Gdyby umiał rozmawiać o swoich
uczuciach, opowiedziałby ci o tym, jak to jest wychowywać się w
tak konserwatywnym miasteczku jak Mount Cartier bez matki.
Wspomniałby o troskliwych sąsiadkach, które zawsze mają jakieś
dobre rady w zanadrzu, szczególnie kiedy mogą obsypać nimi
samotnego ojca. Opisałby ci historię pełnych litości spojrzeń
rzucanych przez szczęśliwe rodziny i zazdrość żywioną do
kolegów, którzy laurki z okazji drugiej niedzieli maja zanosili do
domu, nie na cmentarz. Powiedziałby o wewnętrznej tęsknocie za
matczynymi ramionami, po których pozostały wyłącznie mgliste
wspomnienia i kilka jej pierścionków oddanych akurat do jubilera w
Charlotte oraz o złudnej nadziei, że jeśli poświęci się życie
walce z trawiącym wszystko ogniem, w jakiś sposób poczuje się je
blisko siebie na nowo. Nie kryłby więc, że to właśnie dlatego
został strażakiem: że to chęć ochronienia innych przed tym samym
cierpieniem, które spotkało jego, zdeterminowała jego przyszłość
i teraźniejszość. Wyznałby też, że wcale tak się nie stało.
Gdyby umiał rozmawiać o swoich
uczuciach, opowiedziałby ci o tym, jak to jest pomylić przyjaźń z
miłością i ożenić się z kobietą, z którą zna się od
niepamiętnych czasów. Wspomniałby o naciskach ze strony obu rodzin
na to, aby młodzi stanęli na ślubnym kobiercu i dekadzie ciągłej
niezręczności, podczas której miłość braterska nie zechciała
stać się fizyczną. Opisałby ci historię setek kłótni na ten
temat i zazdrość żywioną do kolegów, którzy z pracy powracają
do swoich kobiet z uśmiechem na ustach i radością w oczach, nie z
przymusem. Powiedziałby ci o wewnętrznej tęsknocie za czułością
i namiętnością, za poczuciem przynależności do kogoś i ciepłem,
o którym marzy chyba każdy człowiek na świecie. Nie kryłby więc,
że wiele mu w życiu brakuje i oddałby właściwie wszelkie skarby
za to, aby zaznać szczęścia, o którym śni co noc. Wyznałby też,
że powoli przestaje jednak wierzyć, iż kiedykolwiek to nastąpi.
Gdyby umiał rozmawiać o swoich
uczuciach, opowiedziałby ci o tym, jak to jest przeżyć romans
rodem z najpiękniejszych opowieści i postradać rozum bez reszty.
Wspomniałby o wykradaniu się z domu pod różnym pretekstem, byleby
tylko spędzić więcej czasu z tą, na której sam widok tracił
dech w piersi, a całe jego ciało ogarniało drżenie. Opisałby ci
historię swojej miłości – tej jednej-jedynej, zdarzającej się
człowiekowi tylko raz w życiu – i zazdrość żywioną przez
kolegów, kiedy przychodził do pracy z masą energii i uśmiechem na
ustach. Powiedziałby ci o wewnętrznej tęsknocie za takim uczuciem
każdego ranka i wieczoru, której nie dało się w żaden sposób
okiełznać. Nie kryłby więc, że planował zmienić swoje życie o
sto osiemdziesiąt stopni: zerwać z przeszłością i rozpocząć
wszystko na nowo, z czystą kartą, kiedy dowiedział się o ciąży
swojej żony. Wyznałby też, że owa wiadomość dosłownie go
zmiażdżyła i nic już nie było takie samo.
Gdyby umiał rozmawiać o swoich
uczuciach, opowiedziałby ci o tym, jak to jest rozpaczliwie czegoś
pragnąć, a jednocześnie mieć tak głęboko zakorzenione poczucie
obowiązku, że nie być w stanie po to sięgnąć, dopóki nie jest
już za późno. Wspomniałby o najtrudniejszej decyzji swojego
życia, której nie miał już szansy zrealizować, bo jego wszystko
przepadło bez wieści. Opisałby
ci historię człowieka, którego miłość dosłownie zabiła i
który nigdy już nie miał być taki sam – który już zawsze miał
się mierzyć z pustką w piersi. Powiedziałby ci o wewnętrznej
tęsknocie, bliższej jednak usychaniu, za ukochaną i poczuciu braku
sensu. Nie kryłby więc, że niewiele mu brakowało do skończenia
tego wszystkiego i zrezygnowania z życia na dobre. Wyznałby też,
że powstrzymało go jedynie tchórzostwo.
Gdyby
umiał rozmawiać o swoich uczuciach, opowiedziałby ci o tym, jak to
jest być ojcem niepełnosprawnego dziecka, a jednocześnie wrakiem
człowieka, z którego nie ma za wiele pożytku. Wspomniałby o
usilnych próbach utopienia swoich smutków we wszystkim, co posiada
procenty i przerażającym odkryciu, że te potrafią pływać i nic
ich nie powstrzyma. Opisałby ci historię kogoś, kogo już nawet
nie poznaje w lustrze – osoby podnoszącej się każdego dnia z
łóżka dlatego, że musi, a nie dlatego, że chce. Powiedziałby ci
o wewnętrznej tęsknocie za czymkolwiek: za choćby najmniejszą
pozytywną emocją, której mógłby się kurczowo chwycić i już
nigdy nie puszczać, a która pomogłaby mu po prostu żyć.
Nie kryłby więc, że tak
naprawdę nie ma w życiu niczego: ani wspaniałej rodziny, ani
udanego małżeństwa, ani poprawnych relacji towarzyskich, ani tym
bardziej zdrowej wątroby, biorąc pod uwagę hektolitry wlanego
przez niego w siebie alkoholu. Wyznałby też, że tak w gruncie
rzeczy, to siebie nienawidzi.
Gdyby umiał rozmawiać o
uczuciach, opowiedziałby ci o tym, że życie kurewsko mocno dało
mu w kość i ma go serdecznie dość. Rzecz
w tym, że nie umie i dusi to wszystko w sobie, każdego dnia
umierając odrobinę bardziej.
Ile jeszcze tak wytrzymasz,
co?
Tym, co przeczytali, dziękuję!
Na zdjęciach ponownie Chris (szukajcie, a znajdziecie więcej!) przy pomocy pirata (<3!!!),
w
tytule raz jeszcze Iwan Rheon, a poniżej łans
egen ja
i moja nieradosna twórczość. <3
Brak komentarzy
Prześlij komentarz