A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Jestem skończona, pragmatyczna, świadoma siebie hiperkanalia. Dlatego stoję przed wami, że wiem, co jest istotą Istnienia: metafizyczne świństwo

Gyubal Wahazar, czyli Na przełęczach bezsensu Witkacego

Przestał miewać opinie, zarzucił uczucia i zdroworozsądkowe sądy, nie przywiązuje się, nie wymaga. Nie żyje, raczej funkcjonuje, na każdy przejaw sprzeciwu wobec ułamka własnego jestestwa reaguje bowiem żywym ogniem gniewu, od terapii rentowniejsze okazało się jednak skurczenie siebie do koniecznego minimum. Psychoterapeuci również miewają przecież szereg gotowych do wybicia zębów.
Bo zdzierać knykcie można tylko o ścianę lub cudzą twarz i choć nie trzeba zgłębiać tematu, by wiedzieć, że ta druga opcja daje lepszy efekt - pięści tak rozkosznie odbijają się od żywej skóry - to biała farba nad materacem w wynajmowanym pokoju naznaczona jest wgłębieniami, a tynk ledwo się pod nią utrzymuje. Smak krwi okazał się rdzawy i ciężkostrawny, a Marcus nigdy nie potrafił przełknąć wiele.

Marcus Thayer, lat 35, pan "od zera do milionera, droga tam i z powrotem", nowojorski akcent, gustowny ubiór, Rolex, Mercedes, Xanax i absolutny brak pojęcia, jak znalazł się na tym zadupiu.

[Szukamy mieszkania, pracy i despotycznej ex-fiancée. Simon tymczasem zapada w sen wczesnowiosenny.]

4 komentarze:

  1. [Jakoś zawsze smutno mi jak czytam o Twoich panach. Może dlatego, że oni sami są jacyś smutni, zniszczeni przez życie i nie widzą, że powinni cieszyć się, że słońce świeci, że mają czyste powietrze do oddychania, a Marcus dodatkowo ma tyle gór, które chętnie wysłuchają jego wściekłego krzyku, że naprawdę powinien otworzyć na to oczy. Na zadupiu takim jak MC przynajmniej mało terapeutów jest. :D
    Cześć dla nowego pana, powodzenia z nim, a Simon niech sobie smacznie śpi tylko go obudź kiedyś^^]

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  2. [Oh, to się cieszę, że się cieszysz. Z publikacją karty czekałam, żeby tak szybko Twojej nie zasłonić, a jak widać i tak niewiele do podglądania było.
    Nie mam sprecyzowane, jaki czas temu te wydarzenia miały miejsce, więc tutaj możemy spokojnie operować. Raczej trzymałabym się tego, że Marcus znał jej byłego męża. Na jakim polu? A to zależy, czy relacja z Max ma być łatwiejsza czy trudniejsza :> Jeśliby się kumplowali czy coś więcej, z pewnością byłaby nastawiona do Marcusa "na nie", a jeśli mu kiedyś przywalił - lubiłaby go troszkę.]

    Max Carter

    OdpowiedzUsuń
  3. [Myślę, że to dobra kombinacja. Da jej to okazję do przelania swojej frustracji bez wyrzutów sumienia, zgrzyty będą uzasadnione, bo ona na pewno da Marcusowi powody, by za nią też nie przepadał, a koniec końców tylko u niej można kupić pieczywo. A potem to się zobaczy z pewnością, jak to dalej trzymać!
    Twój pomysł, więc żeby było sprawiedliwie, to zaczynam? W takim razie zapewne coś pojawi się jeszcze dziś, tylko powiedz mi, czy długość ma dla Ciebie jakieś znaczenie? Czasami się rozpisuję, a nie każdy lubi tyle czytać.]

    OdpowiedzUsuń
  4. Rutyna stabilizowała gwałtowne usposobienie Max. Codzienne pobudki o czwartej skutecznie hamowały wszelaką aktywność wykraczającą poza kilka przekleństw, kiedy poparzyła się o gorącą blachę i mrukliwe powitania ludzi odwiedzających co rano piekarnię. Stary ojciec nie zakłócał życia swoją osobą gdzieś do popołudnia, ale wtedy nie miała za bardzo siły ani ochoty, by się z nim kłócić, chociaż powody na pewno by się znalazły. To za długo piec chodził, to znów po domu roznosi się smród papierosów...
    Rutyna nie pozwalała myśleć, bo człowiek skupiał się na szablonie swoich zajęć, a kiedy Max nie myślała, nie miała się też o co denerwować. Mogła ze spokojem robić ciasto, ugniatać, porcjować, układać, wykładać i tak w kółko aż do godziny czternastej, bo mniej więcej o tej porze zainteresowanie pieczywem zanikało całkowicie. Wtedy też zapalała trzeciego w ciągu dnia papierosa i załatwiała domowe sprawy.
    Lubiła swoją dzienną rutynę, ale że jednocześnie tłumiła w sobie przez to mnóstwo ciężkich emocji, wystarczyła naprawdę niewielka zmiana, by ją zdenerwować.
    Nadprogramowy dzwoneczek wzbudził jedynie pewne zdziwienie. Człowiek normalnie nie zwraca na takie szczegóły uwagi i o nich nie myśli, ale w takim miejscu już jedna rzecz robiła różnicę. Wewnętrzny kalkulator wyliczył, że to na pewno nadprogramowy dzwoneczek. Nie znaczyło to jeszcze nic, ktoś mógł czegoś zapomnieć albo zwyczajne odwiedziny. Nieraz przecież goście wchodzili do domu przez piekarnię. Nie usłyszała jednak niczego charakterystycznego dla ludzi przybywających w odwiedziny, więc przerwała czyszczenie blach i wyszła zza swojego piekarskiego zaplecza, wycierając mokre ręce o biały fartuch.
    Gdy uniosła spojrzenie na przybysza, dzwoneczek, tym razem w jej głowie, zadzwonił jeszcze raz. A potem rozniosło się potężne echo, burzące rutynę Max. Przez chwilę myślała, że coś jej się przewidziało, bo mężczyzna mógł przypominać jednego z drwali, których widywała w barze, ale z drugiej strony oni nie nosili takich płaszczy. Nikt tu właściwie takich nie nosił, o czym doskonale wiedziała, bo naoglądała się ich dawno temu.
    Zmrużyła oczy, podchodząc do lady i oparła o nią pięści. To, czego nie potrafiła zapomnieć, to każdej twarzy, która przewinęła się przez jej małżeńskie łoże w obecności byłego męża. W przypadku pana Thayera sprawa była nieco bardziej szczególna, więc i dużo bardziej zapadła w pamięci kobiety. Niemniej jednak jego obecność była czynnikiem burzącym miłą rutynę.
    - Z trudem uwierzę, że jesteś tu przypadkiem, a jeśli szukasz Petera, to na pewno mocno zbłądziłeś - burknęła, wbijając w niego chłodne spojrzenie.
    Już dostała parę razy telefony od komorników i innych ludzi, którzy byli niedoinformowani i nie wiedzieli, że Max wróciła do panieńskiego nazwiska. Na tę chwilę nie widziała innego powodu, dla którego jeden z kochanic Petera mógłby tutaj być. Tym bardziej, że kiedyś razem coś próbowali działać w biznesie.

    [Uh, mam nadzieję, że jest ze wszystkim dobrze :>]

    OdpowiedzUsuń