A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Wide-eyed, like we're in a crime scene.

Colette Chatier

wcześniej Cole Thompson
20 lat podobno fotograf, ale nie potrafi odnaleźć pasji grafik, bo jakoś trzeba się utrzymać
córka seryjnego mordercy, ale nikt nie może się dowiedzieć

Kiedyś była Cole. Wiecznie roześmianą, pełną optymizmu i pozytywnej energii, która każdego ranka witała sąsiadów ciepłym uśmiechem i pozdrowieniem, gawędziła z listonoszem na temat pogody i pomagała wnieść staruszce mieszkającej na ostatnim piętrze zakupy do mieszkania. Kiedyś w jej oczach nie gościł smutek, nie można było dostrzec żalu - jedynie szczerość i zrozumienie, ciepło, które potrafiło rozpuścić chłód nawet najbardziej zmarzniętego serca. Kiedyś studiowała historię sztuki, planowała staż na wymianie w Paryżu i podróż dookoła świata. Kiedyś miała rodzinę, ludzi których kochała i którzy kochali ją. Kiedyś miała marzenia, sny, plany. Kiedyś miała przyszłość. Zanim została córką mordercy.

W Mount Cartier pojawiła się jako Colette. Z biletem w jedną stronę, z jedną walizką, z nowym nazwiskiem i nową historią, bez możliwości odwrotu. Zagubiona, z wąsko zaciśniętymi ustami, pełna obaw o każdy kolejny dzień. Bez planów, bez rodziny, bez marzeń i snów, za to z koszmarem, który nawiedza ją każdej nocy. Nie myśli już o przyszłości. Bo teraźniejszość jest wystarczająco ciężka.


Karta trochę na szybko, ale wolę kreować postać w wątkach, stąd tak a nie inaczej. Powiązania, znajomości, wątki - wielkie tak! Zapraszam :)

52 komentarze:

  1. [Cześć! Jaka ona młodziutka! Tak czy inaczej jest bardzo ciekawa! Niby dzieli ich te trzynaście lat, ale wydaje mi się, że i tak uda nam się coś wymyślić :)
    W sumie to mogłabym zaproponować jakąś platoniczną miłość, ale nie wiem jak ty się na to zapatrujesz :)]

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuu, ciekawa postać z ciekawą historią. Jeszcze ciekawsze jest, jak się przyjmie w Mount Cartier. Młodziutka, nawet bardzo, ale doświadczenie życiowe chyba mocno ją już zdążyło ukształtować.

    Swoją drogą, z pierwszego wrażenia urzekło mnie zdjęcie.
    Zaproponowałabym wątek, ale obecnie i tak długo zwlekam z już obecnymi odpisami, niemniej, gorąco witam w Zimnym Mount Cartier (chyba podebrałam tekst nieistniejce).


    Ian&Lou

    OdpowiedzUsuń
  3. [Coś ostatnio autorzy nie oszczędzają tych swoich biednych postaci. Nie dość, że córka mordercy to jeszcze seryjnego na dodatek. Chyba powinna sobie zmienić imię na jakąś Esmeraldę, co by nikt z Cole nie kojarzył, ale zakładam, że przywiązana jest do dawnej tożsamości i tamtego życia, dlatego taką skromną zmianę zrobiła. Nie ma łatwo w życiu, ale może uda jej się ukryć w naszych lasach oraz górach... Tylko niech ona ojca za sobą do nas nie sprowadzi. Dopiero byśmy mieli jak straż obywatelską musielibyśmy na ulicę wprowadzić! :D
    Dodatkowo - zdjęcie pasuje idealnie do mountcartierowskiej pogody! Miłego ukrywania się w naszej małej społeczności.]

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  4. Solane, gdzie Ty ją wysyłasz do lasów czy gór? Toż to się nie godzi z serdecznością Mount Cartier! Miejsce znajdzie się dla Colette również w domach naszych mieszkańców przy rozgrzanym kominku i z parującą herbatką w dłoniach, albo w Zajeżdzie "U Annie", bo tam zawsze przyjezdni mile widziani. :)

    A co do postaci to ciekawa koncepcja, małe miasteczko jest idealnym miejscem do ucieczki, więc życzę Ci, żeby Colette odnalazła się wśród śniegu i domków zabitych dechami.


    Declan & Scott

    OdpowiedzUsuń
  5. [Widzę, że Cole była niegdyś taka, jaka Hattie jest teraz :) Takie istotki są fajne! Szkoda, że Chatier już taka nie jest, ale mam nadzieję, że to się zmieni.
    Poza tym, witam serdecznie i życzę miłej zabawy na blogu!
    W ogóle, Ebba w blond włosach jest śliczna *,*]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  6. [Lucius już kiedyś był w związku z młodszą kobietą. Ona miała 18 a on 24, wielka miłość, ale po czasie ze sobą zerwali. Od tamtego czasu nie był w żadnym związku. Chociaż próbował podbijać kobiece serca! Omijałby jednak młodszych jak ognia.
    Teraz na scenę weszłaby Cole. Mógłby kiedyś życzliwie w czymś jej pomóc, nie zdając sobie sprawy z jej młodego wieku. Kiedy już jakoś by się dowiedział, to zaryzykowałby i nie próbował jej omijać, jak większości przedtem. Pomagałby jej się osiedlić w MC, załatwił jakieś meble do mieszkania (może na jakiś czas udostępnił pokój u siebie?) Zaprzyjaźniliby się dosyć mocno, jednak Lucek mógłby zacząć czuć do niej coś więcej. Oczywiście wmawiałby sobie, że to tylko przyjaźń i że i tak nie uda mu się nic wskórać, bo są w różnym wieku, mają inne cele itd. Jak coś nie pasuje, albo chcesz coś dodać, to śmiało! :)]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Dziękuję :) Możemy zacząć tak: kilka razy już na siebie wpadli, Lucius za każdym razem jakoś jej pomógł, a to pokazał gdzie jest BnB, a to zaprowadził do piekarni, bo bidulka nie zna miasta i teraz mogliby się spotkać w jednym z barów, Lucius chcąc odprowadzić ją do domu zobaczy, że Colette mieszka w jakimś motelu czy coś, więc zaproponuje jej, żeby zatrzymała się u niego. Od ich poznania do tej propozycji oczywiście nie minąłby nawet tydzień, co by ich znajomość szybko do przodu szła :) Więc możemy zacząć w tym barze, albo jak już zamierzają wychodzić, żeby przejść do ciekawszej części :)
    Zaczęłabyś? :)]

    OdpowiedzUsuń
  8. Długo myślałam nad tym naszym wątkiem i szczerze mówiąc wciąż nie wiem, jak dokładnie ich ze sobą powiązać, ale wydaje mi się, że możemy zagrać pomiędzy Declanem, a Colette. I tera pomysły mam dwa:
    a) Bali, czyli pies Declana, mógł na nią skoczyć i ją wywrócić przez co McCain byłby zmuszony do jakiejś rekompensaty za swojego pupila, choć robiłby to wielce niezadowolony, bo nie w smak mu bycie dżentemenem.
    b) Dziewczyna zwiedzała MC, ale zaczęła się zamieć, a ona biedna nie miała się gdzie schować więc zapukała pod drzwi domu McCaina, bo akurat tędy przechodziła. Musiałby ją wpuścić, żeby uniknąć afery wokół przemarzniętej panny na dworze.


    Declan & Scott

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Dziękuję za powitanie :)
    Wątek jak najbardziej tak :D Może...Dante ma to do siebie, że jak na ulicy spotka kogoś odpowiedniego, to od razu pyta czy może zrobić zdjęcie. Więc można tak zacząć, jak co to odpowiada :) Nie żeby to od razu musiałoby być jakieś wyzywające zdjęcie XD I wtedy mogłoby wyjść na jaw że ona też się tym zajmuje
    Co ty na to? :) ]

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Nie musisz. Pisz tak jak się się podoba i odpowiada :) Mnie nie zależy na długości odpisy, tylko na tym by w ogółe był :D ]

    Nie znosił zimna. Mimo, że padający powoli śnieg wyglądał pięknie i majestatycznie, kołysząc się na wietrze, przyprawiał go o drżenie. Mimo to, często wpatrywał się w jeden punkt, gdzieś daleko przed sobą, pozwalając swojemu ciału marznąć. Chłód potrafił wyciskać z oczu łzy, kiedy tak na poważnie zaatakował znienacka. Zatarł dłonie, starając się myśleć o czymś ciepłym i pozytywnym. Idąc w kierunku blżej sobie nie znanym, mijał ciekawych ludzi. Tubylców łatwo było poznać po butach na mocnej, gumowej i grubej podeszwie, ciepłych kurtkach i czapkach. Ci, którzy byli tu na wycieczce albo od niedawna, wciąż jeszcze mieli skrupuły by wyglądać modnie, gustownie. Jemu przeszło dwa dni wcześniej, kiedy uznał że piękny wełniany płaszcz, nie nadaje się na taką pogodę, przez co przemarzł do samych wnętrzności. Na zewnątrz nie pokazywał, że go to bawi. Jak on współczuł tym ofiarom mody, tuptającym w rajstopkach i butkach, rodem z paryskich wybiegów. Parsknął, widząc na ławce obściskującą się parę. Przez chwilę zastanawiał się nawet czy przypadkiem do siebie nie przymarzli. Chociaż mogło być gorzej. Mogli sobie przymarznąć do innych części ciała, a wtedy byłby wielki wstyd w szpitalu. Zachichotał pod nosem. Na prawdę, szczerze obawiał sie swojej wyobraźni. Zacisnął palce na obudowie aparatu. Zwykle nosił go przy sobie, zwłaszcza w takie dni jak te, kiedy majestat tego miasta wychodził na wierzch. Krążył po tej mieścinie raczej bez celu. Czasem udawało mu się znaleźć to czego chciał, ale zwykle wracał z niczym. To było najbardziej frustrujące. Wtedy miał prawdziwą ochotę by się spakować i wrócić tam gdzie jest ciepło.
    Poznał już te mieścine na tyle, by mniej więcej spodziewać się, gdzie może się rozgrzać. Zwykle wybierał kawiarnie. Tym razem nawet tam nie dotarł. Dostrzegł kogoś ciekawego. Kogoś z pomysłem, choć ona jeszcze pewnie o tym nie wiedziała. Przystanął i przyglądał się chwilę, czekając aż zwróci na niego uwagę. Dopiero kiedy spojrzała, uniósł nieco kąciki ust
    - Cześć. Mogę ci zrobić zdjęcie?

    OdpowiedzUsuń
  11. - Czemu niby mam chcieć cie podrywać? - spytał, uśmiechając się nieco szerzej. Właściwie nie miałby nic przeciwko, ale odkąd tu był, zamarzły w nim wszystkie hormony, potrzeby i zdolności. Wzruszył lekko ramionami. Przez chwilę przyglądał się jej jeszcze, zastanawiając się jak wyglądałaby w czerwieni i w niczym więcej. Pokręcił lekko głową. Z autopsji wiedział, że nie jest dobrym pmysłem proponowanie ludziom podobnych rzeczy, tak na samym początku znajomości. Wyjątkiem był pewien ty ludzi, którzy wydawali sie niczym w życiu nie przejmować. Niewiele było takich osób. Niewiele takich osób spotkał. Byli to ludzi, którzy wyzbyli się wstydu przed opinią innych. Ubierali się inaczej niż wszyscy, wyglądali inaczej niż wszyscy i nie bali się opinii, szeptów, śmiechów tych którzy tego nie rozumieli. Dante lubił ich najbardziej. Dawali z siebie tak wiele, jak to tylko było możliwe.
    Usiadł obok na ławce, zgarniając wcześniej część śniegu.
    - Zauważyłem. Choć tutaj, jest dość krótki czas między dniem a nocą, kiedy światło jest idealne. W półmorku wszystko wydaje się piękniejsza.
    Spojrzał na nią, uśmiechając się nieco szerzej.
    - Widzę, że znasz się na rzeczy. Jestem Dante. I chce ci zrobić zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Jak najbardziej możemy spróbować :) Hmm, Hattie czasami pomaga nowym mieszkańcom MC, więc mogła przygarnąć Colette na jakiś czas pod swój dach, aby ta mogła znaleźć jakąś pracę i własne mieszkanie :) Mogły się zakolegować, Hattie mogłaby wywoływać czasami uśmiech na twarzy Colette, a z czasem kto wie, może się nawet zaprzyjaźnią :D]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziewczyna przypominała mu porcelanową laleczkę. Delikatną istotkę, złożoną ze śniegu, lody i puchu, które mogą się zaraz rozwiać. Nie sodziewał się takich filigranowych istotek, tu w tym zapomnianym przez świat miejscu. Siorbnął nosem.
    - Mnie też jest miło.
    Przez chwilę wpatrywał się gdzieś przed siebie w przestrzeń. Układał w głowie zdania, które nie zabrzmiałyby dziwnie, czy prowokatorsko. Chociaż bez względu jakby to ujął, to jak ją akurat widział, byłoby uznane za conajmniej niestosowne. Westchnął.
    - Widać, że nie tylko ja zajmuje się czymś takim. Kiedyś chciałem malować, ale to trwało zbyt długo. Nie miało tego czegoś.
    Znów przeniósł na nią spojrzenie. Wcześniej nie zwrócił uwagi na kolor jej oczu. Podobały mu się. Parsknął, uświadamiając sobie, że właściwie chyba już nie potrafi uwodzić, więc pewnie i tę noc, spędzi samotnie.
    - Właściwie, widzę cie w czerwieni. Pasuje do ciebie ten kolor. Doda ci ognia. Chodzi tylko o to, że pewnie sama forma ci nie będzie odpowiadać... więc może zaproponuje coś bardziej zachowawczego... Może umówimy się na jutro, co? Nie żebyś dziś źle wyglądała, po prostu muszę coś wymyślić...

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  14. [Hmm, myślę, że możemy zacząć od momentu, w którym już się trochę znają i Colette mieszka u Hattie z tydzień, może dwa. Mogłyby sobie zrobić jakiś babski wieczór przy winie, lodach i komediach romantycznych xD]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  15. - Właściwie to widziałbym cie w czerwieni i w niczym innym. - miał nadzieje, że zrozumie tę aluzję. Właściwe od dawna robił tylko "złe" zdjęcia. Dla niego były zachwycające, ale spora część odbiorców, uważała je za dziwne albo wulgarne. Bez sensu. Każdy miał swoje spojrzenie na sztukę, a Dante chciał zachowywać na fotografiach cząstkę emocji, którą dana osoba przeżywała. Lekki uśmiech, zawstydzenie, pożądanie, radość, złość, strach, to wszystko można było zobaczyć na zdjęciach. Zwłaszcza na jego zdjęciach. Przez długi czas jego prace służyły domom mody i magazynom, ale zaczął dostrzegać, ze jego modele i modelki, podrzucane mu co chwilę przez różne firmy, nie maja w oczach niczego. To była dla nich tylko praca, coś zupełnie normalnego, a on nie tego szukał. Zaczął od ludzi w swoim otoczeniu. Ludzi nieidealnych, brzydkich, pokrzywionych, chorych, takich na których nikt nie zwróciłby uwagi. A kiedy to przestało wystarczać, zaczął szukać tam, gdzie ktoś taki jak on nie powienien nigdy się pojawić. W swojej kolekcji miał fotografie ofiar wojennych, strachu dzieci, sierot, bólu rannych i okaleczonych. Patrząc na swoje małe dzieła sztuki, odczuwał te same emocje, ktoe udało mu się uchwycić aparatem.
    Potem już musiał wrócić do rzeczywistości. Starał się stworzyć coś zwyczajnego. Wrócić do tego co było na początku. Tylko że to mu w ogóle nie wychodziło. Ale może teraz się uda.
    - Może przyjdziesz do mnie? Wynajmuje dom. - wskazał pobliski budynek, właściwie nie bylo to nic nadzwyczajnego, ale miło kominek, łazienkę i ogrzewanie. - Od połodnia mogę być twój. Przyjdziesz o której będziesz mogła. Kobieta, któa wynajmuje mi ten przbytek to typowy przykład kobiet-krewetki. Wstrętne bladość, która próbuje wydostać się spod tony pudru i podkładu, zbyt różowe policzki, uczernione oczka i przede wszystkim te wąsy... Tak... żywa krewetka.

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  16. - Nie, nie jest miła. Jest taka... skneruska i wścibska. Kiedy przyszedłem podpisać z nią umowę, zapytała czy chce herbaty. Powiedziałem, że wole kawe. Widocznie kawa jest dla niej zbyt droga by częstować nią ludzi, więc od razu powiedziała, że nie ma ani cukru ani mleka. To w sumie dobrze, bo ja pije czarną często. To ta, widać było że wie że się z nią droczę to wsypała mi do kubka dosłownie kilka ziarenek kawy rozpuszczalnej to jeszcze zalała to letnią wodą. Cóż, kiedy nie patrzyła wylałem to przez okno i powiedziałem, że była pyszna. Wtedy naprawdę żałowałem że nie zrobiłem jej zdjęcia. Ludzie potrafią być zabawni, nawet gdy nie mają tego zupełnie w planie.
    Obracał aparat w dłoniach. Zgubił gdzieś rękawiczki. Ciągle coś gubił. Często nie mógł wytrzymać sam ze sobą, kiedy uświadamiał sobie, że zrobił drugą herbatę, choć pierwsza jeszcze gorąca stoi na biurku. Ciągle kłócił się z agentem, który był jego chyba jednym przyjacielem, człowiekiem który z nim psychicznie wytrzymywał.
    Wzruszył lekko ramionami, kiedy wspomniała o tym, że jest trochę potłuczona.
    - A kto nie jest? - rzucił. - Ja też jestem i chyba nie ma się czego wstydzić.
    Podniósł się i przeciągnął. Zawiesił sobie aparat na nadgarstku by mógł dłonie wsunąć do kieszeni.
    - No to do jutra.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kreweta jak zwykle kręciła się w pobliżu. Wynajmował od niej pół domu, a ona czy tego chciał czy nie, była wszędzie. Wszędzie miaa swoich małych krewetkowych spiegów, krewetkowe podsłuchy i czujki, w postaci długich wąsów.Dante za kazdym razem starał się nie patrzeć na jej wąsiska, które wręcz raziły smiertelnie jego zmysł estetyczny.
    - co pan taki smentny? nic pstryknąć się nie dało? - rzuciła od razu, sarkastycznie i złośliwie. Dante uśmniechnął sie tylko.
    - Co pstrykać jest. Jutro będę miał gościa. Więc... Będę zajęty. Dobrej nocy.
    Minął kobietę i poszedł do siebie. Kiedy tylko wszedł, zatrzasnął drzwi i oparł się o nie plecami. Ta kobieta doprowadzała go do szału.

    Dante, krązył po pokoju, rozmawiając w systemie głośnimówiacym z agentem. Zwykle przy rozmowach nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Robił wiele rzeczy, a trzyanie telefonu mu to unimozliwiało.
    - Poczekaj chwilę... - mrukął, do stojącego na stoliku aparatu. Otworzył drzwi i się uśmiechnął, widzą swojego gościa.
    - Cześć. Wchodź, rozgość się. Poczekaj chwilę, skończe rozmawiać.
    Podszedł do okna i uchylił je nieco, by wywietrzyc papierosowy dym. Od razu zrobiło się zimno, ale coś trzeba było poświęcić.
    - Byłem u tej lekarki, wiesz, tej niewyżytej. - powiedział do aparatu.
    ~ Doktor... Lewickiej. I co?
    - Nic. Pół roku temu u niej byłem to truła coś o sercu i czymś tak. Dała mi dietę i jakieś tabletki. - mruknął mężczyzn, rozsierając powoli marznące palce
    ~ I co? Lepsze wyniki?
    - Gdzie tam, takie same. Pyta mnie czy stosowałem dietę... Co jej będę kłamał. Mówie w prost, że nie, a ta że jestem niepoważny. To jej powiedziałem, że sama jest niepoważna skoro myśli że będę żarł jakieś zielska i nasionka jakiegoś badziewia. I że w tych kabaretkach wygląda jak wielki baleron.
    ~ To nie zmienia faktu, że powinieneś o siebie bardziej dbać.
    - Masz racje, Tomaszku. Kupie sobie nawilżający żel pod prysznic. Dobra stary, kończę bo mam gościa.
    ~ Jasne. Jutro zadzwonie jaj już będę wiedział więcej o tej umowie.
    - Dobrze. Na razie.
    Dante zakończył rozmowę, wciskając świecący na niebiesko guzik. Zamknął okno i uśmiechnął się do dziewczyny.
    - Pijesz coś?

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  18. - Mam zieloną ale z malinowymi fusami.
    Kuchnia, a właściwe aneks kuchenny, składał się z dwóch szafek, zlewu, zmywarki, lodówki i kuchenki indukcyjnej. Według właściwielki krewety, kuchenka wcześniej była gazowa, ale poprzedni lokator zapalał ją gdy robiło mu się za zimno i przychodziły strasze rachunki za gaz. Jakoś nie chciało mu się w to wierzyć, ale po niej można było wiele spodziewać.
    Nastawił wodę i wrzucił szmatę z fusami do kubków.
    - Mój agent to dobry facet, ale za bardzo przejął się swoją rolą rodzica. Nie jestem umierający. Po prostu to dla mnie zbyt męczące.
    Odczekał chwilę aż po zagotowaniu woda przestanie wrzeć, by miała mniej więcej 80 stopni. Wtedy zielona herbata nie była gorzka. Podał jej jeden kubek a z drugim usiadł na kanapie. Całe wnętrze nie było urządzone ze smakiem, więc Dante poprzestawiał wiele rzeczy, by zrobić sobe miejsce dla swoich mebli i dodatkow, które będą mu przydatne w pracy.
    - W ogóle to robisz w takim dalekim miejscu? Sam się trochę natrudziłem, by je znaleźć.

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dzień dobry :D Muszę przyznać, że bardzo ciekawa postać, więc wątek zapewne również będzie interesujący. Ja osobiście mam ochotę wymyślić tu jakieś większe powiązanie, choć co prawda plotki możemy gdzieś wpleść - pewnie zaraz będzie, że Theo dobiera się do młodych dziewczynek, które mają całe życie przed sobą.
    Mam pewien pomysł. Tylko nie wiem, jaki masz plan na jej ojca, ale gdy Theo był w Nowym Jorku brał udział w wypadku (można tu coś dopasować), zginęła wtedy jego narzeczona, a on wylądował w szpitalu. Co Ty na to, że zawinił tu ojciec Colette? Tylko nie wiem za bardzo jak to czasowo połączyć, bo to niby już było parę lat temu, ale zawsze można ponaciągać historię według własnego uznania.

    http://mount-cartier.blogspot.com/2014/02/you-know-where-to-find-my-pieces.html

    Tekst pisany kursywą o tym wspomina ;) Jak masz inny pomysł to mów śmiało.]
    Theo

    OdpowiedzUsuń
  20. [Wydaje mi się, że z tą ofiarą mogłaby być ciekawsza historia. Do Theo wróciłyby wspomnienia i szukałby przyczyn, dlaczego jego ukochana została zabita. Można coś zrobić, że na początku było to brane pod uwagę jako zwykły wypadek samochodowy, a dopiero później okazało się, że to coś więcej, jednak Theodor wrócił do MC i żadnych wieści nie dostał.
    Oczywiście najpierw moglibyśmy zacząć wątek jakoś delikatnie, od zapoznania się, a później w rozmowie ukazałaby się prawda. Theo mógłby kojarzyć z kimś dziewczynę, lecz nie wiedziałby na początku z kim (jeśli chciałabyś, żeby była podobna do ojca, którego widział w gazetach i np. mógł raz przyjść do niego do szpitala, co Black pamięta jako zamazane wspomnienie lub nawet kojarzy mu się, że był to sen).]
    Theo

    OdpowiedzUsuń
  21. - Nie znam nikogo kto by się o mnie troszczył bezinteresownie. Tomek o mnie dba bo beze mnie nie ma dochodów. Proste... Przynajmniej ja to sobie tak tłumacze. Nie jestem łatwy w sprawach towarzyskich. - zaśmiał się. Słuchał jej uważnie, kiedy opowiadała swoje wspomnienie. Popijał gorącą herbatę. Przez chwilę zastanawiał się co on pamięta z dzieciństwa.
    - Ja niewiele pamiętam z młodych lat. Nie pamiętam gdzie jeździłem z rodzicami na wycieczki, gdzie chodziłem do szkoły czy inne takie... Nigdy nie wydawało mi się to istotne. Pamiętam tylko że miałem psa. I stare zdjęcie ze chrztu na którym wyglądałem jakbym otwierał właśnie posidzenie zarządu. - zaśmiał się. - Bobasem nie byłem zbyt urodziwym. Z resztą, nigdy nie wiem o co chodzi ludziom którzy tak się zachwycają tym pomarszczonym, różowym czymś co wychodzi z brzucha matki. niunaiją, że to takie podobne do rodziców czy coś. Może podobne, dla mnie wszystkie wyglądają tak samo...
    Popił herbaty, zastanawiając się nad czymś innym.
    - Albo te zdjęcia z usg, wiesz te czarnobiałe plamy. Że tam lekarze i przyszłe matki widzą dziecko. I nawet płeć potrafią określić. Jestem fotografem, a i tak widzę na tym tylko plamy. Podobno jak facet nie widzi na takim zdjęciu swojego dziecka, to będzie złym ojcem... - westchnął. Odbiegał od tematu, więc uśmiechnął się i zaczął, już na temat.
    - Jest wiele miejsc, bardziej odpowiednich dla mnie, to pewne. Ale ja się tu właściwie ukrywam... Nikt nie wpadnie na to by szukać mnie właśnie tutaj. Dlatego tu właśnie jestem.

    Dante Riddle.

    OdpowiedzUsuń
  22. Hej, widzę, że jesteś na liście obecności, to tak tylko pragnę poinformować, że pamiętam o Naszym wątku i jak tylko skończę odpisywać Scottem, wezmę się za odpisy u Declana. Pewnie wypadnie to już jakoś po moim urlopie :)

    Declan

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Domyślałem się :) Nie przejmuj się. Mam sesje, prace i jeszcze swoje sporty, więc czasu też nie zawsze zostaje :) ]

    - Jasne. Jak facet powie, że jesteś piękna to oczywiście kłamie, a jak powie to dziecko, to jest to najszczersza prawda. Znam to. Może dlatego nigdy nie chciałem dorosnąć. Chociaż moje ciało trochę się rozpędziło, ale dusza ta sama do te 20 lat temu. Zastanawiałem się kilka razy czy można mieć z jakąś kobitką dziecko, ale tak by ona urodziła już takiego w wieku 10 lat, by przejść bez problemów ten okres zaślinień i wstrętnych papek. Ale to ponoć niemożliwe...
    Napił się swojej herbaty, zatanawiając się nad czymś przez dłuższą chwilę. Nagle ich spokój przerwało skrzypnięcie w zamku i w pokoju pojawiła się, nie kto inny jak tylko kreweta. Dante zmarszczył brwi.
    - Ojej, pan tu jest? A myślałem że pan poszedł.
    Dante wykrzywił wargi w czymś co miało być uśmiechem. Dobrze wiedział, że ona wiedziała, że on wie, że to podstęp by sprawdzić czy się nie łajdaczy bo "zabrania tego Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty a przede wszystkim Matka Maryja, bo ona do śmierci czysta była". Stała chwilę, patrząc to na Dantego to nadziewczynę, w pokoju obecną, a nie do końca pożądaną przez krewete. Riddle zasanawiał się, czego ona potrzebuje by wyjść, poza kopem w zad. Ale miły musiał być, bo w końcu był lokatorem, a szukać lokum o tej porze w tym mieście, mogło skończyć się spaniem od gołym niebem.
    - Pracuje pan? - rzuciła kreweta, przesuwając językiem po krzywoumalowanych ostro różową szminką, która zdecydowanie wychodziła poza linie ust, nadając jej wygląd klaunicy (samica klauna).
    - Pracuję.
    - Ale się nie łajdaczy?
    - Nie łajdaczy. - powtórzył, co miało być odpowiedzią na jej pytanie, a właściwie nie było.
    - Pan mi zdjęcie z aufografem obiecał i polecenie mego przybytku innym. - przypomniała.
    - Oczywście. Jak będę wyjeżdżał. Ma pani ładne zęby. To pani?
    - Zęby? Nie, ale kocham jak własne. Dziękuję żeś zauważył panie fotomoto. No... to bawcie się dzieci, tylko tak wiecie.. Bez łajdaczenia.
    Ostatnie słowo wypowiedziała, podkreślając każdą sylabę. W końcu wyszła, a Dante odetchnął z ulgą.
    - Także... kreweta to właśnie ona. O czym to mówiliśmy?

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  24. [No, hej :) Musiałam odpocząć trochę od Hogwartu i nauki. Więc wbiłam. Mam nadzieję, że Max się tu zadomowi razem ze mną, bo słabo znosimy obyczajówki. Ale tu jest tak... Inaczej ;D Jakieś życzenia a propos relacji? Btw na Hogwarcie odpiszę dopiero po urlopie.]

    Max

    OdpowiedzUsuń
  25. [Dziękuje za Twoje miłe słowa i propozycję wątku c:
    Jestem 100 procentowo za wspólny wątek, jednak proszę, abyś Ty zaczęła, bo chwilowo nie mam pomysłu (pewnie z czasem przyjdzie)]

    Alex Hale

    OdpowiedzUsuń
  26. [Zacznij jak chcesz. Szczegóły "wyjdą w praniu"]

    Alex Hale

    OdpowiedzUsuń
  27. Śniadanie w restauracji. Jeden z najprzyjemniejszych sposobów na rozpoczęcie dnia, choć nie koniecznie dobrym dla portfela. Przynajmniej jest ciepło.
    Zaśnieżone trampki puszczają wodę, tworząc na podłodze wielką mokrą plamę, z kurtki spływa wodospad wody, a moje śniadanie nadal nie chce nadejść. Miłe to nie jest.
    Sięgam po ukrytą w plecaku książkę i zaczynam czytać. Kelnerka podaje kawę, a do kawiarni wchodzi wysoka młoda blondynka w długim wełnianym płaszczu. Rozgląda się po pustym wnętrzu i, zauważywszy moją skromną osobę, posyła mi delikatny uśmiech. Odwzajemniam go.
    Dziewczyna ściąga szalik, szukając wzrokiem odpowiedniego stolika. Odsuwam nogą krzesło w geście zaproszenia. Jestem niczym duch, pojawiam się i znikam, przychodzę i odchodzę, gdy tylko dociera do mnie, że to nie moje miejsce. Ciekawe gdzie mnie jeszcze nie było...
    Jasnowłosa zrozumiała aluzję i teraz siedzi naprzeciw mnie czekając na śniadanie.
    - Często tu bywasz? - pytam odkładając książkę na blat. Fikcja może trochę poczekać. Realna dziewczyna niekoniecznie.
    Kiedyś miałem dziewczynę. Cudowną jak marzenie i piękną niczym jutrzenka. Jednak to mam już za sobą i nie mogę do tego wrócić.
    - Nie bardzo - mówi po chwili dziewczyna. - Mimo wszystko poranki wolę spędzać w domu.
    Dom. Dawno mnie w nim nie było.
    Podchodzi do nas kelnerka, blondynka składa zamówienie. Między nami zapada cisza, ale to nie jest ten typ irytującej, brzęczącej ciszy, która wręcz jęczy aby wypełnić ją rozmową. Jest to bezsłowna rozmowa, niemożliwa do wypełnienia słowami.
    Nasze śniadania wreszcie docierają o naszego stolika. Naleśniki w sosie klonowym to jedno z wielu dań jakie zaplanowałem sobie na mój pobyt w Kanadzie. Zanim pojedziemy dalej.
    Chcę coś powiedzieć, jednak dziewczyna mnie wyprzedza.

    ~A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Można tak powiedzieć - kroję naleśniki, myśląc o tym jak przyjemnie byłoby mieć je teraz w żołądku. Ostatnio jem za mało, by zaspokoić swój głód.
      Biorę kęs i przenoszę wzrok na dziewczynę. Jest ładna. Nawet więcej niż ładna. Przyciąga wzrok idealnymi proporcjami i pięknem, a także czymś... wewnętrznym. Naturalny blask i sposób w jaki się porusza sprawiają, że nie spuszczam z niej oka nawet na chwilę, bojąc się, że zniknie. Może to to czego tak długo szukasz?
      Jem dalej, mimowolnie zerkając na dziewczynę. Chciałbym wiedzieć o niej bardzo wiele. Jak ma na imię, czy jest wolna, czy jej się podobam, czy... jest tego zbyt wiele.
      Nagle naleśnik wymyka mi się z widelca i ląduje na nieskazitelnie czystej jasnoniebieskiej koszuli, tworząc na niej wielką plamę sosu klonowego i masła. I jak ty to teraz spierzesz?
      - Kurwa... - klnę pod nosem sięgając po serwetkę, jednak jak zwykle zamiast jednej wyleciały wszystkie. Czy w każdej restauracji składają tak serwetki? Przecież to jest szalenie niepraktyczne! Przepraszam dziewczynę i, znalazłszy w plecaku jakąś koszulkę, idę do łazienki. Ściągam z siebie ubranie, przeklinając tych co wymyślili guziki, i zakładam koszulkę z plecaka. Jest pognieciona i trochę śmierdzi papierosami, jednak na tę chwilę nie mam nic innego.
      Wychodzę z łazienki i wracam do stolika. Dziewczyna nadal tam siedzi jedząc swoją owsiankę, której zresztą już nie wiele zostało, a mój talerz wygląda jak nietknięty.

      [Przepraszam wena się skończyła...]

      ~A.

      Usuń
    2. Dziewczyna patrzy na mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy, a ja jak głupi zastanawiam się, czy w jej pytaniu kryje się coś jeszcze, czy to tylko jedno z tych grzecznościowych pytań, które wypowiada się tylko po to, aby upewnić się, że rozmówca cię nie najdzie.
      - Nie bardzo - mówię po chwili, przyjmując pierwszą opcję, czyli szczere pytanie wyrażające zmartwienie moją osobą. - Dopiero przyjechałem i nawet nie mam gdzie spać (nie licząc zasp), więc na pralkę również nie mam co liczyć.
      Brawo Alexander! Dalej rób z siebie popieprzoną ofiarę losu!
      Jasnowłosa ponownie posyła mi współczujący uśmiech i zaczyna jeść. Robię to samo. Po chwili wychodzimy razem z malutkiego lokalu. zostawiając po sobie tylko stosik brudnych naczyń i tip dla kelnerki.

      ~A.

      Usuń
    3. Propozycja dziewczyny jest dość szokująca. Nie na co dzień spotyka się osoby proponujące nocleg, prawie ciebie nie znając.
      Wtedy dziewczyna przedstawia mi się. Ni z tego, ni z owego wyciąga dłoń (bardzo ładną dłoń) i wypowiada swoje imię.
      Colette.
      Staram się zapamiętać imię dziewczyny, choć tak wyjątkowe nieprędko wyleci mi z głowy.
      - Alexander - mówię, patrząc prosto w jej piękne oczy i odwzajemniam uścisk. Dłoń dziewczyny jest przyjemnie ciepła i miękka, a moje palce są niczym ciało trupa. Lodowato zimne i sztywne od chłodu. Dziwię się, że jeszcze nie wyszarpnęła ręki. Może mi współczuje? Może chce mi oddać trochę swojego ciepła? Teraz przyda mi się dużo ciepła.
      Zerkam na dziewczynę. Mówiłem już, że jest piękna? I te idealnie wykrojone usta. Jak przyjemnie byłoby połączyć je ze swoimi, szukającymi ciepła i miłości, wtulić twarz w jej włosy i pozwolić żeby wszystko wokół przestało istnieć. Och, jak kusząca jest ta propozycja...
      - Z chęcią skorzystam z jednego z wolnych pokoi w twoim domu. I wanny z ciepłą wodą - uśmiecham się mimowolnie na myśl o cieple. Na blade oblicze dziewczyny występuje delikatny rumieniec i jest tam nadal, gdy docieramy do drzwi jej domu.
      Colette otwiera drzwi i odwraca się do mnie chcąc gestem zaprosić mnie do wejścia, jednak nie pozwalam jej na to. Upuszczam plecak i robię to co zamierzałem. Łączę nasze usta w pocałunku, nawet nie zerknąwszy na wnętrze jej domu.

      ~A.

      Usuń
  28. Odetchnął z ulgą kiedy w końcu wyszła i już nie musiał słuchać o tym łajdaczeniu się.
    - Cóż, zdarza się że nie mogę spać i się przekładam z boku na bok, to ta wrzeszczy z dołu bym się nie pokładał z jakimiś zbereźnymi ludźmi. Jest conajmniej zabawna
    Napił się herbaty i wyciągnął wygodniej na kanapie. Jednak kiedy ta zaskrzypiała, niemal od razu usłyszeli puknięcie od dołu w podłogę i warknięcie "Nie łajdaczyć się". Dante nie mógł się powstrzymać i zaczął rechotać jak ta mała żabka.
    - Właśnie zacząłem czegoś szukać, bo poza tym że nie pozwala się łajdaczyć, podgąda mnie w łazience i uważa że ja tego nie widzę ani nie słyszę. - wzruszył ramionami. - Ale ona jest lepsza niż FBI. Ledwo coś podsłyszała, ktoś jej coś szepnął i nagle stała się milsza i nawet mi opuściła za czynsz, choć i tak uważam że zdziera. Niektóre hotele we Francji są tańsze niż ta klita na końcu świata.
    Uśmiechnął się do niej, kiedy już powrócili do głownego tematu ich spotkania.
    - Właściwie to ta. Miałem zlecenie na zdjęcia do albumu o kobiecym spojrzeniu na świat. Za cholerę nie wiem, dlaczego zdjęcia do albumu o takim tytule i presłaniu, ma robić facet. Ale może to dla mnie zbyt wiele... Nie wiem... Tak czy inaczej, skoro intuicja mnie jak zwykle nie zawiodła, możesz być moją panią fotograf na zdjęciu. Imiona i nazwiska są dodawane do zdjęć na prośbę modelki czy modela, więc jak nie będziesz chciała to nikt nie musi wiedzieć że to ty.

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  29. [Dziękuję za miłe słowa. Niezmiernie się cieszę, że karta przypadła do gustu, bo trochę się obawiałam: zazwyczaj idą mi jak krew z nosa, a tym razem poszło szybko i gładko, więc jakoś nienaturalnie.
    Historia Colette to świetny materiał na postać, z pewnością ktoś o takiej przeszłości może wiele o życiu powiedzieć, mimo niewielu lat. No i jest piękna, ach.
    Wątek bardzo chętnie napiszę, a skoro Ty nieśmiało proponujesz, ja nieśmiało zaznaczę, że u mnie z pomysłami zazwyczaj jest kiepsko, więc jeśli wpadnie Tobie coś do głowy to będę zachwycona.]

    Finn Rowe

    OdpowiedzUsuń
  30. [Dedukujesz poprawnie - dziadkowie Finna mieszkali w Mount Cartier, a po śmierci to on odziedziczył ich dom. Odwiedzał ich głównie w wakacje, bo podobał mu się krajobraz, więc faktycznie mogliby się poznać podczas upalnego lata. Tyle, że jest między nimi dziewięć lat różnicy, a w czasach młodości to pewnie spora bariera, bo kiedy on miał lat dwadzieścia, jej stuknęło jedenaście. Możemy jednak założyć, że faktycznie ich dziadkowie dobrze się znali, więc w zasadzie od dziecka spędzali wakacje razem... z siedmioma siostrami Finna. One pewnie chciałyby się z Cole bawić w jakąś szczęśliwą rodzinę, więc mogłaby uciekać do ich starszego brata, który popalałby nad jeziorem fajki. Zastanawiam się, kiedy by to było, bo wątpię, by Finn odwiedzał Mount Cartier po skończeniu dwudziestego trzeciego roku życia, raczej mu się nie chciało, był zbyt pochłonięty pisaniem i unikaniem wszelakich rodzinnych zjazdów.]

    Finn

    OdpowiedzUsuń
  31. [Jeżeli ostatnie spotkanie miałoby miejsce trzy lata temu to by mogło się zgrać z pogrzebem dziadków - wtedy z pewnością przerwałby swoje podróże i przyjechał chociaż na kilka dni. A i mieliby sposobność się spotkać, bo dziadkowie Colette mogliby wziąć ją na uroczystość. Od tamtego czasu Finn nie myślałby wiele o odziedziczonym domu, po prostu tkwiłby tam, rozpadając się, aż do jego przyjazdu.
    Okej, spotykają się teraz - Colette mogłaby go zobaczyć jak naprawia dach - bo to raczej idiotyczne zajęcie w środku zimy, ale że Finn to Finn, nic dziwnego. Zaprosiłby ją na herbatę albo wino/wódkę/piwo/spirytus i jakoś by się rozkręciło, bo pewnie musiałaby mu powiedzieć, że już nikt nie mówi na nią Cole i tak dalej, i tak dalej...]

    Finn

    OdpowiedzUsuń
  32. [Biorąc pod uwagę, że pomysł był twój, zrobię dobry uczynek i odwdzięczę się początkiem.]

    Finn

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie żeby gardził obowiązkami pana domu, po prostu najzwyczajniej w świecie, zupełnie się do nich nie nadaje. Do tej pory jedynie wynajmował mieszkania, a kiedy coś się psuło, wzywał właściciela, który zajmował się usterką. Nie przyszło mu więc do głowy, że wraz z odziedziczeniem domu, odziedziczy też spróchniałe panele wymagające wymiany oraz dziurawy dach. Przez pierwsze tygodnie manewrował z wiadrem pomiędzy salonem, a najmniejszą sypialnią, zbierając topniejący śnieg z podłogi. Kiedy jednak pewnego ranka zastaje kanapę doszczętnie zmoczoną, postanawia zająć się zaniedbaniami poprzednich właścicieli. I choć najłatwiej byłoby zadzwonić po fachowca, decyduje się na wkład własny. W pobliskim sklepie kupuje potrzebne materiały, a kilka godzin później, po opróżnieniu połowy butelki wina, uznaje że czas najwyższy na odegranie roli majsterkowicza roku.
    Z narzędziami przewieszonymi przez pas, wdrapuje się na znalezioną w szopie drabinę i przez chwilę przygląda się ubytkom w dachu. Nie do końca wie, co robi, bo instrukcje w internecie dały mu jedynie pobieżne spojrzenie na poprawne sposoby naprawy takich uszkodzeń. Dochodzi do wniosku, że gorzej już być nie może i zabiera się do roboty. Coś przybija, coś wwierca, dwa razy prawie spada. Kończy z palcami tak przemarzniętymi, że ma problem z zejściem z drabiny. Spogląda w dół, a tam, ku jego zdziwieniu, stoi kobieta. Znajome rysy, chociaż poważniejsze, doroślejsze niż zapamiętał. Unosi zaskoczony brwi i podpierając się szczebli łokciem, ląduje na ganku w jednym kawałku.
    - Cole? - pyta, by upewnić się w swoim przypuszczeniu. Odkłada narzędzia na stolik, tuż obok przymarzniętej do blatu popielniczki, po czym przeczesuje zmierzwione przez wiatr włosy.
    Czuje uścisk w żołądku, bo nie spodziewał się spotkać tutaj nikogo, kto mógłby go kojarzyć. Uciekanie ma to do siebie, że rozpoznanie mogłoby okazać się katastrofą. Bierze głęboki oddech i próbuje odczytać z twarzy kobiety czy ona również wie z kim ma do czynienia.
    [Marnie wyszło... może to kwestia godziny, o której zabieram się za takie zajęcia. Wybacz, poprawię się.]

    Finn Rowe

    OdpowiedzUsuń
  34. Zamyślił się chwilę. Ta dziwna kobieta, proponowała mu albo w dośc pokrętny sposób randkę, albo chciała mu tylko wynając pokój. Ze skrajności w skrajność. Mimo wszystko, obie te propozycje wydawały mu się ciekawe. Coś w tej pannie było ciekawego, coś tajemniczego, co sprawiało, ze chciało się ją poznać lepiej. Parsknął, kiedy usłyszał o tym łajdaczeniu się. Znał siebie i swoje zdolności, których mimo wszystko dawno nie wykorzystywał, więc spodziewał się, że nie będzie miał zbyt daleko do tego łajdaczenia. Zmarszczył brwi i pokręcił lekko głową, uświadamiając sobie o czym tak na prawdę myśli. Bez sensu. Obiecywał sobie, że już taki nie będzie. Po co inni mają cierpieć przez jego nagłe pragnienie bycia z kimś, bez względu na to czy ten ktoś jest zdrowy, chory, żonaty czy niezonaty?
    - Właściwie to czemu nie. Skoro mam mieć taką fajną gospodynie... Umesz robić kakao? Bo ja za cholere. Ale je lubię.
    Odstawił kubek i usiadł bliżej niej, by się lepiej przyjrzeć. Wyciągnął z kieszeni soczewkę do obiektywu i przetarł ją o kolano. Przyjrzał się jej przez szkło.
    - Pasują do ciebie ciepłe barwy. W zimnych wyglądasz jak królowa lodu, a nie wydaje mi się, być była zimna jak lód. Rzadko zmieniam zdanie. Ale może zrezygnuje z czerwieni. Tylko że teraz nie wiem jak cie ugryźć. Wcześniej wydawałaś się być bardziej... zwyczajna.

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  35. Czuje serce dziewczyny, obijające się o żebra niczym ptak o pręty klatki. Jej usta sprawiają, że zapominam o całym świecie i w moim mózgu coś się przestawia. Czuję się jakbym znalazł to, czego tak długo szukam. Tak po prostu. W mieście, które chciałem opuścić od razu po przyjeździe.
    Nagle Colette gwałtownie odrywa swoje usta od moich i cofa się, uderzając głową o drzwi. Jej twarz nadal pokrywa piękny rumieniec, jednak nie jest już wywołany tylko moim spojrzeniem. Tylko dlaczego ona mnie teraz przeprasza?
    Powoli wchodzę za speszoną Colette do jej domu. Dziewczyna od razu znika w głębi korytarza i zostawia mnie samego. Kładę gitarę na podłodze i ściągam przemoczone trampki, odsłaniając na światło dzienne dwie różne skarpetki. Czarną i białą. Różne jak ty i twoje oczy.
    Przechodzę przez mieszkanie w poszukiwaniu kuchni. Po drodze natykam się na schludnie urządzoną łazienkę i piękny salon. Nagle zauważam Cole opartą o bla kuchenny. Złociste włosy opadają na jej plecy, mieniąc się refleksami delikatnego zimowego słońca. Mam ochotę podejść do niej i zanurzyć warz w jej włosach. Zamiast tego pytam:
    - Wszystko okay? - i staję w progu. Nie idę dalej, nie chcąc naruszyć jej prywatności.

    ~A.

    OdpowiedzUsuń
  36. Bycie poetą niejako zobowiązuje go do posiadania wyostrzonej zdolności do obserwacji i dedukcji. W przeciwnym wypadku nie byłby w stanie rozgryzać świata, dzielić go na wersy, szorstko opracowywać. Nawet teraz, czując się artystą mniej niż kiedykolwiek, odnajduje w sobie ukryte pokłady zawodowej spostrzegawczości. Bystrym spojrzeniem lustruje młodą kobietę, a z każdą kolejną sekundą nabiera coraz więcej pewności, że oto ma przed sobą osobę przerażoną. Nie tak ją zapamiętał. Zapuściwszy się w dawno nieodwiedzane rejony własnego umysłu, przywołuje obraz roześmianej dziewczyny, przesiadującej z nim na rozpadającym się pomoście. Dorosła, to oczywiste. Coś jednak w tym dorastaniu wydaje się nienaturalnie, wręcz przytłaczające. Do sedna dochodzi, gdy zbliża się do niej o krok. Przestraszony wyraz twarzy rozpoczynał się i kończył w tym samym miejscu; w jej oczach. To one wywierają na Finnie tak piorunujące wrażenie.
    Nie odpowiada. Nie ma zamiaru potęgować napięcia ani wchodzić z buciorami w szczegóły bez wyraźnego zaproszenia. Zamiast tego, zmusza się do uśmiechu. Słaby, zmęczony i z pewnością nie zachwycający jak ten przed laty, jest szczytem jego możliwości w tych czasach. Coś jest jednak pokrzepiającego w tych uniesionych kącikach ust, nawet jeśli czuje się z nim nadzwyczaj nienaturalnie, jakby ktoś wsadził mu do ust kleszczyki, utrzymujące go w odpowiedniej pozycji.
    Skina głową w stronę drzwi wejściowych, po czym składa drabinę i kładzie ją na ziemi, tak by przypadkiem nie przewróciła się przy mocniejszym podmuchu wiatru. Narzędzia zostawia w sieni, tam też skopuje z nóg buty i odwiesza cienką kurtkę. Prowadzi kobietę do zaniedbanego wnętrza, samemu zachodząc jeszcze do kuchni, by wziąć stamtąd butelkę wina i dwa kieliszki. Jeszcze żadne musimy/możemy porozmawiać nie okazało się pogawędką o łowieniu ryb bądź haftowaniu, a alkohol w takich chwilach okazuje się zbawienny. Siada w wysłużonym fotelu, odkorkowuje tani trunek i nalewa im obojgu. Przesuwa jeden z kieliszków w stronę kobiety i dopiero wtedy ponownie na nią spogląda. Oblizuje spierzchnięte od mrozu wargi, smukłymi palcami obejmuje czule kruche szkło, po czym upija spory łyk wina.
    - Rozmawiajmy - mówi, zupełnie jakby dopiero teraz zdecydował się odpowiedzieć na jej pytanie, mimo że zdecydował o tym dużo wcześniej, kiedy jeszcze kąciki jego ust były uniesione. Wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i odpala jednego, cmokając specyficznie po pierwszym zaciągnięciu się dymem tytoniowym. Pewnych nawyków nie da się wyprzeć.
    [Miałam sobie wybrać bardziej ludzką porę, trzeba przyznać, że mój rozrzut czasowy powala na kolana. Trochę dramatu jej się przyda... on zresztą też nie jest już tym samym chłopakiem, co przed laty.]

    Finn Rowe

    OdpowiedzUsuń
  37. Uśmiechnął się, widząc jej minę. Miała w sobie coś nadzwyczajnego. I ten sekret go bardzo w niej pociągał. Wątpił by było to coś w stylu posiadania mapy skarbów. To było coś negatywnego, coś złego, coś przez co cierpiała. Ale ukrywała to bardzo dobrze.
    - Trzymam za słowo, że jest najlepsze. Przez hektolitry kawy, które w swoim życiu spożyłem, kofeina przestała na mnie działać tak jakbym sobie tego życzył, więc ograniczyłem ją do minimum, z nadzieją, że może organizm się odzwyczai i znów zacznie działać. Zastępuję ją kakaem i herbatą.
    Raz jeszcze przetarł soczewkę o spodnie. Spojrzał na szkło pod światło i zmarszczył zabawnie nos.
    - Gówno się porysowało. Pewnie wtedy kiedy żem się wpieprzył do tej rzeczki za domem.
    Podniósł się i podszeł do szafy. Wyciągnął z niej torbę i zaczął przeglądać znajdujące się tam, każda w oddzielnej przegródce, pudełka z soczewkami i filtrami. Miał ich całyzapas i kolekcję. Kilka z nich przestano już produkować, a że bardzo je lubił, specjalnie dla nich trzymał jeszcze stary obiektyw, do któego pasowały.
    Znalazł inną. Przyjrzał się jej pod światło i pokiwał głową, zgadzając się z własnym wyborem.
    - Tak, wydawałaś mi się taka... jak każda kobieta. Ciało, twarz, włosy, ubranie i spojrzeie, które może roztopić górę lodową. Ale ty masz cos jeszcze... I to mi się podoba.
    Spojrzał na nią i zaśmiał się, widząc jej minę.
    - Ale nie myśl sobie że to coś złego. To jest po prostu to "coś" co sprawia że jesteś bardziej wyjątkowa od innych.

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  38. [Mnie się podoba. Myślę, że szczegóły wyjdą już w trakcie.]

    Cholerna łopata, przeklęta zima i głupie drzewo. Tego dnia wszystko było złe, bo kto by chciał pracować na zewnątrz w takiej temperaturze? Przecież w tej sytuacji łopata bez żadnej zachęty przymarzała do rękawic i za nic żaden z tych przedmiotów nie chciał zakończyć tej jakże trwałej miłości. Szlag by je! Theodor załadował ostatnie kawałki drewna na wóz i wyruszył w drogę powrotną, modląc się, by samochód nie odmówił mu posłuszeństwa. To tak właściwie nie byłoby niczym zaskakującym, ponieważ przejmujący mróz działał nie tylko na ludzi.
    Jakimś cudem udało mu się dojechać do miasteczka, jednak wracać piechotą do domu nie miał najmniejszej ochoty. Z racji tego, że był już po pracy i nikt nie mógł mu zarzucić nieodpowiedzialności, wstąpił do baru. Uśmiechnięty od ucha do ucha dostarczył trochę drwa do kominka, dzięki czemu mógł liczyć na kilka darmowych kolejek. O tak, niektórzy wiedzieli jak się ustawić w życiu.
    Theodor wypił jeden kieliszek przy barze (tak na rozgrzanie, oczywiście), jednak z zamówionym piwem postanowił przenieść się w inną część lokalu. Najlepiej w jakiś ciemny kąt, żeby wszyscy zostawili go w spokoju, a on mógł się raczyć alkoholem. Uśmiechnął się do siebie na samą myśl, lecz ta mina dosyć szybko zniknęła z jego twarzy, gdyż spostrzegł, że ktoś zajął jego ulubione miejsce. Już miał zmienić kierunek trasy, gdy coś go tknęło i bardziej przyjrzał się "intruzowi".
    Nie wiedział jakim cudem utrzymał kufel w ręce. Nie spodziewał się tak szybkiego zderzenia ze swoją przygodą z przeszłości. Aż dziwne, że nie słyszał, iż kobieta pojawiła się w miasteczku. Chociaż ostatnimi czasy zaskakująco wiele przybyszy zjawiało się w tej małej dziurze na końcu świata.
    Po krótkiej bitwie myśli i zebraniu w sobie całej odwagi, jaką posiadał, ruszył w stronę dziewczyny, którą spotkał zaledwie kilka razy i to w szpitalu. Dziewczyny, która kojarzyła mu się jedynie z jednym - śmiercią ukochanej.
    - Hej - powiedział cicho, wbijając w nią spojrzenie. - Pamiętasz mnie?

    Theodor

    OdpowiedzUsuń
  39. - Nie uważam by to było śmieszne. - fuknął. - Ktoś bezczelnie wykopał ten rów z tą rzeczułką bym do niej wlazł. Prawa grawitacji działają świetnie. Chociaż poza rzeczką, zaliczyłej jeszcze ze dwie zaspy, dziurę, kilka drzew i... a tak... i takie wzgórze, z którego się stoczyłem. Wpadłem na genialny pomysł by połazić po lesie. Chyba jednak jestem zwierzęciem bardziej miejskim.
    Wrócił na miejsce i przyjrzał się jej przez drugi filtr.
    - A u ciebie można trzymać zwierzeta? Mam jedno...
    Przechylił głowę w bok, bo coś się w niej zmieniło. dla kogoś tak doświadczonego, kto z racji pracy, czytał dużo o psychice ludzkiej, taka zmiana była czymś co dostrzegał bez problemu. POchylił się do przodu i zajrzał pod kanapę. Chwilę grzebał tam, aż wyciągnął nic innego jak tylko żółwia.
    - To Rambo. Mój żółw. Zwykle jest dość agresywny i taki bardzo nerwowy, ale w towarzystwie pięknych kobiet uspokaja się.
    Położył go obok niej na kanapie. Gad wystawił powli łeb i rozejrzał się, oceniając nowe miejsce dyslokacji. Wysunął łapy i zaczął się przesuwać w jej kierunku.
    - Widzisz? Już cie lubi. Ale wiesz... nie przywykłem do tego by robić i myśleć tak jak każą mi inni, więc... daruj sobie i pozwól mi ocenić czy coś czy ktoś jest dla mnnie ciekawy czy nie.

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  40. Boję się oddychać. Odnoszę wrażenie, że nieważne co zrobię, będzie błędem. Olbrzymim i niewybaczalnym błędem, który wszystko zniszczy. Jednak mimo to moje dłonie nadal pamiętają fakturę jej delikatnej skóry, usta ciepło jej warg i chcę więcej. Mam ochotę przestać myśleć, podejść do niej i ponownie pocałować. Pozwolić, aby wszystko wokół stało się niepotrzebne, nieistotne, sprawić, aby na jej twarzy znów pojawił się ten cudowny rumieniec. Dlaczego to nie może być takie proste?
    Staram się wypchnąć te myśli z głowy, skupić się na tym czego chce się napić, gdzie będę spał, co muszę zrobić w najbliższym czasie, choć nie potrafię. Mój umysł nadal wypełniają myśli o niej, pocałunku, o tym, że po raz pierwszy w życiu czuję się... chciany.
    - Kubek kawy, jeśli można - mówię, starając się, aby mój głos przybrał jak najbardziej pogodny i miły ton.
    Dziewczyna uśmiecha się delikatnie, odwraca się i sięga do szafki po paczkę kawy, jakąś herbatę i dwa kubki. Następnie wsypuje to do naczyń i zalewa wrzątkiem.
    Po chwili dostaję kubek, parującego napoju. Ceramiczne ścianki przepuszczają ciepło, ogrzewając moje zmarznięte dłonie.
    Siadamy przy stoliku obok okna, za którym widnieje las i zaspy śniegu. Jak ja się cieszę, że jestem teraz w tak ciepłym i przyjemnym miejscu.
    Rozmowa powstaje sama. Rodzi z milczenia, które nie jest w żaden sposób uciążliwe i zobowiązujące. Jest wynikiem lat ciszy i braku zrozumienia, które nareszcie nadeszło. Wdychane z każdym wdechem, pochłaniane z każdym łykiem, słyszane z każdym słowem. Rozmawiamy o wszystkim, a za razem o niczym. Perlisty śmiech dziewczyny odbija się od ścian i pojawia się chęć zatrzymania tej chwili. Sprawienia, by stała się naszym wspólnym i wiecznym wspomnieniem.

    ~A.

    OdpowiedzUsuń
  41. - No być może. Tylko uważaj na tego wariata. Może być na prawdę groźny. - ostrzegł, kiedy zdecdowała się na dotknięcie żółwia. Dostał go kiedyś w prezencie i mimo, że bardzo chciał zapomnieć o osobie, która go obdarowała, nie mogł tak po prostu pozbyć się tego zwierzaka. Na początku chciał poczekać aż po prostu zdechnie ale potem się okazało, że taki żółw może żyć bardzo długo, więc byli od tej pory na siebie skazani. Wieczny chłopiec i jego żółw morderca.
    Sluchał jej uważnie, jak miał w zwyczaju.Tego też już zdązył się nauczyć. Słuchać i nie spieszyć się. To nic go nie kosztowało. Problem mógł polegać tylko na tym, że jeśli poświęci się komuś wystarczająco dużo czasu i wystarczająco dobrze się go wysłucha, można uznać że nie jest już taki ciekawy jak na początku. I co wtedy? Są trzy wyjścia, porzucić, wziąć ślub albo pozostać przyjaciółmi. Każde z rozwiązań iało swoje wady i zalety. Dante wychodził z założenia, że nie chce by na świecie istniał ktoś, kto go pozna tak dogłębnie jak sam tylko siebie zna, bo wtedy przestanie być się taki tajemniczy. Matka nie raz powtarzała mu, że niebezpiecznie jest zdradzac komuś wszystkie swoje sekrety, ale bardziej niebezpiecznie jest trzymać je tylko dla siebie i dręczyć się samemu.
    - Ale zdajesz sobie sprawę, że nie możesz do końca życia obwiniać się o to, że nic nie mogłaś zrobić, nie? To byłoby trochę bez sensu. Jesteś ładna, młoda, zabawna i lubią cie żółwie. Ale to nie jest to co w tobie siedzi. To coś jest bardziej kolorowe. Tym smutkiem i zlością tylko to maskujesz. Wiesz, nie żebym się na tym znał. Też nie miałem w życiu łatwo, bo moja matka była dziwką i to ponoć całkiem niezłą. Spośród swoich licznych ciąż nie wyskrobała akurat mnie, więc mogę uznać że mam szczęście. Ty też masz szczęście, bo żyjesz.
    Wyciągnął się na kanapie. Zawołał do żółwia, ale sztuczka wciąż wymagała ćwiczeń, bo nawet nie spojrzał w jego kierunku.
    - Rambo jest tobą zbyt zaoferowany. Ćwicze z nim przyoszenie kapci, choć ich nie używam i atakowanie włamywaczy. Jak już się rozchmurzysz, to możesz wejść w rolę włamywacza i zobaczymy czy się rzuci czy nie. Sam jestem ciekaw.

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  42. Nawet nie zauważam momentu, w którym zapada zmrok. Skupiam się na rozmowie, Colette, jej ustach, twarzy, oczach. Coraz częściej przyłapuję się na powracaniu myślami do porannego pocałunku i o tym, że chciałbym go powtórzyć.
    Gdy Colette proponuje coś do jedzenia, bez wahania zgadzam się, dopiero teraz czując głód. Makaron pesto brzmi nieźle, a żołądek domaga się pożywienia, więc brak mięsa mnie nie zniechęca. Wręcz przeciwnie, ciekawi.
    Wstaję z krzesła i odnoszę kubki do kuchni. W tym czasie Cole wychodzi gdzieś, by po chwili przyjść z dwoma śnieżnobiałymi ręcznikami.
    — Na pewno jesteś zmęczony i zmarznięty — stwierdza z delikatnym uśmiechem. — Na końcu korytarza jest łazienka. Możesz wziąć prysznic albo kąpiel, jak wolisz. Zagrzejesz się, odpoczniesz.
    Odwzajemniam jej uśmiech i biorę ręczniki. Nasze spojrzenia spotykają się na moment, a twarz dziewczyny znowu pokrywa się rumieńcem.
    Odrzucam od siebie myśl ponownego pocałowania jej. Nie chcę żeby przeze mnie czuła się zraniona.
    Colette idzie do kuchni przygotować coś do jedzenia, a ja udaję się do łazienki. Z plecaka wyjmuję luźną koszulkę i bokserki, a następnie wchodzę do wskazanego przez Cole pomieszczenia. Odkładam rzeczy i, po rozebraniu się, wchodzę do wanny. Szybki prysznic wystarcza, aby zmyć z siebie wątpliwości. Nareszcie wiem, o co mi chodzi.

    ~Alex

    OdpowiedzUsuń
  43. Orzeźwiający prysznic pozwala mi uporządkować i wyjaśnić wszystkie niejasne myśli. Wreszcie wszystko rozumiem.
    Po wyjściu z łazienki idę za głosem Cole na górę. Trafiam do pięknie urządzonej sypialni, w której czeka świeżo zasłane łóżko, dzbanek wody oraz kilka książek. W powietrzu unosi się zapach wody różanej oraz czegoś jeszcze, jednak nie potrafię określić jaka to woń.
    - Możesz zostawić tutaj swoje rzeczy. Pokój jest do twojej dyspozycji tak długo, jak jak tylko będziesz potrzebował - słyszę cichy głos dziewczyny. Odkładam mój bagaż i podchodzę do stojącej przy oknie Colette. Za nią rozpościera się piękny widok na ostatnie tego dnia przebłyski słońca.
    Dziewczyna odwraca się do mnie uśmiechnięta ciepło, lecz nadal nieśmiało. Jakbym zawstydzał ją samym swoim istnieniem.
    Czuję, że chce ją ponownie pocałować. Otulić wątłe ramiona i stać się kimś więcej niż tymczasowym współlokatorem. Potrzebuję tego, bo dzięki niej po raz pierwszy od wielu lat czuję się jakbym gdzieś przynależał, jakbym miał swoje miejsce na tym świecie. Czuję się... chciany.
    Colette ściera dłonią kropelkę wody spływającą po mojej szyi. Jej skóra jest ciepła i delikatna, jak sama dziewczyna. Aż boję się patrzeć w obawie, że zniknie.
    Dziewczyna ponownie odwraca się do okna. Światło dopiero wzeszłego księżyca tworzy wokół jej głowy srebrzystą aureolę, sprawiając, że wygląda niczym anioł, który spadł z nieba specjalnie dla mnie.
    - Z tego okna pięknie widać księżyc. A parapet jest bardzo wygodny, zdarzało mi się przesiadywać na nim godzinami i oglądać pełnie - szepce Cole, a ja wyobrażam sobie tę scenę. Colette siedzącą na tym parapecie z kubkiem parującej herbaty w ręku z wzrokiem utkwionym w pełny księżyc. Jak dziś.
    Podchodzę jeszcze bliżej i przytulam ją. Dziewczyna odwraca się, a ja łączę nasze usta w pocałunku, odrzucając wszystkie myśli o tym co będzie potem. Później się nad tym zastanowię.

    [Wena o 1 to miła rzecz, jednak jest trochę nieokrzesana i czasami zbyt wylewna. Ale cóż. Wena to wena. Nie należy marudzić, bo sobie pójdzie.]

    ~Alex

    OdpowiedzUsuń
  44. Powoli wypuszczam dziewczynę z moich objęć. Jej policzki pokryte są rumieńcami, a oczy błyszczą się iskierkami radości.
    - Jesteś głodny? - słowa dziewczyny przypominają mi o kolacji, która właśnie się rozgotowuje, sądząc po czasie jaki spędziliśmy w tym pokoju, jednak zamiast iść ją zjeść, Cole staje na palcach i składa na moich ustach pocałunek delikatny niczym motyle skrzydła.
    - Sądzę, że makaron się już rozgotował - mówię, uśmiechając się do niej.
    Colette odwzajemnia mój uśmiech i po chwili schodzimy na dół, trzymając się za ręce. Nasze bose stopy plaskają o parkiet, gdy wchodzimy do kuchni. Dopiero tam puszczamy nasze dłonie. Cole, aby wyciągnąć pesto z lodówki, a ja, żeby uratować rozgotowany makaron.
    Gdy wszystko jest już na talerzach, siadamy przy tym samym stoliku, który był niemym świadkiem naszej rozmowy. Za oknem panuje ciemność, jednak zapalone przez dziewczynę świeczki rozświetlają mrok.
    Powoli jemy rozgotowany makaron, śmiejąc się z pryskającego sosu i nitek spaghetti, ciągnących się w nieskończoność.
    ~*~
    W nocy staram się zasnąć. Zegarek w telefonie wskazuje 2:45, jednak bezsenność spowodowana zbyt częstymi zmianami stref czasowych, nie pozwala mi na pogrążenie się w beztroskim śnie. Dodatkowo to okropne zimno przeciskające się przez ściany domu i grubą pościel. Wiem, że nie dam rady zasnąć.
    Wstaję z łóżka i wychodzę z pokoju. Staram się być jak najciszej, więc nie zamykam drzwi, gdy udaję się do drugiego pokoju, przylegającego do tego korytarza.
    Colette śpi, gdy kładę się do jej łóżka. Podobno dobrym lekiem na bezsenność jest ciepło drugiej osoby, jednak nie dlatego tutaj jestem. Nieodparta chęć ponownego dotyku przywiodła mnie do tego pokoju i dlatego teraz wchodzę pod kołdrę, okrywającą łóżko dziewczyny i przytulam się do jej pleców. Na reszcie ogarnia mnie senność.

    [Proszę... nie bij...]

    ~Alex

    OdpowiedzUsuń
  45. Budzę się dopiero, gdy usta dziewczyny dotykają mojej szyi. Powoli otwieram oczy i przeciągam się niczym kot, leżąc obok Colette. Jej skóra dotykająca mojej, jej plecy przyciśnięte do mojego brzucha. Mam wrażenie, że to tylko sen i zaraz się obudzę w starym irlandzkim domu, znowu jako piętnastolatek, który musi iść do szkoły, a piękna dziewczyna leżąca obok mnie zniknie.
    - Hej, piękna - mówię, uśmiechając się do niej. Oblicze dziewczyny pokrywa się rumieńcem, gdy odwzajemnia mi uśmiech. Przysuwam się bliżej. Colette odwraca się do mnie i patrzy mi prosto w oczy. Jej twarz, skąpana w blasku porannego słońca, wydaje się być jeszcze piękniejsza niż wieczorem. Delikatnie odgarniam kosmyk jej włosów i zakładam go za ucho. Nie chcę wstawać.
    Gdy nasze usta znów łączą się w pocałunku, przestaję myśleć. Wszystko, co do tej pory sądziłem, okazało się być cudowną fikcja, bo nie budzę się na podłodze w Irlandii. Jestem tutaj, a ona nie zniknie. Mam nadzieję, że nie.
    W moim brzuchu odzywa się głód. W tym wypadku moje ciało myśli za mnie, jednak staram się go ignorować jeszcze przez chwilę. Naprawdę nie chcę jeszcze wstawać.

    [Przepraszam, że tak krótko...]

    ~Alex

    OdpowiedzUsuń
  46. - Wtedy nie wiedziałbym, jak wyglądasz, gdy śpisz - mówię, uśmiechając się do Ciebie. - Chodź. Trzeba wstawać.
    Wychodzę spod kołdry i wzdrygam się z zimna, a Ty śmiejesz się w najlepsze. Jednak nie jest już tak przyjemnie, gdy zrywam z Ciebie kołderkę, choć Twój perlisty śmiech nadal rozbrzmiewa w pomieszczeniu.
    Biorę Cię na ręce i niosę przez dom, a Ty tulisz się do mojej szyi. Gdy docieramy do kuchni, stawiam Cię na podłodze i łączę nasze usta w pocałunku.
    Twoje dłonie dotykają mojego torsu, gdy stajesz na palcach, sięgając moich ust. Mógłbym nie jeść śniadań, byle by tak zaczynał się każdy mój poranek.

    [Przepraszam, że jeszcze krócej niż ostatnio, jednak nie miałam pomysłu na śniadanie...]
    ~Alex

    OdpowiedzUsuń
  47. - Może najpierw zakupy - mówię, podchodząc do Ciebie. Policzki masz zarumienione, a cała Twoja skóra pokryta jest gęsią skórką.
    Chwytam Twoją dłoń, gdy znów idziemy na górę. Ty do swoich rzeczy, ja wygrzebać z plecaka coś sensownego do ubrania. Jeśli kiedyś znajdę miejsce zamieszkania i porządną pracę, będę musiał powiększyć ilość moich ubrań.
    Spotykamy się przy drzwiach. Ja w moim czarnym płaszczu i trampkach, a Ty w pięknym płaszczyku, podkreślającym idealną sylwetkę i cudowny odcień Twojej skóry.
    Wychodzimy z domu, trzymając się za ręce. Twoja drobna i chłodna dłoń, grzeje się w mojej, gdy dokładnie zamykasz drzwi. Wiatr rozwiewa Twoje piękne blond włosy, a ja znów czuję, że zaraz Cię stracę. Czy słusznie?
    Powoli idziemy przez ulice, ogrzewając siebie wzajemnie. Miasto pokryte jest śniegiem i lodem, a potworne zimno, sprawia, że jedyne czego chcę, to wrócić do chwili, gdy leżeliśmy razem w łóżku.
    - Nie myślałaś kiedyś, żeby stąd wyjechać do jakiejś cieplejszej okolicy? - mówię, uśmiechając się jak głupi na wspomnienie swojego pobytu w Hiszpanii. - Niekoniecznie na stałe, ale tak na kilka dni. Dla odpoczynku.

    ~Alex

    OdpowiedzUsuń
  48. Spływa wartko po przygarbionym korpusie, prześlizguje się po jędrności pośladków i skrapla tuż przy wklęsłości bioder, przyjemnie łaskocząc. Rozkoszną, ciepłą falą rozpływa się wzdłuż zmarnowanych członków i wszerz każdej innej płaszczyzny skóry, wypalając ją na żywy, rumiano-zdrowy kolor. Zachodzi swym gorącem dalej, głębiej – pod cienki naskórek, rozgrzewając spięte do granic możliwości mięśnie. Wraz z płynnym szczęściem roznosi za sobą i ze sobą odświeżający aromat żelu do kąpieli z kojącą nutą aloesu. Nawilża smagło-kwitnącą powłokę ciała, pielęgnując je z należytą pieczołowitością. Woda to jego jedyny sprzymierzeniec tego dnia, bo cała reszta bardziej żywych i zdecydowanie zbyt zidiociałych istot – przyjezdnych – gra mu na nerwach już od rana.
    Są pewne reguły, których należy przestrzegać. Na ten przykład nie pakować się pod rozpędzone płozy jak ostatni buc. Nie wiedząc czemu ludzie spoza Mount Cartier pozostawali święcie przekonani o tym, że skoro Declan prowadzi psi zaprzęg, gdzie prym wiodą w nim zwierzęta, a nie charczący, zdezelowany silnik jeepa, można włazić mu w paradę. Bo przecież prowadząc śnieżnym pojazdem nie wpadnie w poślizg. No i jasne, z tak zgranym stadem i doświadczonym liderem jakim był Beli ciężko było wypaść z drogi, ale przecież istniały inne czynniki, dla których pod żadnym pozorem nie powinno się torować drogi. To, co irytowało McCaina bardziej niż krótkowzroczność przyjezdnych to niesamowity brak zrozumienia dla zwierzaków.
    Skręt był gwałtowny, a szarpnięcie popręgiem najbardziej uderzyło w ekipę z tyłu zaprzęgu. Przyjmując na siebie największy ciężar, nie tylko sań, ale również siły dośrodkowej, jeden z Wheel’ów aż zgubił rytm, niemal przypłacając to utratą równowagi. Właśnie dlatego maszerowie tak nie znosili tych wielkomiejskich kretynów.
    — Wyluzuj, McCain… — szepce do siebie uspokajająco, starając się zmyć z siebie nie tylko brud dnia, ale również negatywne emocje, jakie po paru godzinach od powrotu do domu wciąż się go trzymały. Powinien nauczyć się kontrolować rozjuszone czarty napięcia i niepokoju, ale nie do końca mu to wychodziło, gdy stawał w obronie niewinnych niczemu zwierząt, a już szczególnie tych, które znał i z którymi od lat sympatyzował. Wprawdzie Beli i Danu, jemu najbliższe psiaki, wyszły z akcji cało, ale...
    — Szlag! — myśli zostają nieoczekiwanie rozmącone, gdy rozlega się głośne pukanie do drzwi. Declan wzburzony wyskakuje spod prysznica, a jedynym bogatszym gestem przed wyjściem z łazienki, na jaki go teraz stać, jest przewieszenie sobie luźno ręcznika przez biodra. Mokry i wkurzony otwiera drzwi, natrafiając spojrzeniem na... przyjezdną, kurde! Szczęście sprzyja mu dzisiaj na opak. Przynosi wszystko to, czego chce najmniej. I normalnie pewnie trzasnąłby jej dębową płaszczyzną przed nosem, sygnalizując brak jakiegokolwiek zainteresowania obecnością bezmyślnej kobiety, gdyby nie fakt, że na zewnątrz panuje zamieć.
    Okrucieństwo nie leży w jego naturze, złośliwość już prędzej, ale ta nie uprawnia go do pozostawiania biednej, zziębniętej dziewczyny na werandzie, więc… w trosce o jej zdrowie, ale również o jego własne (w końcu wiatr pakuje mu się z północnymi, zimnymi „buciorami” do mieszkania, owiewając bezlitośnie jego nagą klatkę piersiową), wciąga ją bez ostrzeżenia do wnętrza domu, zaraz też zatrzaskując za nią dębowe wrota do swojego małego, drewnianego zacisza. Oczywiście nie obyło się bez zainteresowania ze strony psiaków. Widząc nieznanego gościa pierwszy z legowiska ruszył samiec alfa — Beli. Ta terytorialna bestia obtoczyła iście myśliwsko pannę, obwąchała ją z każdej strony, by ostatecznie przystanąć ostrożnie nieopodal nogi Declana. Z pyskiem przegiętym lekko w bok i chłodnym spojrzeniem skierowanym na intruza, Beli wyglądał groźnie, jakby poprzez podejrzliwe obserwowanie kobieciny chciał powiedzieć nie więcej i nie mniej niż: „On jest mój, znajdź sobie innego Pana!”. Grzeczna i cicha Danu podniosła jedynie łeb z kocyka, biorąc wszystkich na dystans. Miała lepsze rzeczy do roboty, niż wciskanie się między kochanego właściciela, a niewiadomą X.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Beli, siad…
      Musiał to powiedzieć. Jeszcze chwila, a niezdyscyplinowany żadną komendą psiak zacząłby swoją szczekającą pieśń ku Duchowi Zaniepokojonych Zwierząt. Tymczasem sam właściciel był nieco mniej powściągliwy w zachowaniu i słowach od posłusznego husky’ego, który właśnie przycapnął lekko na deskach. Tak właściwie to McCain w ogóle nie mógł się pochwalić cierpliwością wobec obcych.
      — Słyszałaś o Yettim? To totalne bzdury. To tylko bezmyślni turyści błąkają się w śnieżycy w górach, czy bóg wie gdzie jeszcze. Jeden drugiego zobaczy przez zamieć, któryś wróci, a któryś zostanie. I potem gubi się bezmyślnie, a ten drugi mówi, że to Yetti zżarł go po całości. Tak właśnie rozchodzą się bajki dla przygłupich...
      Jeśli jeszcze ma jakieś złudzenia co do uprzejmości Declana, to lepiej żeby się ich wyzbyła. Właśnie wytyka jej wałęsanie się po mieście na czas burzy śnieżnej i zakłada, że jest tak samo głupia jak Ci ludzie z opowieści, więc grzeczności w nim tyle, co w słoniu subtelności.

      I. Przepraszam za to przeokropnie długie oczekiwanie.
      II. Możesz śmiało skrócić odpis, tak żeby się chociaż w jednym komentarzu zmieścił.
      III. Rany, ale Ty masz teraz piękne zdjęcie w KP!


      Declan

      Usuń