A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Oh to live in a paper house again, where we grew by the light of the moon

Ella Larson

26 lat barmanka w BnB FC: Zoe Barnard

Jej życie od dawna kręci się wokół brata — starszy o dziesięć lat Victor był początkowo jej wzorem, po śmierci rodziców także opiekunem, jednak te role odwróciły się po wypadku, któremu uległ podczas pracy jako drwal. Do pracy wrócić nie może, ubezpieczenie zdążyło już zniknąć, renta jest niewielka, a Victor coraz częściej nie wie, który kieliszek powinien być ostatnim. Ella zawsze była jedyną osobą, która potrafiła przemówić mu do rozsądku, ale ostatnimi czasy udaje jej się to coraz rzadziej, za to częściej ukrywa siniaki, tłumacząc brata przede wszystkim przed sobą. Lubi wszystkich, zresztą z wzajemnością. Dogada się ze zrzędliwą sąsiadką, pijanym rybakiem, kapryśnym dzieckiem i panią w urzędzie. Zawsze uśmiechnięta, chętna do rozmowy, dobrze słucha i na wszystko ma odpowiedź, prawdopodobnie dlatego sprawdza się w pracy za barem. Nigdy nie wyjechała dalej niż do Churchill, a brak podróży wynagradza sobie książkami, które chłonie jak gąbka i gromadzi na wszystkich wolnych powierzchniach w domu po rodzicach. Gdzie nie ma książek, tam stawia kolejne rośliny, coraz śmielej eksperymentuje w kuchni, a kiedy gotuje, to śpiewa, mimo że słoń jej na ucho nadepnął. Lubi wspinaczkę i wykańczające spacery, dużo biega i prowadzi zajęcia z gimnastyki dla dzieci. Żyje życiem wszystkich rodzin w okolicy, uciekając od własnego i choć dużo mówi, to niewiele można się o niej z tej paplaniny dowiedzieć.


Cześć! Mam nadzieję, że Ella mi się tutaj zadomowi na dłużej. To dobre dziecko i na pewno z każdym się dogada, chyba że ktoś bardzo tego nie chce. Wizerunku użycza Zoe Barnard (drugie zdjęcie zalinkowane w nazwisku), a w tytule śpiewa Lisa Hannigan. Bawmy się!
kontakt: i.am.william.of.orange@gmail.com

17 komentarzy:

  1. [No heeej <3 Bardzo fajna kobietka, oby tylko brat nie uprzykrzał jej życia tym alkoholizmem! Poza tym, dobrze widzieć w Mount Cartier radosną duszyczkę :)]

    Octavian Carnegie

    OdpowiedzUsuń
  2. [ O nie... jej postać bardzo przypomina mi pewną osobę z mojego życia, co automatycznie sprawia, że czuję do niej przywiązanie. Witam się oczywiście serdecznie, jednocześnie zapraszam do siebie bo prawdę mówiąc widzę tu owocną relację z moją Ri. Może miastowa ogarnie brata Twojej postaci i spuści mu małe lanie hehe xD ]

    Audrina Nerey

    OdpowiedzUsuń
  3. [Tyle przeciwności losu, a z niej taka pozytywna duszyczka! Moi panowie też dużo paplają i nie zawsze mądrze, taki już ich urok. Mogę zaproponować którymś z nich wątek! (Choć ostrzegam, że czasem trzeba mnie prześcigać, bo lubię sobie znikać.)]

    Farley Darmond & Hafza Tantway

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jaka z niej pozytywna duszyczka! Mam nadzieję, że jej brat się w końcu ogarnie, bo jak nie, to Beniek z pewnością się na niego rzuci. Jak można krzywdzić tak cudowną istotę?
    Życzę jak najdłuższego pobytu na blogu, owocnych wątków, i oczywiście zapraszam do siebie :D]

    Benjamin Fawley

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Dziękuję bardzo ^^
    Nie no, tak naprawdę Ri musiałaby być światkiem jakieś brutalnej sceny między nimi, aby rzucić się z łapami, ale… Myślałam o scenie, w której Ella zamyka bar i na głowie ma jeszcze pijanego brata. Audrina mogłaby jakoś przypadkiem znaleźć się w okolicy i rzeczywiście usłyszeć sprzeczkę albo po prostu widząc tą scenę zaproponowałaby pomoc w odprowadzeniu mężczyzny. Co Ty na to? ]

    Audrina Nerey

    OdpowiedzUsuń
  6. [O, to możemy zrobić tak: Ella mogłaby poprosić Bena o pomoc z jakimiś pracami w domu, z którymi nie byłaby sobie w stanie sama poradzić. Nie przewidziała jednak, że jej brat wróci do domu pijany. Nie wiedziałby o obecności Bena, doszłoby do awantury i rękoczynów. Benjamin, który pierwszy raz byłby świadkiem takiej sytuacji, natychmiast zabrałby Ellę do siebie, a ona mogłaby mu próbować tłumaczyć, że wszystko ma pod kontrolą. On oczywiście by nie uwierzył i od razu zaoferowałby pomoc rodzeństwu c: Co ty na to?]

    Benjamin

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ben miał wielu przyjaciół. Gdy dorasta się w miasteczku takim jak Mount Cartier, nie trudno zawrzeć znajomości na całe życie - w końcu, w większości przypadków, mieszkańcy zostają tu na zawsze. Jedynie nieliczni wybywają w świat, często zostawiając Mount Cartier i nie patrząc wstecz.
    Często zastanawiał się, co by było gdyby on też zostawił to wszystko za sobą. Czy może gdyby wyjechali, może wtedy Rosa by nie odeszła.
    Nigdy nie obwiniał żony za to, że podjęła taką a nie inną decyzję. W końcu poroniła, na miłość boską! A jednak, miał nadzieję, że mimo wszystko uda im się jakoś przetrwać. Mimo gdybań, on sam nie byłby w stanie opuścić miasteczka. To jego dom, zawsze nim będzie. Dlatego zwłaszcza w takich chwilach doceniał fakt, że mimo wszystko wszyscy jego bliscy są prawie że na wyciągnięcie ręki. Lubił czasem spotkać się przy piwie, powspominać stare czasy, kiedy wszystko było prostsze, kiedy biegali po lesie goniąc wiewiórki, kąpali się nago w jeziorze, czy nabijali się z koleżanek z klasy.
    Jednak z nikim nie dogadywał się tak dobrze jak z rodzeństwem Larson. Można właściwie powiedzieć, że to przyjaźń pokoleniowa - ich rodzice byli szkolnymi przyjaciółmi, co doprowadzało do częstych spotkań Elli, Victora i Bena. Choć minęło już sporo lat odkąd ostatni raz grali w berka między sosnami, czy rzucali kaczki na wodzie, ich spotkania nadal są częste. Mimo że każde z nich ma teraz własne życie, zawsze udaje im znaleźć dla siebie chociaż chwilę.
    Z resztą, Ben nie mógłby ich teraz zostawić, nie po tym okropnym wypadku Victora. Nie mógłby sobie wybaczyć. Nawet jeśli zdarza mu się przymknąć oko na coraz częstszy stan upojenia przyjaciela, nie odmówiłby im pomocy, gdyby jej potrzebowali.
    Dlatego teraz znalazł się przed drzwiami domu Larsonów, w ręku trzymając narzędzia. Mount Cartier chwilowo cierpiało na brak hydraulika, a ten z Churchill nie mógł znaleźć wolnego terminu. Dlatego gdy Ella przyszła do niego z prośbą uporanie się z wadliwymi rurami w ich domu, zgodził się od razu. W końcu nic nie zaszkodzi, żeby chociaż zerknął w czym problem.
    Zapukał do drzwi, a gdy delikatny i radosny głos Elli zaprosił go do środka, wszedł do przytulnego i przedsionka.

    Ben

    OdpowiedzUsuń
  9. A czy Octavian lubił swoją pracę? Nie – on po prostu nią żył; zawód lekarza był jego częścią, i bynajmniej nie dlatego, że dzięki niemu saldo konta bankowego prezentowało miłą dla oka sumkę. Pieniądze nie grały tu bowiem żadnej roli – Tavey zawsze wyróżniał się na tle rodziny, bo zawsze chciał pomagać i robił to już jako dzieciak, oddając potrzebującym swoje zabawki, których miał multum, albo oddając mniej zamożnemu rówieśnikowi swoje drugie śniadanie, które gosposia przygotowywała w domu ze szczególną dokładnością. Oczywiście, młody Carnegie nie uczył się wśród biedaków – do publicznej szkoły chodził tuż po swoich zajęciach, jako że miał tam dobrego przyjaciela, któremu los poskąpił dobrobytu w postaci modnych gadżetów, czy nowych butów. Allan Windy był bowiem sierotą, wychowującym się pod pieczą matki chrzestnej, której nie było stać na pięć posiłków dziennie, nie wspominając już o deserze. Jednak Octavian miał inne priorytety, a mimo, że o przyjaźni tej dwójki nie wiedzieli nawet rodzice, relacja ta przetrwała długo... aczkolwiek nie tyle ile powinna. Allan odszedł, z uśmiechem na ustach i nadzieją w ludzi dobrej woli, a Octavian utwierdził się w przekonaniu, że zawód lekarza jest tym, do którego lgnie jego serce oraz dusza. I choć ostatecznie niewiele ma wspólnego z leczeniem nowotworów, to również ratuje ludzkie istnienia z niebywałą pieczołowitością.
    Jeśli mowa o misji – wyjazd był czymś, do czego zmierzał od dawna, aczkolwiek decyzja o wyprawie w nieznane zapadła nieoczekiwanie i dużo szybciej, niż ówcześnie przewidywał. Trudno ukryć, że zmusiła go do tego sytuacja rodzinna – po śmierci matki wiele się zmieniło, szczególnie w zachowaniu jego ojca, który lubieżnie obnosił się z uczuciami do kobiety, którą wybrał swemu synowi za żonę. Jakkolwiek źle to brzmi – chciało mu się rzygać już na samą myśl, że jego ojciec sypia z jego narzeczoną zaledwie miesiąc po śmierci matki. Dochodziło już do tego, że Octavian nie potrafił nawet patrzeć na swoje odbicie lustrzane, bo ilekroć stawał przed gładkim zwierciadłem, widział w nim gburowatą mordę ojca, jako że jest do niego wyjątkowo podobny. Siedzenie przy wspólnym obiedzie i udawanie, że nic się nie dzieje, doprowadzało go do tak wielkiej frustracji, że wielokrotnie tłukły się kieliszki do wina i zdobione talerze, a czerwonych plam na miękkim dywanie prawdopodobnie nikt się nie doliczy, bo wytrawny alkohol dekorował jego materiał niejednokrotnie. Dodatkowo, Tavey ledwo co trawił ten każdy sztuczny uśmiech, przylepiony do twarzy starszego Carnegie, i pojawiający się zawsze wtedy, gdy sytuacja stawała się napięta. Ponad to, zaczął częściej sięgać po alkohol. Wjazd do Mount Cartier był więc ucieczką od problemów, którym nie da się stawić czoła w pojedynkę. Był wytchnieniem i wolnością.
    Nie stresowało go nowe otoczenie, choć w drodze do północnych rejonów Kanady zastanawiał się nad tym, jak rdzenni mieszkańcy zdołają go przyjąć. Nie oczekiwał wiwatów i transparentów – pomimo znanego w Szkocji nazwiska, był przeciętnym człowiekiem, a leciał przecież w miejsce, które można znaleźć tylko na tych dokładniej opracowanych mapach, więc szansa na to, że ktoś będzie je kojarzył była bardzo znikoma. I ta pewnego rodzaju anonimowość dodawała mu otuchy w samotności, jaka miała mu w Mount Cartier towarzyszyć – wszak nie znał w tych rejonach nikogo.
    I dlatego na drugi dzień, a właściwie wieczór, postanowił dać się poznać choć powierzchownie. Nie zamierzał wbijać do nikogo na imprezę, ani włączać się do rozmowy jak gdyby nigdy nic, bo nie miał tego w naturze – chciał po prostu rozejrzeć się po okolicy, a porę wieczorową wybrał tylko dlatego, że większość mieszkańców będzie relaksować się w progach własnych chatek.
    Nie wiedział, co zastanie po drugiej stronie drzwi tutejszego baru, toteż próg przekroczył nieco ostrożnie, rozglądając się czujnie po niewielkim wnętrzu. Ktoś przysypiał w kącie; dwoje mężczyzn kończyło dopijać piwo, a kolejny obserwował barmankę, czyszczącą aktualnie szklaneczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyglądało na to, że albo lokal nie cieszy się popularnością, albo to on przyszedł nie w porę, niemniej jednak, idąc w stronę baru, zdjął z szyi wełniany szal i rozpiął kilka pierwszych guzików eleganckiego, grafitowego płaszcza.
      Spojrzenie błękitnych tęczówek utkwił w twarzy niewiasty, która przywitała go promiennym uśmiechem. Sam zresztą uniósł kącik ust, gdy usłyszał padające z jej ust słowa, choć nie dlatego że brzmiały głupio, a dlatego, że bardziej obawiał się posępnego, ciężkiego powitania, a tu proszę! – skryty w powitaniu komplement.
      — Na razie do szczęścia chyba niczego mi nie brakuje, dobry wieczór — rzekł po chwili, nie kryjąc się z akcentem innej narodowości, bo mógł stanąć na rzęsach, a i tak by się go nie wyzbył. Był przecież Szkotem z dziada pradziada.
      — I tak, niebawem zacznę tutaj służbę — dodał. — Mam nadzieje, że udaną.
      Splótł palce na blacie baru, przenosząc spojrzenie na arsenał alkoholowy za kobietą. Nie wiedział, czego chciał skosztować, dlatego postanowił zdać się na gust tutejszych mieszkańców.
      — Nie wiem, czy... — rozejrzał się krótko — przyszedłem w porę, ale może jeszcze uda mi się spróbować jakichś Waszych specjałów?
      Na jego twarzy pojawił się z lekka ujmujący uśmiech, posłany prosto do ciemnowłosej niewiasty. Nie będzie jednak zły, jeśli okaże się, że przyszedł za późno.

      Octavian Carnegie

      Usuń
  10. [Gdyby tylko Mysie od jakiegoś czasu nie preferowała bardziej samotnych wędrówek niż tych w towarzystwie kogoś innego jak swej psiej zgrai, to właśnie znalazłaby niemal idealną kandydatkę! No, chyba że Ella jest na tyle uparta, żeby łazić za Ayers wbrew jej woli i wypytywać o jej życie rodzinne, wysłuchując przy tym groźnych westchnień pełnych irytacji i wiecznego marudzenia na starszych braci, tak przy okazji, skoro już ma komu. :D
    Cześć, fajnie widzieć tak dobrą, nową duszyczkę w Mount Cartier! Oby zły brat (pewnie swego czasu sama Mysie podrzucała mu domowe nalewki) szybko się opamiętał, bo inaczej niebawem pewnie każda staruszka zacznie okładać go torebką za krzywdzenie tak uroczej niewiasty, w dodatku własnej siostry. Przykre, ale mocno trzymam kciuki, żeby Elli się ułożyło. Bawcie się dobrze! :)]

    Mysie Ayers

    OdpowiedzUsuń
  11. Audrina przez ostatnie dnie tryskała energią, lawirowała między swoim nowym mieszkaniem, umieszczoną na jego parterze cukiernią, a zajazdem, w którym postanowiła zostać jeszcze kilka dni. Dzisiaj jednak, po odebraniu poczty była jakaś zamyślona. Jeden z listów sprawił, że uśmiech na jej twarzy gościł tylko czasami, większość czasu przesiedziała w pokoju rozmyślając. Dopiero późnym wieczorem postanowiła się przejść, przewietrzyć, zobaczyć jak tam jej cukiernia.
    Szła ciemną ulicą, od czasu do czasu zerkając na uliczne latarnie, w głowie kłębiło jej się sporo myśli. Cukiernia znajdowała się praktycznie naprzeciwko zajazdu, więc spacer na niewiele się zdał. Nawet widok w połowie odświeżonej podłogi, która jeszcze wczoraj wywoływała promienny uśmiech na jej licu, teraz zdawał się jakiś taki mało istotny. Naszła ją nawet ochota na papierosa… W prawdzie nałóg ten rzuciła już dawno, a i tak przyjaźń z petami trwała jedynie 3 lata, gdzieś w czasach technikum. Technikum… no właśnie. List dotyczył wiadomości na temat jednej z jej koleżanek, którą poznała właśnie w szkole średniej. Westchnęła głośno i wyszła z budynku. Nie… ten spacer zdecydowanie był za krótki. Spojrzała na granice lasu, które sąsiadowały z jej nowym mieszkaniem. Prawie idealnie, w końcu domek w lesie zawsze jej się marzył. Już chciała wejść na leśną ścieżkę, jednak stwierdziła, że o tej porze nie będzie ryzykować. Obejrzała się na miasto po czym po prostu ruszyła w jego stronę. Tutejsza ulica też była dobrym miejscem na przemyślenia.

    Audrina Nerey

    OdpowiedzUsuń
  12. [cześć ! przecudny ma uśmiech ta Twoja pannica! ;D mam nadzieję, że zabawisz z nami na dłużej i weny będziesz mieć na wiele, wiele wątków ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Przepraszam za opóźnienie, internet się z buntował i nie działał dwa dni, a potem drugi sezon Stranger Things wyjął mi z życia 9 godzin :D]

    Jedną z rzeczy jaką Ben uwielbiał w Elli, był jej niepohamowany optymizm. Choć życie jego również mocno doświadczyło, zaobserwował, że jego przyjaciółka o wiele lepiej radziła sobie z wszelkimi przeciwnościami losu. Gdzie on uciekał do alkoholu czy ukrywania się całymi dniami w zaciszu swego domostwa, ona stawiała czoła każdej kłodzie rzuconej pod nogi.
    Zawsze ją z tego powodu podziwiał, jednocześnie w pewnym sensie aspirował, by kiedyś również móc tak sobie radzić.
    Nim zdążył się zorientować, Ella już rzucała mu się w ramiona na powitanie, a on poczuł jak uśmiech od razu wkrada mu się na usta.
    – Daj spokój, nie masz za co dziękować, to drobiazg – odparł, gdy zaprowadziła go na piętro. – I oczywiście, że zostanę na obiad, obawiam się, że nie dałabyś mi spokoju, gdybym choć spróbował się wymigać.
    Przyklęknął przed otwartą szafką, za którą kryła się wadliwa instalacja. Kątem oka widział, jak Ella przysiada na krawędzi wanny.
    Dla niektórych, pełne energii wypowiedzi Elli mogły być irytujące, jednak nie dla niego. Lubił rozmowy z nią, nawet jeśli jego wkład w nie był o wiele mniejszy niż jego przyjaciółki
    Skupił się na ocenianiu problemu. Na pierwszy rzut oka, nie zdawało się to być nic poważnego.
    — Swoją drogą, co u Victora? — zapytał, sięgając do przybornika z narzędziami. — Dawno się nie widzieliśmy.

    Ben Hydraulik

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie przepadał za piwem, bo w jego rodzinie praktycznie w ogóle nie sięgano po chmielowy alkohol. Stoły zawsze dekorowało wino, a w mniej oficjalnych momentach bursztynowa, odpowiednio dojrzała whisky, i to ten alkohol najczęściej mężczyzna popijał w ramach relaksu. Nie był jednak zamknięty na nowości, dlatego gdy barmanka przyniosła niemały kufel świeżo uwarzonego piwa, postanowił sięgnąć po kilka łyków. A nuż mu podpasuje tak, jak płynne złoto.
    — Dziękuję, nie trzeba było — rzekł, z lekka zaskoczony tutejszą gościnnością. Mógł mieć tylko nadzieję, że kobieta zza baru nie będzie jedyną, przyjaźnie nastawioną osobą w tej wiosce. Chwyciwszy kufel z piwem, poniósł go do ust. — Zatem, sprawdźmy cóż to za wyjątkowe piwo... — powiedziawszy, spił piankę wraz z charakterystycznie gorzkawym napojem, a po chwili uniósł usta wyraźniej w górę. — Faktycznie dobre — przyznał szczerze, wysłuchując słów z ust ciemnowłosej. Jako obywatel miasteczka z kilkakrotnie większą ilością mieszkańców, przyzwyczajony był do tego, że lokale nawet w tygodniu zamykają się albo późną nocą, albo dopiero ranem. Rozumiał jednak tę zasadę, o której wspomniała kobieta i szczerze powiedziawszy, całkowicie ją akceptował, bo klubowicz z niego żaden. Zdarzyło mu się parę razy zaszyć w jakimś lokalu na dłużej, ale nie był fanem grubych imprez, od których centrum miasta pękało nocą w szwach.
    Powiódł wzrokiem za ciemnowłosą, gdy ta oddaliła się w kierunku klienta. Kiedy wyszła zza lady, mógł nieco lepiej przyjrzeć się jej aparycji, toteż pobieżnie zlustrował spojrzeniem jej szczupłą sylwetkę, w międzyczasie popijając piwo. Przykład śpiącego w kącie Clive'a był jednym z tych, który sugerował że mieszkańcy nie są konfliktowi, skoro wystarczyła jedna uwaga pracownicy lokalu, by pijany mężczyzna zrozumiał, że powinien był właśnie wyjść.
    — Długo tu pani pracuje? — Podpytał, gdy ciemnowłosa znów znalazła się tuż obok za barem. — Ma pani dobry wpływ na pijanych ludzi — zauważył, symbolicznie unosząc przy tym kącik ust. Przemówienie do rozsądku pijanemu człowiekowi wielokrotnie graniczyło przecież z cudem, a w tej chwili nie dośc, że kobieta go dobudziła, to jeszcze uprzejmie wyprosiła za drzwi, a ten wyszedł bez wielkiej afery.

    Octavian Carnegie

    OdpowiedzUsuń
  15. [Chwilę mnie nie było a tu tyle nowych twarzy. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, bo to oznacza nowe wątki ;)
    Koniecznie musimy coś razem napisać. Ella to taka dobra dusza, pomimo tego co ją spotkało, i Jack'owi na pewno przyda się takie towarzystwo. Na teraz, jestem w stanie stwierdzić, że oboje pochodzą z MC, to też muszą się znać i wyobrażam to sobie tak, że byli czymś w rodzaju paczki znajomych, pomimo różnicy wieku. Na pewno zna też jej brata. No i po powrocie do miasteczka często bywa w barze, w którym Ella pracuje - spotkanie nieuniknione. Proponowałabym tylko, abyśmy nie zaczynały od ich pierwszego spotkania po latach, tylko kolejnego :)

    Co o tym myślisz?]

    Jack Higgins

    OdpowiedzUsuń