, ale… spróbować zawsze mógł.
    Normalnie sam by podszedł, ale… nie on wyznaczał reguły gry, kiedy kazano mu cisnąć się z czwórką innych facetów na podium.

    Drew

    OdpowiedzUsuń
  82. KOMENTARZ PRZEKAZANY OD CLARISSY

    Clarissa siedziała, jak na szpilkach. Zatrzymana przez panią Butler włączyła się w wydarzenie z niemałym opóźnieniem, przez co miała poczucie, że coś już ją ominęło. Chciała licytować. Co prawda w brydżowych licytacjach nigdy mistrzem nie była, a jednak narcystycznie wierzyła, że ma do tego smykałkę.
    Kosz numer dwa, to nie niego polowała, dlatego, kiedy tylko stał się on przedmiotem licytacji, wstała energicznie ze swojego krzesła, zrzucając przy tym z kolan kopertówkę.
    - Daję 36$ a do tego dorzucam kolczyki! - Prawdopodobnie właśnie swoją ekscytacją obudziła pogrążone w zimowym śnie niedźwiedzie. - Jeśli jest potrzeba, dołożę jeszcze telefon komórkowy. - Dodała, niezmiernie zadowolona z siebie, gotowa zastawić rodzinny dom w Miami, aby tylko przebić wszystkie inne propozycje.

    Clarissa

    OdpowiedzUsuń
  83. Andrew:

    Chwilę później uradowany burmistrz ogłosił sprzedaż pierwszego koszyka, więc Walker obrzuciła uważnym wzrokiem najpierw prowadzącego licytację, a następie odszukała drugi koszyczek. Ten interesował ją o wiele bardziej, prawdopodobnie głównie ze względu na książkę i na czyste arkusze papieru oraz pióro. Jej dusza artysty rwała się, aby zabazgrać kartki - nieważne czy słowami, czy rysunkiem.
    Aurora wyprostowała się, ponownie skupiając swoją uwagę na pisarzu.
    - Ciekawe - wymamrotała pod nosem, gdy Clarissa zdradziła iż gotowa byłaby sprzedać za niego niemal duszę i niedbałym ruchem dłoni odgarnęła z twarzy nieznośne kosmyki włosów, które opadły jej na oczy.
    Wtedy właśnie mężczyzna wstał i zaczął przechadzać się po scenie, co było manewrem dość niespodziewanym, jeśli miała być szczera. Dlatego też uśmiechnęła się nim zdążyła się nad tym zastanowić.
    Przygryzła też wargę w widocznym rozbawieniu, kiedy Andrew przywołał ją do siebie dość bezpośrednim gestem. Rozważyła to przez chwilę po czym ponownie podniosła się do pionu.
    - Ile byś za to dał? - poruszyła bezgłośnie ustami, niepewna, czy mężczyzna zrozumie. Zawsze warto było jednak spróbować.
    Musiała przyznać, że ta dziwna gra podobała jej się o wiele bardziej niż aktualna licytacja.
    Zanim ponownie zdołała się powstrzymać, zrobiła jeden mały kroczek do przodu i zatrzymała się, utkwiwszy spojrzenie w pisarzu.
    Jeśli chodziło o koszyczek, to pasowała.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  84. wszyscy, Drew, Theo:

    Podniósłszy rzuconą mu przez Leah wstążkę, nie bardzo wiedząc co powinien z nią począć lub raczej co powinien z nią zrobić zadłużony mężczyzna, wsunął kawałeczek materiału do naszytej na piersi kieszeni. Oczywiście po stronie serca. Jeszcze zanim na pierwszym planie w drugiej licytacji pojawiła się najwidoczniej zdesperowana kobieta, która wzbudziła u niego wyłącznie śmiech, zwrócił uwagę na wyniosłe zachowanie Andrew. Właśnie dlatego nie cierpiał przyjeżdżających do miasteczka dupków uważających się lepszych od miejscowych. Równie dobrze mógłby sobie przypiąć do czoła wiadomość, że koszyk numer dwa jest jego, bo ludzie... Pisarz i pióro wieczne.
    — Powtórz jeszcze raz, bo najwidoczniej mój mały, ograniczony wsią mózg nie zrozumiał — stwierdził zaczepnie; gdyby takowa sytuacja miała miejsce w barze, zaprosiłby go chętnie na jego tyły. — Wracaj do licytacji zanim panna dostanie sam koszyk, bez jego właściciela — uśmiechnął się kąśliwie, krzyżując ręce na torsie, spojrzał jeszcze na siedzącego obok Theo. — Nie znoszę przyjezdnych.

    TOM

    OdpowiedzUsuń
  85. Uniósł brew widząc zachowanie pisarza. No cóż... Nie będzie wnikał, co facetowi chodziło po głowie, chociaż z trudem powstrzymał się od śmiechu. Mimowolnie jednak prychnął, słysząc słowa Toma.
    — Niektórzy potrafią być... specyficzni — powiedział dosyć cicho.
    Najwyraźniej licytującej kobiecie wyjątkowo zależało na koszyczku numer dwa, chociaż jego domniemany właściciel wydawał się być zainteresowany kimś innym na tej sali. Ach, życie bywało ciężkie i przewrotne. Z zainteresowaniem powiódł wzrokiem po zgromadzonych, czekając na rozwój wydarzeń.

    Theodor Black

    OdpowiedzUsuń
  86. — Och, nie kłopocz się, to w końcu na szczytny cel — machnęła zbywająco dłonią, nie przyjmując do wiadomości faktu, że ktoś może być jej coś winien. Oddała pieniądze z własnej, nieprzymuszonej woli. Poza tym cieszyła się, że ktoś tak szybko i umiejętnie z nich skorzystał.

    Lou

    * * *

    KOSZYK NR 2 W TRAKCIE LICYTACJI

    Do końca licytacji koszyczka numer 2 wystarczy, że panie będą podbijać cenę, wpisując w komentarz kwotę, np. 12$. Panowie mogą dać znak życia w dowolny sposób. Czas na zastanowienie się, czy warto podbijać to 10 minut. Zasada obowiązuje do godziny 24:00.

    OdpowiedzUsuń
  87. Cesar, Kat:

    — Gdybym to ja był przedmiotem licytowania to... a nie, czekaj, przecież wszyscy tkwimy w tym po uszy! — zaśmiał się, podchwytując żartobliwy ton wypowiedzi — Mimo to nie wiem co mówić i kiedy mówić, żeby nie zmylić Kat — dodał już poważniej i ciut ciszej, żeby nie psuć zabawy.
    Miał usilną ochotę wskazać swojej dziewczynie dobry kierunek licytacji, ale jak już pewnie wszyscy zdążyli zauważyć, albo był na to zbyt uczciwy, albo podejmował się tego zadania nieudolnie, więc póki co milczał w kwestii koszyczków.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  88. wszyscy

    Praktycznie leżała na krześle, z założonymi na siebie łydkami. Przygryzała paznokcie, zerkając co chwila na koszyki i panów, którzy siedzieli obok nich. Nie wiedziała, dlaczego się tak bardzo stresuje - przecież miała już Scotta w przysłowiowej garści, a jednak naprawdę miała ochotę wygrać jego koszyk. Ostatni raz takie dziwne uczucie w żołądku miała kilkanaście lat temu, kiedy zdawała na prawo jazdy (to, że udało jej się dopiero za czwartym razem, nie jest wielką tajemnicą).
    - To jest bardziej stresujące, niż myślałam - rzuciła, prostując się.

    nadal pas
    Kat

    OdpowiedzUsuń
  89. Scott, wszyscy właściwie:

    Zastanowił się nad słowami Scotta, przesuwając opuszkami placów po podbródku. Cesar nie miał żadnej taktyki na dzisiejszą licytację, dlatego ciężko było mu zaproponować jakieś — Może żyj jakiegoś waszego znaku... Uśmiech, mina, spojrzenie, albo dyskretnie kiwnij głową — szepnął w kierunku mężczyzny — Ale wierzę, że Kat trafi w dziesiątkę.
    A może i był nawet pewien.

    Cesar

    OdpowiedzUsuń
  90. Tom:

    Leah zmarszczyła brwi, obserwując zarówno wstającego Andrew, jak i Toma, który niespodziewanie dla niej przybrał dość agresywną postawę. Układ to układ, ale jeśli miała być szczera, wcale tym sobie jej nie zjednał, a wręcz przeciwnie - odstręczył, nawet jeśli jeszcze przed chwilą jego głos omotał każdą komórkę jej ciała. Uwielbiała takie tonacje - podobne sceny już mniej. Cóż, teraz mogła zajmować się tylko obserwacją i mieć nadzieję, że jej potencjalny partner na ten wieczór zauważy, jak kiwa głową.

    zaskoczona Leah, która wciąż pasuje do ostatniego koszyka

    OdpowiedzUsuń
  91. Aurora, Tom:

    Zerknął przez ramię, orientując się na szybko w tym, który z koszyczków jest aktualnie w toku sprzedaży, ale chyba nie do końca widział potrzebę zdradzania się z czymkolwiek, a szczególnie z tym, który koszyczek należy do niego, bo absolutnie nic nie wskazywało na to, że mogłoby chodzić o numer dwa. Oczywiście wszystkim innym wydawało się, że wiedzą lepiej.
    — Czy ja wiem? Za każdy z nich dałbym po sto dolców dla samej zabawy.
    Nawet jeśli zrozumiał, to nie współpracował. To samo chciał zrobić w przypadku zaczepki Toma, nie włączając się w dyskusję, ale... duma wygrała. Odwrócił się w kierunku mężczyzny, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi. Niewyleczone kompleksy, czy co?
    — Uraziłem Cię czymś? Nie lubisz dekadentów...?
    Chyba nie musiał wspominać o tym, że poprzednim razem tylko dowcipkował?
    UPS. Chyba jednak należało wytłuszczyć tę część jestestwa, w której postanowił sobie pożartować. Niektórzy ewidentnie pozbawili się humoru, w zamian łapiąc słomę w buty. I niech mu pójdzie w pięty!
    — Więcej wspominał o nich nie będę. Słowo harcerza.
    Jedną z dłoni wystawił rozłożoną przed siebie, drugą położył na sercu, symulując obietnicę, ale, powiedzmy sobie szczerze, kpina lała się przy tym geście bokami.

    Drew

    OdpowiedzUsuń
  92. Czas Aurory na napisanie komentarza upłynął.

    NASTĘPNY W KOLEJCE: Tom Preston

    OdpowiedzUsuń
  93. Drew, Leah, wszyscy:

    Przewrócił oczami będąc święcie przekonanym, że nawet odpowiednio zmotywowany dziesięciolatek, byłby w stanie odpowiedzieć mu lepiej niż ponoć rozchwytywany pisarz. Jak było po nim widać, nie miał w sobie nic z człowieka podchodzącego do życia pesymistycznie, ba! Pokusił się o śpiew jako formę podrzucenia kobietom wskazówki. Uczestniczył w wydarzeniu, choć momentami bywało ono nużące i miał nikłą nadzieję, że dobiegnie ono końca zanim wyjdzie z siebie i stanie obok.
    — Walker, nie oddycha ci się przypadkiem zbyt rześko przez ten Twój jakże przeprosty nos? — zapytał krzywiąc się przy tym jakby zjadł plaster kwaśnej cytryny. Ze słomą wystającą z butów czy bez, pokazał wyraźnie na czyim terenie toczy się rozgrywka. — Posadź swój nowojorski tyłek na naszych wiejskich krzesłach i rób to co wcześniej, oddychaj albo prześladuj w dalszym ciągu wzrokiem kobiety — ponownie wzruszył ramionami, bo w gruncie rzeczy miał gdzieś co zrobi, byleby nie psuł swoimi komentarzami zabawy innym. Spojrzał w końcu na Leah dając znak, że nie musi się niczego obawiać; bijatyka w Domu Kultury prawdopodobnie przeszłaby do niechlubnej historii Mount Cartier z Prestonem w roli głównej.

    TOM

    OdpowiedzUsuń
  94. Andrew:

    Stojąc tak i obserwując wymianę zdań między Andrew, a pozostałymi mężczyznami, Aurora przeskakiwała wzrokiem z jednego na drugiego. Opuszkami palców wodziła po krawędzi paczki papierosów w kieszeni kurtki i zastanawiała się, czy nie wyjść sobie zapalić, ale temperatura była chyba zbyt niska, by mogła tam wytrzymać kilka długich minut. Dlatego też przysiadła znów na krześle, by następnie wyciągnąć długopis i złożoną na kilka części kartkę, na wpół już zapisaną drobnym pismem.
    W takiej pozycji ciężko było cokolwiek naskrobać, ale spróbowała, co chwila zerkając w kierunku sceny.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  95. Obserwował dwóch mężczyzn, będąc gotowym do reakcji w każdej chwili. Nie chciał, by to jakże urocze wydarzenie zmieniło się w wielką kłótnię czy bijatykę. Dlatego odetchnął z ulgą, kiedy zauważył, że Tom nie ma zamiaru niczego robić poza rzuceniem kilku słów w stronę pisarza. Z tym Walker powinien sobie poradzić, przecież zabawa słowami to była jego codzienność. Teraz Black miał tylko nadzieję, że ta licytacja skończy się jak najszybciej. Miał ochotę zejść z tej idiotycznej sceny.
    — Niech to się już skończy — jęknął tak, że słyszeli go tylko mężczyźni siedzący obok. Burmistrz najwyraźniej postanowił zignorować narzekającego Theodora. Nikogo już nie ruszało zrzędzenie tego konkretnego mężczyzny.

    Theodor Black

    OdpowiedzUsuń
  96. Lou bez zmian. Pas.

    * * *

    Pięknie poszło! Clarissa za wiele niezawojowała, bo nikt nie dołączył do boju, ale przynajmniej zyskała co chciałą... 1-2-3... mój Ci Ty! Koszyczek ląduje w rękach panny Chambers!

    LICYTACJA TRWA! KOSZYK NR 3 GOTOWY DO WYDANIA!

    Niewielki, brązowy, wiklinowy koszyczek dumnie ozdobiony, nieco niezgrabnie zawiązaną, szarą kokardą w białe kropki, a przy nim puchaty, czerwony kocyk i chociaż z powodu zimna piknik najpewniej odbędzie się w pomieszczeniu, to jednak nie mogło zabraknąć tego atrybutu, tak bardzo z nim kojarzonego. W środku można dostrzec dwie buteleczki – jedną zawierającą sok malinowy oraz drugą z nalewką o tym samym smaku. Nie mogło również obyć się bez termosu z ciepłą herbatą. Święto zakochanych trzeba było jakoś zaznaczyć, zaś to zadanie idealnie spełniały dwa piernikowe serduszka, przy czym jedno, lekko przypalone, zostało starannie zakryte serwetkami. Trochę ciasta, kilka kanapek, winogron i cztery muffinki, które widocznie były zrobione niewprawioną ręką. W jednym rogu znajdował się brązowy woreczek z kośćmi do gry, kartami oraz dominem. W drugim spora, kremowa świeczka w słoiku. Całości natomiast dopełniała mała, czerwona róża położona na samym wierzchu. Ot, tyle, cóż więcej potrzeba do szczęścia?

    Informacja dla wszystkich: Na napisanie komentarza każdy ma 10 minut (proponujemy przygotować gotowce).
    Panie w swojej kolejce podają kwotę, którą proponują za kupno koszyczka wraz z krótkim opisem fabularnym. Dodatkowe komentarze fabularne, nie dotyczące przebitki cenowej, można pisać poza kolejką.
    Panowie w swojej kolejce opisują reakcję na licytację i ewentualny opis kontaktu z publicznością. Dodatkowe komentarze fabularne można pisać poza kolejką.

    OdpowiedzUsuń
  97. Tom:

    Widząc jego znak, uspokoiła się nieco, bo Andrew wyraźnie prowokował, a naprawdę nie chciałaby być świadkiem mordobicia w Domu Kultury (o ironio).
    Uśmiechnęła się słabo, bo słabo, ale zawsze. Nienawidziła przemocy.

    spokojniejsza Leah

    OdpowiedzUsuń
  98. Mężczyźni:

    Westchnął ciężko, widząc wielkie poruszenie na scenie. Miało być słodko i przyjemnie, a skończyło się na gorzko i agresywnie, a że Scott był urodzonym pacyfistą, wolał się w sprawy mężczyzn nie mieszać. Wstał spokojnie z krzesełka, przespacerował się po deskach dla rozprostowania zastałych w jednej pozycji nóg, założył rękę za kark i... tyle. Zupełnie jakby mówił: nic mnie nie obchodzi ten trzeci koszyczek.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  99. wszyscy

    Kat zmieniła pozycję, siadając bokiem i łokieć prawej ręki kładąc na oparciu krzesła. Przyłożyła dwa palce do czoła, jakby podpierając swoją głowę i przyglądała się całemu zajściu na scenie z lekkim niedowierzaniem, ale i rozbawieniem. Uniosła jedną brew i zrobiła śmieszną minę, zerkając po chwili na Viv.
    - Niech się biją - wymruczała trochę szaleńczo, uśmiechając się po chwili łagodnie. Tak, z pewnością można stwierdzić, że panna Paris jest lekko trzepnięta. Co poradzić, jak kobiecina codziennie spędza kilka godzin z trupami. I Scottem.
    Kiedy sytuacja ucichła, Kat ponownie usiadła prosto, tym razem spoglądając na swojego ukochanego. Wodziła za nim wzrokiem, gdy ten wstał i zaczął wolno, spokojnie przechadzać się po scenie. Paris wydęła usta, przymrużyła oczy i rzuciła ciche: pas. Chciała zobaczyć reakcję innych osób na trzeci koszyczek.

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  100. Wszyscy:

    Skierował uwagę na Toma, lekko wychylając się w przód, po czym parsknął śmiechem, słysząc słowa dotyczące nosa, które padły z ust mężczyzny w kierunku Walkera. — Lepiej bym tego nie ujął — przyznał, prostując wygodnie nogi w kolanach i zakładając ręce za głowę. Akurat burmistrz ogłosił licytację trzeciego koszyczka, co oznaczało, że do końca już bliżej, niż dalej.

    Cesar

    OdpowiedzUsuń
  101. Tom, Scott:

    Prychnął niekontrolowanie, ale już się nie odezwał. Nie miał zamiaru doprowadzać do bójki, po prostu reagował na irracjonalne zachowanie mężczyzny. Jakoś musiał się bronić, co nie zmieniało faktu, że Tom zdecydowanie przesadził z ilością alkoholu i sadził się nie tam gdzie trzeba. Przecież to nie Walker zaczął tę całą dyskusję. Nikogo nie uraził, nikogo nie miał też w intencji ganić, po prostu wyraził swoje zdanie: piosenka śpiewana przez Prestona była rozpaczliwie romantyczna, a co za tym idzie, podchodziła pod miano dekadenckiej.
    — Wytrzeźwiej, to porozmawiamy jak normalni ludzie — rzucił tylko spokojnie, ani myśląc wracać na krzesełko. Przeszedł się na drugi koniec sceny, minął kręcącego się Sotta, założył rękę za kark i... spojrzał na burmistrza, chcąc wyczytać z jego twarzy wynik licytacji. Że niby drugi koszyczek został sprzedany? Ale że kiedy i przez kogo? Tego nie wiedział, ale aktualnie burmistrz wymachiwał już trzecim przybytkiem.
    A zresztą. Co za różnica. Na powrót niezainteresowany przebiegiem licytacji, usiadł na deskach podium i opierając się luźno ręką o jedno z podgiętych kolan, drugą dłoń wyłożył za plecy dla lepszej równowagi. W tej dość luźnej pozycji pozostał na dalsze minuty.

    Drew

    OdpowiedzUsuń
  102. Wszyscy:

    — Noo… co tak krucho? Z osiemdziesięciu pięciu dolarów zeszliśmy nagle na trzydzieści sześć? Stać Was na więcej! No już, licytujemy się, Drogie Panie! — cmoknął burmistrz w dezaprobacie, w początkowej fazie nie zawracając sobie głowy drobnym konfliktem, zaistniałym na scenie. Dopiero kiedy ogłosił trzeci koszyczek, odwrócił się w kierunku mężczyzn.
    — A co do Was, Drodzy Panowie, nie kłócimy się. W Mount Cartier rozwiązujemy konflikty polubownie. POLUBOWNIE, kochani! — pouczył wszystkich, kręcąc palcem jak do dzieci. Coś w tym jednak było, bo on naprawdę miał ich wszystkich za dzieci, a konkretniej, za owoc tego miasteczka, a więc również Potomnych-Mu-Bliskich.

    Burmistrz Connelly

    OdpowiedzUsuń
  103. Aurorze upłynął czas.

    KOLEJNY W KOLEJCE: Tom Preston.

    OdpowiedzUsuń
  104. wszyscy:

    Jeszcze parę lat temu zareagowałby dużo agresywniej na jawną zaczepkę, tym razem powściągnął się jedynie do komentarzy na ten temat. Miał prawo mówić, śpiewać, a nawet tańczyć i żaden pisarczyk z dużego miasta, nie mógł mu tego zabronić, co więcej: po co wyrażał swoje zdanie, skoro nikt go o to nie prosił? I jeszcze zarzucał mu nietrzeźwość jakby łyk własnoręcznie robionej nalewki był kilkoma butelkami czystego spirytusu od Morrisa. Otworzył usta żeby coś dodać, ale słowa burmistrza Connelly, skutecznie go uciszyły. Miał wobec mężczyzny zbyt wiele szacunku by pomagać Walkerowi w psuciu atmosfery.
    Spojrzał na pozostałe trzy koszyczki czekające w kolejce, a następnie podrapał się po brodzie licząc, że tym razem pójdzie znacznie szybciej.

    TOM

    OdpowiedzUsuń
  105. Kat, Theo:

    Przerywając swoją skrobaninę na papierze, w oczy rzuciła jej się jedna scena: biedaczyna grabarz, który najwyraźniej dawno już przestał wyczekiwać momentu sprzedaży drugiego koszyczka, teraz ewidentnie czekał na koniec całej licytacji, a że za sprawą późnej godziny Aurora była w dziwnym nastroju, w porywie empatii i zrozumienia dla biednego Theo, który starał się jakoś przetrwać dzień, nagle podniosła się z krzesła.
    — Dziesięć dolarów za kokardę, pięć za marną próbę upieczenia piernika i dodatkowe siedem, jeśli właściciel koszyczka nie będzie się z nikim i o nikogo bił! Razem dwadzieścia dwa dolary za koszyczek! — rzuciła stanowczo, nie przewidując, by ktokolwiek się z nią kłócił. Zdaje się, że licytacja była już przesądzona. Kat czekała na swojego idealnego Pana Finlaya, a Leah… cóż, ciężko ogarnąć, czego chciała ta dziewczyna.

    (Komentarz wstawiony za pozwoleniem Aurory)

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  106. Leah pasuje. Theo zasnął (może skomentuje później), a u Lou bez zmian.

    * * *

    1...2...3... Sprzedany Pani z ostatniego rzędu, która miała taką siłę przebicia, że nikt inny nie odważył się zaproponować innej kwoty!

    LICYTACJA TRWA! KOSZYK NR 4 GOTOWY DO WYDANIA!

    Kosz w niczym nie przypomina wiklinowych cudów, jakie widzi się na rodzinnych piknikach. Tak po prawdzie składa się z ręcznie zbitych desek, złożonych w jedną, prostokątną bryłę, na wzór prowizorycznej skrzyni. Za uchwyt robi natomiast kawałek grubego sznura, umocowanego wokół gwoździ, co sprawia, że całość wygląda skromnie i niezbyt ciekawie. Całe szczęście, że przynajmniej zawartość broni się sama. W środku można znaleźć dwa kubki, butelkę piwa korzennego, termos z kakao oraz drugi, większy, z rozgrzewającą herbatą. Do tego trochę słodkości: pianki marshmallow schowane w słoiku, tabliczka gorzkiej czekolady oraz placek jagodowy domowej roboty. Z innych, niemniej ważnych: dwa patyki na rożen, zapałki, trochę suchego siana do rozpalenia ognia, lampa na naftę dla romantycznego klimatu, rękawiczki, szalik i ciepła czapka. Gruby wełniany koc zwinięty w rulon, a w nim ciepłe bułeczki z masłem ziołowym. O większej ilości jedzeniu ktoś chyba zapomniał, za to w skrzynce zmieściły się jeszcze dwa grube futra, pod którymi właściciel koszyczka schował wszystkie wymienione wyżej przedmioty.

    Informacja dla wszystkich: Na napisanie komentarza każdy ma 10 minut (proponujemy przygotować gotowce).
    Panie w swojej kolejce podają kwotę, którą proponują za kupno koszyczka wraz z krótkim opisem fabularnym. Dodatkowe komentarze fabularne, nie dotyczące przebitki cenowej, można pisać poza kolejką.
    Panowie w swojej kolejce opisują reakcję na licytację i ewentualny opis kontaktu z publicznością. Dodatkowe komentarze fabularne można pisać poza kolejką.

    OdpowiedzUsuń
  107. Vader:

    Nim zdążył się obejrzeć, trzeci koszyczek został sprzedany. Nawet gdyby próbował puścić jakieś znaki dymne do Kat i zapobiec temu, nie zdążyłby w tak szybkim tempie, jakie narzuciły dziewczyny przy licytacji. A skoro tak bardzo się z tym kupowaniem rozpędziły, Scott poczuł naglącą potrzebę pomocy pannie Paris, nim będzie za późno.
    — Vader, Vader, szukaj! — krzyknął zupełnie bez sensu, zrywając szalik z szyi i rzucając nim w publiczność. Może ten manewr wydawał się szczególnie głupi, jeśli nie wręcz idiotyczny, ale był w tym jakiś ukryty przekaz. Poza tym sprawił przynajmniej, że niektóre panie z trzeciego rzędu parsknęły niekontrolowanym śmiechem, więc siłą rzeczy zapewnił trochę rozrywki młodym singielkom. Zresztą dziwniejsze rzeczy działy się na psim zaprzęgu, gdzie wykonał prawie cały striptiz, tutaj ściągnięciu uległ jedynie kawałek wełnianej plecionki, nikogo nie powinno to szczególnie razić.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  108. Kat zamarła. Wciągnęła głęboko powietrze do płuc i przez pewną chwilę siedziała w bezruchu, nawet nie mrugając.
    - 50 dolarów - powiedziała, podnosząc do góry rękę. Kurtkę, która zaczęła ją drażnić, położyła na ziemię, nawet nie patrząc gdzie dokładnie, ponieważ przez cały czas nie ściągała wzroku ze sceny. Uśmiechała się tylko zadziornie, wiedząc już, co lub kogo wygrała.

    OdpowiedzUsuń
  109. Cesar i Andrew bez zmian.
    Clarissa i Aurora pasują.

    NASTĘPNY W KOLEJCE: Tom Preston

    OdpowiedzUsuń
  110. Leah i Theo chyba bez zmian

    * * *

    Lou musiała trochę się rozruszać, dlatego pomimo braku jakiegokolwiek zainteresowania randkami, wyciągnęła z kieszeni gotówkę i machnęła dłonią w powietrzu, wystawiając swoje sześć dolarów nad głowę.
    — Sześć do... — urwała w trakcie, przetwarzając to, co przed chwilą usłyszała od Kat — A nie, jednak pas. Pięćdziesiąt to nie pięć — skwitowała bardzo rzeczowo, opuszczając rękę.

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  111. Szaleństwo! Pięćdziesiąt dolarów to może nie tyle, co z pierwszego koszyczka, ale mimo wszystko… Kat pobiła konkurencję, zyskując czwarty koszyczek (i czwartego kawalera) dla siebie!

    LICYTACJA TRWA! KOSZYK NR 5 GOTOWY DO WYDANIA!

    Zwykły koszyk bez ozdób wykonany z drewna (nie wikliny) pomalowanego białą farbą mający wyraźne przetarcia na krawędziach oraz rączce. Oszałamiająca zawartość to butelka gold tequili, cztery całkiem duże pomarańcze, spora ilość cynamonu zamkniętego w szklanym słoiczku, trzy puste papierowe torebki po herbacie, zapalniczka i wiązka lawendy.

    Informacja dla wszystkich: Na napisanie komentarza każdy ma 10 minut. Aktualne fundusze pozwalają na grę: Lou, Leah (98$) i Kat (14$). Lou dla wyrównania szans dostaje dodatkowe 2$ od Vivian i 1$ od Aurory, zyskując łącznie 9$.

    Napięcie rośnie, czy Leah zmiażdzy konkurencje już w pierwszym secie? ZOSTAŃCIE Z NAMI i przekonajcie się sami!

    OdpowiedzUsuń
  112. AKTUALNA KOLEJKA ODPISÓW:

    1. Kathryn Paris (wicked witch)
    2. Leah Mackenzie (Le Fouve)
    3. Lou Momoa (LeChat)

    OdpowiedzUsuń
  113. Nie wiedząc czemu, ludzie powoli zaczęli wychodzić z sali, starając się cicho ulotnić. Kat zmrużyła oczy i rozejrzała się dookoła. Nagle zrobiło się jej żal ostatniego kawalera i jego koszyczka. Chociaż była przekonana, że wybrała dobrą osobę i dobrze ulokowała swoje pieniądze, postanowiła dalej licytować.
    - 7 $ - powiedziała głośniej, aby każdy na sali mógł ją usłyszeć.

    OdpowiedzUsuń
  114. A niech to! Nawet jakby teraz chciała dołączyć do zabawy dla rozruszania towarzystwa, nie bardzo miała z czym pracować. Sześć dolarów to jednak niewiele na licytację. Rozejrzała się więc w zastanowieniu po sali, szukając rozwiązania i… znalazła je. Skoro ona była na tyle hojna, by obdarować Vivian swoimi niemal dziewięćdziesięcioma dolarami, to może inni będą na tyle wspaniałomyślni, by dać chętnej na licytację Indiance swoje resztki? W celu zweryfikowania pomysłu przeszła się po sali, pytając każdego po kolei, ile jest w stanie podrzucić jej do kieszeni, a kiedy dotarła do Vivian i Aurory, miała już ze sobą całe trzy dodatkowe dolary!
    Szczęśliwa z tego chytrego planu, ale szczególnie mocno z jego zrealizowania, usiadła z uśmiechem na krzesełku, dołączając do licytacji:
    — Dziewięć dolarów!
    To był jej ostatni ruch. Wszystkie pozostałe w przypadku przebicia należały do przeciwniczek.

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  115. Cynamon zamknięty w szklanym słoiczku, torebki po herbacie i wiązka lawendy naprawdę zaimponowały Kat i zrobiły na niej na tyle dobre wrażenie, że postanowiła dalej podbijać stawkę.
    - 14 dolarów - rzuciła, podając całą sumę, jaka jej pozostała.

    OdpowiedzUsuń
  116. Leah bardzo doceniała zaangażowanie znajomych, aczkolwiek wciąż miała na ręku całą sumę, z którą przyszła i całej tej sumy zamierzała się pozbyć, więc zerknęła na Toma z uśmiechem, unosząc w górę całkiem pokaźny zwitek banknotów.
    - 98 dolarów - nie powstrzymała grymasu rozbawienia, bo koszyk zdecydowanie nie był tyle wart, natomiast właściciel nie kwalifikował się pod taką wycenę. Jej oko mimowolnie szukało sylwetki Jaymesa, by zobaczyć jego minę.

    dumna i zwycięska Leah

    OdpowiedzUsuń
  117. To już oficjalne i bezsprzeczne... ostatni koszyczek za zatrważającą sumę 98$ ląduje w rękach Leah! Licytacja włąśnie dobiegła końca.

    * * *

    DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM ZA ZABAWĘ!

    Byliście cudowni, wszyscy dzielnie walczyli o swoje, a Burmistrz Connelly jak zwykle raczył mieszkańców wesołą, ciepłą mową końcową. W tym celu nie tylko ustawił się w strategicznym punkcie na samym środku podium, ale również począł klaskać żywo w odpowiedzi na zakończoną licytację.
    — Kochani moi! Pragnę podziękować wszystkim za Wasz wkład i życzę nie tylko singlom i singielkom, ale również każdemu z osobna, żebyście w życiu oraz na przyszłych randkach byli tak otwarci na ludzi, jak jesteście otwarci teraz, dzisiaj, pomagając potrzebującym! A żeby tradycji stało się zadość: Udanego Świętego Walentego!
    Roześmiał się na koniec, nie dodając nic więcej. W zamian na koszyczkach porozstawiał zręcznie tabliczki ze świeżo wykonanymi, krwistoczerwonymi napisami, obwieszczającymi właścicieli przybytku oraz ich randki.

    Informacje zawarte na tabliczkach:
    1. Cesar Calderon & Vivian Amondhall
    2. Andrew Walker & Clarissa Chambers
    3. Theodor Black & Aurora Walker
    4. Scott Finlay & Kathryn Paris
    5. Tom Preston & Leah Mackenzie

    WYDARZENIE DOBIEGŁO KOŃCA, I CO TERAZ?
    Wszystkich uczestników zachęcamy do odegrania randek we własnym zakresie pod KP. Raz jeszcze dziękujemy za grę. Narrator o tej porze nie jest w stanie wykrzesać z siebie więcej, więc... od siebie gratuluję tylko intuicji. Rozszyfrowywanie koszyczków, choć z początku trudne, okazało się wcale nie aż takie kłopotliwe!

    POWODZENIA NA RANDKACH, MISIACZKI!

    OdpowiedzUsuń
  118. Leah

    Z niecierpliwością wyczekiwał końca licytacji; chyba jako jedyny jej uczestnik wiedział, że po doprowadzeniu wydarzenia do końca, nie czeka go rozpalająca randka z kobietą, która nabyła przygotowany przez niego koszyk. Koszyk, który w najlepszym razie można było nazwać podręcznym zestawem małego magika i choć wypadał dość ubogo, jego znaczenie okazało się doprawdy wielkie. Kiedy Leah złożyła swoją propozycję w powalającej kwocie dziewięćdziesięciu ośmiu dolarów, prawie podskoczył na krześle; szczerze powiedziawszy, nie spodziewał się, że zainwestuje tak dużo tylko po to by utrzeć nosa jego bratu. Udając zaskoczenie z finalnego przebiegu licytacji zszedł z podestu, podchodząc wciąż z tą samą miną do panny Mackenzie. Kątem oka wciąż obserwował dość zszokowanego Jaymesa.
    — Brawo, Leah. Udało nam się dotrwać do końca i... — spojrzał na mizerną zawartość koszyka, który trzymała w rękach. W porównaniu z innymi mającymi do zaoferowania różne smakołyki, nie miał startu. — chodź. W mistrzowski sposób go załatwiłaś, zasłużyłaś na coś smacznego i ciepłego.

    TOM

    OdpowiedzUsuń
  119. Andrew

    Mimo tego, że Clarissa powinna się cieszyć i skakać z radości prosto pod sufit, czuła przede wszystkim konsternację. Osiągnęła założony sobie cel, a przy tym nie była zmuszona licytować telefonu komórkowego i ukochanej kurtki, dzięki której jeszcze nie zamieniła się w sopel lodu. Ale, ale dlaczego właściwie Andrew nie pomagał jej w licytacji? Co prawda od razu rozpoznała jego kosz, czego mógł się spodziewać, a jednak fakt, że nie wysłał w jej stronę ani jednego znaku zwyczajnie ją zawiódł. Tak, jakby zupełnie zapomniała, że zwykle mieli problemy w komunikacji na płaszczyźnie zawodowej, a co dopiero na domniemanej uczuciowej. Z nieco mniejszym entuzjazmem niż zazwyczaj, podniosła się z tego cholernie niewygodnego krzesła i ruszyła w stronę podwyższenia. Splotła ręce na piersi, przeciskając się w tłumie do swojej nagrody, która tym razem miała jednak nieco gorzki smak.
    — No proszę, co mi się trafiło! — Rzuciła w końcu, wciąż energicznie z tym niezmiernie typowym dla siebie uśmiechem. — Kto by pomyślał, że czeka nas kolejny, wspólnie spędzony dzień!

    Clarissa

    OdpowiedzUsuń
  120. To nie był wymarzony wynik licytacji. Wprawdzie nie miał szczególnych uprzedzeń do Clarissy Chambers, ale jako jego asystentka, spędzała z nim zdecydowanie za dużo czasu, więc możliwe, że przez chwilę miał nadzieję poznać nowych ludzi. Los spłatał mu jednak niewielkiego figla, wciągając go w błazeński taniec z tymi, których już znał. Czemu błazeński? Ano dlatego, że łączenie pracy z randką nigdy jeszcze nikomu nie wyszło i albo kończyło się to wielkim niepowodzeniem, albo równie wielką komedią. Ze względu na ich umiejętność grania sobie na nerwach obstawiał ten drugi wariant, bowiem im bardziej drażliwy się robił, tym mniej poważnie się zachowywał, co przy jego niedojrzałości emocjonalnej wcale nie było takie trudne.
    Tymczasem wciąż siedząc na deskach podium, obserwował ją ze znacznie niższej pozycji, mając idealny wgląd na jej gołe nogi, co było o tyle zastanawiające, że gdyby sam był na jej miejscu, w życiu nie założyłby kiecki w taką pogodę. Konsternacja aż malowała się na jego twarzy w postaci ściągniętych brwi i gdyby nie to, że pozostałe osoby zaczęły się powoli rozchodzić, chyba tkwiłby w tej bezdennej pozy jeszcze dłuższy czas. Poruszenie na sali otrzeźwiło go jednak, wymuszając na nim podjęcie konwersacji.
    — Czy randka z szefem nie podchodzi czasem pod molestowanie seksualne?
    W pierwotnej wersji miał zażartować, ale... nie, jednak nie. Kwestia ta wymagała dookreślenia, jeśli w ogóle zamierzali brnąć w to walentynkowe bagno.

    Andrew Walker

    OdpowiedzUsuń
  121. Aurora

    Zdziwił się, że jego koszyczek został wylicytowany. Nawet nie zwrócił uwagi na sumę, która została na niego przeznaczona – ważne było to, iż ktoś się w ogóle o niego pokusił. Do samego końca nie ukazywał po sobie, który należał do niego, choć każdy mógł się tego domyślić dzięki odkryciu innych właścicieli.
    Kiedy zostały postawione tabliczki, uśmiechnął się szeroko i ukłonił teatralnie w kierunku Aurory. Biedna kobieta, nie dość, że musiała znosić jego obecność w jedynym barze w tej mieścinie, to jeszcze teraz trafiła jej się z nim walentynkowa randka. No cóż, zawsze mogła zabrać ze sobą jedynie koszyk, a z Theo po raz kolejny męczyć się w lokalu bez konieczności wybierania się na spotkanie. Gdyby jednak zdecydowała się udać na zwycięski piknik, Theodor gotów był dalej pociągnąć to wydarzenie.

    [Tym samym, jeśli jest taka ochota – wraz z Theo zapraszamy pod KP ;)]

    OdpowiedzUsuń