A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Find rest, oh my soul, in God alone

SOPHIA ASHOONA 
30 Lat Weterynarz  FC: Ashley Callingbull
Pamięta dokładnie zioła, które zbierała jej babcia, by następnie w domu obwiązać je kilkakrotnie bawełnianą nitką, a później powiesić na karniszu nad oknem. Gdy w lato okno było otwarte na oścież, ich zapach rozchodził się po całym domu. Tłumaczyła jej, które zioła leczą choroby, na które lepiej ma uważać. Przed śmiercią powierzyła jej zeszyt zapisany drobnym pismem, który prowadziła przez całe swe życie. To w nim przechowywała wszystkie swe przepisy, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Pamięta wycieczki do lasu z dziadkiem, podczas których oglądała z odległości kilku metrów sarny czy też samotnego wilka, który wybrał się na przechadzkę. Dziadek wręcz z miłością opowiadał jej o tych majestatycznych zwierzętach, mówiąc, że w młodości znalazł kiedyś szczenię i wychował na wiernego i lojalnego przyjaciela. Wspominał, że tatuaż na jego ramieniu to pamiątka po czworonożnym przyjacielu. Mówił też, że wilki od zawsze towarzyszyły ich rodzinie. Przed śmiercią podarował jej rzemyk z kłem, który ma przy sobie do dziś. Państwa Ashoona w Mount Cartier znali chyba wszyscy. Mieszkali tutaj od niepamiętnych czasów, wywodzili się z jednego plemienia, i jako jedyni kontynuowali rodzime tradycje. Każdy wiedział, że nikt inny nie znał lasu, jak stary Benjamin. Za to Annie Ashoona zawsze poradziła coś na męczące bóle, wręczając jakąś dziwną maść, która uśmierzała dolegliwości w kilka dni. To właśnie dziadkowie w wielkim stopniu przyczynili się do tego, kim jest teraz. Naprowadzili ją na właściwą ścieżkę. Pokazali świat takim, jaki znali najlepiej. 

MIEJSCA ⸺ POWIĄZANIA ⸺ DODATKOWE
__________________________________________________________________
Dzień dobry, krótko i na temat: zapraszam do wątków i powiązań z Soph, fajna z niej babeczka jest. Przyjmiemy wszystko, nie jesteśmy wybredne

27 komentarzy:

  1. [witaj :D świetnie, że taka postać zawitała do MC :D chyba nie było tu nikogo z takimi korzeniami wcześniej :) ona się wydaje taka ciepła i spokojna, aż od razu chciałoby sie ją porwać do wątku!
    Sol na pewno nie raz wpadłaby do kliniki, podrzucić znalezione zagłodzone zwierzę, sama dokarmia koty, to i pewnie kilka złapała chorowitych i przyniosła do obejrzenia :) jeśli taka przesłodzona panna jak rudzielec Ci nie przeszkadza, zapraszam do nas :D
    baw się tu dobrze :* ]

    OdpowiedzUsuń
  2. // Co pierwsze zwroilo moja uwage to piekne zdjecie. Ale to byl tylko impuls, zeby przeczytac karte postaci. I slusznie, bo panna Ashoona warta jest blizszego poznania. Rzeczywiscie fajno, ze udalo ci sie wplesc korzenie indianskie i polaczyc to z praca na rzecz mieszkancow. Mathilde osobiscie specjalizuje sie w pielegniarstwie, ale mysle, ze moglyby znalezc wspolny jezyk, albo moze Sophia bedzie mogla nauczyc ja cos niecos o ziolach, o ktorych uczyla ja babka?

    Bardzo ciekawe wydaje sie tez polaczenie rodziny z wilkami. Sophka mega mi sie podoba przy pierwszym poznaniu. ^^^

    Mathilde "Tilly" Nielsen

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! Sophia wygląda naprawdę na przemiłą osóbkę, w dodatku jest taka śliczna. <3 Wydaje mi się, że jej dziadkowie mogliby się znać z babcią Vanillie, która jest indiańską znachorką. No i w sumie... różnica wieku nie jest taka duża, więc może byłyby przyjaciółkami z dzieciństwa? Co o tym myślisz? c:
    Życzę Ci mnóstwo ciekawych wątków, baw się tu wspaniale. <3]

    Vanillie Ilvesh

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć! Bardzo fajna kreacja, Sophie świetnie pasuje do tutejszej społeczności. Mam wrażenie, że bardzo przyjazna z niej osóbka, zupełnie jak cała rodzina. Sama chętnie zaczytałabym się w takim zeszycie z babcinymi recepturami :) Zostańcie u nas jak najdłużej!]

    Octavian, Ferran & Cesar

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Hej! Mount Cartier zdecydowanie zyskuje na takich postaciach jak Sophia. Takich, które wydają się być nieodłączną częścią miasteczka od wielu pokoleń. Naprawdę fajna sprawa, że postanowiłaś przedstawić ją w ten sposób. ;) Mam nadzieję, że uda Ci się utrzymać tą kreację jak najdłużej. Życzę Ci więc tego, czego każdy w MC potrzebuje, by nie zwariować: anielskiej cierpliwości do naszych moherowych plotkarek oraz mnóstwa okazji do świetnych wątków... Baw się z nami dobrze! ]

    Juno Walter

    OdpowiedzUsuń
  6. [No to jak bierzesz, to proponuję full service opcję- bff :D dwa lata różnicy to malutko, a skoro wszyscy się i tak znają, a nasze babki wydają się fajoskie, to nie ma innej opcji ;) chętnie coś jutro/pojutrze zacznę :) zbiore nieco sił i weny i może nawet uda mi się Ciebie zaskoczyć
    A jasne , dobre skojarzenie :) czytałam to jako nastolatka i akurat i nick do mnie przywarł i kiedy mogę tylko to wykorzystuję to do imion postaci :) ogromny mam sentyment, acz jak ostatnio chwyciłam jakąś pojedynczą nowele Sandemo, to mnie skręciło takie to kiepskie xdd ale saga ma w sobie coś ujmującego, mimo banalnych romansów :)
    Także proszę o cierpliwość i niebawem tu wrócę! :*]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Bierz co chcesz, haha :D Zaklepuj więc dla mnie miejsce, bo w dzień się tu zjawię! A Ty możesz śmiało sypać pomysłami, marzeniami - pod kartą, albo na mailu - czy pragnieniami, bo coś na pewno wykombinujemy :D Zresztą, myślę, że spokojnie można połączyć ich przez dziadków.]

    Ferran Kayser

    OdpowiedzUsuń
  8. [Czeeeść! Po pierwsze to chciałam powiedzieć, że jestem tą częścią administracji, która wiecznie marudzi, że brakuje Nam na MC rdzennych mieszkańców, więc spełniłaś moje blogowe marzenie <3. Dlatego właśnie już na starcie uwielbiam Twoją postać. I uważam, że dobór zawodu jest dla niej idealny. Zastanawiam się też jak zachowuje się Sophia prywatnie, bo w zasadzie w KP pojawiły się same fakty o niej. A żeby rozwiać tę zagadkę proponuję wątek ze Scottem lub z Andrew. Wybierz sobie któregoś. Daniela nie proponuję, bo wyszłaby z tego katastrofa :D]

    Scott, Andrew, Daniel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi tak pieknie nie pisalas, jak zasilalam grono rdzennych. Podly, niedobry prisoner. xD

      Usuń
  9. // Wiedzialam, ze kto jak kto, ale ty tego wilka bedziesz musiala polubic! Pasuje ci moze zeby zagrac spontaniczny watek i spontaniczne relacje? To znaczy na fabule dowiedziec sie jakie maja dokladnie interakcje?

    Jordan

    OdpowiedzUsuń
  10. // W takim razie jesli najdzie Cie wena to mozesz cos zaczac, chyba ze nie, to wtedy ja zaczne jak wroce z urlopu! <3

    Wilk

    OdpowiedzUsuń
  11. Łiiii, jak ona się tu super wpasowuje z tą historią i urodą! Miód na serce w te odrobinkę mroźne dni ♥
    Najwygodniej byłoby chyba wcisnąć ją w wątek z Jasonem (damsko-męskie są przecież najprostsze), ale jeśli chcesz koleżankę to zapraszamy też do Solane :D

    Jason Tanner/ Solane Candover / Vivian Amondhall

    OdpowiedzUsuń
  12. [Dziękuje ślicznie za powitanie!
    Własnie Everest i wydarzenia ze stycznia mnie natchnęły do tej postaci. I chyba mi nie wyszła najgorzej, choć pojęcia nie mam o czym pisałam. :D Z chęcią napisałabym jakiś wątek. Oryginalna wersja Chrisa zawsze była weterynarzem, więc mocno mnie korci, aby napisać coś związanego ze zwierzakami. Co byś powiedziała na to, aby znalazł jakieś ranne zwierzę, którego nie da się przetransportować, więc ściągnie Sophię do niego?:)]

    Christian Hemingway

    OdpowiedzUsuń
  13. [Daj znać, czy myślimy nad czymś, czy na razie to pozostawiamy :D]

    Ferran Kayser

    OdpowiedzUsuń
  14. [Mnie rowniez to przeraza, ale za to jaka pewnie radosc, gdy czlowiekowi uda sie zdobyc ten wymarzony szczyt i wrocic do najblizszych. :D Sama bym sie nigdy nie odwazyla, choc jak czytalam o tym to mnie naszla ochota na to, aby sprobowac. Oczywiscie tego dla poczatkujacych.
    A co do watku to nie musimy koniecznie pisac czegos zwiazanego ze zwierzakami. Mozna pomyslec nad czyms zupelnie innym, co by Ci sie watki nie powtarzaly. Ale to juz jak wolisz. :D Sophia mogla byc tez pierwsza osoba, ktora Chris tutaj poznal. Moze moglaby mu uzyczyc skrawka podlogi i koca zanim sie zadomowil w zajezdzie u Annie? :D]

    Christian Hemingway

    OdpowiedzUsuń
  15. [Skoro zapraszasz, oto jestem ;)
    Sophia wydaje się dobrze wiedzieć, czego chce w życiu, więc można tylko pogratulować i pozazdrościć. Pozwolę sobie pochwalić wizerunek; naprawdę świetny i - moim skromnym zdaniem - idealnie pasujący do Twojej postaci *serducho* Uwielbiam osobiście karty, które nawiązują do tradycji i zwyczajów, szczególnie tych przez niewielu pamiętanych lub znanych; takie już zboczenie zawodowe. Wyszło Ci to wszystko naprawdę ciekawie :)
    Z racji tego, że Sophia jest weterynarzem, zawsze możemy - jeśli masz chęci - wykorzystać w wspólnym wątku Bonnie. To bardzo samodzielny i mądry zwierzak, ale niestety po przejściach i taki, który przywykł do innego klimatu. Nicolas z pewnością dbałby przez to dodatkowo o jej zdrowie; więc mógłby któregoś odwiedzić Sophię, by upewnić się, że z kociakiem wszystko w porządku? Sama nie wiem; nic innego mi za bardzo do głowy nie wpada :(
    Póki co, baw się dobrze! :]

    P.S Piękny psiak w informacjach dodatkowych! :)]

    Nick Everest

    OdpowiedzUsuń
  16. Zasypane Mount Cartier było niczym więzienie, ale Sol już dawno przestało to przeszkadzać. Po prostu o tym nie myslała w ten sposób, a zamknięcia nie utożsamiała z czymś negatywnym. Po prostu... po prostu tak się już działo i w tym tkwił urok mieścinki. Minał ten wiek, kiedy jak większość jej rówiesników, chciała się wydostac na wielki i szeroki świat za wszelką cenę. Albo się starzała, albo trochę zmądrzała, ale na chwilę obecną nie miała zamiaru uciekać dalej za horyzont.
    - Halo, halooo?! - zawołała, tuptając w miejscu z zimna na werandzie domu Soph, trzymając na rekach zawiniete w chustki coś. A to coś to dla odmiany nie było nic słodkiego, a małe kocisko, które tłukło się szalenie po jej piwnicy, gdyż musiało wpaść przez uchylone okienko. Chociaż ruda podejrzewała, że tak na prawdę to wcale nie wpadło przypadkiem, a po prostu wcisnęło swój wychudzony tyłek, na którym nawet futerko się nie trzymało za bardzo...
    Była niedziela, więc standardowo nie otworzyła cukierni, a ten dzień postanowiła poświęcić sobie. Zwykle sprzatała dom, dbając o to, by niczego nie zmieniac, bo przecież gdy mama wróci, razem zdecydują, czy robić przemeblowanie, jakieś naprawy, malowanie, odświeżanie wnętrz... Obecnie jej chatka przypominała dom duchów, bo gdy pani Duval leżała nieprzytomna i podłączona do mnóstwa urządzeń w szpitalu w mieście kilkadziesiąt kilometrów stąd, Sol czuła się jak gość w włąsnym domu. Została sama i zupełnie sobie z tym nie radziła, choć akurat to mogło dostrzec jedynie oko kogoś, kto ją dobrze zna. Sol zyła nadzieja, ze stanie się cud a jej rodzina wróci i wróci też to życie, jakie kiedyś wiodła. Beztroskie i lekkie.
    Niedzielną rutynę przerwał niespodziewany gość, a ona nawet nie dostrzegła tego, w jaki schemat popadła.
    - Sophia jesteś? - zapukała kolejny raz, tym razem mocniej, obijając sobie knykcie o szorstkie drewno drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Mount Cartier mroźne, więc dobrze, że tak gorąco zapraszasz do Sophii, oczywiście, że przyjdę. Podejrzewam, że masz już wątki, w których Sophia ratuje czyjegoś zwierzaka, więc może Jinglesowi odpuszczę, bo i Duncan by chyba zszedł na miejscu na zawał, gdyby temu kotu coś się stało. A może masz jakieś wątkowe życzenie?]

    Duncan Harmon

    OdpowiedzUsuń
  18. Naprawdę starał się stąd wyjechać. Los jednak, co rusz płatał mu figle. To był bardzo długi urlop. A Jordan był zdziwiony, że bez jego obecności w biurze, nic się nie wali, nic się nie pali, nikt nie dzwoni. Nie licząc tych kilkudziesięciu dziennie nieodebranych wiadomości od współpracowników w mieście. Tego nie brał pod uwagę, spodziewał się czegoś więcej. Jakiejś fali, jakiegoś dramatu, czegoś, co mogłoby ściągnąć go z powrotem do pracy. Nie wiedział tylko, że jego sekretarka, zadbała o to, żeby ograniczyć przepływ informacji z Wall Street. Dając mu czas na „żałobę”.
    Teraz, walczył z nowymi rzeczami. Takimi, do których nie przygotowały go studia, ani praktyka na Wall Street. Siedział właśnie w kuchni, wsparty o blat, obserwując buszujące po szafkach szopy. Instynktownie sięgnął do szyi, żeby polużnik krawat, ale zamiast tego, odpiął guzik bawełnianej koszuli i chrząknął, gotowy do negocjacji. Problem w tym, że szopy wcale nie chciały z nim negocjować. Chyba, że ceną miały być rarytasy, które wyciągały mu z szafek.
    – Sześć lat studiów, osiem lat praktyk. I wszystko to po to, żeby znaleźć się teraz w tym punkcie.
    Dawno już nie znalazł się w tym położeniu, w którym nie miał pojęcia co powinien teraz ze sobą począć. Pochylił się więc w przód, opierając dłonie na kolanach wytartych, spranych spodni, pożyczonych od prawowitego mieszkańca Mount Cartier i... przyszło zbawienie. Podniósł wzrok z tych małych bestii, obracajac głowę za ramię, na próg drzwi, w których za moment pojawiła się głowa pani weterynarz. Był trochę zawiedziony, że była to kobieta. Nie chciał bowiem zaciągać żadnych długów u kobiet, a był facetem, który zawsze rozliczał się ze wszystkich zobowiązań. Finansistą. Takie jego zboczenie. Dlatego zmarszczył nieco brew, drapiąć się za kołnierzykiem koszuli.
    — Jordan Wallace – przedstawił się, oficjalnie, podchodząc wyprostowany, pewny siebie w jej kierunku. Myśląc o tym, ze być może mógł przewidzieć to spotkanie i przywdziać coś bardziej odpowiedniego. Hugo Boss leżał na dnie przejściowej szafy w przejściowym pokoju w przejściowym zajeździe w przejściowym przystanku w jego życiu.
    Wyciągnął do niej dłoń, od razu utkwiwszy przenikliwy wzrok na jej tęczówkach oczu. Ludzie w Mount Cartier cierpieli na dziwną przypadłość, ze zbyt szybko sobie ufali i podchodzili do siebie zbyt bestrosko. To coś czego nie potrafił zrozumieć, bo od niego od razu biło ograniczone zaufanie, a wręcz pewna nutka konkurencyjności, jaką rzucał każdemu jednym błyskającym spojrzeniem.
    – Obecny właściciel zajazdu – u Annie jakoś nie chciało mu przejść przez gardło. Brzmiało dość błaho, nieprofesjonalnie, żenująco. Nie pasowało do angielskiego akcentu i wyniosłej, mieszanej z nonszalancją pozy, jaką przybrał.
    – W czym miałabyś mi pomóc, pani...?
    Przybrał stanowisko, jakoby to on miał jej robić przysługę, a nie ona jemu. W ten sposób łatwiej było mu przyjąć do wiadomości tą pomoc.

    Wilk

    OdpowiedzUsuń
  19. [Chodź, chodź! zdaniezlozone@gmail.com :)]

    Latro Nayeli

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ojejcia, jak ja lubię taką piękną więź dziadków z wnukami i motywy przekazywania wiedzy między pokoleniami! Sophia jest śliczna i wydaje się naprawdę ciekawą osóbką ^^
    Aaa ja wpadam, bo chyba na shoucie kiedyś rozmawiałyśmy o wątku? Jakbyś chciała nad czymś pokminić to wiesz, gdzie mnie szukać ^^]

    Samuel

    OdpowiedzUsuń
  21. [Aww, nie spodziewałam się naprawdę tylu miłych snów. Płonę rumieńcem, czytając te powitania. <3 Dziękuję!
    Sophia jest cudowna, a do tego absolutnie przepiękna, pisałabym dla niej sonety, gdybym umiała. <3
    Pomyślałam, czy może zrobić z dziewcząt sąsiadki? Sophia mogłaby pamiętać rodzinę Dayów i, nieświadoma sytuacji, chciałaby się dowiedzieć, kto mieszka teraz w ich domu, który przez kilka lat stał opuszczony. :)]

    Tallulah Day

    OdpowiedzUsuń
  22. Poirot wrócił do miasteczka równo pięć i pół miesiąca temu, i pomimo iż Mount Cartier nie cieszy się wielką liczbą mieszkańców, zdołało mu się jeszcze uniknąć spotkania z Sophie. Jego powrót był całkowicie niespodziewany i prawie każdego wprawił w zaskoczenie, włączając w to jego własnych rodziców. Pewnie właśnie z tego powodu tak szybko w całym miasteczku wrzało o tym, że Adam Poirot, jedyny syn państwa Poirot, ten, który uciekł z tego miejsca prawie dziesięć lat temu pod pretekstem studiów, pojawił się tak nagle. Sophia musiała o tym usłyszeć już na samym początku – ciężko byłoby przeoczyć jakiekolwiek plotki krążące po tym niewielkim mieście, gdy wchodząc do pierwszego lepszego sklepu, każdy sprzedawca od razu rozpoczynał rozmowę z klientami o najnowszych wieściach. Chcąc nie chcąc dowiedziała się o jego powrocie, ale tak samo jak i on, tak i ona nie złożyła mu wizyty. To właśnie dzięki tym paplającym na prawo i lewo sprzedawcom lokalnych sklepików Poirot dowiedział się, że kobieta również pracuje w Churchill. Ba! Jakby tego było mało, dostał również dokładny adres kliniki weterynaryjnej, dzięki tłumaczeniom, że chciałby w najbliższym czasie zaszczepić kocięta, które ciągle go odwiedzają w nadziei na smakowitą puszkę z karmą. Pan stojący na kasie nie wypytywał o żadne szczegóły i nie nabrał podejrzeń, w końcu dzień w dzień z samego rana Adam faktycznie kupował kocią karmę.
    Tego ranka, tak jak każdego innego przez minione pięć miesięcy, Poirot zaraz po zjedzeniu własnego śniadania zarzucił na siebie tylko kurtkę i popędził po jedzenie dla małych miauczących stworzonek wałęsających się pod jego klatką. Gdy tylko wrócił z dwoma puszkami musu z kurczaka wszystkie wręcz rzuciły się na niego z głośnym piskiem oznaczającym wielki głód. Tego też dnia pojawił się nowy, biały kocur, którego nigdy wcześniej Adam nie widział w tej okolicy. Od razu rzuciło mu się w oczy, że w odróżnieniu od pozostałych nie podbiegł tak szybko do jedzenia, a szedł powoli, co chwilę zatrzymując się i liżąc łapkę, na którą utykał.
    - Cześć maluchu. Co masz z łapką? – spytał, co prawie wyglądało tak, jakby naprawdę miał nadzieję, że kocur odpowie mu na pytanie, a wręcz opowie całą historię o tym, jak doszło do tej sytuacji. Pomimo powoli nasilającej się alergii i uczuciu drapania w gardle, wziął prychającego kota na ręce i tak jak stał przed mieszkaniem, tak szybko wskoczył do samochodu. – Jedziemy do weterynarza sprawdzić co Ci się stało.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  23. [ja też nie wiem, ale miło, że podejmujesz drugą próbę, jest nam z Leah bardzo miło <3
    Hmm, na chwilę obecną Lee zatrzymała się u Octaviana; nie mamy ustalone, czy potrwa to jakoś dłużej, więc w razie czego bardzo chętnie skorzystamy z propozycji! Tymczasem może, żeby nie powielać spotkań u weterynarza, Sophia i jej piękna psinka przyłapałyby Leah z maluchem i nowym znajomym w postaci bezpańskiego samojeda, który się za nią przybłąkał? (Tak, to ten ze zdjęcia, planuję go dopiero wprowadzić w jej życie na dobre).]

    Leah Myers

    OdpowiedzUsuń
  24. Podróż do Churchill minęła mu w mgnieniu oka, przede wszystkim dlatego, że już od momentu gdy wsiadł do auta złapał go stres i jednocześnie męczące myśli odnośnie spotkania po latach. Wtedy, kiedy najbardziej potrzebował by ta droga dłużyła się w nieskończoność i mógłby obmyślić jak najlepiej plan ich spotkania, plan tego co powie – to wszystko minęło jak za pstryknięciem palca. Teraz stał przed drzwiami gabinetu i nerwowo zdrapywał skórki przy paznokciach jednej dłoni, drugą wciąż trzymając niesfornego, wyrywającego się ostatkiem sił kocura, który był pretekstem wizyty u Sophie. Skrycie marzył o tym spotkaniu aż do momentu, gdy pomyślał, że właśnie przyszedł na to czas. To wtedy rozpoczęły się nerwy, i po entuzjazmie na myśl o starej miłości nie było ani śladu. Powodów powrotu do Mount Cartier było kilka, jednak ten jeden, przeważający, był znany tylko jemu. Nie mógł na głos przyznać się, że wraca tu dla niej. Że mając koło swojego boku kogoś nowego, ciągle, co jakiś czas, powraca myślami do czasów spędzonych z nią. Do chwil, w których swoje życie dzielił z nią.
    Dopiero gdy stojąc parę minut nieruchomo przed wejściem poczuł przeszywające zimno i uświadomił sobie, że wyszedł z domu na wpół ubrany. Wyskoczył przecież tylko na chwilę do sklepu. Miał na sobie krzywo zapiętą na guziki kurtkę, cienki tshirt i spodnie dresowe w których jeszcze niecałą godzinę wcześniej spał. Nie myślał trzeźwo gdy brał kota na ręce i wsiadał do auta. Myślał o niej.
    Drżącą ręką nacisnął na klamkę i z udawanym uśmiechem przywitał panią na recepcji. Nie zadawała pytań, po krótkim spojrzeniu na białe stworzenie na rękach Poirota wskazała tylko dłonią drzwi, za którymi znajdowała się Sophia. Jedyną barierę, która dzieliła go przed dawną miłością po tylu latach.
    - Cześć. – nie był w stanie wypowiedzieć coś więcej. Cały stres zgromadził się w jego gardle jako gula, która uniemożliwia normalne mówienie. Gula, której nie da się ot tak przełknąć, by wszystko wróciło do normy. – Mam tu kulejącą zgubę. Spojrzysz?

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  25. Z początku chciał najzwyczajniej w świecie wymyślić coś na szybko i skłamać. Powiedzieć, że to pierwszy gabinet weterynaryjny po drodze, że nigdzie w Mount Cartier nie mógłby zawieźć zwierzaka aby uzyskać dla niego pomoc i tak oto trafił do niej, całkiem przypadkowo. To jednak ani trochę nie była prawda i w głębi duszy wiedział, że Sophia się tego domyśla. Miał nadzieję, że czuje to samo co on w tej chwili i że mimo wszystko cieszy się z tego spotkania, że jest mu wdzięczna, że to on zrobił pierwszy krok, znalazł wymówkę by się u niej pojawić i pomimo ogromnego stresu zrobił to. Przez prawie pół roku żadne z nich nie wykonało pierwszego kroku, pomimo iż ich domy dzieliło kilka ulic i mogli wpaść na siebie w jakimkolwiek miejscu w centrum miasteczka – czy to na poczcie, czy w sklepie spożywczym, w barze. Oboje mniej lub bardziej świadomie unikali jak najbardziej miejsc, w których mogli przypadkowo się spotkać, bo oboje chcieli by to spotkanie było zaplanowane i aby wyszło z inicjatywy któregoś z nich.
    Tym razem inicjatywę przejął Adam.
    - Soph. Naprawdę muszę odpowiadać na to pytanie? – przez chwilę patrzył prosto na kobietę, ale w momencie gdy ona przeniosła wzrok znad kota na niego, nie wytrzymał i spojrzał na widok za oknem. Śnieg, który ledwie kilka minut temu zaczął padać i zmusił go do wejścia do gabinetu teraz już powoli zamieniał się w śnieżycę. Wiedział, że jeśli nie załatwi wizyty z kocurem u Sophie szybko, utknie tu na dłużej i wtedy albo będzie siedzieć z nią, albo usiądzie sam jak kołek w poczekalni, w której o tej porze poza nim zostałaby tylko nieznajoma mu kobieta z recepcji. – Ludzie w Mount Cartier gadają. Nawet nie muszę Cię pytać, czy wiedziałaś o moim powrocie, bo w ciągu doby rozniosło się to wszędzie. Wiedziałaś od samego początku… Dlaczego nie odezwałaś się? Nie chciałaś? Nasze spotkanie było kwestią czasu, Sophie.
    Zdenerwowanie mijało, a gula w gardle utrudniająca rozmowę dosłownie pięć minut temu zdawała się teraz nie mieć nigdy miejsca. Emocje powoli schodziły z Adama i dopiero teraz, gdy wszystko praktycznie wróciło do normy a poziom adrenaliny spadł, zaczął czuć przeszywający ból w dłoni.
    - Ten kocur mnie podrapał! Auć! Mogłabyś proszę dać mi coś do przemycia? – mówiąc to wskazał na lekko zakrwawioną rękę i kilka zadrapań najprawdopodobniej zrobionych w trakcie nieskutecznych prób wyrwania się z rąk Poirota. – I tak, znalazłem go. Kręcił się koło mojego mieszkania, tak jak mnóstwo innych kotów, ale ten był jedynym kulejącym. Więc musiałem coś z tym zrobić. Był koło mojego mieszkania, więc prawie tak, jakby był mój, prawda?

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  26. Zatrzymała się zaraz za drzwiami, nie chcąc nanieść do domku śniegu i brudu jaki poprzyklejał jej sie do podeszw traperów i nie schylając się, zsunęła z stóp buty, zsuwając jednego o drugi w dość pokraczny sposób. Zdecydowanie za mocno zasznurowała je, aby poszło to gładko i bez wykrzywiania się w zabawnych dla pobocznego obserwatora pozach. O zdjęciu kurtki, szalika i czapki, o rękawicach juz nie wspominając, nie myślała, tylko wyciągneła ręce w stronę Sophie. Na jej rękach, zawinięty w gruby ręcznik i miekki koc tworzące rożek, posapywał mały kociak, który nie dość, że cały pyszczek miał w strupach z których ciekła ropa, to na dodatek całe ciało zaatakowała jakaś choroba skórna, aż biedaczysko traciło futro w zastraszającym tempie.
    -No przypałętał mi się, zdemolował pół piwnicy i wystraszony niemal wyzionął ducha - powiedziała cicho, jakby obawiałą się, ze podniesiony ton także w jakis sposób zaszkodzi zwierzakowi.
    Sol nie lubiła ani ciszy, ani samotności. Sama lgnęła do ludzi i szukała towarzystwa, zagadując uprzejmie nawet i obcych ludzi. To chyba dlatego zwierzaki jej sie nie bały i ufnie podchodziły blisko, szukając schronienia i przekąsek.
    -Jest chyba młodziutki, takie ma krótkie łapki - usta samoistnie ułożyły sie w podkówkę i Sol niemal nie chlipnęła z żalu nad kociakiem. -Sophie, zdziałaj te swoje cuda - poprosiła.

    OdpowiedzUsuń