MARTIN DELANEY
32 LATA
— OBECNIE BEZROBOTNY
Kiedyś marzył jedynie o tym,
aby rano mógł otworzyć oczy. Uśmiechy, żarty i uprzejmości usunęły się z jego
dziennego grafiku, ustępując miejsce domowym wizytom lekarskim oraz smętnym
oczekiwaniom na koniec męczarni. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jedna
diagnoza odebrała mu marzenia i zburzyła wszystkie plany na przyszłość. Lekarze
zgadzali się ze sobą, mówiąc mu, że z rakiem trzustki nie wygra. Chociaż
próbował stanąć do walki, ostatecznie upadał na kolana z wycieńczenia. Chemia
zniszczyła mu życie. Najpierw odebrała mu włosy, potem siły, a na końcu jeszcze
Ją – kobietę, która swoim ciepłym
sercem miała nadzieję odegnać od nich zły los. Gdy stracił już wszelką nadzieję
i motywację, odmówił dalszego leczenia. Ostatnie chwile pragnął spędzić w
radosnym, pełnym miłości, domowym zaciszu z ukochaną żoną u boku, a nie
otoczony surowymi ścianami szpitala. Mimo że wieczorami z obawą myślał o
następnych miesiącach, poczuł się wolny. Czekał na koniec, a nagle okazało się,
że jego największy wróg zniknął. Onkolodzy nie dowierzali, że tak zniszczony
organizm poradził sobie z guzem trzustki po odstawieniu leków i chemii. Nikt w
to nie wierzył. Nawet on. Usłyszał szczęśliwą wiadomość, lecz w głębi duszy wcale
jej nie celebrował. Lata walki zamieniły go w wrak człowieka. Mężczyzna, który
kiedyś podróżował po całym świecie i fotografował zapierające dech w piersiach
widoki, nie pamiętał już, co znaczyła prawdziwa radość. Zamiast szczerze się uśmiechnąć, zmuszał się do pogodnego wyrazu twarzy. Świadomość o własnej
ułomności zmusiła go do odejścia. Wyjechał bez słowa wyjaśnienia, chcąc
zapomnieć o sterylnym zapachu szpitala, gorzkim smaku tabletek i pełnym litości
spojrzeniu Tilly.
Teraz zastanawia się, dlaczego
pozwolił odebrać sobie kontrolę nad własnym życiem. Przeklina samego siebie, że
walczył niezbyt agresywnie, że ze zbyt małą determinacją próbował ustawić się
do pionu, że kochał zbyt słabo... Nie wszystkie błędy można naprawiać, jednak
on wyciągnął istotne wnioski z lekcji, jakie udzieliła mu choroba. Mądrzejszy o kilka
cennych prawd wrócił, aby przeprosić i chociaż raz spojrzeć w oczy kobiecie,
która jako najwierniejsza żona na świecie tkwiła przy nim w zdrowiu i w
chorobie. Dopiero chwila samotności, podczas której bił się z własnymi myślami,
uświadomiła mu, że w domu czekała na niego żona, a nie świadek jego gwałtownych
upadków.
Cześć. To coś wyżej to nic specjalnego. Wracam do blogowania
po bardzo długiej przerwie, więc nie potrafiłam napisać dla was nic lepszego.
Rozkręcę się w wątkach, obiecuję! Zaopiekujcie się nami :) Na zdjęciu Matthew Law, a w tytule cytat od Cecelii Ahern.
Może to dlatego, że mi opowiadałaś o tej postaci i wiem mniej więcej jakie są jej umotywowania, ale karta wydaje mi się mega klarowna. Ujęłaś w niej całą kwintesencję tej postaci. Nie mogę się nacieszyć z tego, jakiego mam męża. Mathilde może cieszy się z tego odrobinkę tylko mniej, zważywszy na ich wspólną historię. :( Dodatkowo oprócz przyjemnej karty, mamy jeszcze przyjemne zdjęcie i piękne imię.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że akurat ty przejęłaś tą postać.
Na koniec jeszcze spytam, czy masz jakiś pomysł na zaczęcie, skoro ty przybywasz do miasta przeprosić Tilly? Jeśli nie masz to oczywiście mi wypadałoby wprowadzić Cie w grę. XD
Mathilde
[Witam! Z historią tegoż pana zapoznałam się już w zakładce u Tilly, ale teraz wiem, jak wyglądało życie mężczyzny z jego punktu widzenia. Mogę życzyć mu szczęścia i tego, by więcej nie zetknął się z żadnym choróbskiem. Niech Martin załatwi te wszystkie sprawy i bawi się w Mount Cartier naprawdę dobrze, a Ty razem z nim! :)]
OdpowiedzUsuńFerran, Tilia & Cesar
[— Martin Delaney. A Mathilda jak m...? A nie ważne. Nie wiem czemu myślałąm, że mają osobne nazwiska. Tak oto wyglądało moje mamrotanie pod nosem obok LeChat, kiedy czytałam sobie Twoją KP. Oczywiście o godzinie 23:00 ogarniam mniej, niż o godzinie 2:00 w nocy, więc podstawowe fakty potrafią mi się zmieszać. Nie mieszają mi się natomiast wrażenia z KP. Tutaj jestem absolutnie pewna tego, że postać mi się podoba. Tak jak napisała już Mathilde powyżej, motywacje bohatera i cała jego historia jest bardzo przejrzyście sprezentowana. Trudno będzie mi przebić się przez ten entuzjazm LeChat, ale ze swojej strony mogę tylko dodać, że jak na osobę, która miała długą przerwę, bardzo zgarbnie idzie Ci opisywanie bohatera. Niech tak dobrze wiedzie Ci się również z wątkami! :)]
OdpowiedzUsuńAndrew, Scott & Timothy
[Jestem zauroczona tym panem, bo wydaje się być naprawdę spójną, przemyślaną postacią. Dodatkowy plus za zdjęcie, które w dziwny sposób idealnie wpasowało się w osobowość Twojego bohatera. Chętnie poczytałabym coś jeszcze, co wyszło spod Twojej ręki, więc pozwolę sobie zaprosić na wątek, aczkolwiek nie wiem, czy coś nam z tego wyjdzie. Wszystko zależy od Ciebie!]
OdpowiedzUsuńMia Harnsberger
Chcesz czy nie, ale przed zagłębieniem się w kartę powzdychałam do tego zdjęcia. Niemniej postać z tragiczną historią i jednocześnie, dla mnie i dla Lenki, bardzo interesująca także życzymy ciekawych wątków i mnóstwa weny. Jak coś, to Lenka chętna na wszystkie powiązania i inne duperelki.
OdpowiedzUsuńLena
[On to ma takie zdjęcie, że aż poczułam dreszcze, które tylko pogłębiły się, kiedy czytałam historię... Cześć! Ta karta jest naprawdę świetna: rozpoczynając od bardzo przemyślanego przebiegu jego choroby i zmian, które wprowadziła do jego życia, przez to, jakim człowiekiem się stał, na końcowych wnioskach i decyzjach się zatrzymując – Martin serio robi wrażenie. Biorąc więc pod uwagę to, po co wrócił do miasteczka, jestem ciekawa, jak mu pójdzie i życzę mu powodzenia, a Tobie masy superowych wątków i weny. :)]
OdpowiedzUsuńAdam Hamilton
[Mi bardzo, ale to bardzo pasuje. Wyobraziłam sobie nawet Mię, która zwiałaby ze szkoły na wagary (akcja musiałaby się rozegrać w Churchill), natrafiłaby na takich naszych Sebków-chuliganów, którzy, widząc nową "zdobycz", przystawialiby się do niej w dość sugestywny sposób; Dylan mógłby ich pogonić, a ją odwieźć do domu, co Ty na to? Moja Harnsberger pewnie byłaby trochę roztrzęsiona, gdyż owi chłopcy nie zachowywaliby się zbyt delikatnie, więc siłą podświadomości mogłaby nawet szukać u Martina pocieszenia, bezpieczeństwa. c:]
OdpowiedzUsuńMia Harnsberger
W zasadzie takie powiązanie nawet gra z koncepcją mojej postaci, po pierwsze: odkąd jest w MC, nie znalazł jeszcze kumpla od popitki, a po drugie, jest tu, żeby wielu rzeczy doświadczyć i zainspirować się do napisania kolejnej książki, więc ta wyprawa „zdrowotna” może się opłacić również jemu. Zregeneruje jego pokłady twórcze. Także jestem za!
OdpowiedzUsuńAndrew