SAM ROWLEY — DWUDZIESTOLETNIA CÓRKA RYBAKA. CODZIENNIE NIECIERPLIWIE CZEKA NA POWRÓT OJCA, SPRZEDAJĄC RYBY W PORCIE. WIECZORAMI URUCHAMIA W SWOIM POKOJU MANUFAKTURĘ PLUSZAKÓW, KTÓRĄ SKRZĘTNIE SABOTUJĄ JIMMY I TIMMY.
Ich dłonie pachną morzem, rybami. Ostry, drażniący zapach, którego nawet fikuśne mydełka przysłane przez matkę nie są w stanie zmyć. Raz spróbowali, aby później zgodnie uznać, że to, co tak drażni obce nozdrza, to przecież zapach domu. Ich domu. Szarych i błękitnych ścian, białych belek pod sufitem, drewnianych figurek statków oraz wszędzie obecnych pluszowych przedstawicieli kanadyjskiej fauny, nie tylko tej morskiej. Przechodzą przez próg: zmęczeni, z włosami sztywnymi od soli i szerokimi uśmiechami na zdrętwiałych ustach. Wargi smakują jak satysfakcja. Choć brakuje im wielkich ambicji, czują satysfakcję ze swojego życia, a każdy wschód słońca witają ściśniętym nadzieją gardłem.
WRACAM DO BLOGOWANIA PO DŁUUUGIEJ PRZERWIE Z CICHĄ NADZIEJĄ, ŻE CIEPŁO PRZYJMIECIE SAM. NA ZDJĘCIACH NATALIE DYER, W TYTULE HEMINGWAY. CZEŚĆ, MISIE! ☋
WRACAM DO BLOGOWANIA PO DŁUUUGIEJ PRZERWIE Z CICHĄ NADZIEJĄ, ŻE CIEPŁO PRZYJMIECIE SAM. NA ZDJĘCIACH NATALIE DYER, W TYTULE HEMINGWAY. CZEŚĆ, MISIE! ☋
Widzę, że nie tylko ja wracam do pisania... Chyba jednak watahy wilków nie są czymś, co kręci starą blogsferę :D Chętnie bym coś popisała, ale znalezienie jakiegokolwiek powiązania ze skrajnie introwertycznym Geraldem jest dość trudne. Jednak jeśli na coś wpadniesz, to chętnie zacznę :) A póki co, miłego blogowania!
OdpowiedzUsuńGerald
[Hej! :) Bardzo lubię imię Sam, bo bardzo, bardzo pozytywnie mi się kojarzy. Z takim wesołym typkiem. Trudno mi określić, czy Twoja Sam na pewno jest takim wesołym typkiem. Teoretycznie chyba tak, chociaż to ostatnie zdanie... nasuwa mi pewne wątpliwości.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, życzę udanego pobytu na MC, wspaniałej zabawy i wielu wspaniałych wątków! :)]
Mattie
Przeurocze zdjęcia, zarówno samej Sam, jak i jej małego zoo. Nasz miasteczkowy szop Monty ma chyba małą konkurencję... :D
OdpowiedzUsuńKarta króciutka i świetnie opisująca przywiązanie do ojca, do jego pracy, która zapewne była pewnym wyznacznikiem do tego, gdzie sama panna Rowley pracuje. W końcu nie ma lepszego miejsca na wypatrywanie łodzi ojca, jak sam sklepik z rybami mieszczący się w porcie. ;) Przez te zdjęcia mam wrażenie, że z niej to taki wieczny promyczek, któremu nigdy nie schodzi ten uroczy uśmiech z buzi!
No ale nic, witamy z powrotem w blogosferze i życzę udanego oraz przeeeedługiego życia tutaj z nami. Nawet jak przyjdą te -30 stopniowe mrozy, bo wtedy to dopiero będzie zabawa! :D
Solane & Vivian
[ Ładna karta, dość sensoryczna, krótka, ale mówiąca wystarczająco wiele. Cieszę się jednak, że sprzed monitora nie mogę wyczuć zapachu, o którym napisałaś. :D Sam wygląda przeuroczo, jej zwierzaki także, ciekawe, czy to przekłada się na sposób bycia.
OdpowiedzUsuńCześć, powodzenia we wracaniu po tej dłuugiej przerwie (przygnała bardziej tęsknota za samym blogowaniem czy ogólnie pisaniem?). ]
Sovay Biville
[O jak fajnie, że mamy kogoś związanego z rybołówstwem z sekcji damskiej :) Witam serdecznie! Odnoszę wrażenie, że miła z niej niewiasta (może przez fotografię), więc wierzę, że zadomoeisz się z nią szybko :) Z pewnością widuje się z Cesarem często, skoro sprzedaje ryby, które on przywozi. W każdym razie, baw się dobrze, a w razie chęci zapraszam :)]
OdpowiedzUsuńFerran, Cesar & Tilia
[Dzień dobry.:) Panią ze zdjęcia bardzo lubię, a jej widok tutaj przypomniał mi tylko o miesiącach, które zostały do nowego sezonu... Ale ja nie o tym. :) Również mam wrażenie, że Sam jest przyjemna dziewczyna. Zarówno przez fotografie jak i opis, który, choć krótki to wydaje się wnosić wiele z życia dziewczyny. Baw się tutaj dobrze, życzę szybkiego zaklimatyzowania się, a ten zwierzyniec ma całkiem fajny. :D ]
OdpowiedzUsuńEthan Camber
Christian Hemingway
[Karta jest nasycona takim pozytywizmem, zresztą jak sama Sam, że aż cieplej robi się na sercu osobie, która ją czyta. Jestem pewna, że obie będziecie się tutaj dobrze bawić i zagościcie na dłużej.]
OdpowiedzUsuńKat
[Chwilę, chwiluńkę mnie nie było a już tyle nowych twarzy :)
OdpowiedzUsuńCo do Sam, mam mieszane uczucia. Zdjęcie przywodzi mi na myśl bardzo wesołą i beztroską dziewczynę. Karta z kolei wprawiła mnie w smutniejszy nastrój.
Mam nadzieję, ze powrót do blogowania będzie miłym doświadczeniem (od tego chyba nie da się odejść raz na zawsze, czasami zastanawiam się, czy jak będę po 40 to też będę tak wracać co jakiś czas :)
Zapraszam oczywiście na wątek do któregoś z moich panów ;)
Ryan Lewis
Jack Higgins
[ Strasznie sympatyczne zdjęcie ma ta pani, a karta jeszcze bardziej nadaje tej postaci ciepła... A w ogóle moje pierwsze skojarzenie było z piosenką "Córka rybaka" :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę ciekawych wątków i chęci do zostania w MC na dłużej :) ]
Melody Wild
Również cieszę się, że takie blogi w ogóle powstają, dzięki młodym autorom blogsfera będzie istnieć, a szkoda by było gdyby tak wartościowe miejsce przepadło :) Nie zmienia to jednak faktu, że ja nie byłabym w stanie pisać na takim blogu. Sentymenty są piękne, ale wciąż są to sentymenty - myślę, że gdybym dziś napisałabym wątek o wylewaniu na kogoś kawy, nie byłoby to tak ekscytujące jak osiem lat temu :D A szkoda :(
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł. A co do demencji Geralda, to jeśli czegoś nie nagra, a jest to mało istotne, to często to zapomina. Fajnie, że jakiś człowiek będzie chciał trochę wyciągnąć go z jego samotności i izolacji :) Zacznę dziś lub jakoś na dniach.
Gerald
[W porządku :)]
OdpowiedzUsuńCesar Calderon
[Bardzo dziękuję za miłe powitanie. :) Przeglądając KP, zwróciłam na Twoją uwagę, bo to zdjęcie... och, jest hipnotyzujące! Podoba mi się też Twój pomysł na postać. W tej prostocie jest coś uroczego, coś, co chwyta za serce. :)]
OdpowiedzUsuńRachel Bonny
[O ja, jaka słodka pani! Serio. Zdjęcie jest cudowne, a manufaktura pluszaków totalnie mnie kupiła. Ogólnie, bardzo ładnie napisana karta... po przeczytaniu odczuwam taką melancholię, przyjemne ciepełko. Nawet nie wiem jak to wytłumaczyć. W każdym razie baw się dobrze i gdybyś miała ochotę coś skleić z moim panem, ja zawsze bardzo chętnie! ♥]
OdpowiedzUsuńAshmee Sanchez
[Marynarz to taki idealny zawód dla kogoś, kto może stać się stałym przyjeżdżającym do Mount Cartier – w przerwach od wypływów wpadnie, posiedzi, odpłynie i tak cały czas. Kto wie, może za kilka lat zapuści brodę, wciśnie w usta fajkę, na ramieniu wytatuuje kotwicę i będzie mieszkańców raczył opowieściami o morskich przygodach i o pannach wyczekujących go w każdym porcie. ;D
OdpowiedzUsuńMyślę, że Joseph mógłby chcieć mieć całkiem sporo wspólnego z Sam, bo chociaż nie wiem na ile to kwestia Twojej karty, a na ile moich nadinterpretacji, to sprawia wrażenie kogoś absolutnie świetnego. Pewnie Joe nawet specjalnie przyszedłby do portu raz czy dwa, aby zakupić rybę, chociaż podejrzewam, że tych może mieć dość.]
Joseph Stitt
[To widzę, że Sam oczekiwaniem na tatę zajmuje się już niemal zawodowo. :D
OdpowiedzUsuńPomysł raczej uniwersalny, więc nie wiem, do kogo miałby nie pasować, ale z Josephem jest ten problem, że pewnie machnąłby na to ręką. Ukradł, to ukradł, jeśli to mu nie zaszkodzi i nie udławi się ością, to niech je, na zdrowie, raz na jakiś czas można zapłacić za obiad szopa. I nie wiem, czy takie podejście nie spowodowałoby, że wątek urwałby się za szybko... Jak sądzisz?]
Joseph Stitt
[To trochę zmienia postać rzeczy, ale wciąż się zastanawiam, czy nie poszłoby zbyt szybko, a po rozwiązaniu problemu Sam musiałaby wrócić do pracy, co trochę zabiłoby wątek. Wybacz, że tak marudzę!
OdpowiedzUsuńAle tak na bazie Twojego pomysłu... Gdyby Sam wskoczyła do lodowatej wody, Joseph oczywiście chciałby jej pomóc (niestety, demoniczny śmiech, życzenie złapania zapalenia płuc i pokazanie języka na odchodne to nie do końca jego styl, echh), co nieco przypomina motyw damessy w distresie. Gdyby spróbować to odwrócić, poza godzinami pracy?
Joseph pożycza od kogoś kanadyjkę i pływa po jeziorze, wszystko jest w porządku, dopóki nie okazuje się, że łódź niegdyś była zepsuta, a ten, który ją naprawił, zrobił to tak nieumiejętnie, że właściwie nie wiadomo, jak ona się trzymała, chyba tylko na słowo honoru. W każdym razie, Stitt znalazłby się w nieciekawej sytuacji, dotarł już do połowy jeziora, a tu się okazuje, że jego środek transportu postanawia iść na dno. Podczas gdy Joseph walczyłby o oddech, z drugiej strony napłynęłaby Sam, która może postanowiłaby nie przykładać ręki do ewentualnego utopienia, lecz pomóc marynarzowi. Za którym aktualnie mogłaby nie przepadać, bo na przykład dnia poprzedniego jej tata spóźniłby się z powrotem do domu, a to z tego względu, że wdał się w długą pogawędkę z młodym przyjezdnym.
Potem oczywiście można by to pociągnąć w stylu – pomogłam, więc jak się odwdzięczysz?]
Joseph Stitt
[Sam i Harriet mogłyby się wymieniać towarami :3 Sam podrzucałaby Harriet najlepsze rybki, a Harriet miałaby dla Sam najlepsze nalewki i konfiturki :) Jestem jak najbardziej za przyjaźnią obu dziewczyn, w końcu są w podobnym wieku. Stwórzmy tylko jakiś podkład i możemy zaczynać <3 ]
OdpowiedzUsuńHarriet
[Bardzo się cieszę i czekam (nie)cierpliwie. :D]
OdpowiedzUsuńJoseph Stitt
Oj, jak miło by było położyć się w wygodnej trumience, po ciężkim dniu żartowali w przyjacielskim gronie i wpatrywali się w leniwie płynące po niebie chmury. Wejść do łóżka i – zasnąć, umrzeć, co za różnica; odejść spokojnie, w ciszy. Lecz kiedy toniesz, nie krzyczysz, nie wrzeszczysz, nie możesz. Giniesz w milczeniu.
OdpowiedzUsuńBywał jak policjant przekraczający dozwoloną prędkość czy dietetyk karmiący się fast-foodami. Kiedy jeden z mieszkańców Mount Cartier wspomniał o swojej przeszłości wypełnionej miliardem godzin spędzonych w sportowej kanadyjce, a chwilę później zaoferował się wypożyczeniem sprzętu, Joseph, upewniwszy się, że propozycja rozmówcy nie była wyłącznie kwestią kurtuazji, przystał na nią. To, że nie zabrał kapoka, było jego zwyczajową nierozwagą, to, że nie sprawdził kanadyjki, już skrajną bezmyślnością. Choć słyszał o jakimś wypadku i późniejszej naprawie, nie zaświtała mu myśl, że może powinien bliżej się tym zainteresować.
Zająwszy odpowiednią postawę, dowiosłował prawie do połowy jeziora, a potem z klęczek przeniósł się do pozycji siedzącej i odłożył wiosło. Dopasowując rytm myśli do kolebiącej się na wodzie kanadyjki, wpatrywał się w niewielkie fale i walczył z nadchodzącą sennością. Przeżył to niejednokrotnie, ten dziwny stan między jawą a snem, kiedy w mózgu uruchamiał się obszar, za którego sprawą zdawało się, że spada. I dopiero dziwne zatrzymanie, gwałtowne szarpnięcie powodujące zarówno strach, jak i ekscytacje, było w stanie go ocknąć. Zwykle odwracał się wtedy na drugi bok i zasypiał snem sprawiedliwych, ale teraz okazało się, że naprawdę coś go ciągnie – a właściwie wypełnioną wodą łódkę, zbyt już ciężką, by mogła utrzymać się na powierzchni.
Przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Pogoda zdążyła się trochę zepsuć i wiatr przybrał na sile, ale wciąż nie było źle, więc takie ilości wody nie powinny wpaść do kanadyjki. Potem zorientował się, że szkutnik niechlujnie wykonał swoją pracę, zapewne metodą taśmy i śliny, więc to, czym załatał ubytki, musiało się odkleić pod wpływem wilgoci. Nie mógł już nic zrobić, aby temu zaradzić, więc nadszedł czas, by się ewakuować. Był jak kapitan, który swój statek opuszcza ostatni, ale tylko dlatego że była to kanadyjka jednoosobowa.
Wiatr może nie był mocny, ale już prąd tak. Niedobudzony organizm, zdrętwiała ręka i lekki szok nie pomagały w odnalezieniu się w zaistniałych okolicznościach, więc kiedy Joseph wskoczył do wody i pod nią zniknął, przez dłuższy czas walczył o to, by się wynurzyć. Gdy to się udało, rozpaczliwie szybko zaczerpnął oddech, a potem znowu stracił kontakt z powietrzem. Kilkukrotnie powtarzający się proces ostatecznie zakończył się i Joseph, mniej więcej opanowawszy sytuację, modlił się, aby jakimś cudem dobrnąć do brzegu.
Nie wiedział, czy starczy mu sił – i nigdy się nie dowiedział, bo chociaż z pewnością był głupcem, to nie aż takim, aby odrzucić nieoczekiwaną pomoc. Chwyciłby się nawet brzytwy, a co dopiero czyjejś dłoni. Jakoś udało mu się wejść do łódki i mimo wprawienia jej w większe chybotanie, nawet nie wywrócić.
– Dziękuję – powiedział, zająwszy wolny obszar. Próbował uspokoić oddech i szaleńczo bijące serce, ale nie wychodziło mu to najlepiej. – Dziękuję. Mo-mogę przejąć wiosła, tylko... daj mi chwilkę.
Jedna nauczycielka zawsze mu powtarzała, że wyląduje na dnie. Na razie posłał tam tylko jedną, cudzą kanadyjkę.
Joseph Stitt
[Jest bardzo ładnie. :D Ale jak już fruną obietnice poprawy, to niech i z mojej strony taka poleci! A ten babol to żaden błąd, jeśli mowa o wieczorze jako porze dnia, obie formy są poprawne. (Przyznam nawet, że lepiej mi brzmi wieczora, może dlatego że różnicuje. Ale pewnie jest rzadziej używana.)]