A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

I'm just a dreamer but I'm hanging on though I am nothing big to offer

Elsie Lance
Elisabeth Flora Lance 16.05.1991, Winnipeg przedszkolanka córka akademików rozwódka

Nie było tak uroczo, jak w animacji Disneya. Jej ukochany nie trwał przy niej, gdy dowiedział się, że nie da mu nigdy biologicznych dzieci. Zabawne, bo nigdy nie był rodzinnym typem mężczyzny. Zniknął równie szybko, co zawrócił jej w głowie, gdy była jeszcze naiwną studentką. Studentką od dłuższego czasu nie jest, ale naiwna jest nadal. Nie był tym jedynym. Nie ma żadnego jedynego. Jest tylko ktoś, kto ją kiedyś być może zaakceptuje i pozwoli oprzeć na sobie. To wszystko. A Elsie już niczego więcej nie pragnie. Póki co, pokłady czułości przelewa na dzieci, dla których organizuje każdego dnia prowizoryczne przedszkole w ośrodku kulturowym. Uzależniła się od robienia dżemów; a te powoli przestają się mieścić w kredensie. Czasami je sprzedaje, czasami rozdaje. To jej sposób na chandrę. Wraz z nowym rokiem przeprowadziła się do odziedziczonego po babci domku w Mount Cartier. Przygarnęła kota i ignoruje telefony siostry, która twierdzi, że to pierwszy krok do staropanieństwa. Ma prawie dwadzieścia siedem lat, a kolana posiniaczone jak ośmiolatka. Regularnie jeździ do kina, w każdy piątek piecze szarlotkę, a niedziela jest jej dniem książki, kiedy to zaopatruje się w bibliotece na kolejny tydzień. Nie potrafi odmawiać, zwłaszcza pomocy, i nadal wieży mężowi, który nigdy nie lubił jej piegów. Chciałaby nie wyglądać, jakby była wiecznie niedożywiona, zaakceptowała jednak krzywą dwójkę i uśmiecha się od ucha do ucha bez kompleksów. Wciąż jest nieuważna i chodzi z głową w chmurach. Kocha kwiaty, wszystko, co żyje, od dżdżownicy i karalucha, przez psy i koty, po konie i niedźwiedzie. Miłośniczka historii, starych filmów i muzyki starszej od niej, ze słabością do rupieci. Głowa pełna pomysłów, zdolności manualne, brak głowy do matematyki, dwie lewe nogi. Niewiele potrzeba jej do szczęścia.

Bywam złym współautorem, ale teraz planuję nie umierać.
Tytuł – The Tallest Man on Earth
Wizerunek – Jessica Clements
Miłości, przyjaciół, przygód, fantazji, kryminału, ale i przykrości nie odmówimy. Bierzcie Elsie i róbcie, co chcecie.

18 komentarzy:

  1. [Czy mnie się coś złego w głowę robi, czy to ta Elsie, która poszła w las i mało brakło, a by z niego nie wróciła?]

    Duncan Harmon

    OdpowiedzUsuń
  2. [To może będzie chciała rozgrzać się jakimś wątkiem?]

    Duncan

    OdpowiedzUsuń
  3. [No ej hej! My ją też pamiętamy ;) i chętnie coś razem skrobniemy :) nie uciekaj więcej ! ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Dom Harmonów, a zwłaszcza pięterko Duncana i Jinglesa, zawsze stoi otworem, więc zapraszamy do kominka i na miskę zupy. A jak nie wystarczy, to jeszcze pomyślimy, jak się można rozgrzać.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam ponownie! :) Bardzo fajnie, że wróciłaś; mam nadzieję, że tym razem na dłużej, ot co. Elsie jest tak samo ujmująca, jak za pierwszym razem ^^
    Wtedy chyba nigdy nie skończyłyśmy omawiać potencjalnego wątku, ale gdybyś miała teraz ochotę na wspólne pisanie, zapraszam do swoich panów; myślę, że sama miłość do książek, muzyki i kotów niejedno nam tutaj ułatwi ;)
    Póki co, udanego pobytu na MC; życzę Ci wielu ciekawych wątków i ogólnie, wybornej zabawy! :)]

    Jasper | Nicolas

    OdpowiedzUsuń
  6. [O, kochana Elsie!
    Obecnie trochę umieram (studia to zło), ale moja miłość - i Samcia też - nie słabnie, nadal uwielbiam i mam nadzieję, że znajdzie się jakiś wakacik dla tej mojej nieograniętej kluski ^^]

    Samuel Dunsmoor

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hej, znów! Fajnie, że Elsie powróciła i mam nadzieję, że tym razem nie ucieknie tak szybko :) Bawcie się dobrze!]

    Latro, Octavian & Ferran

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hej, cześć. :) Skoro ona jest przedszkolanką to koniecznie musi się znać z Lyrą, chętnie zrobię z nich przyjaciółki, które jeżdżą razem do kina i wspólnie czytają książki, a Lyra chętnie wykorzysta też Elsie do czytania jej własnych wypocin. ;)) A równie chętnie zapraszamy też do Caleba, który chętnie przyjmie dżemy. No i tu też powiązanie przez przedszkole - Noah zawsze mógł narozrabiać w przedszkolu, a Caleb zostanie wezwany na dywanik, aby zachowanie syna wytłumaczyć. ;D]

    Lyra & Caleb

    OdpowiedzUsuń
  9. [hmhmhmh, mam takie marzenie, żeby ktoś odgonił czarne chmury znad głowy Solinki :D obecnie chata jej się zwaliła na głowę, mama leży jak warzywo w szpitalu podłączona do wielu dziwnych rzeczy, pomieszkuje u przystojniaka, do którego zaczyna wzdychać po cichutku i próbuje jakoś wiązać koniec z końcem, a z mieścinki przyjaciele powyjeżdżali i nie ma nikogo, kto by ją zaciągnął na kieliszek - albo sześć! wina i pozwolił się wypłakać i wyżalić, a później pocieszył chipsami :D co Ty na to? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  10. Połowa maja w Mount Cartier nic sobie nie robiła z tego, że bliżej jej było do lata, niż do wiosny. Nie raz trafiał się już taki wredny maj, że człowiek prawie zaczynał godzić się ponurą myślą o tym, jak to ciepło się nigdy nie zrobi, zawsze będzie zimno, głodno i straszno. Ale z całego tego zimna wynikały też dobre sprawy, bo, jak doskonale pokazywał to przykład Duncana i Elsie, człowiek naprawdę nigdy nie widział, co go w życiu spotka (albo kogo spod śniegu wygrzebie), jeśli postanowi wybrać się na niewinny spacer. Oczywiście Duncan wciąż identyfikował się bardziej jako miejscowy stolarz niż czyjkolwiek wybawiciel, jednak z Elsie to już było tak, że okazała się zbyt zakręcona, by puścić ją w tych okolicach gdziekolwiek i liczyć, że wróci w jednym kawałku, a Harmonowie mieli to do siebie, że na pobożne życzenia zostawiali dla innych. Więc do miejscowego stolarza Duncan mógł sobie teraz dopisać: profesjonalny poszukiwacz (i odnajdywacz, bo szukać to sobie człowieku możesz, a liczy się, żeby znaleźć) zagubionych duszyczek. I pomyśleć, że dawno temu planował zostać tylko kocim ojcem.
    Pani Harmon zawsze uważała, że Duncanowi można było przeszkadzać. A on aż bał się pomyśleć, co jego własna matka sobie myślała, kiedy Elsie tak sobie zaczęła wpadać bez zapowiedzi, bo raz wyciągnął ją z ciemnego lasu. I owszem, drzwi były niedomknięte, więc głos i kroki Elsie poznał zanim pojawiła się w progu.
    — Tęskniłem dzień i noc, spać nie mogłem, jeść tym bardziej — odpowiedział Duncan tonem skończonego mruka. Z początku nawet nie podniósł wzroku od biurka przy oknie, przy którym z ołówkiem w ręku pracował nad swoim nowym bardzo tajnym projektem, póki co pozostającego w fazie szkiców. — Hej, hej, hej! — zaprotestował, słysząc, jak rozpaskudzony Jingles zadzwonił swoimi dzwoneczkami z obroży i zeskoczył z parapetu, żeby pobiec w stronę Elsie. — Ten przystojniak — powiedział, pomaszerowawszy gniewnie w stronę kominka — ma szlaban na drapanie, przytulanie i głaskanie — powiedział, łapiąc zaskoczonego Jinglesa z podłogi i unosząc go na wysokość swoich oczu. — Rozbił dziś dwie doniczki. Może tylko jeść i spać — oznajmił ze śmiertelną powagą, ale zaraz potem złagodniał i położył kocura na kolanach Elsie. — Tak sobie tylko żartowałem, nie obrażaj się. — Spróbował podrapać go pod pyszczkiem, ale Jingles należał już cały do ich gościa. A to przebiegła bestia. — Elsie — zaczął nagle, zauważywszy, że miała mokre końcówki włosów. Dotknął jej swetra. Mokry. Spojrzał na stopy, o których myślał, że tylko żartowała, tak w ramach starych dobrych czasów. MOKRE. — Gdzieś ty się znowu włóczyła? Rozbieraj się ze wszystkiego, co masz mokre — jeszcze nie krzyczał, ale uciekł się do tonu nieznoszącego sprzeciwu.
    W domu Harmonów nikt nie będzie siedział mokry i zziębnięty.

    Duncan

    OdpowiedzUsuń
  11. [Super :)
    Za klubem książki, nieoficjalnym lub nie, nadal jak najbardziej jestem. Nie wiem co prawda, gdzie miałybyśmy go ulokować (jakieś propozycje), ale sam pomysł w pełni mi pasuje :) Rozumiem, że niezmiennie mówimy tutaj o wątku na linii Elsie-Nicolas; czy wolisz spróbować czegoś podobnego z Jackiem? Ten drugi od blisko roku, to niemal nie ten człowiek, jednak nawet obecnie coś podobnego byłoby z nim możliwe. Także, w sumie już tak wolisz.]

    Nick | Jack

    OdpowiedzUsuń
  12. [W pełni rozumiem i ani trochę się Elsie nie dziwię ^^ Na wątek z Jackiem zawsze możemy znaleźć czas; zacznijmy jednak od tego z Nicolasem, by się wdrążyć we wspólne pisanie.
    Masz jakiś pomysł, jak rozegrać pomysł z klubem książki? Byłby nieoficjalny, gdzie w zajeździe; czy bardziej w bibliotece/antykwariacie lub w ośrodku kulturowym? :)]

    Nick

    OdpowiedzUsuń
  13. Duncan spotkania z Elsie przełomem w swoim życiu raczej nazwać nie mógł, ale w sumie mógł je chyba nazwać wydarzeniem ważnym. Gdyby ktoś zapytał go wprost, pewnie zaraz zacząłby gorąco protestować, ale prawda była taka, że niebawem zdziwaczałby do końca, gdyby nie znalazł tej zakręconej Elsie w środku lasu, a ona nie postanowiłaby się do niego przyczepić. Mount Cartier nie było wielkim miastem, a Duncan w przeznaczenie już dawno przestał wierzyć, więc całą tę znajomość nazwałby raczej zrządzeniem losu, przed którym na początku miał zamiar się bronić, no bo jak to tak. Przecież on już zamierzał zostać postrachem miejscowych i czekać, aż zaczną krążyć w okolicy legendy o ponurym, mrukliwym i zarośniętym stolarzu, który wieczorami wychodzi z lasu, żeby przemykać po miasteczku i porywać małe dzieci z łóżek, a potem je zjadać. Tak — taki był plan, dopóki mrukliwy stwór nie natknął się na Elsie.
    A pomyśleć, że kiedyś narzekał na przyjezdnych. I nawet mama z tego skorzystała, bo odkąd pochorował się tata, a Duncan z pomocnika miejscowego stolarza został miejscowym stolarzem, prawie nie wychodziła z domu. Teraz nie dość, że ktoś przychodził do niej, to zawsze w dobrym humorze, czego nie można było powiedzieć o jej własnym synu. Jeśli chodziło o sprawienie komuś radości własną obecnością, to Duncan zdecydowanie musiał nad sobą popracować.
    — Co nie wypada? — powtórzył, bo nawet nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co powiedział. Kazał się jej tylko rozebrać z mokrych ubrań. O matko droga, ale nie tak. — No coś ty, ja bym nigdy, ja wcale nie, weź przestań… — zaczął nerwowo mamrotać i nagle zrobiło mu się gorąco, wcale nie od bliskości kominka. Brodę zapuścił głównie dlatego, że czerwienił się jak burak przez każdą chlapniętą głupotę. — Zaraz ci coś poszukam — dodał, mając wrażenie, że nawet Jingles się z niego zaśmiał. Odwrócił się i zdecydowanie za szybko pomaszerował do szafy, skąd wygrzebał swój ulubiony niebieski sweter, koszulkę i ciepłe wełniane skarpetki, własnoręcznie wydziergany przez mamę prezent na któreś tam święta, ale zupełnie nie trafiony, bo Mary Ellen Harmon dziergała fatalnie i wyszły jej za małe. — Masz. Spodnie pożyczymy od mamy, bo w moich utoniesz — powiedział, wpychając ubrania w ręce przebiegle uśmiechającej się Elsie.
    Zbyt przejęty tym, jaką głupotę palnął, zupełnie zapomniał, że pytał, gdzie się włóczyła. A żeby ją niedźwiedź w tyłek ugryzł następnym razem za takie sugestie.

    Duncan

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ośrodek kulturalny będzie jak znalazł :) Nicolas na pewno wychodzi w Mount Cartier z siebie, więc szuka zajęcia, gdzie i jak tylko może, ot co.
    Chciałabyś omówić coś jeszcze, czy możemy startować? Jeśli to drugie, mogłabym Cię prosić o rozpoczęcie? ^^]

    Nick

    OdpowiedzUsuń
  15. Duncan wiedział, że ludzie o nim gadali. I wiedział, że ludzie wiedzieli więcej niżby sobie życzył, ale póki nikt nie zadawał pytań, nie zamierzał o niczym opowiadać. A nawet gdyby ktoś jednak spytał, trzy razy zastanowiłby się, zanim cokolwiek by powiedział. Kiedyś naprawdę zdawało mu się, że zupełnie do tego miejsca nie należał, a Mount Cartier nie mogło być domem, bo jak dom mógł stać na zaśnieżonym końcu cywilizacji. Naprawdę sądził, że wielki świat tylko na niego czekał, ale brutalne zetknięcie z rzeczywistością sprowadziło go na ziemię. Trochę w przenośni, ale niewiele brakowało, żeby dosłownie. Całe szczęście, zawsze był dobry w szukaniu sobie zajęcia. Inaczej by już dawno tu zwariował. Człowiek, który miał zajęcia, nie myślał aż tyle. A myślenie mogło szkodzić.
    Elsie aż tak mu nie przeszkadzała. Czasem, troszeńkę, ale może zwyczajnie nie był przyzwyczajony do takiego towarzystwa. Zanim wyciągnął ją z lasu, najwięcej rozmawiał z Jinglesem, a wiadomo, jak wyglądają rozmowy z kotami — Duncan gadał bez sensu i sam sobie odpowiadał. Nie był więc przyzwyczajony do tego, że ktoś mógł celną uwagą zbić go z tropu albo wprowadzić w zakłopotanie. Elsie nie była Jinglesem. Owszem, przy niej również mógł bezkarnie pleść głupoty, gdyby tylko zechciał, ale zdecydowanie inaczej rozmawiało się kimś, kto również miał coś do powiedzenia. A wszystko to tylko udowadniało, jak zaczął dziwaczeć, odciąwszy się od całego świata.
    Chyba znalazł ją w dobrym momencie.
    — Wracaj do kominka — powiedział, wskazując Elsie jeden z dwóch miękkich foteli, skierowanych w stronę ognia. Nawiasem mówiąc, całkiem jej było do twarzy w niebieskim. Głupie pytania z reguły ignorował, więc to, gdzie podział się jego uśmiech, miało póki co pozostać dla Elsie zagadką. Zdradzony przez własnego kota, który po raz kolejny okazał się sprzedajny (i to jedynie za cenę drapania i głaskania), poszedł do kuchni, skąd wrócił z dwoma kubkami gorącej herbaty z miodem. — Pij aż ci uszami wyjdzie — przyzwyczajony do rządzenia, wydał kolejny rozkaz. Postanowił porzucić na chwilę swój ściśle tajny projekt, nad którym pracę przerwała mu chwilę temu Elsie, i usiadł ze swoim kubkiem w drugim fotelu. — Nie żebym się wtrącał, ale ganianie po lesie, czy gdzie ty się tam dziś wywlekłaś, powinnaś porzucić póki nie ustąpią mrozy. Stąd czuję, że będziesz na jutro chora — przemówił mądrością swojej mamy i suchym tonem taty.

    Duncan

    OdpowiedzUsuń
  16. [Znam ten ból... Tym bardziej z góry dziękuję i nie śpiesz się, a gdyby naprawdę Ci nie szło, śmiało daj znać; coś wymyślimy ;)]

    Nick

    OdpowiedzUsuń
  17. Elsie miała dar bycia pozytywną, ale nie nieznośną. Duncan miał ogromne pokłady cierpliwości — musiał, skoro był rzemieślnikiem i właścicielem charakternego kota — które jednak nie były nieskończone. Gdyby poznała go, dajmy na to, z dziesięć lat temu, na ratowaniu z ciemnego lasu ich znajomość by się skończyła. Całe szczęście, że ludzie się zmieniali. I czasem zapominali o tym, co wydarzyło się dawno temu.
    Ledwo powstrzymał się od ciężkiego westchnięcia człowieka umęczonego i udręczonego, kiedy wspomniała, że nie potrafiła usiedzieć w domu. Spacer po Mount Cartier i okolicach to nie było to samo, co przechadzka tam, skąd przyjechała. W mieście można było wpaść pod samochód na przejściu dla pierwszych. Tutaj nieuważnego wędrowca, w dodatku takiego przemokniętego, w kiepskiej formie i dziurawych butach mógł zjeść niedźwiedź. Duncan nigdy nie był jedzony przez niedźwiedzia, ale chyba nikt nie musiał takiego doświadczenia posiadać, by być w stanie sobie wyobrazić, że mogło ono należeć do grona spraw, które robiło się dla przyjemności.
    — Wynajmę ci opiekunkę i załatwię czopki — mruknął znad swojej herbaty, przyglądając się Jinglesowi, który, cały uradowany i rozkoszny, ugniatał łapami kolana Elsie i już szykował się do drzemki.
    To nie tak, że nie przyszedłby zająć się chorą Elsie — przyszedłby, gdyby zaszła potrzeba, ale nie życzył jej tygodnia spędzonego w łóżku z paskudnym przeziębieniem. Swoimi uwagami chciał jedynie delikatnie zasugerować, że może powinna następnym razem naprawdę poważnie się zastanowić, zanim pójdzie przemoknąć na mrozie. Jego zdaniem powinna być trochę rozsądniejsza, to wszystko. Bo niefrasobliwość bywała urocza, owszem, ale tylko do pewnego stopnia.
    — Tajny projekt — odparł i na początku nie miał zamiaru zdradzać nic więcej, ale potem postanowił udowodnić, że wcale nie pisał żadnych wierszy. Poetą byłby beznadziejnym, bo depresyjna poezja chyba już nie sprzedawała się tak dobrze, jak w osiemnastym wieku. Wstał więc i poszedł do biurka, z którego zgarnął pełną jego niestarannych bohomazów kartkę. — Zawsze najpierw próbuję wszystko rozrysować, jeśli biorę się za coś ambitniejszego, żeby potem nie narobić głupot i nie zmarnować dobrego drewna — wyjaśnił. Podawszy kartkę Elsie, wrócił na swoje miejsce. — Zgadniesz co to będzie? — zapytał. — Podpowiem, że do siedzenia — dodał, przypomniawszy sobie, że te bazgroły wcale nie przypominały bujanego fotela, głównie dlatego, że za coś podobnego Duncan brał się pierwszy raz w życiu.

    Duncan

    OdpowiedzUsuń
  18. [Wybacz mój zapłon, ostatnio więcej mnie nie ma, niż jestem XD
    Przez te kilka miesięcy różne rzeczy mogły się zdarzyć, hmhm... Robimy burzę mózgów na mailu może albo gdzieś? Tak chyba będzie prościej ^^]

    Sam i jego nieogarniająca życia autorka

    OdpowiedzUsuń