A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

less stress

Jason Tanner
28.11.1984, Mount Cartier • miejscowy malarz
Tannerowie zamieszkują okolice Zatoki Hudsona już od blisko stu lat i nic nie wskazuje na to, by potrafili na dobre oderwać się od tego miejsca. Wyjeżdżali w odległe zakątki świata, zwiedzali miejsca, o jakich często nie marzyło się połowie mieszkańców, ale magia carterowskich gór nierozerwalnie zmusza męskich potomków Tannerów do powrotu. I tak, najpierw po kilku latach spędzonych w marynarce wojennej wrócił ojciec Jasona, ożenił się z piękną szwaczką i ku uciesze dziadków założył tutaj rodzinę. Później, po pięcioletniej abstynencji związanej ze studiami, w mieście pojawił się także młodszy brat ze swoją młodą żoną, córką oraz dyplomem z inżynierii budownictwa pracujący obecnie w przejętej po rodzicach firmie Tanner & Sons: Painting Services, a pół roku temu wrócił także i Jason, którego nie było blisko siedem lat i który najmniej chętnie postawił stopę na zniszczonej werandzie domu należącego do Jimmy'ego. W tym rodzinnym, gdzie najpierw pięć lat temu zmarła matka, a teraz także i ojciec, początkowo nie planował pokazywać się w ogóle, nie chcąc rozdrapywać ran stworzonych w dniu, w którym po raz ostatni zatrzasnął za sobą drzwi. Wstępnie przyjechał tylko na pogrzeb, ale im dłużej zajmuje sypialnię w domu młodszego brata, tym bardziej nie może zebrać się na powrót do Waszyngtonu, gdzie nie czeka na niego nic oprócz zapewniającego niezłe pieniądze stanowiska w firmie oraz wynajmowanego już od kilku lat apartamentu. Siedzi więc na tyłku, od czasu do czasu pomagając bratu ze zleceniami i patrząc, jak jemu udało się zdobyć wszystko to, do czego dążył Jason, gdy wściekły uciekał z Mount Cartier. Jedyne czego nabawił się przez te wszystkie lata to większego cynizmu do świata i braku wiary w bezinteresowną pomoc obcych ludzi. W końcu Tannerowie nigdy nie polegali na innych, a ten najstarszy nie różnił się w tej kwestii aż tak bardzo od znienawidzonego ojca.

14 komentarzy:

  1. [No i miałam rację, Libby musi mieć się na baczności. :D Lubię malarzy, kartę czyta się szybko i przyjemnie, a od zdjęcia ciężko się oderwać. <3 Chętnie więc wkleję im jakiś wspólny wątek! A może Jason chciałby być pierwszą, nastoletnią miłością Libby? :D]

    Libby

    OdpowiedzUsuń
  2. [o kurcze, jaki on młody i gniewny... mam nadzieje, że mimo oporu i niechęci, zagrzeje tu miejsce na dłużej :) a może jakaś carterowska piekna panienka go usidli i chłopak zakocha się po uszy, a reszta świata przestanie dla niego istnieć :D
    mam nadzieję, że i Tobie poprowadzi się tę postać dobrze i zabawa szybko się nie skończy ;) zapraszam do siebie po watek, jeśli masz chęć :* ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry. (: My chyba nie miałyśmy okazji niczego razem napisać... Wielka szkoda,
    wnioskuję po karcie. Nie jestem pewna, czy uśmiechnięta Fanny nie grałaby Jasonowi na nerwach, lecz mimo to zapraszam do siebie - być może wspólnymi siłami uda nam się na coś ciekawego wpaść. Póki co, jedyne, co przyszło mi do głowy, to powiązanie starszego pokolenia Tannerów z pokoleniem Adlerów, którzy również od niepamiętnych czasów zasiedlają miasteczko.
    Ciekawe, czy nasze potworki utrzymają tę tradycję.


    Fenice Adler

    OdpowiedzUsuń
  4. [wiek, to nie wszystko! kartą połknełam na raz i mimo tych 33 lat wydał mi się on po prostu młody duchem ;)
    najbardziej podoba mi się, aby i z Sol i Jasona zrobić rodziców chrzestna małego bąbla <3 nie mogliby wtedy uniknąć i uciec od spotkań (przynajmniej kilku na rok) w związku z dopełnieniem obowiązków względem dzieciaka xD a Sol mogłaby być po prostu koleżanką nie tyle młodszego brata Twojego pana, ale jego żony także ;)
    poza tym szykuje mi się trudna sytuacja dla Sol, kiedy bidula straci dach nad głową i pomyślałam sobie, że może Jason mógłby odkryć w sobie jakieś pokłady dobroci i możę zgodziłby się pomóc jej przy malowaniu ścian, gdy te kiedyś na nowo powstaną w domku, który niebawem runie jej na głowę? xD ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jeszcze będzie dziękował, że mógł tu wrócić! Na sto procent! :D Ale tak naprawdę, to dobrze, że się tu pojawił, bo tylko w tym miasteczku można znaleźć tą jedyną miłość, a myślę, że Tannerowi ta jedyna przydałaby się coby rozgrzać nieco jego cyniczne serducho. Niech tylko uważa na rudą Janet, haha! :D]

    wiesz kto, co, jak i gdzie

    OdpowiedzUsuń
  6. [Świetnie! Myślę więc, że mogło ich coś połączyć jakiś czas przed wyjazdem Jasona. Libby, jak to małolata, wpadła po uszy, po wakacjach wyobrażała sobie Bóg wie co, jednak z każdym tygodniem listów było mniej, a jak pojawiła się w Mount Cartier na kolejne wakacje, to Jasona nie ujrzała, a potem to już było głupio. I pewnie nadal byłoby trochę niezręcznie, bo idiotycznie tak boczyć się na coś, co dawno i nieprawda, ale z drugiej strony, młodzieńcze miłości zostają w człowieku głęboko. A że oboje wydają się znacząco odmienieni, to właściwie jak zaczynanie znajomości od nowa.]

    Libby

    OdpowiedzUsuń
  7. [myślę właśnie nad tym, jak uszkodzić domek Sol, żeby musiała się wynieść, ale żeby nie zostały tylko fundamenty... chyba przydadzą mi się korepetycje z budownictwa, albo coś podobnego xDD
    myślę, że mogłaby te kilka lat temu być w mieścince i akurat przypadkiem została matką chrzestną :) na dniach coś zacznę, choć nie wiem, czy akurat już z odbudową rudery :) poproszę o chwilę cierpliwości ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [nie wiem, jak wspólni przyjaciele mają na imię, nie chciałam nic sama skrobać, by ni zburzyć Ci koncepcji, więc będzie anonimowo i tajemniczo :D ]

    Od kiedy wróciła do mieścinki mijał już trzeci rok. Był to ciężki okres, w którym musiała porzucić całą zabawę, o jakiej marzyła i przejąć rodzinny biznes, czego nie planowała robić przed czterdziestką. Była młoda, wciąz beztroska i uśmiechnięta jak za dzieciaka i wciąż wszystkich wokół zaczepiała. Nie straciła tej energii i uroku, który roztaczała wokół siebie nawet po pogrzebie taty i incydentu z mamą, która leżała podłączona do tuzina kabli w szpitalu w Churchill. Nie mogła się poddać, załamać i zmienic, nie chciała ulec szeregom złych wypadków. To by znaczyło, ze przegrała z przewrotnym losem i pogodziła się z tym, co było tak smutne i bolesne. A ona nie miała zamiaru ani się poddać, ani zaprzepaścić cięzkiej pracy kilku pokoleń Duval'ów, ani tym bardziej rezygnować z tych kilku iskierek nadziei, które jeszcze się na dnie serduszka tliły. Czerpała od życia tyle, ile była w stanie i miała zamiar robić tak do kiedy tylko starzy jej sił.
    Dzień wolny zwykle spędzała na sprzataniu starego domku, w którym mieszkała sama od kilku miesięcy. Było to trochę straszne, zwłaszcza kiedy stare deski w schodach zaczynały trzeszczeć same z siebie, albo wiatr wył przeciągle w oknach na poddaszu. Nie wchodziła na te wyższe piętra, właściwie zamykając pokoje i zostawiając je w takim stanie, w jakim zostawiła je jej mama. Odkurzała tam jedynie regularnie i myła podłogi, by nie wdał się brud, czy pleśń przez wilgoć, jaka panowała przez nieszczelność okien. Na poddasze nie wchodziła już wcale, obawiając się, ze zalęgły się tam szopy, albo kuny, czy inne drapieżne zwierzaki. Poza tym była pewna, że dach ucierpiał po ostatniej snieżycy, a nie stać jej było teraz na żadne naprawy i remonty... Grunt, że przybudówce nic się nie stało i zakład cukierniczy działał sprawnie.
    Gdy nadeszła popołudniowa szarówka, spakowała kilka ciast do pudełek i wyszła z domu, by udać się do pary przyjaciół. Znali się od dziecka, a że tamci dość szybko postarali się o dziecko, to z powodu częstszych wyjazdów mieszkańców, niż przyjazdów do Mount Cartier, Sol została poproszona o zostanie matką chrzestną dla ich sześcioletniego bąbla. Dla niej był to niemały zaszczyt, choć sama nie była pewna, co to będzie oznaczać. A jak się okazało, oznaczało mnóstwo zabawy i dzelenia się słodkościami, zatem była w swoim żywiole.
    - Cześć – zawołała do otwartych drzwi, gdy po kilku próbach nie zdarcia sobie skóry na palcach, dobijała się u progu. - Coś dla was mam! - gospodarzowi bezceremonialnie wręczyła pudełka z ciastami, które piekła z zamiłowania, a których sama nie była w stanie zjeść i weszła głebiej do domu, rozbierając się z grubej kurtki, kolorowej czapki i szalika i ośnieżonych aż po kostki kozaków. - Macie gościa...? - spojrzała niepewnie na wielkie męskie buciory, stojące w kącie korytarza. - Tak wpadłam bez zapowiedzi.... to może innym razem przyjdę – mruknęła nieco speszona i chwyciła z powrotem za swoje ubranie.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Jeśli masz czas i chęci, możesz zacząć, bo ja jeszcze ostatnie dni przytłoczona nauką jestem, a do tego dłuższe zmiany w pracy mam i trochę brakuje mi doby. Myślę, że dobrze będzie zacząć od pierwszego, zupełnie niespodziewanego spotkania, z Teddym na doczepkę w dodatku. Może Jason jakoś to wszystko nerwowo zniesie. ;D]

    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  10. Daisy miała kiedyś wiele marzeń. Tak jak Jason, a może nawet razem z nim, marzyła o wyjeździe z Mount Cartier. Całą sobą wierzyła, że może wszystko, nawet wtedy, kiedy, po śmierci dziadka, została na świecie całkiem sama. Nie potrafiła wskazać momentu, w którym wszystko to się zawaliło, szczęście się oddaliło, a ona wplątała się w związek z chłopakiem, którego nigdy nie kochała. I, o zgrozo, zgodziła się za niego wyjść, nie sądząc, by czekało ją w życiu jeszcze cokolwiek dobrego. Jak bardzo się wtedy myliła. Często zdarzało jej się rozmyślać, jak inne byłoby jej życie, gdyby nie była takim tchórzem.
    Teraz już nawet nie gdybała. Odkąd miała Teddy'ego, nie marzyła o cofnięciu czasu, bo chłopiec był całym jej światem i była gotowa zaakceptować wszystko, co doprowadziło ją do zostania matką. Czasami marzyła o ucieczce. W głowie budowała obraz życia bez Mount Cartier, bez Patricka; tylko ona i Teddy w przytulnym mieszkaniu, daleko stąd, gdzieś, gdzie jest cieplej. Teraz lubiła mrozy, bo dzięki niskim temperaturom, nie musiała tłumaczyć się z otarć i siniaków. Ale gdyby nie miała nic do ukrycia... Ach, jak marzyła o noszeniu letnich sukienek i kąpielach w morzu. Marzyła o gorącym słońcu, pięknej pogodzie i świętym spokoju.
    Co ją powstrzymywało? Teddy. Kochał ojca, a ojciec kochał jego. Patrick mógł być okropny względem niej, ale zawsze pilnował się przy chłopcu. Dla niego był czuły i pełen niekończącej się cierpliwości. To Daisy nie mógł znieść, prawdopodobnie też żałując tego wszystkiego. Nigdy nie wątpiła w jego miłość, ale on, po latach, chyba w końcu zdał sobie sprawę, że nie jest ona odwzajemniona. I nie mógł na nią patrzeć.
    Oboje wiedzieli, że nie będą mogli trwać tak w nieskończoność. Póki co, Teddy był mały i wierzył we wszystko, co mówili mu rodzice, ale im będzie starszy, tym więcej będzie rozumiał i dostrzegać. Daisy po cichu liczyła, że może dzięki temu Patrick się opamięta, ale jej realistyczne podejście do życia podpowiadało, że powinna zacząć myśleć nad innym rozwiązaniem.
    Przed podjęciem jakichkolwiek kroków powstrzymywało ją szczęście Teddy'ego, ale to dla jego szczęścia musiała też coś z tym w końcu zrobić.
    – To jest to, dokładnie o tym marzyłem! – zawołał z entuzjazmem chłopiec, łapiąc zestaw małego astronoma. Oczy mu błyszczały, a Daisy nie mogła się nie uśmiechnąć.
    – To twoje pieniądze, kochanie, możesz wybrać, co tylko chcesz. Ale jeśli chcesz znać moje zdanie, uważam, że to świetny wybór. – Mrugnęła do niego, na co Teddy rozpromienił się jeszcze bardziej i pokiwał głową stanowczo.
    Złapała go więc za rękę i ruszyli w kierunku kasy. Chłopiec cały czas nie odrywał wzroku od wybranego zestawu, oczyma wyobraźni najpewniej widząc już siebie podczas zabawy. Zawołal do niej, chcąc pokazać jej jeden z elementów, kiedy ktoś wyszedł z sąsiedniej alejki, wpadając na Daisy. Nie zdążyła wydusić z siebie słowa, nim mężczyzna sam się odezwał, a jej zrobiło się słabo, gdy poznała ten głos.
    – Chyba ja powinnam zadać tobie to pytanie. – odparła zdumiona, bo nie sądziła, że jeszcze kiedyś przyjdzie im się spotkać. Nie po tym wszystkim, co zaszło, nie tylko między nią, a Jasonem, ale także z Patrickiem.
    Wolną, zabandażowaną, uszkodzoną przed kilkoma dniami przez Patricka rękę, jakby odruchowo wsunęła do kieszeni kurtki.
    – Kupujemy zestaw młodego astronoma! – zawołał Teddy, uznając, że zadane przez mężczyznę pytanie skierowane było do ich obojga. Wyciągnął ręce ze swoim zakupem, by zademonstrować. – Za moje własne pieniądze.

    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  11. [odpisze niebawem, jak dotrę w innym wątku do miejsca wyjaśnienia co domowi Sol dolega, bo jeszcze sama tego nie wiem :) ]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Tak, Nick się zdążył przekonać, że pogoda w MC bywa nieubłagana i knocąca nawet najlepsze plany ;) Dziękujemy jednak za powitanie!
    Nicolas nie był w sumie z założenia w żadnym stopniu depresyjny, że tak ujmę; ale po rozmowie z Panią S. z komentarza powyżej, pewne sprawy mu się w życiu pokomplikowały. Zdarza mi się jednak tworzyć bohaterów szczęśliwszych, co to co najwyżej dziadków pochowali ;) Zależy od postaci, jak i chyba przypadku każdego autora.
    Przejrzałam całą Twoją ferajnę i ostatecznie piszę u Jasona; nasi panowie mają to i owo wspólnego, szczególnie z brakiem wiary w bezinteresowność ludzi, więc możemy nad czymś pomyśleć, jeśli chcesz. Nic mi jednak na chwilę obecną do głowy nie wpada :/
    No nic, dziękuję jeszcze raz za powitanie, a co do miłości Nicka... ta go prędzej o migrenę przyprawi, ale pogoda na pewno uniemożliwi mu w najbliższym czasie ucieknięcie od niej gdzie pieprz rośnie xD]

    Nick Everest

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdyby tylko Daisy wtedy wiedziała, gdyby miała choć cień podejrzeń, że jej szczęście jest możliwe, wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Jednak drogi jej i Jasona tak bardzo się wtedy rozeszły, że sądziła, że powinna się raczej usunąć z jego życia, że tego on właśnie chce, w czym utwierdzały ją też wtedy słowa Patricka; nie wiedziała, czy celowo chciał ich wtedy od siebie odsunąć, czy może sam też miał problemy z dogadaniem się z byłym już przyjacielem. Miała mętlik w głowie, tak samo wtedy, jak i teraz. Tego nie mogła znieść. Za każdym razem, gdy Jason wracał do Mount Cartier, miała taki sam mętlik w głowie. Co w końcu wyszło na jaw, niszcząc nie tylko jej reputację w miasteczku, ale przede wszystkim resztki jej małżeństwa. To po tamtej awanturze Patrick zaczął traktować ją jak intruza. Irytowało go wszystko – to jak wyglądała, jak chodziła, jak mówiła. Obwiniał ją o całe zło tego świata i, co najgorsze, Daisy przyznawała mu rację. Powinna go nienawidzić za to, jak ją traktował, ale przede wszystkim miała wyrzuty sumienia. Obawiała się, że to ona go do tego doprowadziła. Może dlatego też przy nim tkwiła, sądząc, że zasługuje na karę. Przez chwilę miała nadzieję, że dziecko im pomoże, ale choć Patrick pokochał syna od pierwszego wejrzenia, to jego stosunek do Daisy nie zmienił się ani trochę. Nawet tuż po porodzie nie odezwał się do niej słowem, skupiając swoją uwagę jedynie na Teddym.
    – Muszę już wszystkiego się uczyć, bo jak będę duży to polecę w kosmos! – zawołał z entuzjazmem, uśmiechając się od ucha do ucha, na co i Daisy nie mogła powstrzymać czułego uśmiechu. – I sam sobie poradzę, żaden Houston nie będzie musiał mi pomagać. – dodał zawzięcie, na co Daisy parsknęła cicho śmiechem i kiedy wróciła wzrokiem do Jasona, jej oczy jeszcze przez chwilę błyszczały wesoło, jak zawsze, gdy słuchała swojego syna.
    – Bez zmian. – Wzruszyła niedbale, niemal nonszalancko ramionami. Uśmiechnęła się lekko, nie dodając ich więcej, bo cóż mogła powiedzieć? Jak miało mieć się jej życie w Mount Cartier? Poza tym, że Patrick prawie zmiażdżył mi kilka dni temu dłoń, to wszystko w porządku. Dobre sobie. To już go nie dotyczyło. Właściwie, już dawno powinna zrozumieć, że wszystko przestało dotyczyć Jasona w momencie, kiedy zostawił ją bez słowa i wyjechał. Dlaczego wciąż do niego wracała, za każdym razem, gdy pojawiał się w miasteczku? Może miała jeszcze nadzieję na resztki miłości. Odrobinę ciepła, czułości, której zawsze jej w życiu brakowało. Teraz jednak nie liczyła już na nic. O ile z początku rozważała powiedzenie mu prawdy o Teddym, o tyle jego uporczywe milczenie odwiodło ją od tego pomysłu. Pięć lat. To chyba najdłuższy okres, jaki spędzili bez zamienienia choćby słowa.
    – Mój. – odparła krótko, spuszczając wzrok z powrotem na Teddy'ego. – Moje szczęście, co? – zagadnęła do chłopca z uśmiechem, na co ten pokiwał głową z dumą.
    – Jestem Teddy i mam cztery lata. – powiedział oficjalnie, po czym wziął grę pod pachę, by drugą rękę wyciągnąć w kierunku Jasona.

    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  14. [Oj tak, z Pani S. bez wątpienia jest niezłe ziółko, szczególnie w wersji Pani M. xD Ale Nick nie lubi nudy i monotonności, więc zapewne służy im to jedynie na plus, mimo wszystko xD
    Osobiście nie mam nic przeciwko budowaniu relacji od zera; rzadko mam do tego okazję, więc naprawdę, to ostatnie co by mi przeszkadzało :D Tym bardziej, że mimo mijania się na blogach tu i tam, w sumie chyba jeszcze nigdy nie pisałyśmy wątku...
    Kufel piwa niestety jednak odpada, gdyż Nicolas nie pija alkoholu; ale może wpadliby na siebie (dosłownie lub nie) na stacji lub w sklepie? Jedyne, co przychodzi mi w tym momencie do głowy, to by Everest, zaczytany w książce lub czymś zajęty, nie patrzył gdzie idzie, niechcący wpadając na drabinę, na której stałby malujący coś akurat Jason? Tanner mógłby się niebezpiecznie zachwiać lub nawet spaść, albo zrzucić coś niefortunnie na Nicolasa... Ot taki, niezbyt miły możliwe dobrego początek xD Wybacz, oklepane to trochę, ale nic innego mi na myśl nie przychodzi :/ Chyba że spróbujemy czegoś na linii Jason-pan, nad którym jeszcze pracuję? Tam może być nam łatwiej, gdybyś oczywiście miała ochotę :)]

    Nicolas Everest

    OdpowiedzUsuń