A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

In your eyes there was an honesty, no lies, but you weren't free


Adam Dalgliesh Hamilton

17 III 1982, MC, Kanada strażak trzydzieści pięć lat niedopasowania

Nie przebierając w słowach: kawał z ciebie gnoja. Zgryźliwy i humorzasty, jesteś nie do zniesienia przez około trzysta sześćdziesiąt cztery dni w roku, przy marginesie błędu wynoszącym jeden. Nie potrafisz trzymać języka za zębami i nie umiesz być taktowny, ale doskonale ci idzie zwalanie tego na napięcie związane z pracą, co jest argumentem nie do przebicia. Zresztą, umiejętność wyciągania kolejnych wymówek z rękawa opanowałeś już do perfekcji i płynnie nimi obecnie szachujesz, gdy znów uda ci się kogoś urazić. Jednocześnie jednak maniery masz nienaganne i zawsze ustępujesz miejsca staruszkom, otwierasz kobietom drzwi i nie odmawiasz udzielenia pomocy. To więc, co tracisz w ich oczach, szybko nadrabiasz, aby później móc zająć się przyjemniejszymi rozrywkami. Pijesz więc – byle co, byle gdzie, byle dużo – i okazyjnie palisz – głównie mosty za sobą – z wprawą prawdziwego zawodowca, od którego niejeden życiowy degenerat mógłby się spokojnie uczyć. Chociaż wstajesz bardzo wcześnie, bardzo późno chodzisz spać i tak naprawdę nigdy się nie wysypiasz, przez co twoja paskudna morda z dnia na dzień wygląda coraz gorzej, co szczerze mówiąc ani cię ziębi, ani grzeje – jest ci wszystko jedno. Budzisz się bowiem tak właściwie tylko po to, aby stawić się na swój dyżur w remizie i tylko tam tak naprawdę można powiedzieć, że ożywasz – bądź co bądź, adrenalina robi swoje, choć niewykluczone, że ciebie ciągnie do niej odrobinę za mocno. Ale hej!, bohaterowie umierają młodo, nie? Tak przynajmniej lubisz z goryczą powtarzać, ilekroć ktoś próbuje zwrócić ci uwagę i tym samym wyraźnie zaznaczasz granicę, za którą nie należy kwestionować twoich wyborów. Jako pierwszy rzucasz się więc w ogień, wpadając nawet w największe piekło i podejmując się zadań beznadziejnych, a wszelki strach zapijasz później w okolicznym pubie, próbując następnie nie stracić godności w pobliskim rowie, co udaje ci się z mniejszym lub większym skutkiem. Jesteś jednak miejscowym ulubieńcem: tym biednym Adasiem-sierotą z niepełnosprawnym synem i paskudnie ciężkim zawodem – wszystko zostaje ci więc wybaczone i jakimś cudem nie stoczyłeś się jeszcze na margines społeczeństwa, chociaż sam nie wiesz, jak tego dokonałeś.
Kto cię jednak pozbiera, Hamilton, kiedy któregoś dnia naprawdę upadniesz?
Więcej –––––––––– Powiązania –––––––––– Miejsca

Cześć! W tytule cudowny Iwan Rheon, którego znaleźć można ukrytego w imieniu, natomiast na zdjęciach Chris Hemsworth poodnajdywany z pomocą niezastąpionego pirata w internetach, któremu dziękuję z całego serca za wszystko. <3 Lubimy wątki i szalone, i spokojne; średnią długość i handel wymienny. Chodźcie! :3 

7 komentarzy:

  1. [Cześć! Bardzo ciekawa kreacja bohatera, choć życia to mu nie zazdroszczę, bo nie ukrywajmy – kolorowo to w nim nie ma. Ale wierzę, że w jego egzystencję wparowała już ta osóbka, dzięki której zaczyna pojawiać się choć odrobina słońca (no, a poniekąd również i kłopoty – żona patrzy!). I ciekawe, po kim ten "młody, rozbestwiony tyran" odziedziczył takie cechy! :D Trzymam kciuki za szczęśliwe zakończenie, a przy okazji życzę szalenie dobrej zabawy w lodowatym Mount Cartier! :)]

    Ferran & Tilia & Cesar

    OdpowiedzUsuń
  2. [Wybacz, że tak długo pozostawiłam Cię samotną (dosłownie, lel), ale, że tak powiem: „tak jakoś wyszło”. XD Czeeeść, ziomki! Mega fajnie znowu widzieć Ciebie i jakiegoś (i nie, nie jest to pejoratywne) Twojego pana na (w?) Mount Cartier i mam nadzieję, że tym razem zadomowimy się na dłużej (o ile, no wiadomo, co na to pozwoli… ;d). Zresztą, w ogóle Adaś jest super, a ja, pomimo tego, że czytałam jego kartę już parę razy, przeczytałam raz jeszcze i nie mogę wyjść znowu z podziwu. ♥ Tak samo zakładka Więcej, dosłownie powala na kolana – mówiłam już, ale powtórzę: ge-nial-ny zabieg. Jak już obiecałam – Ronia na pewno pośpiewa, ale najpierw musi uporać się z wyrzutami sumienia, żoną i synem swojego strażaka (oto właśnie utrwala się stereotyp seksownego strażaka, nieładnie, lakłak, nieładnie), samą sobą i przypalającym się ciastem, także dajcie jej chwilkę, cu? Wiadomo, że kochamy, a pan Hamilton (takie cudowne wspomnienie z tym nazwiskiem, ej; z Adamem oczywiście też – ach, ten mój rybak z MC, albo pan profesor z Wrocławia, albo charlesowo-jaxowo-królowy Adam sprzątacz szpitalny… panie!, tych Adasiów to od groma i ciut-ciut było! *______*) kocha nas, więc rozsiądź się wygodnie i oczekuj zaczęcia soon. Bydzim szaleć i już, a tymczasem (albo tamtym, he-he), Ty również baw się dobrze, miej dużo weny cierpliwości (do mnie) i wytrwałości (eghm), co byśmy mogły siać zgorszenie, upadek zasad i najprawdziwszą degrengoladę. Jołson, kochani. ♥]

    udająca, że wszystko jest dobrze, w rzeczywistości mocno zagubiona RONIA TRAVERS która chce przynajmniej część swoich grzeszków naprawić, no i ja, zły, niedobry pirat, arr ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. [Matkie boskie, tyle pięknych słów, a ja Ci nadal nie zaczęłam. *________* Kocham jednak i dziękuję, bo w sumie to mnie zatkało (a wiesz, że ze mną ciężko to zrobić) i ten… uciekanie w środku rozmowy za jeżykiem to całkiem normalne, nie wiem, o co Ci chodzi. XD Idę sobie posłuchać Kayah. ♥]

    sama-wiesz-kto, lakłak

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć ! Dobrze, że w miasteczku nie ma listonosza, bo byłby pewnie pierwszym podejrzanym w tej sprawie :)
    Dziękuję za miłe powitanie i obiecuję, że na pewno niedługo wrócę do Ciebie z wątkiem :)

    Jack Higgins

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Hej! Nie mogłam się powstrzymać przed wpadnięciem tu i zostawieniem po sobie śladu. Synek Adama podbił moje serduszko i Grace najchętniej wyściskałaby go za wszystkie czasy, gdyby tylko taką możliwość miała. Plan na wątek w głowie już jest, związany z jego pracą, więc nudno być nie powinno. Ale jeśli chęci oczywiście są. ]

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Dziękuje za wytkniecie błędu, sama pewnie jeszcze przez długo czas bym go nie widziała :3 A co do pomysłu... Grace trochę nie potrafi rozpalić sobie sama w kominku, a jeśli już to nieudolnie i może tak zapomniałaby go czymś zabezpieczyć. I bach! Pożar gotowy, a z jej szczęściem co do tego miejsca, byłoby to jak najbardziej prawdopodobne.
    Drugi pomysł jest taki, by po prostu spotkała tego uroczego szkrabka gdzieś na mieście i nie mogąc się powstrzymać po prostu go zaczepi. Albo inaczej, ten uciekłby z rąk swojej matki gdzieś przez ulicę i niefortunnie trafiłby właśnie na Grace. Bardziej skłaniam się do pomysłu z pożarem, ale to już jak wolisz. :D]

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  7. Grace uważała, że w tak prywatnych rzeczach jak dzienniki, człowiek pozostawiał część siebie, swojej duszy i namiastkę uczuć, jaka tliła się w powypełnianych stronach. Nie miała ku temu żadnych wątpliwości. Takie właśnie osobliwe rzeczy były dla niej najcenniejsze, bo z nich mogła odczytać naprawdę wiele, nie tylko historię danego właściciela, ale i jego marzenia, plany, wartości jakie przyjął i obraz ukazujący jak człowiek potrafi się zmienić na przestrzeni lat. Więc, gdy znalazła kilka dzienników swojej zmarłej babci, jej uwaga została zaabsorbowana właśnie przez nie, a cały świat wokół niej wydawał się nie istnieć. Zaszyła się w swojej sypialni, z kubkiem gorącej herbaty z imbirem, okryła się od stóp do głów ciepłym kocem i po prostu zaczęła wczytywać się w pierwsze stronice obszernych, grubych ksiąg czując się tak, jakby już za chwilę miała odkryć jedną z wielu tajemnic ludzkości. Zupełnie więc zapomniała o niewygaszonym kominku w salonie, którego trzeba było pilnować jak owa w głowie, ze względu na brak jakichkolwiek zabezpieczeń. Sama się na nich nie znała, ba, po raz pierwszy w życiu kominek zobaczyła na oczy właśnie tu, w Mount Carter, więc nie dziwota że nie miała pojęcia jak z czymś takim się obchodzić. Cudem nauczyła się w nim rozpalać i to właśnie było dla niej najważniejsze, o bezpieczeństwie przy takich sprzętach nie wiedziała nic. Nie sądziła nawet, że takie coś nawet istnieje. Słodka niewiedza trwała do czasu, gdy do jej uszu nie dobiegł dźwięk palenia drewna, trzaski iskier i strzelanie płomieni, na które zerwała się na równe nogi od razu biegnąc w stronę drzwi. Wraz z momentem, gdy jej głowa wychyliła się zza drzwi, gorąca fala uderzyła w jej ciała zmuszając do cofnięcia się w tył. Cały salon stał w płomieniach i jedyne co przyszło jej teraz na myśl, była ucieczka. Już chwilę później stała przy oknie, próbując je otworzyć, ale jak na złość nie mogła tego zrobić, a tylko wyrwała spróchniałom klamkę, tym samym odcinając sobie drogę ucieczki. Była w kropce. Dym przedostawał się w zastraszającym tempie do sypialni, tym samym uniemożliwiając do końca jakąkolwiek szansę na ucieczkę i jedyne co zrobiła, to starała się wyważyć to przeklęte okno.
    Nie miała pojęcia ile czasu spędziła w tym piekle, bo z minuty na minutę dom nabierał coraz więcej temperatury, a ogień szybko z salonu, dochodził do początkowych pokoi, jednak jej ukojenie przyszło już wkrótce. Nawet nie usłyszała, gdy ktoś wszedł do pomieszczenia, dopiero męski głos wyrwał ją z beznadziejnych prób wydostania się przez okno. Obróciła się szybko przodem do strażaka, a jaj twarz od razu skrzywiła się tak, jakby zaraz na nowo miała płakać. Jej twarz i tak oblepiona była we włosach przyklejonych przez przelane łzy. Od razu wskoczyła w ramiona swojego wybawiciela, zaciskając się mocniej rękoma na jego ciele, w tym samym momencie pozwalając sobie na upust następnego żalu i strachu, jaki palił się w młodym ciele.
    - Wydostań mnie stąd już- powiedziała, jak mantrę nie pozwalając dojść mu więcej do słowa.

    Grace Molière

    OdpowiedzUsuń