A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

I nearly killed somebody, don’t you mind?

w a d e   b r e w e r

DWADZIEŚCIA OSIEM LAT MECHANIK SYN MARNOTRAWNY

Z biegiem lat wiele wspomnień zaciera się w ludzkim umyśle. Niegdyś barwne wyobrażenia przeistaczają się w mgliste obrazy, by później nieoczekiwanie zniknąć zupełnie pośród poplątanych myśli określających rzeczywistość. Realizm gwałtownie wdziera się pomiędzy pozostawione w pamięci luki, a świadomość przemijających minut pali żywym ogniem, boleśnie igrając ze splugawioną przeszłością psychiką. Demony zamierzchłych momentów, choć niewyraźne, nadal kształtują wizję snów, chłodem przejmują pogrążone w letargu ciało i wzbudzają cichy, chrapliwy dźwięk, brzmieniem przypominający umęczony jęk pokonanego. Jest nim. Przeklętym poległym, przygniecionym gruzami wyblakłych wartości, których dumne wyznawanie kończy się wraz z głupim wybrykiem, szeroką linią przekreślającym ustalone plany.
Chwila słabości. Zaledwie sekundy wypełnione pulsującą w krwi adrenaliną i rozpierającą serce wściekłością wystarczają, by znajomy dotąd świat chwiejnie trząsł się w posadach. W mgnieniu oka wszystko się zmienia. Pięść trącająca fakturę skóry ofiary staje się impulsem, złowrogim bodźcem, wabiącym na skraj przepaści, której mroczność majaczącego w dole gruntu nie stanowi przeszkody dla opętanej rozdrażnieniem duszy. Krok ku przodowi jest tak niepoprawnie łatwy, jak następujące po nim spadanie, w głębię własnego jestestwa, i doznawanie jego ciemnych pokus. Jednak doświadczana samowola trwa krótko, wzburza zmysły, porusza siłę, po czym rozpływa się, kiedy dotkliwy upadek rozprasza posokę zasnuwającą wzrok, uzewnętrzniając zdarte knykcie i faktyczną przestrzeń, rozdzieraną przez przeraźliwie dudniący odgłos policyjnej syreny. Perspektywa pogoni za uniwersyteckim papierkiem ginie pomiędzy nieprzyjemnym lodem metalowych kajdanek okalających nadgarstki oraz monotonią głosu sędziego, oznajmiającego wyrok.
Osiem lat to długi okres czasu. Dni zdają się leniwie przygasać, jakby w demonstracji swą nieskończonością usiłowały wymierzyć słuszną karę. Lecz ta przecież od początku nie wiąże z rytmem wystukiwanym przez wskazówki zegara, prawdziwym wyrzutem jest bowiem dobitnie zatroskana twarz matki. Wykrzywione w zaniepokojeniu rysy podczas nielicznych widzeń prześladują wymowną szczerością kobiety, wciąż traktującej zwyczajnego łotra, jak ukochanego syna. Matczyna czułość nie przemija, nawet wówczas, gdy spomiędzy rodzicielskich, spierzchniętych warg ulatuje informacja o śmierci ojca, która niczym widmo ciągle unosi się wokół, miesiące później, już poza murami więzienia, w pozornie bezpiecznym otoczeniu Mount Cartier.
Tymczasem nic nie jest takie jak dawniej. Dom przeraża dziwną pustką, pokój na piętrze nie pachnie już wonią mielonego tytoniu, a wijąca się za budynkiem droga, prowadząca do lasu jest obecnie prawie niewidoczna pośród gąszczu dzikich roślin. Rzucane ukradkiem spojrzenia podrażniają rzekomy spokój, ciekawość potęguje irytację i nawet standardowe powitanie ożywia czujność. Niepochlebna opinia uprzedza pojedynczy krok, przypuszczenie przeistacza się w plotkę, ignorancja zastępuje obawę. Przyszłość zarysowuje się nader skomplikowanie.
Osiem lat to długi okres czasu, Wade. Wystarczająco długi, by spieprzyć swoje życie.


nie umiem w karty, wybaczcie. w gwoli wyjaśnienia, wade nie jest zgorzkniałym facetem, smęcącym w kącie. pozornie wzbudza wrażenie całkiem normalnego gościa, a to, co w nim najgorsze, po prostu tłumi wewnątrz siebie. ach, i cała ta nieprzyjemna sytuacja z jego udziałem wydarzyła się w winnipeg, gdzie przez rok studiował. w tytule the 1975, na zdjęciu louren groenewald. cześć.

12 komentarzy:

  1. [Dlaczego wszyscy tworzą takie dobre karty? Nie no, chyba przyszedł czas na zmianę mojej.
    A tak poza tym, to witaj. Niewiele mogę powiedzieć na temat moich odczuć do Wade'a, ale zdecydowanie go lubię i szkoda mi jego zrujnowanych marzeń. Z chęcią dowiedziałabym się o nim czegoś więcej.
    I to zdjęcie, no cudo.]

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  2. [ OH MY GOD Wchodzę na bloga i widzę przepiękną buzię pana, który mąci mi w głowie ilekroć się natknę na niego na tumblerze! A do tego ta karta! Jezusku, tak bardzo made my day, tyle pięknych słów i zdań - czy mogę Cię wirtualnie ukochać? <3
    Kończąc z pochlebstwami, pokuszę się pomysłem na wątek, bo aż wstyd żeby koło takiego pana Lily przeszła obojętnie! Jeżeli wszystko dobrze rozumiem i Wade siedział w tzw. pierdlu, a teraz wrócił i jest niejako wyklętym mieszkańcem, zatem ciekawość sięgająca zenitu gnałaby moją pannicę do poznania kogoś, kogo każe jej się wystrzegać babka. A jeśliby nawet sama nie poszła do jego warsztatu żeby poznać samego Brewera i troszkę pokusić los, to zawsze mogłoby być jakieś emergency na stacji i musiałaby pobiec po mechanika :)
    I jeszcze propsy za THE 1975 <3

    Dalej jestem w szoku i pod wrażeniem, że moje oczki przeczytały tą kartę :D #lizus]


    Lily Harding

    OdpowiedzUsuń
  3. [Absolutnie popieram wszystkie opinie nade mną. Karta jest niesamowicie klimatyczna i do tego jeszcze napisana w tak atrakcyjny sposób, że nie łatwo jest wyjść z podziwu. Przy całych tych rozbudowanych zdaniach, które wychodzą jedno za drugim, masz lekkie pióro, co sprawia, że kartę czyta się z przyjemnością. Tym bardziej, że każdy akapit przenika się gładko z kolejnym, nadając historii pełnej płynności Do tego jeszcze adekwatne do przekazu metafory i rozwinięte słownictwo... no po prostu nic dodać, nic ująć. Mogę Cię ukochać za styl.

    I wyhaczyłam tylko jeden błąd: okres czasu to pleonazm.
    Ale tak to cud, miód i orzeszki. Panie rzucą się jak na ostatniego pączka w jedynej mount cartierowskiej cukierni. W zasadzie nawet Ci tego życzę. No ioczywiście poza tym owocnych wątków!]

    Declan, Scott & Eli

    OdpowiedzUsuń
  4. [O losie, co te nowe karty wszystkie takie dobre? Zazdroszczę bardzo bo napisanie przyjemnej do przeczytania, dobrej karty to nie lada wyczyn, a tu taka perełka. Więc proszę tu nie mydlić nam oczu, że ktoś tu nie umie kart bo umie i to bardzo!
    Wade wydaje się być tajemniczy i groźny. No tak trochę przynajmniej. Nie wiem czy to przez potencjalne narzędzie zbrodni widniejące na zdjęciu, czy może raczej przez sam fakt, że trochę czasu w więzieniu spędził. Niemniej jednak, coś czuję, że dobry facet z niego! No i strasznie wzruszył mnie ten fragment z matką! Życzę udanej zabawy w MC, samych wspaniałych wątków i najlepszych pomysłów!]

    Clarissa

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dziękuję :) W ogóle mam pewien pomysł, ale nie wiem, co o nim powiesz. W głowie mam tylko jego zamysł, ale i tak Ci go przestawię.
    Oboje są w tym samym wieku, więc znać się na pewno znają. Co powiesz na to, żeby przed jego wyjazdem na studia tak średnio się lubiły, ale teraz, kiedy wrócił po odsiadce, zaczęli się lepiej dogadywać? Kat nie jest dobrą pocieszycielką, ale nie ma problemu z siedzeniem w ciszy, słuchaniu i nie przejmowaniu się faktem, że ktoś siedział w przysłowiowym kiciu. Kiedy wszyscy się od niego odsunęli, Kat jakimś dziwnym trafem może się do niego zbliżyć.
    A może Ty masz jakiś pomysł? Zawsze lubię je łączyć.]

    Paris

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Cóż, cieszę się, że udało Ci się w Aurorze dostrzec jednak coś wyjątkowego pomimo moich prób "wklejenia" jej w obrazek Mount Cartier jako potencjalnie nijakiej mieszkanki. Liczyłam właśnie na to, że chociaż wyglądem i zachowaniem w pierwszym kontakcie będzie sprawiała wrażenie zwykłej dziewczyny, to po głębszym przyjrzeniu się jej dojdzie się do wniosku, że coś jednak nie pasuje do tej pozornie prostej układanki. Wniosek ten z kolei miał wzbudzać ciekawość.
    Zresztą myślę, że wiesz o czym mówię, bo Twój pan rozbudza wyobraźnię właśnie w podobny sposób. Z wierzchu zwykły, skopany przez los chłopiec, a wewnątrz? No właśnie... ;)
    W swojej karcie chciałabym zawrzeć o wiele więcej szczegółów, ale w trakcie jej tworzenia doszłam do wniosku, że nie warto tak od razu odkrywać wszystkich kart, więc reszta będzie ukazywana z czasem.
    Zgrabnie skrócony opis tego, co spotkało Wade'a wciągnął mnie na tyle, że nawet nie wiem, kiedy pochłonęłam tekst. Wydaje mi się, że właśnie ta nieufność, która w teorii nie pozwoliłaby nawiązać ludziom w zwykłej sytuacji jakiegoś trwalszego kontaktu - im ułatwiłaby sprawę. Nie wiem jeszcze tylko jak można to odpowiednio rozegrać.
    Może Ty masz jakiś pomysł? Ja oczywiście jestem jak najbardziej za wątkiem. ;) ]

    Rora

    OdpowiedzUsuń
  7. [E tam, zaraz pompować ego - ja tam lubię chwalić ludzi, jeśli już jest za co! Zwłaszcza, że nie zawsze w blogosferze można się mile zaskoczyć i kogoś szczerze doceniać. A tak, jak już ktoś jest, to przynajmniej można się czegoś nauczyć i przy okazji super pobawić. Aż chce się wtedy pisać!
    Żeby już nie przeciągać, to zacznę wątek, co by się coś działo i nie było nam smutno :)]

    Praca na stacji benzynowej nie należała do specjalnie absorbujących i interesujących zajęć, ale przynajmniej pozwalała Lily na ucieczkę z domu i spokój od nieustających chęci babci na uczynienie z niej swojej spadkobierczyni szwalniczego interesu, a także możliwość skrycia się przed rówieśnikami, którzy chcieliby ją gdzieś zaciągnąć; lubiła mieć czas tylko dla siebie. Nawet jeśli miała względny zarobek z tych kilku godzin spędzanych popołudniami w przesiąkniętym zapachem benzyny lokalu, to przecież nie o pieniądze chodziło. Szczerze mówiąc nie za bardzo nawet było je na co wydawać, bo czego tak naprawdę może potrzebować człowiek w miejscu takim jak Mount Cartier? Z dawno pogrzebanymi ambicjami, z perspektywami skrytymi za stertą niemożliwości, bez potrzeby wyjazdu z tej dziury, na niewiele się one przydawały. Poza drobnymi umilaczami życia możliwymi do zakupienia w Churchill, nieustającymi próbami przekupstwa Iana w celu uzyskania alkoholu, nowym ciuchem, który nie wyszedłby spod autorskiej ręki Barbry Harding, która wiedziała jak wyglądają przyzwoite stroje dla młodej panienki, w przeciwieństwie do tych szmaty odsłaniających wszystko, które z uwielbieniem nosiła Lily, Mount Cartier uświadamiało człowiekowi na jak niewiele pieniądze się w życiu zdają. Ucieczka stąd do wielkiego świata tak naprawdę nie byłaby niczym lepszym, ot takim Mount Cartier, tylko znacznie większym, pięknie przyozdobionym, wyglądającym z pozoru szalenie atrakcyjnie, by w rezultacie być równie mocno rozczarowujące. Nie było zatem po co stąd uciekać - życie, wielce przereklamowane, można było prowadzić i w spokoju tutaj.
    Z przemyśleń na temat bezsensowności przyszłych dni, podczas podrygiwania w rytm jakiejś starej płyty z francuskimi piosenkami, wyrwał Lily warkot silnika, po którym nastąpił donośny huk, wiązanka przekleństw i nagle tuż przed nią zjawił się rozwścieczony mężczyzna w kwiecie wieku. W donośny i mocno niegrzeczny sposób zdążył wyklinać cały świat, jego przywódców, swój nędzny los, tą zapyziałą mieścinę, a przede wszystkim samochód, spod maski którego powoli unosił się ciemnoszary dym. Ona, obojętna na jego słowa, skupiona była zdecydowanie bardziej na lizaku, którego zdążyła w międzyczasie odpakować i włożyć do ust. Przytakiwała co jakiś czas swojemu rozmówcy, by wyjść zza lady i malutkiego budynku, by obejrzeć złowieszczy samochód z bliska.
    — Obawiam się, że kompletnie się na tym nie znam. — posłała mężczyźnie promienny uśmiech, wyjmując chwilowo słodycz z ust, po uprzednim schylaniu się nad maską w celu zaspokojenia własnej ciekawości o odgłosach jakie wydawał silnik i potencjalnym niebezpieczeństwie na wyciągnięcie ręki. — Ale jeśli poczeka pan pięć minut, jakoś temu zaradzimy. Pójdę po mechanika. — zapewniła z rozkoszną i uspokajającą dla młodzieńczego wieku pewnością siebie, a lekkie zmieszanie na twarzy nieznajomego wywołało u niej niemałe rozbawienie - w końcu o to jej chodziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięć minut było jednak wielkim oszustwem w szacowanym czasie możliwości sprowadzenia mechanika na stację benzynową. Może gdyby wykorzystała wigor i zwinność typowe dla nastoletniego wieku, faktycznie załatwiłaby sprawę tak szybko, ale z racji na ewidentny brak chęci do pośpiechu, wolała się przejść w spokoju, zupełnie obojętna na dalszy rozwój sytuacji. Ciekawsze od chęci pomocy było dla niej odwiedzenie warsztatu, w którym nie była od dawana, na pewno nie od czasu, gdy zagościł w nim owiany wielką tajemnicą Wade Brewer. Ponieważ babka zrobiłaby wszystko, by ona nie spotkała tego niebezpiecznego pana na swojej drodze, typowy dziewczęcy przekór, pchał ją tym bardziej do spotkania z mężczyzną, o którym postało wiele historii, plotek, nikt jednak nie wiedział nic konkretnego i prawdziwego. Nawet jeśli faktycznie byłby groźny, Lily traktowała to jako wyzwanie, bo przecież niebezpieczeństwo, zwłaszcza to bliskie, potrafiło być niesamowicie pociągające.
      — Halo? — zawołała na wejściu, ostrożnie przekraczając próg warsztatu w poszukiwaniu mechanika. Rozglądając się powoli po ciemnym miejscu wypełnionym zapachem benzyny i różnego rodzaju smarów, który zawsze dobrze jej się kojarzył, powoli wchodziła w głąb tej swoistej paszczy wilka. Przesuwając ostrożnie palcami po brudnych i zakurzonych maskach oraz częściach drgnęła, gdy usłyszała za sobą szelest. Odwracając się pospiesznie ujrzała przed sobą młodego mężczyznę, z lekka przybrudzonego, który przyglądał jej się z wyraźnym niezadowoleniem, jakby była tutaj najgorszym z możliwych intruzów. Dlatego też uśmiechnęła się łagodnie i powoli wyciągnęła lizaka z ust.
      — Cześć. Dzień dobry. Znaczy... — westchnęła i przygryzła dolną wargę, słysząc własne zakłopotanie, gdy znajdowała się pod stanowczym spojrzeniem mechanika.
      — Jakiś wariat ma problem z samochodem. Na nieszczęście udało mu się zajechać na stację. — wytłumaczyła się po krótkiej chwili, odwracając się od swojego rozmówcy, by przyjrzeć się jeszcze skarbom ukrytym w mroku warsztatu. — Obiecałam mu, że sprawdzę mechanika. — zawołała pochylając się nad znalezioną przypadkowo starą puszką po coli. Nie omieszkała tego zrobić w bardzo prowokacyjny sposób, tak by mężczyzna zobaczył wyraźnie zarysowane jej jędrne pośladki, skryte pod jeansem szortów, założonych zapewne po raz ostatni w tym roku. Prostując się jednak po chwili, wróciła do swojego rozmówcy.
      — Tak w ogóle jestem Lily. — przedstawiła się wesoło, wkładając na powrót słodycz do ust i przesuwając patyczkiem z jednego kącika ust w drugi, a policzki odpowiednio uwypuklały się w momencie gdy cukierek dotarł do granicy jamy ustnej. — To jak? Pójdziesz ze mną pomóc nieszczęśnikowi?

      Lily

      Usuń
  8. [Przyznam szczerze, że podoba mi się pomysł zaangażowania Hadesa w nasz wątek. To całkiem prawdopodobne, że gdyby Aurora na moment pozostawiła go samemu sobie - znudzony wilkowaty postanowiłby zrobić sobie wycieczkę po miasteczku i zawędrowałby w okolice domu Wade'a. Twój pan właśnie tam mógłby go znaleźć i z racji tego, że zbliżałby się wieczór, a wraz z nim lekka zamieć, wziąłby go pod swój dach na przeczekanie. Niestety, jest małe prawdopodobieństwo, że Rora oskarżyłaby Brewer'a o kradzież czworonoga, więc ta opcja odpada. Panna Walker na pewno jednak wybrałaby się na poszukiwania pupila mimo pogarszającej się pogody. Podążałaby po śladach póki wiatr by ich nie zatarł, a później po prostu pukałaby od drzwi do drzwi i wypytywała czy ktoś nie widział czworonoga. Tym sposobem mogłaby również trafić do Wade'a. Nie wiem czy Twój pan pozwoliłby dziewczynie wybrać się w podróż do domu w taką pogodę. Zamieć mogłaby nieco przybrać na sile, więc zaproponowałby Aurorze i Hadesowi schronienie. Co Ty na to? ]

    Rora

    OdpowiedzUsuń
  9. [Kathryn też nie jest typem, który ucieszyłby się na wieść o spotkaniu z ludźmi ze swojego rocznika, których w większości i tak nie lubiła. Ale możemy zrobić to tak, jak pisałaś: pójdą do baru, po drodze na przykład na siebie wpadając. Wejdą tam razem i bum, tyle znajomych, młodych twarzy. W ogóle myślałam o czymś takim, że oni tam sobie wejdą, pójdą po alkohol i ktoś wciągnie ich w jakąś mało istotną rozmowę. Kat usłyszałaby, jak ktoś w kącie przysłowiowo jechałby po Wade i wtedy Paris wkroczyłaby do akcji. Powiedziałaby danemu delikwentowi, że może do dupy wsadzić sobie swoje zdanie, a że byłaby trochę wypita, nie panowałaby nad sobą. Mogłaby wyniknąć z tego jakaś większa awantura, facet, który rzucał obelgami w stronę Wade zapyta się jej, dlaczego go tak broni, a ona mu rzuci, tak w przypływie emocji, że przecież nie będzie obrażać swojego chłopaka, łupnie koledze i wyjdzie z baru - albo ją wyniosą. Bo ona naprawdę nie lubi, jak komentuje i bluzga się życie innych.]

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  10. [No coś w tym jest, że okres czasu brzmi dla nas stosowniej, jakoś tak semantycznie ładnie się układa. Chociaż nie wiem, czy nie jest to czasem przyzwyczajenie do tej formy, która stała się dość powszechna, zarówno w słowie pisanym, jak i mówionym. No tak czy inaczej wciąż podtrzymuję, że Twoja KP jest pięknie skonstruowana. Dziękuję również za komplementy, którymi rozwiałaś trochę moje obawy, bo z kolei pisząc KP dla moich chłopców tak sobie myślałam, że chyba jeden z drugim są bardzo do siebie podobni. Mam jednak tendencję do grania podobnymi typami.
    A Eli? Tak, to przystojniak *.* Aż szkoda było mi go spedalić, ale jakoś tak historia sama mi się dla niego napisała i... niechybnie stał się gejem.]

    Drew, Scott & Eli

    OdpowiedzUsuń
  11. [Wspaniały ten Twój Wade, a zdjęcie mogłoby zdobić moją tapetę.]

    Lula Mae

    OdpowiedzUsuń