A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

storm on the streets

A N T H O N Y   W E L C H
TRZYDZIEŚCI JEDEN LAT ― KUCHARZ W ZAJEŹDZIE "U ANNIE" 
Przed laty nie tak wyobrażał sobie dorosłe życie, optymistycznie kształtując w umyśle obraz wybudowanego domu, posadzonego drzewa i spłodzonego syna. Dlatego żaden z jego scenariuszy nie zakładał, że matka nadal będzie mu prać brudne skarpetki, a ojciec łypać groźnie na dźwięk otwieranej puszki piwa podczas wspólnego oglądania meczu ligi hokeja. Jednocześnie jednak niesprawiedliwym byłoby uznanie, iż w życiu mu nie wyszło. Jasne, w pewnym sensie schrzanił swój związek i szansę na zatrudnienie w renomowanej restauracji w Winnipeg, ale w gruncie rzeczy los nie obszedł się z nim aż tak szorstko. Wbrew pozorom bowiem mieszkanie z rodzicami w jego wieku w podobno zabitej dechami dziurze to jeszcze nie koniec świata. Hej, mogło być znacznie gorzej, prawda? 
______________________________________________________________________
WIZERUNEK - ROO PANES; LITERUFKI@GMAIL.COM; HEJKA!

13 komentarzy:

  1. Heej, witamy w naszej mroźnej krainie tonącej pod wielkimi zaspami śniegu! ;) Anthony wydaje się być tak normalną i naturalną postacią, że nie miałam najmniejszego problemu z wyobrażeniem sobie tej scenki z oglądaniem wspólnie meczu czy jego budzenia się w swoim pokoju, gdy mama na dole tłucze garnkami i przypomina mu w ten sposób, że nadal się nie wyprowadził. Solane niby ma ten sam problem, ale mieszka z dwoma braćmi, a to jednak inny rodzaj współdzielenia rodzinnego domu. :D
    Na pewno wiele staruszek z Mount Cartier nadal próbuje go wyswatać ze starymi pannami ze swojej rodziny i w ten sposób pozbyć się jednego z zalegających w mieście kawalerów... Sama mogę zaprosić do Solane, bo wydaje się, że tutaj potencjalnie mogłaby wyjść najciekawsza relacja. ;)

    Solane Candover / Vivian Amondhall / Jason Tanner

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć, hej! Krótko, ale klarownie, bo tekst naprawdę dobrze obrazuje usposobienie Anthony'ego. Normalny z niego gość i mam wrażenie, że to dobry kompan do rozmów. Brakuje nam tutaj takich właśnie mieszkańców, więc ze swojej strony pochwalę również kreację :) Bawcie się dobrze z Tonym i nie uciekajcie ze smacznym żarełkiem do żadnego Winnipeg!]

    Ferran, Cesar & Octavian

    OdpowiedzUsuń
  3. [Mysie z przyjemnością odda za niego nerkę, a może nawet i płuco! Odkąd wyprowadziła się od rodziców jej zdolności kulinarne niewiele się poprawiły, więc chętnie przyjmie pod swoje skrzydła kogoś, kto od czasu do czasu ugotuje jej coś dobrego. :D Z wielką chęcią odwdzięczy się dobrą nalewką, ekspresową przesyłką albo i kanapą w salonie, jeśli mieszkanek z rodzicami zacznie go męczyć. ;)
    Witamy ciepło w mroźnej mieścinie tak sympatycznego kucharza, z tak uroczą buzią. Room zawsze spoko, Tony tez tak ładnie podśpiewuje? Obyście dobrze się u nas bawili, a w razie chęci zapraszam gorąco do mojej Mysie.]

    Mysie Ayers

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [*Roo, nie room, oczywiście, słownik w telefonie jak zwykle wie lepiej, ech]

      Usuń
  4. [cześć i czołem :) mimo krótkiej treści, karta przyjemna i klarowna ;) zazdroszczę! podoba mi się optymizm tego faceta! :D tak trzymać!
    mam nadzieję, że ani zimno, ani brak imprez nie odstraszą bruneta i zabawi tu na dłużej :) a Tobie życzę dużo weny i zabawy w wątkach :D jeśli masz chęć, zapraszam oczywiście do Sol :) ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jeśli tylko będzie wychwalał jej wytwory pod niebiosa, może sobie okupować jej kanapę do woli. :D Coś tam mi się po głowie kołacze (z góry przepraszam, jeśli chaotycznie lub zbyt lakonicznie przedstawię moje myśli), ale jeśli masz jakiś inny pomysł, chęć umieszczenia ich w odmiennej relacji albo zupełnie nie widzisz ich w podobnej sytuacji, mów śmiało, ja jestem otwarta na wszelkie sugestie i modyfikacje. :)
    Co prawda nie wiem, jaki Tony był za młodu, ale myślałam, by w tych szczenięcych/nastoletnich latach mogło połączyć ich coś na kształt wzajemnego zainteresowania/zafascynowania. Nie mogę powiedzieć, żeby jako młoda dziewczyna Mysie była delikatnym kwiatuszkiem, który nie umie poradzić sobie w lesie, ale od czasu do czasu każdej pannie przyda się ktoś, kto zobaczy w niej coś więcej niż tylko kumpla od wspinania się po drzewach albo fajny tyłek. (Zresztą, swojej kobiecości Ayers stosunkowo długo nie była świadoma.) Welch mógłby być dla niej taką właśnie odskocznią. Szanował ją nie tylko jako partnera w zbrodni, ale również (a może przede wszystkim) jako dziewczynę/młodą kobietę i choć kwitowała to zawsze na wpół rozbawionym, na wpół niby-urażonym uśmiechem, od czasu do czasu pamiętał, żeby otworzyć przed nią drzwi i wpuścić pierwszą do klasy (w końcu są w tym samym wieku), co w głębi serca jej imponowało, choć bardzo długo nie chciała/nie potrafiła się do tego przyznać. Lubili spędzać ze sobą czas, bo wzajemne towarzystwo sprawiało im zwyczajnie taką prostą, czystą i niewinną radość. Być może nawet czuli do siebie coś więcej, ale żadne z nich nie miało odwagi się przyznać, że chcieliby spróbować czegoś więcej jak przyjaznej relacji – być może Anthony'emu brakowało śmiałości, Ayers na pewno czuła się zbita z tropu tym, jak spokojna i uległa potrafi być przy nim, kiedy są sami. Nawet teraz nie przywykła do takiego zachowania, z definicji ma bardziej niż mniej wybuchowy charakter i szalone pomysły wciąż są jej bliższe niż mało komu (w poprzedniej karcie wspominałam o przywiązywaniu skunksom do ogonów dzwoneczków, a to chyba mówi samo za siebie ;D). I zależnie od tego, co o tym sądzisz, mogliby pozostać w tym zawieszeniu do czasu aż kontakt urwał im się po wyjeździe jednego z nich z MC (nie widzę, czy Tony opuszczał mieścinę, ale jeśli nie, Mysie zrobiła to mniej więcej w wieku 22/23 lat) czy nawet aż do teraz, jedno z nich mogło się wreszcie przemóc i spróbować coś z tą sytuacją zrobić – zarówno w dobrą stronę, jak i mniej przyjemną, wiążącą się choćby z całkowitym odizolowaniem drugiej strony, zerwaniem kontaktu etc. – albo, jeśli masz jakiś ciekawy pomysł, możemy poprowadzić tę relację w zupełnie innym kierunku. Ostatecznie po głowie chodzi mi jeszcze wizja połączenia ich w jakiś pierwszy, poważniejszy związek przed jej wyjazdem, co choć brzmi dość sztampowo, z ich różnicą charakterów chyba dałybyśmy radę wymyślić coś, co trochę by im te wspólne chwile urozmaiciło. Ewentualnie jakieś jedno (lub dwa) złamane serce. Teraz ich relacja może wyglądać dowolnie – jak wspominałam na początku, jestem otwarta na wszelakie propozycje. Jak Ty to widzisz?]

    Mysie Ayers

    OdpowiedzUsuń
  6. A widzisz! Mount Cartier słynie od starych plotkar, więc na pewno Anthony nie raz i nie dwa poczuł te próby swatania na swojej skórze. :D
    Właściwie nic konkretnego nie pojawiło mi się jeszcze w głowie, bo to co wstępnie mogłam zaoferować jest już zarezerwowany. Bracia to jednak zawsze dobry punkt zaczepienia, bo jakby nie patrzeć ma ich tylu, że każdy facet z miasteczka musi znać/kolegować się przynajmniej z jednym z nich. A ona jako ten wieczny dodatek kręcący się gdzieś w pobliżu (jedyna dziewczyna w domu, więc skazana była z góry na towarzystwo facetów) na pewno też ma z nim pozytywne relacje. Tak teraz mi wpadło... może ich rodzice się przyjaźnili? Wiesz, mieszkanie w sąsiedztwie, podobny rocznik, kolacje przyjacielskie wspólne, na które przychodzili z dziećmi? To oznaczałoby znajomość od małego, a po tym jak John i Clara zmarli w wyniku nieszczęśliwego wypadku na pewno jego rodzice wspierali ich i służyli pomocą. W relacji Solane-Anthony oznaczałoby to przyjaźń. Być może ich matki myślały w czasach nastoletnich, że ta dwójka coś do siebie poczuje, ale oni uparcie byli i są dla siebie tylko przyjaciółmi. Każde może się wygadać temu drugiemu lub wpaść z wizytą w południe i zostać aż na kolację... czy śniadanie jeśli za dużo któreś wypije. Taki po części kolejny jej brat, z tą różnicą, że z nim jednak żadne więzy krwi ją nie łączą. Co Ty na to? ;)

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdy jesienne liście niemal w zupełności opuściły drzewa i wyściełały kolorowym dywanem ścieżki w miasteczku i wokół niego, Sol chwytała za najbardziej ulubioną przyprawę na sezon rozkręcania grzejników do maksimum -cynamon. I wtedy wokół jej małej chatki, która wciąż była w nędznym stanie, a ona nie miała czasu się tym zająć, rozchodził się charakterystyczny aromat. Wiadomo wtedy było, że młoda Duval'ówna zabiera się za wypieki, którymi częstuje jedynie w te najzimniejsze miesiące w roku. A że Mount Cartier ma chyba najdłuższą zimę na świecie z wszystkich pór roku, aromatyczne słodkości miały rozpieszczać podniebienia mieszkańców okolicy jeszcze bardzo długo. I nawet po upływie tych kilku miesięcy od pierwszego śniegu nic się nie zmieniało.
    Od jej powrotu w rodzinne strony mijał już rok i wciąż nie traciła uśmiechu. To ten uśmiech własnie sprawiał, że żyło jej się lżej. Została sama z mamą, choć ta leżała w szpitalu w Churchill na oddziale onkologicznym i nie była obecna na co dzień w życiu córki. Ale ruda nie płakała. Niezbyt często przynajmniej, bo miała za dużo pracy, by się smucić. No i przecież łzy na nic się przydadzą. Musiała dbać o rodzinny interes, obiecała sobie i mamie, nim ta została wprowadzona w śpiączkę, że sie nie podda. Nie ugnie się i nie załamie, bo to donikąd jej nie doprowadzi. I nie wolno pozwolić by interes, który dziadkowie założyli wraz z przybyciem do Mount Cartier podupadł.
    Nawet pod koniec stycznia, gdy dawno było po świętach, nie tylko aromat cynamonu zdobił dom dziewczyny, ale masa kolorowych światełek, które zawiesiła z ogromnym trudem, niemal nie łamiąc sobie kości przy niestabilnej, starej drabinie. Spędzając świeta sama nawet tym się nie smuciła. Codziennie odwiedzali ją sąsiedzi, a ostatnio nawet skontaktowała się z nią redakcja lokalnej gazety z Churchill, proponując współpracę przy organizacji słodkiego kiermaszu dla pracowników i inwestorów. To było coś nowego i czuła, że wyzwanie na pewno zaowocuje też dobrą reklamą dla jej biznesu. Nie tylko jej, bo przcież sama nie dałaby rady i miała wziąć w tym udział razem z Thony'm, którego znała z zajazdu. Mimo pozorów nudy, w miasteczku zawsze się coś działo i choć nie były to szaleństwa, za jakimi goniła kilka lat temu, to na prawde jej to wystarczało. I nauczyła się z tych drobnostek cieszyć tak w środku, dla samej siebie, a nie na pokaz.
    Tego dnia miała wolne. W każdą niedzielę Kraina Czarów pozostawała zamknieta, a Sol po prostu leniuchowała. Trochę. A trochę sprzatała dom, choć nie brała się za żadne naprawy, bo nie miała o tym ani pojęcia, a tym bardziej narzędzi, choć możliwe, że na strychu był jakieś skrzynki z czymś takim jak młotek, śrubokręt, może nawet obcęgi! Wolała nie szukać. Preferowała odpoczynek, którego aktywna forma zamykała się w obrębie leżenia w starym, ale najwygodniejszym na świecie fotelu i przeglądaniu starych zeszytów z zapiskami babci, która przepisy wymyslała jak wiedźma zaklęcia i zawsze było to smakowite... na swój sposób. Gdy rozległo się pukanie, zaskoczona spojrzała w stronę drzwi. Nie spodziewała się gości. I chyba niemożliwym było, aby zapomniała o czyichś imieninach, na które obiecała coś upiec....? Bo zdarzało się, że nawet w dzień wolny uruchamiała piekarnik, ale raczej dla cudzej przyjemności, niż chęci zarobku. No ale... może coś jej umknęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dźwignęła się, owinęła szczelnie kocem i podreptała w takim kokonie do drzwi. Uchyliła je i przez chwilę wpatrywała się w męską twarz. Czerwone policzki od mrozu przykuły jej uwagę i dopiero po chwili dotarło do niej, że ta niedziela wcale nie miała być tak leniwa, jak pozostałe ostatnimi czasy!
      - O rety... - jęknęła. - Zapomniałam! - otworzyła szerzej drzwi, zapraszając go do środka. - Wchodź szybko, bo zamarzniesz - ponagliła, wyciagając rękę i łapiąc go za rękaw kurtki, wciągnęła do środka.
      Zupełnie wyleciało jej z głowy, że do tego przyjęcia w Churchill muszą się przygotować! Ustalić menu i przede wszystkim zrobić zakupy! No i nie prowadziła kalendarza i najzwyczajniej w świecie nieco gubiła się w rozpiskach dni, więc wyparowało jej z czaszki, że to będzie już nazajutrz! Jakoś tak... zaproszenie do współpracy dostała miesiąc temu i tak ten czas leciał, że utknęło jej w głowie, że spieszyć się nie musi...
      - Ubieram się i jestem gotowa w pięć minut - obiecała, zrzucając z siebie koc i biegnąc do pokoju, po coś cieplejszego niż cienka bluzka i legginsy w kwiatki [xD].
      pomyślałam sobie, że można ich wysłac na zakupy do marketu w Churchill, a później zamknąć w kuchni, to wątek nam się rozłoży na dwa mniejsze :)

      Usuń
  8. [ Nie ma mnie parę dni na blogu, a tutaj już nowi-starzy kawalerowie :D Single bez chwilowej opcji na związek łączmy się! Co w krótkim tłumaczeniu oznacza, że sama prowadzę chwilowo Scotta, któremu zdecydowanie nie wyszło z poprzednią i wciąż jeszcze ma w myślach partnerstwo, więc gdybyś poszukiwała kumpla od piwka, to polecam go! Dobra dusza z niego. Z Twojego zresztą też, a przynajmniej mam takie przeczucie. Swoją drogą tak mało o nim wiadomo, poza powiązaniem z kuchnią i byciem na garnuszku rodziców, że zastanawiam się, co też ten Pan zmajstruje w miasteczku. Także życzę wielu zimowych przygód i trafionych współautorów do wspólnej, angażującej gry!]

    Andrew & Scott

    OdpowiedzUsuń
  9. O! Mi to pasuje, będzie zabawnie i czasami niezręcznie dla mojej Solki, żeby delikatnie wytłumaczyć jego mamie, że nic z tego. Ubaw murowany, więc jak najbardziej możemy zacząć od takiego niezapowiedzianego pojawienia się Tony'ego pod jej drzwiami akurat w ten wieczór, kiedy James i Thomas pojechali na całonocne randki gdzieś i dziwnym trafem została sama w domu... nie licząc jej licznego zwierzyńca. Chcesz zacząć czy mam się tym zająć jak uporam się z dwoma innymi zaczęciami?^^
    Drobna uwaga jeszcze - Solane przez "a" w środku, bo widzę, że raz jest dobrze, raz źle... :D

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hm, lubię ten pomysł. Możemy uznać, że po jej powrocie do miasteczka było między nimi całkiem w porządku, on jej czasem coś gotował, ona pozwalała mu nocować na kanapie, kiedy przesadziła z częstowaniem go nalewką, kto wie, może od czasu do czasu wysłuchiwała marudzenia na upierdliwą dziewczynę, a ona w zamian narzekała na braci. Niejasności wciąż między nimi wisiały, ale jako niewypowiedziane nie drażniły tak bardzo, więc wszystko było w porządku, dopóki Anthony'emu po pijaku nie otworzyły się usta. Od tego momentu pewnie zrobiło się między nimi mocno niezręcznie i tak jak mówisz, przez ostatni rok unikali się wzajemnie jak to tylko możliwe, jednocześnie udając, że do niczego między nimi nie doszło (albo właśnie doszło, a oni dalej starają się to wypierać, jak wolisz). Na sam wątek pomysły mam dwa:
    A. Korzystając z niesprzyjających warunków pogodowych, jednemu z naszych bohaterów może wysiąść samochód w trakcie drogi z/do Churchill (nieco bardziej drastyczna wersja zakłada jakiś niezbyt groźny wypadek), co skazałoby go na łaskę bądź niełaskę drugiej postaci, która stety bądź nie, jechałaby tą samą drogą.
    B. Nie wiem, czy wspominałam, ale poprzednim razem Mysie trudniła się wytwórstwem przetworów w Mount Cartier. Mając to w pamięci może Tony potrzebowałby jakiejś konfitury/nalewki do jednego ze swoich przepisów? Pech chciał, że wichura zerwałaby kable/zasypała drzwi i nie mógłby wrócić do siebie, nieszczęśliwie zmuszony przeczekać niekorzystne warunki w jej domu – chyba nie najgorszy punkt wyjścia do szczerej rozmowy.
    C. Zawsze można spróbować wmanewrować ich w konfrontację z rozwścieczonym niedźwiedziem wybudzonym z zimowego snu. Albo – żeby niezręczność między nimi była bardziej prawdopodobna i nie tak przeciągnięta, spróbować napisać jakąś retrospekcję sprzed kilku miesięcy, kilka tygodni po tej rozmowie, w której Welch przyznał się Ayers, że nie jest mu do końca obojętna.]

    Mysie Ayers

    OdpowiedzUsuń
  11. Od: Solane
    Do: Anthony Welch
    Treść:Mam nadzieję, że Twoja mama tego nie przeczyta! A jeśli tak, to dzień dobry, Pani Welch.
    Przyjdziesz dzisiaj na wino? Nie chcę siedzieć sama.

    OdpowiedzUsuń