A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Five years and a half

Pierwszy rok był cudowny.

Podróż do Tajlandii w ramach miesiąca miodowego. Kursy kulinarne w rodzinnej Francji. Apartament w Lyon. Zdobycie kilku prestiżowych nagród w konkursach. Kolejne kursy. Przyszłościowa oferta pracy. Między tym wszystkim żyła wzajemna fascynacja, radość, namiętność... Cieszyli się sobą, swoim szczęściem, swoją pasją i zaangażowaniem. Gdzieś plątały się kłótnie. Drobne nieporozumienia, jakieś sprzeczki. Wszystko było normalne, jak powinno, żeby panowała harmonia.
Widziała przed sobą bardzo przyjemną drogę, którą miała przejść u boku tego jedynego.

Drugi rok był nieco bardziej życiowy.

Trochę ostygli. Zauważyli, że nawet jak wszystko idzie dobrze, to jednocześnie coś idzie źle. Gdy jedna osoba pracuje, trzeba trochę zacisnąć pasa. Praca to wyścig szczurów. Więcej stresu, więcej presji. Mniej kursów, jedna nagroda. W tym zawodzie nieustannie trzeba się szkolić, by się utrzymać. Ona miała szczęście, on trochę mniej. Jednak było obustronne wsparcie, zrozumienie. Radzili sobie dobrze, nie było między nimi większych konfliktów. Ciągle wszystko płynęło swoim harmonijnym rytmem.
Zaczęli mieć pierwsze plany dotyczące powiększenia rodziny.

Trzeci rok był smutny.

Początek był pełen nadziei. Oboje mieli pewną pracę. Mogli sobie pozwolić na odrobinę luksusu, trochę rozpieszczenia. Czując się bezpiecznie pod względem materialnym, chcieli spróbować wdrożyć swoje plany w życie. Dosłownie. Urlop na Malediwach. Tylko tydzień, on miał krótki staż w nowej pracy. Z wizytą u lekarza odczekali dwa miesiące. Nie chcieli zapeszać. Potem był awans. Nieduży, ale każdy szczebel w karierze trzeba było nadepnąć, by dostać się na szczyt. I nagle zaczęło się psuć. Nowe życie nie przyjęło się do świata i po krótkiej egzystencji odeszło. Był smutek, wręcz rozpacz.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to początek końca.

Czwarty rok to była ucieczka.

Pozwolił jej uciec w pracę. Miało to swoje plusy, bo była coraz wyżej. Wyżej od niego. Gdy wróciła, miała do czynienia tylko z pozorami. Niby niewinne żarty wśród znajomych, które były bezpośrednimi przytykami. Wcale nie takie delikatne sugestie, że ktoś powinien zajmować się domem, a ktoś pracować. Najlepiej, żeby to on pracował. Stopniowe wypominanie wszystkiego, co powinni mieć już za sobą. Apodyktyczność. Czasami wręcz despotyzm.
Nie miała pojęcia, że to strach i zazdrość.

Piąty rok to już tylko walka.

Nie umieli dojść do kompromisu. Ona miała dosyć. Nie umiała mu ustąpić, a on nawet nie chciał. Wymuszał na niej wszystko, aż postanowiła się postawić, wyciągnąć ostatni warunek. Nie rozumiała, dlaczego tak bardzo chciał jej klęski, zaprzepaszczenia marzeń całkowicie, zamknięcia w klatce. Niesłuszna krytyka, którą częstował, zaczynała parzyć. Nie odpuścił do końca. Wśród ludzi brnął w swoich przekonaniach, nie szczędził w słowach i rzucał nimi prosto w nią, jak nożami. Budził w niej złość, nie przypuszczając, że jest gotowa na ostateczność. Kiedy się zorientował, wrócił na chwilę. Jednak już budził w niej strach.
Rozwód z orzeczeniem o winie.

Pierwsze pół roku było trudne.

Camille Charpentier wróciła do nazwiska matki i znów była Camille Levittoux. Nie dawała po sobie poznać wszystkich tych emocji, które towarzyszą podczas rozwodu. Spokojnie znosiła całą rozprawę. Była tylko zdeterminowana, by się uwolnić. Nie analizowała, nie pytała dlaczego. Czasami tak po prostu jest. Nie chciała tylko w tym żyć. To wszystko. Jednak nie przypuszczała, że będzie tak tym zmęczona, a najbliższa osoba stanie przeciwko niej. Wiedziała, że matka potrafiła ustawić dużo rzeczy pod przypuszczalnym zyskiem, ale jakoś jej reakcja wywarła pewne zaskoczenie. I zawód. Camille miała dosyć. Na tyle, by zrezygnować z pracy. Ironio! Tego chciał niedawny mąż. Ale wtedy nie było mowy o żadnym wyjeździe.
Tak się zdarza.
___________________________________________________

Notka była pisana najpierw na kartkach, potem na nowo w notatniku, a potem znowu od początku już w edytorze bloggera. I wyszło takie cuś, o. Jeśli ktoś to w ogóle przeczyta, to się bardzo cieszę i mam nadzieję, że jest to znośne ^^.

Camille Levittoux

2 komentarze:

  1. Notka piękna i smutna. Szkoda tylko, że taka krótka, jednak cieszę się, ponieważ odkrywa część życia Camille oraz pozwala ją lepiej poznać. A z tego byłego męża to zwyczajny idiota, ot co! ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótka, bo pięć lat małżeństwa to wcale nie tak dużo. No i cóż, zdarzają się idioci, a potrzebowałam czegoś do ubarwienia Cam. Mam nadzieję, że będzie więcej weny na więcej notek, skoro ta się komuś spodobała :D

      Usuń