tag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post597412676948029304..comments2023-05-21T17:14:46.358+02:00Comments on Uważaj na niedźwiedzie!: wicked onesLeChathttp://www.blogger.com/profile/02356304931982348576noreply@blogger.comBlogger62125tag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-31071941877081205992017-06-26T17:08:56.261+02:002017-06-26T17:08:56.261+02:00[Na wstępie muszę najmocniej przeprosić, że odpowi...[Na wstępie muszę najmocniej przeprosić, że odpowiedź na powitanie tyle mi zajęła, usprawiedliwiam to swoją uczelnią, a za które dziękuję. Cieszę się, że karta Marcela przypadła do gustu, choć niewątpliwie nie jest jedną z moich najlepszych. Nie czuję się najmocniejsza w pisaniu damsko-męskich, ale rzadko odmawiam, jeśli ktoś jednak takowy wątek chce. Mimo iż gotowym pomysłem na ich połączanie, na ten moment nie dysponuję, to spotkanie w barze wchodzi jak najbardziej w grę, a gdyby Holly w stanie upojenia alkoholowego zdecydowała się Littenhalla przytulić, to zapewniam, że ten zszedłby na zawał.]<br /><br /><b>Marcel Littenhall</b>Bezhttps://www.blogger.com/profile/12912461662435682914noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-79772701556494521392017-06-23T20:05:01.640+02:002017-06-23T20:05:01.640+02:00Ramsay i Amazon mieli już swój wiek, ale nawet mim...Ramsay i Amazon mieli już swój wiek, ale nawet mimo tego potrzebowali oboje naprawdę dużo ruchu. Nie wystarczyło z nimi wyjść na godzinę. Te sześćdziesiąt minut zwyczajnie im nie wystarczało. Rano były przyzwyczajone do tego, że wychodzą maksymalnie na pół godziny, następnie ten sam czas popołudniu i dopiero wieczorem mają okazję do tego, aby się wyszaleć. Christian sam lubił zabierać je na długie spacery, spuszczać ze smyczy i obserwować jak za sobą ganiają. A jeszcze bardziej lubił rzucać im zabawki, chociaż po tym jak zgubiły się ostatnie trzy zdecydował, że będzie po prostu szukał grubszych patyków, które nie złamią się, kiedy wezmą je raz między zęby. Na szczęście w tej okolicy nie trudno było o grubsze patyki, więc przynajmniej nie musiał zachodzić w głowię, gdzie ich poszukać i co zrobić jak nie znajdzie zastępstwa zabawki. Najgorzej było w momentach, kiedy na dworze lał deszcz, śnieg i Bóg wie co jeszcze i nikomu nie chciało się wychodzić z domu. Zwłaszcza psom, które wolały poleżeć przy kominku, niż chodzić po mokrej ziemi, zmoknąć i zmarznąć. Christian też wolał w takich momentach siedzieć w domu, ale oczywiste było to, że zwyczajnie nie dało się odkładać spacerów na bok. Nie ważne czy na dworze było gorąco czy z nieba lał się deszcz – wyjść trzeba było i nie ma, że nie. <br />Christian często miał wrażenie, że nie jest osobą zbyt towarzyską. Oczywiście nie odmówiłby rozmowy z kimś, ale częściej czuł, że lepiej czuje się w swoim własnym towarzystwie. Nie potrzebował tak naprawdę wielu ludzi, aby być szczęśliwym. Można powiedzieć, że miał swój własny, mały świat, który w zupełności mu wystarczał. Starał się jednak bardziej wychodzić do ludzi, aby nie zamknąć się w nim całkowicie. W końcu każdy potrzebował znajomych i przyjaciół. Rodzina Christiania była rozsiana po całej Kanadzie i Stanach, a ta najbliższa była w Toronto, które on sam opuścił kilka lat temu. <br />Teraz na spacerze towarzyszyła mu Holly. Cenił sobie bardzo jej osobę. Była miła, uśmiechnięta i zawsze miała fajne filmy czy seriale. Mogli rozmawiać o wszystkim i o niczym i nigdy nie czuli się w swoim towarzystwie źle. I przy okazji Christian zdążył się zakochać w jej zwierzakach. Zresztą tak jak w każdym, którego spotykał na swojej drodze. Nie mógł nic poradzić na to, że po prostu uwielbia zwierzęta. Szczególnie te, które szczekały i miauczały. Był psiarzem i kociarzem jednocześnie. Nawet ostatnio zastanawiał się nad tym czy nie poszukać dla siebie kolejnego towarzysza, tym razem kogoś dla Lynx, aby miała z kim się wylegiwać na fotelu, ale uznał, że z tym jeszcze poczeka i przemyśli decyzję na spokojnie. Aczkolwiek był pewien, że towarzysz w jego domu się znajdzie prędzej, niż później. <br />Christian odruchowo spojrzał w niebo i ciemne chmury, które nie ubłagalnie zbliżały się nad miasteczko zwiastowały, że faktycznie dzisiejszy spacer będzie krótki. <br />- Może się rozjaśni – zasugerował, jednak w jego tonie dało się wyczuć, że wcale, a wcale w to nie wierzy – ale w razie czego lepiej nie traćmy czasu. Zaraz się okaże, że ledwo zdążymy przejść kawałek i lunie deszcz, a my będziemy musieli wracać – zaśmiał się.<br />- Ładnie dziś wyglądasz – skomentował, uśmiechając się przy tym lekko w stronę kobiety -wpadła ci w ręce ostatnio może jakaś ciekawa książka? - zapytał. Sam miał jeszcze górę innych do przeczytania, a jego lista się ciągle rozrastała, ale nie zaszkodzi zapytać i ewentualnie dodać jej do kolekcji.<br /><br />[Strasznie Cię przepraszam, że to tyle trwało. ;_; Miałam zanik weny, a jak już się pojawiła to trwała ona dosłownie chwilę i starczyła na odpis/dwa. :( Przepraszam, przepraszam. Mam nadzieję, że przez czas oczekiwania nie straciłaś ochoty na wątek. <br />Jeszcze raz najmocniej przepraszam! =( ]<br /><b>Christian</b>Ice Queenhttps://www.blogger.com/profile/13424769237559815714noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-87481281096117469432017-05-31T17:38:48.093+02:002017-05-31T17:38:48.093+02:00[Nie tylko go lubi, ale nawet kocha takiego! ;) Sk...[Nie tylko go lubi, ale nawet kocha takiego! ;) Skoro Holly jest ratownikiem medycznym, na pewno musiały się z Rachel poznać, choć Rachel jest lekarzem w MC dopiero od kilku miesięcy. Mam nadzieję, że dobrze się im współpracuje!]<br /><br />Rachel Bonnylubię dzbankihttps://www.blogger.com/profile/14239282826433534676noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-88644612828433247732017-05-28T22:55:59.113+02:002017-05-28T22:55:59.113+02:00[Nie wiem, czy akurat teraz dobrą zabawę Joseph po...[Nie wiem, czy akurat teraz dobrą zabawę Joseph postawiłby na pierwszym miejscu wśród tego, czego potrzebuje najbardziej, ale przecież też nią nie wzgardzi, więc hej!, dzięki. ;D] <br /><br /><i>Joseph Stitt</i> vchhttps://www.blogger.com/profile/17602408271169074446noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-61602522012928020672017-05-28T22:04:10.280+02:002017-05-28T22:04:10.280+02:00[Hm... nie wiem od jak dawna trenuje ten kickboxin...[Hm... nie wiem od jak dawna trenuje ten kickboxing, ale może Ashmee byłby faktycznie jej kuzynem, który robiłby za worek treningowy <i> kiedyś tam? </i> I cierpliwie znosił jej uderzenia, przy okazji szkoląc własną odporność na ból... raczej by się jej nie bał, ale znałby tego <i> małego diabełka </i> w skórze aniołka. Może jako ratowniczce medycznej, przykładowo skończyłyby jej się jakieś leki, maść, cokolwiek? :D Np. bardzo by tego potrzebowała, a akurat nie byłoby tego nigdzie na stanie. Ale można by bezproblemowo uzyskać naturalny zamiennik z ziółek, które hoduje hobbistycznie Ashmee. Więc wbiłaby do niego jak do <i> brata, </i> mówiąc, że to sprawa niecierpiąca zwłoki i ona potrzebuje jaskółczego ziela, pokrzywy, czy coś tam xD]<br /><br /><i> Ashmee </i> Anniehttps://www.blogger.com/profile/12858760816626098111noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-48295932896116874782017-05-27T22:05:26.605+02:002017-05-27T22:05:26.605+02:00[Trochę mi zeszło, ale mam nadzieję, że może być :...[Trochę mi zeszło, ale mam nadzieję, że może być :) ]<br /><br />Niby lubiła swoje życie. Niby nie miała na co narzekać. Niby lubiła swoją pracę. Niby dogadywała się z Maxem… szkoda, że to wszystko było niby. Lubiła swoje teraźniejsze życie, jednak tęskniła za tym, co miała w swoim wielkim świecie. Lubiła swoją pracę i ten staż. Jednak problemy tutejszych ludzi… właściwie trudno było nazwać jakimiś naprawdę trudnymi wyzwaniami. Zresztą, nawet nie dostawała samodzielnych spraw (chyba, że pacjent chciał z nią rozmawiać, to wtedy co innego). A co do Maxa, to był to temat rzeka. Mogła godzinami o nim nawijać, marudzić, żalić się i myśleć co robić dalej. A na koniec i tak zawsze się okazywało, że to bezsensu, ponieważ ośmiolatek nie podlegał żadnym schematom. I za każdym małym numerkiem krył się taki ogromny numer, który dopiero miał nadejść. Mattie za niedługo naprawdę przez niego osiwieje. Nad tym bardzo ubolewała, ponieważ jej rude włosy były jej znakiem rozpoznawczym. Czuła się w nich wspaniale. I nawet kiedy raz nieco zaszalała i rozjaśniła sobie końcówki, to po kilku dniach przefarbowała je, aby kolorystycznie przypominały jej naturalny rudy. Czuła się z tym nieco lepiej, jednak pełnię szczęścia dopiero osiągnęła, kiedy wszystkie cuda się zmyły i włosy powróciły do swojej naturalnej barwy. Trwało to bardzo długo, ale się udało. I od tamtej pory nie prowadziła na włosach, aż takich eksperymentów. <br />Po kilku naprawdę ciężkich dniach potrzebowała chociaż kilku chwil odpoczynku. Takich, które spędzi z dala od Maxa i od tych wszystkich codziennych trosk i problemów. Naprawdę tego potrzebowała. A ten wypad z Holly spadł na nią niemal z nieba. <br />Wszystko było już przygotowane. Dom w miarę sprzątnięty, wszystko na jutro przygotowane. Odprowadziła Maxa do kolegi, u którego (na szczęście!) miał zostać na noc w drodze do domu Holly. Chwilę przed umówioną godziną była przed domem koleżanki. Przeszukała swoją torebkę, sprawdzając czy na pewno wszystko wzięła. Ale miała wszystko co było jej do szczęścia potrzeba. <br />Zapukała do drzwi.<br /><b>Mattie</b>Czarny Jeździechttps://www.blogger.com/profile/03752488503563809622noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-91577014930390679472017-05-27T13:13:14.841+02:002017-05-27T13:13:14.841+02:00Może to było chore, że od kilku dni nie wychodził ...Może to było chore, że od kilku dni nie wychodził z domu, ale nie chciało mu się. Poza tym nic się nie stanie jeśli posiedzi trochę w domu, nie pojedzie do Churchill, poczyta może jakąś książkę, albo napisze trochę scenariusza. Przecież miał pomysł i to całkiem dobry, miał chęci, to dlaczego by nie? Poza tym mógłby też trochę ogarnąć to wszystko, ten cały syf panujący w mieszkaniu, prawda? Chociaż…jeśli teraz posprząta, to później nie będzie chciało mu się pisać, albo stwierdzi, że będzie musiał coś jeszcze innego zrobić i w końcu nie napisze ani jednego zdania. Miał na razie napisane trzydzieści stron, wypadałoby dopisać dzisiaj jeszcze jakieś kilka scen. No przynajmniej napisać tyle żeby wyszło co najmniej czterdzieści pięć minut. Miał trzydzieści stron…czyli trzydzieści minut, to jeszcze tylko piętnaście stron. Później to wszystko wydrukuje, i weźmie się za pisanie kolejnego odcinka. Jeszcze tylko dwa odcinki do końca mu pozostały. Co dalej to zobaczy, ma jakiś scenariusz filmu, który sobie grzecznie czeka aż go skończy. Może dzisiaj siądzie i coś wykombinuje? Albo w ciągu najbliższych dni?<br />Napisawszy pięć stron, zapisał plik. Wyłączył laptopa i wygodniej rozłożył się na kanapie. W końcu należało mu się trochę odpoczynku po tej ciężkiej pracy, prawda? Kilka dni spędzone w domu. Pracował twórczo, wcześniej też trochę pomarudził, pojęczał i ponarzekał na swój los oraz zwyzywał się, tak dal zasady.<br /><i>Może jednak powinienem posprzątać w tym mieszkaniu?</i> - zapytał sam siebie. - <i> W końcu może jakiś sąsiad pomyślałby że coś mu się stało i wezwałby straż, karetkę, policję, czy nawet i grabarza</i> - zaśmiał się na samą myśl. Przecież niektórzy nawet mu dzień dobry nie mówili, pewno nawet się nie zorientują, że minionych kilka dni spędził w domu. Poza tym to spać mu się chciało….tak strasznie chciało mu się spać.<br />Tak przyjemnie mu się spało, że nawet nie usłyszał jak ktoś wchodzi do jego domu. Do świata żywych przywróciło go klepanie po policzku. Powoli otworzył oczy, obraz z początku był nieco rozmazany, ale jednak po chwili zauważył kobietę, która nachylała się nad nim. Nie za bardzo chciał teraz wstawać, chciał naprawdę spać. Nawet nie zaczął się zastanawiać nad tym kim jest ta kobieta i co ona tutaj robi. Po prostu średnio go to interesowało…no i też jego ociężały umysł nawet nie pomyślał aby o to zapytać.<br />— Yhmm – mruknął i nawet przez chwilę walczył z opadającymi powiekami. Ale jednak był chyba za bardzo zmęczony, żeby wytrzymać te kilka sekund, czy też może i dwie minuty, żeby powiedzieć, że wszystko jest dobrze i nic się nie dzieje. Ale jednak, ostatnio coś czuł się źle i nieco słabo, odczuwał częste zmęczenie. Chyba jednak powinien sobie ustawić w telefonie jakieś alarmy i powinien zacząć jeść regularnie, bo może to ogólne osłabienie jest spowodowane tym, że nie je regularnie no i że nie wypoczywa należycie, tylko zarywa nocki i zamiast spać to pije napoje energetyczne, albo sięga po kolejną filiżankę kawy.<br />Sam nie potrafił powiedzieć co się stało, czy zasnął teraz na dłużej. Czy on w ogóle zasnął, czy może po prostu zemdlał. To było trochę dziwne.<br /><br /><i><b>Martin</b></i>Bociekhttps://www.blogger.com/profile/06341151172576569756noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-37585144824936806932017-05-27T12:41:29.654+02:002017-05-27T12:41:29.654+02:00Tupnął kilka razy na wycieraczce, pozbywając się ś...Tupnął kilka razy na wycieraczce, pozbywając się śniegu, który przyniósł ze sobą na butach. Do pomieszczenia zaraz za nim wpadł Doyle. Ucieszył się na widok dziewczyny ale Jack przytrzymał go jeszcze przez chwilę i porządnie wytarł mu łapy i brzuch. Dopiero wtedy pies mógł przywitać się z Holly. Zaraz potem dopadł d miski z wodą. Jack zrobił duży krok by ominąć małą kałużę na podłodze, którą zaraz szybko starł. Kurtkę powiesił na wieszaku przy kominku. Obok niej wylądowała również czapka i rękawiczki. Policzki wciąż jeszcze miał zaczerwienione od panującego na zewnątrz chłodu. <br />-Pod tym względem nic mnie chyba już nie zdziwi.- odparł z lekkim uśmiechem podchodząc pod kominek, w którym żywo palił się ogień. Przykucnął przy nim, uchylił drzwiczki i dorzucił kilka niewielkich drewienek. Szybko ocenił, że niedługo będzie musiał przynieść nową dostawę, bo nie będą mieli czym ogrzać małego posterunku. <br />-Ostatnio nocą sprowadzałem z gór dziewczynę, która małym rozwalającym się wózku zaciągnęła tam duży instrument i się zasiedziała.- uśmiechnął się lekko pod nosem. Musiał się nieźle namęczyć, żeby w środku nocy sprowadzić ją z tym do miasteczka. Taki dzień jak ten, zdecydowanie nie sprzyjał żadnym akcjom ratunkowym i mężczyzna również miał cichą nadzieję, że nie wydarzy się nic nieprzewidzianego. Cieszył się też, że dziewczyna zjawiła się dziś w pracy, bo samotność w ostatnich dniach zupełnie mu nie sprzyjała. Kiedy wstał od kominka poszedł do małego kącika, który pełnił rolę kuchni i wstawił wodę w czajniku elektrycznym. <br />-Kawy?- spojrzał na nią pytająco po czym wyjął z szafki dwa kubki i dwa talerzyki. Z przyniesionej ze sobą papierowej torby wyciągnął kilka małych pączków, jakie udało mu się kupić w małej piekarni nieopodal jego domu. Po chwili postawił wszystko na małym stoliku obok sofy. <br /><br /><br /><b> Jack Higgins </b>Grumpyhttps://www.blogger.com/profile/03893536942096307963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-16554053533829853332017-05-26T14:22:29.554+02:002017-05-26T14:22:29.554+02:00[Moje szkolne zboczenie po zobaczeniu ratownik me...[Moje szkolne zboczenie po zobaczeniu <i> ratownik medyczny </i> podsunęło mi obraz Holly niemogącej sobie poradzić z przewróceniem do pozycji bocznej bezpiecznej jakiegoś sporego faceta i pomagającego jej Asha :')<br />Co jest ze mną nie tak? <br />Swoją drogą, bardzo podoba mi się zdjęcie owej pani. Takie spokojne i niepozorne w porównaniu z <i> łomotem, </i> jaki może spuścić!<br />A co do wątku, to ja zawsze bardzo chętnie. Nie wiem tylko, czy szukasz może czegoś konkretnego? Bo nie chciałabym powielać pomysłów :D]<br /><br /><i> Ashmee </i> Anniehttps://www.blogger.com/profile/12858760816626098111noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-55479310218491859442017-05-25T00:24:28.784+02:002017-05-25T00:24:28.784+02:00[A może by pójść tak w coś dramatycznego i skołowa...[A może by pójść tak w coś dramatycznego i skołować im pożar z ofiarami? Nie musi być to coś dużego i strasznie poważnego, ale wystarczająco? ;> Na moment nie mogę podać więcej szczegółów, jestem po superhipermega wyczerpującym dniu, który rozszarpał mnie na kawałki, ale jednocześnie jestem szczęśliwa i mogę zasnąć z uśmiechem na twarzy. <br />Ale może! Chciałabyś się dogadać na mailu, to nie będziemy <i>śmiecić</i> pod kartami, uzgodnimy co i jak, i od razu przejdziemy do wątku? :> (łapaj: bysiaa44@gmail.com i jak byś chciała to pisaj).<br />Za zaczęcie wątku mocno dziękuję. Niedługo będzie odpis. :) ] <br /><br /><b>Ethan Camber</b>Ice Queenhttps://www.blogger.com/profile/13424769237559815714noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-79250802542544755772017-05-24T20:01:59.638+02:002017-05-24T20:01:59.638+02:00[Postanowiłam zacząć neutralnie - zobaczymy, co z ...[Postanowiłam zacząć neutralnie - zobaczymy, co z tego wyniknie :) ]<br /><br />Okrył się szczelniej kurtką. Torbę podróżną wrzucił na tylne siedzenie wynajętego przy lotnisku samochodu. Właściciel zacierał ręce licząc pieniądze wypłacone z góry za cały, dwutygodniowy okres umowy. Z radości w prezencie wręczył mu mapę, wytłumaczył szczegółowo drogę i przestrzegł przed największymi zagrożeniami jakie mogą na niego czyhać po drodze i w miasteczku. Podał mu także adres zajazdu, w którym mógł się na kilka dni zatrzymać. Bogatszy o wiedzę na temat podstawowych zasad bezpieczeństwa i przetrwania na północy Kanady wyjechał za granicę Churchill, kierując się w jeszcze bardziej oddalone od cywilizacji miejsce.<br />Od czasu kiedy ostatni raz gościł w Mount Cartier, minęło już wiele lat. Był przekonany, że miasteczko poszło z duchem czasu, zmieniło się, rozwinęło. Nie spodziewał się problemów z zasięgiem czy dostępem do Internetu. Nie spodziewał się tego, że stary bar do którego zaglądał jako nastolatek nadal jest jedynym takim miejscem w okolicy. Wyobrażał sobie wszystko zupełnie inaczej, bo przyzwyczajony do życia w wielkim świecie zapomniał już, że istnieje coś poza. Z każdym kilometrem był coraz bardziej zaniepokojony. Droga najpierw z asfaltowej stała się żwirowa a potem powoli zacznała tonąć w błocie. Wokół nie było żywej duszy, otaczały go tylko drzewa i bóg mu świadkiem, gdyby tu zabłądził, byłby to jego rychły koniec. Śnieg zdążył już stopnieć ale na zewnątrz nadal panował chłód. Ryan podkręcił temperaturę w aucie, pomajstrował przy wycieraczkach, bo deszcz padał coraz intensywniej. Obserwował otoczenie bo miał wrażenie, że ten piekielny wicher zaraz zmiecie go z powierzchni albo przyłoży wielkim konarem. To była największa wada tego miejsca. Wokół stale panował chłód. Nawet kiedy przyjeżdżał tu w samym środku lata, pamiętał to dobrze, nigdy nie było dość ciepło. Był przekonany, że gdyby nie to, miasteczko cieszyłoby się co roku obecnością wielu turystów, bo krajobrazy były wyjątkowe. Cóż jednak po jeziorach, skoro nie można w nich pływać, bo woda jest tak chole*rnie zimna? <br />Renifera na środku drogi zobaczył w ostatniej chwili. Przestraszony skręcił gwałtownie kierownicą, w jedną a potem w drugą stronę. Niestety, samochód zdążył już wpaść w poślizg i posunął po błotnistej drodze zatrzymując się dopiero na pokaźnym pniu. Ryan poczuł lekki wstrząs, ale samochód poruszał się w tym wszystkim na tyle wolno, że nie doznał większych szkód. Zwierze ruszyło z kopyta przed siebie, zostawiając go samego w samym środku lasu. Mężczyzna wyskoczył z samochodu. Zimny deszcz spadł na jego plecy, ramiona i głowę. Dreszcz wstrząsnął jego ciałem. W oddali słychać było przeciągłe, złowrogie grzmoty. Spojrzał na samochód i szybko ocenił swoją sytuację, która nie była zbyt korzystna. Tylne koła samochodu były do połowy zatopione w brązowym błocie. Zaklął pod nosem i wyciągnął z kieszeni kurtki telefon. <br />-Nie ma zasięgu? – w jego głosie słychać było zaskoczenie pomieszane z oburzeniem. W ciągu ostatnich kilku lat nie zdarzyło mu się być w miejscu, w którym nie miał zasięgu. Żałośnie wyciągnął ręce z telefonem do góry, jakby miało mu to pomóc złapać jakąkolwiek, choćby słabą falę i zadzwonić po pomoc. Poruszał się przez chwilę wokół samochodu. <br />-Nie ma zaciągu powtórzył. – opuszczając bezradnie ręce. Rozejrzał się wokół. Nie wiedział gdzie się znajduje, nie wiedział w którą stronę ma iść ani co robić. Zrobił kolejnych kilka kroków z telefonem nad głową a potem potknął się o wystający z ziemi konar i runął na morką, żwirową drogę. Podczas upadku wypuścił z dłoni swój telefon, który upadł na ziemię kilkadziesiąt centymetrów dalej, prosto w błoto. Podniósł się szybko z ziemi otrzepując dłonie, na których natychmiast pojawiły się ślady krwi od ostrych kamieni, na które upadł. Znów siarczyście zaklął pod nosem. <br /><br /><br /><b> Ryan Lewis </b>Grumpyhttps://www.blogger.com/profile/03893536942096307963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-57601751154600588972017-05-24T14:56:51.803+02:002017-05-24T14:56:51.803+02:00Ufff, wybiło równe 50 komentarzy, więc mogę już of...<i>Ufff, wybiło równe 50 komentarzy, więc mogę już oficjalnie powitać Cię w gronie ludzi z naszą niesamowitą flagą w karcie! Ogromne gratulacje za zdobycie takiego wyróżnienia w niecały miesiąc! Na dodatek to Twoja pierwsza ikonka, więc sukces jest podwójny, bo oficjalnie dołączać także do grupy autorów uczestniczących w naszej zabawie na zdobywanie ikonek i poszerzanie własnej aktywności na blogu. Oby tak dalej! :D</i>latessahttps://www.blogger.com/profile/11390142861004535932noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-12846112870336060382017-05-23T23:36:20.993+02:002017-05-23T23:36:20.993+02:00[Mam nadzieję, że wszystko jest okej i nie masz mi...[Mam nadzieję, że wszystko jest okej i nie masz mi za złe tego, że tak późno zaczynam.]<br /><br />Mokrą ręką przetarła nieduże, zaparowane lustro. Gołe żarówki, przymocowane do boków białej szafki, oświetlały zaczerwienioną twarz Kathryn. Obiema dłońmi oparła się o pożółkłą już w niektórych miejscach umywalkę i nachyliła się, chcąc przyjrzeć się sobie z bliska. Gorąca woda, którą oblewała się przez ponad trzydzieści minut, spowodowała otwarcie się naczynek na jej policzkach, które zwykle były niebywale jasne, zimą wręcz białe jak śnieg. Kat westchnęła, nie wiadomo, czy to z powodu rumianej buzi czy duchoty, która panowała w łazience. Obróciła się na śliskiej podłodze i jednym ruchem ręki uchyliła poziome okno. Poczuła, jak chłodne, świeże powietrze wdziera się do pomieszczenia i miesza się powoli z nużącym wręcz ciepłem. Zdjęła z siebie ręcznik i zaczęła się wycierać, słysząc za zamkniętymi drzwiami skomlenie głodnego psa. Przewróciła oczami, jak to miała w zwyczaju i narzuciła na siebie szary, puchaty szlafrok.<br />- Idę już, idę - rzuciła w stronę Vadera, który, słysząc jej głos, odrobinę się uspokoił. Kat zgasiła światło i wyszła z łazienki, nie przejmując się dyndającymi jej u boków sznurkami od szlafroka. Przeszła do kuchni, zostawiając za sobą mokre ślady stóp. Pies szedł wiernie obok niej, merdając ogonem, który uderzał o jej nogi i zostawiał na wciąż wilgotnej skórze pełno sierści. Paris wyciągnęła z dolnej półki suchą karmę i wsypała ją do miski. Jej ruchy były powolne, wręcz enigmatyczne, jakby czas oraz przestrzeń przestały dla niej istnieć, a ona była tylko dodatkiem. Jakby nie żyła, a koegzystowała z rzeczami materialnymi. Jakikolwiek wysiłek, fizyczny czy umysłowy, kosztował ją naprawdę wiele. Odrzuciła od siebie myśl o dzisiejszym wyjściu, o spotkaniu z Holly, o istnieniu Churchill. Lubiła zamknąć się w swoim małym pudełku, cichym i zanurzonym w półmroku. Kiedyś doszła do wniosku, że nie przeszkadzałoby jej, gdyby została porwana i zamknięta w jakiejś dziurze. Czułaby się tam prawie jak w domu. <br />Dzwonek do drzwi wyrwał ją z letargu. Lekko drgnęła, a po jej plecach przeszedł niemiły dreszcz. Zawiązała szlafrok i poprawiła kok, który zdążył się już przechylić na jedną stronę. Przetarła oczy i naciągnęła na moment skórę nad kośćmi policzkowymi, próbując dobudzić się z poprzedniego stanu otępienia i apatii. Podeszła do drzwi i nacisnęła na klamkę, a bernardyn skorzystał z sytuacji i przepchnął się między jej nogami, wylatując na dwór jak wichura, zostawiając wejście do domu w pełni otwarte. <br />- Wejdź - powiedziała Kat, odsuwając się na bok. - Potrzebuję dziesięciu, góra piętnastu minut - dodała, zamykając drzwi i od razu kierując się do swojej małej, ale przytulnej - w jej odczuciu - sypialni. <br /><br /><i>Kat</i>wicked witchhttps://www.blogger.com/profile/03422601647657135668noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-5112789836523106872017-05-23T20:30:39.924+02:002017-05-23T20:30:39.924+02:00Po stracie żony, nie zrezygnował z wykonywania zaw...Po stracie żony, nie zrezygnował z wykonywania zawodu, z którego czerpał pewnego rodzaju satysfakcję. I choć nie był w stanie zrobić nic, by uratować swoją ukochaną, całe to wydarzenie uświadomiło mu, że będąc strażakiem, jest się odpowiedzialnym za życie wielu ludzi, a pomaganie im staje się niezaprzeczalnym priorytetem. Dlatego stawił czoła traumie, z dnia na dzień radząc sobie coraz lepiej, na pewien czas odsuwając bolesne wspomnienia na bok, nie pozbywając się ich jednak całkowicie. Uważał, że ból jest potrzebny każdemu człowiekowi – to właśnie on przypomina nam o kruchości i skończoności życia. <br />Po kolejnym wezwaniu, w okamgnieniu znaleźli się na miejscu , od razu przystępując do pracy. Jako pierwszy wszedł do budynku, uprzednio dostosowując się do wszelakich procedur bezpieczeństwa, po czym przystąpił do szukania ocalałych, przedzierając się przez gęsty, duszący dym. Podczas takich akcji każdy z nich musiał zachować zimną krew, pamiętając, że ich największym wrogiem był w tym momencie czas. Po paru minutach trafił na nieprzytomnego chłopca, a po wzięciu go na ręce, natychmiast wybiegł na zewnątrz, kierując się w stronę Holly, która zdążyła już rozłożyć koc na zamarzniętej ziemi, w pełni gotowości czekając na ewentualnych poszkodowanych. <br />Uklęknął obok kobiety, wolną ręką ściągając z głowy kask i specjalną maskę, dzięki której mógł oddychać wewnątrz palącego się budynku, a kiedy ta wcisnęła mu do rąk butelkę z tlenem, nie protestował. Klatka piersiowa dziecka unosiła się nieznacznie, informując ich o tym, że resuscytacja nie była na razie potrzebna. <br />— Trzymaj się, mistrzu — rzucił, zaciskając palce na butli z tlenem, posyłając w stronę chłopca życzliwy uśmiech, chociaż ten nadal pozostawał nieprzytomny. Jego ubrania były brudne od pyłu, a na spodniach dało się zauważyć czerwoną plamę krwi, tuż na wysokości kolana. Przeniósł wzrok na towarzyszkę, która z opanowaniem, sprawnie rozcinała mu spodnie, chcąc zdezynfekować ranę i założyć odpowiedni opatrunek. Gdyby jej nie znał, na pewno stwierdziłby, że tak młody i niedoświadczony ratownik nie będzie w stanie zachować zimnej krwi podczas podobnego incydentu, jednak Holly za każdym razem go zaskakiwała, wykazując się profesjonalizmem i niesamowitą wiedzą, której mogła pozazdrościć jej niejedna doświadczona osoba, pracująca w zawodzie. <br />— Co mam robić? — oderwał wzrok od kobiety, wpatrując się w nią zdecydowanie zbyt długo. Silił się na spokojny ton, mając oczywiście na myśli jakiekolwiek działania, które pomogłyby chłopcu odzyskać przytomność. Nie wiedział, czy sam tlen będzie wystarczający, a jeżeli było jeszcze coś, co mógł zrobić, chciał okazać się przydatny i był gotowy stanąć na wysokości zadania. W budynku i tak nie znaleziono więcej poszkodowanych, dlatego nie musiał wracać już do środka.<br /><br /><b>Wesley</b><br /><br />Anonymoushttps://www.blogger.com/profile/12182870401789632592noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-60296625723093450812017-05-23T20:29:05.150+02:002017-05-23T20:29:05.150+02:00[Holly i Ryan to takie dwie skrajności. Myślę, że ...[Holly i Ryan to takie dwie skrajności. Myślę, że mogłaby wyjść z tego niezła mieszanka. <br />Tylko, czy masz pomysł na wątek? Moja głowa niestety już dzisiaj nie pracuje tak, jak należy :(<br /><br /><b> Ryan Lewis </b>Grumpyhttps://www.blogger.com/profile/03893536942096307963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-57242242201707827602017-05-23T00:18:47.391+02:002017-05-23T00:18:47.391+02:00wykrzyknikami*wykrzyknikami*Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-38240213822748811972017-05-23T00:18:22.818+02:002017-05-23T00:18:22.818+02:00Gerald, od czasu odejścia Aloy mocno ograniczył sw...Gerald, od czasu odejścia Aloy mocno ograniczył swoje kontakty z ludźmi. Jednak powodem tego nie było jej odejście, a pogłębiająca się demencja, która sprawiała, że nie pamiętał ich imion. Znał ich historie, wiedział w czym im pomagał, ale zwyczajny wstyd sprawiał, że często gwałtownie ucinał z nimi rozmowy tłumacząc się obowiązkami lub od razu na ich widok ulatniał się na drugi koniec podwórka. Ludzie zaczęli to zauważać, więc już nie próbowali nawiązywać z nim kontaktu. A on żył pośród lasu, w otoczeniu przyrody, przekonany, że samotność nie jest wcale taka zła. Chociaż była, a on usilnie ukrywał to przed samym sobą.<br />Pomimo swojej introwertyczności, nie miał złej opinii wśród mieszkańców miasteczka. Ludzie uważali go za spokojnego, bardzo zaradnego mężczyznę i tak też było – jeśli chodziło o techniczne zajęcia, nie miał sobie równych. Potrafił naprawić wszystko, czasem zajmowało mu to więcej, a czasem mniej czasu, ale nigdy nie rezygnował. Był jednak ciężki w obyciu i o tym również wiedzieli – bywały dni, kiedy potrafił się rozgadać, a czasem odburkiwał tylko coś pod nosem, nieskory do rozmów. Niektóre sąsiadki podsuwały mu swoje córki parę lat wstecz, te wiedzione początkowym zauroczeniem nie kryły zainteresowania nim, ale z czasem przekonywały się, że jest zwyczajnie... nudny. Do szpiku kości. Nie byłby gotów wyjechać z nimi z miasteczka na koniec świata, ani kupować im drogich prezentów. Był zwyczajnym facetem, przystojnym, inteligentnym, ale zbyt mocno stąpającym po ziemi. Nie było w nim tej finezji i szaleństwa których szukały. A on nie czuł się z tego powodu gorszy.<br />Jakoś koło południa jego telefon zabrzęczał głośną, systemową melodią. Zobaczył na wyświetlaczu nieznany numer i nieco mu ulżyło – chociaż wiedział, że nie zna tej osoby i nie będzie musiał usilnie przypominać sobie jej imienia. Ściągnął rękawice, w których rąbał drewno i odebrał telefon, przyciskając go sobie do ucha ramieniem, bo zajął się przenoszeniem belek. W słuchawce usłyszał miły, kobiecy głos, proszący go o pomoc z wylewającą się wodą z bębna pralki. Dziewczyna wspomniała coś o dziadkach, którzy jej o nim opowiadali. Uśmiechnął się sam do siebie na wspomnienie starszej pani mieszkającej obok nich - jej imienia nie pamiętał, ale pamiętał jak w dzieciństwie dużo czasu przebywał na jej podwórku, pomagając jej w pracach domowych, a ona w zamian za to dawała mu całe kosze malin lub truskawek. ! No i pamiętał też dziewczynkę z kokardkami zawiązanymi na końcówkach warkoczy, biegającą po łące za wielkim owczarkiem, który w ramach zabawy uwielbiał robić jej dziury w spodniach. Gdy on miał dziesięć lat, ona miała pięć, więc traktował ją jak młodszą siostrę i zawsze gdy przyjeżdżała tu w okresie wakacyjnym dużo czasu z nią spędzał. ! Cieszył się, że demencja nie dotknęła jego dzieciństwa – ten, najpiękniejszy etap w swoim życiu pamiętał najlepiej.<br />Zabrał skrzynkę z narzędziami i jakoś po godzinie od jej telefonu zjawił się u progu jej domu.<br />- Jak na zawołanie – uśmiechnął się lekko, co było nad wyraz miłe jak na niego. Miał dobry dzień, w dodatku cieszył się na kontakt ze wspomnieniami, które wciąż były żywe w jego głowie – wszystkie inne miały ogromne szczeliny, które przyprawiały go o bezsenne noce. <br /><br /><i> nawiasem określiłam fragment, który zostawiam tobie, czy pasuje ci taka wersja historii czy w jakiś sposób nie zgadza się z twoją koncepcją postaci <br /><br />Gerald </i>Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-67384851343308692462017-05-22T20:52:24.287+02:002017-05-22T20:52:24.287+02:00[O, singielka z wyboru... Coś jak ja, tylko, że ja...[O, singielka z wyboru... Coś jak ja, tylko, że ja nie ze swojego :'( :D A tak już zupełnie poważnie, to wygląda na to, że Holly i Gerald to dwa, kompletnie różne charaktery, ale podobno przeciwieństwa się przyciągają. Może Gerald znał się z jej dziadkami i polecili jej, żeby to z nim się kontaktować w razie, gdyby w domu coś się zepsuło? Gerald naprawi pralkę, a przy okazji podleczy swoje złamane serce obecnością pięknej (i młodszej!) kobiety :D]<br /><br /><i> Gerald </i> Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-64932149777385963092017-05-22T20:20:44.006+02:002017-05-22T20:20:44.006+02:00W przeciwieństwie do Holly, jemu na wygranej nie z...W przeciwieństwie do Holly, jemu na wygranej nie zależało – ba! Jemu nie należało nawet na tym, by uczestniczyć w tej błazenadzie, a co dopiero starać się o nagrodę. Gdyby kobieta nie pojawiła się w progach baru, Ferran siedziałby w kącie, tylko od czasu do czasu obserwując to, co działoby się na parkiecie w ramach tanecznego wieczoru, i w błogim spokoju popijałby swój złoty trunek. Ale, ponieważ panna Davies jednak zechciała zjawić się w lokalu, to za jej namową musiał wyjść na środek sali i wirować tak, jak reszta mieszkańców biorących w wydarzeniu udział. Nie był ani troszeczkę przekonany do tego pomysłu, mimo że tańczyć potrafił, bo swego czasu na rozdaniu dyplomów, hulał jak wiatr w ciemnych lakierkach... Tylko, że kiedyś był inny – wesoły, energiczny; kiedyś wiódł beztroskie życie, więcej się uśmiechał i robił to, na co miał ochotę. Takie <i>ludzkie</i> zachowania przychodziły mu o stokroć prościej, tym bardziej, że Kayser niewiele się w swym nastoletnim życiu przejmował. A teraz, choć się nie przejmował, istniał na uboczu, bowiem nigdy nie wiadomo, który z jego kontaktów skończy się srogą awanturą. Czy nie lepiej tego uniknąć? <br />— Świetnie. Im szybciej, tym lepiej — odparł, zerkając kontrolnie w stronę zegarka. Nie miał w sobie mocy, gwarantującej przyśpieszenie czasu, jednak wciąż posiadał nadzieję, że konkurs skończy się szybciej, niż zacznie. <br />Nieśpiesznie dopił zawartość swojej szklanki i już miał wołać barmana, by ten przyniósł mu kolejną, kiedy z głośników popłynęła muzyka. Tym razem grała znacznie głośniej, zaś na sali zrobiło się lekkie zamieszanie, jakby nie każdy miał pewność, czy wieczór taneczny właśnie się zaczyna. Bo czyżby faktycznie miał rozpocząć się od wolnego numeru? <i>The Platters</i> i ich utwór <i>Only You</i> jednak potrwał pierwsze pary do tańca, które kołysały się zgodnie z podanym rytmem. Kolorowe kółka udekorowały ściany lokalu, przesuwając się po nich równie wolno, co melodia płynąca z głośników. Dookoła zrobiło się ciemniej. Ferran zmrużył na moment oczy, gdy niebieska smuga światła zaatakowała jego źrenice, nieco je oślepiając.<br />Nadszedł ten czas.<br />Wtem mężczyzna zsunął się ze stołka barowego i wyciągnął dłoń w kierunku Holly. <br />— Zatem, zapraszam.<br /><i>Raz kozie śmierć</i>. Ot co.<br /><br /><b>Ferran Kayser</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-84794309325701488162017-05-22T15:03:11.517+02:002017-05-22T15:03:11.517+02:00Coś mi chodzi po głowie. Może przed powrotem Sidne...<i>Coś mi chodzi po głowie. Może przed powrotem Sidneya do Mount Cartier, Holly czasami odwiedzała jego matkę - twardą, zgryźliwą siedemdziesięciolatkę, która rzadko budzi sympatię. Kobiety mogły złapać bardzo dobry kontakt i mimo, że Keenan wrócił, żeby zająć się Susanne, to Holly z przyzwyczajenia może dalej co jakiś czas wpadać w odwiedziny.<br />Sid unika matki, bo kobieta wierci mu dziurę w brzuchu o wnuki przy każdej możliwej okazji, nie szczędząc mu przy tym ostrych przytyków i często dochodzi między nimi do głośnych, poważnie brzmiących kłótni. Holly mogła być kiedyś świadkiem jednej z nich i od tego czasu otwarcie okazuje niechęć Sidowi, który odpłaca się tym samym.<br />Jeśli chodzi o wątek, to mam pewien pomysł,<br />ale wydaje mi się on na tyle absurdalny, że wolę go najpierw skonsultować z Tobą na e-mailu, więc jeśli masz ochotę się dowiedzieć, co mi chodzi po głowie, to pisz. Jeśli nie, to daj znać pod kartą, postaram się wymyślić coś innego. :D<br />W razie czego zostawiam e-maila: strusietochuje@gmail.com</i><br /><br /><b>Sid</b> (and Lou Dog)ostrichhttps://www.blogger.com/profile/06280800035571253965noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-70861043775099330072017-05-21T23:52:59.235+02:002017-05-21T23:52:59.235+02:00[Złe konto, ups :")
Będę czekać w takim razie...[Złe konto, ups :")<br />Będę czekać w takim razie!]<br /><br /><b>Wesley</b>Anonymoushttps://www.blogger.com/profile/12182870401789632592noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-7402404418146849022017-05-21T23:51:20.791+02:002017-05-21T23:51:20.791+02:00Ten komentarz został usunięty przez autora.Anonymoushttps://www.blogger.com/profile/15607457655637610242noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-634666384140720902017-05-21T23:44:13.478+02:002017-05-21T23:44:13.478+02:00[Jakby wzdychała to bym się jej nie dziwiła, sama ...[Jakby wzdychała to bym się jej nie dziwiła, sama na jej miejscu bym się pewnie tak zachowywała, bądźmy szczerzy :D I pewnie, mogłoby coś być, chociaż równie dobrze Wes mógłby tego do końca nie pamiętać, zwłaszcza, jeśli stało się to pod wpływem alkoholu.]<br /><br /><b>Wesley</b>Anonymoushttps://www.blogger.com/profile/12182870401789632592noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-7975585729916289042017-05-21T23:26:49.718+02:002017-05-21T23:26:49.718+02:00[Myślę, że mimo wszystko Mattie za bardzo lubiłaby...[Myślę, że mimo wszystko Mattie za bardzo lubiłaby Holly, aby dawać jej Maxa pod opiekę :D. Serio - Max to straszny urwis. Ale jak dziewczyna nie boi się wyzwań, to... droga wolna! :) <br />I pomysł mi się podoba. Z tymże Mattie na cały dzień nie zostawiłaby Maxa, bo ten jeszcze gotów byłby przyprawić biedną sąsiadkę o zawał serca, ale tak na kilka godzin, to czemu by nie :) Zacznę już jutro :)]<br /><b>Mattie</b>Czarny Jeździechttps://www.blogger.com/profile/03752488503563809622noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-76452989795781662232017-05-21T23:03:42.475+02:002017-05-21T23:03:42.475+02:00[Cześć! Ale urocze dziewczę Ci wyszło, no naprawdę...[Cześć! Ale urocze dziewczę Ci wyszło, no naprawdę! Nawet z tymi potajemnymi treningami :D <br />Też myślę, że mogliby się znać! W końcu kto inny zająłby się ofiarami z pożaru, jak nie ratownik medyczny? A te leki to pewnie już po znajomości :)<br />Myślisz, że mogłybyśmy zaczepić o to nasz wątek? Mam na myśli jakąś ratowniczą akcję, Wes wyciągnąłby z palącego się budynku jakiegoś nieprzytomnego chłopca i razem z Holly udałoby im się go uratować? Później mogliby też skoczyć do jakiegoś baru, co by się odstresować po męczącym dniu pracy. Tak sobie tylko gdybam, gdybyś miała jakiś inny pomysł to dawaj śmiało :D]<br /><br /><b>Wesley</b>Anonymoushttps://www.blogger.com/profile/12182870401789632592noreply@blogger.com