
Istotka, co do której istnienia Roy się wcale nie zastanawiał. Po prostu jest... i będzie. Jak się okazuje i jak zawsze pakuje mu się pod nogi. Przyjezdna, która nie znała swojego miejsca i przyjezdna, która je znalazła, na jego nieszczęście, kilkadziesiąt stóp od jego domu. I przyjezdna, która w zasadzie nie jest już przyjezdną, ale w jego głowie na zawsze nią pozostanie. Bo świat ległby w gruzach, gdyby Roy Loyd musiał ją nagle zacząć tolerować, czy co gorsza, o zgrozo, lubić, skoro na razie jedyną podstawą do nieakceptowania jej osoby jest jej status w mieście. Trudno określić jasno ich relacje, bo nigdy tego nie robili. Po prostu, gadali, i wpadali na siebie. Czasem specjalnie, głównie z jej inicjatywy. Rzadko przypadkiem. Wtedy wiedział, że to też z jej przyczyny, bo na pewno odmawiała te swoje jakieś waszyngtońskie voodoo, jak uprzykrzyć mu życie.

Żydówka. Kobieta, którą Roy pokochał w ten określony, naprawdę bezinteresowny sposób. Ale czy jedyna, prawdziwa miłość? Chyba nie dane było mu tej z niczym porównać. Znali się już od dzieciństwa, od zawsze przyjaźnili, więc naturalną drogą wyboru zdawał się być ślub. Tak też się stało. Ludzie jednak, znając się całe życie mają wyjątkową zdolność do niedostrzegania swoich wad. Idealizowania siebie nawzajem, tak jak on – niesamowicie skutecznie – zbudował sobie pewien jej obraz w głowie – jej głęboki, mocno rozbudowany, prawie perfekcyjny wizerunek, który nie był niczym innym, niż tylko jego wyobrażeniem. Jednak otoczka ta pryska, kiedy wszystko zaczyna się psuć. Jest coraz mniej piękna, uroku, czaru, blasku, iskier i wrzenia. Kiedy okazuje się, że kobieta, z którą miało się spędzić resztę życia, w rzeczywistości jest tą, której serce ucieka do innego faceta. Pozostaje tylko żal, gorycz, zawód i brak wiary w miłość romantyczną. I choć kobieta miała do niego na tyle szacunku, by wyznać mu jej miłość do drugiego mężczyzny, zanim jeszcze do czegoś doszło – nie sprzyjał jej fakt, ze był to jego własny brat. Po rozwodzie wyjechała z miasta, wraz z Kylem. Po latach wróciła tu z niewiadomych przyczyn.

Ten zawsze bardziej porywczy, spontaniczny, nieułożony brat. Nigdy nie szczędził w ironii i sarkazmie. Nie hamował się przed uzewnętrznianiem światu swoich emocji. Nie brak mu błyskotliwości, a po prostu szkoda mu czasu na analizowanie każdego swojego czynu. W dzieciństwie i w latach młodości najlepszy kumpel starszego od siebie Roya i najzagorzalszy wróg jego przyszłej żony. Nigdy przez nią nielubiany i ze wzajemnością. Przeoczył moment, w którym relacja ta ze zwykłej złości przerodziła się w zauroczenie, a z niego, szybko w miłość. Wcześniej wolny duch, później, zniewolony uczuciem do żony brata, rozgoryczony mężczyzna, zamykający się na wyższe uczucia. Zdecydowany typ uroczego, intrygującego, trochę bezczelnego kochanka, rozwalającego małżeństwa, ale szczerze nieplanowany powód rozwodu swojego brata z jego ówczesną żoną, z którą niedługo potem Kyle wyjechał z miasta, prawdopodobnie uciekając w ten sposób od swojego poczucia wstydu i złamanej lojalności wobec rodziny.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz