A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

wicked ones

holly davies
Dwudziestopięcioletnia kobieta zajmująca w miasteczku posadę ratownika medycznego. W życiu prywatnym temperamentna i bardzo emocjonalna, w pracy wieczna oaza spokoju. Singielka z wyboru, która mieszka w niewielkim domku po dziadkach z dwoma psami – Axelem i Esme. Za dnia rozdaje darmowe porady miłosne, udając szczęśliwą singielkę, jednak wieczorami potajemnie szuka swego księcia na białym koniu, siedząc w barach i popijając słodkie drinki. Czasami wciąż zachowuje się jak rozkapryszona i marudna pięciolatka, która po zbyt dużej ilości alkoholu przytula się do wszystkich, tańczy na stole i śpiewa. Niepozorne toto i nieprzewidywalne, spuści ci łomot i nawet nie zauważysz kiedy, a wszystko dzięki potajemnym treningom kickboxingu, które zafundował jej wujek. Udaje jednak tę łagodną i potulną jak baranek, aczkolwiek szybko można się przekonać, że wcale taka nie jest.

powiązania | więcej

                                                                                                                      
Dzień dobry wieczór! Wątków szukamy, powiązań szukamy i jakiejś miłości dla tego rudego potworka. Im zawilej, tym lepiej. Zdjęcie z otchłani internetów, w tytule Dorothy. Zapraszamy :3

62 komentarze:

  1. [O, jaka fajna kobietka. To aż zadziwiające, że jeszcze żaden facet jej sobie nie zaklepał! Ale... może i dobrze, haha :D Cześć! Nawet nie wiem, co jeszcze mogłabym dodać, bo Holly jest taka ludzka i prawdziwa, dlatego na pewno życzę Wam świetnej zabawy w Mount Cartier i mnóstwa wciągających wątków. Ferran pewnie nie raz natknął się na pannę Davis w tutejszym barze, a skoro Holly śpiewa i tańczy, mogło być całkiem zabawnie :D Zapraszam do siebie w razie chęci i raz jeszcze udanego blogowania!]

    Ferran, Cesar & Tilia

    OdpowiedzUsuń
  2. [Co za cudna fotka, wolę blondynki, ale ten rudzielec jest piękny...
    Taka sympatyczna i rozrywkowa z niej dziewczyna. Tez się dziwię, ze jeszcze samotna.
    Dużo dobrej zabawy życzę i jak będzie chęć, to zapraszam do siebie ;-)]

    Eric

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo... to witamy już oficjanie na blogu. Scott dorobił się właśnie uroczej kuzynki, także jeśli chodzi o mnie, to jestem przeszczęśliwa, wiedząc, że ma kogo odwiedzać w tygodniu po pracy. Idę też o zakład, że jako singielka ona też nie raz odwiedza go wieczorami... może nawet winko sobie popijają w dwójkę, albo w trójkę z panną Paris? :D No tak czy inaczej mam nadzieję, że nie znikniesz nigdzie, a póki będziesz, założymy wesołą familię z MC, haha. Na koniec życzę jeszcze owocnych wątków i tego księcia na białym koniu, o której Holly się tak marzy, a o czym głośno nie mówi.

    Scott, Timothy & Andrew

    OdpowiedzUsuń
  4. [Dzięki! Ja na wątek taneczny się piszę, bo u Kaysera tego jeszcze nie było! :D Coś mi głowie zaświtało, więc jak chcesz, to zapraszam: zdaniezlozozne@gmail.com i od razu ich jakoś powiążemy :D]

    Ferran Kayser

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie na wątek to dopiero potem się umówię, bo chwilowo mam napięte terminy z pisaniem magisterki i zaległościami na uczelni, więc właśnie wpisuję sobie urlop :D Ale chyba nigdzie nie uciekasz, co? :P

    Scott, Andrew & Timothy

    OdpowiedzUsuń
  6. [wspólne siedzenie brzmi przyjemnie. Szczególnie, że i dom Erica stoi pusty. Tylko od czego zacząć? Może Vert będzie miał zbyt bliskie spotkanie z wyzynarka, pójdzie do Holly po pomoc, a potem ruszą do baru by się odstresowac??]

    Eric
    Wybacz brak polskich znaków w kilku miejscach, ale z telefonu się produkuje ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. [wspólne siedzenie brzmi przyjemnie. Szczególnie, że i dom Erica stoi pusty. Tylko od czego zacząć? Może Vert będzie miał zbyt bliskie spotkanie z wyzynarka, pójdzie do Holly po pomoc, a potem ruszą do baru by się odstresowac??]

    Eric
    Wybacz brak polskich znaków w kilku miejscach, ale z telefonu się produkuje ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. [mogę rozpocząć, ale później lub jutro rano, bo nie ma mnie w domu, a na telefonie nie lubię pisać takich długich tekstów]

    Eric

    OdpowiedzUsuń
  9. [Cześć. Urocza ta panna, nawet bardzo, że tak powiem. I jestem kolejną z tych co wzroku oderwać od zdjęcia nie mogą, bo jest po prostu prześliczne. A Holly mi się bardzo spodobała, i nie tylko dlatego, że nosi jedno z moich ulubionych damskich imion. Dobrej zabawy życzę. :) ]

    Christian

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze uważał, że radzi sobie świetnie, egzystując wśród drzew lasu Quicame – jeszcze rok temu mógłby się zastanowić nad sobą, jednak teraz, kiedy sam powstrzymywał ogromne napady agresji i chęć sięgania po kolejną butelkę rumu w barze u Iana, był przekonany, że nie potrzebuje żadnych, dodatkowych rad. Nie tłukł już talerzy, zaczynał całkiem normalnie spać, a ilość alkoholu z jednej butelki ograniczył do kilku szklanek dziennie. Według niego wszystko było w porządku – według osób trzecich, Kayser powinien uczęszczać na jakieś porządne terapie, nim oszaleje sam ze sobą. Wprawdzie, nadal nie był tym Ferranem, co dekadę temu; wciąż trzymał się na uboczu, ordynarnie reagując na każdorazowe naruszenie prywatności – wystarczyło, żeby ktoś trącił go przypadkowo ramieniem, by stracił panowanie nad każdą częścią swojego ciała, włącznie z mózgiem. A nie daj Boże, aby na salony wkroczył temat jego przeszłości! O niej absolutnie nie potrafił rozmawiać... ale tego wszyscy byli świadomi, bowiem z udziałem pana leśniczego nie raz rozpętała się sroga awantura. Niemniej jednak, w roli leśniczego sprawował się świetnie, bo mieszkańcy na bieżąco byli informowani o błąkających się w okolicy zwierzętach, którym przy okazji także nie brakowało pożywienia i wody, bo Ferran regularnie uzupełniał rozstawione wśród wysokich świerków paśniki. Poświęcał się tej pracy tak, jak poświęcał się niegdyś wojnie, i to dlatego wracał małymi krokami do normalności. Tylko zajęcie się czymś innym mogło sprawić, że uwolni się od echa minionych dni... Albo zajęcie się kimś, jak zwykła powtarzać jego babka. Tylko, że zajęcie się kimś graniczyło w jego żywocie z cudem.
    Acz do Iana zaglądał niebywale często; można by rzec, że był już stałym bywalcem tej speluny, odkąd tylko postawił stopę w progach Mount Cartier. Ilekroć w kalendarzu pojawiał się weekend, Ferran wpadał do baru na szklankę dobrego rumu. Zazwyczaj spędzał czas w towarzystwie siebie samego, dlatego nawet teraz okupował barową ladę niemal samotnie, pomijając parę tych osób, siedzących kilka krzeseł dalej. Nikogo to w gruncie rzeczy nie dziwiło, bo mężczyzna po prostu nie potrzebował towarzystwa i komunikował to całym sobą. Zresztą, na jego temat chodziło już tyle plotek i wyssanych z palca historii, że nie musiał robić niczego, by ludzie omijali go szerokim łukiem. I taki stan rzeczy naprawdę mu odpowiadał.
    Ale, na miłość Boską, nie miał zielonego pojęcia o organizowanej w lokalu potańcówce! Do baru przyszedł tak, jak zawsze, by pokontemplować sobie przy szklance złotego trunku, którą aktualnie obracał w dłoniach, nie spodziewając się tym samym żadnej zaczepki. I tak, jak za każdym razem, zamierzał spędzić tu tylko kilkanaście albo kilkadziesiąt minut swojego życia, by następnie niewzruszenie wyjść i wrócić tam, gdzie jego miejsce.
    Zdał sobie jednak sprawę, że cały plan może szlag trafić, skoro w barze pojawiła się panna Davis. A kiedy zajęła miejsce obok – tym bardziej.
    — Skąd przyszło ci do głowy, że lubię tańczyć — spojrzał na nią wymownie, kiwając głową, po czym upił łyk rumu. Przeniósł wzrok na barmana, który tworzył dla Holly kolorowy napój i wzdrygnął się lekko, bowiem nie rozumiał, jak można sączyć kolorowe alkohole. Odkąd pamiętał, zawsze pijał tylko czyste trunki. — Skąd w ogóle ta myśl, że ktokolwiek w tym barze będzie tańczył? — Zerknął na rudowłosą, lustrując ją pobieżnie wzrokiem — Chyba, że ty zamierzasz dać pokaz, to wszystko wyjaśnia.
    To, że Holly potrafiła dobrze się bawić w towarzystwie alkoholu, wiedział już chyba każdy. A i Ferran nie raz był świadkiem, jak kobieta rozbawia towarzystwo, zachęcając ich do wspólnego szaleństwa. Czasami naprawdę nie wiedział, skąd w niej tyle energii. I to zaraźliwej!

    Ferran Kayser

    OdpowiedzUsuń
  11. Ferran natomiast bardzo dobrze pamiętał Holly i jeśli chodzi o jej temperament, to nic, a nic się nie zmieniła. Już wtedy była radosną dziewczyną, która z zachwytem wspinała się na drzewa, choć szczególnie utkwił mu w pamięci dzień, kiedy wspólnie budowali zamki z piasku w pobliskiej piaskownicy, bowiem wtedy założyli, że ulepią ich ponad pięćdziesiąt i... udało się, jakżeby inaczej. Tymi dwoma, niewielkimi wiaderkami, które pozostawili im do zabawy tutejsi rybacy, obstawili piaskownicę i jej okolicę pięćdziesięcioma, piaskowymi bryłami. Najpiękniejsze jest jednak to, że nigdy nie zadali sobie pytania po co?. Sprawiało im to najzwyczajniejszą w świecie frajdę, i żadne z nich nawet nie myślało, by zastanawiać się nad sensem tego dzieła.
    Ale to było kiedyś. Teraz Kayser nie potrafił robić niczego bezinteresownie, nawet siedzenie w barze u Iana miało jakiś sens, bowiem napawało go szczyptą swego rodzaju relaksu. Mimo, że stronił od towarzystwa i przeludnionych miejsc, to spoczywając tak przy blacie i szklance bursztynowego rumu, potrafił nie zwracać uwagi na to, co dzieje się z tyłu. Nie interesował go świat tamtych ludzi, którzy gawędzili, śmiali się, niekiedy grali w karty, a czasami czytali po prostu gazetę. Wiedza o innych była mu zbędna, tak samo jak zdanie tych osób, dlatego, że wszelkie słowne zagrywki spływały po nim jak po kaczce. Dopiero kontakt fizyczny wzbudzał w mężczyźnie podirytowanie, a świadomie zazwyczaj do niego nie dochodziło, bo ludzie woleli go unikać, choćby dla własnego dobra.
    Ale mimo kamiennego i obojętnego wyrazu, który najczęściej towarzyszył jego twarzy, istniała szansa, by wyczytać z aparycji jego lica jakieś emocje. Wciąż je posiadał, choć skrupulatnie schowane gdzieś w fałdach własnej duży, i tak jak każdy człowiek, emanował nimi zależenie od sytuacji. Nie zawsze jednak dostrzegały go inne osoby, bo nie zawsze chciał, by były zauważone – kobieta zaś miała na niego dobry wpływ, wobec czego miała okazje ujrzeć uśmiech, który nierzadko sięgał także oczu. Bo nawet w tych ostro zakończonych rysach twarzy, wąskiej linii zaciśniętych ust, i pomimo zmarszczki, często dekorującej jego czoło, kryły się różnej maści rozterki. Niestety, także był przedstawicielem tej obrzydliwej rasy ludzkiej, więc emocje posiadał, acz skutecznie pilnował, by nie wypływały na zewnątrz.
    I oczywiście, że gdyby tylko wiedział o tanecznej imprezie, nawet nie próbował by stawiać nogi w progach tego miejsca.
    — Chcesz mi przekazać, moja droga, że szykuje się tu jakaś dyskoteka? — Uniósł brew, odwracając się przez ramię, by przeanalizować gości, zebranych na sali. Przyjrzał się obuwiu mężczyzn, i gdy tylko napotkał u jednego z panów lakierki, aż zaklął w myślach, zamykając na moment powieki. Mina Iana także mówiła wszystko. Niech to szlag.
    Szybko powrócił spojrzeniem do oczu kobiety, gdy tylko wspomniała, że szuka partnera, sugerując tym samym właśnie jego. — Mało masz tu facetów? Rozejrzyj się dookoła, chcesz to ci pomogę w wyborze — wychylił się nieznacznie nad jej ramię — Tamten w wełnianym swetrze — wskazał dyskretnie ciemnowłosego mężczyznę — Będzie idealny.
    Mniejsza o to, że miał około sześćdziesięciu lat! Ferran zerknął kontrolnie na spojrzenie Holly i sięgnął po większy łyk rumu, opróżniając tym samym szkło do ostatniej kropli. Od razu zamówił sobie druga kolejkę, bo sądząc po jej minie, nie da się tak łatwo spławić. Zawsze była uparta. We wszystkim.

    Ferran Kayser

    OdpowiedzUsuń
  12. [KTOŚ TUTAJ TEŻ SŁUCHA DOROTHY! AAAA *_* Dobra, już jest wszystko w porządku, haha.
    Rzeczywiście temperamentna ta Twoja Holly, zupełne przeciwieństwo Kathryn. Może to i dobrze? Mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają.
    Fajnie, że rodziny w MC się rozrastają, przyjemniej się robi w takim gronie :)
    P.S. Panna Paris ogłasza gotowość do wspólnego popijania winka.]

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  13. [Cześć! Bardzo sympatyczna osóbka tu do nas zawitała, aż miło :) I jako ratownik medyczny ma pewno ma wiele wspólnego z ratownikiem górskim, więc jeśli masz ochotę- zapraszam do wątku.

    Jack Higgins

    OdpowiedzUsuń
  14. [Nadal się nie mogę napatrzeć na to prześliczne zdjęcie. :) Ja się dopiero zorientowałam jakie te jej psiaki są malutkie, ale za to jakie urocze. *.* Jejku, aż mi się zamarzył husky. <3 Jak najbardziej mogą się przyjaźnić, a wspólne oglądanie filmów czy czytanie książek mi jak najbardziej odpowiada. Wyszliby na wspólny spacer. Porozmawiać o życiu, albo wymienić się opinią na temat książki, którą oboje ostatnio czytali, bądź wspólnie pomilczeć. W drodze powrotnej mógłby ich złapać deszcz zmieszany ze śniegiem, psy brudne i mokre, jak tu upilnować, aby po kałużach nie chodziły? W domu jednego z nich, u tego u kogo będzie bliżej!, zadecydują każdego po kolei wykąpać, co by takie brudne po domu nie latały i nie zostawiały wszędzie mokrych śladów? c: Wszyscy pewnie i tak skończą mokrzy od stóp do głów (i to wcale nie przez deszcz!), ale zabawnie na pewno też będzie.]

    Christian

    OdpowiedzUsuń
  15. [Moja niestety też, ale myślę, że razem uda nam się coś zgotować. Jaki chciałabyś, żeby nasz wątek miał charakter? Wrzucamy je w wir jakiegoś niebezpieczeństwa, wysyłamy do Churchill na jakąś zabawę, która okaże się w jakiś sposób fatalna? Czy może na odwrót, robimy coś spokojniejszego?]

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  16. [Byłam kiedyś właścicielką husky'ego. <3 Cudowne są, naprawdę. :) Jakbyś miała ochotę zacząć to zwaliłabym to na Ciebie, ale zawsze też mogę napisać ja. :)]

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  17. [No cześć! Konkretnych relacji nie szukam, a skoro już się oferujesz, to dobrze, myśl!
    (A Farley również mówi o sobie, że jest singlem z wyboru, tylko że niekoniecznie ze swojego, ale ciii, to dawno i nieprawda!)
    W ogóle, wiem, że nie każdy to lubi, ale, och, to zdjęcie!]

    Farley Darmond

    OdpowiedzUsuń
  18. Uwadze Ferrana nie uszła ta wizualna zmiana w aparycji panny Davies. Być może centymetrów w nogach za dużo jej nie przybyło po tych kilkunastu latach, jednak sylwetka kobiety z pewnością uległa drobnej modyfikacji. Wyszczuplała, nabrała krągłych kształtów, którymi tylko płeć piękna może się pochwalić, a rysy jej twarzy zaczęły emanować niebywałą, kobiecą atrakcyjnością. Kiedyś mężczyzna nie zauważał w Holly oznak piękności, bowiem w jej towarzystwie czuł się jak starszy brat, na którym zawsze mogła polegać, jednak teraz, kiedy różnica wieku była prawie niezauważalna, Ferran mógł sobie pozwolić na ocenienie kilku kwestii. I, rzecz jasna, oceniał. Wprawdzie w myślach, bo w nich skrywał najwięcej swoich sekretów, aczkolwiek Holly ostatnimi czasy była poddawana dyskretnym obserwacjom z jego strony. Być może wciąż nie dowierzał, że z tej rozweselonej dziewczynki, stała się kobietą z charakterystycznym wdziękiem, i że pomimo tych kilku cech pozostałych z okresu dzieciństwa, widział również przeplatającą się, czytelną elegancję.
    Oczywiście, gdy chwyciła w dłoń jego podbródek, bez skrępowania kierując twarz w swoją stronę, odnotował także wyższy poziom śmiałości. I pomyśleć, że z wiekiem ludzie stają się bardziej potulni – bzdura! Nie, jeśli mowa o Holly.
    — Nie... — zaczął, gdy opuściła rękę, jednak nie skończył, bo sekundę później kobieta wpakowała mu się bezpruderyjnie na kolana, czego się akurat nie spodziewał. Odchylił się nieco do tyłu, mimo że splecione na jego szyi dłonie odrobinę mu to utrudniały. Swoje zaś opuścił w swobodnym zwisie, wzdłuż barowego stołka, choć uprzednio zamierzał podnieść je bez udziału woli, by zablokować kobiecie jakiekolwiek ruchy. Powstrzymał się tylko dlatego, że dobrze ją znał.
    Zawiesił spojrzenie przymrużonych, błękitnych tęczówek w jej oczach, starając się nie słuchać błagalnych próśb, aczkolwiek docierały one do jego uszu aż nazbyt skutecznie. W końcu przyłożył palec wskazujący do jej ust.
    — Zgodzę się, ale pod jednym warunkiem — rzekł bezkompromisowo, jakby odmowa nie wchodziła w grę — Jak skończy się utwór, ja wracam na swoje miejsce, a ty nie błagasz mnie już o nic więcej.
    Zdjął palec z jej malinowych warg i sięgnął po szklankę z rumem, by upić łyk chłodnego alkoholu. Nie brzmiało to jak pytanie, był to bowiem jedyny warunek, dzięki któremu byłby skłonny postawić stopy się na parkiecie, wśród wirujących mieszkańców. O tyle dobrze, że większość raczyła się alkoholem, bo przynajmniej nikt nie zwróci szczególnej uwagi, że pan leśniczy postanowił się w końcu asymilować. Nie oznacza to jednak, że przystał na pomysł z jakąkolwiek ochotą.

    Ferran Kayser

    OdpowiedzUsuń
  19. Zapowiadał się spokojny piątkowy wieczór, a chowając się za horyzont słońce rozlewało czerwony blask na niebie, jakby obiecywało tym piękny weekend. Ptaki już powoli milkły i nawet wiatr jakby się rozleniwił.
    Eric wykorzystując wolny wieczór, zabunkrował się kilkoma butelkami piwa w swoim garażu by popracować nad zdobioną toaletką, która już kończył od dawna.
    Wszedł do "warsztatu" niemal tanecznym krokiem, włączył radio, z którego popłynęły przyjemne dźwięki rock'n'rolla i zabrał się za robotę. Kiedy tylko założył ochronne gogle, sprawnie otworzył butelkę o kant i upił kilka łyków, po czym włączył wyrzynarką, by wyciąć drewno na kolejne ozdobne drzwiczki.
    -Kurwa...-wysyczał tylko wściekły Vert, gdy ostrza urządzenia przejechały delikatnie między kciukiem, a resztą palców. Chłopak zaskoczony hałasem, którego narobił szop w odwiedzinach, zamachnął się byt mocno i skaleczył se narzędziem.
    Szybko złapał jakąś szmatę, okręcił skaleczone miejsce i cały czas coś klnąc pod nosem i sycząc myślał co dalej. Nie będzie teraz w stanie pojechać aż do miasta, by obejrzeli go w szpitalu, a pozostawienie rany samej sobie tez nie należało do dobrych wyjść. Jednak nagle go świeciło, Holly, jego sąsiadka przecie była ratownikiem medycznym.
    [...]
    Zapukał dość mocno w drzwi, w myślach modląc się aby dziewczyna była w domu. Pamiętał ja z czasów szkolnych, mała, drobna Holly. Zawsze przez różnice w posturze wydawał mu się dużo młodsza i mniej dojrzała(jakby on był dojrzały). Zwykła dziewczyna z młodszej klasy... Jednak teraz, gdy w końcu otworzyła drzwi, stała przed nim nie mała dziewczyna, nie wkurzająca koleżanka z młodszej klasy, nie to dziecko, które jeszcze miała dwa warkocze, kiedy Eric próbował już popalać pierwsze duszące papierosy.
    Sam nie wie kiedy i czemu nie zauważył ze panna Davis już dorosła i stała się już młodą i na dodatek jak uroczą. Stał tak teraz wpatrzony w nowe oblicze Holly, zastanawiając się, gdzie do tej pory się chowała.
    -Eeee, hej.- odezwał się w końcu Vert- Mogła byś na to spojrzeć?- dodał, wyciągając skaleczoną rękę.

    [wybacz, że musiałaś tyle czekać,ale z czasem u mnie rożnie :(]

    Eric

    OdpowiedzUsuń
  20. [No, możemy tak zrobić. Holly praktycznie siłą wyciągnie Kat z domu w jakiś piątek i pojadą sobie do Churchill. Jeszcze może ustalimy ich relacje, co? Od dawna się kolegują, czy dopiero od momentu, jak Kathryn i Scott zaczęli ze sobą chodzić (oni są ze sobą od sierpnia jak coś)? To jest ważne, bo muszę wiedzieć, na ile Kat może sobie pozwolić i jak swobodnie może się przy niej czuć. Musisz jeszcze wiedzieć, że rok temu panna Paris była bardziej odizolowana od wszystkich i trudniej nawiązywało się z nią kontakt.]

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  21. [Czytasz mi w myślach ;) Taki mały górski posterunek to jest to. Możemy też założyć, że to rejon w który często zapuszczają się śmiali turyści z drugiej strony gór (żeby nie wyszło na to, że nasza dwójka całymi dniami przesiaduje grając w warcaby).
    Poza pracą, musieli znać się już wcześniej, jako dzieci, czy jako nastolatkowie - choć nie aż tak dobrze, bo jest między nimi jakieś 4 lata różnicy i kiedy Jack szedł do wojska to Holly miała 16 lat :) Albo wręcz przeciwnie, w końcu to wiek miłosnych zawirowań.

    A co do czasów obecnych i naszego górskiego posterunku, to mógł on zostać zasypany i pozbawiony prądu (o ile w takim miejscu jest prąd?), mogą dostawać jakieś nocne wezwania, sami walczyć o przetrwanie po fałszywym alarmie. No i oczywiście, dwoje dorosłych spędzających ze sobą tyle czasu to na pewno wiele załamań nerwowych :)

    Jack Higgins

    OdpowiedzUsuń
  22. Ferran był skutecznie zahartowany, jeżeli mowa o libacjach alkoholowych. Po wszelkiej maści trunki sięgał nazbyt często, co doprowadziło jego organizm do nietypowej wytrzymałości. Jego próg upojenia od dobrych dwóch lat miał wysoko postawioną poprzeczkę, choć wciąż nie był tytanem, który nie poczułby zmiany, wypijając całą butelkę wódki. Szczególnie źle działały na mężczyznę zmiany temperatury – jeśli raczył się alkoholem w przeszywającej lodowni, a za moment wkraczał do buchającej parą sauny, to krążące w jego żyłach promile szybciej docierały do odpowiednich partii mózgu. Być może, gdyby tego typu napoje nie stały się częścią jego dnia, nawet w formie rekreacyjnej, miałby jeszcze okazję upić się tak, jak za nastoletnich czasów, kiedy po kilku kieliszkach czystej wódki miało się naprawdę dobry humor. Ale cały ten problem miał swoje plusy, dlatego, że Holly nie musiała się przejmować własnym stanem. Skoro Ferran będzie miał głowę do kontrolowania sytuacji, to kobieta mogła bawić się w najlepsze, mając świadomość, że nie obudzi się nazajutrz bez butów w jednym z pobliskich rowów. Jeśli chodzi o pannę Davies, to byłby skłonny wykrzesać z siebie pokłady bezinteresownej pomocy, bo wiedział, że jeśli kiedykolwiek przyszłoby mu prosić o wsparcie, to Holly niewątpliwie byłaby pierwszą i możliwe, że jedyną osobą, od której mógł je uzyskać.
    Nie zwracał uwagi na spojrzenia płci pięknej, bo każde z nich było takie samo. Niebywale ciężko jest zaskoczyć mężczyznę, a właśnie tego oczekiwał w relacjach międzyludzkich – autentyczności, nie powielanej milionem identycznych sposobów. Nie interesowały go więc dziewczyny, paradujące w krótkich bluzkach i jeszcze krótszych miniówkach, bo zdążył się w swoim życiu naoglądać kobiet w kusych strojach, i prawda jest taka, że nie potrafiłby zaoferować im niczego więcej, jak tylko krótkiej przygody, na którą i tak ciężko było go namówić. Wcale nie dlatego, że był aroganckim bucem o wysokim mniemaniu, a ze względu na to, że każda z takich przygód niosła ze sobą jakąś nadzieję; panie, które z przekonaniem korzystały z krótkiej przygody, w głębi duszy tak, czy siak oczekiwały czegoś więcej, czyli czegoś czego w życiu nie uzyskałyby z ramienia Kaysera, bowiem on traktował takie spotkania czysto materialnie – ubierał się i wychodził, pozostawiając po sobie tylko pustkę, niekiedy z dodatkiem rozgoryczenia w postaci rozczarowanej ex-towarzyszki. W jego życiu nie ma miejsca na wspólne śniadania i relaks pod gwieździstym niebem.
    Zatem, gestów Holly nie odebrał jako flirtu, a jako uciążliwe błaganie, mające skusić go do wspólnej zabawy. Przystał na propozycję, bo zdał sobie sprawę, że dawno się dobrze nie bawił w towarzystwie kogoś, kto reagował na niego inaczej, albowiem Holly za wszelką cenę chciała mu udowodnić, że będą jeszcze z niego ludzie. Bawiło go jej podejście, mimo że nie zawsze dawał to po sobie poznać. Odkąd pamiętał, zawsze potrafiła go rozweselić i namówić do głupich rzeczy, i najwyraźniej nie uległo to zmianie, skoro otrzymała jego zgodę na takie szaleństwo, jak udział we wiejskiej dyskotece.
    Kącik ust Ferrana uniósł się ku górze, gdy Holly w akcie szczęścia ucałowała jego policzek z taką siłą, jakby faktycznie taniec miał dla niej znaczenie, i pokiwał lekko głową z niedowierzaniem, choć rozumiał wagę swojej decyzji i wiedział, w co się wpakował. Gdy wróciła na poprzednie miejsce, sięgnął po szklankę, by stuknąć się w ramach umowy, po czym upił łyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jeden jedyny — podniósł na moment palec, przypominając raz jeszcze szczegół z ich umowy. — I musisz wiedzieć, że przez swoją upartość straciłaś szansę na wygraną w konkursie, bo szanowne jury może nie zdążyć ocenić nas w jednym utworze.
      Tak mu się przynajmniej wydawało, ale nawet nie wiedział, kto w ogóle zasiadał za ławą oceniających i co było nagrodą za najlepszy taniec tego wieczoru.
      — Za ile to się zaczyna? — Zapytał, sądząc, że Holly będzie miała więcej informacji odnośnie potańcówki. Nawet ludzie kręcący się po lokalu, znacząco wyczekiwali aż głośniejsze dźwięki popłyną z niewielkich, lekko trzeszczących już głośników. Czyżby każdy czyhał na nagrodę?

      Ferran Kayser

      Usuń
  23. [Pomyślałam, że lepiej jak ich zasypie i zmusi do tej nocnej zmiany, bo nie będą mieli jak opuścić posterunku  ]
    Niebo miało ołowiany kolor a okolica zatonęła w gęstej, szarej mgle. Skrzypiący pod ciężarem butów śnieg był jedynym dźwiękiem, przerywającym głuchą ciszę w tej okolicy. Choć wielkimi krokami zbliżał się maj, mróz nie odpuszczał i wciąż dokuczał mieszkańcom wioski. W ciągu roku przeważały tu dni chłodne. Nawet latem temperatura rzadko przekraczała próg 20 stopni. Z jednej strony było to dość przygnębiające, ale chłód na dworze nie przekładał się w chłód w sercach mieszkańców. Kanadyjczycy potrafili odnaleźć tu spokój ducha i radość. Stan, w którym odczuwali prawdziwe szczęście.
    Jack lubił tę mieścinę i nie chciał wyrwać się stąd za wszelką cenę, ale Mount Cartier nie dawało zbyt wielu możliwości zatrudnienia czy rozwoju. Co sprytniejsi, radzili sobie z deficytem miejsc pracy, zajmując się robótkami ręcznymi w domowym zaciszu. Do tego trzeba jednak było mieć talent a takowego młody Higgins niestety po swoich przodkach nie odziedziczył. Imał się różnych zajęć, by trochę sobie dorobić. Chętnie pomagał mieszkańcom miasteczka, towarzyszył ojcu na polowaniach i nie bał się prawdziwej pracy. Aktywny tryb życia pozwolił mu wypracować dobrą kondycję fizyczną. Bystrości umysłu Bóg mu nie poskąpił, miał smykałkę do matematyki i fizyki, ale nie wiedział co z nią zrobić. Decyzję o wstąpieniu do wojska podjął zupełnie niespodziewanie. Pewnego tak samo szarego i zimnego dnia jak ten, poczuł dziwny impuls, który pchnął go do zmian. Być może byłby kolejną osobą, która uciekła szczęśliwie przed monotonią Mount Cartier gdyby nie pechowy splot wydarzeń, który zrujnował mu plany i kilka lat ciężkiej pracy. Wyrok skazujący zmusił go do powrotu na stare śmieci, ponieważ nie było innego miejsca, do którego mógłby się udać. Przez te wszystkie lata bywał tu tylko gościem a teraz musiał znów wdrożyć się w rytm miasteczka. Nie było to łatwe. Wieść o tym, że złamał zasady użycia broni i był współwinny śmierci cywilów rozniósł się po miasteczku w zastraszającym tempie. Niektórzy chętnie odwiesiliby mu wyrok i wsadzili do więzienia na długie lata. Wydarzenie to urosło do wysokiej rangi, tak samo jak z dnia na dzień wzrastała ilość ofiar do których śmierci się przyczynił i liczba lat w zawieszeniu. Krążyły plotki że wywinął się dzięki łapówkom i znajomościom, że został wyrzucony i nigdy już nie będzie mu dane wrócić do służby w wojsku. Przynajmniej przez chwilę nikt nie zwracał uwagi na starego Higginsa, który coraz częściej zachowywał się tak, jakby był w zupełnie innym świecie, bo młodszy wywoływał większe emocje.
    A Jack jednak nie zawracał sobie tym głowy, bo średnio interesowało go to, co na jego temat mają do powiedzenia życzliwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjął posadę ratownika górskiego po tym, jak poprzedni zaatakowany przez niedźwiedzia postanowił raz na zawsze porzucić to zajęcie. Dzięki Ginie został zatrudniony pomimo tego, że zdobycie zaświadczenia o niekaralności było w jego przypadku niemożliwe. Sekretarka burmistrza narażając w pewnym sensie nawet siebie zataiła ten fakt.
      Było to jeden z pierwszych dni w nowej pracy a z gór zdążył już sprowadzić jednego zabłąkanego turystę. Przyjezdni byli przekonani, że pogoda w maju jest już stała i nie może się drastycznie załamać. Góry Cartiera słynęły jednak z tego, że pogoda zmieniała się tam w mgnieniu oka, przez niemal cały rok. Jack pamiętał o tym ale pomimo symptomów wyruszył z domu w stronę górskiego posterunku. Załatwił ostatnie formalności w urzędzie i wyruszył w stronę posterunku. Mieszkał na obrzeżach miasteczka, po drugiej stronie doliny. Dłuższa droga była znacznie prostsza, ale zwykle wybierał skrót. Przechodził przez ośnieżony las, omijał skalne zawalisko i przechodził po kładce nad strumieniem, który był niemal doszczętnie zamarznięty. Nie obawiał się tego, że się zgubi, bo znał góry jak własną kieszeń i miał zmysł orientacji w terenie. Nawet złe warunki pogodowe nie były w stanie wyprowadzić go w pole. Śnieg jednak tego popołudnia sypał z każdą chwilą mocniej. Porywiste podmuchy wiatru podrywały biały puch z ziemi i sypały prosto w oczy mężczyzny. Mrużył powieki brodząc dalej w śniegu. Jego krok musiał znacznie się spowolnić. Gdyby w tej sytuacji pośliznął się i złamał nogę, zapewne zostałby odnaleziony dopiero w lipcu. Po prawie dwóch godzinach wędrówki był już mocno zmarzniętym, chodzącym bałwanem. Idealnie komponował się z otoczeniem. Posterunek, w którym przyszło my spędzać większość swojego czasu, znajdował się u podnóża najwyższej góry. Pchnął mocno zaśnieżone drzwi i wszedł do środka.
      -Cześć Holly.- przywitał się z dziewczyną, która podniosła wzrok znad książki.
      -Załamanie pogody.- rzucił krótko ściągając z siebie ubrania. Śnieg zaczął natychmiast topnieć i wnikać w materiał dlatego rozwiesił kurtkę na wieszaku obok kominka.
      -Mam nadzieję, że dzisiaj nikt nie wybrał się na dłuższy spacer po górach.- dodał zrezygnowany. Akcja ratunkowa w takich warunkach pogodowych byłaby praktycznie niemożliwa.

      Usuń
  24. [ Witam!
    Urocza ta twoja pani, dlatego też chciałabym mieć z nią wątek :) Już samo imię pierwszego psa zdobyło moje serce, a gdy przeczytałam o przytulaniu się do wszystkich - zostałam kupiona. Zastanawiam się tylko, jak można połączyć nasze panie... Hm. Masz jakieś pomysły? I oczywiście chęci do wątkowania? :)]

    Melody Wild

    OdpowiedzUsuń
  25. [Cześć, Holly! Bardzo fajna postać, zakochałam się już w samym zdjęciu, a opis idealnie do niego pasuje. Musimy mieć wątek, koniecznie! Przed Angusem Holly się nie ukryje. ;) Skoro tak chętnie odwiedza bar, to na pewno miała już okazję usłyszeć Monday Morning. A że z Shawa ciamajda, oferma losu i nie wiąże sznurówek, to mogła też mieć z nim do czynienia w czasie swego dyżuru. Nad czym myślimy?]

    Angus Shaw

    OdpowiedzUsuń
  26. [O, tak możemy zrobić. Czyli co, babski wypad do Churchill? Zacznę w przeciągu najbliższych czterech dni.]

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  27. [Hej! :) Dziękuję za powitanie. Przyznam szczerze, że nie widziałam tego podobieństwa, dopóki mi go nie wskazałaś. Ale masz rację - podobieństwo jest całkiem duże :D
    Dziękuję za powitanie i proponuję wątek. Może ten z rodzaju bardzo przyjaznych? Holly i Mattie się mogą kumplować. A Max odwiedzałby Holly... a raczej jej zwierzaki, bo zła i niedobra siostra chce kota, a nie ładnego pieska :D ]
    Mattie

    OdpowiedzUsuń
  28. [Hej! Dzięki za przywitanie :D Na wątki to ja zawsze jestem chętny :D Może nawet bym coś ciekawego wymyślił dla naszej dwójki. Skoro twoja pani jest ratownikiem medycznym, to mamy dosyć spore pole do popisu.
    Możemy na przykład zrobić tak, że jakiś sąsiad/sąsiadka zadzwoni po ratownika medycznego, bo nie widział Martina jakieś dwa dni, powie że nie wychodził z mieszkania, że okna zasłonięte, samochód stoi na podjeździe. I ogólnie to podejrzenie, że może sobie coś zrobił (z miłości albo czegokolwiek innego). Prawda okaże się być może nie tak romantyczna jak to, że popełnił samobójstwo z miłości niespełnionej niczym Werter Goethego.
    Holly może znaleźć Martina w jego domu w np. salonie, gdzie leży niemalże bez życia na kanapie, albo w sypialni, gdzie leży na łóżku w takiej pozycji, że chyba tylko nieprzytomny by wytrzymał.
    Może być cos takiego?]

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  29. [A Ty o mnie zapomniałaś, czy brzydko zaczęłam? :D ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [nad tym samym sie zastanawiam, ale liczę że to przez brak czasu, a nie mój brak talentu ;-). Tak czy siak, Kotku , nie jesteś sama ;-)]

      Usuń
    2. [nad tym samym sie zastanawiam, ale liczę że to przez brak czasu, a nie mój brak talentu ;-). Tak czy siak, Kotku , nie jesteś sama ;-)]

      Usuń
  30. [O, pomysł z koncertem w Churchill innego zespołu mi się podoba! Czuję, że Angus mógłby wtedy nieźle namieszać, bo w końcu albo będzie zafascynowany, albo wręcz oburzony. Tak czy siak, na pewno będzie ciekawie! ;)
    Kto zaczyna? :D]

    Angus Shaw

    OdpowiedzUsuń
  31. [ O rany, same wypadki jej się trafiają! XD Spoko, coś pomyślę i może jutro zacznę, jeśli coś mi w głowie się utworzy ;) ]

    Melody

    OdpowiedzUsuń
  32. [A tam nic się nie dzieje ;)
    Cieszę soę, że pomysł się podoba i cieszę się bardzo, że możesz nam zacząć :D]

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  33. [Cześć! Ale urocze dziewczę Ci wyszło, no naprawdę! Nawet z tymi potajemnymi treningami :D
    Też myślę, że mogliby się znać! W końcu kto inny zająłby się ofiarami z pożaru, jak nie ratownik medyczny? A te leki to pewnie już po znajomości :)
    Myślisz, że mogłybyśmy zaczepić o to nasz wątek? Mam na myśli jakąś ratowniczą akcję, Wes wyciągnąłby z palącego się budynku jakiegoś nieprzytomnego chłopca i razem z Holly udałoby im się go uratować? Później mogliby też skoczyć do jakiegoś baru, co by się odstresować po męczącym dniu pracy. Tak sobie tylko gdybam, gdybyś miała jakiś inny pomysł to dawaj śmiało :D]

    Wesley

    OdpowiedzUsuń
  34. [Myślę, że mimo wszystko Mattie za bardzo lubiłaby Holly, aby dawać jej Maxa pod opiekę :D. Serio - Max to straszny urwis. Ale jak dziewczyna nie boi się wyzwań, to... droga wolna! :)
    I pomysł mi się podoba. Z tymże Mattie na cały dzień nie zostawiłaby Maxa, bo ten jeszcze gotów byłby przyprawić biedną sąsiadkę o zawał serca, ale tak na kilka godzin, to czemu by nie :) Zacznę już jutro :)]
    Mattie

    OdpowiedzUsuń
  35. [Jakby wzdychała to bym się jej nie dziwiła, sama na jej miejscu bym się pewnie tak zachowywała, bądźmy szczerzy :D I pewnie, mogłoby coś być, chociaż równie dobrze Wes mógłby tego do końca nie pamiętać, zwłaszcza, jeśli stało się to pod wpływem alkoholu.]

    Wesley

    OdpowiedzUsuń
  36. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Złe konto, ups :")
      Będę czekać w takim razie!]

      Wesley

      Usuń
    2. Coś mi chodzi po głowie. Może przed powrotem Sidneya do Mount Cartier, Holly czasami odwiedzała jego matkę - twardą, zgryźliwą siedemdziesięciolatkę, która rzadko budzi sympatię. Kobiety mogły złapać bardzo dobry kontakt i mimo, że Keenan wrócił, żeby zająć się Susanne, to Holly z przyzwyczajenia może dalej co jakiś czas wpadać w odwiedziny.
      Sid unika matki, bo kobieta wierci mu dziurę w brzuchu o wnuki przy każdej możliwej okazji, nie szczędząc mu przy tym ostrych przytyków i często dochodzi między nimi do głośnych, poważnie brzmiących kłótni. Holly mogła być kiedyś świadkiem jednej z nich i od tego czasu otwarcie okazuje niechęć Sidowi, który odpłaca się tym samym.
      Jeśli chodzi o wątek, to mam pewien pomysł,
      ale wydaje mi się on na tyle absurdalny, że wolę go najpierw skonsultować z Tobą na e-mailu, więc jeśli masz ochotę się dowiedzieć, co mi chodzi po głowie, to pisz. Jeśli nie, to daj znać pod kartą, postaram się wymyślić coś innego. :D
      W razie czego zostawiam e-maila: strusietochuje@gmail.com


      Sid (and Lou Dog)

      Usuń
  37. W przeciwieństwie do Holly, jemu na wygranej nie zależało – ba! Jemu nie należało nawet na tym, by uczestniczyć w tej błazenadzie, a co dopiero starać się o nagrodę. Gdyby kobieta nie pojawiła się w progach baru, Ferran siedziałby w kącie, tylko od czasu do czasu obserwując to, co działoby się na parkiecie w ramach tanecznego wieczoru, i w błogim spokoju popijałby swój złoty trunek. Ale, ponieważ panna Davies jednak zechciała zjawić się w lokalu, to za jej namową musiał wyjść na środek sali i wirować tak, jak reszta mieszkańców biorących w wydarzeniu udział. Nie był ani troszeczkę przekonany do tego pomysłu, mimo że tańczyć potrafił, bo swego czasu na rozdaniu dyplomów, hulał jak wiatr w ciemnych lakierkach... Tylko, że kiedyś był inny – wesoły, energiczny; kiedyś wiódł beztroskie życie, więcej się uśmiechał i robił to, na co miał ochotę. Takie ludzkie zachowania przychodziły mu o stokroć prościej, tym bardziej, że Kayser niewiele się w swym nastoletnim życiu przejmował. A teraz, choć się nie przejmował, istniał na uboczu, bowiem nigdy nie wiadomo, który z jego kontaktów skończy się srogą awanturą. Czy nie lepiej tego uniknąć?
    — Świetnie. Im szybciej, tym lepiej — odparł, zerkając kontrolnie w stronę zegarka. Nie miał w sobie mocy, gwarantującej przyśpieszenie czasu, jednak wciąż posiadał nadzieję, że konkurs skończy się szybciej, niż zacznie.
    Nieśpiesznie dopił zawartość swojej szklanki i już miał wołać barmana, by ten przyniósł mu kolejną, kiedy z głośników popłynęła muzyka. Tym razem grała znacznie głośniej, zaś na sali zrobiło się lekkie zamieszanie, jakby nie każdy miał pewność, czy wieczór taneczny właśnie się zaczyna. Bo czyżby faktycznie miał rozpocząć się od wolnego numeru? The Platters i ich utwór Only You jednak potrwał pierwsze pary do tańca, które kołysały się zgodnie z podanym rytmem. Kolorowe kółka udekorowały ściany lokalu, przesuwając się po nich równie wolno, co melodia płynąca z głośników. Dookoła zrobiło się ciemniej. Ferran zmrużył na moment oczy, gdy niebieska smuga światła zaatakowała jego źrenice, nieco je oślepiając.
    Nadszedł ten czas.
    Wtem mężczyzna zsunął się ze stołka barowego i wyciągnął dłoń w kierunku Holly.
    — Zatem, zapraszam.
    Raz kozie śmierć. Ot co.

    Ferran Kayser

    OdpowiedzUsuń
  38. [O, singielka z wyboru... Coś jak ja, tylko, że ja nie ze swojego :'( :D A tak już zupełnie poważnie, to wygląda na to, że Holly i Gerald to dwa, kompletnie różne charaktery, ale podobno przeciwieństwa się przyciągają. Może Gerald znał się z jej dziadkami i polecili jej, żeby to z nim się kontaktować w razie, gdyby w domu coś się zepsuło? Gerald naprawi pralkę, a przy okazji podleczy swoje złamane serce obecnością pięknej (i młodszej!) kobiety :D]

    Gerald

    OdpowiedzUsuń
  39. Gerald, od czasu odejścia Aloy mocno ograniczył swoje kontakty z ludźmi. Jednak powodem tego nie było jej odejście, a pogłębiająca się demencja, która sprawiała, że nie pamiętał ich imion. Znał ich historie, wiedział w czym im pomagał, ale zwyczajny wstyd sprawiał, że często gwałtownie ucinał z nimi rozmowy tłumacząc się obowiązkami lub od razu na ich widok ulatniał się na drugi koniec podwórka. Ludzie zaczęli to zauważać, więc już nie próbowali nawiązywać z nim kontaktu. A on żył pośród lasu, w otoczeniu przyrody, przekonany, że samotność nie jest wcale taka zła. Chociaż była, a on usilnie ukrywał to przed samym sobą.
    Pomimo swojej introwertyczności, nie miał złej opinii wśród mieszkańców miasteczka. Ludzie uważali go za spokojnego, bardzo zaradnego mężczyznę i tak też było – jeśli chodziło o techniczne zajęcia, nie miał sobie równych. Potrafił naprawić wszystko, czasem zajmowało mu to więcej, a czasem mniej czasu, ale nigdy nie rezygnował. Był jednak ciężki w obyciu i o tym również wiedzieli – bywały dni, kiedy potrafił się rozgadać, a czasem odburkiwał tylko coś pod nosem, nieskory do rozmów. Niektóre sąsiadki podsuwały mu swoje córki parę lat wstecz, te wiedzione początkowym zauroczeniem nie kryły zainteresowania nim, ale z czasem przekonywały się, że jest zwyczajnie... nudny. Do szpiku kości. Nie byłby gotów wyjechać z nimi z miasteczka na koniec świata, ani kupować im drogich prezentów. Był zwyczajnym facetem, przystojnym, inteligentnym, ale zbyt mocno stąpającym po ziemi. Nie było w nim tej finezji i szaleństwa których szukały. A on nie czuł się z tego powodu gorszy.
    Jakoś koło południa jego telefon zabrzęczał głośną, systemową melodią. Zobaczył na wyświetlaczu nieznany numer i nieco mu ulżyło – chociaż wiedział, że nie zna tej osoby i nie będzie musiał usilnie przypominać sobie jej imienia. Ściągnął rękawice, w których rąbał drewno i odebrał telefon, przyciskając go sobie do ucha ramieniem, bo zajął się przenoszeniem belek. W słuchawce usłyszał miły, kobiecy głos, proszący go o pomoc z wylewającą się wodą z bębna pralki. Dziewczyna wspomniała coś o dziadkach, którzy jej o nim opowiadali. Uśmiechnął się sam do siebie na wspomnienie starszej pani mieszkającej obok nich - jej imienia nie pamiętał, ale pamiętał jak w dzieciństwie dużo czasu przebywał na jej podwórku, pomagając jej w pracach domowych, a ona w zamian za to dawała mu całe kosze malin lub truskawek. ! No i pamiętał też dziewczynkę z kokardkami zawiązanymi na końcówkach warkoczy, biegającą po łące za wielkim owczarkiem, który w ramach zabawy uwielbiał robić jej dziury w spodniach. Gdy on miał dziesięć lat, ona miała pięć, więc traktował ją jak młodszą siostrę i zawsze gdy przyjeżdżała tu w okresie wakacyjnym dużo czasu z nią spędzał. ! Cieszył się, że demencja nie dotknęła jego dzieciństwa – ten, najpiękniejszy etap w swoim życiu pamiętał najlepiej.
    Zabrał skrzynkę z narzędziami i jakoś po godzinie od jej telefonu zjawił się u progu jej domu.
    - Jak na zawołanie – uśmiechnął się lekko, co było nad wyraz miłe jak na niego. Miał dobry dzień, w dodatku cieszył się na kontakt ze wspomnieniami, które wciąż były żywe w jego głowie – wszystkie inne miały ogromne szczeliny, które przyprawiały go o bezsenne noce.

    nawiasem określiłam fragment, który zostawiam tobie, czy pasuje ci taka wersja historii czy w jakiś sposób nie zgadza się z twoją koncepcją postaci

    Gerald

    OdpowiedzUsuń
  40. [Holly i Ryan to takie dwie skrajności. Myślę, że mogłaby wyjść z tego niezła mieszanka.
    Tylko, czy masz pomysł na wątek? Moja głowa niestety już dzisiaj nie pracuje tak, jak należy :(

    Ryan Lewis

    OdpowiedzUsuń
  41. Po stracie żony, nie zrezygnował z wykonywania zawodu, z którego czerpał pewnego rodzaju satysfakcję. I choć nie był w stanie zrobić nic, by uratować swoją ukochaną, całe to wydarzenie uświadomiło mu, że będąc strażakiem, jest się odpowiedzialnym za życie wielu ludzi, a pomaganie im staje się niezaprzeczalnym priorytetem. Dlatego stawił czoła traumie, z dnia na dzień radząc sobie coraz lepiej, na pewien czas odsuwając bolesne wspomnienia na bok, nie pozbywając się ich jednak całkowicie. Uważał, że ból jest potrzebny każdemu człowiekowi – to właśnie on przypomina nam o kruchości i skończoności życia.
    Po kolejnym wezwaniu, w okamgnieniu znaleźli się na miejscu , od razu przystępując do pracy. Jako pierwszy wszedł do budynku, uprzednio dostosowując się do wszelakich procedur bezpieczeństwa, po czym przystąpił do szukania ocalałych, przedzierając się przez gęsty, duszący dym. Podczas takich akcji każdy z nich musiał zachować zimną krew, pamiętając, że ich największym wrogiem był w tym momencie czas. Po paru minutach trafił na nieprzytomnego chłopca, a po wzięciu go na ręce, natychmiast wybiegł na zewnątrz, kierując się w stronę Holly, która zdążyła już rozłożyć koc na zamarzniętej ziemi, w pełni gotowości czekając na ewentualnych poszkodowanych.
    Uklęknął obok kobiety, wolną ręką ściągając z głowy kask i specjalną maskę, dzięki której mógł oddychać wewnątrz palącego się budynku, a kiedy ta wcisnęła mu do rąk butelkę z tlenem, nie protestował. Klatka piersiowa dziecka unosiła się nieznacznie, informując ich o tym, że resuscytacja nie była na razie potrzebna.
    — Trzymaj się, mistrzu — rzucił, zaciskając palce na butli z tlenem, posyłając w stronę chłopca życzliwy uśmiech, chociaż ten nadal pozostawał nieprzytomny. Jego ubrania były brudne od pyłu, a na spodniach dało się zauważyć czerwoną plamę krwi, tuż na wysokości kolana. Przeniósł wzrok na towarzyszkę, która z opanowaniem, sprawnie rozcinała mu spodnie, chcąc zdezynfekować ranę i założyć odpowiedni opatrunek. Gdyby jej nie znał, na pewno stwierdziłby, że tak młody i niedoświadczony ratownik nie będzie w stanie zachować zimnej krwi podczas podobnego incydentu, jednak Holly za każdym razem go zaskakiwała, wykazując się profesjonalizmem i niesamowitą wiedzą, której mogła pozazdrościć jej niejedna doświadczona osoba, pracująca w zawodzie.
    — Co mam robić? — oderwał wzrok od kobiety, wpatrując się w nią zdecydowanie zbyt długo. Silił się na spokojny ton, mając oczywiście na myśli jakiekolwiek działania, które pomogłyby chłopcu odzyskać przytomność. Nie wiedział, czy sam tlen będzie wystarczający, a jeżeli było jeszcze coś, co mógł zrobić, chciał okazać się przydatny i był gotowy stanąć na wysokości zadania. W budynku i tak nie znaleziono więcej poszkodowanych, dlatego nie musiał wracać już do środka.

    Wesley

    OdpowiedzUsuń
  42. [Mam nadzieję, że wszystko jest okej i nie masz mi za złe tego, że tak późno zaczynam.]

    Mokrą ręką przetarła nieduże, zaparowane lustro. Gołe żarówki, przymocowane do boków białej szafki, oświetlały zaczerwienioną twarz Kathryn. Obiema dłońmi oparła się o pożółkłą już w niektórych miejscach umywalkę i nachyliła się, chcąc przyjrzeć się sobie z bliska. Gorąca woda, którą oblewała się przez ponad trzydzieści minut, spowodowała otwarcie się naczynek na jej policzkach, które zwykle były niebywale jasne, zimą wręcz białe jak śnieg. Kat westchnęła, nie wiadomo, czy to z powodu rumianej buzi czy duchoty, która panowała w łazience. Obróciła się na śliskiej podłodze i jednym ruchem ręki uchyliła poziome okno. Poczuła, jak chłodne, świeże powietrze wdziera się do pomieszczenia i miesza się powoli z nużącym wręcz ciepłem. Zdjęła z siebie ręcznik i zaczęła się wycierać, słysząc za zamkniętymi drzwiami skomlenie głodnego psa. Przewróciła oczami, jak to miała w zwyczaju i narzuciła na siebie szary, puchaty szlafrok.
    - Idę już, idę - rzuciła w stronę Vadera, który, słysząc jej głos, odrobinę się uspokoił. Kat zgasiła światło i wyszła z łazienki, nie przejmując się dyndającymi jej u boków sznurkami od szlafroka. Przeszła do kuchni, zostawiając za sobą mokre ślady stóp. Pies szedł wiernie obok niej, merdając ogonem, który uderzał o jej nogi i zostawiał na wciąż wilgotnej skórze pełno sierści. Paris wyciągnęła z dolnej półki suchą karmę i wsypała ją do miski. Jej ruchy były powolne, wręcz enigmatyczne, jakby czas oraz przestrzeń przestały dla niej istnieć, a ona była tylko dodatkiem. Jakby nie żyła, a koegzystowała z rzeczami materialnymi. Jakikolwiek wysiłek, fizyczny czy umysłowy, kosztował ją naprawdę wiele. Odrzuciła od siebie myśl o dzisiejszym wyjściu, o spotkaniu z Holly, o istnieniu Churchill. Lubiła zamknąć się w swoim małym pudełku, cichym i zanurzonym w półmroku. Kiedyś doszła do wniosku, że nie przeszkadzałoby jej, gdyby została porwana i zamknięta w jakiejś dziurze. Czułaby się tam prawie jak w domu.
    Dzwonek do drzwi wyrwał ją z letargu. Lekko drgnęła, a po jej plecach przeszedł niemiły dreszcz. Zawiązała szlafrok i poprawiła kok, który zdążył się już przechylić na jedną stronę. Przetarła oczy i naciągnęła na moment skórę nad kośćmi policzkowymi, próbując dobudzić się z poprzedniego stanu otępienia i apatii. Podeszła do drzwi i nacisnęła na klamkę, a bernardyn skorzystał z sytuacji i przepchnął się między jej nogami, wylatując na dwór jak wichura, zostawiając wejście do domu w pełni otwarte.
    - Wejdź - powiedziała Kat, odsuwając się na bok. - Potrzebuję dziesięciu, góra piętnastu minut - dodała, zamykając drzwi i od razu kierując się do swojej małej, ale przytulnej - w jej odczuciu - sypialni.

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  43. Ufff, wybiło równe 50 komentarzy, więc mogę już oficjalnie powitać Cię w gronie ludzi z naszą niesamowitą flagą w karcie! Ogromne gratulacje za zdobycie takiego wyróżnienia w niecały miesiąc! Na dodatek to Twoja pierwsza ikonka, więc sukces jest podwójny, bo oficjalnie dołączać także do grupy autorów uczestniczących w naszej zabawie na zdobywanie ikonek i poszerzanie własnej aktywności na blogu. Oby tak dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  44. [Postanowiłam zacząć neutralnie - zobaczymy, co z tego wyniknie :) ]

    Okrył się szczelniej kurtką. Torbę podróżną wrzucił na tylne siedzenie wynajętego przy lotnisku samochodu. Właściciel zacierał ręce licząc pieniądze wypłacone z góry za cały, dwutygodniowy okres umowy. Z radości w prezencie wręczył mu mapę, wytłumaczył szczegółowo drogę i przestrzegł przed największymi zagrożeniami jakie mogą na niego czyhać po drodze i w miasteczku. Podał mu także adres zajazdu, w którym mógł się na kilka dni zatrzymać. Bogatszy o wiedzę na temat podstawowych zasad bezpieczeństwa i przetrwania na północy Kanady wyjechał za granicę Churchill, kierując się w jeszcze bardziej oddalone od cywilizacji miejsce.
    Od czasu kiedy ostatni raz gościł w Mount Cartier, minęło już wiele lat. Był przekonany, że miasteczko poszło z duchem czasu, zmieniło się, rozwinęło. Nie spodziewał się problemów z zasięgiem czy dostępem do Internetu. Nie spodziewał się tego, że stary bar do którego zaglądał jako nastolatek nadal jest jedynym takim miejscem w okolicy. Wyobrażał sobie wszystko zupełnie inaczej, bo przyzwyczajony do życia w wielkim świecie zapomniał już, że istnieje coś poza. Z każdym kilometrem był coraz bardziej zaniepokojony. Droga najpierw z asfaltowej stała się żwirowa a potem powoli zacznała tonąć w błocie. Wokół nie było żywej duszy, otaczały go tylko drzewa i bóg mu świadkiem, gdyby tu zabłądził, byłby to jego rychły koniec. Śnieg zdążył już stopnieć ale na zewnątrz nadal panował chłód. Ryan podkręcił temperaturę w aucie, pomajstrował przy wycieraczkach, bo deszcz padał coraz intensywniej. Obserwował otoczenie bo miał wrażenie, że ten piekielny wicher zaraz zmiecie go z powierzchni albo przyłoży wielkim konarem. To była największa wada tego miejsca. Wokół stale panował chłód. Nawet kiedy przyjeżdżał tu w samym środku lata, pamiętał to dobrze, nigdy nie było dość ciepło. Był przekonany, że gdyby nie to, miasteczko cieszyłoby się co roku obecnością wielu turystów, bo krajobrazy były wyjątkowe. Cóż jednak po jeziorach, skoro nie można w nich pływać, bo woda jest tak chole*rnie zimna?
    Renifera na środku drogi zobaczył w ostatniej chwili. Przestraszony skręcił gwałtownie kierownicą, w jedną a potem w drugą stronę. Niestety, samochód zdążył już wpaść w poślizg i posunął po błotnistej drodze zatrzymując się dopiero na pokaźnym pniu. Ryan poczuł lekki wstrząs, ale samochód poruszał się w tym wszystkim na tyle wolno, że nie doznał większych szkód. Zwierze ruszyło z kopyta przed siebie, zostawiając go samego w samym środku lasu. Mężczyzna wyskoczył z samochodu. Zimny deszcz spadł na jego plecy, ramiona i głowę. Dreszcz wstrząsnął jego ciałem. W oddali słychać było przeciągłe, złowrogie grzmoty. Spojrzał na samochód i szybko ocenił swoją sytuację, która nie była zbyt korzystna. Tylne koła samochodu były do połowy zatopione w brązowym błocie. Zaklął pod nosem i wyciągnął z kieszeni kurtki telefon.
    -Nie ma zasięgu? – w jego głosie słychać było zaskoczenie pomieszane z oburzeniem. W ciągu ostatnich kilku lat nie zdarzyło mu się być w miejscu, w którym nie miał zasięgu. Żałośnie wyciągnął ręce z telefonem do góry, jakby miało mu to pomóc złapać jakąkolwiek, choćby słabą falę i zadzwonić po pomoc. Poruszał się przez chwilę wokół samochodu.
    -Nie ma zaciągu powtórzył. – opuszczając bezradnie ręce. Rozejrzał się wokół. Nie wiedział gdzie się znajduje, nie wiedział w którą stronę ma iść ani co robić. Zrobił kolejnych kilka kroków z telefonem nad głową a potem potknął się o wystający z ziemi konar i runął na morką, żwirową drogę. Podczas upadku wypuścił z dłoni swój telefon, który upadł na ziemię kilkadziesiąt centymetrów dalej, prosto w błoto. Podniósł się szybko z ziemi otrzepując dłonie, na których natychmiast pojawiły się ślady krwi od ostrych kamieni, na które upadł. Znów siarczyście zaklął pod nosem.


    Ryan Lewis

    OdpowiedzUsuń
  45. [A może by pójść tak w coś dramatycznego i skołować im pożar z ofiarami? Nie musi być to coś dużego i strasznie poważnego, ale wystarczająco? ;> Na moment nie mogę podać więcej szczegółów, jestem po superhipermega wyczerpującym dniu, który rozszarpał mnie na kawałki, ale jednocześnie jestem szczęśliwa i mogę zasnąć z uśmiechem na twarzy.
    Ale może! Chciałabyś się dogadać na mailu, to nie będziemy śmiecić pod kartami, uzgodnimy co i jak, i od razu przejdziemy do wątku? :> (łapaj: bysiaa44@gmail.com i jak byś chciała to pisaj).
    Za zaczęcie wątku mocno dziękuję. Niedługo będzie odpis. :) ]

    Ethan Camber

    OdpowiedzUsuń
  46. [Moje szkolne zboczenie po zobaczeniu ratownik medyczny podsunęło mi obraz Holly niemogącej sobie poradzić z przewróceniem do pozycji bocznej bezpiecznej jakiegoś sporego faceta i pomagającego jej Asha :')
    Co jest ze mną nie tak?
    Swoją drogą, bardzo podoba mi się zdjęcie owej pani. Takie spokojne i niepozorne w porównaniu z łomotem, jaki może spuścić!
    A co do wątku, to ja zawsze bardzo chętnie. Nie wiem tylko, czy szukasz może czegoś konkretnego? Bo nie chciałabym powielać pomysłów :D]

    Ashmee

    OdpowiedzUsuń
  47. Tupnął kilka razy na wycieraczce, pozbywając się śniegu, który przyniósł ze sobą na butach. Do pomieszczenia zaraz za nim wpadł Doyle. Ucieszył się na widok dziewczyny ale Jack przytrzymał go jeszcze przez chwilę i porządnie wytarł mu łapy i brzuch. Dopiero wtedy pies mógł przywitać się z Holly. Zaraz potem dopadł d miski z wodą. Jack zrobił duży krok by ominąć małą kałużę na podłodze, którą zaraz szybko starł. Kurtkę powiesił na wieszaku przy kominku. Obok niej wylądowała również czapka i rękawiczki. Policzki wciąż jeszcze miał zaczerwienione od panującego na zewnątrz chłodu.
    -Pod tym względem nic mnie chyba już nie zdziwi.- odparł z lekkim uśmiechem podchodząc pod kominek, w którym żywo palił się ogień. Przykucnął przy nim, uchylił drzwiczki i dorzucił kilka niewielkich drewienek. Szybko ocenił, że niedługo będzie musiał przynieść nową dostawę, bo nie będą mieli czym ogrzać małego posterunku.
    -Ostatnio nocą sprowadzałem z gór dziewczynę, która małym rozwalającym się wózku zaciągnęła tam duży instrument i się zasiedziała.- uśmiechnął się lekko pod nosem. Musiał się nieźle namęczyć, żeby w środku nocy sprowadzić ją z tym do miasteczka. Taki dzień jak ten, zdecydowanie nie sprzyjał żadnym akcjom ratunkowym i mężczyzna również miał cichą nadzieję, że nie wydarzy się nic nieprzewidzianego. Cieszył się też, że dziewczyna zjawiła się dziś w pracy, bo samotność w ostatnich dniach zupełnie mu nie sprzyjała. Kiedy wstał od kominka poszedł do małego kącika, który pełnił rolę kuchni i wstawił wodę w czajniku elektrycznym.
    -Kawy?- spojrzał na nią pytająco po czym wyjął z szafki dwa kubki i dwa talerzyki. Z przyniesionej ze sobą papierowej torby wyciągnął kilka małych pączków, jakie udało mu się kupić w małej piekarni nieopodal jego domu. Po chwili postawił wszystko na małym stoliku obok sofy.


    Jack Higgins

    OdpowiedzUsuń
  48. Może to było chore, że od kilku dni nie wychodził z domu, ale nie chciało mu się. Poza tym nic się nie stanie jeśli posiedzi trochę w domu, nie pojedzie do Churchill, poczyta może jakąś książkę, albo napisze trochę scenariusza. Przecież miał pomysł i to całkiem dobry, miał chęci, to dlaczego by nie? Poza tym mógłby też trochę ogarnąć to wszystko, ten cały syf panujący w mieszkaniu, prawda? Chociaż…jeśli teraz posprząta, to później nie będzie chciało mu się pisać, albo stwierdzi, że będzie musiał coś jeszcze innego zrobić i w końcu nie napisze ani jednego zdania. Miał na razie napisane trzydzieści stron, wypadałoby dopisać dzisiaj jeszcze jakieś kilka scen. No przynajmniej napisać tyle żeby wyszło co najmniej czterdzieści pięć minut. Miał trzydzieści stron…czyli trzydzieści minut, to jeszcze tylko piętnaście stron. Później to wszystko wydrukuje, i weźmie się za pisanie kolejnego odcinka. Jeszcze tylko dwa odcinki do końca mu pozostały. Co dalej to zobaczy, ma jakiś scenariusz filmu, który sobie grzecznie czeka aż go skończy. Może dzisiaj siądzie i coś wykombinuje? Albo w ciągu najbliższych dni?
    Napisawszy pięć stron, zapisał plik. Wyłączył laptopa i wygodniej rozłożył się na kanapie. W końcu należało mu się trochę odpoczynku po tej ciężkiej pracy, prawda? Kilka dni spędzone w domu. Pracował twórczo, wcześniej też trochę pomarudził, pojęczał i ponarzekał na swój los oraz zwyzywał się, tak dal zasady.
    Może jednak powinienem posprzątać w tym mieszkaniu? - zapytał sam siebie. - W końcu może jakiś sąsiad pomyślałby że coś mu się stało i wezwałby straż, karetkę, policję, czy nawet i grabarza - zaśmiał się na samą myśl. Przecież niektórzy nawet mu dzień dobry nie mówili, pewno nawet się nie zorientują, że minionych kilka dni spędził w domu. Poza tym to spać mu się chciało….tak strasznie chciało mu się spać.
    Tak przyjemnie mu się spało, że nawet nie usłyszał jak ktoś wchodzi do jego domu. Do świata żywych przywróciło go klepanie po policzku. Powoli otworzył oczy, obraz z początku był nieco rozmazany, ale jednak po chwili zauważył kobietę, która nachylała się nad nim. Nie za bardzo chciał teraz wstawać, chciał naprawdę spać. Nawet nie zaczął się zastanawiać nad tym kim jest ta kobieta i co ona tutaj robi. Po prostu średnio go to interesowało…no i też jego ociężały umysł nawet nie pomyślał aby o to zapytać.
    — Yhmm – mruknął i nawet przez chwilę walczył z opadającymi powiekami. Ale jednak był chyba za bardzo zmęczony, żeby wytrzymać te kilka sekund, czy też może i dwie minuty, żeby powiedzieć, że wszystko jest dobrze i nic się nie dzieje. Ale jednak, ostatnio coś czuł się źle i nieco słabo, odczuwał częste zmęczenie. Chyba jednak powinien sobie ustawić w telefonie jakieś alarmy i powinien zacząć jeść regularnie, bo może to ogólne osłabienie jest spowodowane tym, że nie je regularnie no i że nie wypoczywa należycie, tylko zarywa nocki i zamiast spać to pije napoje energetyczne, albo sięga po kolejną filiżankę kawy.
    Sam nie potrafił powiedzieć co się stało, czy zasnął teraz na dłużej. Czy on w ogóle zasnął, czy może po prostu zemdlał. To było trochę dziwne.

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  49. [Trochę mi zeszło, ale mam nadzieję, że może być :) ]

    Niby lubiła swoje życie. Niby nie miała na co narzekać. Niby lubiła swoją pracę. Niby dogadywała się z Maxem… szkoda, że to wszystko było niby. Lubiła swoje teraźniejsze życie, jednak tęskniła za tym, co miała w swoim wielkim świecie. Lubiła swoją pracę i ten staż. Jednak problemy tutejszych ludzi… właściwie trudno było nazwać jakimiś naprawdę trudnymi wyzwaniami. Zresztą, nawet nie dostawała samodzielnych spraw (chyba, że pacjent chciał z nią rozmawiać, to wtedy co innego). A co do Maxa, to był to temat rzeka. Mogła godzinami o nim nawijać, marudzić, żalić się i myśleć co robić dalej. A na koniec i tak zawsze się okazywało, że to bezsensu, ponieważ ośmiolatek nie podlegał żadnym schematom. I za każdym małym numerkiem krył się taki ogromny numer, który dopiero miał nadejść. Mattie za niedługo naprawdę przez niego osiwieje. Nad tym bardzo ubolewała, ponieważ jej rude włosy były jej znakiem rozpoznawczym. Czuła się w nich wspaniale. I nawet kiedy raz nieco zaszalała i rozjaśniła sobie końcówki, to po kilku dniach przefarbowała je, aby kolorystycznie przypominały jej naturalny rudy. Czuła się z tym nieco lepiej, jednak pełnię szczęścia dopiero osiągnęła, kiedy wszystkie cuda się zmyły i włosy powróciły do swojej naturalnej barwy. Trwało to bardzo długo, ale się udało. I od tamtej pory nie prowadziła na włosach, aż takich eksperymentów.
    Po kilku naprawdę ciężkich dniach potrzebowała chociaż kilku chwil odpoczynku. Takich, które spędzi z dala od Maxa i od tych wszystkich codziennych trosk i problemów. Naprawdę tego potrzebowała. A ten wypad z Holly spadł na nią niemal z nieba.
    Wszystko było już przygotowane. Dom w miarę sprzątnięty, wszystko na jutro przygotowane. Odprowadziła Maxa do kolegi, u którego (na szczęście!) miał zostać na noc w drodze do domu Holly. Chwilę przed umówioną godziną była przed domem koleżanki. Przeszukała swoją torebkę, sprawdzając czy na pewno wszystko wzięła. Ale miała wszystko co było jej do szczęścia potrzeba.
    Zapukała do drzwi.
    Mattie

    OdpowiedzUsuń
  50. [Hm... nie wiem od jak dawna trenuje ten kickboxing, ale może Ashmee byłby faktycznie jej kuzynem, który robiłby za worek treningowy kiedyś tam? I cierpliwie znosił jej uderzenia, przy okazji szkoląc własną odporność na ból... raczej by się jej nie bał, ale znałby tego małego diabełka w skórze aniołka. Może jako ratowniczce medycznej, przykładowo skończyłyby jej się jakieś leki, maść, cokolwiek? :D Np. bardzo by tego potrzebowała, a akurat nie byłoby tego nigdzie na stanie. Ale można by bezproblemowo uzyskać naturalny zamiennik z ziółek, które hoduje hobbistycznie Ashmee. Więc wbiłaby do niego jak do brata, mówiąc, że to sprawa niecierpiąca zwłoki i ona potrzebuje jaskółczego ziela, pokrzywy, czy coś tam xD]

    Ashmee

    OdpowiedzUsuń
  51. [Nie wiem, czy akurat teraz dobrą zabawę Joseph postawiłby na pierwszym miejscu wśród tego, czego potrzebuje najbardziej, ale przecież też nią nie wzgardzi, więc hej!, dzięki. ;D]

    Joseph Stitt

    OdpowiedzUsuń
  52. [Nie tylko go lubi, ale nawet kocha takiego! ;) Skoro Holly jest ratownikiem medycznym, na pewno musiały się z Rachel poznać, choć Rachel jest lekarzem w MC dopiero od kilku miesięcy. Mam nadzieję, że dobrze się im współpracuje!]

    Rachel Bonny

    OdpowiedzUsuń
  53. Ramsay i Amazon mieli już swój wiek, ale nawet mimo tego potrzebowali oboje naprawdę dużo ruchu. Nie wystarczyło z nimi wyjść na godzinę. Te sześćdziesiąt minut zwyczajnie im nie wystarczało. Rano były przyzwyczajone do tego, że wychodzą maksymalnie na pół godziny, następnie ten sam czas popołudniu i dopiero wieczorem mają okazję do tego, aby się wyszaleć. Christian sam lubił zabierać je na długie spacery, spuszczać ze smyczy i obserwować jak za sobą ganiają. A jeszcze bardziej lubił rzucać im zabawki, chociaż po tym jak zgubiły się ostatnie trzy zdecydował, że będzie po prostu szukał grubszych patyków, które nie złamią się, kiedy wezmą je raz między zęby. Na szczęście w tej okolicy nie trudno było o grubsze patyki, więc przynajmniej nie musiał zachodzić w głowię, gdzie ich poszukać i co zrobić jak nie znajdzie zastępstwa zabawki. Najgorzej było w momentach, kiedy na dworze lał deszcz, śnieg i Bóg wie co jeszcze i nikomu nie chciało się wychodzić z domu. Zwłaszcza psom, które wolały poleżeć przy kominku, niż chodzić po mokrej ziemi, zmoknąć i zmarznąć. Christian też wolał w takich momentach siedzieć w domu, ale oczywiste było to, że zwyczajnie nie dało się odkładać spacerów na bok. Nie ważne czy na dworze było gorąco czy z nieba lał się deszcz – wyjść trzeba było i nie ma, że nie.
    Christian często miał wrażenie, że nie jest osobą zbyt towarzyską. Oczywiście nie odmówiłby rozmowy z kimś, ale częściej czuł, że lepiej czuje się w swoim własnym towarzystwie. Nie potrzebował tak naprawdę wielu ludzi, aby być szczęśliwym. Można powiedzieć, że miał swój własny, mały świat, który w zupełności mu wystarczał. Starał się jednak bardziej wychodzić do ludzi, aby nie zamknąć się w nim całkowicie. W końcu każdy potrzebował znajomych i przyjaciół. Rodzina Christiania była rozsiana po całej Kanadzie i Stanach, a ta najbliższa była w Toronto, które on sam opuścił kilka lat temu.
    Teraz na spacerze towarzyszyła mu Holly. Cenił sobie bardzo jej osobę. Była miła, uśmiechnięta i zawsze miała fajne filmy czy seriale. Mogli rozmawiać o wszystkim i o niczym i nigdy nie czuli się w swoim towarzystwie źle. I przy okazji Christian zdążył się zakochać w jej zwierzakach. Zresztą tak jak w każdym, którego spotykał na swojej drodze. Nie mógł nic poradzić na to, że po prostu uwielbia zwierzęta. Szczególnie te, które szczekały i miauczały. Był psiarzem i kociarzem jednocześnie. Nawet ostatnio zastanawiał się nad tym czy nie poszukać dla siebie kolejnego towarzysza, tym razem kogoś dla Lynx, aby miała z kim się wylegiwać na fotelu, ale uznał, że z tym jeszcze poczeka i przemyśli decyzję na spokojnie. Aczkolwiek był pewien, że towarzysz w jego domu się znajdzie prędzej, niż później.
    Christian odruchowo spojrzał w niebo i ciemne chmury, które nie ubłagalnie zbliżały się nad miasteczko zwiastowały, że faktycznie dzisiejszy spacer będzie krótki.
    - Może się rozjaśni – zasugerował, jednak w jego tonie dało się wyczuć, że wcale, a wcale w to nie wierzy – ale w razie czego lepiej nie traćmy czasu. Zaraz się okaże, że ledwo zdążymy przejść kawałek i lunie deszcz, a my będziemy musieli wracać – zaśmiał się.
    - Ładnie dziś wyglądasz – skomentował, uśmiechając się przy tym lekko w stronę kobiety -wpadła ci w ręce ostatnio może jakaś ciekawa książka? - zapytał. Sam miał jeszcze górę innych do przeczytania, a jego lista się ciągle rozrastała, ale nie zaszkodzi zapytać i ewentualnie dodać jej do kolekcji.

    [Strasznie Cię przepraszam, że to tyle trwało. ;_; Miałam zanik weny, a jak już się pojawiła to trwała ona dosłownie chwilę i starczyła na odpis/dwa. :( Przepraszam, przepraszam. Mam nadzieję, że przez czas oczekiwania nie straciłaś ochoty na wątek.
    Jeszcze raz najmocniej przepraszam! =( ]
    Christian

    OdpowiedzUsuń
  54. [Na wstępie muszę najmocniej przeprosić, że odpowiedź na powitanie tyle mi zajęła, usprawiedliwiam to swoją uczelnią, a za które dziękuję. Cieszę się, że karta Marcela przypadła do gustu, choć niewątpliwie nie jest jedną z moich najlepszych. Nie czuję się najmocniejsza w pisaniu damsko-męskich, ale rzadko odmawiam, jeśli ktoś jednak takowy wątek chce. Mimo iż gotowym pomysłem na ich połączanie, na ten moment nie dysponuję, to spotkanie w barze wchodzi jak najbardziej w grę, a gdyby Holly w stanie upojenia alkoholowego zdecydowała się Littenhalla przytulić, to zapewniam, że ten zszedłby na zawał.]

    Marcel Littenhall

    OdpowiedzUsuń