
Greer Amelia Watson
Podobno Greer jest w gorącej wodzie kąpana. W jakimś tam stopniu tak. Zdarza się jej mieć niewyparzony język. Nie mówi zbyt dużo ani zbyt mało, ot, tyle ile potrzeba. Lubi żartować, ale też nie chodzi z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Niekiedy leniwa. Dziesięć lat temu uciekła z deszczowej Szkocji, by zamieszkać w śnieżnym Mount Cartier. Znajdując ofertę kupna domu z piecem do wypalania ceramiki nie wahała się ani trochę. Spakowała manatki, zabrała całe oszczędności i odeszła. Od rozhisteryzowanej macochy. Od narzeczonego, którego nie kochała. Od wspomnień. Rozładowana komórka do dziś leży na dnie szuflady, z mnóstwem nieodebranych połączeń i wiadomości. Przez rok studiowała antropologię sądową, by stwierdzić, że to nie dla niej.
Przyjeżdżając do Mount Cartier zabiła resztki swoich ambicji.
Każdy wie gdzie ją znaleźć – jeżeli nie przesiaduje w piecu, siedzi w Bookmark albo BnB, często można ją spotkać w porcie. Ceramikę traktuje poniekąd jako odskocznię. Na regałach poustawianych w salonie znaleźć można dość pokaźną kolekcję kryminałów, znalazło by się parę komiksów, a całą półkę zajmują płyty przeróżnych zespołów, od The Beatles i The Smiths, po Coldplay. Oprócz kryminałów można znaleźć u niej sporo dramatów Shakespeare’a. Znajdują się zaraz obok zdjęć, które stoją odwrócone do ściany, bo nie miała serca ich wyrzucać, ale patrzeć na nie też nie mogła. W pudełku w szafie trzyma stare opowiadania, pisane dwadzieścia lat wstecz. Dumna posiadaczka czarnego kota zwanego Sherlock. Nie oczekuje księcia na białym koniu, ale jeśli się jakiś znajdzie, to narzekać nie będzie. Jeździ starą impalą z ’67, odziedziczoną po kuzynie brata ciotecznego matki.
POWIĄZANIA
WIĘCEJ
Przyjeżdżając do Mount Cartier zabiła resztki swoich ambicji.
Każdy wie gdzie ją znaleźć – jeżeli nie przesiaduje w piecu, siedzi w Bookmark albo BnB, często można ją spotkać w porcie. Ceramikę traktuje poniekąd jako odskocznię. Na regałach poustawianych w salonie znaleźć można dość pokaźną kolekcję kryminałów, znalazło by się parę komiksów, a całą półkę zajmują płyty przeróżnych zespołów, od The Beatles i The Smiths, po Coldplay. Oprócz kryminałów można znaleźć u niej sporo dramatów Shakespeare’a. Znajdują się zaraz obok zdjęć, które stoją odwrócone do ściany, bo nie miała serca ich wyrzucać, ale patrzeć na nie też nie mogła. W pudełku w szafie trzyma stare opowiadania, pisane dwadzieścia lat wstecz. Dumna posiadaczka czarnego kota zwanego Sherlock. Nie oczekuje księcia na białym koniu, ale jeśli się jakiś znajdzie, to narzekać nie będzie. Jeździ starą impalą z ’67, odziedziczoną po kuzynie brata ciotecznego matki.
Wizerunek Karen Gillan, w tytule The Smiths.
Greer nie gryzie, ja też nie, więc zapraszam do wątków.
Można dostać gliniany garnuszek gratis.
Greer nie gryzie, ja też nie, więc zapraszam do wątków.
Można dostać gliniany garnuszek gratis.
Panna może nieco ponura się wydaje, ale aż tak źle nie jest.
Do tego na wydaniu, więc mile widziany pan do amorów.
Do tego na wydaniu, więc mile widziany pan do amorów.
Pan od amorów to pewnie byłby ten Dean przy Impali, bo któż inny Skoro czeka na Greer przed autem to inaczej być nie może. A tak w ogóle to cześć. Bardzo fajna ta twoja panna. Fajnie, że zrezygnowała ze studiów, porzuciła studia i bez ciężaru na sumieniu może pomieszkiwać w Mount Cartier. Byle się odnalazła i już nigdzie nie uciekała dalej. A jako admin i gracz życzę długich, ciekawych wątków; ciepłego sweterka, bo tutaj się on przyda i pana do ogrzania, jeśli ubranie by nie pomogło.
OdpowiedzUsuńJohnsee R.
[To ja też powitam panią z ładną rudą grzywą, ale niestety na powitaniu się dzisiaj skończy, już nie moja pora żeby coś ładnego wymyślić i zaproponować.
OdpowiedzUsuńMiłego wątkowania :)]
Dina/Adrian
[Doctor Who! (a raczej jego laska) Sherlock! (kotełek <3) SPN! (mój borzethorze, Dinowaty). I wiele innych, ale nie chcę, żeby tylko to się składało na mój komentarz. Dzień dobry, witam na blogu, życzę udanego wątkowania i zapraszam do jakiejś z moich postaci - wybierz, z która sobie coś życzysz, a ja pogłówkuję.]
OdpowiedzUsuńA. Barrington & Z. Vigie
[A ja powitam cieplutko tylko i zaproszę do wątku, bo o Karen już mówiłyśmy (<3), a nie będe tutaj wymieniać wszystkiego, co mi sie podoba, bo skopiowałabym 3/4 karty. ;D]
OdpowiedzUsuńLilianne/Beth
[Nie tylko Ciebie :)
OdpowiedzUsuńPomysłów brak, niestety. Liczę na to, że na coś wpadniesz, będę bardzo wdzięczna.]
Adrian
[ADAMA nie Adriana :c Ale ok, si, można do tego dodać, że widywali się parę razy, ona może myśleć, że on to taki twardy sukinkot, co tylko pali szlugi, klnie i chodzi w pomarańczowym kombinezonie nigdy nie ogolony, a tu niespodzianka!: mogą na siebie wpaść akurat wtedy, kiedy Adam skończył pracę i odebrał od matki malutką Rosie na spacer ;3]
OdpowiedzUsuń[Ojjj dziękuję, dziękuję! :)
OdpowiedzUsuńCzytałam wczoraj kartę Greer i muszę powiedzieć, że ci superowo wyszła. Ma klasę i naprawdę fajny zawód - wcześniej tutaj takiego nie widziałam. Do tego zdjęcie jest mega interesujące.
Oczywiście na wątek jestem nawet bardziej niż chętna złociutka!
Co powiesz na to, żeby Quinn przyszedł do Greer i zamówił u niej kilka ceramicznych szpargałów? Ot gdzieś musi trzymać te wszystkie "leki" które zanosi z lasu Quicame :) Zaintresuje się bogatą kolekcja muzyczną Greer przy okazji, jakaś gadka szmatka i rozmowa, się poleci później z czymś fajnym (atakiem łoooooosia na przykład! :D).
Jeśli masz jakieś jeszcze pomysły to pisz śmiało i bez stresu!]
Quinn Campbell
[Hahaha. Wiem, że poprawiłaś, ale ja lubię się pruć, lol. Powiem szczerze, że byłabym zachwycona, jeśli zaczęłabyś, chyba że to duży problem, to ja to zrobię, ale dopiero jutro późnym wieczorem. :]
OdpowiedzUsuńAdam
[Witam serdecznie na blogu :) Czy Sherlock miałby ochotę pokiereszować nieco Theo?]
OdpowiedzUsuńTheo
[A dziękuję ;) To zacznę coś z tym kotełem.]
OdpowiedzUsuńTheo nic nie miał do zwierząt. Tak właściwie większość z nich uważał za urocze i lubił je obserwować, czy głaskać. Jednak nie zawsze miał szansę dogadać się z pupilami sąsiadów. Podczas popołudniowego spaceru z Nico, kiedy to mały zasypywał go gradem pytań, nagle na twarzy mężczyzny pojawiły się ostre pazurki, a nerwowo rozbujany ogon uderzał go po głowie przy każdej próbie zdjęcia kocura z siebie.
– Nie pomagasz mi – powiedział do małego, który beztrosko chichotał, trzymając się nogawki mężczyzny. Gdy w końcu kociak został odsunięty od twarzy Theodora nieco się uspokoił. Black po chwili wahania sprawdził, czy przy obroży nie ma adresu, na który można by odstawić sierściucha. Jako, że Mount Cartier nie należało do dużych miast, postanowił odprowadzić zgubę do domu od razu.
– Kotecek – dziecięcy głos odezwał się, a wyciągnięte łapki informowały o tym, że dzieciak ma ochotę uściskać zwierzaczka.
– Dobra, proszę bardzo, tylko go nie uduś – Theodor nie umiał odmawiać swojemu chrześniakowi , dlatego z wahaniem pozwolił mu potrzymać kociaka. Mały o dziwo nie znęcał się nad nim tylko z zafascynowaną miną, wbijał ślepia w nowego towarzysza.
– Zabierzemy go do siebie? – spytał z nadzieją, ignorując prychanie Sherlocka, a przynajmniej na to imię wskazywała jego obróżka.
– Nie możemy. To czyjś kotek i idziemy go oddać – powiedział małemu, obserwując cały czas jego poczynania.
– Szkoda – nie wydawał się jakoś szczególnie tym przejmować. Był raczej usatysfakcjonowany, że ma go przy sobie chociaż na chwilkę. Kiedy stanęli przed domem właścicielki, Theodor nacisnął dzwonek i oczekiwał aż ktoś otworzy mu drzwi. Miał nadzieję, że do tego czasu kot zostanie w jednym kawałku.
Theo
[Mój, wybacz, zapewne nie będzie dłuższy, bo za dużo sobie na raz zostawiłam.]
OdpowiedzUsuńDzisiaj miał na popołudnie, chociaż właściwie, zmian w warsztacie nikt nie przeszkadzał. Był tylko on i Lucas, więc jakoś się między sobą zawsze dzieli, mimo to zwykle było tak, że ten kto pierwszy zszedł na dół, otwierał, a ten drugi zamykał. Bo i tak większość czasu spędzali na rozmowach, samochodów tu nie było za dużo, zresztą tak samo jak ludzi, więc i naprawiać nie było co. Dlatego Adrian siedział u siebie, a do warsztatu zejść miał zamiar dopiero za kilka godzin. Zmienił plany gdy zauważył, że jego szef oddala się od miejsca pracy, więc na wszelki wypadek postanowił zejść. Lucas na pewno nie szedł nigdzie na długo, inaczej by go zawołał, Adrian uznał mimo to, że podczas nawet bardzo krótkiej nieobecności może pojawić się klient.
Gdy usłyszał wołanie właśnie zamykał za sobą drzwi mieszkania. Ha, miał rację, ktoś zawitał w ich skromne progi. Przeskakując po dwa stopnie szybko znalazł się na dole, gdzie ujrzał rudowłosą pannę, jednak bez auta. Bez motoru. Nawet bez roweru. Zrobił dobrą minę do złej gry i zbliżył się do niej z uśmiechem. Zapewne nie wyglądał teraz jak mechanik, nie był w swoim ubraniu roboczym, ale może jednak potrzebowała pomocy? Może maszyna gdzieś stanęła, i nie miała jej jak przetransportować? Wszystko było możliwe.
- Nie, zostaw, posprzątam to potem... To gdzie jest twój wóz? Mogę po niego podjechać w każdej chwili, szczerze mówiąc cieszę się twoim nieszczęściem, bo zapowiadał się nudny dzień bez żadnej pracy - nie zabrzmiało to zapewne najlepiej, ale naprawdę nudził się już od kilku dni, bo jedyne co dostali, to dwa dziecięce rowerki, w których trzeba było wymienić koła.
Nudy.
Adrian
[Cześć! Piszę do ciebie, bo widzę w karcie, że ustaliłyśmy jakiś pomysł ale... Cóż, jestem ćwok i nie pamiętam kto miał zacząć (najprawdopodobniej znając życie to ja, ale wolę się upewnić :D).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam!]
Quinn