Amelia Durkheim
Amelia Durkheim, rozwódka. Urodziła i wychowała się w Mount Cartier. Po studiach na stałe opuściła swój rodzinny dom, nie chcąc osiadać w miejscu, które w każdym calu przypominało jej o śmierci rodziców. Została wychowana przez babcię, gdyż los, postanowił zabrać życie rodzicom jedenastoletniej wówczas Melki.
Życie potrafi płatać figle, sprawiło bowiem, że powróciła na stare śmieci, z większą miłością do kochającej staruszki i rodzinnego domu. Porzuciła żal, który nosiła w sercu, by zacząć wszystko od nowa. Po wielu latach, zdała sobie w końcu sprawę z tego, że miejsce, z którego pragnęła uciec, jest jedynym, w którym może być sobą, gdzie jej serce bije jednym rytmem, a usta same składają się do uśmiechu.
Na szęście -lub też nie- jej nawiększym zmartwieniem jest teraz remont domu.
Na szęście -lub też nie- jej nawiększym zmartwieniem jest teraz remont domu.
Małe co nieco

[Witam na blogu!
OdpowiedzUsuńTak dawno nie widziałam Paltrow w wersji blond, że aż jej poznać nie mogłam. Zabawne, bo wygląda zadziornej niż kiedy jest ruda.
Coraz więcej rozwódek w Mount Cartier :D Niedługo będzie można klub założyć, gdzie będą popijać wino w znoszonych dresach i cieszyć się swoją niezależnością :D Co swoją drogą jest dobrym początkiem na pomysł wątku!]
Max Carter
[ Całkiem niezłym pomysłem rzuciła autorka Max. Ech, jaka szkoda, że Tess nie jest rozwódką... Na pewno chętnie ponarzekałaby sobie na facetów, chyba tylko po to, żeby ponarzekać. To klasyczna maruda :D
OdpowiedzUsuńCześć! Choć nie przepadam za Gwyneth, to jednak gify są ładne i pasują do karty. Mam nadzieję, że znajdziesz tutaj ciekawe wątki i będziesz się dobrze bawić. :> ]
Tessa
[Rozwódki rozwódkami, ale tutaj to w ogóle mnóstwo samotnych ludzi i żadna z osób dziwnym trafem nie potrafi znaleźć sobie odpowiedniej partii. Chyba mieszkając w Mount Carter traci się kompetencje towarzyskie. Zyskuje się w zamian tylko tą sąsiedzką uprzejmość, o której w dużych miastach już się zapomniało.
OdpowiedzUsuńBTW. Ale Scott ma atrakcyjną koleżankę z pracy. Normalnie w takiej sytuacji od razu proponowałabym wątek, ale obawiam się, że osiągnęłam maks. ;c Ale jak okaże się, że jakoś jednak wyrabiam z zaległościami to może kiedyś podskoczę do Ciebie i coś stworzymy z pocztą w tle. :) Tymczasem życzę ciepłego przyjęcia i odporności na śniegi Mount Carter.]
Declan, Scott & Eli
[Cześć, cześć! Mam nadzieję, że wykładowca to fajny facet. :D Bardzo podoba mi się małe co nieco, w którym w kilku zdaniach został zawarty cały ból Amelii. Aż chce się ją przytulić. Mieszkanie ze staruszką niestety odpada, Benjamin strasznie boi się śmierci i nie mógłby wytrzymać dojrzałego wzroku kobiety, który przypominałby też i o jego wieku. Ale mam inny pomysł! Benjamin czeka na ważny list i przychodzi na pocztę prawie codziennie, jednakże dzisiaj byłaby zbyt wielka kolejka (o dziwo!), a on niecierpliwy i zacznie zwiedzać budynek, gdzie trafi do miejsca pracy Amelii. Mogli też np. w weekend spotkać się w barze i wypić kilka drinków, stąd mogliby się jakoś kojarzyć, ale nie pamiętaliby skąd, co wprawiłoby Benjamina w jeszcze większą panikę.]
OdpowiedzUsuńBenjamin Hayward
[Benjamin chętnie zobaczyłby tego rumieńca, ale też ma swoje lata. Prędzej to on by się zarumienił. ;) W takim razie czekam na zaczęcie (wiem, wiem, trochę Cię wkopałam). I zazdroszczę takiego wykładowcy.]
OdpowiedzUsuńBen
[Lub rozczarowanie!
OdpowiedzUsuńNa odnawianie staroci by się nie pisała, bo kompletnie się na tym nie zna i prędzej kupiłaby nowe meble :D Ale ściany można malować, drewnianą podłogę lakierować. Na odrestaurowanie to by sobie popatrzyła ewentualnie i właśnie to czerwone wino popijała! Chyba, że chcesz zniszczyć jakiś mebelek i potem stwierdzić, że to walą i obie piją :D]
Max
[Kurczę, kurczę, same samotne i rozwodniki w tym naszym Mount Cartier! I jeszcze ci, co uciekają z tak uroczej mieściny. Kto to w ogóle słyszał, żeby się w tak kochanym i przytulnym (jeśli ma się wystarczająco ciepłe ubrania) zakątku świata smucić tyle? Dobrze chociaż, że Amelia zrozumiała wreszcie, gdzie jej miejsce i znów umie się tak pięknie uśmiechać, jak na tych gifach w karcie. ;) Wprost muszę pochwalić pierwszy, bo pani na nim jest taka urocza i w pewnym sensie zadziorna jednocześnie, że aż przyjemnie jest na nią patrzeć.
OdpowiedzUsuńCześć! Witam serdecznie na blogu i udanych wątków życzę. Wierzę, że Amelia będzie dzielna, nie da się przygnieść remontowi i upora się z nim śpiewająco. W Mount Cartier tyle dobrych dusz chodzi, na pewno znajdzie się jakaś chętna do pomocy przy poskramianiu niepokornych kafelków. ;)]
Mysie
[Muszę, no muszę to napisać. Pani jest cudowna, ale jak można jej dać takie nazwisko? Nienawidzę, nie znoszę (i wiele, wiele innych) pana Durkheima, a już takie nazwisko dla tak wspaniałej pani to dla mnie nie do pomyślenia! :D Cóż, może jednak jedynie ja mam takie skojarzenie z tamtym wariatem :3
OdpowiedzUsuńA tak poza samym nazwiskiem, to wszystko jakoś nieprawdopodobnie przypadło mi do gustu! No i gify są prześliczne, i karta zwięzła, a do tego jeszcze rozwinięcie! Nic tylko pozazdrościć!
Życzę duuużo, duużo wątków i jeszcze więcej weny!]
Clarissa
Od tygodnia czekał na ważny list z uczelni. Dotyczył on prawdopodobnego zwolnienia, choć nie było to możliwe, gdy był na urlopie. Nieładnie tak. Wiedział, że przez ostatnie miesiące nie wykazał się dobrą postawą wykładowcy – często się spóźniał lub w ogóle nie przychodził, a jak przestępował próg sali, to zazwyczaj nieprzygotowany (jeżeli trafiał do tej właściwej), mylił studentów, zapominał o kolokwiach… Już dawno powinien zostać usunięty z grona akademickiego, jednakże dziekan* wciąż dawał mu szansę. Urlop zdrowotny był jego ostatnią próbą, jeżeli powróci bez poprawy – wyleci. Tego obawiał się najbardziej, dlatego codziennie przychodził na pocztę, aby dowiedzieć się, czy jest dla niego jakiś list z uniwersytetu. Ale Ottawa chyba się nie śpieszyła z komunikacją, albo gdzieś zagubiono ten skrawek papieru, gdzieś się zawieruszył… Powoli wpadał panikę. Nerwy zrobiły mu psikusa.
OdpowiedzUsuńDzisiaj również przyszedł na pocztę, aby się czegoś dowiedzieć. Znów mógł usłyszeć, że na jego nazwisko nic nie przesłano, wolał dowiedzieć się tego od pracownika, niż zgubić samego siebie w nadmiernym gdybaniu. Gdy dotarł na miejsce okazało się, że czekało już do okienka sporo ludzi. Skąd nagle ich tylu? Nie mają nic innego do roboty? Nie ustawił się w kolejce, nie zamierzał bratać się z tłumem. Był niecierpliwy, dlatego skręcił w prawo, gdzie znalazł drzwi oznaczone tabliczką wejście tylko dla personelu. Benjamin cicho prychnął i już przemierzał kolejne korytarze, poszukując jakiegoś ciekawego pomieszczenia. Nie spodziewał się raczej spotkać tutaj jakiejkolwiek żywej duszy. Otworzył drzwi do archiwum i zamarł. W środku był człowiek, i to w dodatku kobieta. Zamrugał kilka razy, wydała mu się ona dziwnie znajoma.
- Szukam listu – odparł po chwili, przerywając wibrującą ciszę, która napawała ich obydwoje dziwnym strachem. Uśmiechnął się do niej, choć drżące kąciki ust szybko opadły. Był tak samo przestraszony, jak blondynka. Prędzej ją by oskarżył o zrobienie jemu krzywdy niż odwrotnie. Sięgnął po najbliższą teczkę i zaczął udawać się, że ją przegląda. – Może przypadkiem trafił do Ciebie? – kontynuował podnosząc głowę znad papierów. Nie wierzył we własne słowa, ale chciał sprawdzić każdą możliwość.
[*Nie wiem, czy mają tam dziekanów, ale ustalmy, że chwilowa tak jest.
Jak na blogi 42 to dużo, raczej nigdy nie widziałam postaci powyżej czterdziestu lat. Może jakieś pojedyncze przypadki. Wszystko Ci wybaczę, jeżeli Ty również mi wybaczysz to coś powyżej. Nie chciałam być za wielkim ślimakiem.]
Benjamin Hayward
[Ja też na oceny z Durkheima narzekać nie mogę, ale aż się płakać chce, jak się czyta te jego wymysły. No nie znoszę, nie znoszę!
OdpowiedzUsuńUff, już się wystraszyłam, że serio nie działa! :D Tak myślę i myślę nad tym wątkiem dla naszych pań i nic mi nie przychodzi do głowy choljeraaa. Może Ty masz jakiś pomysł? ;>]
Clarissa
W domu nie zajmowała się takimi rzeczami, jakimi były meble. Czy ściany. Albo podłoga. Jeśli coś było nie tak i zauważyła to w danej chwili, to sekundę później wydawała z siebie dźwięczny krzyk pretensji, że coś jest zepsute lub zwyczajnie nie takie, jak powinno. Zaraz roznosił się gburowaty krzyk pana Cartera, że to nie jego sprawa i sama przecież może to załatwić. Na tym się kończyło, a kiedy Max kilka dni później znowu chciała, na przykład usiąść na zepsutym fotelu, okazywało się, że wszystko jest w porządku i żadna sprężyna nie wbija się tyłek. To była magia determinowana krzykiem, którą stosowano u niej w domu.
OdpowiedzUsuńJednak, jak przypuszczała, u kogoś innego taka magia by nie zadziałała, nawet jeśli krzyk byłby bardzo głośny, a zawarta w nim pretensja - wyjątkowo dotkliwa. W ogóle poza swoimi czterema ścianami nie wydawała zbyt głośnych dźwięków, ograniczając się do pomrukiwań i zdawkowych odpowiedzi. Czasem trochę przeklinała, gdy frustracja osiągała pewien poziom, czasem nic nie mówiła. Właściwie to wydawała się całkiem spokojną osobą, co było tylko formą przejściową. Oszczędnie obnosiła się ze swoją energią i nie szastała nią na lewo i prawo, by się często wściekać. Od pewnego czasu była w ogóle częściej zmęczona.
Trochę ziewając, przyglądała się obdrapanej szafie, z której wypadło jedno skrzydło drzwi. To chyba była kiedyś bardzo ładna szafa, przeszło jej przez myśl i zaraz uciekło, bo Max ziewnęła trochę bardziej i pomyślała, że dziś postara się pójść wcześniej spać. Chwilę potem doszła do wniosku, że żadnej szafy nie będzie ruszać, nieważne jak Amelia by się uparła. Też w ogóle pomoc sobie znalazła! Jakby piekarka kiedykolwiek dała jej powód do myślenia, że będzie się do tego nadawać.
- Mówiłaś coś o stole, prawda? - spytała, unosząc trochę głos, by kobieta usłyszała ją z kuchni, do której poszła wziąć kieliszki i otworzyć wino.
Max, jeśli już do kogoś przychodziła (a częściej były to koleżanki niż koledzy), to widziała w tym niesamowitą okazję, żeby trochę namieszać sobie w głowie alkoholem. W tej chwili może nie miała już problemów ani żadnego bałaganu w życiu, żeby musieć topić smutki w kieliszku, jednak lubiła wino i lubiła Amelię, która na pewno doskonale rozumiała cały urok popijania czerwonego wina w samotności po rozwodzie. Lub w towarzystwie innej rozwódki. Szczególnie takiej, jak Carter - bezpośredniej, marudzącej i zapominającej, że kobiecie nie wypada przeklinać.
- Bo ja ci tej szafy nie chce zniszczyć - dodała ciszej, siadając na jakimś krześle i wyciągnęła przed siebie nogi.
[Patrz, już zaczęłam :D Mam nadzieję, że to nie problem, ale jakoś tak myślałam, że na poprzedni komentarz Tobie odpisałam i teraz czas zacząć. Patrzę, a jednak nie odpisałam :D Za to jest właśnie zaczęcie!]
Max Carter
[Przychodzę do uśmiechniętej Amelii, dziękując za miłe słowa i z zachwytem nad gifami. :)
OdpowiedzUsuńZaczepieniem jest to, że obydwoje są w tym samym wieku i są rozwiedzeni, no i wyjechali na studia. Na pewno muszą się znać! Jeżeli nie znalazłaś nikogo do pomocy w remoncie, to przystojny lekarz się zgłasza! :D]
Thomas Bishop
[Panuje tu straszna cisza, dlatego jeśli jednak czasem zaglądasz i masz ochotę na wątek z myśliwym, to daj znać! ;)]
OdpowiedzUsuńBjørn Sørensen
[Dziękujemy bardzo! :D]
OdpowiedzUsuńTheo
Wczoraj minęły dokładnie trzy miesiące odkąd jesteś z nami (<3) i chociaż teraz masz zasłużony urlop, to my i tak nie zapominamy o daniu Ci nagrody za wytrzymanie z nami. Dołączasz do grona ludzi z ikonką z domkami, gratulujemy! ;)
OdpowiedzUsuń[To nie pesymizm, a raczej żal, że nie może już robić tego, co naprawdę kocha. Stolarstwo ma trochę we krwi, więc z każdym meblem powinien sobie poradzić, tym bardziej że obecnie to jego jedyne źródło dochodu, więc raczej nie wybrzydza i niechętnie znosi przymus pracowania w rodzinnym zakładzie. :D]
OdpowiedzUsuńRyan
[Bum bum bum, przybywam na zaproszenie do uroczej pani archiwistki. ;P
OdpowiedzUsuńHafza jest z pewnością najbardziej nieogarniętym kucharzem, a czy najfajniejszym... Cóż, jedynym w całym lokalu, więc fajniejszego nie ma! ;D]
Hafza
[A dziękuję bardzo za życzenia i czekam na nową postać, bo czytałam gdzieś pod listą obecości, że planujesz zmianę bohaterki :). Oby dodało Ci to energii i zaowocowało wątkami!]
OdpowiedzUsuńDrew, Scott & Eli