A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Leroy Loyd

1 2 3 4 5

Leroy "Roy" Loyd

39 lat załogant kutra rybackiego

Zapytaj go. Zapytaj czy widział smoliste niebo opruszone niezliczoną ilością gwiazd. A widział. Wielkie, nieskończone, atramentowo ciemne, z dwudziestowiecznej łajby, z oceanu. Piękne, nieoszpecone wielkomiejskimi reflektorami i blaskiem lamp. Zapytaj o wyrzeźbioną ciężką pracą sylwetkę, szorstkie, uwieńczone gdzieniegdzie bliznami, zorane ciągnięciem liny dłonie. Spytaj o zawsze w nieładzie, nierówno ścięte przydługie włosy, splątane od wiatru i morskiej bryzy. Spytaj o gęsty, czasem ostry jak jego język zarost. Spytaj o chłód, o opanowanie, o odosobnienie, o twarz zmęczonego pracą człowieka. Zapytaj o to i wszystko inne – o zagadkowe spojrzenie w barze, z ociąganiem posyłany obcym nieufny wzrok, sceptyczne obejmowanie wzrokiem damskich wdzięków, grymas niezadowolenia na twarzy, gdy do lokalu wchodzi osobistość, wpuszczająca mroźne powietrze do środka. Zapytaj o preferencje – gorzkie dla ust w smaku piwo, pite z ogromnego kufla; ciężkie zimowe kurtki i wyblakłą czapkę z daszkiem; najzwyklejsze kraciaste bądź bawełniane koszule, grube swetry, puchowe kamizelki. Zapytaj o historię – obrączkę zawieszoną na łańcuszku, skrywaną pod materiałem koszulki, spróchniałą framugę drzwi z inicjałami: R.B., K.L. i L.L., puste ramki po zdjęciach w domu. Zapytaj go. Nie odpowie.

RELACJE & POSZUKIWANIA STARA KP

9 komentarzy:

  1. A co tu tak pusto? :O

    Em na specjalne traktowanie bez wątpienia sobie zapracowała. Pamiętając swoje wybryki sprzed pół roku, czy chociażby trzech miesięcy, inne, niż szorstkie obycie mogłoby na nią w ogóle nie wpłynąć. Byś może faktycznie potrzebowała takiego nie innego traktowania, a w ten sposób Roy stał się dla niej najbliższą osobą w tym mieście. Jakkolwiek była to dziwna relacja i irracjonalna, ale nikogo innego nie zdążyła tutaj tak naprawdę poznać. Nikt inny też nie chciał jej pomagać.
    Zaśmiała się, gdy Roy poddał od wątpliwość jej stan fizyczny.
    - Nie, nie czuje się dobrze. Jestem chora Roy.- stwierdziła poważnie, podnosząc na niego wzrok.- Mam depresję. Biorę leki i chodzę na terapię.- odparła szczerze, bynajmniej nie mając ochoty się z tym kryć. Takie były fakty, ale przynajmniej starała się coś zrobić ze swoim życiem, naprawić błędy, odnaleźć szczęście. Lekarstwa obniżały nieco nastrój, ale z drugiej strony była bardziej przyjazna i dostępna dla ludzi.- Zapomniałeś?
    Nastała chwila ciszy, po czym Emily cofnęła się o krok i wskazała na łazienkę,
    - Piwa na razie Ci nie zaproponuje, ale z łazienki możesz skorzystać. Niech stracę w ramach powitania.- wzruszyła lekko ramionami, chcąc mu pokazać, że jej to jest zupełnie obojętne.- No chyba, że wolisz tą wodę nosić wiadrami. Nie zabronię, ale też nie pomogę.

    OdpowiedzUsuń
  2. No poprawiłam się już, noooo... Plus znam ból scrollowania.

    Nie mówiła wcześniej o tym, bo i sama tego nie uznawała. Wolała twierdzić, że taka jest kolej rzeczy, że tak reagują na stratę bliskich osób wszyscy, co niestety prawdą nie było, ale przed dwa lata życia w marnej egzystencji przyzwyczaiła się do takiego, a nie innego postrzegania świata i chyba nawet jej było z tym dobrze. Oczywiście, nie na tyle dobrze, by uznać życie za szczęśliwe, ale było to życie w miarę znośne, jakoś tam akceptowalne. Z czasem jednak dotarło do niej, że to do niczego nie prowadzi, że skoro nie udało jej się zginąć przez tak długi czas pomimo usilnych chęci, to należy zacząć działaś. Dlatego też podjęła terapię i teraz stała przed Leroy'em w zupełnie innym wydaniu, niczym Emily jaką była przed całą tragedią, na pewno jednak nie tą samą, bo pewnych wydarzeń nie da się od tak wymazać z życia. Poza tym, nikt chyba nie lubił chwalić się, że jest chory, zwłaszcza gdy była to choroba związana z defektem psychicznym.
    Kiedy Roy się skąpał, Em nie mając nic lepszego do roboty, zwyczajnie dalej się rozpakowywała, zupełnie nie przejęta faktem mężczyzny siedzącego w jej łazience. Po prostu zajęła się swoimi rzeczami, nie widząc nic złego w tym, że oddała mu swoją gorącą kąpiel z racji, że zużyła całą ciepłą wodę. Tak się chyba robiła. To była uprzejmość.
    Zdziwił ją jedynie fakt, że Roy wrócił, w dodatku ze zgrzewkami piwa.
    - Obawiam się, że nie.- uśmiechnęła się przepraszająco, mając na myśli zarówno alkohol, jak i swój powrót do Waszyngtonu. Stojąc nad walizką pełną ubrań, wyciągnęła tylko kolejną kupkę, posyłając mężczyźnie przelotne spojrzenie, gdy udała się do sypialni, by zanieść rzeczy do szafy.
    - Zostaję tutaj. Na dobre.- stanęła na palcach, by wepchnąć ubrania na najwyższą półkę, po czym wróciła do salonu do swojego sąsiada.- A pić, też już nie piję. Znaczy może nie w ogóle, ale ograniczam się do niewielkich ilości w weekendy. Ale oczywiście oddam Ci pieniądze za piwo, bo przecież miałam stawiać.- sięgnęła po portfel, by wyciągnąć z niego banknoty i oddać przynależność mężczyźnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Go to hell with him and his goddamn beautiful face.
    xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Psikus u hardego pana rybaka zawsze w cenie!]

    nieprzyjezdna Emilka

    OdpowiedzUsuń
  5. Czas się dla niej zatrzymywał ilekroć siadała do pisania i kiedy odpalała napój bogów, który przyjemnie mącił w głowie, pozwalając odnaleźć wenę i wydałoby się utraconą bezpowrotnie genialność umysłu. Słowa same cisnęły się na język, a zatem i pod pióro, które skrzętnie spisywało wszystkie warte uwagi ciągi liter, dale słów i w końcu zdań, porządkować na rycach papieru rozrzuconych dookoła. Mocny alkohol, rozpalony kominek, głośna muzyka i ona - na wpół ubrana, bo przecież było ciepło, roznegliżowana do bielizny, okrytej ciepłym swetrem, z okularami na nosie, uparcie notowała coś na kolejnej kartce papieru, gdy ni stąd ni zowąd miała gościa. I to nie byle jakiego, bo pana sąsiada, wyraźnie niezadowolonego (jakby to było coś nowego), który ni stąd ni zowąd wyłączył wszystkie światła w domku, choć nie było ich znowu tak miało. A nim ona zdążyła podnieść się z podłogi, oczywiście ze szklanką alkoholu w ręce, bo jakby wypadało go zostawiać samotnie, do jej uszy doszedł trzask i ledwo dosłyszalne syknięcie mężczyzny. Dla niej wszystko było jasne.
    — Naprawdę musiałeś to robić Lyod? — mruknęła ze stoickim spokojem wręcz, uprzednio dopijając swój alkohol, dopiero później bawiąc się w zapalanie najbliższego światła i obejrzenie całego "wypadku".
    Pokiwała głową, nalała kolejną szklankę trunku, wręczyła ją swojemu sąsiadowi i posłała mu karcące, choć lekko nieprzytomne spojrzenie.
    — Świetnie Loyd, twoja krew zniszczyła godziny mojej pracy, ale nie martw się, będziesz żyć i chodzić. A to — tu wskazała na szklankę z alkoholem, którą mu wręczyła. — przyda się bardziej Tobie. Poczekaj chwilę, to pójdę po apteczkę i amputujemy Ci stopę. — uśmiechnęła się lekko, szczelniej opatulając nagie ciało grubym, długim swetrem i ruszyła w stronę kuchni w poszukiwaniu apteczki.
    — I nie ruszaj się! — krzyknęła jeszcze, słysząc drobny szelest z salonu.

    Emilka

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie chodziło przecież o to, że Emily miała jakiś niecny plan względem Roya, choć oczywiście nic nie zmieniło się od dnia jej przyjazdu i mężczyzna nieustannie węszył spisek względem jego osoby w jej wyniku. Mimo to pani Baker, naprawdę jedynie próbowała ruszyć ze swoją nową powieścią, by zarobić na jeszcze trochę życia w Mount Cartier, a przy tym wyjść z dołku w którym nie da się ukryć nadal siedziała. O tym świadczyła chociażby pokaźna ilość butelek w salonie ukryta za drugim fotelem.
    — Masz na myśli Ciebie? — mruknęła z odrobiną ironii, jeszcze z kuchni, zanim udało jej się wrócić do salonu, gdzie poszkodowany Roy musiał zająć się sobą na własną rękę, by przypadkiem nie uwłaszczyć swojemu rozdmuchanemu ego.
    — Naprawdę nie mogłeś poczekać chwili? — wywróciła oczami, zabierając od niego pustą szklankę, a zostawiając mu apteczkę. Sama zaś poszła dolać mu, a przy tym i sobie po nowym kieliszku mocnego wina. Wiedziała, że nie jest to faworyt rybaka, ale sam wtargnął na jej włości, więc nie mógł wybrzydzać.
    — Nie powinieneś też tego czytać. — zauważyła, wskazując na poplamiona kartkę, którą mężczyzna trzymał w dłoni. Po krótkim spojrzeniu na jej wygląd, wiedziała, że jest tam kilka zdań które jednoznacznie odnoszą się do gruboskórnego sąsiada, który siedział na przeciwko.
    — Nie chcę Ci broń boże prawić morałów, ale jeśli tak obchodzisz się z każdą swoją raną, to amputacja będzie nieodzowna. Nikt Cię nie uczył jak oszczędzać kończyny? — słychać było od razu, że albo to terapia, albo wypity alkohol, bo Emily sypała docinkami jak nigdy dotąd. Chyba, że zawsze były ukryte gdzieś pod grubą warstwą ciepłego swetra, bielizny, a przy tym i alkoholu.

    Emilka

    OdpowiedzUsuń
  7. [Jaki cudny pan. No i imię i nazwisko podbiło moje serce, jakoś tak bardzo komponują mi się z całą postacią. Życzę dobrej zabawy i powodzenia (to już chyba któraś z kolei osóbka, prawda?), a w razie chęci zapraszam do siebie!]

    Mia Harnsberger

    OdpowiedzUsuń
  8. Emily wywróciła tylko oczami, słysząc co Roy ma jej do powiedzenia. Znali się nie od dziś, więc gdyby przypadkiem mężczyzna zachował się inaczej, byłby bardziej uprzejmy i słuchał jej poleceń, cóż, wtedy faktycznie mogłaby być zaskoczona. Teraz nie była, choć jego krnąbrność i ośli upór tłumaczone niemal ludowymi gusłami, jak zwykle męczyła ją w jakimś stopniu. Ale taki był urok Loyda, bez niego wszystko nie miałoby sensu. Nie była w stanie wyobrazić ich sobie jako dwójki uprzejmych i zgodnych sąsiadów. To byłoby po prostu złe.
    — Masz coś jeszcze do powiedzenia? — spojrzała na niego niejako znudzona, patrząc jak uparty Roy człapie w stronę kanapy, przy okazji zostawiając ślady krwi na kilku kartkach, które po drodze zdeptał. — Czasami zastanawiam się, czy sam wymyślasz te wszystkie absurdalne teksty, czy może ktoś Cię ich nauczył. — usiadła na podłokietniku, tuż przy jego stopach, patrząc jak jej sąsiad łapczywie sięga po wino. Ona z kolei korzystając z jego chwilowej nieuwagi, polała zranione miejsce wodą utlenioną. Chociaż tyle mogła zrobić. Kwestią czasu zaś było, kiedy jej się za to dostanie.
    — Nie powinnam? Myślę, że ty nie powinieneś włazić w moją lampę, ale to niewiele zmienia. — uśmiechnęła się do niego nieznacznie, w ten swój wyjątkowo smutny sposób. — Jakby akurat Ci to przeszkadzało... — dodała ciszej, szczelniej owijając się długim swetrem.

    Emilka

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie byłoby Roya i Emily, chociaż oboje jako jedno nie istnieli, wiedział i widział to każdy, kto tylko mijał dwójkę sąsiadów, że ich wspólne życie usłane jest pasmem sprzeczek i niezadowoleń, głównie tych absurdalnych. Droczenie się zaś było czymś na porządku dziennym. Zazwyczaj działali sobie na nerwy, choć może już nie aż tak wzniośle jak miało to miejsce na początku ich znajomości.
    — Staram Ci się raz pomóc. — mruknęła beznamiętnie, choć nie dało się ukryć, że była nie mało zaskoczona, gdy nagle znalazła się tak blisko Loyda, choć przecież zaliczyli już kilka dwuznacznych sytuacji jak chociażby problemy z wodą i prysznicem; to jednak było coś nowego. Uśmiechnęła się, jakby naprawdę ją to bawiło, to zupełnie nieznane jej wydanie Roya, choć z drugiej strony nie czuła się z tym wcale źle, przyjemnie było na nowo odkryć w sobie jakieś resztki kobiecości, której wydawało się, że jest pozbawiona. Złapała go za dłoń, gdy zabrał ją gwałtownie ze skóry jej ud, by ponownie umiejscowić ją na swoim ciele.
    — To chyba normalne dla Ciebie, mówić mi co mam robić, prawda? — mruknęła, posyłając mu uważne spojrzenie swoich smutnych oczu, kiedy odległość dzieląca ich od siebie wynosiła znikome milimetry. — Tylko, że jestem u siebie i nie mam zamiaru Cię słuchać. Tak samo jak w tej właśnie chwili powinnam znienacka zająć się Twoją stopą, żebyś nie kuśtykał do reszty życia. — okręciła się, by móc lepiej przyjrzeć się ranie, a tym samym dając Royowi możliwość podziwiania w okazałości jej szczupłej sylwetki, gdy w wielkim zaangażowaniu pochyli się nad jego stopą.
    — Wydaje mi się, że musimy najpierw usunąć szkło, a to będzie raczej nieprzyjemne. — skwitowała, obracając się w jego stronę. — Musimy w takim wypadku współpracować. — uprzedziła go lojalnie, wcale nie przejmując się faktem, że jej sweter poluzował się tu i ówdzie. No cóż, niech ma chłopak i niech się cieszy.

    grzeczna Emilka

    OdpowiedzUsuń