A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

kill the boy in you


    
Ashmee Sanchez
29 lat ♦ żonaty z własnej nieprzymuszonej woli ♦ mechanik
Jesteś dorosłym. Nie zawsze byłeś dorosłym. Kiedyś byłeś dzieckiem jak każdy. Młodym ptakiem, który nauczył się latać; młodym ptakiem, pragnącym opuścić już ciasne gniazdo. Nie chciałeś tu zostać; ten świat Cię przytłaczał. Był taki maleńki, nudny, odkryty...
Jesteś dorosłym. Nie zawsze byłeś dorosłym. Kiedyś byłeś dzieckiem jak każdy. Chłopcem o wielu ambicjach; chłopcem z nadzieją wyruszającym do zagranicznej rodziny. Nie chciałeś tu być; ten świat był taki ciasny, spokojny, nieciekawy...
Jesteś dorosłym. Nie zawsze byłeś dorosłym. Kiedyś byłeś dzieckiem jak każdy. Upartym nastolatkiem z radością zwiedzającym świat; upartym nastolatkiem, który z szerokim uśmiechem przemierzał Alpy; upartym nastolatkiem z pianą na ustach pochłaniającym kolejne kufle na Beerfeście; upartym nastolatkiem z najwyższą pieczołowitością rejestrującym każdy fragment wielkiego świata.
Jesteś dorosłym. Nie zawsze byłeś dorosłym. Kiedyś byłeś dzieckiem jak każdy. Słodkim romantykiem, z zachwytem podziwiającym zachody słońca nad Wołgą. Słodkim romantykiem, chłonącym każde zasłyszane słowo, wypowiedziane w obcym języku.
Jesteś dorosłym. Nie zawsze byłeś dorosłym. Kiedyś byłeś dzieckiem jak każdy. Zaradnym pracownikiem, cierpliwie łapiącym się każdej możliwej pracy. Zaradnym pracownikiem chcącym żyć, lecz znającym cenę wiecznej tułaczki.
Jesteś dorosłym. Na zawsze dorosłym.  Dorosłym, który wrócił na stare śmieci. Dorosłym, który zdążył zrozumieć, że...
nigdzie nie było tego zapachu sosen, pokrytych delikatnym szronem,
nigdzie kominek nie trzaskał tak pokrzepiająco,
nigdzie śnieg nie był tak miękki,
nigdzie topniejące sople tak cudnie nie odbijały słońca,
nigdzie nadejście wiosny nie było tak piękne,
nigdzie zaspy nie były tak wysokie,
nigdzie serca nie były tak ze sobą złączone,
nigdzie nie znalazłeś tego, co czekało na Ciebie w domu.
Czy żałujesz, że wyjechałeś? Och, Ashmee, czy żałujesz tych wszystkich lat z dala od... domu?
Nie, oczywiście że nie. Ale... czy tęsknisz, Ashmee? Tęsknisz za tym wszystkim?
Nie, jasne, że nie...
A... za czym tęsknisz?
Chyba tylko za kubkiem gorącej herbaty z goździkami, której nigdy już nie zaparzy Ci matka...
rozwiń

Hej ho. Mam nadzieję, że nikt się (bardzo) nie zanudził. Przy okazji przepraszam za nieużycie domyślnego szablonu, mam nadzieję, że jednak nie będzie to problem, o!
Fc: Iwan Rheon. To moja najbardziej niewinna i zdrowa psychicznie postać w karierze. Ashmee nie gryzie, chociaż ma swoje humorki. Chętnie przygarnie wątki z każdym i nie przejmujcie się obrączką, wcale nie jest pod pantoflem żony.  Poszukujemy... relacji, w której jakaś panna zechce za wszelką cenę zrujnować jego cudowne małżeństwo, wręcz roszcząc sobie prawa do jego cudownej osoby. Ashmee jest raczej słodki i cierpliwy, więc trudno będzie mu ataki takowej zalotnicy odpierać... lubię dramy, lubię zawiłe wątki, lubię krzywdzić moje postacie. Odpisuję nieregularnie, aczkolwiek nigdy nie pomijam, faworyzuję raczej rzadko... i lubię handel wymienny... mogę zaczynać, mogę wymyślać...
W zakładkach dużo informacji!
Bawmy się ♥
Wątki 3/∞: Gina, Martin, Mattie, 

36 komentarzy:

  1. Gina jęknęła cicho, mocniej zaciskając powieki, gdy rzadkie promienie słońca przesączyły się przed niedosunięte żaluzje, łaskocząc ją w twarz. Czuła tępe pulsowanie w skroniach nasilające się wraz z każdym głośniejszym szmerem, zupełnie zaschło jej w gardle i miała delikatne mdłości. Cholera, musiała znowu przesadzić z alkoholem, ale w jej pamięci ziała ogromna, czarna dziura. Odkąd wróciła do Mount Cartier, depresyjnego zadupia, o którym sam Bóg nie pamiętał, coraz częściej zdarzało jej się spędzać samotne wieczory z butelką Jacka Danielsa w dłoni, która powinna dzierżyć mikrofon lub gryf od gitary, a że od zawsze miała słabą głowę, głównie przez wzgląd na swoją drobną sylwetkę, rano musiała mierzyć się z bolesnymi konsekwencjami nocnych libacji alkoholowych. Mogłoby się wydawać, że życie w Los Angeles uodporni nieco jej wątrobę na zabójcze procenty krążące w żyłach, ale choć panna Reed doskonale radziła sobie z tworzeniem wokół siebie pozorów zadzierającej nosa divy, którą kochała scena, a zwykli ludzie przebywający w jej otoczeniu już niekoniecznie, rozwydrzonej gwiazdeczki muzyki country przywykłej do luksusów i królewskiego traktowania, daleko jej było do wyniosłych, wrednych piosenkarek, które żyły dzięki wywoływaniu skandali. Miasto Aniołów było podobno miejscem, w którym marzenia się spełniały, ale tak naprawdę miliony niewielkich gwiazd wygasało, zanim miały szansę rozbłysnąć pełnią swojego piękna. Hollywood okazało się być przerażającym miejscem, pełnym fałszu i sztuczności, gdzie reporterzy krążą wokół ciebie niczym krwiożercze sępy, czekając na tłusty, soczysty kawałek mięsa w postaci wstrząsającej plotki, konkurencja podkłada ci nogę, licząc na twoje załamanie nerwowe, by zająć miejsce na szczycie, a ludzie, którzy powinni cię wspierać, na co dzień tylko cię wykorzystują. To właśnie showbiznes uczynił Ginę tym, kim była teraz, choć niewiele osób było w stanie przypomnieć ją sobie sprzed okresu jędzy. Była wtedy zatrważająco normalna, ale zawsze czuła zbyt wiele. Zbyt mocno wszystko odbierała, zbyt impulsywnie reagowała na bodźce, dusząc w sobie zbyt dużo emocji. Jej wyjątkowo nieprzyjemne przeżycia w Mieście Aniołów sprawiły, że Gina nagromadziła w sobie furię o mocy tysiąca słońc i wciąż płonęła gniewem, który gdy już raz się uwolnił, był nie do powstrzymania. Czasami sama nie radziła sobie ze sobą, ale złość była czymś, co zaczynała oswajać, co lubiła wykorzystywać, nie będąc w stanie oprzeć się pokusie, jaka wynikała z bezpośredniości jej wewnętrznej złośnicy pragnącej odpłacić światu tym, czym świat jej zawinił, gdy była jeszcze młoda i głupia. Gniew sprawiał, że czuła się silna, choć jednocześnie czynił ją w jakiś sposób słabą i podatną. Do Mount Cartier wróciła, bo musiała, ale także dlatego, że potrzebowała z powrotem zobaczyć ośnieżone szczyty gór Cartiera, podziwiać promienie wschodzącego słońca odbijające się od spokojnej tafli Jeziora Roedeark czy zauważyć głupiego skunksa przebiegającego przez ulicę. Jakaś część jej chyba miała nadzieję, że w naturze odnajdzie ukojenie, w chłodnej Manitobie subtelne źródło, które ugasi jej ogień, ale kiedy znalazła się w Mount Cartier, zapałała jeszcze tylko większą nienawiścią do... właściwie do wszystkiego i jej jedyną rozrywką stało się uprzykrzanie życia innym mieszkańcom swoim własnym zgorzknieniem, które bardziej pasowałoby do sześćdziesięcioletniej, zrzędliwej staruszki niż młodej kobiety, która wciąż mogła spróbować wyrwać się z tego marazmu i osiągnąć sukces. Problem w tym, że w tej chwili Gina naprawdę nie wiedziała, czego chciała, więc postanowiła to odkryć w domu swojego ojczyma, który przez najbliższe miesiące miał stać pusty.
    Kobieta obróciła się na drugi bok, szarpiąc za kołdrę, by przykryć nią swoją głową, gdy napotkała dziwny opór, jakby ktoś przytrzymywał materiał. Pociągnęła ponownie, lecz jej działania nie przyniosły żadnych skutków, tym razem usłyszała za to niezadowolony, niski pomruk. Zamarła, wstrzymując oddech. Co, do jasnej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gina poderwała się do góry. Zakręciło jej się w głowie od gwałtownego ruchu, zobaczyła mroczki przed oczami, a jej pusty żołądek zaprotestował z powodu niespodziewanej zmiany pozycji. W jej łożku leżał mężczyzna... Nie, nie w jej łożku. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że znajdowała się w obcej sypialni. Uniosła rękę do twarzy, rozmasowując skronie i próbując sobie przypomnieć, co takiego wydarzyło się poprzedniej nocy, bo była przekonana, że piła sama, kiedy na skórze poczuła dziwny chłód. Zmrużyła zielone, kocie oczy, przypatrując się swojej dłoni, gdy jej uwagę przyciągnął złoty błysk na serdecznym palcu i... Gina wrzasnęła rozdzierająco, wyskakując z łóżka, jakby grała w kiepskim horrorze klasy B. Miała obrączkę na palcu. Obrączkę! Jak to możliwe?! Przecież nie byłaby na tyle głupia, żeby...
      Wtedy napotkała zaspane, różnobarwne spojrzenie i szok wymieszany z niedowierzaniem powoli zaczął ustępować wściekłości. Nigdy w życiu dobrowolnie nie poszłaby z Ashmee'm Sanchezem do łóżka! To było po prostu niemożliwe!
      — Ty skończony skurwysynu! Dobrze się bawisz?! Dosypałeś mi wczoraj czegoś do drinka, psycholu?! — warknęła Gina, po czym zaczęła wyrzucać z siebie całą wiązankę nieprzychylnych przekleństw w kierunku mężczyzny. Nawet nie zorientowała się, kiedy z powrotem uklękła na materacu, zaciekle okładając go poduszką po głowie.

      bardzo kochająca (choć jeszcze o tym nie wie), ale mega spanikowana Gina

      Usuń
  2. [Ależ ty sobie tego Iwana ukochała. Nie ma co. :D Gdzie nie zerknę tam ty i on. :D Czeeeeeść, fajny ten pan nawet bardzo. Ostatnie zdanie w karcie mocno mnie zdołowało, ale pewnie nie tylko mnie. :c Baw się z nim dobrze! ;D ]

    Christian Hemingway

    OdpowiedzUsuń
  3. [Holly raczej prawa sobie rościć nie będzie, bo nie jest jędzą, ale i tak zapraszam do siebie! No i cześć, baw się dobrze w MC! :)]

    HOLLY

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć! Fajnie, że zgodziłaś się wpaść w nasze progi. Zazdroszczę panu imienia, bo dość nietypowe, czyli takie, jakie lubię :D Karta również bardzo fajnie napisana. Bawcie się świetnie tutaj! <3]

    Ferran, Cesar & Tilia

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć, nie wiem czy masz mnie dosyć, czy może nie, ale wiedz, że zapraszam na wątek, chwalę kartę i nawet wyskoczę z pomysłem :D
    Poza tym to baw sie świetnie tutaj :D]

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  6. [Och, to już druga karta przy której jest mi odrobinę smutno, bo jej bohater jest tak interesujący, a jego historia tak nieporównywalnie do tego niesprawiedliwa. Szkoda matki, szkoda też doświadczeń życiowych Ashmee, które mogły być lepsze.
    No a tak w ogóle gdzieś przy końcu, zapoznając się z zakładkami, przeczytałam, że straszny z niego pedał i aż prychnęłam, bo mój mózg nie działa już na wysokich obrotach. Tak więc ten... jakby jednak chciał porzucić swoje zamiłowanie do pedantyzmu i przejść do pedalstwa, to pamiętaj kto Ci to podrzucił. A może lepiej nie? Tak, to raczej chory pomysł (zupełnie jak Jeźdźcy Apokalipsy :D). Chyba jesteśmy siebie warte.
    No ale bez offtopów: cześć. Baw się dobrze. Postać masz cudną, więc start też będzie z wysokiej poprzeczki! :)]

    Scott, Andrew & Timothy

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten wizerunek zapewne już na zawsze zostanie dla mnie zniszczony przez GoT i nic, nawet najbardziej anielska i miła postać tego nie zmieni.
    Niemniej gratuluję odwagi wzięcia na swoje barki naszej szalonej Giny, bo to jest nie lada wyzwanie! :D Jestem pewna, że z nią nie będziesz się u nas nudzić, a i inni gracze chyba nie pozwolą Ci na spokój, sądząc po ilości komentarzy powitalnych. Z administracyjnej strony to trzymam jeszcze kciuki, żebyś została z nami jak najdłużej, najlepiej już na zawsze, bo szkoda byłoby stracić taką dobrą duszę! ;) A, no i nie uśmiercaj go na to chore serce!

    Solane & Vivian

    OdpowiedzUsuń
  8. [Heej! Z takim dwudniowym poślizgiem witam na blogu. Ashamee, swoją drogą bardzo ciekawe i oryginalne imię, wydaje się być jednocześnie smutną i wesołą postacią, lecz na pewno dość złożoną i oryginalną :).
    Baw się dobrze! :)
    Mattie

    OdpowiedzUsuń
  9. [Podglądałam odrobinkę, kiedy karta była w roboczych, ale przysięgam, tylko zerknęłam :) Jest to kolejna karta, która naprawdę mi się spodobała i wyszła spod Twojej ręki.
    Ashmee wydaje się być ciekawą postacią - zresztą, jak połowa mieszkańców naszego bloga, haha. Prowadź go dobrze. Wierzę, że już się zadomowiłaś.]

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  10. [Uważaj z deklaracjami, bo jeszcze w przyszłości poproszę Cię o spedalenie postaci, haha. Tymczsem Cieszę się, że jesteś na blogu i życzę jak najdłuższej przygody z MC :D No i oczywiście dziękuję za komplementy <3]

    Andrew, Scott, Timothy

    OdpowiedzUsuń
  11. [Nie wiem dlaczego ale naszła mnie taka głupia myśl (możesz mnie za to zabić, or cokolwiek). Ale naszła mnie taka myśl, że może (nie wiem jak to jest dokładnie w jego małżeństwie) żona Ashmee powie, że go zdradziła z moim panem (co oczywiście będzie kłamstwem), twój pan mógłby się wściec i zechcieć porozmawiać sobie z Martinem. Puszczą mu nerwy i może nawet nieco poturbowałby reżysera ;) Wiem, że taka bitka to sprzeczna z charakterem twojego pana, ale no cóż... Kiedy ktoś jest wściekły to nie panuje nad sobą ;)
    Może być coś takiego? Czy mam może myśleć o czymś innym?]

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  12. [Naprawdę się znamy? O.O Ojej... A ja Cię chyba, raczej, nie jestem pewna, nie pamiętam. Ale wierzę na słowo! I, em, pomożesz? :D
    I, jako że lubię wątkować z osobami, które znam (nawet jeśli o tym nie wiem), to zapraszam! :)]
    Mattie Sherwood

    OdpowiedzUsuń
  13. [Może to jakiś fetysz, nie wiem :D
    To skoro coś takiego nie wyprowadziłoby go z równowagi...to może... emmm... Może mogliby się tak jakoś kameralnie upić? Na przykład u Martina w domu? Ashmee mógłby chcieć się po prostu odstresować przy zimnym browarku, albo czymś mocniejszym, do tego może jakiś meczyk, albo dobry film?
    Martin pod wpływem alkoholu mógłby chcieć się zwierzyć, albo powiedziałby coś czego nie powinien, a później, kiedy już nieco wytrzeźwieje to będzie chciał jakoś to wszystko odwrócić i będzie się tłumaczył, że on to pijany był i żartował, czy coś?
    Zawsze możemy tez zrobić, że Martinowi po prostu samochód się zepsuje, albo co... ;)]

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  14. [Oh, to byłby na pewno zabawny widok :D
    Hmm, w sumie niczego konkretnego nie szukam na tę chwilę. Ashmee jest cztery lata starszy, więc odpada szczenięce zakochanie z liceum. Może jakiś kuzyn? Jednego już ma, ale kto powiedział, że nie może mieć ich więcej? :D]

    HOLLY

    OdpowiedzUsuń
  15. [Martin i Ash i Lucka w piekle xD
    To chyba zażyją jakieś turbozioło i wypiją całą zawartość barku Martina xD
    Mam takie więc pytanie...kto zaczyna? Ja or ty? Czy može ty or ja?]

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  16. [O tak! O tak! Zróbmy jakiś fajoski wątek. Mogę nawet zacząć jak rzucisz pomysłem <3]

    Harriet

    OdpowiedzUsuń
  17. [Po przejęciu władzy na Skellige przez jej brata, postanowiła się wyprowadzić i zająć się hodowlą reniferów :D (mamy nawet Rudolfa, obraził się na Mikołaja i mieszka teraz w MC)
    Twoje postaci są tak charakterystyczne, że nawet po zmianie nicku, jestem w stanie poznać, kim jesteś :D
    Obie jesteśmy chętne na wątek, chociaż nie jestem dobra w wymyślaniu. Bardziej leży mi zaczynanie :/]

    CERYS

    OdpowiedzUsuń
  18. [WIEM! Myślałam, myślałam, myślałam i doszłam do wniosku, że nie pamiętam, kogo mogę nie pamiętać, a kto może pamiętać Suskę. Ale pod wpływem nagłego przypływu geniuszu, który wbrew pozorom czasami się objawia, i notatek o zwrocie topograficznym i literaturze migracyjnej, przypomniałam sobie. Tosiek! I nie wiem, jak mogłam Cię zapomnieć :(. Przepraszam! I no ten... Cześć! :D]
    Mattie

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ojaaa, ile wspomnień <3
    Też cieszę się, że Cię spotkałam. Miło jest spotkać kogoś znajomego po blogowej przerwie ^^
    Taak! Dalej mam ochotę na wątek z nie-tośkowym Tośkiem marnotrawnym.
    Tak sobie myślałam... między nimi są tylko dwa lata różnicy, więc myślę, że mogliby się znać, ba!, a nawet przyjaźnić. Mattie co prawda należała do bardzo żywiołowych i nieco wstrętnych dzieciaków. A jeśli Ash zawsze byłby taki spokojny i pacyfistyczny, to Mattie mogłaby się za nich wykłócać o lepsze zabawki i miejsca na placach zabaw. Z upływem czasu wciąż mogła się sprzeczać, kiedy zaszłaby taka potrzeba. Ash z kolei byłby tym, który nieco by ją uspokajał. Swoim milczeniem i ogólnie postawą. Kiedy nie byliby zajęci kłóceniem i uspokajaniem to spędzaliby całkiem miło i przyjemnie czas. Oczywiście do czasu, kiedy to Ash by wyjechał. Odległość, brak telefonów i w sumie trudny do zidentyfikowania adres, na który można by było wysłać list, sprawiłaby, że kontakt by się urwał.
    Wrócili do MC mniej-więcej w tym samym czasie, więc to mógłby być jakiś punkt zaczepienia. Ale przyznam szczerze, że nie mam pojęcia, jak można by to rozwinąć :<]
    Mattie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Tak gdzieś pomiędzy nauką, a kawą zdałam sobie sprawę, że można by połączyć jeszcze jeden element ich znajomości - Mattie pół roku przebywała we Francji i pół roku we Włoszech, co prawda z uczelni, ale ich pobyty mogły się nałożyć i dochodziłoby do przypadkowych spotkań. Pogadaliby, pobalowali, a potem oboje ruszyliby w swoje strony.
      Co jednak nie zmienia faktu, że wciąż nie wiem, jak całość można by złożyć do kupy i rozwinąć :<]

      Usuń
  20. Zaśmiał się słysząc Asha. Naprawdę było to na swój sposób zabawne, chociaż pewnie on podobnie by się przywitał gdyby miał taką żonę jak Gina. Ale na szczęście nie miał…na nie szczęście był sam jak palec. Chyba wolałby być sam, ale nie kochać nikogo niż być samotnym i żyć ze świadomością, że osoba którą kocha jest tak blisko niego ale jednocześnie tak daleko, to nie napawało optymizmem. Naprawdę to nie była wesoła, łatwa czy też i przyjemna sprawa. To było na swój sposób okropne, być samemu ale kochać kogoś, kto prawdopodobnie do ciebie nigdy nie wróci.
    — Widzę…ale po tobie w sumie tego nie widać – powiedział z uśmiechem. Dla jakiegoś przypadkowego człowieka Tarkowsky mógł wydawać się bardzo wesołym mężczyzną, bez jakichkolwiek problemów oraz zmartwień. Ktoś mógłby go porównać do księcia, którzy nigdy nie zaznał bólu, strachu, czy odrzucenia. Jak bardzo się ów człowiek mylił…
    — Wiesz co… Wytrzymasz, twoje serce wytrzyma – klepnął go po ramieniu. – A jeśli nie, to będę ciebie reanimować…a jeśli się nie uda, to cóż… zakopię Ginę razem z tobą, powiedz mi tylko lepiej czy masz jakieś specjalne życzenia odnośnie nagrobku, czy może wyglądu twej małżonki – mówił zupełnie poważnym głosem, jednak w jego oczach można było dostrzec swoistą wesołość, która raczej nie była spowodowana tym, że będzie mógł bawić się w grabarza.
    Wstał chwycił butelkę z wódką do ręki i przeszedł do barku, gdzie do szklanek do jakich zwykło się wlewać whisky wlał wódki oraz trochę coli. Oczywiście wlał w dosyć dziwnej proporcji, bo cola pełniła raczej walory smakowe, które miałby powodować to, że panowie nie będą się wykrzywiać po każdym łyku. Poza tym nie chodziło o to żeby od razu upić się do nieprzytomności.
    — Mów co tam u ciebie – powiedział. Chociaż patrząc po lokalnej społeczności o był to bardzo dobry żart ze strony Martina, w końcu większość ludzi wiedziała więcej o innych niż o sobie. Martin jednak nie był typem człowieka, który uwielbiał włazić do życia innych z buciorami. Wolał się zapytać o to co go interesuje. Nie przepadał za plotkami, których starał się unikać (oczywiście w miarę możliwości). – Jak tam się układa pomiędzy tobą a twoją żoną? – postawił przed Ashem szklankę. – Wódka zabarwiona colą…zapomniałem zapytać, chciałbyś lodu do tego? – zapomniał o tak ważniej sprawie jaką był lód. Znaczy się właściwie to dopiero teraz przypomniało mu się, że z lodem było lepsze.

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  21. [dziękuję pięknie za powitanie! mi Mer wcale nie szkoda, bo to twarda i wredna baba jest ;) jak kot spada bezpiecznie :D
    a na wątek chętnie się skuszę, czy to Meredith, czy spokojniejszą i wystraszoną wszystkim Miną :D chociaż podejrzewam, że z Mer zawsze będzie ciekawiej, bo ruda to taka mimoza heh ;) masz jakiś pomysł? ]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Ależ mi przyjemnie, kiedy czytam te wszystkie miłe słowa. <3 Ogromnie dziękuję! Tutaj już na wstępie przywitała mnie twarz mojego ukochanego Walijczyka. Do tego ogromnie podoba mi się forma karty, mnie zawsze brakuje tego typu pomysłów, więc chylę czoła i chwalę. <3
    Na wątek ochotę mam, ale nic specjalnego nie przychodzi mi do głowy, poza tym, że Diana i jej brat mogliby oferować Ashmee (jak to się odmienia?) mały azyl. Mieszkają na uboczu, w pobliżu lasu, mało kto u nich bywa, a oboje to spokojne dusze, Ashmee w gorszych, burzliwych momentach mógłby wpadać czasami na herbatę, pomilczeć lub pogadać o głupotach.]

    Diana

    OdpowiedzUsuń
  23. [Hej! Bardzo dziękuję za powitanie i te miłe słowa :)
    Kto wie, może Inie rzeczywiście plany nie wypalą i zabawi tutaj znacznie dłużej niż zamierzała początkowo.

    Bardzo chętnie skuszę się na wątek, jeśli naprawdę masz chęć :)
    Nie mam co prawda pomysłu, ale myślę, że razem na pewno uda nam się coś wymyślić. Na pewno podstawę już mamy, bo chcąc nie chcąc, znać się muszą (co prawda Twój pan wyjechał z MC, gdy Ina miała 16 lat, ale to nie zmienia faktu, że nadal pozostaje nam sporo czasu na ewentualną znajomość. To w końcu strasznie mała miejscowość. :-)]

    Ina Warner

    OdpowiedzUsuń
  24. [ A tak mnie tu ciągnęło, tak ciągnęło, że się nie powstrzymałam :D
    No i taka ona smutno, nie smutna XD Choć wiecznie do czegoś stęskniona i rozmarzona :> No i patrząc na Asha to właśnie tak fajnie się składa, że on spełnił podobne marzenie :D Mogłoby coś ciekawego z tego wyjść, bo chęć jak najbardziej jest ^^
    P.S. Ten wizerunek <3333]

    kissed by fire

    OdpowiedzUsuń
  25. To jest bardzo fajny pomysł! Bloguję już długo, a nigdy nie miałam okazji poprowadzić takiego wątku, więc może być ciekawie :D

    Ina zajmuje się teraz głównie kwestią odnowienia tego domku. Kręci się głównie przy nim, więc można by pójść w tym kierunku.
    Np. Powiedzmy, że Ina byłaby w trakcie przenoszenia z miejsca na miejsce dość sporej ilości pokaźnych kartonów. Jak to u niej bywa, tak by się w owe zajęcie zaangażowała, że nie zwracałaby uwagi na absolutnie nic poza nim. Więc wyobraź sobie teraz, że niesie jeden z takich kartonów, nie patrzy na boki i prawie ładuje się pod koła przejeżdżającego samochodu.
    I teraz dwie opcje do wyboru, bo Ash mógłby
    albo być kierowcą wspomnianego samochodu, albo, zbiegiem cudownych okoliczności (oczywiście :D), przechodzić obok i w porę opanować sytuację. ]

    Ina Warner

    OdpowiedzUsuń
  26. Pierwsza i na dodatek taka kochana propozycja nowej nagrody nie mogła pozostać przez nas niezauważona! ♥ Bardzo ją doceniamy, nawet jeśli jako skromne Adminki nie odważymy się na nadanie sobie tak ważnego tytułu. Niemniej ikonka jest prześliczna, a my tę niewidzialną koronę będziemy dzielnie nosić i pilnować by nigdy jej nie stracić w Twoich oczach. Dziękujemy, a ty łap od nas swoją pierwszą ikonkę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. [ No tak, z tym ogniem to nigdy nie wiadomo XD <3
    Pomysł na wątek bardzo mi się podoba. Można nawet to wszystko podkręcić. W końcu sa w tym samym wieku, razem dorastali i się bawili. Przyjaźń to zapewne podstawa, ale może jako dzieciaki poobiecywali sobie coś więcej? W marę dorastania temat się rozmył lub nie, no ale wszystko skończyło się wyjazdem Asha, o którym razem marzyli. Do tego jeszcze ta żona... XD Wtedy Mels zdecydowanie miałaby do niego wielki uraz, a przymusowe spędzenie kilku godzin razem na stacji wyszłoby zapewne przeciekawie. I te kuny skrobiące na dachu XDDD <3 ]

    M.M. Jones

    OdpowiedzUsuń
  28. [napatrzeć się na te jego piękne oczeta nie mogę *-*
    powiem tak, tutaj w takiej zapchlonej dziurze, to Mer będzie się wściekać nawet na muchę, ze ta bezczelnie obok niej bzyknęła xD nie będzie miała dość sił, na uwodzenie i próbowanie znaleźć sobie rozrywki. Ale może w starym nawyku uruchomi swój pasożytniczy, modliszkowy czar, zwłaszcza że jak dowie się że Ash jest mechanikiem, zaświeci jej się lampka, ze może on skołuje jej auto, którym się stąd wyrwie i wywiezie autora, po którego przyjechała xD no i łamanie szpilek to podstawa pobytu w MC :D pasuje mi, ale zacznę pewnie jutro/pojutrze :( ]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Rooozumiem, sama dopiero co wróciłam. Jeszcze nie na 100%, ale jestem na dobrej drodze ku temu! :)
    O, a jakie to blogi? Może się skuszę na któryś z nich :>

    O, wszystko mi się podoba. Dodatkowo Mattie jest osobą bardzo wierzącą, więc ślub jest dla niej czymś bardzo ważnym. A Ashmee nie dość, że hajtnął się przez przypadek, to jeszcze z taką osobą jak Gina.
    Matt mógłby zabrać Maxa na weekend do siebie, więc Mattie mogłaby zaprosić Ashmee do siebie. I tam, przy butelce z winem/ ew. czymś mocniejszym zrobiliby sobie prywatną sesję terapeutyczną. Burza z piorunami brzmi genialnie, tym bardziej, że Mattie się boi. Ale! Dorzuciłabym do tego brak prądu i siedzenie przy zapachowych świeczkach i podgrzewaczach.
    Daj znać, czy szczegóły Ci odpowiadają i biorę się za początek :D]
    Mattie

    OdpowiedzUsuń
  30. Komórka mi się zbuntowała i z niewiadomej przyczyny nie chce mnie wpuścić na podstronę z nagrodami, ale całe szczęście wypuściła mnie chociaż tutaj, więc z przyjemnością przydzielam Ci ikonkę z komitetu powitalnego. Taką postawę sąsiedzką to ja jak najbardziej rozumiem! Jeszcze tylko niech Ashmee nauczy się piec placki, to będzie witał ludzi z ciastem wiśniowym, czy coś. Tymczasem widzę, że to dopiero początek Twojej drogi z ikonkami, także niech się rozpościera dalej. :)

    nie istnieję

    OdpowiedzUsuń
  31. [Mam nadzieję, że ci długość odpowiada. Jakby było coś nie halo, to daj znać :) ]

    Odkąd Max trafił pod jej opiekę, sądziła że nic gorszego jej się trafić nie może. Chłopiec był nieco przemądrzały, miał durnowate pomysły i nie słuchał jej poleceń, próśb ani gróźb. Czasami miała ochotę wsadzić go w rakietę i wysłać w kosmos. Jednak czy wtedy nie wyszłaby na hipokrytkę? Sama w jego wieku była wstrętnym dzieckiem. Miała durnowate pomysły, ze wszystkimi się kłóciła. A jej racja zawsze była najważniejsza! Ale dzięki temu nigdy nie stała się ofiarą. Potrafiła się obronić, a jeszcze oddać. Może dlatego nie miała koleżanek? A wszyscy jej najbliżsi przyjaciele byli przedstawicielami płci przeciwnej. A czasami się dziwiła, że chcieli się z nią bawić. W końcu była tylko rudą dziewczyną.
    Jeszcze kilka dni temu nie sądziła, że jej życie może wywrócić się do góry nogami. A wszystko za sprawą tajemniczego gościa. Wiedziała, że rodzice mają sekrety, wiedziała że coś ukrywają. Ale nie sądziła, że jej ojciec miał kiedyś narzeczoną. I dziecko! Kiedy ona przychodziła na świat, Matt* miał już jakieś cztery lata. Był więc kumatym chłopcem. I nie rozumiał, dlaczego tatuś opuścił go i matkę z dnia na dzień.
    Nawet bez testów na ojcostwo, uwierzyłaby że Matt jest jej bratem. Było między nimi spore podobieństwo. Brązowe oczy, rude włosy (u Matta bardziej zrudziały blond). Podobno byli tak samo marudni, przeszkadzały im niemal te same rzeczy, a robiąc bułki (bo chleba nie jadali, ale bułki już tak), wykonywali niemal identyczne czynności. Patrząc na Matta często widziała w nim swojego ojca, do którego również była podobna.
    Mały brat, to mały problem, a duży brat, to duży problem!
    Odkąd pojawił się Matt, w jej domu zapanował istny chaos. W życiu nie widziała, aby człowiek mógł wyprodukować tyle śmieci! I zrobić taki bałagan! Wystarczyło, że spojrzał w jedno miejsce, a tam już powstawał bałagan. Najgorzej było, kiedy zostawał sam w domu, bo ona i Max byli w Churchill. Po powrocie często nie poznawała domu. I w takich chwilach wybuchały kłótnie. Czasami awantury. Zawsze potem była w bojowym nastroju.
    Doskonale zdawała sobie sprawę, że przed wyjazdem się pokłócą. To był idealny czas, aby zaprosić do siebie Ashmee i przeprowadzić z nim poważną rozmowę. Nie chciała się z nim kłócić, ale bez bojowego nastroju nawet nie potrafiłaby dobrze zacząć tego tematu.
    Matt i Max pojechali, a ona odetchnęła z ulgą. W salonie przygotowała czerwone wino (podobno własnej roboty dziadka Matta, ale kto by go tam wiedział), dwa kieliszki. Dodatkowo nastawiała różnych smakołyków – paluszki, ciasteczka, babeczki. A kiedy wszystko było przygotowane, usiadła w kuchni i przez okno obserwowała, czy ktoś nie zmierza w kierunku jej domu.
    Otworzyła drzwi, dokładnie w momencie, w którym Ashmee znalazł się niedaleko bramki, prowadzącej na posesję Sherwoodów.
    — Co mi przyniosłeś?! — Zapytała na dzień dobry i uśmiechnęła się od ucha, do ucha.

    Mattie

    [* Aby dowiedzieć się, skąd się wziął Matt odsyłam do notki. Niee, to wcale nie jest reklama :D]

    OdpowiedzUsuń
  32. Szczerze się zaśmiał słysząc Asha. Na swój sposób było to dosyć zabawne, ta cała sytuacja pomiędzy nim a jego żoną. Ich relacja naprawdę była dziwna, zupełnie jak z jakiegoś serialu, który mógłby być z powodzeniem kolejnym tasiemcem pokroju „Mody na sukces”. Właściwie to Ash po części mógł mówić o szczęściu, że Martin nie chciał z tworzyć z historii pana Sancheza jakiegoś telewizyjnego tasiemca, który będzie kolejnym melodramatem. Chociaż zapewne w wydaniu Tarkowsky’ego będzie to bardziej szło w kierunku „dramatu”. Ale kto wie? Może jednak kiedyś wykorzysta taki lub podobny motyw, w jakimś swoim dziele? W końcu: „W przyrodzie nic nie ginie”, chociaż do tej pory nie wiedział dlaczego w takim wypadku zginęły ptaki dodo oraz dinozaury. Wmawiał sobie, że to ewolucja i tak dalej, chyba tylko po to aby nie drążyć tematu.
    — Zapamiętam sobie. Jeśli kiedykolwiek będę chciał ja porwać, albo coś – zachichotał. – Ale ty wiesz…bo jeśli jest tak jak w różnych serialach albo horrorach, że duchy wracają aby zemścić się na takim zabójcy, czy coś…to chyba nie chciałbym mieć ducha twojej żony na karku. Bo kto mnie przed nim obroni? – zapytał i spojrzał na Asha z udawanym przerażeniem. Martin aktorem był raczej przeciętnym, zakrawającym o słaby, ale musiał przyznać, że czasami miał naprawdę dobre oraz „autentyczne” momenty.
    Chociaż tym się jakoś za bardzo nie zachwycał, bo mimo wszystko jednak wolał stać za kamerą. Idąc śladem innych reżyserów pojawiał się czasami w swoich produkcjach, czasami jako nic nie znacząca postać, czasem jako gościu, który pojawia się na moment, ale ma ogromne znaczenie dla fabuły. Jednak częściej jest swoistym tłem dla filmu. Takim reżyserem-od biedy stażystą.
    — Trzy raz dziennie? Nie przesadzasz aby? – zapytał po czym zastanowił się. – Powiedziałbym, że raz dziennie cię nienawidzi. Od rana do późnej nocy – wyjaśnił z rozbawieniem. Chciał obrócić to w jakiś żart, ale chyba mu nie wyszło. Być może zupełnie nieświadomie powiedział jakiś fakt.
    — Czy ja wiem? Może po trochu wszystkiego? – zapytał ni to siebie ni to jego. Tak szczerze powiedziawszy, to chyba sam do końca nie wiedział z jakiego konkretnie powodu się upić. Czy z tego, ze jest po prostu głupkiem i nie ma w sobie na tyle odwagi aby powiedzieć pewnej osobie aby mu wybaczyła (chociaż chyba do końca nie wiedział za co mógłby prosić o wybaczenie). – A nie ważne. Czy musi być powód aby się upić? Jak to mówią w moich rodzinnych stronach… Brak powodu to też jest powód, co nie? – zażartował i na raz osuszył połowę szklanki. – W ogóle to cieszę się, że przyszedłeś – powiedział cicho z taką jakby wdzięcznością w głosie.

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  33. [ Haahah XD O tak! Zaręczyny w piaskownicy <3 A pierścionek z automatu Martha na pewno zachowałaby nawet po jego wyjeździe :") Bo przecież to wszystko było na prawdę XD Naiwna dziewoja.
    To moje ostateczne pytanie brzmi czy mam zacząć? Teoretycznie nie przepadam za zaczynaniem, no ale pomysł wyszedł od cb XD Chyba, że zechcesz mnie wyręczyć ;p W każdym razie daj znać :> ]

    M.M.Jones

    OdpowiedzUsuń
  34. [bardzo przepraszam, ze tak mi długo zeszło :( zacznę nie nad samochodem, który jej się rozkraczy,ale chwilę wcześniej, bo samochód czeka rozkraczony na zewnątrz sklepu xD proponuje, by już w monopolowym na siebie wpadli ;)]

    Na co dzień Meredith chodziła w dobrze skrojonych żakietach i szpilkach. Prezentowała się formalnie i elegancko. Włosy miała upiete wysoko w kok, lub podkręcone w luźne fale. Z makijażem nie mogła przesadzać, bo miała prezentować redakcję znaną z publikacji najznamienitszych autorów, a nie przypominać imprezowiczkę która zapomniała się umyć po imprezie. Była rzeczowa, wymagająca i miała cięty język, za co współpracownicy mieli jej wiele za złe, gdy komentowała nieprzyjemnie czyjeś żarty i niepotrzebne uwagi. Była z niej konkretna babka, do której nikt nie startował z bardzo prostej przyczyny - budziła respekt i strach. Nie miewała koleżanek, nie widywano jej też w męskim towarzystwie; szybko gasiła głupie zaczepki. Wydawała się samotniczką, której dobrze tylko samej z sobą.
    Bardzo małe grono wiedziało, ze ma córkę. Jeszcze mniej liczna grupa znajomych i bliskich znała tę uśmiechniętą i serdeczną wersję Mer sprzed lat. Bo teraz śmiała się tylko do swojego kilkuletniego skarba, z którym w chwili obecnej była rozdzielona. Wszystko przez pracę. Poświęciła się jej cała, bo ją lubiła, bo to jej dawało pieniądze na przeżycie i lekarzy, którzy nie umieli zrobić nic dla jej dziecka.
    Meredith nie była zgorzkniała. Była wredna, sarkastyczna, zaborcza i ciągle rozkazywała innym. Sama z kolei nie umiała z pokorą przyjąć krytyki i polecenia bez pyskowania. Miała problemy z szefem, z współpracownikiem którego nieobecność w NY ściągnęła ją do Mount Cartier. Ale to właśnie tutaj mogła spotkać kogoś, kto mógł uratować jej córkę i pozwolić jej samej odetchnąć, o ile wczesniej nie wybije wszystkich mieszkańców tej zapchlonej dziury.
    Mijał trzeci dzień o jej pobytu w miasteczku. Zdążyła już nawyklinać w myślach wszystkich, których miała okazję poznać, ale nie odzywała się do nikogo, nie chcąc rozpetać wojny. Bądź, co bądź, mieszkając z Andrew, musiała przeczekać odpowiednią ilość czasu, by zebrać wszystkie metariały do nowej książki i dopiero wtedy będzie mogła powiedzic, co o tym sądzi i stąd spadać. A chciała by nastąpiło to jak najszybciej, bo brak zasięgu, brak dostępu do technologii i wygód życia do czego przywykła, sprawiał, że miała ochotę krzyczeć. Po przyjeździe tu musiała wyrzucić nowe szpilki, zamienić wygodne i dobre jakościowe ubranie w szorstkie swetry i miała wrażenie, że wszystko ją gryzie, drapie i drażni, jakby sam fakt, że tu utknęła nie był wystarczający.
    Weszła do małego sklepiku, chcąc kupić kawę. Zwykłą, mieloną kawę, którą wypije w spokoju bez mleka i niepotrzebnego ględzenia nad uchem. Do tej pory myslała, że Walker da jej materiał i po godzinie będzie organizować transport powrotny, w międzyczasie pójdzie do Lewisa i załatwi wszystko gładko za jednym zamachem. A wszystko szło nie tak.
    Stanęła przed regałem z herbatami, kawą różnego rodzaju i skrzywiła się widząc same śmieci. Miała ochotę wyłamać półkę i rozwalić nią sklep, bo to przechodziło ludzkie pojęcie. Zamiast tego jednak aromat unoszący się z pudełek doszedł do jej czułego nosa i załaskotał, aż kichnęła potęznie, zginając się w pół. Jakby tego było mało, przy okazji uderzyła czołem o kant niższej półki.
    - K*rwa mać!

    OdpowiedzUsuń