A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

she loves caramel tea

Solane Candover
01.07.1988 • miejscowa garncarka i raz w tygodniu nauczycielka plastyki
w podstawówce w Churchill

Mindel i Malla. Golter.

Uparła się, żeby nie wyjeżdżać z Mount Cartier i... ostatecznie przegrała z kretesem w starciu z czterema zawziętymi braćmi. Po dwudziestu dziewięciu latach mieszkania w tej małej mieścinie w końcu dała namówić się na kilkutygodniowy wyjazd do Winnipeg, gdzie miała nie tylko poznać smak życia w miejskiej dżungli oraz nauczyć się czegoś nowego na specjalnie wybranym dla niej kursie plastycznym, ale także najlepiej zostać tam na stałe. Nie dlatego, że cała rodzina chciała się jej pozbyć i zapomnieć o istnieniu tej najmłodszej, często najbardziej upartej przedstawicielki Candoverów, ale dlatego, że nie chcieli, by za kilkanaście lat żałowała swoich irracjonalnych decyzji. Stanęli więc na głowach, by najpierw dała namówić się na sprzedaż rodzinnego biznesu, na którego prowadzenie nie mieli już czasu, a później także na jej wyjazd do miejscowości oddalonej o nieco więcej kilometrów niż pobliskie Churchill. Polegli jednak w realizacji drugiej części tego planu, o czym wiedzieli już po ich pierwszej, mało entuzjastycznej rozmowie telefonicznej.
Po ponad czterech miesiącach wróciła przed świętami na stare śmieci z tą różnicą, że w sklepie ogólnym przestała już zajmować niewygodny stołeczek za ladą, a podstawówka w Churchill nie widuje jej wyłącznie raz do roku przy okazji organizacji artystycznej strony przedstawienia na zakończenie roku szkolnego. Na jej życzenie odkurzona została także pracownia mieszcząca się w przybudówce koło domu, w której dawniej jeszcze z mamą tworzyły cuda, niejednokrotnie wiszące później na ścianach ich rodzinnego przybytku albo zajmujące honorowe miejsca na stole podczas uroczystych imprez. Jedyne co się nie zmieniło, to jej nieumiejętność chodzenia w butach na wysokiej szpilce oraz wszelki brak zainteresowania modą, do której Solane nigdy nie miała serca. Nadal jednak uprzykrza życie starszym braciom, ustawia do pionu rozbrykanych bratanków, a gdy zachodzi taka potrzeba, to winnego kłótni skazuje na kilkugodzinną pogadankę w kuchni podczas wspólnego pieczenia ciasta. W końcu nie ma nic lepszego niż współpraca przy odświeżaniu starych przepisów pozostawionych przez rodziców w pożółkłych już zeszytach. Nadal jest więc tą samą Solane, z tą różnicą, że teraz jest już pewna, że to w Mount Cartier chce ułożyć sobie życie i nie zamierza wyjeżdżać z niego na dłużej niż kilka(naście) dni.

relationshomecarwork

Wizerunek: Charly Jordan. Córa marnotrawna wróciła.

10 komentarzy:

  1. [Kota nie ma, myszy harcują...? Nie było jej trochę dłużej niż te cztery miesiące, ale powiem Ci, że chyba się nawet trochę za nią stęskniłam. Tak mi już ta Twoja Candover wsiąkła w klimat MC, że bez niej ta mieścina wydaje się jakaś... pusta.
    Fajnie, że Solka wróciła i fajnie, że wciąż jest tą samą, ciepłą (o ile to dobre słowo) dziewczyną z wioski na krańcu świata. Obyście bawiły się tak samo dobrze, jak zawsze. I oby znalazła sobie wreszcie jakiegoś porządnego kawalera, coby wreszcie zamknąć buzie wszystkim starym zrzędom. Choć z taką twarzyczką to raczej nie będzie jej ciężko. Jak Ty wynajdujesz te zdjęcia?]

    Mysie aka Lama czyli Kot

    OdpowiedzUsuń
  2. [jaka ona cudowna i piękna! *-* zostań z nią na dłużej ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ W końcu mam szanse odpisać, męczy mnie przeprowadzka dlatego milczałam pare dni, ale już na spokojnie ufff... Dobrze, ogólnie podoba mi się myśl z tym wykorzystaniem, to byłby problem z nimi takie spięcie, bo gabriel za młodu chuliganił strasznie, więc to byłby poczatek. Oczywiście by się znali, on ona, jego siostra i bracia, nie możliwe by się nie znali, ona mogłaby się przyjaźnić z jego siostrą, on znać z jego braćmi, ale nadal wykorzystał ją, zranił jakoś i zniknął, przez co jego kontakty z twoja panią i jej bracmi się oziębiły, no a teraz jak wrocił, w końcu jest szansa troche to naprawić :p Także tego, mogę nawet zacząc, tylko ustalmy co jej zrobił?:D Złamał serce, czy coś takiego? No i jak ze spotkaniem, proponuje własnie tak jak pisałaś by Enid była tym lącznikiem :) Mała by ją uwielbiała :) Może Gabriel spóźnił by się na zajęcia plastiki by córkę odebrac i twoja pani zawiozła by ją do jej babci, gdzie chwilę by posiedziała na herbatce czy coś i wtedy zjawiłby sie gabriel? :)]
    Gabriel Morgan

    aaaa i ps... PIĘKNE ZDJECIE!!! Mam takie guilty pleasure z jej zdjęciami pięęęękne<333 Zakochaliśmy się :p

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hejka! Cieszę się, że Anthony także u innych wzbudza wrażenie normalności, bo dokładnie takiego zwyczajnego ubzdurałam go sobie w głowie. Wiesz, Twoja wizja nieco mnie natchnęła i oczyma wyobraźni już widziałam jego naburmuszoną minę, gdy wszedłszy do domu zobaczył swoją matkę w otoczeniu przyjaciółek, zawzięcie dyskutujących o idealnej dla niego partnerce. :D W każdym razie, chętnie skorzystam z zaproszenie do Solene (nie byłabym sobą, gdybym nie przejrzała reszty Twoich kart, i rzeczywiście muszę przyznać Ci rację, bo panna Candover chyba możliwie najciekawsze powiązanie). Kiełkuje Ci już coś konkretnego w głowie, czy myślimy nad czymś wspólnie? Tak naturalnie (i trochę banalnie) wpasowywałyby się tu znajomość poprzez któregoś z braci, ale to jedynie pierwsza, przelotna myśl. ;)]

    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  5. [O, to niezły pomysł! Taka znajomość od lat dziecięcych to doskonała podstawa do rozwinięcia. Dokładnie tak jak wspomniałaś możemy to rozegrać, czyli ustawić ich relację na poziomie przyjaźni, choć ja dodałabym do tego coś jeszcze. Rzeczywiście oboje mogliby być usatysfakcjonowani z tego, co ich łączy, lecz tego samego nie można byłoby powiedzieć o matce Anthony’ego. Ta bowiem bardzo lubiłaby Solane i wciąż żywiłaby nadzieję na to, iż dziewczyna w przyszłości zostanie jej synową, co do czego sekretnie dążyłaby małymi kroczkami. Panna Candover mogłaby nawet odkryć jej plany, ale dla Tony’ego nie byłoby to wcale takie oczywiste. I z reguły dałaby się łapać na wypowiadane z pełnym przekonaniem słowa matki, że jego przyjaciółka koniecznie potrzebuje jego pomocy. Co Ty na to, by właśnie od czegoś takiego zacząć? Widoku Welcha z kolacją za drzwiami, pytającego jaka katastrofa znów nawiedziła dom Solene, iż tak bardzo potrzebuje jego pomocy? ;)]

    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  6. [Okey, okey:D Po kolei, boski pomysł i od razu go realizuje, bo tak my tez liczyliśmy na małe zakochanie, zwłaszcza że Gabriel jak to napisałaś byłby jej pierwszym chłopakiem i miłością, a złamanie serca wchodzi w grę jak najbardziej i może nawet zrobił to nieświadomie, wiesz komplikacje, a później zniknął i bum wraca z dzieckiem, okrutne :D Oczywiście nadole zaczęłam, mam nadzieje że się spodoba, przepraszam że dopiero teraz, oczywiście już będę się bardziej udzielać, bo mam za sobą przeprowadzkę, a wolałam ci najpierw odpisac, nim wpisze się na liste obecności :p A co do samej Enid, mała jest jak Morgan, wszędzie jej pełno, ma dużo siły i dużo gada, ale na ten uroczy sposób. Blondyneczka, ale ma brazowe oczka po mamusi ��]

    Był… Zdenerwowany. Znowu w warsztacie mu się przeciągnęło, klient miał problemy z dupy, tak naprawdę bez podstawnie zajmując mu czas. Jak na złośc jego pracownik wyszedł wcześniej, pozostawiając gabriela samego, a do tego małej Enid tego dnia babcia, czy siostra nie mogły odebrać z lekcji plastyki…PLASTYKI. W tym momencie zaciskając dłonie silniej na kierownicy, na tyle silnie że zbielały mu knykcie od nerwów, Gabriel zaczynał żałować że zapisał małą na te zajęcia, bo gdyby nie one, już siedziałaby w jego aucie, ewentualnie w warsztacie… Odetchnał głęboko, jadąc w stronę domu, nie w stronę szkoły, bo tam już był, tam już zjawił się zziajany, zły, w głowie powtarzający sobie że co z niego za ojciec, jak nawet o córkę nie może zadbać…Często to sobie powtarzał, często próbował wmówić sobie że małej byłoby lepiej z kims innym, ale wtedy przypominał sobie jak szamotał się z oddaniem jej do adopcji gdy się urodziła, jak oglądał te cholerne ulotki z opcją rodziny zastępczej… A potem, potem gniótł je i wyrzucał, kupując bilet do rodzinnego miasteczka. Wielu pytało o matkę jego dziecka, nie wielu znało prawdę…tak nie tylko dla niego było łatwiej, ale tez dla małej Enid. Nie chciał by czuła się inna, niechciana.
    Gabriel przyśpieszył, pomimo śliskiej jezdni, skręcając w boczną nieco dziurawą drogę, wyżłobioną przez lata tej tragiznej pogody drogę, która bezpośrednio kierowała się ku domu jego matki. Tam mała powinna być. Tak został poinformowany, że właśnie tam zabrała ją jedna z nauczycielek. Wiedział która, bo podano mu nazwisko… Nie znał nauczycielek swojej córki, kojarzył może jedną, dwie, ale kiedy podano mu nazwisko tej która zabrała Enid do jego matki, momentalnie poczuł…prąd drazniacy jego ciało, tak jak teraz gdy zatrzymał się pod domem, czuł jak w jego głowie pojawiają się obrazy, dotyczącej jasnowłosej dziewczyny, tej samej z którą spędził poniekąd najlepsze chwile w swoim życiu. Nie mógł kłamac przed samym sobą, ale…Tak właśnie było. Była najprawdziwszą rzeczą, procz Enid jaką mógł mieć…Ale był młody, głupi…Zlamał jej serce, a potem jemu złamano rekę, bo bójki z jej braćmi do dzisiajeszego dnia nie mógł zapomnieć. Ubrany w ciemne spodnie, w dużą, ciepłą kurtkę, której nawet nie zapinał, a pod którą miał dobrze dopasowaną czarną koszulkę, wbiegl na ganek domku, zaraz dosięgając do klamki i ciagnąc za nią, znalazł się w ciepłym, dość staroświeckim domu swojej matki. Już z wejścia słyszał gosy, dlatego od razu pokierował się do salonu.
    - No gdzieś ty był!!! Mała czekała na ciebie, a ty jakbyś pod ziemie się zapadł.- od razu odezwała się do niego matka, siedząca do niego przodem, naprzeciwko której siedziała Enid i…Ona. Nawet nie zdążył nic powiedzieć, gdy mała jasnowłosa dziewczynka, momentalnie zerwala się z kolan kobiety, od razu do niego podbiegajac.
    - TATUŚ…Dzisiaj przywiozła mnie pani Slane…- powiedziała myląc jej nazwisko, wbiegając w ramiona ojca który ukucnął, by zaraz wciąć ją do góry na rece, całując szybko w policzek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Wiem, wiem…Powiedzieli mi. Powiedzieli mi też że rozrabiałaś dzisiaj z farbami…- rzucił żartobliwie, delikatnie łaskocząc córke, po brzuszku, zaraz swoje spojrzenie kierując do niej. Do Panny Candover. Kącik jego ust drgnął, gdy ich spojrzenia się spotkały. Zmieniła się…Wydoroślała, była cholera piekna i może dlatego go zatkało, gdy powolnym ruchem języka zwilżył spierzchnięte wargi mrużąc przy tym oczy.- Solane…

      Gabriel Morgan

      Usuń
  7. [Czwarta z mojej, czy Twojej strony? XD

    No powiem Ci, że sama nie wiem, który z nich jest bardziej oporny co do uczuć. Natomiast wiem na pewno, który z nich nie ma wstydu, więc mam nadzieję trochę tym zamieszać w MC :D.]

    Scott, Andrew, Daniel

    OdpowiedzUsuń
  8. Garbiel stał tam w milczeniu przygladając się dziewczynie, co robił już od jakiejś chwili, nawet po tym jak się odezwała. Był wdzięczny matce że zabrała małą Enid ze sobą, wiedząc doskonale co kiedyś mogło być midzy ta dwójką, pamiętając nawet jak jej syn wrocił do domu wściekły, po tym jak ją zranił...I możliwe że to tamten wieczór sprawił że jego życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Bo ona, ta kobieta bo już nie była dziewczynką sprawiła że Morgan, zwyczajnie znienawidził tej zabitej dechami miejscowości, nawet jeśli to on spieprzył po całości, a nie ona.

    Szybko pokiwał głową, przełykajac powolnie ślinę, tak że jabłko adama w jego gardle poruszyło się, tak samo jak kilkudniowy zarost na jego twarzy. Jego dłonie powędrowały do zapiecia jego kurtki, którą rozpiął i jednym ruchem rzucił w bok, na fotel stojacy przy wejściu.

    -Gdyby nie ty, moje dziecko siedziało by w szkole, bo ma ojca debila...- rzucił z lekkim, rozbawionym uśmiechem, jakby próbował z tego żartować, ale prawdą było że był debilem, że w jej oczach musiał być kretynem. Minęło sporo czasu, od ich ostatniego spotkania, ale wyobrażał sobie co musiała czuć patrząc na niego. Wiedział o tym, bo wiele osób tak na niego patrzyło. Uciekająco z Mount Cartier pozostawił po sobie wiele nie zamknietych i popapranych spraw...Jedną z nich była właśnie ona.- Zresztą byłbym zaskoczony gdybyś jej odmówiła...Zawsze byłaś za grzeczna.- dodał jeszcze unosząc nieco pewnie siebie brwi, w filuternym geście. Przyjemnym wulgarnym nieco naciągając spodnie do góry, podchodząc do niej o dwa kroki do przodu, mrużąc oczy, przyglądajac się jej, jak robił to od momentu wejscia tam. Była ładna, nadal...Może nawet ładniejsza. Jej oczy, nadal błyszczały się jak wtedy...Nawet gdy płakał.- Dzięki że ją zabrałaś... Czasami ciężko za tym nadązyć... - uśmiechnał się półgebkiej, teraz spojrzenie odrywając od jej twarzy, przenosząc je w kierunku kuchni, po której krzątały się dwie pozostałe dziewczyny-matka i córka...Jego córka. Chciał się zapytać, czy długo była w mieście, czy specjalnie go unikała, czy jej bracia nadal go nie nawidzili, ale zamiast tego milczał, chyba tchórząc, nie chcąc drażnić starych spraw.- Chodź...Bo zaraz oboje dostaniemy za zwłokę.- rzucił spokojnie, głowa kiwajac w kierunku kuchni, puszczając ją przodem, czując przy tym jej słodki zapach perfum... Nie wiedział czemu, ale czuł się...Dziwnie, nieswojo. I nie czuł tego od dawna...

    -Siadaj kochanie... Już ci nakładam...-odezwała się starsza kobieta wskazując reka na krzesło, podczas gdy Gabriel zajął miejsce naprzeciwko niej, od razu kierując spojrzenie do córki która wierciła się na krzesle.

    -Młoda nie kręć się tak...- zaczął z lekkim uśmiechem, a gdy mała zaczeła coś opowiadać, on nieco zgarbiony, z łokciami opartymi o stół, przeniósł spojrzenie na blondynkę. Ukradkiem...

    Gabriel Morgan

    OdpowiedzUsuń
  9. [Od wielu miesięcy jestem pod urokiem Jake. Nie potrafię przejść obojętnie obok jego zdjęcia, filmiku, czegokolwiek choćby nie wiem co. <3 A "Do utraty sił" mogę oglądać bez końca. Choć zupełnie mi nie pasują do niego tatuaże, niemal brak włosów to za każdym razem się rozpływam jak go tam widzę. Ale dość o nim, jeszcze się okaże, że napiszę cały referat o nim. :D
    Wydarzenia z ostatnich tygodni mnie natchnęły do tej postaci. Trochę się bałam reakcji innych, ale chyba nie było się czego bać. Na ratowników zawsze jest zapotrzebowanie, a jak jest czas i chęci to nie ma co się zastanawiać tylko tworzyć! :D
    Na wątek jestem chętna jak najbardziej. Tylko już nie myślę. Pamiętam, że poprzednia wersja Chrisa została przez Twoją postać potrącona autem, a raczej lekko uderzona przez co wylądował w kałuży bez większych problemów zdrowotnych. Co powiesz na to, aby to napisać raz jeszcze? :D A przeprosiny w postaci gorącej herbaty i dobrego obiadu będą mile widziane. ;D]

    Christian Hemingway

    OdpowiedzUsuń