A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Guten Tag

Erich Heinemann

10.10.1982 • Redaktor naczelny "Churchill News"
przyczajony ryś potulny baranek niezależny wilk

    Człowiek, który przed swoją samotnością postanowił uciec. Do samotni. Leczy rany, jakie zadało mu życie, poprzez, ach jak oryginalnie, sączenie czerwonego wina i palenie tanich papierosów. Jako Niemiec, mimo doskonale opanowanej angielszczyzny, miewa problemy w tej małej społeczności, jaką jest Mount Cartier. Zajmuje małe, dwupokojowe mieszkanie na pierwszym piętrze w jednej z kamienic. Gości nie przyjął jeszcze ni razu, mimo że zadomowił się tutaj już pół roku temu. Jedynym cichym towarzyszem w jego mieszkaniu jest kot, Fryderyk, który stał się powiernikiem wszystkich tajemnic Ericha.
    Dla wielu osób w miasteczku nadal pozostaje kimś anonimowym, obcym - trudno się jednakże dziwić, skoro prawie nie wystawia nosa za drzwi. Wyjątkiem jest oczywiście krótka droga do samochodu, którym jeździ do Churchill, do redakcji. Prócz zarządzaniem gazetą trudni się również, ale już tylko hobbystycznie, grą na saksofonie. I to o różnych porach, uznawanych nieraz za ekstrawaganckie. I nawet kot, imiennik jednego z przedstawicieli klasyki weimarskiej, budzi się i obrażony ucieka z mieszkania, gdy Erich zaczyna grać.
     Myślami dryfuje gdzieś po lasach otaczających wioskę. Swoich rzadkich rozmówców obdarza krótkimi, nieobecnymi spojrzeniami, które jasno komunikują, że nie pała wcale ochotą na zawieranie głębszych znajomości. Podobno ktoś go kiedyś mocno zranił. Podobno dlatego przyjechał tutaj. Podobno trzęsą mu się ręce. Podobno pija tylko herbatę z mlekiem. Podobno. No bo jak to tak można, toż to niedobre jest.

Witam. Fajny kot, nie?

13 komentarzy:

  1. [ Szkoda, że ciągle ten sam :* ]
    Auerbach

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Nie bardziej niż zwykle - czyli na tyle, żebyś się pokwapił do mnie z pomysłem i zaczęciem. ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Witam pięknie. Danielle juz lubi pana, choć jest zdecydowanie głośniejsza i bardziej otwarta. I chętna na wątek ;)
      Moglaby Np. Znac go juz wcześniej, przed przeprowadzka. -Churchill News kiedyś moglo zorganizować konkurs literacki/reporterski i D. Dla checy sie zglosila i wygrala( albo i nie). Po tym mogla byc stalą bywalczynią w redakcji, bo lubi spędzać czas z ludźmi którzy wiedzą coś o świecie i piszą, jak ona.
      Nic innego nie przychodzi mi do głowy na ten moment, jeśli masz jakiś pomysł wal jak w dym ;D
      Wybacz, ze tak chaotycznie ale pisze na telefonie a on nie chce współpracować...]
      Danielle

      Usuń
  4. Witam na blogu i życzę powodzenia. Niestety nie mam pomysłu na wątek, ale jeśli Ty będziesz jakiś posiadał/posiadała to zapraszam do siebie. :)

    Octavia H.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam :) Rzeczywiście, kot na swój sposób fajny.]

    Camille

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Głównie to siedzi w domu, ale czasem wyjdzie do spożywczaka, na targ po nową książkę albo do tego sklepu z jednym komputerem. ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Herbata z mlekiem pycha jest, ale jak można tak upaść kota?]

    Lilianne

    OdpowiedzUsuń
  8. Żyjesz? Bo ja po urlopie się do Ciebie zgłoszę po jakiś fajny wątek. Nie zgiń mi w tym czasie, co?

    Johnsee R.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego ten przeklęty facet w kolejce musiał jęczeć Auerbachowi prosto do ucha?
    Tak jakby wszyscy jeszcze mało poirytowali łaknącego spokoju pilota. Sam przymus ciągnięcia pogawędki o pogodzie czynił go bardziej poddenerwowanym, niż zwykle. Ba, nawet wyjście z domu do ludzi go męczyło, podobnie jak Heinemanna. Co prawda, tego dnia udało mu się zręcznie uniknąć pań sprzedających na swoim podwórku jajka, ale i tak kilkanaście kroków dalej musiał wysłuchać żali na temat zepsutego samochodu. Więcej - spytano go o radę, tak jakby uważano, iż praca z jakimikolwiek maszynami - tutaj: samolotami - czyniła go specem w dziedzinie wszystkich silników. Napomknął coś o świecach, o gaźniku i jeszcze kilku innych częściach, namieszał, a gdy rozmówca był wystarczająco skonfundowany, pożegnał się dosyć grzecznie i ruszył szybkim krokiem w stronę celu.
    Właściwie, jego życie przedstawiało się teraz jak gra: dom to baza, Mount Cartier stanowiło mapę, a jego mieszkańcy to potwory, których nie dało się zabić, ale należało ominąć szerokim łukiem. Byle nie stracić przez nich migającego serca z górnego rogu ekranu.
    Chciał tylko wejść do sklepu, zabrać jakiś chleb, może masło, kawałek szynki, sera i ewentualnie jakieś owoce, jakby zachciało mu się odmienić sobie dietę. Alkohol przestał kupować tu wraz z powstaniem plotki o jego domniemanym problemie z wysokoprocentowymi trunkami; przywoził go ze sobą podczas kursów po pocztę.
    Zaszalał. Wybrał sobie nawet czekoladę i najlepszą kawę, jaką dało się tutaj zdobyć, w razie, gdyby komuś zachciało się go odwiedzić w domu (a, niestety, i takie przypadki się zdarzały). Stanął w krótkiej kolejce do kasy, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem z obawy, iż mogliby zaczepić go i zacząć rozprawiać o maśle. Odezwał się dopiero wtedy, gdy stwierdził, że mógłby zjeść jakieś jabłka. A najlepiej cztery.
    Wtedy usłyszał za sobą to pytanie. Naprawdę, chciał się zdrowo odżywiać, a ktoś mu psuł cały plan.
    - Jak nigdy - burknął niezbyt przyjemnie i nie mogąc się oprzeć ciekawości, odwrócił głowę w stronę pytającego. Skoro upominał się o zwyczajne owoce, najwyraźniej był tak samo życiowo sfrustrowany, jak Auerbach, więc... - Bernie, zostaw panu dwa jabłka.
    Sprzedawca kazał mówić do siebie po imieniu, więc Matthew spełniał jego życzenie. Dla świętego spokoju.

    [ Mi wystarcza. Lepiej stąd nie znikaj, zewsząd mi znikasz. ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Witam na blogu ;) Kota można jeszcze dokarmić, chociaż taki też fajny.]
    Theo

    OdpowiedzUsuń
  11. Pomruczał jeszcze coś pod nosem, a potem poprosił jeszcze o mydło, stwierdziwszy, że chyba mu się kończyło. Prawdopodobnie w domu czekał na niego cały stos niewykorzystanych kostek w kolorowych opakowaniach. Auerbach zawsze kupował środki czystości, zawsze miał ich nadmiar w domu, chociaż jego lokum nie wymagało częstszego czyszczenia (nie gotował, żył w dwóch pokojach, nie miał zwierząt). Czasem tylko przetrząsał całe mieszkanie przy generalnym remanencie.
    - Lawendowe czy fiołkowe?
    Co za różnica... człowieku, daj mi mydło i wychodzę z tego burdelu, przemknęło mu przez głowę, zanim wybrał lawendowe. Obydwa wydawały się obrzydliwie babskie, podobnie jak te kolorowe drinki ze słomką, więc już obojętne, które przygarnął. Najlepsze byłyby jakieś cytrusowe, ewentualnie o zapachu ZWYCZAJNYM lub MYDLANYM. Nikt nie miałby problemu z wyborem.
    Nie dał się zagadać jakiejś sąsiadce, której w ogóle nie znał, tylko przebrnął jakoś przez przerażający sklep i znalazł się nareszcie poza zasięgiem uporczywych macek kontaktowych mieszkańców Mount Cartier. Niestety on, Auerbach, nie życzył sobie żadnych pogawędek o pierdołach. Wolał wyjść, zapalić sobie w ulubionym miejscu tuż obok wyjścia z wsiowego supermarketu, a później udania się do domu. Wreszcie.
    Gdy tylko noga przekroczyła próg i Auerbach mógł się najpierw zachłysnąć rześkim powietrzem, a następnie wyciągnąć z kieszeni odpowiednie pudełko i już za moment truć się dymnym aromatem tytoniu. Skręcił w odpowiednią stronę, żeby oprzeć się o chłodny mur. Chciał koniecznie zepsuć swój wizerunek w oczach wszystkich babć, które pragnęły znaleźć dla swoich wnuczek męża. Przecież palacz - chyba, że ten od pieców węglowych - nie wchodził w grę.
    Szkoda tylko, że człowiek, który przed momentem upomniał się o jabłka, także tam stał. Dlaczego akurat w tamtym miejscu? Matt już miał obrócić się na pięcie i zwyczajnie odejść, ale nie dał mu honor. Skoro już tam szedł i widać było, gdzie zmierza, nie chciał nagle... tchórzyć.
    Oparł się o ścianę i gdy tamten skinął do niego głową, ledwo popatrzył. Jego skinięcie przypominało bardziej nerwowy tik, niż faktycznie powitanie. Odłożył siatkę. Gadać nie miał ochoty, chociaż przeczuwał, że zaraz kolega ze sklepu zajrzy mu w siatkę i zapragnie jego lawendowego mydła.

    [ Prędkość mojego wątkowania: 1 odpis/tydzień ]

    OdpowiedzUsuń
  12. [ dej mi mejla, panie, bo gdzieś zgubiłem ]

    OdpowiedzUsuń