A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

So free up the cheaper seats, here comes the Greek Tragedy

William Linwood
37 lat właściciel Bookmarks FC: Armie Hammer

Wydaje się, że prześladuje go wyjątkowy pech, bo kiedy tylko czegoś zapragnie, los płata mu figle.
Chciał być muzykiem. W wieku siedemnastu lat zbudował sobie skrzypce, na których później nauczył się grać. W tajemnicy przed ojcem ćwiczył do Skrzypka na dachu, ale ten i tak się dowiedział, a skrzypce skończyły w piecu.
Chciał być lutnikiem, a kiedy zrozumiał, że w Mount Cartier z tego nie wyżyje – stolarzem. Stracił jednak dwa palce w prawej dłoni i musiał szukać innego zajęcia.
Chciał się ożenić. Sądził, że skoro znał Norę całe życie, ta niczym go już nie zaskoczy. Ale któregoś dnia znalazł na stole pierścionek, który jej podarował, i lakoniczną notkę napisaną w pośpiechu na chusteczce. Innej żony szukać nie chciał.
Chciał mieć dzieci, ale do tego potrzeba kobiety.
Chciał mieć psa, ale po tym wszystkim chyba się na to nie odważy.
Aż dziwne, że jeszcze nie spłonął mu sklep. Bookmarks jest jego życiem, bo rupiecie, do których od dzieciństwa miał słabość, to wszystko, co mu pozostało. Gdyby zobaczył lokal w płomieniach, prawdopodobnie sam by się w nie rzucił.

The Wombats, Armie Hammer. Willy to trochę postać tragiczna, ale na co dzień to raczej wesoły smutas. Czarny humor się go trzyma.

12 komentarzy:

  1. [Jaka piękna tragedia, no, jaka piękna tragedia!, chciałoby się zaśpiewać :D Ale pan Linwood sprawia wrażenie, jakby był gotowy zinterpretować to jako tragikomedię, co doceniam i ja i doceni Robert, jeśli damy naszym panom szansę interakcji ;)]

    Robert Leblanc

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Nic tak pewnie nie cieszy administracji jak ruch na blogu... To całkiem zrozumiałe i ja również jestem zadowolona z takiego stanu rzeczy, bo im więcej postaci, tym więcej możliwych wątków do rozegrania, a wątki są tym, co mountcartierowe szopy lubią najbardziej! Odrobinę mniej zadowolona jestem tylko z tego, że nie nadążam rejestrować przybycia nowych autorów, a w konsekwencji po prostu nie jestem świadoma ich obecności póki nie natknę się przypadkiem na nowe nazwisko wśród list mieszkańców. To trochę smutne, więc cieszę się tym bardziej, że Williama nie przegapiłam, ponieważ wydaje się naprawdę świetnym facetem. Ma specyficzne podejście do życia i pozytywną energię, której Junona mogłaby mu pozazdrościć! Już go uwielbiam za ten czarny humor i ogólnie, za całokształt. Niestety, krucho u mnie w tym momencie z pomysłami i poza spotkaniem w sklepie nie przychodzi mi do głowy nic sensownego, co mogłabym Ci zaproponować w ramach wątku. Jeśli Tobie przyjdzie do głowy coś ciekawego to zapraszam serdecznie... Zostań z nami na dłużej! ;) ]

      Juno Walter

      Usuń
  3. [Jezu malusieńki, jakiego on ma pecha, biedaczysko :x Prawie tak samo jak moja Diana. Straszne z nas autorki.

    Chodź, namieszajmy im jeszcze bardziej, kumulując stężenie pecha w powietrzu do maksimum :D ]

    Diana Lam

    OdpowiedzUsuń
  4. [No i pięknie, jak ja lubię takie "pomieszanie z poplątaniem" <3
    Wyobraź sobie, proszę, jak bardzo w czasach tych wielkich skoków na jabłka, irytująca musiała się wydawać Diana. Ta głośna, niezdarna, o sześć lat młodsza siostra jednego z nich, ładująca się wszędzie tam, gdzie nie powinna. :D

    Dobrze, że wszyscy zdecydowali się zostać na miejscu (przynajmniej w założeniu), bo teraz mogą się bez przeszkód spotkać np. na urodzinach brata Diany (gdzie indziej to ona pewnie nie wyjdzie) albo pod sklepem, gdzie po raz sto czterdziesty piąty w tym samym tygodniu, psuje swoją starą furgonetkę.]


    Diana

    OdpowiedzUsuń
  5. [o w mordę, on to na prawdę ma pecha! :( bardzo mi przykro, ale tym bardziej napędza nas to do działania, by tego pecha zwalczyć :D
    Solina na pewno z przyjemnościa osłodzi jego szary zywot jakimiś ciasteczkami <3 skoro on tu jest od zawsze, nie sposób aby sie nie kojarzyli, nie znali ;)
    baw się dobrze, życzę i wątków i weny i czasu na zabawę :) ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Urządźmy więc spotkanie autorskie z okazji wydania nowej książki o górkach, ale pewnie będzie na nim dziesięć osób i nic rewolucyjnego się wydarzy, więc opisywać go nie musimy (bo ani Robert nie jest dobry w zachwycanie się sobą, ani nie chcemy Williama stawiać w sytuacji, gdzie jego głównym zadaniem będzie powtarzanie no, fajnie, fajnie przez pół wątku :D). Później możemy za to się zagadać i skończyć na mroźnej, plenerowej imprezie, zapijając smutki, radości i co tam się nawinie. I pewnie już jakąś podstawę znajomości by mieli, bo to mimo wszystko mała mieścina i wszyscy się znają :D]

    Robert Leblanc

    OdpowiedzUsuń
  7. [W takim razie od jutra Solina zacznie go rozpieszczać ;) coś podrzucę! Jeśli potrzeba Ci konkretnej relacji, albo szukasz powiązań, możemy coś pokombinować, a jak nie to lecimy na żywioł :D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Czarny humor rządzi! ^^ Witam serdecznie na blogu :)
    Will ma rzeczywiście szczęście Różowej Pantery, doprawdy; zupełnie jak gdyby ktoś mu przeklął króliczą łapkę... Z Mount Cartier i jego mieszkańcami, nigdy do końca nie wiadomo :P
    Jeśli masz ochotę na wspólne pisanie, zapraszam serdecznie na wątek. Obaj moi panowie mają słabość do książek, a Jasper dodatkowo do skrzypiec. Z panem Lamem zapewne łatwiej byłoby coś zgrać, acz sądzę, że co dwie głowy, to niejedna; więc przy Nicku także nie będzie większego problemu :)
    Póki co, życzę Ci weny, ciekawych wątków i jeszcze raz, udanej zabawy!]

    Nicolas Everest | Jasper Lam

    OdpowiedzUsuń
  9. [Smutna historia, a jednak zaśmiałam się po jej przeczytaniu; może dlatego, że rzucenie się w ogień płonącego lokalu wydawałoby się naturalną koleją rzeczy, a ja lubię takie dobitne podsumowania. A może po prostu sama mam słabość do czarnego humoru i coś jest ze mną nie tak. Williamowi życzyć tego jednak nie będę, bo i sklepu, i pana byłaby wielka szkoda. Za to Tobie śmiało mogę pożyczyć udanej zabawy na blogu - może Mount Cartier nieco odczaruje tego pechowca! Gdyby jednak samo miasto nie dawało sobie z tym rady, a pan Linwood zechciałby zrzucić część swojego pecha na kogoś innego - chętnie, o niedobra ja, wyślę Theo na samobójczą misję :D]

    Theo

    OdpowiedzUsuń
  10. [Nie ma problemu, Diana służy ramieniem! Jeśli coś jej w życiu wyszło, to właśnie wykształcenie umiejętności słuchania (nawet... a może zwłaszcza pijackich smutasków :D). Co do aferki, to przeczuwam podobnie, aczkolwiek to by jeszcze trzeba było pewnie zapytać samego zainteresowanego (widzę, że i tak się gdzieś tam wyżej zgłosił) :D ]

    Diana

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie lubiła zimy. Bardzo dziwne, bo jako dziewczyna miejscowa urodzona i wychowywana w dolinie, która słynęła z raczej mało łagodnego klimatu, powinna być zahartowana i przyzwyczajona do mroźnego wiatru, zacinającego deszczu i takiej zimy, która nie chce odpuścić. No ale nie. Nic z tych rzeczy. Sol miała alergię na mróz po prostu. Cała jej szafa wypełniona była po brzegi grubaśnymi swetrami i dodatkowa półka została przeznaczona na ciepłe podkoszulki, które w składzie obowiązkowy musiały mieć choć kilka procent wełny. Nigdy jednak mimo wszystko nie mogła powiedzieć, że nie cierpi Mount Cartier. Mimo swojej ucieczki stąd.
    Gdy wyjechała, na kilka miesięcy zerwała kontakt z znajomymi. Z rodziną nie mogła, wiedziała przecież, że wszyscy panikują i trzęsą się nad nią, bo była jedynaczką. Trochę szkoda, zawsze chciała mieć towarzystwo do zabaw, rozmów i całej reszty. Ale w podróżach po Europie to, co najbardziej zapadło jej w pamięć i co pokochała całym sercem, to ciepło. Słońce było tak inne, grzało ciało w tak cudowny sposób, że na samo wspomnienie się uśmiechała pod nosem i rumieniła. Tam był zupełnie inny świat. Tęskniła za tym czasami, a coraz częściej w dni jak ten, kiedy zaspy zaczynały siegać okien w cukierni, miała wrażenie, że kiedyś zasypie ją na amen. Nic więc dziwnego, że od momentu, jak zajeła się cukiernia, zmieniła wystrój i wszędzie gdzie tylko mogła powciskała kolorowe akcenty, by jakoś rozgrzać chociaż wnętrze lokalu.
    Stała za ladą, nie mogąc cieszyć się z wielkiego ruchu. Właściwie był niemalże zerowy. Z samego rana odwiedziła ją pani Collins, standardowo kupując kruche ciasteczka i kilka małych pączków, które zjadała do mocnej kawy na podwieczorek. W Mount Cartier było tak niewiele mieszkańców, że nie tylko znała ich wszystkich, ale nawet już niektóre ich przyzwyczajenia... Trochę straszne.
    -Dzień dobry- uśmiechnęła się lekko na widok znajomej twarzy, gdy dzwoneczek u drzwi zadźwięczał zapowiadając wejście klienta.
    William był kolejną osobą, która miała słabość do cukru, a ruda oczywiście bez skrupułów do wykorzystywała. No bo w końcu interes sam się nie ukręci,c o nie? Poza tym... jeśli części nie rozda, to się zmarnuje, a niezaleznie jak bardzo ograniczała swoje eksperymenty z piekarnikiem, półki w cukierni zawsze miała pełne po brzegi od otwarcia.
    Sol sama już od dawna nie obżerała się słodyczami. Podjadała je dość często, ale już nie praktykowała otwartego obżarstwa. Przejadła się w momencie, gdy przejęła rodzinny interes i po prostu codziennie zamiast posiłku, wrzucała do brzucha ciastko, torcik, słodką tartę.
    - Zrobiłam serowe pączusie, chcesz spróbować? - zaproponowała i wyprostowała się, wyciagając w jego kierunku małą kulkę oprószoną cukrem pudrem trzymaną przez cienką serwetkę.
    - Jak tak dalej pójdzie i sama będę musiała kończyć swoje wypieki, zamiast je sprzedawać, to i zbankrutuję i przytyję - pożaliła się. - Więc udawaj że jesteś tu po raz pierwszy i spróbuj podjeść coś jako tester - poprosiła, wyciagając jeszcze bardziej w jego stronę małego pączusia.

    OdpowiedzUsuń