A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

You’re still gone And I’m still lonely

With every breath you breathe
I see there's something going on
I don't understand why you're so cold

GABRIEL MORGAN
Nie jest łatwo wychować córkę samotnie. Nie jest łatwo to zrobić, zwłaszcza w takim miejscu jakim jest Mount Cartier. Gabriel urodził się w tym miejscu, żyje tu do dziś i o ironio pewnie też tam zostanie pochowany, mając nadzieje, że jego obecnie trzyletnia córka wyjedzie jak najdalej od tego zabitego dechami miasta. Bez urazy co do mieszkańców, ale znając od wielu lat tych samych ludzi, widząc ich twarze, znając ich przyzwyczajenia, każdy chciałby stamtąd uciec. On uciekł… Uciekł jako podlotek, za młodzieńczą miłością do miasta, a wrócił po paru latach z dzieckiem, bez dziewczyny, żony…Bez kogokolwiek zwracając się do swojej matki. Gospodyni surowej, ale kochającej wnuczkę. Do kogo miałby się zgłosić? Kogo prosić o pomoc, jeśli nawet o matce małej nic nie mówił, jeśli o matce dziewczynki nie wspomniał słowem. Ludzie gadali, plotkowali, czasami nawet szydzili, co w mężczyźnie wywoływało irytację i wściekłość… Ale Enid jest jego i każdy to widzi patrząc na jej małą pulchną twarzyczkę i jasne oczy. Jego na pewno i da się to również stwierdzić po charakterze.  Gabriel wrócił do Mount Cartier i zajął się tym czym zajmował się jego ojciec… Mechaniką i naprawą samochodów. W przejętym po ojcu rodzinnym warsztacie znajdującym się na parterze kamienicy, zadomowił się szybko, dochodząc do porozumienia z pracującymi tam wcześniej mechanikami. Zadomowił się również w niewielkim mieszkaniu znajdującym się nad warsztatem, gdzie on i Enid mają dla siebie trochę miejsca. Życie niby dobre, ale nadal Gabriel jako samotny ojciec układa sobie wszystko do kupy, czasami, gdy mała jest u babci pozwalając sobie na chwilę wytchnienia nad szklaneczką Whisky, czy dobrego piwa. Gabriel jest jak każdy widzi…jak twardy orzech do zgryzienia. Czasami trudny w obejściu, ale przede wszystkim dobry i pomocny. Przeklnie, zwyzywa, jeśli trzeba będzie obije mordę, ale nie zrobi tego bez powodu, nie jeśli ktoś mu nie podpadnie. Sprawiał problemy za młodu i chociaż teraz wydaje się być porządniejszy to czasami naprawdę nie wiele trzeba by spotkać go zalanego w trupa w barze…Ale tylko wtedy, gdy ma wieczór wolny. 

BLISCY I ZNIENAWIDZENI


 II 15 stycznia 1983 II właściciel warsztatu samochodowego II ojciec trzyletniej Enid II szklaneczka Whisky i słone orzeszki II syn idealnej babci II starszy brat bardzo dojrzałej siostry II właściciel terenówki II mieszkanie nad warsztatem samochodowym II mała blizna na brodzie II tatuaż na ramieniu II niespełnione ambicje II szczerość do bólu, upartość osła II mało religijny II migrenowiec II
_____________________________________________________________________________
Po dość długiej przerwie od blogowania wracamy z problematycznym tatuśkiem, może nam ktoś go poukłada. Można się znać, można nienawidzić, można poznać. Twarzyczki użyczył Charlie Hunnam bo jak mu się oprzeć :) Zapraszamy do rodzinnego warsztatu i na Whisky i na wszystko czego dusza zapragnie :) Lubimy powiązania, szaleństwa, różne przeróżne i lubimy zaczynać :D

20 komentarzy:

  1. [ no więc cześć! ;) jak spojrzałam na czat i zobaczyłam, że wita się "Gabrielek", to byłam pewna, że nowa karta będzie należeć do jakiegoś młodego buntownika, który ma szalone plany ma życie, a głównym jest oczywiście wyrwanie się z mieścinki! :) ale proszę, jaka niespodzianka! Powroty nie są łatwe, zwłaszcza w połączeniu z pogodzeniem się z stratami, ale Mount Cartier nie jest wcale takie nudne i złe :D mam nadzieje, że i Gabriel i jego mała córcia jakoś się tu odnajdą! ;)
    skoro on jest miejscowy i rodzinny biznes kręci się od lat, proponuję, by nasi bohaterowie się znali ;) w sumie niemożliwe by było tego uniknąć w takim miejscu. Sol w chwili obecnej może się chwilami bawić w nianię dla dziewczynki, jeśli jakaś pilna sprawa wypadnie Twojemu panu i ruda małą na pewno będzie rozpieszczać łakociami! :D zapraszamy po wątek, na pewno coś wymyślimy!
    Życzę udanej zabawy i niekończącej się weny! :D ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj dla Charliego to ja nawet byłabym skłonna wybudzić Solane albo jakąś inną moją pannę ze snu zimowego!! :D
    Tak zaczynając od końca, to łączę się z Gabrielem w migrenowych bólach, bo wiem doskonale jakie katusze musi on przeżywać. Niemniej w MC na pewno nie jest tak źle. Po kilku miesiącach wszyscy musieli zaakceptować jego powrót i małe dzieciątko. W końcu może jest samotnym ojcem, ale przynajmniej nie uciekł od obowiązków! Idealny kandydat na zięcia, który nie boi zająć się dzieckiem! Naprawdę zaczynam rozważać pobudkę pewnej garncarki i jej wejście w życie małej Enid... w końcu przy tłumie braci i bratanków aż miło by było przez chwilę zabawiać i czesać jakąś dziewczynkę. ;D

    Idę zaraz wszędzie dodać Gabriela, a Ty baw się z nami wyśmienicie i... daj znać czy chcesz popisać z Solane, to ją ocknę. ;)

    Vivian & Jason

    OdpowiedzUsuń
  3. [o jeeej! dziękuję za przemiłe słowa <3 ta relacja na zasadzie kto się lubi, ten się czubi jest cudna! :D ]

    Nie lubiła zimy. Bardzo dziwne, bo jako dziewczyna miejscowa urodzona i wychowywana w dolinie, która słynęła z raczej mało łagodnego klimatu, powinna być zahartowana i przyzwyczajona do mroźnego wiatru, zacinającego deszczu i takiej zimy, która nie chce odpuścić. No ale nie. Nic z tych rzeczy. Sol miała alergię na mróz po prostu. Cała jej szafa wypełniona była po brzegi grubaśnymi swetrami i dodatkowa półka została przeznaczona na ciepłe podkoszulki, które w składzie obowiązkowy musiały mieć choć kilka procent wełny. Nigdy jednak mimo wszystko nie mogła powiedzieć, że nie cierpi Mount Cartier. Mimo swojej ucieczki stąd.
    Gdy wyjechała, na kilka miesięcy zerwała kontakt z znajomymi. Z rodziną nie mogła, wiedziała przecież, że wszyscy panikują i trzęsą się nad nią, bo była jedynaczką. Trochę szkoda, zawsze chciała mieć towarzystwo do zabaw, rozmów i całej reszty. Ale w podróżach po Europie to, co najbardziej zapadło jej w pamięć i co pokochała całym sercem, to ciepło. Słońce było tak inne, grzało ciało w tak cudowny sposób, że na samo wspomnienie się uśmiechała pod nosem i rumieniła. Tam był zupełnie inny świat. Tęskniła za tym czasami, a coraz częściej w dni jak ten, kiedy zaspy zaczynały siegać okien w cukierni, miała wrażenie, że kiedyś zasypie ją na amen. Nic więc dziwnego, że od momentu, jak zajeła się cukiernia, zmieniła wystrój i wszędzie gdzie tylko mogła powciskała kolorowe akcenty, by jakoś rozgrzać chociaż wnętrze lokalu.
    Stała za ladą, nie mogąc cieszyć się z wielkiego ruchu. Właściwie był niemalże zerowy. Z samego rana odwiedziła ją pani Collins, standardowo kupując kruche ciasteczka i kilka małych pączków, które zjadała do mocnej kawy na podwieczorek. W Mount Cartier było tak niewiele mieszkańców, że nie tylko znała ich wszystkich, ale nawet już niektóre ich przyzwyczajenia... Trochę straszne.
    -Dzień dobry- uśmiechnęła się lekko na widok znajomej twarzy. Gabriel był kolejną osobą, która chciała się wyrwać i mimo wielkich planów i marzeń, powróciła do mieścinki. Do takich osób, pod tym względem podobnych do niej samej, czuła niewypowiedziane zrozumienie i sentyment z utraconych marzeń.
    - Jak ty czule mówisz o swojej córci - mruknęła, wywracając oczami i zajrzała do szklanej gabloty, poszukując czegoś wyjątkowego dla tego kilkuletniego szkraba.
    Sol sama już od dawna nie obżerała się słodyczami. Podjadała je dość często, ale już nie praktykowała otwartego obżarstwa. Przejadła się w momencie, gdy przejęła rodzinny interes i po prostu codziennie zamiast posiłku, wrzucała do brzucha ciastko, torcik, słodką tartę.
    - Zrobiłam serowe pączusie, Enid je lubi - zaproponowała i wyprostowałą się, zerkając pytająco na blondyna.
    Te przemiłe wstawki, jakie wtrącał zwracając się do niej, przypominały jej czasy, gdy jako dzieciaki ganiali się po ulicach i po szkolnych korytarzach. Znaczy... ona go ganiała, chcąc mu się odwdzięczyć za to dokuczanie, jak ciąganie za warkocz, albo podrzucanie robaków do plecaka. Nie należała do osób, które się obrażaja, raczej wszystko obracała w zaczepki i zabawy. Z natury była pogodna i otwarta, więc trudno było jej zaleźć za skórę, choć na przykład taki Gabriel bardzo się starał.
    W odpowiedzi na zainteresowanie ruchem w cukierni jedynie westchnęła. Wskazała ręką na wiecznie zamknięte drzwi, do któych niewielu w taką pogodę zaglądało i wzruszyła ramionami.
    - Jak tak dalej pójdzie i sama będę musiała kończyć swoje wypieki, zamiast je sprzedawać, to i zbankrutuję i przytyję - stwierdziła. - A może chcesz eklerka? - zaproponowała znów, wskazując na rząd słodkości ułożonych na tacce obok wspomnianych wczesniej mini-pączków..

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Życie Gabriela nie było łatwe. Po narodzinach dziecka i zniknięciu jego matki sytuacja zapewne mocno się skomplikowała, ale złożymy się z Juno, że teraz córka jest dla niego wszystkim i to właśnie ona utrzymuje go w całości w chwilach, w których bliski jest rozsypki. Takie doświadczenia (o ile stawi się im czoło) czynią ludzi silniejszymi i miło widzieć, że Twój pan jakoś radzi sobie w życiu. Zresztą... Taką przystojną gębę zawsze miło widzieć, jeśli idzie w parze z odpowiednim przysposobieniem.
    Chciałabym zaproponować Ci jakiś wątek. Tak się składa, że wrangler należący do Juno potrzebuje kilku specjalistycznych zabiegów, do których pan Morgan - jako mechanik - zapewne świetnie się nada. Oboje są również w podobnym wieku, więc moglibyśmy również założyć, że w przeszłości natknęli się już na siebie; choćby przypadkiem. Decyzję pozostawiam Tobie, a jeśli masz jakiś swój pomysł to serdecznie zapraszam! ;)
    Tak jeszcze na koniec: witam gorąco z powrotem w mroźnym Mount Cartier i życzę wielu ciekawych wątków! ]

    Juno

    OdpowiedzUsuń
  5. Mówisz i masz, bo przecież ze mnie też bywa niecierpliwiec, a gotowa w szkicach karta nadaje się idealnie do odkopania jej. ;) Nie wiemy jak wygląda Enid, ale na pewno Solane będzie nią urzeczona, bo w jej rodzinie brak damskich pierwiastków, a pewne sytuacje w jej daaawnym życiu (jak miała 21 lat, więc pewnie wtedy jego nawet w miasteczku nie było) też sprawiły, że taka mała dziewczynka dostałaby od niej masę uczuć i radości. :D
    Zastanawiam się jak to rozegrać, bo Gabriel również może się przyjaźnić z którymś z jej braci, a przez to Solane na pewno była obecna w jego życiu zanim wyjechał na pewien czas i pewnie teraz też mogłaby być blisko odkąd tylko wrócił z małą Enid. W ten czy inny sposób muszą się znać skoro oboje są rodowitymi mieszkańcami tego miejsca. Jaka opcja byłaby najlepsza - przyjaźnił się z jej rodzeństwem, z nią lub może z innej strony - wykorzystał ją jak była naiwna, wyjechał, potem wrócił... czy może Solane to przyjaciółka najlepsza jego siostry?

    Solane Candover

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Cieszę się, że podchodzisz do wątku równie entuzjastycznie co ja. ;) W takiej sytuacji pozostaje nam tylko zastanowić się nad szczegółami, bo sama też mam kilka pomysłów. Niestety, posada pierwszej miłostki jako takiej jest już zarezerwowana, więc w kwestii romansu muszę odmówić. Aleee... Nie oznacza to, że z Gabrielem faktycznie nie mogli skraść sobie kilku pierwszych pocałunków w ramach nastoletniej ciekawości. Pewnie chodzili za młodu do tej samej szkoły, a skoro wspomniałaś, że Twój pan mógłby zwrócić na nią uwagę to niech tak będzie. Skłaniałabym się tutaj raczej ku takim przysłowiowym końskim zalotom, jak na przykład wyzywanie od piegusek, ciągnięcie za warkocz oraz głupie żarciki i łaskotanie w boki, czego nie znosiła. Juno pewnie odwdzięczałaby się mu tytułem idioty, kuksańcami i niewyjaśnioną alergią na jego obecność, a chociaż powtarzałaby, że go nie lubi to skrycie cieszyłaby się na taką dziwną adorację, jak to nastolatka. Z wiekiem mogłoby się to rozwinąć w bardziej wyrafinowane przygrywki... Osiągnęliby pewnego rodzaju porozumienie i na co dzień w szkole Morgan mógłby wciąż urządzać te swoje dziwne podchody; rzucać komplementami w najmniej oczekiwanych momentach (świadomie wprawiając ją tym w zakłopotanie), klepać ją bezczelnie w tyłek i z premedytacją wyprowadzać z równowagi. Wysztko zmieniałoby się, kiedy zostawali sami... Wymienialiby wtedy właśnie te pierwsze pocałunki i skrępowanie naruszaliby swoją przestrzeń osobistą (wydaje mi się, że na coś więcej byliby wtedy za młodzi, bo obstawiałam tu przedział wiekowy 14-17 lat), paliliby papierosy za przystankiem w tajemnicy przed wszystkimi. Koniec końców Juno nigdy nie przyznałaby się mu do tego, że chociaż ma ochotę powybijać mu wszystkie zęby to docenia obecność tego niepokornego łobuza. xD Pozorna niechęć z jej strony pewnie nie przeszkadzałaby mu wdać się od czasu do czasu w bójkę z kimś, kto ośmielił się zbytnio do niej zbliżyć. Oczywiście, wszystko skończyłoby się w momencie, w którym panna Walter padła ofiarą kupidyna. Co Ty na to?
    Poza tym, moglibyśmy ich jakoś powiązać po wyjeździe Gabryiela z Moun Cartier, ale nie mogłam doszukać się nigdzie w karcie do którego konkretnie miasta uciekł, więc nie wiem czy to by wypaliło. Daj znać co myślisz! ]

    Juno

    OdpowiedzUsuń
  7. [Nie mogę się nie zgodzić, że Charliemu niesamowicie ciężko się oprzeć. Gabrielowi z jego twarzą też zapewne niełatwo. :D Fajny z niego facet.Trochę pogubiony, owszem, ale mimo wszystko dobry i całkiem zwyczajny – w ten pozytywny, pocieszny sposób, kiedy to można na niego liczyć, a jednak nie jest wolny od wad, jak każdy, normalny człowiek. Od razu go polubiłam. I wydaje mi się, że Mysie też by mogła, choć z towarzystwa jego córki pewnie nie będzie zadowolona. Wydaje się to ciekawą podstawą do wątku – zwłaszcza, jeśli wpleciemy im jakieś fajne powiązanie, w końcu dzieli ich tylko rok różnicy – więc jeśli masz chęci, serdecznie zapraszam do mojej Ayers. :)
    Witaj w Mount Cartier! Mam nadzieję, że razem z panem mechanikiem zostaniecie z nami jak najdłużej. Bawcie się dobrze i oby śnieg nie zasypał Wam warsztatu. :)]

    Mysie Ayers

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdyby miała pamiętać każdy wybuch złości i te zaczepki, czasami brutalne i nieprzyjemne z strony Gabriela, to by chyba na jego widok musiała zatarasować cukiernię i zamykać przed nim lokal. Był potworny za dzieciaka i nigdy przez nikogo nie miała ochoty tyle razy ściąć włosów, jak przez niego właśnie. Wyzywał ją i ciągał za platanine warkoczy w szkole, że o mało co nie nabawiłaby się kompleksów. Ale Sol była sobą i po pewnym czasie wszystko co nieprzyjemne, puściła w niepamięć.
    Mężczyzna wydawał jej się dość gburowaty i w takich wypadkach wiedziała, że cukier zawsze przełamuje zły nastrój. Co prawda jeśli chodzi o eklerka, to była propozycja dla Enid, gdyby te małe pączusie nie okazały się dobrym pomysłem, ale na słowa mężczyzny rozbawiona zagryzła wargi, by nie parsknąć śmiechem i jedynie pokiwałą głową.
    -Kawa się znajdzie – zapewniła wesoło i poprawiła kolorową czapkę, by nie spadała jej zbyt głeboko na oczy, po czym wyszła małym przejściem do tyłu, by nastawić elektryczny czajnik z wodą.
    Za ladą zwykle siedziała w grubym swetrze, czasami nawet i szaliku i czapce. Na dodatek nie opierała się przed noszeniem podkoszulek jak za nastolatki, bo przecież to wcale nie podobało się chłopcom! O nie, teraz to nawet miała na sobie z trzy warstwy, bo stanie w nieruchomej niemal pozie sprawiało, że czuła ziąb nawet w kościach.
    No tak... znowu nie będzie można wydostać się z miasteczka – westchnęła z żalem, wracając do sklepiku i usiadła na taborecie za ladą, stawiając na niej kubek z parującą czarną kawą dla Gabriela i drugi dla siebie. - Mleko? Cukier do tego? - spytała dla pewności, bo nic mu nie dodała do tego szatańskiego napoju, nie była jednak pewna, czy czegoś tam nie potrzebuje. - Siedź tu ile chcesz, jak widzisz nie mam tłumów, nad którymi nie panuję – wzruszyła ramionami roześmiana i sama chwyciła w dłonie kubek z herbatą dla odmiany, upijając łyk. - A miałam pojechać do Churchill – westchnęła z żalem i zapatrzyła się w okno, za którym sypała biel na i tak zaśnieżone już ulice.

    OdpowiedzUsuń
  9. Sol przywykła do łatki, jaką jej przypisało społeczeństwo miasteczka. Uważali ją za osobę, która jest wiecznie uśmiechnięta, bo nie ma własnych problemów, żadnych trosk i zmartwień. Nie miała zamiaru wyprowadzać ludzi z błedu, bo przecież jej życie nie było niczyją sprawą jedynie jej. To że nie użalała się nad sobą, nie siedziała zalana łzami, lub posępna nie musiało przecież znaczyć nic więcej niż to, jaka jest silna mimo tego, co ją spotkało przez kilka ostatnich miesięcy.
    Jak każdy marzyła o wyrwaniu się z miasteczka. Jak wielu wróciła z podkulonym ogonem. Ale pogodziła się z losem, a nie buntowała przeciw niemu. Nie mogła znów wyjechać, bo przecież jej mama leżała w szpitalu w Churchill i była jedyną rodziną rudej. A młoda Duval nie miałą zamiaru opuszczać Emmy i na ile mogła, na tyle sama się nią opiekowała i dopilnowywała też opieki przez personel szpitala. Ale nie rozpowiadała wokoło jak jej cięzko, bo każdy miał swoje nieszczęścia i nikomu nie potrzebne były cudze jako dodatkowy ciężar. Poza tym co by jej dało załamanie się? Musiała pracować, by utrzymać rodzinny biznes i dom. Musiała pracować, by opłacać szpital. Musiała po prostu żyć. Poza tym skoro sama była młoda i zdrowa i wychowana w taki sposób, by nie odmawiać innym pomocy, a okazywać dobre maniery, nie widziała powodu, by tego nie robić. Być może wciąż wydawała się naiwna jak dziecko, ale szczerze, jej było tak bardzo dobrze. Zawsze gdy się uśmiechneła, otrzymywała uśmiech z powrotem, nie widziałą więc powodu, by przestać być po prostu miłą osobą.
    - O nie! źle się czujesz? - uniosła brwi zaskoczona i roześmiała się. - Oferujesz mi podwózkę?! I jesteś przy tym uprzejmy, to niewiarygodne! - wesoło pomachała nogami nad podłogą, opierając się ochocie by zakręcić się wokół na taborecie. Ponury Gabriel okazywał ludzkie odruchy, trzeba dzwonić na alarm.
    Gdy wspomniał o córce, zerkając w telefon, zeskoczyła z stołka i niemal wskoczyła na ladę, opierając na niej łokcie i przechylając się w stronę mężczyzny. Wsadziła niemal nos w wyświetlacz jego telefonu, chcąc zobaczyć, co tam mała Enid pisze. Swoją drogą... kilkulatka już miała swoją komórkę?
    - A jakie ciastka by chciała? Zostały mi z słonecznikiem owsiane i kilka kruchych z nadzieniem rózanym - dopytała, podnsoząc wzrok na Gabriela. - Które ona woli? - Sama nie wiedziała, bo skąd, ale jako ojciec powinien znać córkę na wylot.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Oboje się w podobnym wieku, więc idąc na łatwiznę możemy połączyć ich jakąś znajomością jeszcze ze szczenięcych lat. A skoro z Gabriela taki łobuz był, to wyjścia są tylko dwa – albo mogą się uwielbiać, albo nienawidzić. Za młodu z Mysie była raczej chłopczyca, dość późno odkryła, że para piersi przyklejonych do jej klatki piersiowej nie jest wyłącznie przeszkodą w zawodach z biegania, więc wiele tu zależy od postawy Morgana względem takiego modelu dziewczyny. Jeśli traktował ja jak równego sobie, wszystko między nimi było normalnie (na tyle, na ile może być między parą kumpli, który nierzadko też się przecież kłócą); jeżeli jednak na każdym kroku podkreślał, jaki to jest lepszy tylko dlatego, że jest chłopcem, a ona jest beznadziejna, bo jest dziewczyną, bardzo szybko wówczas wkroczyli na wojenną ścieżkę pełną wzajemnego rzucania sobie niewybrednych kłód pod nogi, to jest pewne. Zależnie od tego, która relacja pasuje Ci bardziej, możemy dalej układać im tę znajomość. A jeżeli żadna opcja Ci nie pasuje, zawsze możemy wpleść w to jej braci – był z niego chuligan, więc śmiało mógł się nie podobać starszym latoroślom Ayersów (samym Ayersom również), którzy uważali, że nie jest odpowiednim towarzystwem dla ich młodszej siostrzyczki, a przecież wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej i jest duża szansa na to, że dziewczyna zadawałaby się z nim z czystej złośliwości, na przekór rodzinie (tutaj można wpleść jakiś oklepany dramacik, gdzie Gabriel w pewnym momencie zaczął dostrzegać w niej dziewczynę, ale ona dość brutalnie sprowadziła go na ziemię, wyjaśniając że nie żywi do niego żadnych romantycznych uczuć i, owszem, lubi go, ale nic więcej; albo odwrotnie, to on w pewnej chwili zaczął pociągać Mysie fizycznie, ale traktował ją wyłącznie jak zwykłego kumpla, czym bardzo boleśnie godził w jej kobiecą dumę). W ostateczności pozostaje nam jeszcze jakiś króciutki, pełen niekończących się kłótni młodzieńczy związek, bo podejrzewam, że z ich charakterkami długo by raczej ze sobą nie wytrzymali. ;D Co Ty na to?]

    Mysie Ayers

    OdpowiedzUsuń
  11. [Teraz ja przepraszam, ale drugie zmiany w pracy (nawet jeśli tylko do 20) są niesamowicie męczące i zabierają całą energię na wieczorne pisanie :(
    Powiem tak - jeśli ona była zakochana, a on ją rzucił, to na pewno jej brat bliźniak do tej pory miałby mu to za złe, a to rodzi akurat zabawne komplikacje, bo na każde spotkanie jej z Gabrielem reagowałby irytacją. Tym bardziej, że jest coś, o czym Gabriel nie wie (jak i całe miasteczko), ale tego nie będę zdradzać, bo może wyjdzie kiedyś w wątku... chyba że bardzo chcesz :D Ona na pewno się w nim podkochiwała za młodu, a jak i on zaczął okazywać jej zainteresowanie, to tym bardziej łatwo było jej wpaść w sidła nastoletniej miłości i bycia urzeczoną niegrzecznym chłopakiem wyrywającym ją ze snu tylko po to, żeby się z nim spotkała czy zasnęła z nim po tym jak trochę poszaleli. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że to Gabriel był tym jej pierwszym facetem, to on nauczył ją sztuki kochania się i tego wszystkiego...
    Obstawiam że tak, najwygodniej jeśli złamał jej serce i z nią zerwał, bo to jej bracia przeboleją. Gdyby zrobił coś jeszcze, to na każdym kroku czekałby na niego wkurwiony Candover, a że jest ich aż 4... nie byłoby łatwo. ;)
    Tak, przywiezienie Enid do domu babci jest prawdopodobne. Na pewno Solane jako nauczycielka wie czyją ona jest córeczką i nawet jeśli wróciła dopiero miesiąc temu, to zdążyła po nowym roku zaprzyjaźnić się już z dzieciakami i polubić bardzo małą. Musisz tylko mi nakreślić jak ona wygląda (kolor włosów czy mówi dużo, czy jest cicha, czy cokolwiek), żebym wiedziała jak się do niej w wątku odnosić. My ją już kochamy, więc wiesz ♥. Może to być ich pierwsze spotkanie, bo wcześniej wychodziło, że jakoś się mijali, ona w pracy albo w swojej pracowni koło domu, on pewnie nie miał po co tam zaglądać...A może mała będzie miała niedługo urodziny i przydałoby się zorganizować jakieś przyjęcie urodzinowe dla niej? Solane na pewno pomoże, w końcu to dla małej! :D
    Dziękuję, też kocham to zdjęcie... I po cichu liczyłam, że się zakochacie :D]

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  12. [ W takim razie bardzo się cieszę! Myślę, że teraz, kiedy ponownie spotkają się w Mount Cartier, Gabriel faktycznie mógłby raz na jakiś czas namawiać Juno na fajkę albo piwo i używać w stosunku do niej przezwiska, którego wtedy szczerze nie znosiła, co Ty na to?
    Walter po zakończeniu szkoły w Churchill wyjechała do ciotki, która za młodu przeniosła się do Stanów i ostatecznie osiadła okolicy Nowego Jorku. Tam też, w moim zamyśle, Junona studiowała dziennikarstwo albo coś pokrewnego.
    Co do samego wątku, to może po prostu zaczniemy od jej wizyty w jego warsztacie samochodowym? Juno ma w planach wymianę tarcz i klocków, mogłaby też poprosić go o założenie łańcuchów na koła itd. XD ]

    Juno Walter

    OdpowiedzUsuń
  13. [Czeeeść! Z niejakim opóźnieniem, ale witam Cię na blogu. Oczywiście ostatnie dwa tygodnie były dla mnie tak szalone, że nie miałam chwili, żeby naskrobać coś pod KP, ale już teraz mogę Ci powiedzieć, że postać przypadła mi do gustu. Facet z krwi i kości. Zapewne trochę nieprzewidywalny przez te swoje wyskoki alkoholowe i jakby mniej stabilny, niż oczekiwałoby się od ojca, ale... mimo tego dobrze sobie radzi. Tak coś czuję, że jeszcze niejedna panna tutaj będzie prosić o jego obecność. No bo tak jak mówię, męskości mu nie brakuje. A teraz, skoro i tak wyszłam już z wprawy w witaniu ludzi, chciałam tylko życzyć owocnych wątków i przyjemnego grania.

    PS. Na koniec muszę też poczynić administracyjną powinność, mianowicie prosić Cię o zmianę wieku - postarzenie postaci o 3 lata. Na blogu obowiązuje cenzus wieku na właścicieli lokali, więc opcje zawsze są dwie: albo postać minimum 35 lat, albo wpisanie jej jako pracownika i pozostawienie pola z właścicielem pustego. Sądząc po KP pewnie będziesz chciała wybrać pierwszą opcję, stąd moja prośba :).

    Pozdrawiam!
    nie istnieję (Scott & Andrew)

    OdpowiedzUsuń
  14. [Jestem pewna, że Teddy i Enid tworzą najpiękniejszą parę w Mount Cartier. A skoro Gabriel potrzebuje czasami chwili dla siebie to Daisy, o ile nie jest w pracy, na pewno chętnie przygarnie Enid na te parę godzin. I na ogół, możemy zrobić z nich takich dobrych znajomych, co to czasami wyręczają się nawzajem po koleżeńsku.]

    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  15. Uwielbiała dzieci, a praca z nimi wydawała się być wymarzonym zajęciem. Nawet jeśli pojawiała się w szkole tylko raz w tygodniu, to i tak zdążyła już przez ostatni miesiąc polubić każdą klasę, w której przyszło jej pracować nad kreatywnością uczniów. Zrządzeniem losu było, że jej powrót do miasteczka zgrał się z ciążą poprzedniej plastyczki. Ona natychmiast zdecydowała się iść na urlop macierzyński, a Candover była właściwie pierwszą osobą, do której odezwała się dyrektorka podstawówki. Solane wielokrotnie pomagała w tworzeniu dekoracji na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego. Naturalne wydawało się zaproponowanie jej tego stanowiska. Wszyscy byli przekonani, że zgodzi się bez oporów i… nie mylili się. Nawet przez chwilę nie zastanawiała się nad tym. Jakby nie patrzeć był to łatwy dodatkowy zarobek, a jeden dzień w tygodniu poza pracownią na pewno nie wpłynie na realizację zamówień, których jak na razie i tak nie miała zbyt wiele.
    Zajęcia dodatkowe były miłym punktem kulminacyjnym całego dnia i Solane nie miała nic przeciwko, aby spędzać tę dodatkową godzinę wśród dzieci z różnych roczników, nawet tych najmniejszych. Właściwie każdy chętny mógł przyjść i zapisać się na te dodatkowe zajęcia. Nic więc dziwnego, że mała Enid Morgan też ostatecznie trafiła pod jej skrzydła.
    Solane nawet nie próbowała udawać, że nie kojarzy nazwiska dziewczynki. Wystarczyło szybkie spojrzenie w zapisane w notesie dane dziecka oraz osób, z którymi należało się kontaktować w sytuacjach alarmowych. Imię Gabriela oraz fakt, że mała mieszkała w Mount Cartier potwierdzały tylko jej przypuszczenia. Wiedziała, że wrócił do miasteczka z córką, ale właściwie nigdy nie widziała małej blondyneczki, która ostatecznie skradła kawałek jej serca w zaledwie cztery tygodnie. Solane trudno było nie odwzajemniać szerokiego uśmiechu małej, gdy zadowolona przynosiła jej kolejne rysunki albo z dziecięcą radością próbowała z jej pomocą ulepić z gliny jakiś bliżej niezidentyfikowany obiekt. Nie mogła jej poświęcać całej swojej uwagi, ale trzeba było przyznać, że dosyć często przystawała przy małej. Nic na to nie mogła poradzić. To była w końcu córka Gabriela. Tego Morgana, który kilka lat temu może i złamał jej młodzieńcze serce, ale teraz to było już tylko przeszłością. Pogodziła się z tym dawno temu, tak samo jak z innymi kwestiami, o których wiedziała właściwie tylko jej najbliższa rodzina, a przez które zbyt łatwo przyszło jej przywiązanie się do małej Enid…
    Na tyle polubiła małą, że nie widziała problemu w tym, by zabrać ją ze sobą do miasteczka. W aucie miała fotelik, który często używany był podczas transportowania któregoś z bratanków, mogła więc pozapinać w niego Enid, a potem śpiewając z nią różne piosenki w aucie wrócić powoli do Mount Cartier. Były z tego same plusy. Po pierwsze – Enid nie musiała czekać na nikogo w szkole. Po drugie – Solane mogła spędzić z nią jeszcze chwilę. Była to miła odmiana od wiecznego towarzystwa małych chłopców rozrabiających na każdym kroku. Geny kobiece w rodzinie Candoverów były tak rzadkie, że Solane wątpiła, by kiedykolwiek doczekała się jakieś bratanicy.
    Fakt, że zajmowała się córką tego Gabriela schodził gdzieś na drugi plan. Właściwie Sol zdawała się o tym nie pamiętać, gdy siedziała z małą na kolanach i rozmawiała z jej babcią. Dziewczynka grzecznie siedziała, zajadając się babeczką domowej roboty, podczas gdy Solane zaplatała jej włosy w dwa warkoczyki. Dopiero jej nagłe zejście z kolan sprawiło, że Candover zaśmiała się i przeniosła wzrok ze swojego talerza na wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda była taka, że odkąd wrócił widziała go tylko przelotnie – podczas mszy w kościele albo wychodzącego ze sklepu ogólnego; w drodze do miejscowej staruszki sprzedającej kurze jajka lub mijającego ją autem w drodze do swojego miejsca pracy. Wiedziała, że naprawia auta. Wiedziała też, że jej głupi bracia przestali jeździć do tego warsztatu odkąd Morgan go przejął. Sama nic sobie z tego nie robiła i ostatnie dwie naprawy zleciła pracownikowi Gabriela, który akurat był wtedy w warsztacie sam. Ona nie żywiła do niego żadnej urazy. Już nie.
      Łatwo można to było odczytać z jej łagodnego spojrzenia i delikatnego uniesienia kącików warg w górę, gdy obserwowała jak kiedyś bardzo bliski jej mężczyzna wita się ze swoją córką.
      — Cześć — przywitała się spokojnie, starając się wyjść na mniej skrępowaną niż była. Ostatecznie to było pierwsze spotkanie od ich ostatniej, mało przyjemnej rozmowy.
      — To ja Was zostawię na chwilę — stwierdziła tylko starsza kobieta, właściwie wychodząc już z kuchni i nie oglądając się nawet za siebie. Solane spojrzała za nią, ale zaraz jej wzrok wrócił do sylwetki Gabriela. Wstała ze swojego miejsca przy stole, nie będąc właściwie pewną, czy nie powinna już iść.
      — Nie planowałam zostawać, ale Twoja mama… — zaczęła się tłumaczyć, ale zaraz pokręciła głową. Jemu chyba nie musiała wyjaśniać dlaczego nie udało jej się uciec przed wypiciem herbaty w towarzystwie kobiety, która kiedyś często widywała ją w tym domu. — Mam nadzieję, że nie przesadziłam, zabierając ją ze szkoły, ale i tak wracałam do miasteczka — przyznała jeszcze, kiwając w kierunku Enid, która ciągle była w ramionach Gabriela. Zmienił się, ale nawet ją to nie dziwiło. Minęło zbyt wiele lat, by nadal był tym samym chłopakiem, którego pamiętała, chociaż jego oczy… ich nie mogłaby zapomnieć.

      [Muszę się rozkręcić z nią; wybacz, że to takie długie i bez ładu…]

      Solane Candover

      Usuń
  16. Po kilku dniach spędzonych w miasteczku na błąkaniu się po okolicy w celu załatwienia najważniejszych sprawunków, nierzadko za przeszkody mając te okropne, nawet półmetrowe zaspy Juno mogła z czystym sumieniem i pełnym przekonaniem stwierdzić, że pogoda oscyluje niebezpiecznie blisko chwalebnego poziomu całkiem do dupy. Tego dnia również nie było lepiej, gdyż ze względu na oblodzoną drogę, której - nawet gdyby zabrała się do tego połowa mieszkańców - nie sposób było odśnieżać i obsypywać solą mniej więcej co dwie godziny, zmuszona była maksymalnie ograniczyć prędkość. W tym momecie szybciej od niej poruszałaby się prawdopodobnie nawet staruszka o kulach, ale cóż mogła począć? W końcu jednak udało jej się zaparkować pod warsztatem samochodowym, do którego chwilę później wparowała w towarzystwie licznych płatków śniegu, wepchniętych do środka mroźnym podmuchem wiatru oraz w akompaniamencie przekleństw, których nie powstydziłby się nawet zagorzały wilk morski. Aż dziwne, że po takiej wiązance młodziakowi za biurkiem nie odpadły uszy...
    — Powiedzmy, że dobry — mruknęła w odpowiedzi i rozejrzała się dookoła, marszcząc brwi w konsternacji. Gdzie się podziewał główny mechanik?
    Już miała o to zapytać niemrawego pracownika, gdy po warsztacie roziósł się charakterystyczny odgłos kółek przesuwanych po betonie i spod jednego z aut wyłoniła się męska postać. Dosłownie jeden rzut oka wystarczył, by Junona dopasowała tę nieogoloną gębę i nonszalancki uśmieszek do właściwej persony. Zanim jednak zdołała obrócić się i ewakułować, mężczyzna zlustrował ją uważnie, a w jego oczach błysnęło zrozumienie - rozpoznał ją. Było już za późno.
    — Gabriel Morgan — mruknęła, nie potrafiąc jednak powstrzymać łobuzerskiego uśmiechu, cisnącego się na jej lekko zsiniałe usta. — A niech mnie — zawołała, krzyżując ramiona na klatce piersiowej — jesteś tak samo bezczelny jak cię zapamiętałam!
    Walter celowo zignorowała małą mając nadzieję, że blondynowi nie przyjdzie przypadkiem do głowy wracać do starych nawyków. Parsknęła głośno na sugestię jakiby miała do niego jakąś sprawę prywatną i wywróciła teatralnie oczami, jednocześnie się gając dłonią do twarzy, by zsunąć z włosów czapkę. Dziś pamiętała, by związać je w warkocz.
    — Tak się składa, że sprowadzają mnie hamulce — oznajmiła, wciskając wełniane nakrycie głowy do kieszeni kurtki. — Muszę wymienić tarcze i klocki w wranglerze, bo nie pociągną zbyt długo — dodała, zerkając w stronę wyjścia, gdzie zostawiła samochód.
    Ostatecznie podchwyciła spojrzenie Gabriela i przetrzymała je przez chwilę, nie mogąc wyjść z podziwu jak niewiele się zmienił od czasu ich ostatniego spotkania.
    — Jak myślisz, dałbyś radę coś z tym zrobić? — zapytała unosząc brew w lekko wyzywającym wyrazie.

    Juno Walter

    OdpowiedzUsuń
  17. // Myślisz, że Tilly mogła leczyć kontrolować migreny Gabriela i że moglibyśmy takiej relacji dodać jeszcze trochę więcej kolorów? Jeśli tylko miałabyś ochotę na jakieś relacje.

    Mathilde Nielsen

    OdpowiedzUsuń
  18. Mam pewien pomysl, tylko wymagałoby to, żebyś mi opowiedziała trochę o okolicznościach poznania żony Gabriela, o tym, gdzie się ich córka urodziła itd. Myślisz, ze mozesz mi coś w tym kierunku nakreślić? Może być prywatnie: drake.blaise@gmail.com

    Bo mam jakiś zarys pomysłu, ale nie wiem czy będzie grał czasowo i fabularnie z twoim panem. ^^

    OdpowiedzUsuń
  19. Solane miała tę cechę charakteru, która nie pozwalała jej traktować nikogo z wyższością. Tym bardziej nie była skłonna oceniać zachowania Gabriela ani teraz, ani sprzed kilku lat. Przeszłość zostawiła za sobą, dzięki czemu teraz nie miała większych problemów ze spojrzeniem Morganowi prosto w oczy. Pewnie gdyby nadal czuła ten sam żal i ból, jakimi kierowała się w pierwszych tygodniach po ich zerwaniu, to nawet nie odważyłaby się zostać na minutę w jego rodzinnym domu. Chciała jednak mu pomóc i dlatego zabrała małą ze szkoły, a wypicie herbaty w towarzystwie jego mamy… tego wymagało od niej jej usposobienie. Nie umiała odmawiać, szczególnie starszyźnie, której w młodości potrafiła porządnie zajść za skórę razem ze swoimi czterema braćmi.
    Pokręciła głową, odrobinie marszcząc przy tym swoje ciemne brwi.
    — Nie przesadzasz trochę? — zagadnęła, podciągając rękawy grubego swetra, który narzucony miała na bluzkę i podkoszulkę. Zimowa aura nigdy nie oszczędzała tego miejsca, a po latach praktyki Solane przyzwyczajona była już do wyglądania zimą jak mały bałwanek, który nosi na sobie kilka warstw ubrań. — To nie było aż takie spóźnienie. Plus były jeszcze jedne zajęcia, więc nikt nie zamknąłby Enid samej ani nie czekał na Ciebie z oskarżeniem widocznym w oczach… No, może oprócz wuefistki. Ona na pewno miałaby do Ciebie żal — dodała z cwanym uśmiechem, bo akurat ta nauczycielka miała pretensje do każdego rodzica wydłużającego jej godziny pracy. Sam fakt, że musiałaby zostać nawet na pięć minut dłużej z jakimś dzieckiem sprawiłby, że wygarnęłaby nieszczęśnikowi brak odpowiedzialności i szacunku do niej.
    Przemilczała wzmiankę o byciu grzeczną, bo… czy właśnie nie przyznała się do winy? Zabrała córkę swojego byłego faceta ze szkoły z grzeczności. Bo tak powinno się robić, tym bardziej że narodzone kilka lat po ich rozstaniu dziecko nie było niczemu winne i Solane nie miała powodu traktować jej gorzej tylko dlatego, że była córką Gabriela. Jeśli już, to raczej traktowała ją lepiej, ciągle obserwując i pilnując na zajęciach, by małej nic się nie działo i nie nudziła się podczas rysowania lub lepienia figurek z gliny.
    — Daj spokój, nie ma o czym mówić. Jeśli chcesz to mogę co tydzień ją przywozić. Zajęcia dodatkowe są moimi ostatnimi, wracam więc zawsze do miasteczka… Nie będzie problemu. — Propozycja wyszła samoistnie, nawet o tym wcześniej nie myślała, ale patrząc na to rozsądnie… Było to całkiem logiczne rozwiązanie. Jemu oszczędzało jeżdżenia do Chruchill, a jej nie robiło to żadnej różnicy oprócz takiej, że miała towarzystwo na tylnym siedzeniu pick upa i miała z kim rozmawiać przez te 30 kilometrów oddzielające miejsce pracy od domu.
    — Masz świetną córkę — dodała jeszcze z lekkim przygryzieniem dolnej wargi. Sekundę później odwróciła się już na pięcie i poszła posłusznie do kuchni, gdzie krzątała się matka Gabriela. Enid pobiegła po jedną ze swoich ulubionych zabawek, ale chwilę później siedziała już na krześle i rozrabiała, jak to małe dziecko.
    Solane miała jednak o wiele gorsze doświadczenia niż takie niewinne wiercenie się na siedzeniu.
    — Ona jeszcze nic nie robi. Dobrze, że nie znasz Oscara – on nie potrafi nawet minuty usiedzieć przy stole, podobnie jak Alan i Alex — przyznała, wspominając o swoich nieznośnych bratankach, którzy zawsze robili pełno szumu w domu. Enid przy nich to była oaza spokoju.
    Zaczesała włosy na jedno ramię, aby nie przeszkadzały jej zbytnio, gdy po raz kolejny spoglądała z uśmiechem na Gabriela. Bez przerwy zerkała w jego stronę, chociaż robiła to mniej dyskretnie niż on. Parę razy go już na tym przyłapała, ale i tak ona w tym starciu na spojrzenia przegrywała.
    — Od dawna mieszkasz tu z powrotem?
    To był neutralny temat. Takie mogli przecież poruszać przy jego mamie… prawda?

    Solane Candover

    OdpowiedzUsuń