Harvey Bradford
Wcześniej niepalący, teraz nagminnie warczy, gdy tylko brak mu nikotyny, jakby ta załagodzić mogła ból po stracie. Niegdyś rozpromieniony, zakochany w swojej pracy, w swoim mężu, w adoptowanym synu i każdej, próchniejącej desce starego domu. Obecnie znerwicowany, samotny i wypłowiały; choć wiecznie trzymający się wyuczonych nawyków, jakby miały one przywrócić dawny porządek. Jeżdżący ciągle psującym się samochodem, wypluwający sobie płuca na porannych biegach po lesie i wcale nie zły, raczej wściekły i gotów by rozerwać komuś tętnicę szyjną własnymi zębami. W Mount Cartier od zawsze, lecz dopiero od dwóch lat faktycznie kojarzony, jako ten, wokół którego chodzić trzeba na palcach i przynosić lazanię z kondolencjami, mimo że przecież nikt nie umarł. Nikt, kurwa nie umarł.
Wróć, wróć do mnie, moje wszystko, wielkanocny króliczku, czterolistna koniczyno, bo mi bez Ciebie gorzej, bez Ciebie przykrości więcej; namnożyły się, rozwarstwiły na więcej niż znieść można. I żebym ja jeszcze miał prawo prosić, prosiłbym, błagał, jak kiedyś razem, siedząc pod kocem, chcieliśmy śniegu i bałwana z marchewkowym nosem. Jak i on, roztapiam się, choć osiągnąłem poziom ekstremalny, zamiast wysokich temperatur, wystarczy Twoje zdjęcie w portfelu albo pościel z Buzzem Astralem. Czasem oglądam gdzie jest Nemo i żal mi samego siebie, bo nawet Marlin więcej zdołał zrobić niż ja, a miałem przecież ręce, a nie komputerowo narysowane płetwy. Nie myśl sobie, że straciłem nadzieję. Albo, że poddałem się, bo boli. Oni wszyscy, z opuszczonymi głowami może i odpuścili sobie, ale ja przecież nie mógłbym; nie, jeśli chodzi o dwadzieścia jeden kilogramów i twarz pokrytą czekoladowymi lodami. Teraz pewnie ważysz już więcej, urosłeś mi na pewno, a ja nie kupiłem nawet nowych ubrań. Może powinienem? I wiesz, nawet on się wycofał. Wyjechał, machnął ręką i stwierdził, że nie wróci, dopóki nie odnajdę zmysłów - one wszystkie jednak trwają przy Tobie, moje wszystko. Chodź więc do domu, do mnie, żebym mógł Ci śpiewać kołysanki i uczyć tabliczki mnożenia, żebym nie oszalał do końca, amen.
Pokochacie?
Szukamy męża, tak trochę.
[Moja postać męża raczej nie zastąpi, ale wierzę, że któryś z licznego grona samotnych panów (i coraz częściej także panów-tatusiów) wpadnie do Harveya i go przygarnie.
OdpowiedzUsuńMount Cartier przyciąga najwyraźniej samych nieszczęśliwców, ale może właśnie po to, by odnaleźli szczęście tutaj?
Bardzo intrygująca, pobrzmiewająca tajemnicą postać, ewidentnie do pokochania, choć pachnie niełatwą miłością.
Mam nadzieję, że będziesz się tu z nami dobrze bawić i... cześć! ]
Maya
[Czy pokochamy? Tego pana nie da się nie pokochać! Genialna karta! Nadal nie mogę wyjść z podziwu ;3 Życzę mnóstwa miłej zabawy na blogu! Harry wystąpiłby z chęcią w roli męża, ale raczej to niemożliwe ;c Miłej zabawy na blogu życzę oraz wielu owocnych wątków!]
OdpowiedzUsuńAdam/Harry
Chyba pierwszy raz nie poznałam Ciebie jako autora póki nie zajrzałam w podpis. I podbijam wszystko to, co napisali powyżej: piękna karta.
OdpowiedzUsuńDeclan & Scott
[Coś się namnożyło ostatnio takich trochę melancholijnych postaci z różnymi problemami, a Hattie wszystkich szkoda i wszystkich chciałaby jakoś rozweselić, ale chyba musiałby się rozmnożyć xD
OdpowiedzUsuńCześć i czołem! Życzę miłej zabawy na blogu i powodzenia w szukaniu męża dla Harveya :)]
Hattie
[Cześć, w końcu mogę należycie się przywitać, a nie tylko odwalić administracyjną robotę. ;D Obie części karty (bo trochę traktuję je oddzielnie) wyszły cudownie, dając od razu taki klimat postaci, że aż ciężko przejść obok niej i nie zauważyć. Już jak zobaczyłam nick w zapisach wiedziałam, że jest na co czekać, no i się nie pomyliłam. Niby wątku nigdy nie udało nam się stworzyć, ale widziałam mnóstwo Twoich zachwycających kart i teraz jestem Harvey'em tak samo zauroczona jak wszystkimi Twoimi pozostałymi panami.^^ Cieszę się, że dotarłaś tutaj do nas, nawet jeśli życie Bradforda nie oszczędzało. To nic, tutaj się znajdzie parę dobrych dusz, które do lazanii przyniosą też wino i pomogą je wypić. Tego właśnie życzę twemu panu — niech znajdzie syna, może także męża skoro to pewnie on zabrał dziecko i naprostuje trochę to swoje smutne życie. ;)]
OdpowiedzUsuńSolane
[ Witam i chwalę za kartę. Postać melancholijna, ale klimat w MC nadaje się do takich postaci. Życzę dobrej zabawy i wielu ciekawych wątków, a jeśli masz ochotę, to zapraszam do siebie :) ]
OdpowiedzUsuńCharles Moore/Madison Ashton
[Ciekawa postać, ma w sobie to coś. Sądzę, że z Danem znajdzie wspólny język, więc można próbować]
OdpowiedzUsuńD. Kurtz
[Ale ten pan łudząco podobny do mojego Nicolasa, aż miałam wielkie "wtf", czytając kartę. Witam na blogu! :D]
OdpowiedzUsuńMike Havoc
[Ale czemu Ty go tak skrzywdziłaś... ;( Za dużo filmów się o porwaniach naoglądałaś chyba! Wcześniej było mi go szkoda, ale teraz to już w ogóle. Strata męża to tam jedno, syn to zupełnie inna sprawa. Jeszcze jak to w MC się wydarzyło, to założę się, że na całym mieście musiała się ta historia odbić i dzieciaków to teraz każdy pilnuje nawet jak tylko mają przejść przez ulicę do domu kolegi.]
OdpowiedzUsuńSolane
[No właśnie nie jest wesoła! Jest przygaszona, schowana w domku, próbuje sobie wmówić, że wcale nie aż taka zamknięta. Co nie zmienia faktu, że raczej wyszła jako pozytywna postać.
OdpowiedzUsuńWiem, przychodzę z opóźnieniem, ale Twój pomysł bardzo mi się podoba. Myślę, że i dla niej to będzie trochę niezręczna sytuacja. W końcu opiekował się nią pewnie jeszcze jako nastolatek, a teraz jest dojrzałym facetem. I nie mówię nawet o tym, że widywał, ją w różnych wstydliwych, dziecięcych sytuacjach...
Harvey bez synka pewnie będzie odczuwał potrzebę bycia trochę takim tatusiem dla kogoś innego. A Maya na pewno jest osobą, która takiego taty potrzebuje. Zaczynamy od czegoś przyziemnego? Wpadniemy do Was z wizytą, o. ]
Maya
[ Witam :) Tak sobie myślę i myślę i wymyśliłem, że wiem kim jesteś... znam twoje opowiadanie o Sorenie :)
OdpowiedzUsuńOgromnym zaszczytem będzie dla mnie wątek z taką osobistością jak ty :D ]
Dante Riddle
[ Nie myśl sobie że jestem jakiś tam mydłek... Proszę mi tu nie negować mojego zdania osobistego o.o
OdpowiedzUsuńPierwsze spotkanie może być banalne. Zwykle przecież tak się ludzi poznaje. Najzupełniej zwyczajnie. Obaj mają podobną profesję, obaj kogoś stracili. Dante ma zmienne nastroje, więc może po prostu na siebie wpadną, Dante uzna, że Harv zrobił to specjalnie, a potem będzie mu głupio, że tak po prostu się na niego rzucił i zachce przeprosić, czego zwykle nie robi ]
Dante Riddle
[Ja na chwilę, bo nawet postaci na blogu nie posiadam. Chciałam tylko rzucić, tak ukradkiem i po cichu, że powyższy wpis zabił moje serduszko i zabija do tej pory, i ja sobie, tak powolutku, przepisałam słowa do mojego zeszytu. Gdyby jakoś postać miała się rozwinąć na tym bądź innym blogu, mogłabym prosić o mały znak na: czerwone.wytrwane@gmail.com?]
OdpowiedzUsuńKontur
[ Oczywiście że chce :)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie z resztą :)
Mam sesję i taż za bardzo z internetu nie korzystam ostatnio, więc się nie przejmuj ]
Dante Riddle
[ Wiesz, co chciałam napisać po przeczytaniu karty? Że jasne, pokochamy, żaden problem, ale potem zdałam sobie sprawę, że inni wcześniej zdeklarowali swoją miłość, a Tomuś jest inny i wcale nie pokocha.
OdpowiedzUsuńCzy to będzie Cię zadowalać? Bo mi się rysuje całkiem zgrabny pomysł, jak łatwo można odepchnąć od siebie kogoś, z kim na pewno by się dogadało i jak trudno jest później zrozumieć swój błąd.]
Ripley
[ Właściwie to jak znudzi ci się ten blog, co przecież nie jest czymś niemożliwym, i będziesz chciała z kimś coś napisać, to zawsze możesz do mnie na maila napisać to coś wymyślimy :) kto.wyjdzie.z.doliny.cieni@gmail.com tak na wszelki wypadek]
OdpowiedzUsuń[Dziękuję za powitanie i miłe słowa. Mae zaprasza w takim razie do cukierni, ona ma dobre serce i intencje zazwyczaj również, więc może osłodzi tyci tyci codzienność Twojego bohatera. Jest w nim coś absolutnie rozczulającego, to było pierwsze moje wrażenie po przeczytaniu karty. Imię natomiast jak dla mnie skażone i już zawsze będzie się jednoznacznie kojarzyć z Harvey Specterem z Suits, ale to raczej dobre skojarzenie, no.]
OdpowiedzUsuńMae Perron
[ To tak na prawdę zależy od ciebie. Ja bardzo chętnie, a jak ty masz jakiś pomysł albo ochotę, to zapraszam :) ]
OdpowiedzUsuńNie znosił zimna. Mimo, że padający powoli śnieg wyglądał pięknie i majestatycznie, kołysząc się na wietrze, przyprawiał go o drżenie. Mimo to, często wpatrywał się w jeden punkt, gdzieś daleko przed sobą, pozwalając swojemu ciału marznąć. Chłód potrafił wyciskać z oczu łzy, kiedy tak na poważnie zaatakował znienacka. Zatarł dłonie, starając się myśleć o czymś ciepłym i pozytywnym. Idąc w kierunku blżej sobie nie znanym, mijał ciekawych ludzi. Tubylców łatwo było poznać po butach na mocnej, gumowej i grubej podeszwie, ciepłych kurtkach i czapkach. Ci, którzy byli tu na wycieczce albo od niedawna, wciąż jeszcze mieli skrupuły by wyglądać modnie, gustownie. Jemu przeszło dwa dni wcześniej, kiedy uznał że piękny wełniany płaszcz, nie nadaje się na taką pogodę, przez co przemarzł do samych wnętrzności. Na zewnątrz nie pokazywał, że go to bawi. Jak on współczuł tym ofiarom mody, tuptającym w rajstopkach i butkach, rodem z paryskich wybiegów. Parsknął, widząc na ławce obściskującą się parę. Przez chwilę zastanawiał się nawet czy przypadkiem do siebie nie przymarzli. Chociaż mogło być gorzej. Mogli sobie przymarznąć do innych części ciała, a wtedy byłby wielki wstyd w szpitalu. Zachichotał pod nosem. Na prawdę, szczerze obawiał sie swojej wyobraźni. Zacisnął palce na obudowie aparatu. Zwykle nosił go przy sobie, zwłaszcza w takie dni jak te, kiedy majestat tego miasta wychodził na wierzch. Krążył po tej mieścinie raczej bez celu. Czasem udawało mu się znaleźć to czego chciał, ale zwykle wracał z niczym. To było najbardziej frustrujące. Wtedy miał prawdziwą ochotę by się spakować i wrócić tam gdzie jest ciepło.
Poznał już te mieścine na tyle, by mniej więcej spodziewać się, gdzie może się rozgrzać. Zwykle wybierał kawiarnie. Tym razem nawet tam nie dotarł. Dostrzegł kogoś ciekawego. Kogoś z pomysłem, choć on jeszcze pewnie o tym nie wiedział.
Specjalnie na niego wpadł. Chciał zwrócić na siebie uwagę, ale to nie do końca się udało. Poczuł się zawiedziony. Zwykłe "przepraszam" i to nawet bez spojrzenia. Dante siorbnął nosem. Taki trudny wybór... Iść za pomysłem albo zostać i czekać, aż pojawi się ktoś inny. Pokusa zbyt wielka. Poszedł. Specjalnie upuścił aparat. Trochę z opóźnieniem ale jakie to miało znaczenie, w obliczu pomysłu? Przyspieszył, by jego pomysł zbyt daleko nie uciekł.
- Jaja sobie robisz? - warknął za nim. - Mogłeś mnie zabić! Albo zabić mój aparat!
Dante Riddle
[ Bazuję na pewnej rzeczy, które może wydać się głupia, choć prawdę powiedziawszy, jest całkiem ważna dla pomysłu, który właśnie zaczynam wykładać. Mianowicie — T. ubzdurał sobie, że Harvey przypomina mu w jakiś sposób jego byłego partnera, od którego uciekł wcale nie po to, żeby natknąć się na kogoś, kto przywołuje wspomnienia. Nie jest to podobieństwo fizyczne, raczej coś niewinnego jak przykładowo sposób poruszania się, po którym jednak już z daleka można rozpoznać, z kim ma się do czynienia. A więc taki Tomeczek trzyma się od Harveya z dala, aż pewnego dnia (o ile jest to realne) H. pilnie potrzebuje przetłumaczyć jakiś dokument, cokolwiek. Tom, z racji, że to człowiek po prostu dziwny, udaje, że nie ma go w domu. Następnym razem jednak wpuszcza gościa i z pewnością możemy założyć, że będzie to nieprzyjemna wizyta.
OdpowiedzUsuńW ramach wyjaśnienia — T. posługuje się włoskim, francuskim i norweskim, więc gdybym już zyskała Twoją aprobatę, jest to stosunkowo ważna informacja.
Co z tym dalej i czy to w ogóle zjadliwe, nie wiem. Nie jestem fanką planowania od początku do końca, więc mam nadzieję, że coś dodasz od siebie, pokombinujesz, może nawet podrzucisz lepszy pomysł, bo ten był ciekawy chyba tylko w mojej głowie.]
T.
[Okazało się, że pomyliłam bardzo inteligentnie karty, stąd też mój komentarz ląduje u Ciebie z opóźnieniem. Z tobą zawsze bardzo chętnie coś napiszę, więc zapraszam. Na pewno coś wymyślimy :3]
OdpowiedzUsuńHavoc