A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

let's forget about everything, sunshine


Isabella Ames
31.08.1992, Mount Cartier – krawcowa
Urodziła się miesiąc przed planowanym terminem, czym ściągnęła na siebie większą uwagę zaniepokojonych rodziców niż powinna. Nawet jeśli początkowo uchodziła za najcichsze oraz najspokojniejsze dziecko na oddziale, to i tak chuchano na nią w obawie, że bycie wcześniakiem wpłynie później negatywnie na jej zdrowie. Im jednak była starsza i wdawała się w większe kłopoty, tym bardziej udowadniała, że nie straszne są jej pozdzierane kolana ani posiniaczone łokcie. Spędzanie całych dni na świeżym powietrzu poskutkowało lepszą odpornością niż u dzieciaków urodzonych po pełnych dziewięciu miesiącach ciąży, czym zaskakiwała wszystkich lekarzy na wizytach kontrolnych.
Jako młodsze dziecko Isabella była oczkiem w głowie pobłażliwego ojca, który nigdy nie potrafił się na nią gniewać oraz nie do końca wymarzoną córką matki, która nieraz siłą musiała zmuszać ją do założenia sukienki na niedzielne wyjście do kościoła. Jedynie starszy o cztery lata brat, Victor, nie próbował się z nią dogadać. Ich kłótnie były częste i głośne, przepychanki bolesne, a rosnąca od dzieciństwa niechęć ogromna. Odkąd wyprowadził się do Churchill ich kontakt ogranicza się do wspólnego spożywania posiłków podczas rodzinnych uroczystości oraz świąt. Nic więc dziwnego, że nigdy nie mogła liczyć na jego wsparcie. Nawet tamtej nocy, kiedy było najbardziej potrzebne.
Jako dorosła kobieta przyszło jej zmierzyć się z większą ilością rzeczy, niż by chciała. Z każdym dniem łatwiej jest jednak przywoływać obraz radosnej Isy, do której wszyscy się przyzwyczaili i której od niej oczekiwano. Przegrywa tylko w nieliczne noce, kiedy nie radzi sobie bez tabletek nasennych, ale o tym nie wie nikt odkąd wyprowadziła się od rodziców. Stara się ze wszystkich sił niczego nie rozpamiętywać ani nie dawać nikomu powodów do zmartwień.
RELATIONSHIPS

7 komentarzy:

  1. [Cześć! :) Witam serdecznie na blogu kolejną z Twoich postaci; pozornie nieskomplikowaną, choć charakterną (w najlepszym tego znaczeniu), ale im bardziej człowiek zagłębia się w kartę, tym łatwiej zauważa rysy na szkle życia Isabelli. Cokolwiek ją spotkało, szczególnie 'tamtej nocy', a czego możemy się na razie tylko domyślać (acz mam nadzieję, że kiedyś zdradzisz nam to i owo w poście fabularnym :P); mocno odbiło się jej na percepcji świata, na niej samej... A przynajmniej takie odniosłam wrażenie po przeczytaniu karty.
    Bardzo urokliwa pani na zdjęciu, w dodatku mająca naprawdę super jeansy :D No nic, nie przynudzam; baw się dobrze, dużo weny, a w razie chęci na wspólne pisanie, zapraszam do siebie :)]

    Jasper | Nicolas

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jeszcze, poza wiadomościami, nie miałam okazji komentować karty, a i tutaj też się przyda. Po zdjęciu ciężko uwierzyć w to, że coś takiego mogło ją spotkać. A ja nie mogę się doczekać tej większej dramy, która się tutaj szykuje, bo pamiętam, że coś wspominałaś. Razem z Calebem zacierami rączki, ja z ciekawości, a on już z nieco innych pobudek.;D]

    Było mu trochę głupio.
    A nawet bardzo głupio, bo wiedział, że potraktował ją bardzo nie fair, tamtego wieczoru, kiedy Noah już spał w najlepsze, a on zaczął się jej czepiać. Nie miał nic na swoje usprawiedliwienie, bo tak na dobra sprawę Isa przecież nie zrobiła niczego złego. A sam fakt, że tak było dotarł do niego o wiele za późno. Padło zbyt wiele nieprzyjemnych słów, trochę trzaskali drzwiami i rozeszli się w gniewie. W zasadzie to ona wyszła i tyle ją widział. Ten czas który spędzili osobno dał mu naprawdę wiele do myślenia. Znalazł też w sobie siłę, aby w końcu dziewczynę odwiedzić i się z nią spotkać w żywe oczy. Noah podrzucił do sąsiadki, akurat będzie miał czas na zabawę z kolegami, których nie widywał tak często jakby pewnie trzyletni chłopiec tego chciał, a to jemu samemu dawało od dwóch do maksymalnie czterech godzin na spokojną rozmowę w cztery oczy z Isabellą. O ile w ogóle miałby ochotę na to, żeby otworzyć mu drzwi, a różnie mogło przecież być. Wcale nie byłby zdziwiony, gdyby mu je zatrzasnęła przed nosem.
    Zasłużył sobie akurat na to.
    Po drodze wstąpił do lokalnego sklepu. Znali się tak długo, a szczerze mówiąc nie wiedział czy powinien wybrać jednak wino czy może czteropak, którym zawsze ją częstował, kiedy się pojawiała. Po dość długim zastanowieniu uznał w końcu, że czteropak będzie wyglądał lepiej, a wino pasowało na bardziej oficjalne wydarzenia i takie trzeba było też lubić, a szczególnym wielbicielem tego trunku nie był. Zgarnął też kilka przekąsek, mocno licząc na spokojną rozmowę we dwoje, a nie zamknięcie drzwi. Dobre nastawienie to już coś, prawda? Gdzieś kiedyś słyszał jak ktoś mówi coś takiego, być może miał w tym rację. Przyjaźnili się już tak długo, że chyba taka zwykła, głupia – według Caleba nawet bardzo głupia, sprzeczka nie przekreśli tego wszystkiego co razem przeżyli.
    Zanim w ogóle zdecydował się wyjść z auta, siedział w nim przez dobre dziesięć minut i marzł. Ogrzewanie padło, miał je już dawno naprawić, ale wiecznie coś mu w tym przeszkadzało. Trzeba było się jednak za to porządnie wziąć, bo nie mógł w takim aucie wozić syna. On jak on, zimno nie było mu, aż tak straszne i gdyby był sam, pewnie nawet nie fatygowałby się do mechanika na naprawienie szkody. Ale nie był. I to nie był też czas, aby myśleć o zepsutym ogrzewaniu. Zgarniając wszystkie zakupione rzeczy, wysiadł z samochodu. Na zewnątrz było jeszcze zimniej, szybkim marszem się w miarę rozgrzał. Brak rękawiczek był w tym momencie bardzo na minus. Światło się paliło, więc w domu być musiała. Głośno zapukał kilka razy, tak jak miał to w zwyczaju.
    — Pewnie nie chce ci się gadać, ale może mogłabyś mnie wpuścić zanim przymarznę z ręką do drzwi? — rzucił, decydując się zapukać raz jeszcze.

    Caleb Young

    OdpowiedzUsuń
  3. [biorąc pod uwagę, jaka jestem okropna, przebrzydła i zapominalska, to godzę się na wszystko, co chcesz! biorę bez pytania każdą relację i wątki i oczywiście zacznę :D a ona jest piękna i jej historia smutna, aż mam ochotę jęczeć, że jak to możliwe i jak bardzo życzę jej kogos, kto zaopiekuje się tą kruszyną z pieknym i poharatanym serduszkiem i pokaże, że świat jest piekny :) ale nie chcę podpaść jeszcze bardziej, więc czekam na jakieś polecenia do wykonania w ramach kary xD ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [to zaczynam, wciąż prosząc o wybaczenie za to lenistwo :* ]

    Spoglądała przez szerokie okno, przez które już od świtu do cukierni wpadało światło, wpuszczając pierwsze wiosenne drobinki ciepła. Od kilku dni czuła, że nawet powietrze ma inny, lżejszy zapach, jakby gdzieś zza tych gęstych lasów już zaczęły kwitnąć kwiaty i to wiatr niósł słodki aromat. Nie miała jednak teraz ani chwili wytchnienia i wydawało się, że pracuje jeszcze ciężej, niż zwykle.
    Jej dom się zawalił, nie cały, ale tak - dosłownie. Dach się zapadł, a biorąc pod uwagę, że jedna ściana została naruszona i okiennice z pietra się obsuneły, nie miała mozliwości mieszkać u siebie. Mogła przenocować kilka nocy u przyjaciółki, mogła też zatrzymać się u kuzynki, ale skończyło się na tym, że wprowadziłą się na czas nieokreślony do przyjezdnego lekarza, który już nie raz, a dwa razy ją uratował. Octavian stał się jej prywatnym bohaterem i choć sam szczególnie nie wypinał dumnie piersi, gdy tak go nazywała, to uważała, że jest zdecydowanie zbyt skromny, a ona swoją paplaniną po prostu go zawstydza. Otrzymał spory domek, który dla jednej osoby wydawał się za mały, a to wydawało się o wiele wygodniejszym rozwiązaniem, niż przesiadywanie w gościach nawet u bliskich, którzy mieli swoje życie, swoje sprawy i wreszcie mogliby tracić cierpliwość na dodatkowego lokatora. Bo Sol nie miała pojęcia, ile może zająć naprawa jej chatki i czuła, że złosliwość losu tu namiesza i przeciągnie prace robotników w nieznośne kilka miesięcy...
    Gdy dzwoneczek u drzwi oznajmił przybycie klienta, ruda zeskoczyła z stołka, porzucając rozmyslania. Musiała dbac o biznes, bo gdy i tego nie zdoła utrzymać, okaże się, że już totalnie do niczego się nie nadaje.
    - Dzień dobry - uśmiechnęła się do Iski i oparła dłonie o lade, pochylając w przód. - Co u ciebie?
    Gdy jej jasne tęczówki spoczęły na twarzy blondynki [?] poczuła jak przyłapana na gorącym uczynku. Mimo że nic nie robiła. Mimo że w sumie jedynie siedziała i właśnie dosłownie nic nie robiła.

    przebrzydła i pełna skruchy Solinka

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ależ, bardzo proszę; przyjemność po moje stronie :) No i ba, w końcu jesteś w/na MC; cóż się dziwić, że się długo nie ukryłaś xD
    Rozumiem. Czasami, te najgłębsze blizny, są w końcu najmniej widoczne; przynajmniej na pierwszy rzut oka. Acz nie nazwałabym Isabelli prostą; choć może po lepszym jej poznaniu zrozumiem, co masz na myśli ;)
    Różnica wieku aż tak spora nie jest, moim zdaniem; dziesięć lat z niewielkim hakiem xD Sądzę, że mogą się bez trudu dogadać, a bycie przez Jacka miejscowym, rzeczywiście jedynie pomoże; nawet obecnie. O ile się nie mylę (najwyżej, niech mnie Pani Żona poprawi, jeżeli to czyta), Diana i Jasper mieszkają na skraju lasu; acz z której dokładnie strony miasteczka, nie jestem pewna. Możemy jednak uznać, że są z Isą sąsiadami, jak najbardziej mi pasuje :) Chodzi Ci coś konkretnego na wątek po głowie?]

    Jack Lam

    OdpowiedzUsuń
  6. [wybacz taki długi poślizg. ♥]

    Przez cały czas oczekiwania myślał czy otworzy czy mu nie otworzy. Jakby miał w ręku kwiatka mógłby oskubać go ze wszystkich płatków i w ten sposób sobie wywróżyć. Okazało się, że wcale nie musiał i drzwi jednak zostały mu otworzone. Może nie powinien, ale spodziewał się odmowy. Nie stał na zewnątrz dłużej, niż powinien. Ciągnęło go do środka. Ciepło wydobywające się z wnętrza było zachęcające, a jego dłonie zmarznięte i domagały się również ciepła. W myślach liczył te sekundy od wejścia, wyrobił się w trzy. No może cztery. Zaczerwienione dłonie zaczęły najpierw szczypać, a potem poczuł gorąco i pojęcia nie miał czy gorsze było zimno czy to.
    Miał wrażenie, że to miejsce od ostatniej wizyty zmieniło się nie do poznania. Nawet nie minęło, aż tyle czasu, a może…? Cieszył się jednak z tego, że w końcu był tu i gotów do tego, aby z dziewczyną porozmawiać i przeprosić za swoje szczeniackie zachowanie, które nie miało usprawiedliwienia. Nie miał nastu lat, wydoroślał przez ostatnie trzy lata o wiele bardziej, niżby chciał, a jednak czasem zachowywał się jakby znowu był dzieckiem.
    — Przyniosłem coś — powiedział podnosząc do góry siatkę z rzeczami — coś dobrego, myślę, że polubisz.
    Chciał, żeby to wszystko wyszło naturalnie. A najważniejsze chciał uniknąć niezręcznej ciszy, która mogłaby między nimi zapaść w pewnym momencie. Wiedział jednak, że nie obejdzie się bez przeprosin i nie miał zamiaru też ich pomijać.
    Caleb westchnął cicho, chwile wodził wzrokiem po mieszkaniu i w końcu spojrzał na przyjaciółkę.
    — Nie jestem wylewny, ale teraz muszę. Bo… no, nie byłem zbyt miłym człowiekiem w ostatnim czasie, a ty jesteś najmilszym, zaraz po Noah, człowiekiem jakiego znam i nie powinienem tak traktować najbliższej mi osoby. Dlatego się chciałem zapytać czy chciałabyś dać może mi jeszcze jedną szansę i znowu do siebie przygarnąć? A w ramach przeprosin chciałem cię jutro zaprosić na wspólny obiad.
    Uznał, że to będzie odpowiedni krok. Isa i Noah dawno się nie widzieli, a młody zaczął już pytać o to czemu dziewczyna nie spędza z nimi tyle czasu do wcześniej. Poza tym sam też tęsknił za obecnością przyjaciółki.
    — Więc przepraszam za to, że czasem jestem dupkiem i nie myślę.

    Caleb

    OdpowiedzUsuń
  7. Sam Caleb pewnie nawet słowem nie wspomni o tym, że przez ten cały czas tęsknił za swoją przyjaciółką. Rozmawianie o uczuciach było dla mężczyzny od zawsze trudne, a tak naprawdę jedynie robił to przy Noah, który potrafił nawet największego buraka zmienić w wesołka. W tym przypadku chodziło o niego. Jakby nie patrzeć gdyby właśnie nie Noah to Caleb chodziłby pewnie cały czas naburmuszony, albo nie w humorze i to bez większego powodu. I oczywiście Isa, o niej nie mógł zapominać. Mimo wszystko to ona najbardziej mu pomagała, a przede wszystkim zawsze była, kiedy był w potrzebie i jeśli miał wskazać osobę, której ufa najbardziej to byłaby to właśnie ona.
    Działał czasem bezpodstawnie, tak jak teraz. Ale prawda była taka, że gdyby nie Isa to nie potrafiłby niczego ogarnąć. Nie wiedział czym takie dziecko male karmić, jak przewijać i jak uspokajać. I choć starsze sąsiadki chętnie udzielały mu rad, to były one jednak dość… przeterminowane, a on sam jakoś sobie nie wyobrażał, aby dajmy na to pieluchy po Noah prać. Zdecydowanie mieli zbyt nowoczesne czasy na to, nawet jeśli miasteczko nie do końca takie było.
    — Wiem, że nie. Dlatego przyszedłem cię przeprosić i poprosić, abyś następnym razem po prostu mi strzeliła w głowę jak zacznie mi odwalać — powiedział z cichym westchnięciem — w końcu gdyby nie ty, to pewnie oboje z Noah marnie byśmy skończyli.
    Wolał najpierw zdjąć kurtkę, aby nie moczyć jej swetra, ale nie miał na to okazji. Tak samo jak na to, aby odwzajemnić uścisk, kiedy dość nagle się od niego odsunęła, ale nie skomentował tego nawet słowem. Nie widział w tym problemu. Po tym jak na nią wtedy nawrzeszczał nic dziwnego, że chciała zachować dystans nawet jeśli ją przeprosił. Rozebrał się z kurtki i butów. Przeszedł go dreszcz, choć powinien być przyzwyczajony do panujących tu temperatur, ale nawet prawie trzydzieści lat tu nie uodporni odpowiednie człowieka.
    — Może być kakao. To opowiadaj, co się działo? — zagadnął podążając za dziewczyną. — I to będzie dobry obiad, a przynajmniej mam nadzieję. Obiecuję, ze to nie będzie nic kupionego i odgrzewanego. Jeszcze nie wiem co to będzie, ale postaram się cię zadowolić. Wspominałem już może, że Noah się nie może doczekać, aby cię zobaczyć?
    Pewnie nie powinien mu mówić, że Isabella będzie na obiedzie. Ale – to było zagranie nie fair – wolał to zrobić, aby móc wykorzystać kartę Noah, aby ją do tego przekonać. Jak widać nie musiał aż tak daleko się posuwać.

    Caleb♥

    OdpowiedzUsuń