A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

I'm bad at love, but you can't blame me for tryin'

ALLYSSA MORGAN
lat 23 | opiekuje się chorą ciotką i układa bukiety
Do Mount Cartier przyjechała raptem miesiąc temu, gdy została wyznaczona na opiekunkę chorej ciotki i jej całego dobytku, włącznie z małą kwiaciarnią. Nie chciała jechać, w zasadzie to nawet myślała nad ucieczką na drugi koniec kraju, ale w jakieś cywilizowane miejsce, bo zapyziała dziura bez stałego połączenia z Internetem zdecydowanie nie była jej marzeniem. Ale spakowała się, wsiadła w samochód i przyjechała, jak zwykle przegrywając ze swoim miękkim sercem, które nie potrafiło odmówić rodzicom i nie pozwoliło zostawić ciotki na pastwę losu. I z dnia na dzień coraz bardziej żałuje, bo zamiast być coraz lepiej, jest coraz gorzej. Ani toto głowy do biznesu nie ma, ani do domowych obowiązków, tymczasem musi zajmować się domem, ciotką, a nawet jej hobby, czyli robieniem bukietów, wiązanek i stroików, które później czasem sprzedaje sąsiadkom albo wymienia je na coś innego. Na dodatek zawsze pechowe dziewczę z niej było, więc prawdopodobnie robi więcej szkód niż pożytku, dostając od mieszkańców jedynie pełne współczucia spojrzenia, bo jakoś mało kto garnie się do pomocy temu biednemu stworzeniu. Ale jak zwykle robi dobrą minę do złej gry, uparcie starając się wszystko ogarnąć, bo przecież się nie podda i nie rzuci wszystkiego w pizdu, o nie!

Cytat w tytule Halsey, buźki użycza Kassi Smith, a w znaczkach ukryte zdjęcia. Dawno mnie na blogach nie było, ale z wprawy chyba nie wyszłam, chociaż nigdy nie lubiłam pisać kart. Lubimy dramy i komplikację, ale jakieś spokojne relacje też przyjmiemy, także zapraszam, dogadamy się na pewno <3

6 komentarzy:

  1. [Witam serdecznie na blogu! :)
    Na początek, masz u mnie ogromny plus za imię; nie wiedzieć czemu, mam do niego słabość ^^ Do nazwiska zresztą też xD
    Poniekąd, to można Allyssę jedynie podziwiać; niewielu by się na podobną sprawę zdecydowało; nawet po 'zostaniu wyznaczonym' :P Jakkolwiek by nie spojrzeć, to spora odpowiedzialność; opieka nad chorym, praca i pilnowanie interesu, a to wszystko dodatkowo w obcym miejscu... Determinacji dziewczynie nie brakuje z tego, co widzę; nawet jeśli (możliwie) tylko dlatego, by pokazać tym, co ją tutaj zesłali, że jednak może, potrafi i da sobie radę xD Kto wie? Może pewnego dnia przestanie robić dobrą minę do złej gry i szczerze Mount Cartier polubi? ;)
    Życzę Ci udanej zabawy, ciekawych wątków, a przede wszystkim weny; z kolei jeśli nadal masz ochotę na wspólne pisanie, zapraszam do siebie :P]

    Jasper | Nicolas

    OdpowiedzUsuń
  2. [Żeby nie śmiecić pod KP, usunęłam komentarz administracyjny, ale teraz mogę za to śmiało powitać Cię już tak otwarcie, bez technicznej paplaniny. I przy odrobinie czasu, jaki mi został, sklecę parę zdań, ot co!

    No więc przede wszystkim chciałam wykorzystać komentarz do tego, żeby przekazać Ci, że od Alyssy bije jakieś takie przyjemne ciepełko. Bardzo mi się to podoba i mam szczerą nadzieję na to, że ociepli nie tylko to zapyziałe, mroźne miasteczko, ale może nawet serce jakiegoś wyjątkowo opornego pana. Wprawdzie treść niewiele zdradza, ale pewnie tak miało być. Reszta na fabule (?). Miłego grania i udanych wiązanek! :)]

    Scott, Andrew, Daniel

    OdpowiedzUsuń
  3. Schadzki w barze u Iana były dla mieszkańców wyjątkowym typem rozrywki, bowiem takowe spendy zazwyczaj wszystkich jednoczyły, chyba że ilość alkoholu przekroczyła normy i stary drwal z Quicame robił awantury. Ale! Kto by się tym przejmował, skoro atmosfera zawsze była przednia, ludzie uśmiechnięci, a wspomnienia – i w tym plotki, bo stare dewotki właśnie na to czyhały, monitorując bawiącą się młodzież – przewijały się przez usta mieszkańców jeszcze na długi czas po weekendzie. Podczas tych mini-imprez mieszkańcy mogli pohandlować także swoimi wyrobami; a to mendel jaj za kilka słoi z konfiturami, albo pęk suszonych ziół za nalewkę z malin – ludzie zawsze przynosili ze sobą coś swojego, dlatego rozmowy sięgały rozmaitych tematów, w tym także negocjacji. Akurat Latro znalazł się w takim trzyosobowym kręgu dyskutantów, choć to nie on próbował dogadać się z sąsiadem w sprawie nierówno oheblowanych desek, a jego nieugięty ojciec. Zatem, gdy Mulio gestykulował, wyraźnie zakreślając w powietrzu różne figury, Latro doszedł do wniosku, że rozejrzy się po twarzach, bo gdzieś wśród ludzi, korzystających z pierwszego dnia weekendu, na pewno zaszył się jego przyjaciel ze szkolnej ławki. Zazwyczaj razem wychodzili z imprez, kiedy te zbliżały się do końca... O ile można było nazwać to wychodzeniem, bo niekiedy potrzebowali do tego również kolan i łokci, a godzina zakrawała już wtedy o dobry ranek. Ażeby tradycji stało się zadość, mieli spróbować dziś nowego bimbru z dyni, ale Jeremy przepadł jak kamień w wodę – Bóg wie gdzie. Z racji tego, że szukanie go zazwyczaj oznaczało przejście wioski wzdłuż i wszerz, postanowił sobie odpuścić i uraczyć podniebienie jakimś mocniejszym alkoholem w towarzystwie... kogoś napotkanego nagle. Przy samym barze było zresztą o niebo luźniej – masywna sylwetka w ciasnych miejscówkach była często utrapieniem – a tamtejsze stołki zajmowały mniej i bardziej znane, oraz lubiane twarzyczki (trudno w Mount Cartier kogoś nie znać, pomijając rzecz jasna chwilowych turystów), z którymi można przybyć dźwięczny toast.
    Przystanąwszy więc na krańcu barowej lady, oparł się o nią gołym łokciem, wystającym spod zakasanych rękawów ciemnego swetra. Niski ton jego głosu rozniósł się w najbliższym otoczeniu, gdy tylko przywitał się z parą, sączącą whisky z colą przez kolorowe słomki, a dla siebie zamówił szklankę rumu. Miał dobry nastrój i nadzieję, że nikt go tego wieczoru nie zniszczy.
    Przysiadł więc na barowym stołu, a chwilę później dzierżył już w dłoniach swoje płynne zamówienie, kosztując z niego nieco większy łyk. I nim zdążył zabujać w obłokach, jego uwagę przyciągnął znajomy kobiecy głos.
    Jeszcze nim spojrzał w odpowiednią stronę, już wiedział do kogo należy.
    — O proszę! Czyżby ktoś tu zamierzał poznać nasze mniej grzeczne obyczaje? — Kąciki jego ust uniosły się na moment w wyraźniejszym uśmiechu. Zlustrował Ally uważnym spojrzeniem, choć głównie po to, by zobaczyć jak wygląda i jak się trzyma, i w obu tych kwestiach mógł przyznać, że naprawdę dobrze. — Dobrze się bawisz? — Podpytał, mimowolnie unosząc przy tym lekko swą brew. Miał wrażenie, że jest zadowolona.

    Latro Nayeli

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam ;) mimo że ta zapyziała dziura na pierwszy rzut oka nie ma czym zachwycić, to mam nadzieję, że Twojej uroczej bohaterce się tu spodoba :D potrzeba czasu, aby dostrzec urok malomiasteczkowej okolicy, ale na pewno znajdzie się ktoś, kto pokaże panience Morgan piękno tego miejsca i może przekona, aby je polubiła ;)
    Baw się dobrze z tym cudnym dziewczęciem i zapraszam po wątek ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć!:) Bardzo z niej przyjemne dziewczę, taki uśmiech ma uroczy i ojejku jej. <3 Mam nadzieję, że znajdzie tu coś co ją zatrzyma, bo szkoda, żeby Mount Cartier straciło taką mieszkankę. Może nie odstraszy jej brak internetu, niskie temperatury i wścibscy mieszkańcy. Coś czuję, że znalazłaby wspólny język z Calebem, więc jeśli masz chęć - to zapraszam. ^^]

    Caleb Young

    OdpowiedzUsuń
  6. Nalewki domowej roboty były chyba największą chlubą tych rejonów, jeśli mowa o aspektach rozrywkowych. Były bowiem naturale i nieprzedobrzone toną spirytusu, którego najczęściej używa się do ręcznych wyrobów alkoholowych – tutaj nadal górowała babcina metoda fermentowania owoców, by ostatecznie stworzyć z nich trunek. Niektóre piło się wprawdzie jak soczek, chociażby taka nalewka malinowa, którą Latro często popijał do obiadu ze względu na zbliżony do kompotu smak; ale łatwo znaleźć również te, w których nie brakuje mocy, a które można wypić lekką ręką. W każdym razie, z racji tego, że nalewki są w tych okolicach chlebem powszednim, to z pewnością przyjdzie czas także na Ally, której nie ominą tutejsze zwyczaje, a co za tym idzie – przymus skosztowania ich.
    Nie mógł przyznać, że zna Allysse, bo do tego brakowało mu mnóstwa informacji, aczkolwiek potrafił jasno przyznać, że niebywale przyjemna z niej osoba, a przy okazji dość otwarta na nowe znajomości – gdy tylko zjawiła się po drugiej stronie płotu, a babka Nahima zauważyła ją swym sprytnym okiem, zaraz obwieszczając o tym najstarszemu z synów Mulio, błyskawicznie nawiązała kontakt. Możliwe, że gdyby nie nachalność babki, Latro odpuściłby sobie integrację z nową niewiastą, jednak został niemalże wyrzucony z nakazem ugoszczenia przyjezdnej – i nie żałował. Popołudnie, spędzone na wnoszeniu kartonów, minęło w naprawdę przyjemnej atmosferze. Już mniejsza o to, że babka, korzystając z okazji, migiem udała się na przeszpiegi, wypytując ciotkę Ally o to i owo, co mogło pomóc jej w knuciu swych przebiegłych planów. Wszak, wciąż żyła z nadzieją, że dożyje prawnuków!
    — Trochę zostać? — Zapytał, posyłając w kierunku jasnowłosej nieco wątpliwe spojrzenie. — Po ilości kartonów byłem przekonany, że zostajesz na tu dobre — rzekł, unosząc usta w żartobliwym uśmiechu, po czym upił łyk płynnego złota.
    Nie było ich wcale tak dużo, ale już tamtego dnia podejrzewał, że to nie tylko chwilowa decyzja... Choć po głębszym zastanowieniu się, był w stanie zrozumieć, jeśli dziewczyna faktycznie nie planowała wiązać się z Mount Cartier na stałe. Nie każdy był sobie w stanie poradzić z brakiem cywilizacji, dlatego mieszkańcy przywykli do, wbrew pozorom, częstych rotacji wśród nietutejszych.
    — Skąd tak właściwie pochodzisz, Ally? — Dopytał z czystej ciekawości, która ukryła się gdzieś w błękitnych tęczówkach jego oczu. To intrygujące, że ludzie przyjeżdżają akurat tutaj, kiedy mają do dyspozycji cały glob.

    Latro Nayeli

    OdpowiedzUsuń