A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

CONNOR NASH
39. KAPITAN KUTRA RYBACKIEGO.

Nagle tracisz każdą rzecz, która się dla Ciebie liczyła. Rodzinę, dobre imię, sens. Tracisz wiarę, choć tak naprawdę nigdy nie wierzyłeś, i wszystko przestaje mieć znaczenie. Masz tylko wybór — pętla lub obłęd, więc wariujesz. Bo przecież musisz żyć.

Od trzydziestu dziewięciu lat w Mount Cartier. Od pięciu lat kapitan kutra rybackiego odziedziczonego po ojcu. Od trzech lat bez słowa zamienionego z matką. Od dwóch lat napiętnowany jako damski bokser. Nieprzerwanie tęskniący za córką. Jedną nogą w grobie.
Brakuje mi czasu, ale mam dużo chęci.
Serio.

20 komentarzy:

  1. [Zaklepuję sobie tego pana. I większość Twojego cennego czasu. :D]

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jakieś pesymistyczne miasto nam się niedługo stworzy jak więcej takich pokrzywdzonych przez los facetów nam tu przybędzie. Historia dziwnie pasuje mi do twardego charakteru jaki powinien posiadać kapitan takiego kutra, więc zawód dobrany całkiem nieźle. Karta krótka, ale obszerna w całkiem sporo informacji, bo pomysł na wątek/powiązanie wpadł mi jakoś automatycznie. Jeśli tylko masz ochotę to zapraszam do Sol, porozpisuję się wtedy o tym trochę, a na razie to witam ciepło u gronie leniwych istot, którym nie przeszkadzają dłuższe przestoje w odpisach. Nie ma się co martwić brakiem czasu. ;)
    Z kwestii organizacyjnych prosiłabym tylko o jedno ― zmianę daty podstrony z powiązaniami na 01.12.2015, bo taka jest poprawna według regulaminu.
    Niech mu wody w porcie często nie zamarzają i łowy były zawsze obfite... czy jakoś tak. ;D]

    Solane Candover

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dzień dobry wieczór. Chęci są najważniejsze, pamiętaj! ;)
    Szkoda mi tego twojego pana. Ale Hattie na pewno nie uwierzyła w te okropne plotki na jego temat! I zdecydowanie jest jego stałą klientką, bo ryby są dobre! :D
    Życzę miłej zabawy na blogu i udanych wątków!]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  4. [Bardzo interesująca postać ten twój i zżera mnie ciekawość, czy Ellen faktycznie była jego ofiarą. Witam na blogu :D]

    Mike Havoc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Zjadłam słowo, "ten twój pan", oczywiście :)]

      Usuń
  5. [ Oj, chyba nie wszystko straciło znaczenie, skoro odczuwa przymus życia. Jedną nogą w grobie, ale drugą wciąż ma, może to wystarczy do odzyskania utraconego – i tylko odrobinę szkoda by było, gdyby całą historią należałoby podsumować słowami bo to zła kobieta była.
    Świetne zdjęcie. ]

    Inigo Widdicombe

    OdpowiedzUsuń
  6. [Facet z celem w życiu, no jasne! Czemu mnie to nawet nie dziwi. :D Najpierw dziękuję za zamianę, bo potem to już pewnie zapomnę. Co do samego pomysłu... Oczywiste wydaje mi się wykorzystanie paru faktów. Connor jest stałym mieszkańcem MC, podobnie jak Candoverowie, którzy od pokoleń okupują to miasteczko. Moglibyśmy założyć sobie, że albo rodzice naszych postaci żyli zawsze w dobrych kontaktach, albo to znajomość Connora z Frankiem sprawiła, że wszyscy w rodzinie go znają i mają mniejsze lub większe relacje z nim. Połączenie przez Franka wydaje mi się najrozsądniejsze, bo obaj są prawie w tym samym wieku (rok w tę czy w tamtą w tak małym mieście nie robi wielkiej różnicy, gdy ma się równego sobie wzrostem kompana do gry w nogę^^) i musieli się znać, nie mieli innego wyjścia. To sprowadza nas powoli do Solane, bo ona chociaż młodsza o tę dekadę to przewijać się gdzieś tam po pokoju Franka od czasu do czasu musiała, a to prowadzi nas właściwie do obecnej sytuacji ― może i połowa miasta wydała na niego wyrok, ale na pewno nie Candoverowie. Nawet jeśli kontakty na linii Connor-Frank przez lata się zatarły, to i tak ciężko byłoby chłopakom uwierzyć w coś takiego. Solane tym bardziej by o nic go nie oskarżyła, bo z nich wszystkich to najmniej go przecież zna, pewnie jako głupi dzieciak zachwycona była, że może czasem pograć z nimi wszystkimi w kosza i nikt jej nie nokautuje co chwilę.^^ Ale do rzeczy. Dom Candoverów stałby dla niego otworem, mógłby czasami wpadać na niedzielne obiady, a jeśli nawet nie, to zawsze w sklepie muszą się spotykać pod warunkiem, że Nash nie planuje głodować. Tak czy siak skazany na jej rodzinę jest. A jakby był tak dobry i nie miał nic przeciwko zabieraniu jej raz na jakiś czas w krótki rejs to pewnie byłby jej ulubionym kumplem brata, ewentualnie jej własnym od jakiegoś czasu. :D
    Chyba chaotyczne to, przepraszam.]

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ona to pewnie uważa za głupie plotki, nie wiem jak jest w rzeczywistości :) Cierpliwość się znajdzie, a jakże!, gorzej z jakimś pomysłem. Chyba, że ty na coś wpadniesz, a ja się odwdzięczę zaczęciem :)]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  8. [Niezmiernie się z tego powodu cieszę i rzecz jasna wyczekuję :D]

    Mike Havoc

    OdpowiedzUsuń
  9. [Zacznę, przecież nie mam wyjścia. ;)]

    lepsza połowa ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. [O, ja bym wątek chciała, skoro chęci są, bo mi jeszcze kilka do obsadzenia zostało, więc jeśli tylko serio masz ochotę, to zapraszam pod kartę Jean do wspólnego kminienia ^^]

    J. Jenkins

    OdpowiedzUsuń
  11. [Trudny pan z ciężką przeszłością, nawet bardzo ciężką. Choć karta wydaje się krótka, to jak Latessa wspominała - bardzo, bardzo obszerna w fakty. Twardy charakter jaki powinien mieć mężczyzna w takim zawodzie. Bardzo mi się podoba :)
    Zapraszam oczywiście do wątku, zapewne do Ethana bo czuję, że panowie lepiej się dogadają. Jeśli masz ochotę na pewno coś razem wymyślimy :)]

    Ethan/Logan

    OdpowiedzUsuń
  12. — Florrie, nie! — Grace miała już serdecznie dość małego piegusa, który miał zdecydowanie zbyt dużo energii i nie potrafił jej spożytkować w inny sposób. Młoda Starling pierwszy raz od wielu lat przegrała bitwę na śnieżki. Leżała w zaspie przed domem swojej podopiecznej i próbowała uregulować oddech. Z jej ust wydobywały się kłęby pary, policzki przybrały kolor dorodnego buraka, a łzy znaczyły na nich piekące ścieżki. Jeszcze przed chwilą śmiała się do rozpuku i próbowała wygrać, ale poddała się, wiedząc że ośmiolatka ma znacznie większe szanse. Była młodsza, mniejsza i zwinniejsza i pewnie miałaby problem, aby pogodzić się z porażką. Gracey była zadowolona, w końcu to właśnie przy Florrie budziła w sobie prawdziwą, nieco dziecięcą radość i zauważała, że życie może cieszyć.
    — Powiedz to! — krzyknęła rozbawiona dziewczynka, próbując zachować powagę, co w jej wykonaniu było komiczne. — Powiedz! — powtórzyła, stając nad Grace z kolejną śnieżką w dłoni. Mocno ubitą, niemal idealnie okrągłą. Broń prawdziwego zabójcy.
    — Wygrałaś. Florence Nash, oficjalnie wygrałaś tę bitwę — blondynka wydusiła to z siebie, próbując leżeć bez ruchu. — Ale to jeszcze nie koniec wojny!
    W momencie, kiedy chciała się podnieść, Florrie rzuciła się na nią i ze zduszonym okrzykiem obie padły na ubitą już śnieżną zaspę. Grace miała przeczucie, że jeśli Ellen wróci z Churchill i zastanie je zziębnięte i przemoczone, to nie będzie zadowolona. Dlatego na barkach młodej Starling ciążył teraz obowiązek ukrycia śladów bitwy. Nie było to łatwe zadanie, biorąc pod uwagę fakt, że Florrie wcale nie była zmęczona i uwielbiała harce na śniegu.
    Grace potrafiła jednak dotrzeć do dziecka, dlatego po krótkich namowach obie znalazły się w domu pań Nash i ściągały mokre kurtki. W przedpokoju pojawiła się spora kałuża, kiedy śnieg z butów zaczął topnieć przez ciepło, które panowało w budynku.

    Grace pomagała Ellen w opiece nad córką, a Ellen zaufała Grace na tyle, aby powierzyć jej dziecko. Starling słyszała o tej głośnej sprawie z mężem Ellen – w końcu kojarzyła Connora, ich ojcowie razem wypływali kutrem, aby łowić ryby i razem stracili życie. Że niby Nash miałby bić kobietę? Ciężko jej w to było uwierzyć, ale też nigdy nie przeprowadziła poważnej rozmowy z Ellen, nie chciała zbytnio wnikać w jej życie, nie nachodziła też Connora, chociaż nie ukrywała, że takie sprawy odbijały się echem w nielicznej społeczności. Plotki, te bliższe prawdzie i bardziej zmodyfikowane docierały do niej zewsząd. Nigdy jednak nie zabrała głosu w sprawie, bo aż tak bliska rodzinie Nashów nie była. Nie chciała też opowiadać się po żadnej ze stron.
    Zależało jej na dobrze Florrie, która ucierpiała na tym najbardziej. Stała murem za swoją małą przyjaciółką i nie pozwoliłaby na to, aby cokolwiek jej się stało. Teraz zostawiła pieguska owiniętego w ciepły koc przed telewizorem i udała się do kuchni, aby przyrządzić im aromatyczne kakao z kardamonem i piankami. W międzyczasie sprzątnęła szkody, jakie wyrządziły wchodząc do domu i upewniła się, że Ellen nie będzie miała się czego przyczepić, jak tylko wróci. Grace musiała się starać, żeby nic nie zakłóciło jej znajomości z Florence, bo lubiła chwile, kiedy mogła zapomnieć o dorosłym życiu, które powinna wieść.
    W kuchni spędziła kilkanaście minut, może nawet nieco zbyt długo, bo mleko zdążyło się zagotować i wylewać z garnka, kiedy Grace stała przy oknie i przypomniała sobie wieczory z ojcem i Helen, która teraz zdawała się być obcą osobą.
    Teraz, kiedy napoje były gotowe, nie pozostało jej nic innego jak wrócić do salonu i razem z Florence obejrzeć kolejną część Harry’ego Pottera.

    G.

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Interesujący pan, z ciekawą historiom i moim ulubionym zawodem. Witam i życzę dobrej zabawy, a jeśli masz ochotę, to zapraszam do siebie :) ]

    Madison Ashton/Charles Moore

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. historią, taką gafę, to tylko ja umiem strzelić

      Usuń
  14. [Niech Connor lepiej trzyma kciuki, bo jak sobie Mysie amputuje stopę, to więcej do portu z konfiturami i gorącą herbatą zaglądać nie będzie (na coś świeżą rybę na obiad dla matuli przecież trzeba złapać)! ;D Jeśli mnie pamięć nie myli, ostatnim razem coś nam z wątkiem nie wyszło, myślisz, że jest jakaś szansa, żeby tu się udało?]

    Mysie

    OdpowiedzUsuń
  15. — Idę, idę! — odkrzyknęła, kiedy głos Florrie rozproszył jej myśli i zmusił do powrotu do rzeczywistości. Kakao nadal było ciepłe i aromatyczne, a Grace chyba była zadowolona, że zdążyła na film z jednej z ulubionych filmowych i książkowych sag. Wiedziała, że piąta część może być nieco zbyt mroczna dla Florence, ale dziewczynka była tak zmęczona harcami na śniegu, że mogła w każdej chwili zasnąć. Zwłaszcza po wypiciu kubka kakao. Sama Starling była nieziemsko padnięta, ale miała nadzieję, że popołudnie i wieczór w towarzystwie ośmiolatki będą trwały wiecznie. Nie chciała wracać do domu, gdzie czeka na nią wiecznie niezadowolona siostra, z kolejnymi pretensjami, zadaniami i powodami do kłótni. Grace był świadoma tego, że już dawno powinna wziąć się za siebie, znaleźć jakąś pracę albo po prostu wyjechać w Mount Cartier, ale narzekania Helen w niczym jej nie pomagały. Miała ochotę tylko robić jej na złość, raz za razem wkurwiać ją do granic wytrzymałości. I tak robiła.
    W ostatnim czasie ich siostrzana więź uległa osłabieniu, właściwie stały się sobie obce, dlatego tak doceniała czas spędzany z Florrie. Zastanawiała się tylko, kiedy Ellen ją wygoni i powie, żeby nie wracała.
    — Słuchaj, Flore, ja…
    Urwała w połowie zdania, bo nagle dotarły do niej słowa, których z pewnością nie mogła wypowiedzieć Florrie, ani Ellen. Głos był zdecydowanie męski i dobiegał od strony przedpokoju, w którym całkiem niedawno próbowała ogarnąć pobojowisko. Nim skupiła się na mężczyźnie, zerknęła na pieguska, którego buzię rozjaśnił uśmiech. Grace nie była tak zadowolona, kiedy mrużyła niebieskie oczy, lustrując uważnie sylwetkę Nasha. Musiała mocniej zacisnąć palce na kubkach, aby ich nie upuścić.
    — Nie wydaje mi się… — mruknęła cicho, ruszając powoli w kierunku sofy, na której siedziała Florence. Grace doskonale wiedziała, że Nash jest ojcem Florrie, mężem Ellen i jakby nie było – miał prawo do widzeń z córką, ale z tego, co Grace wiedziała, Ell nie dopuszczała do tego, aby mały rudzielec spędzał czas z ojcem. Więc dlaczego Grace miała do tego dopuścić? Dlaczego wszystko, co niewłaściwie musiało się dziać przez nią lub tuż obok niej, aby łatwo było zrzucić na nią winę?
    — Nie zrobisz mi tego. Nie możesz… — dodała, odkładając kubki na niewysoki stolik. Oczami wyobraźni widziała, jak i ją szykanują mieszkańcy Mount Cartier, jak Ellen jej nienawidzi, jak wszyscy jej unikają i nie powierzają ważnych zadań. Nie chcą jej pomocy, odsuwają się. Grace w głównej mierze żyła dla ludzi, ich brak w jej życiu byłby z pewnością przyczyną pogłębienia się depresji. Stanęła między ojcem a córką. Nieco wyższa od ośmiolatki, sporo niższa od mężczyzny, zadarła głowę ku górze, choć miała świadomość tego, że jest na przegranej pozycji, że Florrie z pewnością pójdzie z ojcem.

    G.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Sol ma chyba wypisane na twarzy kopalnia pomysłów skoro pełen pakiet od nas chcesz. :D Ale niech Ci już będzie, coś mogę zaproponować.
    A) Wydaje mi się, że mielibyśmy zasadniczy problem już na samym początku tego niby rejsu, bo Sol zamiast poprosić pewnie tylko próbowałaby prześlizgnąć się na pokład jak nikt nie widzi, mając na swoją obronę jeden lub dwa termosy z gorącą kawą, którą zamierzała przekupić załogę, by Ci nie wydali jej przed swoim kapitanem nim wypłyną z portu, a jakby już to zrobili to pewnie Connorowi nie opłacałoby się wracać i musiałby znieść obecność Candover uciekającej na kilka godzin przed braćmi. :D Pewnie ściągnęłaby trochę problemów na biednych podwładnych Nasha, ale może, może by jej jakoś to wybaczył i machnął ręką skoro nic złego nie chciała zrobić? Obawiam się jednak, że zimą nie odważyłaby się na takie posunięcie, bo na otwartym morzu musi być jeszcze chłodniej niż w tej ich mieścinie (a jakieś limity zimna nawet ona musiała mieć), ale kto tam wie, może pokusiłaby się na takie szaleństwo już na wiosnę. Moglibyśmy przesunąć trochę czas do przodu (pewnie szybko nadgonimy ten rzeczywisty z wątkowym xD) i wpakować Sol w małe tarapaty z poirytowanym Connorem jeśli faktycznie Ci to odpowiada. Jak będzie miły to może coś jeszcze wyciągnie dobrego z plecaka oprócz tego termosu!
    B) Bardzo pospolicie — Solane na ogół nie lubi jeździć samochodem i jeśli nie musi to za kółko nie wsiada pod żadnym pozorem, ale uznajmy, że wszyscy faceci Candoverów w pracy, a bliźniaki Lucasa pochorowały się od ciągłych harców na śniegu. Ktoś musi więc zabrać furgonetkę i pojechać do Churchill po leki do apteki. Nie wiem czego Nash mógłby szukać w mieście, ale mógłby podsłuchać/usłyszeć jak Sol rozmawia z Frankiem i stwierdzić, że w sumie mógłby zabrać się z nią, co by nie marnować dwa razy paliwa na tę samą trasę. Tam pewnie nietrudno byłoby im już na problemy z przewalonym drzewem/zamiecią, którą jakoś muszą pokonać, żeby dotrzeć na miejsce. Ewentualnie jest też opcja druga — oboje wracają swoimi autami do Mount Cartier i jedno natyka się na drugie, gdy właśnie zatrzymują się z racji przewalonego drzewa. Jakoś muszą je usunąć zanim zapadnie zmierzch, nie? Zawsze sama Candover mogła w coś przywalić, ale to chyba nieco zbyt melodramatyczne jak na Sol.
    C) Zdejmowanie lampek z domu. Znowu tak z pół miesiąca/cały do przodu, ale kiedyś się tym zająć trzeba. Solane poirytowana brakiem pomocy sama wyszła przed dom, wlazła na drabinę i zaczęła ściągać kawałek po kawałku ozdoby świąteczne. Connor mógłby się napatoczyć na to ciekawe zjawisko i zobaczyć jak albo Sol ześlizguje się noga na szczebelkach, albo jak ona sobie bezpiecznie siedzi na dachu, ale drabina nie współpracuje i przewraca się na śnieg czyli w konsekwencji Sol utknęła, braci nie ma, a Connor to jedyna jej nadzieja, że nie będzie dupkiem i podstawi jej z powrotem tę drabinę. Przecież nie będzie wypominał jej wrzucenia do sadzawki jak była jeszcze nastolatką czy podkablowania jego i Franka o nocnej wyprawie poza Mount Cartier jak miała te pięć czy sześć lat i była zła, że nie wzięli jej ze sobą (taki wymagający dzieciak!). :P
    D) Idiotycznie — Connor przychodzi do nich z nadzieją, że spotka Franka i będzie mógł wypić z nim kilka piw (a słyszał, że najstarszy Candover ma coś do załatwienia w rodzinnym domu, jakieś malowanie czy inne naprawy), ale zamiast na niego natyka się na roztrzepaną Solane szukającą... jeża. Golter jej gdzieś zniknął i boi się, że albo dzieciaki go zabrały, albo wyniosły go na śnieg i zwierzak umrze na tym zimnie z przerażenia.
    Chyba wpadam na coraz głupsze pomysły, więc przystopuję. Jakby nic nie pasowało Ci do Connora to daj znać, będę kombinować dalej.]

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  17. [W przeciwieństwie do Jennie, Connor jest taką smutną postacią. Co by tu wymyślić, by miało równocześnie związek z rybą. Może mała wyprawa kutrem z kapitanem?]

    Jennie

    OdpowiedzUsuń
  18. Oczywiście, fizycznie nic jej nie robił. Nie bił jej, nie targał za włosy, nawet jej nie wyzywał. Ale nie on jeden był postrzegany niezbyt przychylnie przez mieszkańców miasteczka, nie tylko on został odtrącony przez bliskie sobie osoby – Helen ostatnimi czasy zdawała się niemal nienawidzić Grace, kiedy ta znowu robiła cyrki przy próbie sprzedaży kutra ojca. Grace po prostu od lat nie miała z kim porozmawiać, tak na dobrą sprawę nikt się nią nie interesował. Wszyscy kojarzyli, wszyscy się witali, zatrzymywali na krótkie pogaduszki, ale nie mieli pojęcia o tym, co się dzieje, kiedy wszyscy odwrócą się na pięcie i zajmą się swoim życiem. Zostawała niemal sama, ale jej wypady do baru zostały zauważone przez większość starszego pokolenia zamieszkującego Mount Cartier. Krążyły plotki o tym, że ląduje w motelu z przyjezdnymi, co nawet nie miało w sobie ziarna prawdy. Istnieli jednak ludzie, którzy plotkom nie zawierzali – do ich grona należała Ellen, nic dziwnego więc, że młoda Starling była niemal za jej usługi. W dodatku nie chciała nic w zamian. W związku z powyższym Grace nie mogła nawet próbować być po stronie Connora. Bo dlaczego miałaby? Zdawało się, że Nash odizolował się od ludzi, od tej całej afery z Ellen nawet nie odwiedził domu Starlingów, a przecież witał tam nierzadko. W końcu po śmierci ojca siostry potrzebowały od czasu do czasu męskiej ręki w domu.
    Teraz Grace była na granicy załamania się. Stała bezradnie między ośmiolatką i jej ojcem. Patrzyła niemal błagalnie na Nasha, ale ten w tej chwili złapał córkę w objęcia. Oczywiście, że Florrie uwielbiła ojca. Kto by go nie uwielbiał? Grace pamiętała go za dzieciaka, pamiętała go też z lat nastoletnich i pamiętała, jak wymarzyła go sobie na męża Helen, bo ona przecież była za młoda. To jednak nie miało teraz znaczenia. Jej reputacja miała być znów nadszarpnięta. Z jego powodu. Problem polegał na tym, że Gracie była w stanie wybaczyć mu wiele, byłaby w stanie nawet poznać jego wersję wydarzeń, gdyby tylko na to pozwolił.
    — Cholera, Nash! — warknęła, co niezbyt pasowało do tego, jak ludzie jeszcze niedawno ją postrzegali. Miłą, wyciszoną i nieco wycofaną Grace. Klęła pod nosem, kiedy naprędce wkładała zimowe buty na stopy i zarzucała na ramiona kurtkę. Pospiesznie opatuliła szyję szalikiem i trzasnęła drzwiami. W momencie kiedy Nash usadawiał ośmiolatkę na tylnym siedzeniu, Grace zajęła to z przodu, po stronie pasażera.
    — Sam jej to powiedz — mruknęła, kiedy Connor albo zauważył jej przybycie, albo wsiadał do auta. — Ja obiecałam, że będę pilnować Flore.

    G

    OdpowiedzUsuń