A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Sesja: areszt domowy

Sesja: Areszt domowy
Lokalizacja: gabinet burmistrza
Godzina na fabule: ok. 15:00 w piątek
Uczestnicy: Clarissa, Duncan, Maxime, Ophelia, Ravi, Thomas

Informacje fabularne:


Ciągnięci przed oblicze prawa wszyscy znaleźliście się w gabinecie burmistrza. Nie cieszcie się jednak zanadto, to żadne uniewinnienie! Jeśli dobrze pamiętacie w Mount Cartier brakuje posterunku, więc burmistrz zamknął Was u siebie, blokując drzwi od zewnątrz. Prawnicza formułka mówi: „Macie prawo zachować milczenie, wszystko co powiecie może być użyte przeciwko wam w sądzie”, ale szczerze powiedziawszy każdy jeden człowiek na waszym miejscu wolałby raczej dowiedzieć się, co jest grane, więc moja rada brzmi: Rozmawiajcie szybko, pytajcie mądrze, dyskutujcie skutecznie. Albo panikujcie. Kto co lubi i komu jak wygodniej. A jeśli już o wygodę chodzi... siedzeń jest tylko dla czworo, więc może warto zająć sobie miejsce?*


*dostępne jedno na krześle, trzy na kanapie


Informacje techniczne:


  1. Zgodnie z powyższymi wskazówkami i w trosce o dynamikę gry, prosimy o krótkie, treściwe komentarze, które pozwolą pociągnąć wątek do przodu, nim skończy się Wam czas. 
  2. W przypadku niemożności stawienia się w areszcie, nieobecność prosimy zgłaszać pod tym tematem, tak by inni autorzy wątku grupowego wiedzieli, że nie bierzecie udziału w zabawie. 
  3. Kolejność odpisywania wybieracie sami. Administracja sugeruje jednak ustalać ją na bieżąco za pomocą SB i grać spontanicznie w zależności od tego, kto jest akurat dostępny na blogu. 
  4. Mistrz Gry do czasu trwania wątku (koniec nastąpi w niedzielę o godzinie 23:59) nie będzie ingerował w przebieg gry.

Powodzenia! Niech wena będzie z Wami!

12 komentarzy:

  1. [Ja niestety będę nieobecna. Bawcie się dobrze i wychodźcie z tego aresztu bo nie może Was zabraknąć w MC! :3]

    Clarissa

    OdpowiedzUsuń
  2. Ledwie wyszedł z warsztatu, dopiero co odstawił psiaka do domu i chciał wyjść zaledwie do sklepu, kiedy to niespodziewanie został ściągnięty z ulicy. Nie mając pojęcia co się dzieje, a właściwie o co możne chodzić, pchany nie tylko ręką ale też ciekawością i niepokojem dał się zaprowadzić i zamknąć w gabinecie burmistrza.
    Był spokojny to oczywiste, że taki był. Przecież on się nie denerwował, a czasami nawet można było mu zarzucić obojętność. W tym przypadku tak to przynajmniej wyglądało z wierzchu. Lądował na przysłowiowym dywaniku zbyt wiele razy, żeby nie wiedzieć jak się zachować, ale zawsze wiedział za co. Był świadomy wszystkiego co zrobił. Tym razem jednak było inaczej. Został wyrwany ze swojej spokojnej codzienności bez wyraźnego powodu. A przynajmniej tak wyglądało to z jego strony. Tym samym, w głębi siebie panikował. Ogarnął go niepokój, któremu za wszelką cenę nie pozwalał na uzewnętrznienie.
    Spokojnie, chociaż z niepewnością, usiadł na kanapie, czekając na dalsze zdarzenia.
    Zapowiadał się wesoły weekend.

    Ravi[Miało być krótko podobno... No i jest tak.. myślę, że na początek może być. Zawsze to jakieś zaczęcie czegokolwiek pod wątkiem.]

    OdpowiedzUsuń
  3. Żart. Tylko tyle przychodziło Felce do głowy, kiedy burmistrz najpierw na nią nakrzyczał, a potem zaciągnął do swojego gabinetu. Była w tam wielkim szoku, że nawet słowa nie powiedziała, a co dopiero mówić o walce o swoje prawa! Co prawda coś w jej głowie podpowiadało jej, że nie powinna być zamknięta w pokoju, bo na to był paragraf, ale jakiś dziwny niepokój kazał jej siedzieć cicho.
    Kryminał.
    Felka na ogół spokojna i uśmiechnięta siedziała na kanapie rozglądając się nerwowo po gabinecie. Czy przypadkiem ktoś nie próbował znowu wkręcić ją w jakieś przestępstwo? Tylko co się stało? Zwykle plotkujące Mount Cartier tego dnia było dziwnie milczące i kobieta nie miała pojęcia w czym tkwił problem. Kiedy usłyszała, że kolejna osoba wchodzi do środka automatycznie wstała, ale jak się okazało – to jeszcze nie czas na wolność.
    - Co się dzieje, Ravi? - zapytała tylko bez zbędnego przywitania i usiadła, tym razem obok mechanika. Zaraz jednak przemknęła jej myśl, że siedzi sobie tu zamknięta, kiedy ktoś może potrzebować teraz jej pomocy. Powstrzymała w sobie chęć podbiegnięcia do drzwi i walenia w nie pięścią. Na histerię przyjdzie czas, ot co.

    Ophelia Wood

    OdpowiedzUsuń
  4. Duncan szedł obok burmistrza z kamiennym wyrazem twarzy. W środku jednak mieszało się zdziwienie z przestrachem, a nawet odnalazłoby się tam parę oznak spokoju. Zdecydowanie jednak zdziwienie górowało teraz w myślach mężczyzny.
    Bo co się właściwie stało?
    Raines próbował przypomnieć sobie to, co robił przez ostatnie kilka dni i czego mogło uczepić się „mountcartierowskie” oblicze prawa. Duncan sumiennie stwierdzał, że przebywanie w tym miejscu go uspokoiło i nie zmuszało do zbrodni. Nie robił nic w ostatnim czasie, co mogło wzbudzić podejrzenie. Miał zlecenie w Churchill, no i był na polowaniu, ale na to, był stuprocentowo pewien, miał wszystkie potrzebne papierki.
    Burmistrz idący obok niego fuknął, gdy wkroczyli do budynku w którym znajdował się jego gabinet. W ułamku sekundy wepchnął mężczyznę do swojego gabinetu, wygłaszając standardową formułkę. Nie dając nawet cienia szansy na wyjaśnienie, choć i tak Raines wątpił, że to cokolwiek da.
    Czemu w tym momencie przypomniała mu się przygoda jaką przeżyli z Marią Clarą w Coronel Vivida? Może dlatego, że była taka podobna
    Raines westchnął ciężko, unosząc lekko brew.
    - Noo… Widać nie tylko ja popełniłem „tajemniczą zbrodnię” – Duncan uśmiechnął się lekko i przywitał się – Dzień dobry. Czy ktoś wie, co tu się wyrabia?
    Skierował się w głąb pokoju, oglądając gabinet burmistrza. Rzadko tu bywał. Usiadł obok Ophelii i Raviego, czekając na…
    Cokolwiek?

    Duncan Raines

    OdpowiedzUsuń
  5. Przez pierwsze kilka chwil zastanawiała się, czy to chodzi o palenie. Ostatecznie jednak to nie mogło być problemem, bo papierosy wyciągała tam, gdzie zawsze i nigdy nie było z tym problemu. Problem pojawił się wtedy, kiedy zorientowała się, że jeden z nich wylądował na ziemi, a ona nie wiedziała nawet czemu. Jednak było już odrobinę za późno, by zareagować sensowniej niż osłupieniem. Zdążyła wypowiedzieć niepełne zdanie "Co do cho...?", gdy burmistrz wepchnął ją do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
    Odwróciła się natychmiast w stronę wyjścia, ignorując kompletnie słowa mężczyzny o jakimś milczeniu i naparła na drzwi. Nie było w ogóle żadnej opcji, by tu została. Co takiego mogła zrobić przez ostatnie kilka dni, żeby sam burmistrz musiał się fatygować i bez jej zgody zamykać u siebie w gabinecie? Była cholernym piekarzem w jego miasteczku, jakiego przestępstwa mogła się dopuścić?!
    Wyburczała kilka nieprzyjemnych słów pod nosem i oparła się plecami o drzwi, w tym momencie zauważając, że nie jest tu sama. Zmrużyła lekko oczy, zastanawiając się, czy nie powiedziała ich jednak zbyt głośno.
    - Co to za przymusowe spotkanie? - spytała, nie kryjąc swojej irytacji i obejmując wzrokiem pozostałą trójkę.
    Człowiek budzi się o niemożliwych godzinach, by całe miasteczko miało na czym smarować swoje dżemy i nie powstał żaden bunt społeczeństwa, a władza tak się jemu odwdzięcza. Kto by pomyślał!

    Max Carter

    OdpowiedzUsuń
  6. Felka obserwowała pojawiające się kolejne osoby z lekkim niedowierzaniem. Mogłaby się jeszcze zgodzić, że czasami przekroczyła prędkość na zaśnieżonej drodze, ale bez przesady! Śpieszyła się przecież do uciętej siekierą nogi! Będą jej to sto lat wypominać?
    - Chyba wszyscy chcielibyśmy wiedzieć - odparła na pytanie Max. Pokręciła bez przekonania głową nie ruszając się z miejsca. Kolejne minuty uciekały, a ona siedziała na kanapie czekając nie wiadomo na co.
    - Nie mogą nas tutaj trzymać, tak o - stwierdziła jeszcze i dopiero wtedy wstała. Rozpięła nawet kurtkę, bo przez dłuższe przesiadywanie w ciepłym miejscu zrobiło jej się gorąco. Podeszła do drzwi i uderzyła w nie pięścią kilka razy.
    Była przecież ratownikiem! Nie przypominała sobie, żeby zrobiła coś złego. A już na pewno nie łamała prawa z pozostałą czwórką znajdującą się w tym gabinecie. Felka spojrzała na siedzących na kanapie mężczyzn. Co prawda była drobną kobietą, ale krzepy jej nie brakowało. Nie sądziła jednak aby była w stanie wyważyć drzwi. Na pomoc chyba nie miała co liczyć. Chyba...

    Ophelia Wood

    OdpowiedzUsuń
  7. Widok wchodzącej Ophelii poprawił mu samopoczucie. Cieszyło go, że chociaż z jedną z osób, które trafiły na dywanik razem z nim, miał okazję już wcześniej rozmawiać. Odetchnął cicho w oczekiwaniu na chwilę wewnętrznego spokoju bo przecież powierzchownie wydawał się być oazą spokoju.
    - Chciałbym to wiedzieć.. - Odpowiedział kobiecie lekko zachrypniętym głosem. Potem już tylko starał się obserwować. Nie pytany i tak nie lubił się odzywać, a skoro nie wiedział za co tu trafili, po co miał próbować?
    Kolejna kobieta która weszła do gabinetu wydała mu się bardziej nerwowa, to też odsunął od siebie myśli o zadawaniu pytań, czy może ktoś się czegoś domyśla.
    - Nawet nie słyszałem, żeby coś się stało w miasteczku.. - Wydusił z siebie po chwili zastanowienia. Mimowolnie zerknął w stronę mężczyzny, który dosiadł się do nich zaledwie parę minut temu. Już miał coś powiedzieć już na końcu języka zawisło mu jakieś pytanie, kiedy nagle inna myśl wszystko rozwiała. Szybkim, niekontrolowanym ruchem przyłożył dłoń do twarzy i przeklną cicho pod nosem.
    - Młody został sam w salonie.. - Wychrypiał przymykając oczy. W pewnej chwili pomyślał nawet, że nie chce wiedzieć co zastanie po powrocie.

    Ravi

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ja także będę nieobecna, dopiero w poniedziałek ruszę się z Thomasem. Życzę wszystkim miłej zabawy! I świetny pomysł. :)]

    Thomas Bishop

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie, pomyślała z goryczą, gdy stało się oczywiste, że żadna z obecnych tu osób nie ma zielonego pojęcia, o co chodzi. Została wyciągnięta ze swojej dziennej rutyny na rzecz tajemniczego przestępstwa, o którym nikt nic nie wiedział. Nie, żeby miała jakieś plany i niecierpiące zwłoki obowiązki o tej godzinie, ale po prostu nie lubiła niespodzianek. No i Max z natury była raczej marudą, której nic się nie podoba i będzie narzekać z byle powodu.
    - Oczywiście, że nie mogą. - Wzruszyła ramionami. - Ale kto zabroni temu dziadydze? - mruknęła, rzucając groźne spojrzenie w stronę drzwi, mając w głowie obraz burmistrza.
    Kto mu zabroni? Nikt. Jest tu najwyżej postawiony i wszelkie procesy, skargi i tak musiałyby przejść przez jego łapy, za nim trafiłyby na przykład do Churchill.
    Byli w kropce. Bo tak.
    - Ja od kilku dni nie wychodzę z piekarni. Siebie samej z bułek raczej nie okradam - powiedziała, ostatecznie dochodząc do wniosku, że jeśli na początku zaznaczy, że w ogóle nie powinno jej tu być, będzie miała mniej na głowie. - Za to zostawiłam włączony piec, więc spodziewajcie się pożaru - mruknęła zgryźliwie, podchodząc do biurka burmistrza i z pełnym brakiem gracji posadziła na nim swoje cztery litery.
    Właściwie... czy coś by się stało, jeśli chciałaby teraz zapalić?

    Max

    OdpowiedzUsuń
  10. Całość tej sytuacji wydawała jej się absurdalna. W porządku, Mount Cartier daleko było do wielkiego miasta, ale bez przesady – czy to oznaczało, że można było zamykać ludzi w pokoju bez słowa wyjaśnienia?Nawet pomijając fakt, że Ophelia (i być może cała reszta) była niewinna i nic złego nie zrobiła! Tak się po prostu nie robiło i już. Zapewne wystarczyło tylko poczekać spokojnie i wszystkiego się dowiedzieć w odpowiednim czasie (a na pewno okaże się, że to wszystko to jedna wielka pomyłka i burmistrz osobiście ich przeprosi!), ale Felka nie czuła się komfortowo z ograniczoną wolnością. Nie chciała siedzieć i czekać, wolała coś robić. Tylko co?
    Słuchała każdego zdania, ale zaśmiała się pod nosem, kiedy dotarł do niej sens słów pozostałych osób. Rozbrykany szczeniak w warsztacie, włączony piec w piekarni, ratownik medyczny zamknięty pod kluczem. Pięknie, pięknie. Czyżby burmistrz pozjadał wszelkie rozumy wraz z lekkim ociepleniem? Kto wie, może trzeba to będzie skonsultować z psychiatrą?
    - Czy ktoś może tutaj przyjść? - zawołała głośno ponownie waląc pięścią w drzwi. - Halo? - dodała jeszcze, ale już z mniejszym przekonaniem, bo gdyby ktoś chciał im wyjaśnić sprawę już dawno by to zrobił.
    - To co robimy? Chyba nie będzie tutaj siedzieć i czekać – westchnęła krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.

    Ophelia Wood

    OdpowiedzUsuń
  11. Sam również nie kojarzył, żeby czemukolwiek zawinił między swoim codziennym życiem. Przez połowę prawie każdego dnia przesiadywał w warsztacie, a każdy swój wolny czas poświęcał psu. Nie wychodził prawie nigdzie, a nawet mogłoby się wydawać, że żyje na uboczu, gdzieś z daleka od ludzi i tylko czasami pojawia się między nimi, żeby uzupełnić zapasy.
    - Właśnie.. Też nie wychodziłem nigdzie poza warsztat, chyba że z psem.. - Wyprostował się na kanapie. Odruchowo zerkając na innych. Wolał obserwować. A może faktycznie ktoś coś zrobił?
    Z każdą kolejna minutą rosła jego niecierpliwość. Nie lubił być zamykany w pokojach bez żadnej przyczyny. Jak raczej każdy.
    - To już chyba łamanie praw człowieka.. - Mruknął pod nosem, po czym podszedł do najbliższego okna. Spojrzał przez nie wypatrując czegokolwiek sensownego.

    Ravi

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobiegała godzina osiemnasta, kiedy do gabinetu wparował podekscytowany Burmistrz. Zupełnie inaczej niż podczas ich ostatniego spotkania, bo tym razem nosił na sobie ślady nie tylko starzenia się, ale również ogromniasty uśmiech rozbawienia, świadczący o tym jak bardzo mu teraz wesoło.
    — PRIMMA APPRILIS...! Możecie wyjść, misiaczki... — entuzjazm aż lał się z niego bokami, ale chyba tylko on jeden był w stanie zrozumieć istotę tegoż nieudanego dowcipu, inni nawet nie próbowali. Zapewne w trosce o własną psychikę. I słusznie, bo jeśli kiepskie poczucie humoru miało oznaczać popadanie w szaleństwo, co zdecydowanie przydarzyło się dzisiaj biednemu panu Conelly’emu, to reszta wolała nie podchwytywać żartu.

    BURMISTRZ CONELLY

    Mały poślizg z postem końcowym. Miałyśmy go już gotowego i zapomniałyśmy wlepić. Gdyby latessa mi nie przypomniała to kto wie, może jeszcze byście siedzieli w areszcie xD

    OdpowiedzUsuń