A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Ian Finnigan

Ian Sean Finnigan

35 lat właściciel i barman w BnB FC: Michiel Huisman

Niektórzy znali go jako radosną, pełną wigoru i dobrego humoru osobistość. Wszyscy z nich już nie żyją. Nie, nie padli jak muchy z jego ręki. Raczej kopnęli w kalendarz ze starości, ponieważ takie pogłoski to było dawno i nieprawda.

- zaczynam wątki ze wszystkimi, którzy ich jeszcze nie mają, albo bardzo się nudzą i brakuje im cały czas osób do pisania. ;)

19 komentarzy:

  1. Brak rękawiczek i okrycia głowy porządnie dawał do wiwatu. Wiatr chciał urwać łeb, śnieg obsypał już całą jego ciemną czuprynę, doprawiając ją siwą czapą od Dziadka Mrozu, a ręce schowane w kieszeni wciąż i niezmiennie marzły. A wystarczyło jedynie obejrzeć pogodę. Tylko, kurna, jak na tym małym wypizdowie znaleźć kablówkę? Gdzie kanał meteorologiczny? I przede wszystkim: gdzie ludzie?! Idąc przez ulicę miał wrażenie, że miasteczko wyludniało, co więcej: nie wiedział zupełnie co z tym fantem zrobić. Jedynym punktem, który wydał mu się w miarę sensowny do odwiedzenia, był bar. Nie dlatego, że miał w planach narąbać się w cztery dupy, po prostu potrzebował czegoś gorącego. Parującego! Nie spodziewał się spotkać po drodze Starbucksa, więc ta buda powinna mu wystarczyć.
    Pociągnął za klamkę ochoczo, niemal wślizgując się do pomieszczenia, kiedy podeszwy oblepione puchem okazały się sporą przeszkodą do bezpiecznego wejścia. Dopiero otrzepanie ich o chodnik pomogło, a on mógł z zadowoleniem zasiąść przed barem. Do czasu.
    — Serio? To jest ta wasza świąteczna serdeczność i miejska gościnność, o której radiostacja napierdala od rana?

    Declan McCain Jr

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy ostatnim razem tutaj mieszkał, ludzie byli jacyś inni. A może po prostu to on miał wybitne szczęście do stawania na drodze nadwornym zrzędom? Swój do swego ciągnął i to w każdej możliwej płaszczyźnie, bo nie dość, że jego i barmana łączyło miejsce urodzenia to i charakter mieli podobnie paskudny. Tak przynajmniej zakładał. Może dlatego postanowił zejść nieco z tonu, zakopać topór wojenny, nim odrąbią sobie głowy w iście brutalnym precedensie.
    — Nie, raczej chandrę z Mount Cartier — rzuca w odruchu. Kurde, chyba nie o taką uprzejmość i luz mu chodziło! Ale żeby nie było, nie był jedynym w tej relacji, który zdawał się być zupełnie nieprzystępny, wręcz aspołeczny.
    — Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek to miasto dawało więcej niż tona śniegu. A Ty? — spogląda na niego z nadzieją na rozmowę i... właśnie wtedy do niego dociera. Przecież go kojarzy!* To ten młody imprezowicz, co kiedyś kręcił się ze ścierą i kuflami za barem rodziców (do dziś, o dziwo, nic w tej kwestii się najwyraźniej nie zmieniło). To i tak lepsze, niż nastoletni Declan, który chyba słynął tylko z tego, że jego korzenie sięgały Irlandii. Wprawdzie był jeszcze ten epizod, w którym ludzie zbiegli się wokół niego przy wyjeździe, nie mogąc uwierzyć, że gówniarz McCainów został maszerem i jedzie w świat (a raczej wgłąb USA). To żadna sława, bo najwidoczniej o takich rzeczach się zapomina. Ian zapomniał na pewno, bo patrzył na niego jak lata temu na przyjezdnych: z absolutną pogardą.
    — Finnigan...! W końcu jakaś znajoma twarz. Raaany, już myślałem, że w te dwanaście lat grizzly Was wszystkich powybijały.

    *nie oszukujmy się, w MC każdy każdego zna

    OdpowiedzUsuń
  3. [haha, widzę że się wiele nie zmieniło :P I nowa twarzyczka, przystojnego fchuj Michiel *.*]

    To były dla Emily pierwsze samotne święta, spędzone z dała od rodzinnego Waszyngtonu i w stanie psychicznej poczytalności. Co więcej wracając do Mount Cartier liczyła, że na nowo odkryje och magię i urok, siedząc w swoim przytulnym drewnianym domku - z zapaloną i przybraną choinką, tlącym się ogniem w kominku i kilkoma pysznościami na stole. Niczym bohaterka filmu Holiday. Wizja była owszem piękna, ale należało jeszcze zrobić ostatnie zakupy, zanim mogłaby w najlepsze zaszyć się w domowych pieleszach.
    Pojechała do miasteczka w ostatniej chwili, tuż przed zamknięciem sklepików, by dorwać trzy butelki ulubionego wina i jeszcze skoczyć do piekarni po słodkości. Wracając z tobołkami do samochodu nie spodziewała sie takiego przedstawienia w wykonaniu wyjątkowego barmana, który był dla niej kwintesencja tego miejsca.
    - Tobie rownież, wesołych Świąt, Ian! - zawołała za mężczyzną, gdy ten porwał jej piernik i szedł juz w najlepsze w sobie tylko znanym kierunku. Pociągnęła zmarzniętym noskiem i zaśmiała sie lekko, łapiąc inaczej siatki, by móc je odwlec do bagażnika. Niesamowite, że pewne rzeczy sie nie zmieniają. A ona nie jest nawet zła... Czy to faktycznie magia Świąt?
    - Może jednak byłbyś w stanie podzielić się tym piernikiem? Jak zapewne wiesz, siedzę sama w domu. Mikołaj raczej nie odwiedza takich osób jak ja, ale mam dobre wino, no i... Nie wiem, może moglibyśmy w końcu przełamać topór wojenny? - ponownie krzyknęła za oddalającym sie mężczyzną, by następnie zakasłać. Jezusku, było okropnie zimno!

    Ulubiona przyjezdna

    OdpowiedzUsuń
  4. Ian nie byłby sobą gdyby przypadkiem jakaś miła oferta bezinteresownej pomocy padła z jego ust. Z resztą nawet jakby tak było, Emily i tak nie zgodziłaby się na to. A przynajmniej nie od razu. Przy tym ironicznym i bezczelnym, pozbawionym wyższych uczuć mężczyźnie, wzbierała w niej potrzeba udowodnienia mi swojej niezależności i umiejętności radzenia sobie ze wszystkim, choćby w najgorszy sposób, ale samodzielnie. Bo niby na co byłby jej potrzebny mężczyzna?
    - Nic sobie nie zamierzam wyobrażać. Nawet spicia Cię do nieprzytomności. - odparła z odrobiną zgryźliwości. Nie mogła w końcu sobie odpuścić tej przyjemności ani widoku grymasu na twarzy barmana.
    - Tak się akurat składa, że co nieco potrafię. Zdziwiłbyś się, ale kiedyś byłam świetną panią domu i gotowałam wcale nieźle... - mina szybko jej zrzedła, a głos ścichł, gdy usłyszała że z kół zeszło powietrze. No pięknie! Nie marzyła o niczym innym jak zamarznięciu razem gdy zmierzali do niej na świąteczną kolację.
    - Może trzeba było nie wykupować całego sklepu? - przedrzeźniła go naburmuszona, widząc juz ten głupkowaty wyraz radości na jego gębie, że znowu może się nad nią pastwić. Chwyciła wygodniej siatki i wyprzedziła go, by ruszyć przodem w drogę do domu. I nawet podejrzany odgłos, przypominający wycie wilków nie był w stanie jej zatrzymać, choć akcja serca przyspieszyła kilkukrotnie.
    Za jakie grzechy zachciało jej się zapraszać go do siebie?!

    głupiutka Emily

    OdpowiedzUsuń
  5. [Wredni barmani nie należą do ulubionych ludzi Philipka, więc wątek szykuje nam się bardzo ciekawy :) A teraz tak na poważnie - bardzo chętnie. Panów dzieli zaledwie 5 lat, więc jeśli obaj wychowywali się w tej okolicy, to taki Philipek mógł oberwać raz czy dwa od Iana. A potem mogła narodzić się z tego jakaś fajna znajomość, coś na zasadzie frenemies. A, no i dziękuję za skomentowanie karty - starałem się, żeby było jak najkrócej i jak najfajniej. Nie zawsze wychodzi, tym bardziej: dziękuję.]

    Philip

    OdpowiedzUsuń
  6. [No właśnie się zastanawiam, z panem napewno muszą się znać. Mój mógłby być stałym klientem w pubie, w końcu od pracy trzeba odpocząć:D A pani, też tak myślałam(pozwoliłam sobie podejrzec kartę, nie bij:pp) że będzie zgrzytalo, w końcu tak odmienne osób, ale też można bycoś wymyślic, więc nie mam pomysłu z kim tu :D A jak tobie wygodniej?]
    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  7. [To może narazie z Ianem, żeby też ciekawie było, po kumpelsku? A jak opublikujesz Lou, to też z nią zacziemy:D A jaki pomysl z panem? Pub czy coś innego:D]
    GAbriel

    OdpowiedzUsuń
  8. [A ja mam pomysł! Może Olivia upiłaby się u niego w barze razem z jakąś koleżanką. Koleżankę odebrałby mąż, ale ona musiałaby iść na nogach, a akurat zaczął padać śnieg. Może Ian by ją podwiózł jako dobra dusza?]/ Olivia

    OdpowiedzUsuń
  9. Dym papierosowy unosił się i wił nad jego głową, chociaż od tygodnia, prawie dwóch, nie miał fajki w ustach. Starał się palić jak najmniej, odkąd ktoś w przychodni, a raczej przed, zwrócił mu uwagę, że jak się w służbie zdrowia pracuje, to o zdrowie trzeba dbać.
    Niemniej jednak miał ochotę teraz wyrwać fajkę temu facetowi, który już sięgał do popielniczki, żeby dogasić papierosa. Nie po to, żeby mu ją zabrać. Żeby zdążyć się raz a porządnie zaciągnąć.
    Powstrzymał się, biorąc łyk piwa. Myśli powędrowały w drugą stronę, bo Ian znów rzucił jakimś kąśliwym tekstem, tym razem prosząc go o pomoc.
    Mógł coś odpyskować albo zwyczajnie nie ruszyć się z miejsca, ale nogi same zsunęły się ze stołka barowego i powędrowały za mężczyzną.
    - Dobrze, że zapewniasz mi taki wysiłek, przynajmniej nie będę musiał rozmyślać na nowy rok o jakiejś siłowni - prychnął, podążając za nim.
    Już miał w głowie wyobrażoną tonę skrzynek z alkoholem, które trzeba będzie przetaszczyć. Nie, że był słabeuszem. Coś tam zawsze uniósł, pięć kilo w tą czy w tamtą, ale należał do ogromnych leni. Szczególnie przy podnoszeniu. Największe ciężary, jakie dźwigał na co dzień, to stos kart pacjentów w przychodni albo ewentualnie jakieś segregatory.
    Wysiłek tak czy siak dobrze mu zrobi. Tylko żeby potem nie słyszał komentarzy od Iana, że wziął dwa razy mniej od niego. Cóż, w sumie to się ich spodziewał. Ian zawsze lubił dogryzać Philipkowi, ten nie pozostawał dłużny, a znali się tyle lat, że ktokolwiek próbowałby im zaburzyć tę dziwną znajomość, gorzko by tego pożałował.

    Fifi

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Biorę na klatę każdy wątek, więc chętnie spróbuję z tym :) ]

    Madison Ashton

    OdpowiedzUsuń
  11. [No, chyba Iana skoro najlepszy klient, który nic nie mówi tylko ciągle chleje (nie wiadomo za co!) i pali cygara. Taki z niego człowiek. Po prostu no! A jak się nie podoba, to wiesz co, nie?!]

    Anderson

    OdpowiedzUsuń
  12. [Dziękuję za powitanie! Myślę, że jeśli tylko powstrzyma się od drobnych złośliwości na temat szwankującego talentu Hailey i pozwoli jej się wygadać (do czego mam chyba uzasadnione wątpliwości) to nie będzie powodu, by przyczepiać mu łatkę tego irytującego.]

    Hailey

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzisiejszy dzień był ciężki. Ciążył jej na plecach niczym głaz i nic nie zapowiadało, żeby dzień ten był chociaż trochę lepszy chociaż pod koniec. To był pierwszy raz, kiedy od śmierci Felixa wyszła na miasto i rzeczywiście wypiła więcej, niż jedno piwo. Dzieci zostawiła u dziadków, bo dobrze wiedziała, że nie będzie wzorową matką; nigdy nią nie była. Nie mogła być tą dobrą, co to broni przed gniewem ojca, bo nie było żadnego gniewu. Wszystko spoczywało na jej barkach, łącznie z odgrywaniem dobrego i złego gliny. Więc dlaczego, do jasnej anielki, ten niczego nieświadomy człowiek śmiał jej wytykać, że raz na ruski rok wypiła więcej w momencie, gdy z przyjemności z życia zostało jej jedynie (i aż- tak, miała tego świadomość) towarzystwo dzieci?
    Czy on zdawał sobie właściwie sprawę, jak to jest stracić człowieka, z którym dzieliło się wszystkie dobre i złe rzeczy swojego nastoletniego i dorosłego życia?
    -Nie, nie zdążyłam. Tak samo jak o tym, że mam męża półtora metra pod ziemią- warknęła nieprzyjemnie i założyła nogę na nogę- Wydaje mi się, że jestem na tyle dużą dziewczynką, że umiem o siebie zadbać. Poproszę jeszcze raz kufel piwa- uśmiechnęła się do niego najuprzejmiej jak umiała.

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Wiek to tylko liczba, a ten już zostanie, nie jest źle :) Madison jest w MC od co najmniej dwóch lat, więc Ian na pewno musiał ją gdzieś zauważyć :)
    A tak w ogóle, to świetny masz ten avatar ;p ]

    Madison Ashton

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Też sobie ustawię ruszający się koci avatar, a kto mi zabroni xD
    Czekam cierpliwie :) ]

    Madie

    OdpowiedzUsuń
  16. Święta jak święta. Madison lubiła tę całą atmosferę, chociaż to już nie było to samo co w dzieciństwie. Wtedy przeżywała to bardziej. Oczekiwała na pierwszą gwiazdkę, podkradała jedzenie, starając się zrobić to tak, żeby nikt jej nie nakrył, przez co podczas wigilijnej kolacji nie mogła już nic zjeść. Obecnie okres przedświąteczny był jeszcze bardziej zabiegany niż zazwyczaj. Dziewczyna została wysłana do sklepu po podstawowe zakupy i słodycze, które co roku wieszane były na choince. Zimno dawało jej się we znaki, ale kobieta jakoś dawała sobie z nim radę. Mount Cartier miało w sobie swój urok i nawet niskie temperatury nie działały na niekorzyść miasta. Miasteczko potrafiło uzależnić i chociaż wydawało się, że jest odizolowane od reszty świata, to Ashton i tak wolała spędzić w nim resztę życia. Przekonała się o tym na własnej skórze, gdy mieszkała w Nowym Jorku przez kilka lat. Wróciła, nie było innego wyjścia. Dopiero tutaj odnalazła na powrót spokój. No może nie do końca, bo za każdym razem, gdy w polu jej widzenia pojawiał się Ian, to czuła się niezręcznie. Ich drogi rozeszły się przed jej przeprowadzką i chociaż od tego czasu minęło już kilka lat.
    – Jak będziesz tę choinkę tak ciągnąć to nie zostanie z niej nic – odpowiedziała dość miło. Nadchodziły święta i nie miała zamiaru zepsuć sobie nastroju.

    Madie

    OdpowiedzUsuń
  17. [Specjalnie wybrałam country, bo to chyba najbardziej niedoceniany gatunek muzyczny, wszyscy się wstydzą do niego przyznawać, a przynajmniej ja mam takie odczucia ;) W każdym bądź razie fan zdecydowanie się przyda, żeby Gina mogła puszyć się jak paw - w końcu nawet na środku niczego ktoś słyszał o jej muzyce i ją uwielbia! Mogłaby tą wiadomością utrzeć parę nosów, a przecież od dawna o tym marzy. Nawet lepiej, że Ian w ogóle nie wygląda na takiego faceta, za przystojny jest na country, tylko większy szok będzie ;) Mogą nawet razem zorganizować wieczorki karaoke w barze i Gina co jakiś czas coś zaśpiewa. Pijani drwale śpiewający łzawe piosenki o miłości, świetny widok ;) ]

    Gina

    OdpowiedzUsuń
  18. Właśnie, Ian z natury był człowiekiem wrednym i cynicznym, tymczasem działo się dzisiaj coś bardzo podejrzanego, bo wykazywał nadzwyczajną jak na niego uprzejmość. Oczywiście, nie obywało się przy tym bez uszczypliwości i masy nieprzemyconych uwag, ale robił zbyt wiele rzeczy, które, jak sadziła do tej pory Emily, są wbrew jego naturze. Tymczasem okazywał jej własnie zbyt wielką dobroć (nie mylić z łaską, pod co najchętniej sam by to przypisał), uprzejmość. To było zbyt dziwne, by nazwać to w jakimś stopniu miłym. Emily tylko wprawiało w konsternację. Najpierw ten zdrobniały zwrot po imieniu, potem zabranie siatek... Czy ktoś podmienił człowieka? HALO!
    — Co? — podejrzewała na niego głośno wypuszczając powietrze z ust. Uff, wrócił wredny Ian. Swoją drogą mógłby robić za miasteczkowego Grincha, gdyby nie fakt, że faktycznie wszyscy na takiego stworka wyrastają. Choć Ina faktycznie miał chyba wrodzony talent.
    — Mam wymieniać teraz koło? — posłała mu spojrzenie jakby gadała z wariatem, a następnie zerknęła na swój samochód. Jasne, że lepiej by było nie wracać do domu na piechotę, ale... koło, koło, koło... Na miłość boską jak się wymieniało koło?! Nigdy się tym nie parała, nawet tutaj korzystała z pomocy kogoś z warsztatu, bo przecież to czarna magia. Ale w imię niezależności i głupich feministycznych założeń nie mogła się teraz poddać i powiedzieć Ianowi nie. Przede wszystkim także dlatego, że sprawiłoby mu to zbyt wielką satysfakcję, a do tego nie mogła dopuścić.
    — Po pierwsze te wilki na pewno wcale się tam nie zadomowiły, już glupio nie bajdurz. — wywróciła oczami. — Po drugie, nie chciałam się takimi rzeczami zajmować dzisiaj, ale w porządku. Wymienię koło. A twoje męskie ego niech płacze, że jest totalnie nieprzydatne i bezwartościowe.
    Z tym że, jakże odważnym i wyzywającym stwierdzeniem, ruszyła dziarsko w stronę samochodu z kompletnym mętlikiem w głowie. Wolała wierzyć, że zanim uda jej się skompromitować, tkną Iana jej słowa i sam się za to zabierze. Ale były to raczej marne nadzieje.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dziękuję! Harry raczej nie zobaczy małej Mary, Leslie to okropna suka, zrobi wszystko, by ten nie spotkał się z córeczką ;c]

    OdpowiedzUsuń