
Eli Himes*
Szedł za innymi. Nie było możliwości, by uświadomić mu, że w ten sposób do niczego nie dojdzie. Że próba urzeczywistnienia tego, co cudze i dobre, skończy się dla niego ze złym skutkiem. Bezsensu zaczął się też ten diaboliczny wysyp słów autorytetu. Bo przecież tato radził (a tato wie najlepiej), że żyje się zwyczajnie, koniecznie prorodzinnie. Po chuj słuchałeś, pedale? Dyrektywy, ułożone w piękny szereg słów, wtedy wydawały mu się całkiem atrakcyjne i do dziś zdarza mu się normę brać za zdrową i jedyną znaną mu wytyczną. To niemądre. Niepraktyczne. Skoro idzie już pod prąd, powinien chociaż trzymać się kierunku. Ale tak naprawdę to najbardziej męczy go tutejsza mentalność wieśniaka, bo ograniczenia ludzi w Mount Cartier imają się go jak rzep psiego ogona i ani myślą odpuścić choć na chwilę. A przecież z wiernego szczeniaka ma w sobie tyle, co z człowieka sukcesu. Prawie nic. Bo wiesz... chciał od losu więcej, a dostał mniej. Chyba nie zrozumiał, że należy żyć raz i po swojemu. Bo przecież instrukcję obsługi życia drukują tylko w jednym egzemplarzu, a on nigdy nie powinien przyjmować kopii z obcych rąk. Ups! Twój błąd, skurwysynie. No tak, ma w sobie trochę z dupka, ale to nie zbrodnia. Tak sobie czasem myśli, że jak jest się mniejszością na zadupiu, to trzeba się nauczyć stawać naprzeciw społeczności. No więc stoi sobie drętwo. Już nikogo i niczego nie zamierza słuchać. Czasem ciężko jest wrócić na stare śmieci, nawet kiedy tego człowiek pragnie. I tak Cię nie przyjmiemy. Jasne, bo przecież jest gejem. On to wie. Oni też. Takich się tu z reguły nie lubi. Rodzice powiedzieli mu o tym jako pierwsi i... chyba nie trzeba było powtarzać mu dwa razy — wyrzucenie za próg mówiło samo przez się. Och, pierdol się już. No właśnie, tylko z kim?
Po wielu rozterkach i żmudnym wertowaniu słowników dochodzę
do wniosku, że odmiana imienia musi wyglądać następująco:
do wniosku, że odmiana imienia musi wyglądać następująco:
wym. /ilaɪ̯ haɪ̯mz/ | M. Eli | D. Elia | C. Eliowi | B. Elia | N. Eliem | Ms. Eliu | W. Eli! |
[Podziwiam za kolejnego... i jednocześnie dochodzę do wniosku, że tego to żadna nie dałaby rady odciągnąć od gejostwa. :D W sumie jestem zaskoczona, że dopiero trzeci jest gejem. I że ma tak uroczy sweterek <3 Sol pewnie by mu go kiedyś ukradła jakby tylko okazję miała!
OdpowiedzUsuńOby Eli znalazł sobie jakiegoś geja do towarzystwa. Wbrew pozorom kilku do wyboru się znajdzie nawet w tak nieprzystępnym miejscu jak MC xd]
ech, jedna marna Solane xd
[ Czasem brakuje mi tutaj tej magicznej rubryczki, w której pokazane są nowe postacie. Gdybym była trochę mniej spostrzegawcza, na pewno bym Twojego nowego pana przegapiła.
OdpowiedzUsuńPamięć generalnie mam całkiem niezłą, więc pamiętam o obiecanym mi niegdyś wątku. Też o nim pamiętasz?]
Tom
[Tak sobie myślę, że wbrew pozorom Eli wcale nie będzie miał tu tak trudno ze znalezieniem kompana, jak mogłoby się zdawać. Z tym imieniem i zdjęciem? Gdyby Mysie była mężczyzną, może nawet zmieniłaby dla niego orientację, gdyby nie była tak zatwardziały heteroseksualistą. ;D Trochę przykro, że chłopaczyna nie od początku wydeptywał własną ścieżkę, ale cieszę się, że wreszcie się opamiętał, bo sprawia wrażenie postaci, którą się lubi mimo tego, że ma w sobie trochę z dupka. We mnie w każdym razie budzi odczucia zdecydowanie bardziej na plus niż minus. Nie wiem, czy powinnam życzyć Ci kolejnych wątków, więc będę tylko życzyła powodzenia z trzecią postacią, a dla Elia kogoś, kto mu mentalność tych tutejszych wieśniaków choć odrobinę osłodzi. :)]
OdpowiedzUsuńMysie
[ Pomysł z cmentarzem ma potencjał. Jakieś konkretne marzenia w związku z tym czy pełna dowolność?]
OdpowiedzUsuńTom
[ Gdybym ja miała zacząć, pewnie zaczęłabym za tysiąc lat, więc grzecznie sobie poczekam. :D]
OdpowiedzUsuń[hej :) dzięki piękne za miłe słowa- fakt, lubię się bawić słowem. Raz wychodzi to lepiej, raz gorzej, a czasem nawet zjadliwie; nie sądziłam jednak że tym razem tak będzie, dlatego podwójne dzięki :) przyszłam do Elia, bo chyba mu tak jakoś smutno, a i na podstawie karty (po tym zdaniu zwłaszczaL Bo przecież instrukcję obsługi życia drukują tylko w jednym egzemplarzu, a on nigdy nie powinien przyjmować kopii z obcych rąk. ) stwierdzam, że chyba najszybciej się chłopaki dogadają, o ile oczywiście masz chęć na wątek :)]
OdpowiedzUsuńDunford
[Jakoś nie widzę Tony'ego jak leci na skargę, bo to trochę wbrew jego głównemu celowi, którym jest zakamuflowanie się, ale chętnie wykorzystam opcję z Himesem robiącym bałagan w Bookmarks, najlepiej już w pierwszy dzień nowej pracy Tony'ego. Jak rozumiem, mam zacząć? :)]
OdpowiedzUsuńDunford
[ Na razie nigdzie się nie wybieram, więc zdążymy jeszcze naprodukować się tekstu. :D]
OdpowiedzUsuńTom
[O cholera, jesteś prawdziwą mistrzynią pisania kart, serio! Wszystkie trzy są utrzymane w całkowicie różnych klimatach, ale są tak samo dobre i intrygujące! Zazdroszczę tak, że nie wiem, a jeszcze w związku z podpowiedzią kto użyczył twarzy mojej Clar, powinnam Cię nosić na rękach i nosić, i w ogóle nie przestawać! Tym sposobem zaproponuję wątek, bo jakże by inaczej! Daj znać tylko u którego pana masz największy deficyt wątkowy, to zaraz postaram się coś wymyślić!
OdpowiedzUsuńMasz mnie! Pewnie nigdy nie poprawię tej końcówki, chociaż jak mi będzie się rzucała w oczy, to sama ostatecznie z nią nie wytrzymam bo kiedyś przecież nawet najlepsze żarty się nudzą. Podobno.
Też liczę na pojawienie się Philippa kiedyś, choć znając mojego farta nigdy to nie nastąpi, bo przecież jest plan na klasyczny dramat i całe mnóstwo zawirowań :D
Dziękuję bardzo za powitanie, jeszcze bardziej dziękuję za oświecenie i czekam na deklarację, u kogo chcesz zobaczyć wątek!
P.S. Zjadłabym pana ze zdjęcia. Jest tak przesłodki, jak czekolada z piankami! <3]
Clarissa
[No to zgrałyśmy się bardzo, bo ja właściwie Pętlę Hłaski po raz pierwszy i zapewne nie ostatni przeczytałam właśnie wczoraj jadąc autobusem do domu i właśnie to opowiadanie jakimś cudem natchnęło mnie do stworzenia Nata, który w zarysie w ogóle Natem miał nie być. Co do Niemców to właściwie jest bezczelny cytat jednego z moich profesorów, na którym się troszeczkę wzorowałam tworząc Howarda, może to trochę za mocne stwierdzenie, ale po prostu nie wytrzymałam. Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone. Co do Tołstoja; chyba zrobiłaś mi na niego takiego smaka, że wezmę się za to jeszcze w te święta.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że odebrałaś Nata w ten sposób, bo właściwie taki był jego zamysł - miał płynąć razem ze światem, razem z czasem. Aż dziwię się, że mi się to udało. Co do wątku z Elim jestem jak najbardziej za, nie przeszkadza mi długi czas oczekiwania, bo odpisy są jak święta - im dłużej na nie czekasz, tym bardziej cię cieszą :)
I jeszcze w odpowiedzi, miało być Nathan, ale mój mózg tego widać do końca nie zarejestrował. Dziękuję za zwrócenie uwagi, poprawię to... niedługo]
Nat
[Ah, dziękuję za przypomnienie, niestety ze mną już tak jest, że jeśli się nie pogania to nie ogarnę, zapomnę, a później jeszcze robię zamieszanie :D
OdpowiedzUsuńPomysł mi się strasznie podoba, widzę już w głowie Nathana z zagubioną miną: Ale jak to zegar nie jest najważniejszy? Spróbuję zacząć, ale jeśli coś Ci się nie spodoba to krzycz :)]
Nathan miał dzisiaj wizytę domową. Istny dramat. Po raz pierwszy od miesięcy obudził się o świcie całkowicie z własnej woli i zaczął krzątać się nerwowo po całym mieszkaniu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Łazęga Łajdak siedział na blacie kuchennym i wodził za nim zdziwionym wzrokiem, kręcąc jednocześnie łebkiem to w jedną, to w drugą stronę, jakby zastanawiał się, czy jego przyjaciel już do końca zwariował. Nathan po prostu szczerze nienawidził wizyt domowych. Odciągnięty od swojego azylu, nie słysząc bezpiecznego tykania zegarów, czuł się dziwnie odsłonięty, bezbronny. Mimo to stawka była zbyt wysoka, by zrezygnować. W końcu z opisu Elia Himesa wynikało że był to antyk z czasów wiktoriańskich w całkiem dobrym stanie, pomijając fakt, że nie chodził. Ale przecież Nat był zegarmistrzem i to nie byle jakim, dlatego to żaden problem. Takie rarytasy nie zdarzały się tutaj zbyt często, dlatego Howard nie miał wyjścia i musiał się poświęcić. Cele wyższe, to przecież zrozumiałe.
W końcu ubrany w jedyną w miarę wyjściową i wyprasowaną, czarną koszulę, obowiązkowo zapiętą na ostatni guzik, wąskie ciemne jeansy i trampki wyszedł z mieszkania. Do spotkania miał jeszcze dobre półtorej godziny, ale zdecydował, że długi spacer dobrze mu zrobi. Wcześniej starał się nie przyjmować do wiadomości tego jak bardzo aspołeczny się stał, kiedy wybrał samotność. To łatwa droga, bez żadnych zobowiązań, wyrzeczeń, czy trosk - tylko cisza, kot i zegary, to dawało mu ukojenie, ale przecież nie zawsze tak było. Nathan zamknął oczy i pokręcił głową, starając się odgonić od siebie te myśli. Czas sprawił, że zakopał przeszłość głęboko pod ziemią. Razem jego rodzicami.
Kiedy tak spacerował leniwy, jeszcze senny poranek zamienił się w huczne południe. Raz po raz przejeżdżały obok niego samochody, rozbryzgując wokół brudną pluchę, która w niczym nie przypominała skrzącego w słońcu, białego puchu. Chłopak otulił się szczelniej szalikiem, bo nieźle zmarzł przez tą godzinę na zewnątrz. Kiedy z domu wychodzi się jedynie do najbliższego sklepu i z powrotem można łatwo zapomnieć, że minus dwadzieścia jeden stopni może nieźle dać w kość.
Chcąc nie chcąc jego półtorej godziny minęło i kilka minut przed umówioną godziną stał już przed mieszkaniem klienta. Ręce drżały mu niemiłosiernie, kiedy zadzwonił do drzwi, odliczając w głowie trzy sekundy. Kiedyś gdzieś przeczytał, że jest to właśnie odpowiedni czas, by właściciel mieszkania usłyszał dzwonek, a gość nie wyszedł na natręta. Miał szczerą nadzieję, że nie było to kłamstwem. Teraz pozostawało tylko czekać.
[Miałam lekki problem z odmianą imienia Twojego pana, powiedz mi Elia, czy Eli'ego? Wydaje mi się, że to pierwsze, ale jakoś sobie nie wierzę...]
[Dziękuję! W końcu nie wyszedł mi smutas, bo ostatnio tylko takie postacie kreowałam. Thomas jest trochę ciepłą kluchą. Ma aż za dobre serce. Podziwiam Cię za prowadzenie aż trzech postaci. Miałam dylemat, do której się zgłosić, bo karta każdego pana mnie zachwyca na inny sposób. Pomyślałam o Eliu ze względu na to, że jest odmieńcem (choć to może nietaktowne słowo). Na pewno kilka razy mogło się zdarzyć, że został pobity, co skończyło się wizytą u lekarza, lub taka sytuacja może zaistnieć. Mogą razem wracać z baru, jacyś chuligani zaczepią Elia, Thomas stanie w jego obronie, ale obydwoje dostaną po twarzy. Chwilowo nic lepszego nie przychodzi mi do głowy. Jeżeli będziesz mieć inny pomysł, to zapraszam. I jeszcze raz dziękuję za tak miłe przyjęcie na blogu! :)]
OdpowiedzUsuńThomas Bishop
[Jeśli nie zabawnie, to pójdziemy w drugą stronę i zabarwimy dramatyzmem. Coś się wymyśli.
OdpowiedzUsuńŁadnie proszę o zaczęcie. Wiem, wiem, najtrudniej z nim.]
Thomas Bishop
[Jakie zboczenie zawodowe z tą tabelką w karcie! Cześć, Eli ma zajefajne skarpety!]
OdpowiedzUsuńDEAN SHEPHARD
[ Żaden problem.]
OdpowiedzUsuńPrawie już znał tę mieścinę, gdzie chyba świata był koniec — nie błądził co krok przynajmniej ani nie bał się, że do pomarańczowego domu więcej nie wróci i jakoś tak mu się lżej oddychało tym mroźnym powietrzem. Te igiełki, które przez nozdrza do płuc, one mu już nie przeszkadzały, już go w połowie drogi nie zatrzymywały, tylko przypominały po cichu, że może być pięknie, tak, że może być pięknie w miejscach, do których się przyjechało, z piękna rezygnując.
Na początku piękna wcale nie dostrzegał. Tylko ciaśniej wiązał szalik swój w renifery i narzekał głośniej, że życie takie, świat taki, a on i taki, i taki, bo sam się skazał na brzydotę. Artystą był, w pewnym sensie, wrażliwcem, w sensie o wiele pewniejszym, i musiał mieć coś, cośkolwiek, cosik, dzięki czemu mu się tutaj, tu, w okolicy serca, goręcej robiło.
I mogło to być wszystko, bo on we wszystkim lubił poszukiwać wzruszeń.
Tak go wzruszały stronice jego nowej książki, jak żaba na drodze, która w bezruchu zastygła, jak kwiaty, te żółte, jak kwiaty, te czerwone, jak rzeczy, które warte były, aby się nad nimi odrobinę wzruszyć. Warte tego, żeby się na części rozwarstwić i tych warstw mieć cztery na podobieństwo chusteczek higienicznych lawendą pachnących.
O wzruszaniu często myślał, lecz pojęcia nie miał, że różne są jego rodzaje i różnią się od siebie nieznacznie, odrobinę i pół-odrobiny; prawie wcale, a jednak takie niepodobne są do siebie, tak inaczej drapią w gardle.
Musiał pod górę zawędrować, lubił spacerować bardzo, dwa razy w prawo skręcić, potem w lewo, potem się zgubić jeszcze i z bezsilności się rozpłakać prawie, żeby później jeszcze minąć drzewo wiekowe i kilometrów parę nadłożyć, by sobie sprawę zdać z tego, że on tak naprawdę nierozumny był okropnie.
Tyle wzruszeń i ani jedno przemijaniem nie spowodowane.
A przecież to przemijanie, mijanie, omijanie — on o tym czytał dużo, na własne oczy widział, jak coś jest i znika, choć się wydawało, że będzie na zawsze.
Tom zresztą również był i zniknął, choć się wydawało, że taki nieśmiały człowiek, człowieczek, tego kroku do przodu nie postawi, bo brak mu pewności, że warto. Ale mimo drobnostek wszelakich krok postawiony został i kolejne, o dziwo, za nim. I krok za krokiem na czasu podobieństwo Tom, Tomuś, Tomeczek przeminął.
Wtedy nie rozumiał, że przemijanie mogło boleć i bolało mocno, a nie rozumiał chyba z tego względu, że o przemijaniu nie myślał nigdy i nigdy wcześniej w ciągu sekund trzydziestu nie odczytał z nagrobków tak wielu dat urodzenia, które może nim na dobre się nie rozpoczęły, już zwiastowały koniec.
To nim wstrząsnęło dogłębnie i głębiej jeszcze, więc kiedy wypadek się zdarzył, potrzebował chwili całkiem długiej, aby się rozejrzeć dookoła i zrozumieć, co on właściwie na ziemi robi i dlaczego te części jego ciała, których nie znał dotąd, rękę mu do uścisku wyciągają.
A jak już zrozumiał wszystko, wstyd mu się zrobiło, bo ani rozmawiać z ludźmi nie umiał, ani on z nim nie umieli.
Spojrzał na niego.
Spojrzał i westchnął.
I powiedział:
— Bardzo tutaj smutno.
Tom
[Jestem Ci winna bardzo gorące i płaczliwe przeprosiny- życie mnie przygniotło ostatnimi czasy, a że nie wiem kiedy mnie odgniecie, to też nie wiem kiedy dam radę odpisać. Ale ciągle mam wyrzuty sumienia :(]
OdpowiedzUsuńFaulkner/Dunford
[Nie ma za co :) Chętnie zacznę :)]
OdpowiedzUsuńZbliżała się już godzina zamknięcia przychodni. Cedric wyciągnął się na leżance w swoim gabinecie i myślał o niedawnej przeprowadzce do Mount Cartier. Wiedział, że w Toronto drzwi do kariery chirurga stały przed nim otworem, ale nie żałował w najmniejszym stopniu powrotu do rodzinnej osady. Kochał to zapomniane przez Boga i ludzi miejsce całym sercem, czuł, że to właśnie tutaj jest jego dom.
Dzisiejszy dzień był pierwszym dniem jego pracy w lokalnej przychodni. W ciągu ośmiu godzin miał zaledwie czworo pacjentów - trzy starsze panie, które przyszły z błahymi dolegliwościami i spędził w gabinecie po godzinie, wspominając różne epizody z jego dzieciństwa oraz młode małżeństwo z kilkumiesięczną córeczką, która wyjątkowo ciężko znosiła ząbkowanie. Resztę czasu spędził porzadkując dokumentację medyczną mieszkańców Mount Cartier- jego poprzednik nie wykazywał dbałości o takie szczegóły - oraz czytając opowiadania o Sherlocku Holmesie.
Zerknął na zegarek. Nadszedł czas zamknięcia. Wstał z leżanki, zdjął fartuch, schował stetoskop do skórzanej torby, po czym zgasił światło i zamknął na klucz drzwi gabinetu. Powiedział 'do widzenia' recepcjoniście i pogwizdując zszedł po trzech schodkach, kierując się w stronę domu. Nie uszedł zbyt daleko, kiedy usłyszał wołanie.
Zapowiadał się naprawdę ładny wieczór. Powietrze przesycone było świeżością, którą można było poczuć jedynie na północy Manitoby. Cedric, który miał w planach spędzić spokojny wieczór z książką, lampką wina i zwierzakami leżącymi u jego stóp, poczuł chwilową irytację, kiedy usłyszał wołanie po godzinach otwarcia przychodni. Odwrócił się, zamierzając zalecić osobie przy drzwiach powrót do domu i wizytę w przychodni następnego dnia, o ile nie przyszła z czymś poważnym, ale wystarczył jeden rzut oka, by stwierdzić, że lepiej zająć się sprawą od razu. Natychmiast wrócił do przychodni, podtrzymał pobladłego i zakrwawionego mężczyznę i ruszył z nim korytarzem. Przez chwilę mocował się z zamkiem w drzwiach gabinetu. Gdy udało mu się go otworzyć, zdjął z pacjenta zakrwawioną koszulkę, po czym ułożył go na leżance, starając się nie zwracać uwagi na jego tors, który swoją drogą bardzo mu się spodobał i zaczął oglądać jego rany. Większość obrażeń była dość powierzchowna, ale paskudne rozcięcie na przedramieniu zdecydowanie wymagało zszycia. Uśmiechnął się, bo sam miał podobne. Dorobił się go jako nastolatek, kiedy bawił się z kolegami w podchody po zmroku.
OdpowiedzUsuń- Łaziłeś po lesie po nocy, co? - zagadnął swojego pacjenta
Równocześnie rozerwał sterylne opakowania ze strzykawką, igłą oraz środkiem znieczulającym.
- Będzie trochę bolało, dlatego Cię znieczulę, ok? - zapytał
Milczenie tamtego uznał za zgodę, szczególnie, że podsunął mu przedramię do wykonania wkłucia.
- Nie, ten środek podaje się domięśniowo- powiedział. - A to oznacza, że muszę wkłuć się w pośladek.
Już w momencie, gdy to mówił poczuł, że się rumieni.
'Cholera, Claimont, przestań!' skarcił się w duchu. To mu przypomniało, że jeszcze się nie przedstawił.
- Nazywam się Cedric Clairmont- powiedział, gestem nakazując pacjentowi obrócenie się na brzuch.
[Nie ma sprawy, ja z Cedem również dopiero się rozkręcam :)]
Widywał takich pacjentów niejednokrotnie. Faceci zbyt męscy, by przyjąć iniekcję w pośladek, która uśmierzyłaby ból towarzyszący zabiegom lekarskim. Większość z nich błagała potem o znieczulenie, skręcając się z cierpienia. Ostatnią rzeczą, jaką chciał zrobić Cedric, było zadanie bólu temu przystojnemu pacjentowi. Cóż jednak miał zrobić, skoro facet najwyraźniej był uparty jak osioł. Seksualny podtekst w jego ostatniej wypowiedzi nie umknął uwadze lekarza, powodując jeszcze większy rumieniec na jego policzkach, a jednocześnie podenerwowanie. Czyżby aż tak było widać, że woli facetów? Czy czymś się zdradził?
OdpowiedzUsuń'No tak, przecież gapisz się na niego jak sroka w kość' skarcił się w duchu
Postanowił zachować chłodny profesjonalizm. Spodziewał się już wcześniej, że w Mount Cartier spotka wielu pacjentów z syndromem macho, więc odpowiednio wcześniej się przygotował. Z pojemnika stojącego na szafce wyjął drewnianą szpatułkę i podał pacjentowi.
- To do włożenia między zęby- wyjaśnił. - Ale to dopiero potem, tak czy inaczej musisz się trochę znieczulić.
Nieoczekiwanie mężczyzna zaczął go irytować. To zgrywanie macho było bardzo denerwujące. Przychodzi taki podrapany po lekkomyślnej włóczędze po lesie i zamiast przyjąć oferowaną mu pomoc, wybrzydza i rzuca słabymi tekstami z drugim, pikantnym dnem. Szybkim krokiem podszedł do szafki pod biurkiem i wyjął z niej butelkę whisky i szklankę. Nalał bursztynowego trunku do naczynia i podał je pacjentowi.
- Do dna- zarządził i odwrócił się, nie czekając na jego reakcję. Z jednej z szuflad wyjął jednorazową igłę i nici chirurgiczne, z drugiej środek odkażający i waciki. Potem usiadł na taborecie przy leżance, wprawnym ruchem otworzył opakowania, nawlekł igłę i zabrał się do roboty.
- Swoją drogą, nie przedstawiłeś się jeszcze - mruknął, dociskając brzegi rany.
[Dziękuję najpiękniej i najmocniej za tyle dobrych słówek, bo mi się tak cieplutko na serduszku zrobiło i wiem, że czas spędzony na napisaniu karty nie poszedł na marne <3 Ale jak to już w karcie wspominałam, zdjęcie mnie natchnęło na powrót i samą postać Lily. Plus jeszcze kilka filmów które widziałam.
OdpowiedzUsuńCieszę się też przeogromnie, że jest ktoś chętny na wątek. Zwłaszcza przy ograniczeniach czasowych! Z racji tego, że dałaś mi wybór, co było złe, bo ja klasycznie będę się teraz miotać nie wiedząc co wybrać, powiem, że każdy z panów ma swoje plusy. I chociaż Declan starszy i nie-gej, to chyba Eli stanowi większe wyzwanie i chyba byłby to strasznie ciekawy i śmieszny przy okazji wątek. Poza tym hej - może się Lily nawet pochwalić rodzicom, może go przyjmą znowu pod dach? Chyba, że zrugają za nieletnią, mhhh... Ciężka sprawa.
W każdym razie stawiam na pana geja-pilota! Nie wiem tylko jak tu coś zacząć i jak bardzo mogą się znać/ nie znać i coś wiedzieć o sobie nawzajem.]
Lily
[O matko-matulu! Ja Ci D Z I Ę K U J Ę za te zdjęcia, sesja jest boska i sama pani też! Chociaż w większości wygląda na poważną kobietkę, trudno! Jestem tym mocniej utwierdzona w wizerunku i mam zapas fotografii do zagracania karty w czasie, gdy nie będzie już na stronie głównej .
OdpowiedzUsuńWybieram nr.... 3!
Tak 3 jest najlepsza. Wprawdzie wątki z alkoholem, to w wykonaniu Emilki był nim każdy (kobieta miała problem, no co ja poradzę). Mimo to, kluczowym spoiwem całej historii od której wychodzimy będzie Ian. Bo to prawdziwe miastowe ciacho - ja bym faceta brała, Lily zatem tym bardziej! Więc jak będzie okazja żeby jakoś się wykazać i urosnąć w oczach barmana, to zaprowadzi biednego pilota do domu. Po drodze może bardzo wnikliwe chcieć roztrząsać jego upodobania seksualne jako pana homo :D]
Lily
[Zaczynam się zastanawiać, czy dołączenie na bloga było rzeczywiście odpowiednim pomysłem, bo z racji ogromu komplementów prawdopodobnie niechybnie zaślepi mnie pycha i moi najbliżsi już na pewno ze mną nie wytrzymają. Żartuję, rzecz jasna! Niezmiernie mi miło, że karta przypadła do gustu, i co ważniejsze przebija w niej koherentność, która nieraz spędzała mi już sen z powiek. Bardzo dziękuję! Natomiast z istnienia błędu zdawałam sobie sprawę, choć nie znałam fachowego jego określenia, i niejako z premedytacją zachowałam tę konstrukcję z całkiem błahej przyczyny – po prostu lepiej mi to brzmi.
OdpowiedzUsuńWiedz, że nie w ramach bezmyślnego rewanżu, lecz z czystej szczerości nie mogę nie odwdzięczyć się komplementami, tym bardziej, gdy mam przyjemność przeczytać tak różnorodne karty, z których jednak żadna nie odstaje poziomem od kolejnej. Stworzenie trzech dobrych postaci robi wrażenie i kłaniam się w pas, bo każdą z nich w równej mierze intrygujesz, a to nie lada umiejętność pośród blogowej pospolitości.
Ps. Gdyby Wade nie był stuprocentowym heterykiem, śmiem wątpić, czy zdołałby powstrzymać się przed zawieszeniem oka na Eliem. :)]
Wade Brewer
[Wpisałem się już na listę i z niecierpliwością czekam na kontynuację naszego wątku :)]
OdpowiedzUsuńCedric
Co za irytujący, cholernie pewny siebie, arogancki, choć wyjątkowo przystojny dupek! Policzki Cedrica zabarwił rumieniec gniewu. To przecież nie jego wina, że poprzedni lekarz zostawił zapasy leków przychodni w opłakanym stanie! Pierwsza dostawa zamówiona przez Clairmonta miała dotrzeć w następnym tygodniu, ale nie to było najważniejsze. Nie po to skończył studia medyczne, odbył gówniany staż, specjalizację i rezydenturę i nie po to wrócił do Mount Clairmont, by użerać się z upijającymi się na jego oczach, w jego gabinecie lokalnymi błaznami. Oddychając głęboko, powtarzał sobie w myślach słowa przysięgi Hipokratesa, co pomogło mu się nieco uspokoić. Niezależnie od stopnia arogancji, facet był pacjentem, czyli osobą, której należało jak najszybciej pomóc. Co więcej, im szybciej go zszyje, tym szybciej się go pozbędzie. Nie mógł jednak powstrzymać się od drobnej uszczypliwości.
OdpowiedzUsuń- Nie krępuj się, użyj tyle 'znieczulenia', ile potrzebujesz - powiedział. - Zostaw tylko trochę dla mnie, bo po wizycie takiego pacjenta będę potrzebował procentów.
Zdziwiło go nieco, że nieznajomy pociąga whisky z gwinta. Owszem, zszywanie nie było źródłem przyjemnych odczuć, ale z drugiej strony takie powierzchowne zadrapania nie były aż tak bolesne, szczególnie dla twardych, przywykłych do ciężkich warunków mężczyzn z Mount Cartier.
- Chyba już wystarczy- powiedział, wyciągając rękę po butelkę. - Chcesz się znieczulić czy umrzeć z przepicia?
Musiał przyznać, że oprócz niechęci nieznajomy pacjent budził w nim też inne emocje. Postanowił dać mu jeszcze chwilę na upijanie się. Przy okazji uznał, że dopełni formalności. Musiał uzupełnić kartę pacjenta.
- Mówiłeś, że jak się nazywasz? - zapytał
Wbrew samemu sobie uśmiechnął się do tego ochlapusa.
Dziękuję bardzo. Jak wspominałam, ja się w Chrisie zakochałam od pierwszego wejrzenia, bo w sumie ma sporo ze mnie i jest przeuroczy w swoim oderwaniu od rzeczywistości. Również mam taką nadzieję i jeszcze raz bardzo dziękuję za miłe powitanie. :)
OdpowiedzUsuńChris
Mount Cartier, jak na bycie dechą zabitą dziurami, cechowało dość niespotykane i zaskakujące stwierdzenie — było tu bez wątpienia wielu, przystojnych mężczyzn. Bez względu na status materialny, bycie przyjezdnym czy miejscowym, pod względem aparycji, można by nawet pokusić się o stwierdzenie, iż ta malutka mieścina położona w Kanadyjskich górach aż kipi od wyjątkowo atrakcyjnego testosteronu. Wszystko z łatwością można byłoby zrzucić na karby zaburzonego postrzegania rzeczywistości przez pannę Harding, gdyby nie fakt, że nie tylko ona zwracała na to uwagę. Choć z początku wywołało to niewielki niepokój w jej nastoletnim umyśle, ten jednak szybko minął po przeanalizowaniu sytuacji. Przyjezdni zawsze będą się tutaj pojawiać, zwłaszcza, że ostatnio jakoś dziwnie ich tu sporo, co rodziło podejrzenia, że ( O Mój Bożę!) Mount Cartier stawało się czymś na kształt popularnego miejsca wypadowego — jakąś podejrzaną agroturystką dla ludzi, którzy chcieli odciąć się od cywilizacji. Ludziom to już naprawdę się przewraca w głowach od tego dobrobytu skoro chcą się tu osiedlać, choćby tymczasowo.
OdpowiedzUsuńNiemniej, jedną z podobnych atrakcji był właściciel jedynego baru i zdaniem Lily miejscowe ciacho, czyli Ian. Dlatego też od pewnego czasu w jej młodzieńczym życiu wykształcił się swoisty rytuał, polegający na regularnych odwiedzinach baru. Z początku były to tylko niewinne zajścia do miejsca, z którego i tak po chwili musiała wychodzić, bo przecież “dzieci nie mogą się tu szlajać”. Jednak z czasem, gdy nabrała nieprzebranej wręcz pewności siebie i chęci na eksperymenty ze starszymi mężczyznami, zachodziła po skończonej pracy do baru choćby na parę minut, czasem i dłużej, po to tylko by móc droczyć się z właścicielem. Wszystko zaczęło się od alkoholu, który teraz był wprawdzie tylko pretekstem, jednak niezmiennie to on zapoczątkowywał całą kaskadę zdań, propozycji, gróźb i ironii. Ona wymyślała co i rusz lepsze preteksty i możliwości, jak mógłby jej dać wysokoprocentowy napój, on był coraz bliżej rozmowy z jej babką albo chociaż jednym z nauczycieli, którzy z zasady pałętali się o podobnych godzinach w jego lokalu.
— Cześć Ian! — zabolała wesoło przekraczając próg lokalu, od razu kierując się do baru, klasycznie nie zważając po drodze na pozostałych gości. Nie dla nich tu w końcu przychodziła. — Mam nadzieję, że dzisiaj mi nie odmówisz odrobiny małego co nieco. — uśmiechnęła się figlarnie wskazując na nalewak do piwa. W odpowiedzi dostała tylko zmęczone, pełne ironii spojrzenie. — Daj spokój, wakacje się kończą. To strasznie przykre. Nie wiem jak mam sobie poradzić w związku ze zbliżającą się zimą. — pochyliła się nad blatem, dbając o to by korzystnie wyeksponować pokaźny dekolt koszulki.
— Wiesz, że kiedyś Barbra w końcu dowie się o wszystkich Twoich wybrykach? — usłyszała tylko w odpowiedzi, gdzieś pomiędzy nalewaniem kolejnych szklanek czegoś mocniejszego dla jakiegoś gościa baru.
— Oczywiście, że nie! Kto i niby dlaczego miałby jej o tym mówić? Za dużo już miała trudnych sytuacji w życiu, czemu ktoś miałby tak traumatyzować moją kochaną babcię? — zatrzepotała rzęsami, w słodkiej ripoście na potencjalny element groźby. Ian tylko westchnął i przewrócił oczami. — Iaaan… Uznajmy to za handel wymienny. Dasz mi odrobinę piwa, a ja w zamian zrobię, mhhh… co tylko będziesz chciał.— przygryzła lekko dolną wargę, wielce zadowolona ze swojej postawy, choć jej rozmówca nie wyglądał ani na zbytnio zainteresowanego tą propozycji, ani na skonsternowanego — nadal pozostawał najzwyklej w świecie obojętny na jej zaloty.
Usuń— Jeżeli faktycznie chcesz mi pomóc, to zabierz nieszczęśnika do domu. — wycierając jedną ze szklanek, wskazał na młodego mężczyznę siedzącego przy blacie nieopodal, w stanie wskazującym znaczący spadek życiowych możliwości.
— Daj spokój. — machnęła ręką, jakby zupełnie nie przyjmując jego prośby do wiadomości. — Myślałam o czymś bardziej kreatywnym i… kontaktowym.
— Widocznie wcale Ci nie zależy. — barman wzruszył beznamiętnie ramionami, a ona widząc, że ich rozmowa ma już swój finisz dzisiaj, westchnęła ciężko, obróciła się w stronę mężczyzny, którego wcześniej pokazał jej Ian i podeszła do niego.
— Halo! Przystojniaku, pora wstawać i zbierać się do domu. Inaczej będziesz miał kłopoty przez takie dziewczyny jak ja. — mruknęła wcale niezadowolona z obrotu spraw, ale z dwójki złego przynajmniej trafił jej się młody, niebrzydki okaz płci brzydkiej, a nie zapijaczony podstarzały dziadek. Korzystając z mocno wskazującego stanu mężczyzny, ukradła mu szybko kieliszek by upić łyczek alkoholu, który bez wątpienia wypalał wnętrzności. Na syk niezadowolenia Iana, pokazała mu tylko język. — Masz szczęście dzisiaj. W przeciwieństwie do wielu tu obecnych nie wrócisz sam do domu. — mrugnęła do niego przyjaźnie, po czym dodała szeptem. — Tylko musisz mi powiedzieć gdzie mieszkasz Przystojniaku, inaczej nie wiem gdzie skończymy.
Lily
- Ładne imię- powiedział Cedric, spoglądając badawczo na młodego pacjenta.
OdpowiedzUsuńStarannie wpisał jego nazwisko do dokumentów, notując w pamięci, by potem poszukać w aktach jego karty.
- Rozumiem, że jesteś gotowy- powiedział, patrząc ze współczuciem na chłopaka.
Owszem, może i jego niespodziewany pacjent był aroganckim, irytującym dupkiem, ale był też człowiekiem i temu człowiekowi musiał właśnie zadać ból- mniejsza z tym, że na jego własne życzenie. Wziął głęboki oddech, po czym przygotował się do pierwszego wkłucia.
- Nie będzie bolało, obiecuję- szepnął i zabrał się do szycia.
Całe szczęście, że poprzedni lekarz zadbał chociaż o sprowadzenie samorozpuszczających się nici. Nie chciałby jeszcze raz sprawiać bólu Himesowi, tym razem ściągając szwy. Szył szybkimi, precyzyjnymi ruchami, starając się, by szew wyszedł równy- tak, by nie zostały jakieś szpecące chłopaka blizny. Jednocześnie mówił cichym, uspokajającym głosem.
- Wszystko będzie dobrze. Też przeżyłem coś podobnego, kiedy mieszkałem tutaj w dzieciństwie. Wyobraź sobie, że stary lekarz bardziej nadawał się na kowala niż na osobę ratującą ludzkie życie. Kiedy miałem dwanaście lat, spadłem z drzewa i złamałem rękę, a także dorobiłem się paskudnej rany na głowie. Szanowny pan doktor w ogóle nie uznawał znieczulenia i najpierw zabrał się do nastawienia mi ręki, a kiedy już zemdlałem z bólu, spokojnie zabrał się do zszywania mojej głowy. Sam więc widzisz, że jak na tutejsze standardy jestem bardzo delikatny- wyszczerzył zęby do pacjenta.
Jeszcze dwa szybkie ściegi i skończył.
- Proszę bardzo, jak tylko wszystko się zrośnie, będziesz jak nowonarodzony- powiedział optymistycznie.
Potem chwycił za stojącą na biurku butelkę whisky.
- A teraz, zgodnie z obietnicą, muszę się nieco wzmocnić. Nie mów nikomu- powiedział, uśmiechając się szelmowsko i puszczając oko Himesowi.
Pociągnał łyk alkoholu, wpatrując się badawczo w pozszywanego mężczyznę.
Cedric
[Dobrze Ci tak, dobrze Ci tak! ;D Faktycznie, nie wiem jak wyglądają Twoje panny, bo chyba nigdy żadnej nie widziałam. Zawsze byłaś dla mnie autorką piszącą tylko facetami i pewnie się to nie zmieni, więc nawet nie namawiam na czwartą (hahaha) postać ani na kolejny wątek ze mną. Tym bardziej, że Eli miałby chyba większe szanse spotkać się z pięścią Jasona, jakby za bardzo się narzucał niż z czymkolwiek innym. Poświęcę ten wątek. Może dzięki temu więcej odpisów przypadnie Carmeli, haha :D
OdpowiedzUsuńNie wiem jak Ty to robisz, że wszystkich moich facetów tak łatwo rozpracowujesz. Nie mam pojęcia!]
Jason Tanner
[Odpisuję u Eliego, bo też gej. Jakaś solidarność musi być. Poza tym bardzo żałuję, że nie umiem i zwyczajnie nie chce mi się prowadzić heteroseksualnych bohaterów. Tyle pedalstwa w jednym, małym miasteczku to cudowny przypadek!
OdpowiedzUsuńPowtórzę się, ale problemy Lyama to wielkie rzeczy dla osób postronnych. Jego życie jest monotonne, ale w miarę ustabilizowane. Zważywszy na to, że on sam nie ma górnolotnych wymagań, to Mount Cartier mu wystarcza.
Nie chcę proponować wątku, bo widzę żeś pogrążona w pisarskiej depresji. Jak się ockniesz, daj znać. Z Tobą pisać mogę zawsze!]
Beware
Elia*
Usuń[Łoj tyle postaci, przepraszam ale wzięłam pierwszą lepszą do napisania komcia, której imię mi się rzuciło w oczy najpierw :D Eli w ogóle rzadkie imię na blogosferze (tak mi się wydaje...).
OdpowiedzUsuńOj powiem ci szczerze, że w "Żonie Idealnej" to jest kurde taka z niego Marysia-Zuzanna - jest zbyt idealny! Jest zabawny, szczery, wrażliwy, męski, tajemniczy, kochający, zaradny... No masz wszystkie cechy idealnego mężczyzny w jego jednej postaci. To jest... Niepokojące, ale cudownie się go ogląda :D
Oj "Przypadkowy mąż" - nie trzeba mnie dwa razy namawiać! Ja stosunkowo JDM za każdym razem odkrywam na nowo, choćbym włączyła film czy serial z nim setny już raz z rzędu :D
Dziękuję za przywitanie i bardzo mi miło, że Paul przypadł do gustu! Mam nadzieję, że ucieknie tutaj od emerytury, bo ta bezczynność chyba by go zabiła. Jeśli znajdziesz ochotę (czas i chęci najważniejsze!) na wątek to zapraszam któregoś z twoich mężczyzn do mojego :) Ślę dużo przytulasów i raz jeszcze dziękuję za przywitanie!]
Paul
[Hej! Hej! Dziękuję za powitanie :D Eli ma urocze zdjęcie <3 Poza tym Jake, Elim, by nie pogardził w formie dobrego przyjaciela :D Bliźniaki również nie gardziłyby fajnym wujaszkiem.]
OdpowiedzUsuńJake
[Spokojnie, poczekam tyle ile będzie trzeba :D]
OdpowiedzUsuńJake