MAX ROCKATANSKY
36 LAT | HUNTER | MOUNT CARTIER
Po ojcu odziedziczył rodzinny dom oddalony od centrum, a wraz z nim całą artylerię schowaną w szopie. Od najmłodszych lat wybierał się z jedynym rodzicem na polowania. I tak już zostało. W wieku dwudziestu lat ożenił się z córką miejscowego właściciela antykwariatu, z którą miał córeczkę. Jednak wszystko się zmieniło po niecałych dwóch latach spokoju, gdy myśliwy poszedł w góry. Nikt nie podejrzewał, że zgłodniały niedźwiedź podejdzie tak blisko jeziora. O brutalnym morderstwie pisano we wszystkich gazetach stanu. Max zaraz po nim zniknął na miesiąc w lesie, by wrócić z raną po pazurach na ramieniu.
Typ samotnika, któremu lepiej nie wchodzić w drogę. Od śmierci rodziny stał się o wiele bardziej wycofany i nieokrzesany. Doświadczony tropiciel ze słabością do cygar i bluesa.
Krótko, ale interesująco. A kto powie, że nie chciałby mieć takiego myśliwego za sąsiada to pewnie będzie kłamał. Nie wiem jakie zdanie mają na ten temat inne dziewczęta, ale mnie wydaje się on twardym facetem, a przy takim można poczuć się bezpiecznie. Pomińmy fakt, że poprzednia panna u jego boku nie pożyła długo - wtedy jeszcze nie był myśliwym, więc można ten fakt wyciąć z życiorysu. Jeśli to w ogóle możliwe w tak małym miasteczku jak Mont Cartier. Idę o zakład, że wciąż pamiętają jego partnerkę.
OdpowiedzUsuńA jeśli chcesz jakiś wątek, mam do zaoferowania starego kawalera Scotta i ciut zgryźliwego Declana. ;)
O, to z tym polowaniem to rzeczywiście nie zrozumiałam, ale z sąsiadami to właśnie w tym rzecz: taki przystojniak się tam marnuje na pustkowiu! :D. W sumie ze Scottem by się dogadał pod pewnym względem: on też stracił swoją partnerkę życiową, choć nie w "misiowym" morderstwie, a z bardziej prozaicznych powodów - opuściła go dla innego. Po części jednak rozumiałby nastawienie Maxa do życia. Mogliby razem posiedzieć w szopie z bronią i pomilczeć, albo popalać cygaro. Finlay może nawet narobiłby tam rumoru, który potem musieliby sprzątnąć.
OdpowiedzUsuńZ Declanem to jest taki problem, że nie widzę powiązań: jest zwykłym narwanym chłopakiem, który jako maszer podróżował sobie po różnych okolicznych miastach i brał udział w psich zaprzęgach. W zasadzie poza tym nic ciekawego się u niego nie działo. Scott jest bardziej doświadczony życiowo. Nie miał szczęścia do pań, każda jedna z nim zrywała.
Declan & Scott
Dobra, to ja już coś wymyślę (ich rodzice mogli sie znać, a oni pewnie nawet do jednej szkoły chodzili) i nawet zacząć mogę, ale spodziewaj się odpisu dopiero po urlopie, bo na razie końcówkę sesji męczę :D
OdpowiedzUsuń[a może się skusimy na wspólne pokminienie w celu stworzenia jakiegoś wątku?? Patrząc na ich wycofanie i doświadczenia, mogłoby wyjść ciekawie :) ]
OdpowiedzUsuńJean Jenkins
No to jest z naszej strony tak bardzo okrutne, że aż trudno to opisać :D Ale to się im pewnie kiedyś tam z czasem wynagrodzi...
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie przystanę na taki obrót spraw, ba! Nawet jeszcze chętniej zacznę :) Tylko daj mi, proszę, chwilkę. Wątki krótkie, długie, średnie? :)
J. Jenkins
[Hmmm Chris? Myślałam raczej że znajdę chłopaka dla mojej postaci na miejscu ;p Ale tak czy siak wstawię go do powiązań. Ja nie lubię prowadzić dwóch postaci, ale jeśli by ktoś go przejął to czemu nie. Zobaczymy. Dzięki. A jakis wątek byś chciała?
OdpowiedzUsuńAha i dodam że też marzy miś ie taki domek, las, jezioro, ryby, eh...]
Wavey
W życiu każdego człowieka przychodziła taka chwila, w której nie marzył o niczym innym, poza ostatecznym porzuceniem wszystkiego, co do tej pory miało na nie wpływ. Odrzucenie doświadczeń, ludzi, miejsc. Wszystkiego, co kształtowało to, kim był lub miał się stać. Czysta codzienność.
OdpowiedzUsuńZdecydowana większość jednak, nie robiła niczego poza słodkim rozmyślaniem nad tym, co mogło się wówczas wydarzyć. Osiągali mistrzostwo w planowaniu czegoś, czego nie zamierzali wprowadzić w życie, niezależnie od tego, jak bardzo by im na tym zależało. To tylko jedna z metod walki z osobliwym rodzajem szaleństwa, które prędzej czy później, dawało o sobie znać. Ale nie trudno się temu dziwić. Każdy był... tylko człowiekiem, a ludzie od zawsze osiągali mistrzostwo w tkaniu sieci niedopowiedzeń i nieurzeczywistnionych planów. Pokładanie wiary w tym, że ktoś był kimś więcej niż po prostu sobą mogło okazać się zwodnicze.
A życie samo w sobie było wystarczająco rozczarowujące. Nie trzeba było dodatkowo tego pogarszać.
To nieco osobliwe, ale właśnie takie myśli ogarniały głowę Jean stanowczo zbyt często, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że odkąd objęła po zmarłym mężu stanowisko jedynego weterynarza w mieście, nie mogła pozwolić sobie na chodzenie z głową w chmurach. Miejscowi i tak nie mieli jeszcze okazji, by pokładać w niej choć odrobinę zaufania, które lata temu wypracował sobie Gabe. Nie potrzebowali, by sama dodatkowo utwierdzała ich w przekonaniu, że nigdy nie będzie tak dobra, jak ON.
W chwilach, w których demoniczne wspomnienia niedalekiej przeszłości zdawały się osiągać tak krytyczny poziom, że nie dawało się ich znieść, Jean lubiła... zniknąć. Wystarczyło kilka godzin, by odzyskać chociaż strzępek upragnionego spokoju. Bo... kiedy problemy zaczynają cię przerastać, dobrze schować się gdzieś wysoko. Na tyle, by żadne z nich nie były w stanie cię dosięgnąć. A ponieważ problemy Jean nie dawały jej spokoju, nie pakowały walizek i nie wyjeżdżały na wakacje, takie „ucieczki” odbywały się niemal codziennie.
Przebiegała właśnie kolejny, doskonale znany sobie odcinek, tracąc powoli siły i ochotę, by marnować je na rozpamiętywanie tego, co było. Ot, kolejna metoda w szaleństwie. Próbowała dogonić jednego z psów, którego wyjątkowo zabrała dziś ze sobą.
Bardzo szybko zdała sobie jednak sprawę, że nie ma to większego sensu. Neco zniknął za kolejnym zakrętem i pewnie gdyby nie fakt, że doskonale znał drogę powrotną, Jean miałaby kolejny powód do zmartwień. W obecnej sytuacji nawet go nie wołała.
Przystanęła na moment, opierając się o jedno z drzew. Walczyła przez chwilę z ciężkim, urywanym oddechem, ale piekący ból ,który pojawiał się za każdym razem, gdy próbowała nabrać powietrza, stanowił trudny do wytłumaczenia, komfort... Właśnie tego było jej trzeba.
W chwili, w której chciała pobiec dalej, usłyszała z boku głośny szelest i specyficzny odgłos skrzypiącego śniegu. Wiedziała oczywiście, że w lasach roiło się od dzikich zwierząt, z którymi z całą pewnością nie chciałaby stanąć oko w oko, ale ciekawość i niezrozumiała, niekontrolowana potrzeba, by pakować się w kłopoty, okazały się silniejsze.
Była niemal pewna, że to jeleń.
Ostrożnie ruszyła w kierunku gęstych chaszczy, które nawet mimo braku liści, mocno ograniczały pole widzenia, zdając sobie sprawę, że jednym, nieostrożnym ruchem, może przepłoszyć zwierzę.
Dokładnie w tym samym momencie, w którym wychyliła się zza ostatniego krzaka, absolutną, kojącą ciszę brutalnie przerwał głośny świst naboju, który przeleciał jej tuż obok prawego ucha. Taką przynajmniej miała nadzieję.
Zupełnie nie kontrolowała odruchowego krzyku, który wydobył się z jej ust. Nieostrożnie postawiła stopę, przez co zachwiała się niebezpiecznie i już sekundę później leżała na ziemi, nie będąc do końca pewną, co się właściwie wydarzyło.
[W razie czego krzycz, a się poprawię :D]
J. Jenkins
[Hmmm to może te cygara, albo jakaś broń, naboje czy inny niecodzienny ładunek? Cokolwiek by to nie było, mam taki pomysł, że chcąc ci to oddac, nie zastane cie w domu, ale drzwi będą otwarte i zajrzę do środka z ciekawości. To zaowocuje ostra wymiana zdań między nami w łagodnym tego słowa znaczeniu. Bo po pierwsze ty mnie na tym przylapiesz, a po drugie ja będąc tu pierwszy raz zrozumiem jak okrutny zawód wykonujesz... No i się zacznie. Ze jaki zly ty nie jestes. A ja ze sprzeciwiam się zabijaniu zwierząt, ale je jem prawda? Itd. Potem stwierdze że nie zrealizuje twojego zamówienia i oddam to coś spowrotem do sklepu, a ty że za nie zapłacisz, ale zamierzasz wziąść to za darmo z powodu "niekompetentnej" obsługi. A co będzie dalej? Zobaczymy... ;p
OdpowiedzUsuńCo ty na to?]
Wavey
To było dziwne. Kiedy pewnego dnia wyrósł przed nią sam Max Rockatansky. Widywala go co prawda z żadka w mieście, ale nigdy ze sobą nie rozmawiali. Nie mówiąc już o wspólnych interesach. A tu proszę. Sam podszedł do jej stolika w barze i zagadal. Powiedział, że w Toronto czeka na niego przesyłka. Podał adres, nazwisko i zaliczkę. Za wszelką cenę nie chciał zdradzić co w niej jest. I choć Wavey z zasady nie przewozi nieznanych sobie rzeczy, zgodziła się, bo to była naprawdę wyjątkowa sytuacja. Umowili sie jeszcze na datę odbioru przez niego i odszedł.
OdpowiedzUsuńParę dni później Wavey wróciła już z tym i innymi sprawunkami do miasteczka. Po uporządkowanie wszystkiego, jak zawsze zaczela rozdawac je zleceniodawcom, czekajac na ich samodzielny odbiór, albo samemu im to odworzac - wedle życzenia. Tylko jeden Rockatansky się oczywiście nie pojawił. Mówili że znowu poszedł w góry i trzeba czekać. Ale Wavey denerwowalo takie niedotrzymywanie terminów. Zwlaszcza że nieznane było jej wnętrze paczki i jak najszybciej chciała się jej pozbyć, coraz bardziej żałując że zgodziła się na jej transport. W końcu po kilku kolejnych dnuach milczenia, zdecydowała się odnaleźć jego dom. Nieliczni wiedzieli mniej więcej gdzie mieszka, dlatego po jakimś czasie dotarła swoim pickupem na miejsce. Dom był niewielki. Malowniczo schowany między drzewami. Nie słysząc i nie widząc jednak nikogo na zewnątrz, zastukala zdecydowanie do drzwi. Ale żadnego odzewu. Zajrzała więc jeszcze przez okno i że smutkiem stwierdziła że widocznie rzeczywiscie go nie ma.
No nie no ile to jeszcze ma potrwać! Zezloscila się odruchowo juz i bez nadziei szarpiac za klamkę... Ale co to? Drzwi się otworzyły. Czyli może jednak tam jest? Po kilku kolejnych bezskutecznych próbach nawolywania przez próg, dziewczyna razem z paczką weszła do środka. Panował tam polakom. Odłożyła wiec pakunek na bok i niepewnie ruszyła w głąb domu. Kiedy wreszcie udało jej się znaleźć jakis włącznik światła, oniemiala. Coś kiedyś co prawda słyszała o tym że Max poluje, ale jakos będąc od tego z daleka nie zrazula się ta informacja aż tak. Jednak teraz, widząc te skóry, wypchane zwierzęta, strzelby i zdjęcia z nim i jego ofiarami... Pzypomniała sobie też różne sceny z filmów fabularnych i z yt które miała okazję oglądać. Na nich widac jak zwierzęta moga byc okrutnie zabijanie. Co takim ludziom musi siedzieć w głowie? I ona jeszcze mu pomogła... No właśnie a ta paczka? Może przywiozła mu jakas broń, którą jutro zabije jakieś biedne stworzenie? O nie! Wavey nie miała zamiaru w tym uczestniczyć. Cokolwiek by tam nie było właśnie zdecydowala się to zabrać spowrotem do Toronto. Odwróciła się więc szybko i w tym momencie niechcący ręką straciła jakieś zdjęcie w ramce. Przedmiot upadł, a szybka chroniąca fotografie rozbiła się na drobne kawałeczki. Wavey podniosła wiec obrazek najszybciej jak się dało, żeby chociaz bez tego szkła odłożyć go na miejsce. I nie zważając już na to, że przy okazji rozciela sobie palec, a źle odłożona ramka opadła znowu, pozostając tym razem na stole, już miała ruszyć po paczkę, a potem w stronę wyjscia kiedy Max znowu niespodziewanie przed nią wyrósł. Była teraz przerażona wszystkim pokolei, więc puls także jej przyspieszył. Ale byla tez i poprostu zła, czym starała się owy strach ukryć.
Wavey
[Dzień dobry, witam serdecznie.
OdpowiedzUsuńSmutny ten Twój pan, ze smutną historią, i zdjęcie też takie pod klimat. Z Diną na pewno się znają, ale niekoniecznie charakterami do siebie pasują. Mogłoby wyjść coś ciekawego, nie sądzisz? Jeśli masz ochotę to pisz, postaram się coś konkretnego wtedy podesłać :)]
Dina
[Od początku reaktywacji MC obijał mi się po głowie pomysł na wątek z myśliwym i tak czekałam i czekałam, aż mi dane będzie go wykorzystać, ale jakoś się nie chciało złożyć, tak więc gęba mi się samoczynnie ucieszyła, jak zobaczyłam profesję Twojego Maxa. Jakbyś przypadkiem miała chęć na nieco wymuszonej współpracy i odrobinę niechęci między postaciami, to daj znać, a wyjaśnię Ci szczegóły i może coś nam z tego wyjdzie.
OdpowiedzUsuńWitamy ciepło w Mount Cartier, dobrze kojarzę, że Twój nick już drugi raz się tu przewija? Jeśli mnie pamięć nie zwodzi, to będę trzymała kciuki, żebyś tym razem wytrwała z nami jak najdłużej. No a poza tym oczywiście samych przyjemnych i wciągających wątków! I może jakiejś miłej pani dla Maxa, bo strasznie zimno i samotnie musi być mu na tym tam jego odludziu (jakby samo MC nie było już wystarczającym końcem świata...). :)]
Mysie Ayers
[No, teraz już wiem. Przeznaczenie, jak nic! ;D Co do karty... chillowa, hm... Nie wiem, czy bym ją tak nazwała, ale to dobrze, że takie sprawia wrażenie, prawda? Czy jednak nie do końca? Bo trochę się gubię. Ale generalnie była pisana z lekkim przymrużeniem oka, więc chyba jednak dobrze.
OdpowiedzUsuńTak czy siak, wątek. Mysie lubi psy i często włóczy się po lesie w tych jego rejonach, w jakich mało kto spaceruje, zwłaszcza spoza grona rdzennych mieszkańców Mount Cartier, bądź właśnie ludzi pokroju Maxa ― myśliwych/kłusowników. Pewnego dnia mogła natknąć się na biednego psiaka zaplątanego w jakieś wnyki czy inny rodzaj pułapki, a że zupełnym przypadkiem Rockatansky akurat przechodził w okolicy, Ayers całkowicie irracjonalnie posadziła go o próbę zamordowania domowego zwierzęcia. Chcąc, nie chcąc, zmusiła go do pomocy z rannym psem, uwolnienia i przewiezienia do weterynarza, gdzie ich drogi najpewniej by się rozeszły, w dodatku w atmosferze mało pokojowej. Haczyk jest tu, że w założeniu pułapka nie należała do Twojego myśliwego, a do jakichś przejezdnych kłusowników, którym się zamarzyło upolować jakąś grubszą zwierzynę, wypchać i powiesić na ścianie w apartamencie w Vancouver. Mysie jednak mało by to interesowało, w całym swoim wzburzeniu i zaaferowaniu przeoczyłaby dość istotny fakt, że sidła znajdowały się stanowczo zbyt blisko granicy miasteczka jak na doświadczonego łowcę z tych okolic, więc w złości i trosce o czworonogi mieszkańców, zaczęłaby się częściej i coraz dalej zapuszczać w las, unieszkodliwiając (na miarę swoich możliwości) napotkane na jej drodze pułapki. Siłą rzeczy przynajmniej część musiałaby należeć do Maxa, co z miejsca rodzi nam konflikt interesów, mniej lub bardziej długotrwały. Aczkolwiek żeby nie trwała nam ta zabawa w kotka i myszkę w nieskończoność, w trakcie którejś takiej wyprawy spotkaliby faktycznych winowajców, a Max udowodniłby, że sidła, w które wpadł pies, nie należały do niego, jakaś różnica w wykonaniu czy czym, kiepsko się na tym znam, ale podejrzewam, że każdy myśliwy na jakiś swój sposób na te rzeczy. Pozostaje kwestia, czy znów przypadkiem oboje znaleźliby się w tym samym miejscu i czasie, czy to Max przyłapał kłusowników i przytargał Ayersównę za chabety do lasu, żeby jej pokazać, co i jak wygląda w rzeczywistości, ale to szczegóły, do obgadania. Ach, no i jeszcze ― czy Max w ogóle zastawia jakieś wnyki/sidła/inne pierdoły, bo jeśli nie, to nam się cały plan wali już u podstaw...]
Mysie
[Jeśli rozstawia tylko klatki, to trzeba to nieco zmodyfikować, bo ich raczej nawet Mysie nie pomyliłaby z sidłami etc. Mieszka w MC od zawsze, mimo długiej nieobecności coś niecoś o mieszkańcach pamięta, więc jeśli przed jej wyjazdem Max nie bawił się w sprawianie bólu zwierzętom, jej wątpliwości co do sumienia Rockatansky'ego (właściwa odmiana?) byłyby raczej chwilowe. Nie miałaby powodów, by mu nie uwierzyć, zwłaszcza, jeśli zobaczyłaby porozstawiane klatki. Przecież myśliwy nie miałby powodów do okłamywania jej w strachu przed jej gniewem, bo co taka pannica mogłaby mu zaszkodzić poza niszczeniem pułapek, których można zastawić zwyczajnie więcej. Właściwe byłoby tu bardziej połączenie sił w polowaniu na kłusowników niż jakiekolwiek kłótnie. Mysie mogłaby robić za jego uszy i oczy w miasteczku, bo jeśli dobrze rozumiem, Max większość czasu spędza w rodzinnym domu lub w lesie i nie brata się przesadnie z mieszkańcami, tak? Więc ta współpraca między nimi rozciągnęłaby się w czasie i nie ograniczyła jedynie do odtransportowania psa do kliniki, tak myślę.]
OdpowiedzUsuńMysie
[Też powinnam się uczyć, do poprawki -.- Ale zamiast tego papatajam koniem w grze dla małych dziewczynek. Co jest ze mną nie tak?
OdpowiedzUsuńPomysł podeślę na dniach, bo wczoraj miałam, a dzisiaj już wyleciał mi z głowy.]
Dina
[Nigdzie się stąd nie wybieram, wiec poczekam grzecznie, aż się uporasz ze wszystkimi zaliczeniami. :) Powodzenia!]
OdpowiedzUsuńMysie
[Panny się zleciały, kapitalnie ujęte. :P Tylko czy jakaś panna zostanie, oto jest pytanie?
OdpowiedzUsuńDzięki za powitanie, wątku nie zaproponuję, bo między naszymi panami przepaść okrutna i jakoś nie widzę sposobu, żeby ich połączyć, ale wiedz, że wizerunek to masz zacny!]
Haf
[Przyszłam się przywitać, bo widzę, że człowiek pomimo nauki na shoutboxie się udziela, więc Czeeść! Wcale nie zaintrygowało mnie głównie zdjęcie z buzią Toma (fap folder :P), not at all! Bo generalnie fajna ta postać, ale mam wrażenie, że tu prawie wszyscy to typy samotników i osób dość wycofanych społecznie, łącznie z moją Emilką. No nic, życie jest okrutne, los niesprawiedliwy, tak już bywa niestety...
OdpowiedzUsuńJeśli o mnie chodzi jestem wyprana z pomysłów i też cisnę naukę (niestety, bo jestem zawsze poszkodowana przez los i ludzką głupotę), ale może Tobie coś zaświta i jakoś byśmy stworzyli wątek naszym postaciom? Max to na pewno dobry materiał na ciekawą postać, Emilka mogłaby z ukrycia podglądać jego życie. Albo nie z ukrycia, zwyczajnie się wepchać i za nim łazić :D
Przepraszam za moje absurdalne pomysły, tak nauka działa na ludzi.]
Emily Baker
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[ O bardzo dziękuje za poprawę ;) No i również witam serdecznie. Wątek? Po to tu jestem, więc zdecydowanie biorę jeśli dają taką możliwość. Szczególnie, iż Max to dość intrygująca postać, niestety też smutna i zamknięta w sobie. Jednak nic dziwnego, te życie wcale nie jest łaskawe dla nich, wcale. Znać się muszą, w końcu są w podobnym wieku i oboje wychowali się w Mount Cartier – więc nic nie stoi nam na przeszkodzie, by wymyślić fajny wątek :D ]
UsuńStephanie
[Kto by pomyślał, że spotkam tutaj kogoś prosto z zimnych murów Hogwartu! Witam się cieplutko, oczywiście, i zapraszam po wątek do mojej małej Colette z nadzieją, że uda nam się stworzyć coś równie fajnego, jak na Kronikach :)]
OdpowiedzUsuńColette Chatier
[ Takich grzybków na pewno by mu nie zaproponowała. Jeszcze kompletnie poszedłby w używki, by próbować zapomnieć tamtą tragedię, a w efekcie nadarzyłaby się kolejna – tym razem spowodowana przez niego. ;< Albo grzybki.
OdpowiedzUsuńJune jeszcze nie zna się na normalniejszych grzybach, ale to chyba nie sezon, więc ma czas, by się doszkolić. Już zasypuje szalet książkami o grzybach. ;D
Hejka! ]
June Crabtree
[ Eh znam ten ból, choć jak na razie wygrałam jedno niezaliczenie. To był cios między oczy, dodatkowo kolejny ciężki egzamin się zbliża, myślę tylko czy cud uchroni mnie od tego piekielnego zła. Moglibyśmy zaaranżować jakieś spotkanie w mieście (poczta, sklep, bar). Bądź furgonetka Stephanie ugrzęzłaby w śniegu, poszukiwałaby pomocy i zatrzymałaby akurat Max’a. Jeżeli to jest fuj to na pewno coś sensowniejszego wymyślimy po tym strasznym weekendzie.]
OdpowiedzUsuńStephanie
[ Na wątek bardzo chętnie, tylko jeszcze nie wiem, na jaki konkretnie. Hm... miłośnik bluesa? Pogrywa na jakimś instrumencie? ]
OdpowiedzUsuńJune Crabtree
[Jak mąż bogaty, to może być i głośny. A wosk wylewający się z ucha to całkiem niezła wizja.
OdpowiedzUsuńWidzę urlop przy nazwisku Maxa, ale może ten... wątek jakiś?]
Maddie Omalley
[Hm, hm, hmmmm. Maddie zwykle nie zapuszcza się w jakieś odległe tereny, ale raz mogła zawędrować gdzieś w góry i się najzwyczajniej w świecie zgubić. Babka po pewnym czasie zorientowałaby się, że długo dziewczyny nie ma, coś chyba nie tak, więc poszłaby do Maxa poprosić o pomoc, bo w końcu starowinka nie da rady ruszyć w takie tereny (można by dodać dla smaku, że po ataku niedźwiedzia, babcia starała się jak mogła pomóc jego żonie).
OdpowiedzUsuńI jak? c:]
Maddie Omalley
[6 lat? No to pięknie, dłuższy staż niż u mnie, ale tu długość nie ma znaczenia. Ważne jest zapał. Dlatego powzdychajmy teraz przez chwilę do tego przepięknego zdjęcia w Twojej karcie Ahhhhh...
OdpowiedzUsuńCo do mojego pomysłu, już tłumaczę. Po pierwsze, tak, Emily nie ma co robić. Aktualnie nie pracuje, żyje z pieniędzy, które wciąż ma za sprzedane książki i ich nowe nakłady. Powoli stara się też wychodzić na prostą, wrócić do zawodu i pisania. Potrzebuje jednak jakiś pomysłów i inspiracji, a tych najłatwiej szukać w otaczającym ją świecie. Ona lubi przyglądać się ludziom, zaglądać im swoimi smutnymi oczami do duszy i przelewać opis postaci na papier. Dlatego mogłaby gdzieś spotkać Maxa, poobserwować go trochę, bo czemu miałaby nie zainteresować się takim przystojnym brodaczem. Potem pewnie nieudolnie próbowałaby wywiązać rozmowę, by w rezultacie, choćby i nie chciał rozmawiać, po prostu za nim pójść by się czegoś dowiedzieć. O, zwłaszcza jakby co nieco wcześniej zasłyszała jakiś miasteczkowych plotek o człowieku ;)]
Emily Baker
[To w taki razie trzymam kciuki za Ciebie i Max'a! :)
OdpowiedzUsuńHm...pomyślałam, że można ich jakoś w przeszłości powiązać. Colette (jeszcze wtedy Cole Thompson) jako nastolatka kilka razy odwiedzała Mount Cartier z dziadkami, którzy byli dość znani w mieście, przez to że się tam wychowywali. Mogliby być jakimiś znajomymi ojca Max'a, stąd znali się z samym Max'em, a Cole mogłaby bawić się kilka razy z jego córką, kiedy jeszcze żyła - o ile dobre zrozumiałam z karty. I teraz gdzieś tam by się spotkali i rozpoznali - wtedy Colette miałaby problem, bo przecież już nie była Cole Thompson i wszystko mogłoby wyjść na jaw. Nie wiem, czy Ci to odpowiada, możemy pomyśleć nad czymś innym.]
Colette
[ Witam :)
OdpowiedzUsuńTrochę późno na przywitania, ale jeszcze jeden egzamin mi pozostał, więc cięzko u mnie z myśleniem jeszcze przez dwa dni. mimo to, jeśli zajdzie ochota, zapraszam do wątku :) ]
Dante Riddle
Jeśli się zgubiłeś, powinieneś zostać w jednym miejscu, bo zwiększa to prawdopodobieństwo, że ktoś szybciej cię znajdzie.
OdpowiedzUsuńJeśli zbyt długo zostajesz w jednym miejscu przy temperaturze dochodzącej do minus trzydziestu stopni – umierasz.
Gdy krążysz przez kilka godzin w takie zimno, wszystko zaczyna się zmieniać. Kolory zdają się blaknąć, słabnąć, a otoczenie przesuwać klatkami. Oddech zwalnia, klatka piersiowa unosi się coraz ciężej, każdy wdech atakuje płuca mroźnym powietrzem. Dźwięki docierają z opóźnieniem, jakby dopływały zza szyby.
Maddie raz po raz spoglądała w niebo, z nadzieją, że chmury przerzedzą się chociaż na tyle, aby można było zlokalizować słońce. Wtedy mniej więcej określiłaby kierunek, w którym powinna pójść. Tymczasem nic wokół nie wyglądało znajomo, nic nie pomagało w powrocie do domu. Potykała się coraz częściej. Czuła, jak rany na kolanach pozostałe po niedawnym upadku, przyklejają się do grubych, wełnianych rajstop. Gdy zamykała oczy, z każdym razem na nieco dłużej, miała wrażenie, że po ich otworzeniu znajdzie się w zupełnie innym miejscu. Na wydeptanej w śniegu ścieżce prowadzącej do domu, przed drzwiami, na fotelu przy rozgrzanym piecu.
Przecież nie była w górach po raz pierwszy. Wypuściła się może trochę dalej niż zwykle, zwabiona stróżką krwi i śladami w śniegu, mając nadzieję na znalezienie czegoś nadającego się do przerobienia. Miała bez problemu wrócić po odciskach butów. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że odciski zaczynają się powtarzać, a ona kręcić w kółko.
Rodząc się na takim odludziu, z mlekiem matki powinno się wysysać umiejętności potrzebne do przetrwania, choćby rozpalanie ognia. Maddie nigdy nie uznała czegoś takiego za warte poznania.
Palce schowane w grube rękawiczki zaciskały się coraz słabiej. W plecaku miała co prawda resztki herbaty w termosie, ale zsunięcie go z ramion wydawało się na tamten moment czynem prawie niemożliwym. Mięśnie powoli przestawały drżeć, zamiast tego napinały się mocniej i mocniej. Wiedziała, że nie może się zatrzymać, ale krótki odpoczynek kusił z każdym momentem bardziej.
Wreszcie usiadła na płaskim kamieniu, przyrzekając, że to tylko na chwilę. Na parę minut. Da zmęczonym nogom trochę zasłużonego wytchnienia. Oparła brodę o kolana, by zatrzymać jak najwięcej ciepła. Gdy rozkojarzony wzrok przyciągnęła wyłaniająca się spomiędzy drzew postać, przez chwilę nie potrafiła zaufać własnym oczom. Mimo to skupiła na niej całą swoją uwagę, byle tylko nie pozwolić powiekom opaść.
Maddie [przepraszam, że tak długo i słabo :c Dawno nie wątkowałam, nieco mi się zardzewiało. Obiecuję poprawę.]
[Przylatuję się przywitać z Maxem, bo jest fajny, a tu... Tu się okazuje, że skądś znam autora! Poprzedni wątek nie wyszedł (o ile pamiętasz jeszcze Ambrosię i znikającego Jimmy'ego), ale mam nadzieję, że tutaj dasz się namówić.
OdpowiedzUsuńOboje są odludkami i chowają się w swoich domkach, ale mam nadzieję, że coś dla nich znajdziemy. Maya pewnie czasem wybierze się na jakiś spacer po lesie... czy coś.]
Majka