A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Szmaciany jamnik w kratkę

Maya Foster

24 lata wytwórca zabawek niebanalnych FC: Vanessa Marano

Zmęczona maleńkim Mount Cartier wymarzyła sobie studia w wielkim mieście. Udało jej się wyjechać i zakosztować całkiem innego życia. Szybko jednak zrozumiała, że to nie jest coś, czego pragnęła. Wielkomiejska rzeczywistość otworzyła przed nią wiele możliwości, ale ich koszt okazał się zbyt wielki. Brutalność tamtego świata pozostawiła na niej wyraźny ślad. Była częścią rodzinnego miasteczka i zrozumiała to dopiero, gdy ponownie stanęła w progu maleńkiego domku. Zrzuciła walizki i uśmiechnęła się tak, jak nie uśmiechała się przez ostatnie kilka lat. Tam była anonimowa, samotna, ginęła gdzieś w tłumie wiecznie spóźnionych ludzi. Tutaj jest kimś więcej. Kimś, kto czuje się doceniany. Z każdej strony dociera do niej szczere ciepło. Zaczęła więc na nowo odkrywać urokliwe uliczki i raz na zawsze porzuciła marzenia o wielkiej karierze dziennikarskiej. To nie była jej droga. Milczy tajemniczo, gdy ktoś zapyta o jej życie na studiach.
Wciąż próbuje odbudować dawne znajomości, odnaleźć się w osobistym chaosie, który zastała po powrocie, uporządkować siebie samą. Chowa się za firanką i skulona na parapecie rozmyśla. Powróciła do dawnej pasji, jaką było własnoręczne tworzenie zabawek. To zajęcie sprawia jej prawdziwą przyjemność. Jest czymś więcej, niż zwykła praca. To ważna część niej samej, bez której czuje się niepełna. Jej zabawki nie są drogie. Maya żyje bardzo skromnie, ale nie potrzebuje niczego więcej. Czy może być coś bardziej satysfakcjonującego niż uśmiech na twarzy dziecka?

****
Cześć!
Spełniamy wątkowe marzenia.
Oddam Mayę chętnie w jakieś ciepłe lapki, bo te majkowe wiecznie zmarznięte.

24 komentarze:

  1. [Cieszę się, że jednak zdecydowałaś się na własną postać, bo Maya jest na swój sposób bardzo urocza. Witam i baw się tu najlepiej i jak najdłużej! :D]

    Mike Havoc

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dobry wieczór! Kochajmy spokojne postacie <3 Zapraszam do siebie, może nawet jakąś znajomość odbudujemy ;)]

    Linc

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jak najbardziej możemy zrobić z nich sąsiadów, którzy znali się od dawien dawna i w ogóle mieli dobre układy, a to oznaczałoby, że Linc nawet przyjdzie się przywitać i pomachać szuflą. A to pierwsze się bardzo rzadko zdarza! :D]

    Linc

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam serdecznie wśród nas i życzę udanej zabawy na blogu! :)
    Widzę, że Maya ma tę samą przypadłość co ja - wiecznie zimne ręce :D Dobrze jest mieć kogoś, kto je ogrzeje, więc mam nadzieję, że kobieta kogoś takiego znajdzie ;)]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dzień dobry! Ojej ta pani jest megaśna i w ogóle ten zawód. Mam słabość do zabawek, a jeśli jeszcze ktoś je tworzy to już w ogóle odlot :) Pani jest strasznie słodka, czytałam jej kartę dzisiaj przed wyjściem do pracy i powiem ci - rozczuliła mnie.
    Co powiesz na to, żeby Logan wpadał tam czasem do niej i karmił ją ciastkami, pomagając przy pracy (w sumie bardziej psując to, co biedna Maya wytworzy taki z niego człowiek...)? Może nawet zrobić jakąś akcję, że podczas jakiejś akcji charytatywnej w szkole będą razem współpracowali: kiedy kupisz zabawkę Mayi dostaniesz pudełko ciastek xD
    Co ty na to? :)
    W razie co, jeszcze zapraszam do Ethana. Też jest miły.]

    Logan/Ethan

    OdpowiedzUsuń
  6. [Dlaczego uśmiech na twarzy dziecka? Felka dzieckiem nie jest, ale bardzo chętnie będzie stałym klientem :D]

    Ophelia Wood

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ojej, cieszę się, że Hattie się spodobała :) Niestety, na razie wątku muszę odmówić, bo mam już dłuuugą kolejkę, ale jak tylko trochę mi ich poodpada, to wtedy możemy nad czymś pomyśleć :)]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć! Uroczą masz panienkę! :3 A i owszem, uda nam się coś wymyślić, ba nawet bardzo miłego! :)]

    Harry/Adam

    OdpowiedzUsuń
  9. [Mogli się poznać w pierwszym miesiącu jego pobytu w miasteczku. Np jej psiak się zerwał i dobiegł do Majki nie dając jej spokoju, wiem może to takie banalne, ale czasem takie banały są lepsze niż jakieś wygórowane pomysły. Od razu mogła się zawiązać między nimi gruba nić porozumienia, która była coraz bardziej grubsza, a teraz po roku znajomości traktują się jak rodzeństwo. Harry może nawet za bardzo będzie się o nią troszczył, ale w sumie póki jeszcze może to będzie to robił aż do upadłego.
    Hmm...jeśli Ci to spasuje to wątek możemy zacząć od tego, że gdy Harry będzie wracał z pracy np zasłabnie bo już rano nie czuł się najlepiej i Majka go znajdzie, weźmie do siebie, zaopiekuje się nim, ten się jej potem czymś odwdzięczy :D]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Choroba to ludzka rzecz, więc Harry się z nią nie kryje, więc Majka jak najbardziej wie o jego chorobie :D Kto zaczyna? :3]

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam serdecznie w Nowym Roku! Bardzo dziękuję za tak przemiłe słowa. Czytając je od razu robi się cieplej na serduchu. Sto pięćdziesiąt sześć? W końcu małe też jest piękne!
    Wątek? Jak najbardziej. Może zrobimy z naszych bohaterek...przyjaciółki? W końcu różnica wieku nie wyklucza takiej relacji, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ona jest wesoła, jakie to miłe. Harvey to jest taki wpół tatuś, bo od dwóch lat syna szuka i znaleźć nie może, więc niestety jego wesołość, choć była wielka, przyćmiona jest teraz trochę. W każdym razie, dziękuję za słowa powitania i myślę sobie, że może uda mi się wymyślić jakieś powiązanie... cóż, jeśli oboje pochodzą z Mount Cartier, co Ty na to, żeby Harvey opiekował się Mayą, kiedy ta była dzieckiem? Zawsze lubił dzieci, więc nic dziwnego, że chciałby sobie w ten sposób dorobić. Teraz, już po latach, widzą się ponownie, tyle że ona jest dorosła, on po swoich dramatach - są zupełnie innymi ludźmi. Swoją drogą, przez to mój pan mógłby czuć się śmiesznie niezręcznie, bo dziwnie rozmawiać o życiowych sprawach z kimś, kogo kiedyś brało się na sanki. Co Ty na to?]/Harvey

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzisiejszego dnia było wyjątkowo mroźnie, a Harry siedział w szkole sprawdzając masę zaległych sprawdzianów i kartkówek. Źle się czuł ja tamtego dnia, jednak sądził, że mu przejdzie. Często bywał osłabiony, więc przestało to robić na nim wrażenia, brał leki i to pomagało. Jednak tym razem było zupełnie inaczej. Zdecydował, że weźmie sobie kilka dni wolnego, by wypocząć, nie mógł się zbytnio przemęczać, to by było skrajnie nieodpowiedzialne, poza tym chciał jeszcze trochę pożyć, więc musiał znać umiar. Pił już trzeci z kolei kubek gorącej, malinowej herbaty, a na jego ramionach spoczywał gruby puchowy koc. W klasie było zimno, a jemu przeziębienie nie było do niczego potrzebne, jeszcze tego by brakowało. Pogodził się z tym, że pewnego dnia może go zabraknąć, nie załamywał się, żył dalej tak jak przed chorobą. Taki jego los, każdy ma swój scenariusz napisany przez życie, a on właśnie został obsadzony w tej mniej przyjemnej roli. Na kogoś w końcu musiało paść. Wziął głęboki wdech czując, że ból głowy jeszcze bardziej się nasila. Jednak bolało go to, że nawet przed śmiercią nie będzie miał szansy spotkać się z córeczką, którą tak cholernie kochał. Z dnia na dzień docierało do niego jak ogromną i perfidną suką była Leslie. Zamydliła mu oczy, wykorzystała i zostawiła. Tacy ludzie nie powinni mieć prawa bytu na tej ziemi. W końcu wsadził resztę niesprawdzonych kartek do swojej torby twierdząc, że dokończy to w domu. Wstał leniwie z krzesła koc odłożył do biurka, po czym ubrał na siebie grubą kurtkę, pod szyją zawiązał szczelnie szalik, a na głowę założył czapę. Żałował, że musiał akurat w te okropne mrozy zgubić rękawiczki. Westchnął ciężko wychodząc z placówki. Schował ręce do kieszeni kurtki. Już zaledwie po paru minutach było mu cholernie zimno.
    W połowie drogi do domu zaczęło mu się kręcić w głowie oraz pojawił się ból kręgosłupa promieniujący po całym ciele. Z każdą minutą czuł się coraz bardziej słaby, a każdy kolejny krok okazywał się trudniejszy. Ciemniało mu przed oczami aż stracił orientację.
    Słyszał, że nagle ktoś się obok niego znalazł. Nawet wiedział czyj to głos ale był już tak osłabiony, że nie miał siły mówić, a co dopiero stać na nogach. Oparł się o Majkę starając się nie odlecieć, jednak potem zupełnie nie wiedział co się działo.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  14. [Mam sporą tendencję do mylenia imion, wybacz xd]

    Harry słyszał jakieś dźwięki, jednak to wszystko wydawało mu się takie odległe. Dryfował gdzieś w otchłani pogrążony w zupełnej ciemności. Jednak po dłuższym czasie powieki mężczyzny lekko drgnęły ku górze, poruszył się niespokojnie. Czuł cholerną suchość w ustach oraz nadal coś blokowało mu pełny dostęp powrotu do rzeczywistości, jednak w końcu się udało.
    Co prawda widział jak przez mgłę i minęło trochę czasu nim poznał, gdzie jest. Czuł się taki słaby, ruch najmniejszym palcem sprawiał mu kłopot i pozbawiał resztek sił.
    - Maya? – wyszeptał przekręcając powoli głowę na bok, by odszukać ją wzrokiem. Płakała. Zrozumiał, że to ona musiała go znaleźć, gdyż nie pamiętał niczego po tym jak zasłabł na drodze. Wystraszył ją, nie chciał tego, naprawdę. Dbał o siebie, ale już nic nie mógł na to poradzić, że jego organizm momentami sam słabnie niezależnie od tego jak bardzo, by się starał aby do tego nie doszło. Nadal lekko chłodną dłonią dotknął jej mokrego od łez policzka. – Nie płacz – wydukał słabo. Nie chciał, by płakała z jego powodu. – Maleńka, spokojnie, już jestem…
    Wziął głęboki wdech i wyraźnie się skrzywił, gdy zaczął boleć go kręgosłup. Cierpienie się nasilało, a Harry był taki bezradny, mógł jedynie twardo zaciskać zęby udając, że daje rade, ale prawda była taka, że ten uśmiechnięty pełen optymizmu człowieczek powoli się łamał, powoli nie dawał rady. Jego oddech stał się cięży, a rytm serca przyśpieszył. Ból naprawdę był nie do zniesienia. Promieniował od karku aż po same czubki palców. – Lewa kieszeń w mojej kurtce – wydukał, a chwilę później z jego gardła wydobył się pełen bólu jęk. W kieszeni miał nabitą ją strzykawkę z lekarstwem, które przyniesie mu upragnioną ulgę. Ściągnął z siebie koc i niezdarnie podwinął sweter. Wskazał palcem miejsce, w które miała zostać wbita igła, sam nie zdołałby tego zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  15. Po zrobieniu zastrzyku przytulił się do przyjaciółki i wziął głęboki wdech. Jeszcze przez jakieś 10 minut wyraźnie się męczył, ale w końcu ból zaczął ustępować. Był wdzięczny Majce, za to, że tak dzielnie się zachowała. Mało kto tak potrafił, niektórzy okropnie panikowali przez co jeszcze bardziej denerwowali Harry’ego zamiast mu pomóc, a ona, ona zachowała się tak jak powinien zachować się każdy w takiej sytuacji. Była jego skarbem, z dnia na dzień coraz bardziej doceniał to, że ją ma.
    Przymknął na moment powieki trwając w jej ramionach, a głowę wsparł na jej ramieniu. Nadal nie wracały mu kolory jednak najważniejsze było to, że już nie cierpiał. Okrył siebie oraz ją kocem, a ciepło bijące od jej ciałka dodatkowo go ogrzewało. Zamknął oczy czując jak bardzo zmęczony jest tym co działo się przed kilkunastoma minutami. Ramiona kobiety pozwoliły mu zaznać odrobiny spokoju i wyciszenia, czuł się tak dobrze mając ją blisko siebie, była jego oazą. Zawsze mógł przyjść, bez słowa się przytulić, a ona wiedziała, że po prostu jej potrzebuje. Sama jej obecność była lekarstwem na wszystko. Czym on sobie zasłużył na to, by w jego życiu pojawiła się taka osóbka? Wysilił się na lekki uśmiech.
    - Jesteś moim aniołem – wydukał gładząc ją lekko ciepłą już dłonią po plecach. Otworzył oczy i wziął głęboki wdech. – Mogę prosić cię o gorącą kąpiel? Muszę się rozgrzać i to porządnie inaczej zapalenie płuc mam murowane – dodał po chwili. – Ale nim to nadejdzie chce się jeszcze trochę potulić – zaśmiał się obejmując ją mocniej ramionami.
    Wracał powoli mu humor i uśmiech na twarzy. Właśnie taki Harry powinien być na co dzień, niestety choroba coraz częściej uniemożliwiała mu radość z życia z przeżytego każdego dnia. Nawet powoli sam nie dawał sobie rady we własnym mieszkaniu, bóle coraz częściej się nasilały, nie miał siły chodzić. Bał się momentu kiedy wyląduje na wózku albo wcale nie podniesie się z łóżka bo taki moment nadejdzie, będzie tylko ciężarem dal osób, pod których skrzydłami wyląduje. Nie chciał tego. Chciał dożyć sędziwego wieku, mieć żonę raz jeszcze, dzieci, patrzeć jak te dorastają, zostać dziadkiem, to wszystko zostało mu odebrane. Nawet nie wiedział kiedy podczas tych rozmyślań po jego policzku pociekła łza. Każdy się kiedyś łamie, nawet taki wesołek Harry.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Mrau, to czekamy aż przyjdziecie!]/Harvey

    OdpowiedzUsuń
  17. Powoli wstał z łóżka starając się nie zabić o własne nogi i podbierając się wszystkiego co miał pod ręką dotarł do łazienki, gdzie usiadł na rogu wanny napełnionej wodą, po czym mozolnie zabrał się za ściąganie z siebie ubrań. Wyglądało to komicznie, ale jemu nie było do śmiechu, naprawdę słabo się czuł i zwykłe odpięcie guzików od flanelowej koszuli sprawiało mu kłopot.
    W końcu, gdy znalazł się w gorącej wodzie, ułożył głowę na skraju wanny i przymknął powieki. Starał się odprężyć, rozluźnić, by dać odpocząć spiętym mięśniom i obolałym stawom. Będzie mu brakowało takich chwil kiedy sam będzie mógł gdzieś iść, zrobić cokolwiek innego bez pomocy drugiej osoby. Westchnął cicho i zaczął delikatnie obmywać swoją zmarzniętą skórę, która z minuty na minutę wracała do właściwego kolorytu.
    W końcu po jakiś 20 minutach wyszedł z łazienki. Wyglądał lepiej, przynajmniej lepiej niż kilka godzin temu, gdy wyglądał niczym żywy trup. Poszedł do kuchni, gdzie od razu pochwycił Majkę w swoje męskie ramiona. Pocałował ją czule w czubek głowy, widać było, że dziewczyna nadal to przeżywa. Nie chciał jej wystraszyć. Westchnął cicho.
    - Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć – mruknął głaszcząc ją uspokajająco po plecach. Pocałował ją tym razem w skroń. – Już jest lepiej, znacznie lepiej. Gdyby nie ty nie wiem co, by się stało – dodał chowając twarz w jej włosach. Wdychał spokojnie jej zapach napawając się bliskością przyjaciółki. Maya była dla niego cholernie ważna, zrobiłby dla niej wszystko, wiedział, że będzie jej ciężko, gdy jej zabraknie, ale też wiedział, że jest silną osobą, która ma w sobie więcej mocy niż się komukolwiek wydaje. Oboje dadzą radę.

    Harry

    OdpowiedzUsuń
  18. Trzeba pozbyć się szóstej klepki, żeby wyjść z domu bez czapki w trzaskający mróz, jak dzisiejszego wieczoru. Trzeba być zatwardziałym idiotą, żeby dreptać uparcie przez pół miasta w śniegu po kolana z masą sypiących się pakunków pod ręką. Trzeba być mocno psychicznym, żeby robić to wszystko dla niezbyt dobrze znanej sobie kobiety, która pewnie nawet tego nie doceni… albo najzwyczajniej w świecie, trzeba urodzić się Scottem Finlayem — ostoją spokoju i kwintesencją ludzkiej życzliwości. Ten nudnawy służbista od ponad osiemnastu lat dbał o przesyłki mieszkańców, nie marnując ani jednej minuty pracy za biurkiem, co było nie lada osiągnięciem jak na kogoś, kto zatrudnił się tu zaraz po uzyskaniu pełnoletniości. Rzecz w tym, że on naprawdę się w tym maleńkim miasteczku spełniał. Nie potrzebował blasku fleszy i rozścielonego specjalnie dla niego czerwonego dywanu, by czuć się usatysfakcjonowanym. Wystarczyły jedynie stabilne stanowisko w placówce publicznej, pełen etat pracy ze wszystkimi jego przywilejami i odrobina ciszy w południe lub tuż po, by zrobić sobie ewentualną przerwę na kawę z mięsną kanapką.
    Teraz kawy ze sobą nie miał, nawet termosu brakowało, a może od tego właśnie powinien zacząć, bo powoli wyczuwał jak palce odmrażają mu się pod rękawiczkami, a z burzy ciemnych włosów buduje się śnieżna korona, co zaniepokoiłoby go pewnie bardziej, gdyby widział się w lusterku. Na szczęście żaden szanujący się facet nie nosi go ze sobą po kieszeniach, więc niezbyt świadomy tego, jak bardzo z nim teraz źle i jak nieszczęśnie wygląda, zapukał pod drzwi domu panny Foster w nadziei na szybką reakcję. Trzy minuty za długo na werandzie i zamieni się w bryłę lodu. Tego mógł być pewien.
    — Ojej... — mruczy tylko bezradnie, gdy paczuszki rozsypują mu się nagle i to akurat w momencie, gdy ktoś otwiera drzwi. Jedna nawet turla się grzecznie do właścicielki, co doceniłby bardziej, gdyby pozostałe pięć nie wylądowało na oblodzonych i zaśnieżonych deskach ganku.
    Zbiera je jeszcze przed powitaniem się z Mayą, bo... tak bez większego powodu. Chyba po prostu za bardzo zaangażował się w bezpieczne doniesienie ich na miejsce.

    Declan, chociaż z innego nicku

    OdpowiedzUsuń
  19. Wciągnięty do pomieszczenia bez uprzedniego pytania wcale nie oponował. Ciepło kominka i brak wariującej śnieżycy ciskającej gradem były wystarczająco przekonującymi bodźcami do tego, by zagościł w jej domu na więcej niż parę minut. Bo to, że trochę tu posiedzi było niemal pewne. Po pierwsze: Mount Cartier miało tę śmieszną, niepisaną zasadę, że kiedy ktoś przychodzi w gości na herbatkę, nie wolno go wypuścić z mieszkania nim nie opróżni się wspólnie pierwszego, drugiego lub trzeciego dzbanka z parującym, ziołowym wywarem. Po drugie: na dworze panowała taka mocna zawierucha, że choćby wypchano go stąd wołami, nie zamierzał się ruszyć ani o krok. Może nie był to szczyt uprzejmości i nie czułby się dumny z podobnego postępowania, ale teraz, kiedy doznał przyjemności z przebywania w zamkniętym i wyjątkowo przytulnym pomieszczeniu, jakoś ciężko myślało mu się o tym, by wrócić w objęcia zamieci. Co to, to nie. Na co dzień pomocny obywatel, dziś musiał pozostać niewdzięcznym intruzem, by jakoś przetrwać dzień. Dosłownie: przetrwać. Bo nie był pewien, czy droga do domu byłaby bezpiecznym rozwiązaniem. Choć zdaje się, że Maya na ten czas na szczęście nie narzekała — sama zdecydowała się go zaprosić. Jeśli oczywiście za formę zaproszenia możemy uznać zaciągnięcie kogoś siłą do domu.
    Zapytany o samopoczucie spojrzał bezradnie na zaśnieżone ubranie, przetarł dłonią zabielone poły płaszcza i ostatecznie wzruszając jedynie ramionami nie odezwał się wcale. Poza tym, że było mu horrendalnie zimno, a pojedyncze kosmyki włosów (pomimo kaptura na głowie) zamarzły na amen, wydawało mu się, że czuje się całkiem nieźle. Wbrew wszystkiemu nie postradał wszystkich zmysłów. Jedyne co z niego uleciało to ciepło. Co pewnie zauważa nawet ona przy zgarnięciu śniegu z jego głowy. Scott wzdryga się nieznacznie przy tym manewrze, bo dopiero wtedy uderza w niego różnica temperatur pomiędzy jej gorącą dłonią, a jego lodowatymi włosami.
    — Była inna, kiedy wychodziłem. Myślałem, że zdążę — tłumaczy się niby całkiem sensownie, ale mimo to dość nieporadnie. Nie przywykł do podobnych rozmów, bo rzadko kiedy musiał udzielać jakichkolwiek wyjaśnień, więc stoi nieco przygarbiony, jakby sam nie wierzył w to co mówi. Przy czym warto wspomnieć o tym, że pierwsze śniegi topią się teraz bezpośrednio na nim przez co włosy szybko przesiąkają wodą, a podeszwy butów błocą nieładnie posadzkę.
    — Poza tym od mrozu jeszcze nikt nie umarł. Chyba... — mimo wypowiedzi skierowanej do niej, spojrzenie wciąż utkwione jest w ziemi, a on marszczy zabawnie brwi, bo wcale nie jest pewny prawdziwości swoich słów, a dodatkowo jego uwagę pochłania aktualnie ta brzydka kałuża pod traperami, która nie daje mu spokoju — No w każdym razie nie w tym mieście — dodaje cicho, ale tych słów dziewczyna już pewnie nie słyszy, bo znika nagle w kuchni, co Scott zauważa dopiero w momencie, gdy podnosi wzrok.
    — Nie masz gdzieś mopa...? Albo ścierki?! — krzyczy wciąż zajmując przestrzeń pod drzwiami.
    Przecież nie będzie znaczył brudnej ścieżki od wejścia do kanapy. Za grzeczny jest na to. Ściąga więc to bestialsko nieczyste obuwie i uważając na to, by nie wdepnąć skarpetką w kałużę, przemieszcza się do kuchni. — Posprzątałbym po sobie, ale nie wiem czym...
    Tak. Potrafi być niemożliwie upierdliwy w swej uprzejmości.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  20. [Takie miłe słowa, też się muszę jakimś komplementem odwdzięczyć, powiem więc, że pani na zdjęciu ma wspaniałe włosy, o! (I taki nietuzinkowy zawód!)
    A od Hafa można by chcieć trochę więcej rozgarnięcia w życiu, nie zaszkodziłoby mu. Cześć;D]

    Haf

    OdpowiedzUsuń
  21. Przejmował się, bo był Scottem. A trzeba wiedzieć, że jako ten miejscowy i przykładny obywatel Mount Cartier, a przy tym jedyny Scott w miasteczku znany był przede wszystkim właśnie z tego, że się przejmował. No i może jeszcze z faktu, że nigdy nie miał żony. Wieść o tym, jakoby miał pozostać starym kawalarzem do usranej, opcjonalnie papierowej śmierci (bo przecież pracował na poczcie), roznosiła się po tym zapyziałym i zalesionym miasteczku równie szybko co gorące, lukrowe babeczki od pięknej cukierniczki Mae, czyli w całkiem zawrotnym tempie. Ale to nie tak, że rzucał się na każdą brudną plamę ze ścierą i wodą jak szalony Golibroda, tyle tylko że z mopem w ręku. Czasem po prostu miał za mało własnych problemów, więc najzwyczajniej w świecie wygodnie było mu zająć się cudzymi. Albo w ogóle wmawiać sobie, że taka tam ubłocona podłoga to poważny kłopot, który należy natychmiast rozwiązać.
    Wierzył w siłę prostych czynów, a jego takie właśnie miały być, gdy ofiarowywał komuś swoją pomoc. Nie przenosił gór, nie znał przeciwzaklęć na zło całego świata, w niczym nie przypominał też boga olimpijskiego, a i nawet do atrakcyjnego aktora było mu daleko, ale na jedno mógł się zdać: całkiem dobrze było mu z uprzejmością wypisaną w gestach i słowach. No więc raz sobie postanowił i tego się trzymał — będzie pracować rękami, pocieszać słowami i myśleć sercem. A serce mówiło mu: „Ej, dupku, posprzątaj po sobie!”.
    Herbata była bardzo dobrym pomysłem, ale nie załatwiała sprawy z nieczystym salonem. Był o krok od wyjawienia tej prawdy „utajnionej”, gdy rzuciła tym piekielnym tekstem o mopie...
    — Że niby dostał nóg? — tę myśl chciał zachować dla siebie, ale najwyraźniej mu nie wyszło. Wymsknęło mu się momentalnie, nim pomyślał. — Okej. Twoja podłoga, twój wybór — bąknął wciąż niezadowolony z tego, jak potoczyła się ta cała rozmowa, ale ostatecznie to przecież ona miała decyzyjny głos w sprawie. Jemu pozostało jedynie przyjąć grzecznie dar w postaci wrzącego jeszcze naparu, zamkniętego w zaokrąglonych ściankach kubka. Przytrzymując porcelanę za ucho dał się ponieść zmysłom: w nozdrza uderzył go najpierw aromat owocu cytrusowego, dopiero z chwilą upicia pierwszego łyk wyczuł na języku również słodycz miodu. To było idealne rozgrzewające płynne cudo. Wprawdzie na co dzień preferował kawę, ale przemarznięty cieszył się ze wszystkiego, co emanowało ciepłem.
    — Normalnie zaoferowałbym swój sweter skoro też potrzebujesz się ogrzać, ale... sama rozumiesz, to nienajlepsza opcja — żartobliwy uśmiech wykwitł na jego twarzy gdy wolną dłonią odciągnął nieco mokre fraki od ciała, jakoby w geście uwiarygodniającym słowa. Tak, wszystko, łącznie z bielizną (gdyby taką nosił), było u niego przemoczone, więc nie tylko nie mógł ogrzać jej, ale również nie potrafił siebie.
    Warto było jednak próbować, dlatego też zamiast usiąść spokojnie na kanapie, od razu przykucnął z kubkiem herbaty przy kominku. Przymrużył lekko oczy w nadziei na to, że języki piekielne nie podrażnią mu wrażliwej spojówki i nim dziewczyna zdążyła wtrącić wzmiankę o wysychaniu, on sprostował sytuację z odwiedzinami.
    — Właściwie bycie singlem sprawia, że nudzisz się bardzo i jeszcze bardziej przez cały czas, więc domyślam się, że to u mnie raczej permanentny stan. Także polecam się na przyszłość w razie zaległych paczek — nie patrzył na nią, ale już z samego głosu można było wyczuć, że mówi całkiem poważnie. Tymczasem odstawił herbatę na deski podłogi i bez żadnego ostrzeżenia podciągnął sweter, pozbywając się go wraz z podkoszulką.
    Nie, nie był zboczony ani trochę. Nie, nie myślał o tym, żeby wprawić ją w zakłopotanie. Nie, to nie był przemyślany ruch. Tak po prostu stwierdził, że jeśli chce wyschnąć, musi od czegoś zacząć.
    — Tak będzie szybciej — rzucił jeszcze, nie odwracając się nawet w jej kierunku. Usiadł tylko na ziemi, wystawiając sweter przed siebie i pozostawiając ją z widokiem jego nagich pleców. Nad ściągnięciem spodni też się chwilę zastanawiał, ale jednak miał trochę oleju w głowie, żeby wiedzieć co mu wypada, a co nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie to, żeby paradowanie topless było okej... po prostu było bardziej okej niż świecenie gołym tyłkiem. No bo powtórzmy: Scott nie nosił bokserek. Przy pogodzie jaka panowała w miasteczku można było uznać to za kanadyjską odmianę Testu Morsa.

      [Nie chciało mi się sprawdzać poprawności. BTW. W ostatnim zdaniu mowa o człowieku kąpiącym się w lodowatej wodzie, a nie o alfabecie Morse'a. To tak w razie gdyby konstrukcja zdania tego nie zdradzała.]

      Scott Finlay

      Usuń
  22. [No, nie spodziewałam się, że się jeszcze odezwiesz, miłe zaskoczenie. :D

    Moja postać aktualnie stoi na życiowym zakręcie - próbuje pozbierać się po śmierci ojca, na którą był przygotowany i której się spodziewał, ale żadna pora nie byłaby dobrą porą na odchodzenie. I, jakby tego było mało, kochana matula, która ponad dwadzieścia lat temu przywiozła Hafzę do Mount Cartier i tam zostawiła, bo przeszkadzał jej w robieniu kariery w Nowym Jorku (której i tak nigdy nie zrobiła), sobie o nim przypomniała. Hafza więc raczej unika towarzystwa, a jak już się w jakimś znajdzie, to nie dość, że gada dużo i bez sensu, prawie jakby miał zgadać na śmierć, to jeszcze mocno trzyma się go czarny humor, bo tak.

    A jak w takim razie jest obecnie z Mayą?]

    Hafza

    OdpowiedzUsuń
  23. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam i czekam n inne wpisy.

    OdpowiedzUsuń