A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.
Blog zawieszony
Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.
Hej! Cytat w karcie pochodzi z Makbeta Williama Szekspira, a z tytuł z tej piosenki >klik<. Wizerunku użyczyła wspaniała Holland Roden, a zdjęcia się zmieniają. Wiem, że karta nie zachwyca, ale po raz pierwszy nie miałam zielonego pojęcia, jak powinnam ją napisać (i zatęskniłam za mini kartami z samym imieniem, nazwiskiem i zdjęciem). Zarys postaci jest opisany w dodatkowych i powiązaniach.
Zapraszam serdecznie do wątków i powiązań! :)
Ale przeskok! Ze studentki medycyny do matematyki, i to jeszcze taka kreatywna dusza jak ona, z ambicjami do nauki plastyki! :D Niech no tylko nie opuści ją tu natchnienie. Co prawda Mount Cartier nie tętni życiem aż tak, jak w San Francisco, ale za to sprowadza harmonię na ludzi i pozwala im doświadczyć bliskości z naturą. Także tego właśnie życzę Twojej Jamie: żeby odnalazła trochę spokoju, już więcej nigdzie nie uciekała i po prostu miała się tu doskonale!
A swoją drogą bardzo estetyczna ta główna, minimalistyczna strona KP.
[Ja myślę, że ta niby minimalistyczna karta świetnie obrazuje kreację Jamie, bo zakładki są na tyle obszerne, że można się całkiem wiele dowiedzieć. A tym bardziej dojść do wniosku, że naprawdę zdolna z niej kobieta! Miło Was zatem widzieć i trzymam kciuki, że tym razem zostaniecie na dłużej, albo i na zawsze - kto wie, czy mrozy pozwolą się stąd komukolwiek wydostać :D Bawcie się znakomicie!]
[Nie mogę tego nie powiedzieć - kocham za wybór twarzyczki. Holland jest cudowna, ale Jamie i minimalizm karty jeszcze cudowniejsze! Cześć, hej, miłej zabawy! Mój pan też przez dużą część życia uciekał, może znajdą jakoś wspólny język? Obecnie sesja mnie pożarła, ale myślę, że mogłybyśmy razem stworzyć coś ciekawego ^^]
[Jest i Ruda! Fajnie, że w końcu dotarłaś i można zacząć tworzyć historie dla naszych postaci. Mam nadzieje tez, że wraz z Jamie znajdziesz tu fajne wątki. No udanej zabawy! :D]
[Witam ! :) tutaj to już musimy coś razem napisać! !!!! Jak widzę znajomych autorów, zawsze mi się cieplutko na sercu robi :3 a ze doskonale wspominam nasze wątki sprzed lat na NYCKU to Ci nie odpuszczę :P Poza tym dziewczyny na pewno się znają o :) Jeśli Jamie potrzebowalaby jakiejkolwiek pomocy, Solinka służy :*]
Nadal nie mógł uwierzyć w to, że Jamie go zostawiła. Kiedy po powrocie do ich mieszkania, które już razem dzielili, nie znalazł nigdzie dziewczyny, a jej szafki były puste zdał sobie sprawę z tego jak bardzo nawalił. Jego hobby było niebezpieczne, raniło bliskie mu osoby, ale nie potrafił ot tak z niego zrezygnować. Każda przesiedziana w domu zima była bolesna. Świadomość, że mógłby być wtedy w zupełnie innym miejscu, niż na miękkiej kanapie w domu naprawdę go dobijała. Ale dla niej by mógł. Wiedział, że dla Jamie mógłby spróbować się zmienić. Ograniczyć się. Nie potrafiłby zupełnie zrezygnować z wspinaczki, to było dla niego całym życiem. A po stracie Damiana miał wewnętrzną potrzebę, aby iść tam chociażby dla niego. Mieli wiele wspólnych planów, których już teraz nie wykonają. Nie o wszystkich mówili. Niektóre były sekretem, który dzielili między sobą. Tak jak wiele innych rzeczy. Damian był pierwszą osobą, która dowiedziała się o zaręczynach. To on go przygotowywał do tego ważnego dnia, kibicował, kiedy zadał to najważniejsze pytanie i pewnie teraz pomagałby mu urządzać pokój dziecięcy, gdyby wszystkiego nie spieprzył. Góry nigdy nie powinny być ważniejsze, niż najbliżsi. A jednak po tym jak niemal stracił życie, po tym jak mógł podzielić los przyjaciela, wciąż chciał tam wrócić. Z początku nawet nie wiedział czy ma szukać Jamie. Pewnie nie zrobiłby tego, gdyby nie dodatkowa informacja, którą po sobie zostawiła. Zdjęcie z usg zajęło specjalne miejsce, nadal nie potrafił sobie wyobrazić tego, że będzie naprawdę ojcem. W dodatku ojcem, który lubi znikać na kilka miesięcy. A raczej lubił, bo teraz chyba nie było opcji, aby gdziekolwiek jeszcze zniknął. Trochę już się błąkał po Mount Cartier i szczerze powiedziawszy tracił nadzieję na to, że kiedykolwiek trafi na Jamie. Powinna tutaj być, a może… Nie brał pod uwagę tego, że kobieta go wykiwała. Zrobiła sobie z niego żarty i wysłała do tego zadupia, gdzie nic nie ma. Okej, podobało mu się. Podobał mu się klimat do którego był przyzwyczajony, ale zdecydowanie nie podobały mu się spojrzenia, które ludzie mu posyłali, kiedy szedł do najbliższego sklepu po coś do jedzenia. Zupełnie jakby był trędowaty. Czy to możliwe, że wszyscy już wiedzieli o jego ciężarnej byłej narzeczonej? Spędził cały poranek na szukaniu kobiety, a dopiero później jakaś życzliwa kobieta powiedziała mu, że pewna młoda dama o rudych włosach niedawno wprowadziła się do jej starej znajomej. Po długich namowach podała adres Christianowi. Chciał się do tej rozmowy trochę przygotować. Wrócił do Zajazdu, posiedział chwilę w swoim pokoju i rozmawiał sam ze sobą. Jak już był gotowy to zaczęło oczywiście padać. Jednak to go nie powstrzymało. Założył najcieplejsza, bo jedyną, kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki, i był gotowy do drogi. Zmarzł przez ten spacer, nawet bardzo, czuł, że mimo wszystko kurtka mu przemokła. Tak samo jak buty. Dygotał z zimna, ale uparcie szedł przed siebie. Brakowało jeszcze tylko tego, aby broda mu zamarzła, choć do tego nie było daleko. Dobre dwie minuty stał przed domkiem, gdzie paliły się światła i widać było za oknem poruszającą się postać. Najpewniej chodziła po kuchni. Może właśnie przygotowywała kolację? Chris uśmiechnął się lekko pod nosem, a następnie skierował w stronę drzwi. Odetchnął nieco głębiej i zapukał. Zanim otworzyła drzwi czas ciągnął się w nieskończoność. A później zobaczył jej twarz. - Cześć, mogę wejść?
Ale przeskok! Ze studentki medycyny do matematyki, i to jeszcze taka kreatywna dusza jak ona, z ambicjami do nauki plastyki! :D Niech no tylko nie opuści ją tu natchnienie. Co prawda Mount Cartier nie tętni życiem aż tak, jak w San Francisco, ale za to sprowadza harmonię na ludzi i pozwala im doświadczyć bliskości z naturą. Także tego właśnie życzę Twojej Jamie: żeby odnalazła trochę spokoju, już więcej nigdzie nie uciekała i po prostu miała się tu doskonale!
OdpowiedzUsuńA swoją drogą bardzo estetyczna ta główna, minimalistyczna strona KP.
Scott, Andrew, Daniel
[Ja myślę, że ta niby minimalistyczna karta świetnie obrazuje kreację Jamie, bo zakładki są na tyle obszerne, że można się całkiem wiele dowiedzieć. A tym bardziej dojść do wniosku, że naprawdę zdolna z niej kobieta! Miło Was zatem widzieć i trzymam kciuki, że tym razem zostaniecie na dłużej, albo i na zawsze - kto wie, czy mrozy pozwolą się stąd komukolwiek wydostać :D Bawcie się znakomicie!]
OdpowiedzUsuńOctavian, Ferran & Cesar
[Nie mogę tego nie powiedzieć - kocham za wybór twarzyczki. Holland jest cudowna, ale Jamie i minimalizm karty jeszcze cudowniejsze!
OdpowiedzUsuńCześć, hej, miłej zabawy! Mój pan też przez dużą część życia uciekał, może znajdą jakoś wspólny język? Obecnie sesja mnie pożarła, ale myślę, że mogłybyśmy razem stworzyć coś ciekawego ^^]
Samuel Dunsmoor
[Jest i Ruda!
OdpowiedzUsuńFajnie, że w końcu dotarłaś i można zacząć tworzyć historie dla naszych postaci. Mam nadzieje tez, że wraz z Jamie znajdziesz tu fajne wątki. No udanej zabawy! :D]
Christian Hemingway
[Witam ! :) tutaj to już musimy coś razem napisać! !!!! Jak widzę znajomych autorów, zawsze mi się cieplutko na sercu robi :3 a ze doskonale wspominam nasze wątki sprzed lat na NYCKU to Ci nie odpuszczę :P
OdpowiedzUsuńPoza tym dziewczyny na pewno się znają o :) Jeśli Jamie potrzebowalaby jakiejkolwiek pomocy, Solinka służy :*]
[CZEŚĆ RUDZIELCU!]
OdpowiedzUsuńS.
Nadal nie mógł uwierzyć w to, że Jamie go zostawiła.
OdpowiedzUsuńKiedy po powrocie do ich mieszkania, które już razem dzielili, nie znalazł nigdzie dziewczyny, a jej szafki były puste zdał sobie sprawę z tego jak bardzo nawalił. Jego hobby było niebezpieczne, raniło bliskie mu osoby, ale nie potrafił ot tak z niego zrezygnować. Każda przesiedziana w domu zima była bolesna. Świadomość, że mógłby być wtedy w zupełnie innym miejscu, niż na miękkiej kanapie w domu naprawdę go dobijała. Ale dla niej by mógł. Wiedział, że dla Jamie mógłby spróbować się zmienić. Ograniczyć się. Nie potrafiłby zupełnie zrezygnować z wspinaczki, to było dla niego całym życiem. A po stracie Damiana miał wewnętrzną potrzebę, aby iść tam chociażby dla niego. Mieli wiele wspólnych planów, których już teraz nie wykonają. Nie o wszystkich mówili. Niektóre były sekretem, który dzielili między sobą. Tak jak wiele innych rzeczy. Damian był pierwszą osobą, która dowiedziała się o zaręczynach. To on go przygotowywał do tego ważnego dnia, kibicował, kiedy zadał to najważniejsze pytanie i pewnie teraz pomagałby mu urządzać pokój dziecięcy, gdyby wszystkiego nie spieprzył.
Góry nigdy nie powinny być ważniejsze, niż najbliżsi. A jednak po tym jak niemal stracił życie, po tym jak mógł podzielić los przyjaciela, wciąż chciał tam wrócić. Z początku nawet nie wiedział czy ma szukać Jamie. Pewnie nie zrobiłby tego, gdyby nie dodatkowa informacja, którą po sobie zostawiła. Zdjęcie z usg zajęło specjalne miejsce, nadal nie potrafił sobie wyobrazić tego, że będzie naprawdę ojcem. W dodatku ojcem, który lubi znikać na kilka miesięcy. A raczej lubił, bo teraz chyba nie było opcji, aby gdziekolwiek jeszcze zniknął.
Trochę już się błąkał po Mount Cartier i szczerze powiedziawszy tracił nadzieję na to, że kiedykolwiek trafi na Jamie. Powinna tutaj być, a może… Nie brał pod uwagę tego, że kobieta go wykiwała. Zrobiła sobie z niego żarty i wysłała do tego zadupia, gdzie nic nie ma. Okej, podobało mu się. Podobał mu się klimat do którego był przyzwyczajony, ale zdecydowanie nie podobały mu się spojrzenia, które ludzie mu posyłali, kiedy szedł do najbliższego sklepu po coś do jedzenia. Zupełnie jakby był trędowaty. Czy to możliwe, że wszyscy już wiedzieli o jego ciężarnej byłej narzeczonej? Spędził cały poranek na szukaniu kobiety, a dopiero później jakaś życzliwa kobieta powiedziała mu, że pewna młoda dama o rudych włosach niedawno wprowadziła się do jej starej znajomej. Po długich namowach podała adres Christianowi.
Chciał się do tej rozmowy trochę przygotować. Wrócił do Zajazdu, posiedział chwilę w swoim pokoju i rozmawiał sam ze sobą. Jak już był gotowy to zaczęło oczywiście padać. Jednak to go nie powstrzymało. Założył najcieplejsza, bo jedyną, kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki, i był gotowy do drogi. Zmarzł przez ten spacer, nawet bardzo, czuł, że mimo wszystko kurtka mu przemokła. Tak samo jak buty. Dygotał z zimna, ale uparcie szedł przed siebie. Brakowało jeszcze tylko tego, aby broda mu zamarzła, choć do tego nie było daleko.
Dobre dwie minuty stał przed domkiem, gdzie paliły się światła i widać było za oknem poruszającą się postać. Najpewniej chodziła po kuchni. Może właśnie przygotowywała kolację? Chris uśmiechnął się lekko pod nosem, a następnie skierował w stronę drzwi. Odetchnął nieco głębiej i zapukał. Zanim otworzyła drzwi czas ciągnął się w nieskończoność.
A później zobaczył jej twarz.
- Cześć, mogę wejść?
Christian Hemingway