Grace Léna Molière
Wnuczka zmarłej wiedźmy Blake
Francuzka wychowana w Seattle ᛥ 20 lat ᛥ Bezrobotna
Drewniany domek stojący na uboczu znów wyglądał tak, jakby ktoś w nim mieszkał. Widoczne są ślady w ogromnych zaspach śniegu, przed samym jego ganeczkiem, a z kominka czasem wylatuje ciemnawy dym, z okien widoczne jest nikłe światło wyglądające zza poszarzałych firanek, zupełnie jakby jego zmarła właścicielka cały czas tam zamieszkiwała. Uszykowane drewno zaczęło systematycznie znikać z boku domu, a w mieścinie raz na jakiś czas przemknie niczym nie wyróżniające się dziewczę tylko po to, by przytargać ze sobą kilka papierowych toreb zakupów i zniknąć bez śladu gdzieś w gęszczu drzew. Mało jednak kto widział młodą dziewczynę, wyłaniającą się zza starych drzwi opatuloną w gruby, długi szal okrywający większość jej twarzy. Ludzie mówią, że jest to wnuczka zmarłej Pani Blake, która niecałe dwa miesiące temu opuściła ten świat, jednak plotką nie warto dawać wiary. Nikt jednak nie jest na tyle odważny, by podejść bliżej, wlepić wzrok w oszronione szyby i zobaczyć nową mieszkankę Mount Carter, która w skupieniu, z lampką wina w dłoni, wertuje następne strony starych dzienników znalezionych na strychu. Nikt nie podejdzie bliżej, nie zerwie z jej twarzy szala, by spojrzeć na jej delikatne rysy twarzy i uśmiech mówiący, że chyba się zgubiła w tej małej mieścinie.
Powiązania
Księga cieni
Od autorsko.
[Ojeju, ukochuję tę panią. Zaskarbiła sobie moją sympatię już na wstępie, a to dlatego, że tak pięknie i subtelnie ją opisałaś. Karta Postaci nie dość, że idealnie oddaje klimat miasteczka to i ma w sobie coś z francuskiej elegancji, więc po prostu chwilowo jestem pod jej urokiem. A tak w ogóle to życzę Ci cudownych wątków - przy kominku lub bez kominka, ale w gorących okolicznościach - i oczywiście, aby Twoja przygoda z tą panną trwała jak najdłużej. A jakby kiedyś brakowało Ci wątków, to nieśmiało zaproponuję któregoś z Panów. Oczywiście odpisuję strasznie ślamazarnie i potwierdzi to każdy z bloga, ale jakby Cię to nie przeraziło, to wiesz, gdzie mnie szukać.]
OdpowiedzUsuńAndrew Walker & Scott Finlay
[ Sama jeszcze jestem tu nowa, ale już biegnę się witać z tą uroczą niewiastą! <3 Czytając kartę miałam ochotę przytulić ją mocno do serduszka. Kocham motyw babci-wiedźmy XD Jejku, jejku, jejku.
OdpowiedzUsuńWymyślmy coś razem <3 ]
Martha Jones
[Jaka przefajna niewiasta! Bardzo estetyczna karta i naprawdę ciekawa bohaterka. Świetny pomysł na "uczepienie" się motywu wiedźmy, bo pasuje mi on do Mount Cartier, choć nie wiem czemu. Może ze względu na plemienia zamieszkujące obecną Kanadę? Zapewne. Baw się dobrze z Grace <3]
OdpowiedzUsuńFerran, Cesar & Tilia
[Przecudna dziewczyna! Taka delikatna i subtelna, że od razu się zakochałam ♡♥ karta napisana fenomenalne! Lekka i przejrzysta, przyciąga do Grace jak magnes.
OdpowiedzUsuńŻyczę mnóstwa wątków! Niekończącej się weny ;) i mnóstwa przygód w MC :D
Gdybyś miała chęć, zapraszam do Miny lub Meredith ;)]
[Czeeeeść! Witam serdecznie w naszym nadal stosunkowo chłodnym Mount Cartier (chociaż 12 stopni to tutaj niemal jak upał! :D) i mocno dziękuję za to, że wpadłaś pod moją kartę, bo od dawna marzy mi się, żeby rozruszać Adaśka. Zdecydowanie więc jestem chętna na wątek i ucieszę się, jak podasz mi jakieś szczegóły (może być pod kartą albo tutaj: lyne.akkarin@gmail.com). Tymczasem życzę Ci dobrej zabawy i masy cudownych wątków, a także gratuluję ciekawej karty, którą wspaniale się czyta (no i minimalizmu, bo ja ciągle żałuję, że tak nie umiem...). :D
OdpowiedzUsuńMam tylko jedną, malutką uwagę. Francuska może być bagietka, flaga lub piosenka, ale jeśli chodzi o narodowość, to Twoja Pani zdecydowanie jest Francuzką! :3]
Adam Hamilton
[A nie ma sprawy, cieszę się, że mogłam pomóc i nijak nie uraziłam. :) Jeśli zaś chodzi o wątek, to kupuję pożar! Zacznę. :D]
OdpowiedzUsuńCoraz częściej dochodził do wniosku, że jest z nim coś poważnie nie tak. Trudno przecież nazwać normalnym kogoś, kto autentycznie cieszy się, gdy syrena strażacka wprawiona zostaje w ruch, oznaczając sytuację kryzysową w pobliżu, której trzeba jak najszybciej zapobiec. Ludzie raczej – a szczególnie mieszkańcy Mount Cartier – biegną wówczas do kuchni, wprawiając w ruch piekarnik i inne cuda celem przygotowania zapiekanki współczucia i z takim prezentem na ręku gnają zobaczyć, jak z czyjegoś życia pozostają zgliszcza. Czują się wówczas, oczywiście, usprawiedliwieni, gdy ich serca wypełnia ulga, że to nie ich spotkał ów kataklizm, bo przecież przygotowali jedzenie i zapewnili przy okazji, że gdyby ofiara żywiołu ognia czegoś potrzebowała, to może zawsze na nich liczyć. Owe zawsze mijało jednak na ogół już kilka sekund później, wraz z powrotem obserwatorów do zaciszy ich domów i nikogo to szczególnie nie dziwiło.
OdpowiedzUsuńAdam natomiast uśmiechał się w takich chwilach od ucha do ucha, niemal szaleńczo i również gnał – tyle tylko, że po swój mundur i dalej na miejsce wypadku. Jego oczy wypełniały się radością i ekscytacją małego dziecka, gdy spoglądał w ogień i dosłownie rwał się do działania, nierzadko nie tylko olewając posiadane rozkazy, ale i ryzykując swoje życie. Lubił to. Ba! On o kochał. Kochał adrenalinę, która wówczas opanowywała go od stóp do głów i kochał piekielnie gorące powietrze, które otulało go niczym najczulsza kochanka, gdy tylko wpadał w jego objęcia. Kochał też syk pękającego drewna i zapach, który temu towarzyszył, ale najbardziej – kochał poczucie, że jego życie ma sens. Zyskiwało go zaś jedynie w takich chwilach – jedynie wówczas, gdy gasił piękne płomienie, ratując czyjś dorobek a nierzadko i życie.
Nie cieszyła go czyjaś krzywda w sensie dosłownym, lecz to, że mógł znów wkroczyć do działania. Poczucie bycia potrzebnym okazało się bowiem jednym z najsilniejszych – zaraz po miłości, którą mu niestety odebrano – narkotyków jego życia, w którego łapska bez wahania się oddawał, ilekroć tylko miał ku temu okazję.
Nic więc dziwnego, że kiedy w ten zimny, czerwcowy wieczór, znudzony po niemal dwóch tygodniach kompletnej bezczynności, nie licząc kilku akcji opiewających na ratowanie kota, który wlazł gdzieś na drzewo, mając już dość ciągle zagłaskującej go na śmierć właścicielki oraz jednym wypadku samochodowym, został powiadomiony o pożarze, poczuł zastrzyk adrenaliny i radości. Prawdziwej, niemożliwej do poskromienia i obezwładniającej radości, która sprawiła, że jego twarz – nieogolona, bo mu się nie chciało i ze znakami zmęczenia, bo słabo sypiał – natychmiast mocno odmłodniała, stając się jakby łagodniejszą w odbiorze.
To on był jako pierwszy gotów do drogi i to on jako pierwszy, dotarłszy na miejsce, rwał się do działania, mimo że rozkazy były inne. Niecierpliwił się niemiłosiernie, uważając każdą sekundę zwłoki za stratę czasu i nie mogą znieść bezczynności – szczególnie gdy widział, jak na jego oczach czyjś majątek powoli odchodzi w niepamięć.
— Pierdolenie – mruknął, mierząc wzrokiem płonący budynek, podczas gdy rozdzielano obowiązki, dochodząc przy tym do wniosku, że gdyby wzięli się do roboty już, raz dwa byłoby po sprawie. Nagle jednak coś przykuło jego uwagę. – Co do cholery? – Wymamrotał pod nosem, mrużąc lekko oczy i skupiając się na jednym z okien, za którym coś się poruszyło. – O chuj! – Warknął następnie i nie czekając na nic, rzucił się przed siebie. Doniesienia były bowiem takie, że nikogo w środku nie ma, a tymczasem on z całą pewnością widział przez owe okno kobietę. – TAM KTOŚ JEST! – Wrzasnął więc, nie zwracając uwagi na nawoływania za jego plecami i głupio-odważnie wpadł do domu, w którym źle zabezpieczono kominek. Jak podejrzewał, to sprawiło, że kobieta została odcięta od drogi ucieczki: on jednak, mając strój ochronny, zdołał się przedrzeć ku schodom i pobiec na górę. – Halo? – Wołał przy tym, przedzierając się przez gęsty dym.
– Halo? Słyszy mnie pani?! – Nawoływał, aby w końcu wpaść do jednego z pomieszczeń i odetchnąć z ulgą, gdy okazało się, że się nie pomylił. Przed nim stała bowiem wystraszona, młoda kobieta, którą skądś chyba kojarzył, choć jego podziurawiony przez alkohol umysł słabo ogarniał. Najważniejsze było jednak to, że ją odnalazł. – Nic pani nie jest? – Zapytał, natychmiast do niej doskakując. – Nazywam się Adam Hamilton i pomogę się pani stąd wydostać, w porządku? – Skupił się na swoim zadaniu.
UsuńAdam Hamilton
[Jakoś tak wyszło, że się napisało szybciej, niż sądziłam, więc wybacz małe nabicie Ci komentarzy pod kartą poprzednim odautorskim. :D W razie czego, Adaś jest trochę szalony, ale nieszkodliwy. Przepraszam za niego! :D]
[Przepraszam, ale muszę Cię prosić o usunięcie kodowania z notki jako że psuje wygląd bloga.]
OdpowiedzUsuńAndrew & Scott
[W razie czego już Ci od początku napisałam kod tak, aby nie psuł szablonu. Przy okazji trochę go ukróciłam, żeby łatwiej było się obeznać w kodzie. Mimo wszystko będę wdzięczna jeśli przy jakichkolwiek zmianach w KP będziesz uważać aby przypadkiem czegoś nie popsuć w szablonie, bo o to przy małej znajomości HTML nietrudno. Pozdrawiam :)
UsuńPrzy okazji pewnie odezwę się jeszcze o ten wątek później, chwilowo nadrabiam zaległości na indywidualnych wątkach.]
Andrew & Scott
[Cudny opis! Taki słodki i ujmujący... naprawdę. Ciekawy pomysł na postać, chylę czoła. Podoba mi się strasznie i aż ma się ochotę ją przytulić! No, kochane z niej maleństwo♥
OdpowiedzUsuńOby odnalazła się w naszej mroźnej mieścinie. Masy zabawy i długiego stażu!]
Ashmee Sanchez
[Hej!
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie napisana karta. Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki wykreowałaś postać Grace. A sam kształt karty, świetnie pasuje do całokształtu :).
Życzę wielu owocnych wątków i wspaniałej zabawy! :)]
Mattie Sherwood
[Motyw babci-wiedźmy jest świetny, wiesz? Poza tym to muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się html, naprawdę jest ekstra :D
OdpowiedzUsuńŻyczę tego aby odnalazła sie w naszej mieścinie, a tobie masy wątków oraz niekończących sie pokładów weny :)]
Martin
Cieszy mnie, że zainteresowałaś się Abem. Tym bardziej, jeśli taki typ postaci to Twój słaby punkt. Słabe punkty dają nam dobre wyjscie na wątek. Grace, owszem, może trochę różna od Abe'a, ale... jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają. Tutaj jeśli wartosć przyciągania miałaby być wprost proporcjonalna do różnicy charakterów, osiągniemy może bardzo ciekawy wynik rachunku. Nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała Twojej chęci do zaczęcia, dlatego droga wolna. Czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńAbe
znany też jako Lechat-lama, bo użycza sobie konta prisonera do pisania komentarzy bez przelogowywania się na swoje własne
Znać się raczej nie mogli jeśli Abr dopiero co się prszeprowadził do MC. Na razie wychodzę z domu, ale jeśli potrzebujemy jakiejś bazy znajomości, to potem jak wrócę coś o tym pomyślę.
OdpowiedzUsuńLeChat & Abe
// To moze Abe przyjdzie od czasu do czasu porabac Grace drewno, zalatac daxh czy ogolnie porobic jakies robotki? Albo byl swiadkiem jak Grace sie cos popsulo i zaproponowal, ze jej to naprawi za drobna oplata. Co o tym myslisz?
OdpowiedzUsuńAbe