A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Midnight Waltz

rodzony 25 lipca 1980 roku
w Akwizgranie
Dagna & Raphael Lavoie
rodzice
malarka – portrecistka i doktor nauk historycznych

Raphael wyemigrował do Europy po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Winnipeg, gdzie jako jeden z najlepszych absolwentów otrzymał grant naukowy na prowadzenie dalszych badań. Choć do Akwizgranu sprowadził go zmierzch dynastii karolingów, to nie historia, a ukochana kobieta, zadecydowała o jego osiedleniu się tam na stałe.
Julien jest ich jedynym dzieckiem, któremu daleko do racjonalności ojca, bliżej natomiast do romantycznego ducha matki, z którą łączą go bardzo bliskie, przyjacielskie stosunki. Raphael był powodem, dla którego Julien, mając 24 lata, wyjechał najpierw do Norymbergii, gdzie przez pewien czas pracował jako nauczyciel w prywatnej szkole muzycznej, a następnie do Berlina, związując się na stałe z tamtejszą filharmonią – co było szczytem jego ówczesnych marzeń i ambicji. Wszystko po to, by podkreślić swoją niezależność i przysporzyć zafrasowanemu ojcu jeszcze więcej zmartwień.

Cieszysz się, cierpisz, czujesz bardziej, niż inni. To cię zgubi, mój synu.
• skrzypek, dawniej członek Filharmoników Berlińskich, obecnie kompozytor do szuflady i grajek dla samego grania • wnuk mieszkających w Mount Cartier
lutnika i krawcowej
✞ Brianna & Carter Lavoie
dziadkowie
krawcowa i lutnik

Nie było w Mount Cartier osoby, która nie ulegałaby urokowi i charyzmie tego małżeństwa; zawsze uśmiechnięci, serdeczni i witający każdy dzień z niesamowitym optymizmem. Nic dziwnego, że Julien pragnął wracać do nich co roku i czuł się przy nich swobodniej, niż w rodzinnym domu w Akwizgranie. To Carter zaszczepił w Julienie miłość do instrumentu, dając mu podstawy do rozwijania swojego talentu i otwierając mu oczy na jedyną życiową pasję. Pragnienia wnuka stawiał wyżej od uzasadnionych, lecz chybionych ambicji swojego syna, Raphaela.
Po wyjeździe do Norymbergii Julien odwiedzał dziadków coraz rzadziej, aż wreszcie ich kontakty zupełnie się zatarły. Kiedy wrócił do Mount Cartier po ponad dziesięciu latach, okazało się, że Brianna i Carter zmarli jakiś czas temu, a ich dom – jako że nie został uwzględniony w żadnym testamencie – został zlicytowany i obecnie mieszka w nim zupełnie obca osoba. Drewniana szopa w ogrodzie, w której mieścił się niewielki warsztat lutnika i kącik ekscentrycznej krawcowej, została nienaruszona, i nowi lokatorzy nie zrobili z niej żadnego użytku.

Nigdy nie sądziłam, że można położyć się do łóżka o czwartej nad ranem i wstać o świcie wypoczętym i gotowym do działania. Skąd było w tobie tyle energii, ty czorcie?
; jako dziecko spędzał u dziadków trzy tygodnie każdych wakacji • człowiek renesansu – obok skrzypiec upodobał sobie także grę na gitarze i pisanie wierszy • ceni sobie prywatność, samotne wieczory i lampkę czerwonego wytrawnego wina •
wdowiec
✞ Giselle Lavoie
żona
pielęgniarka w DRK Kliniken Berlin

Poznali się przez przypadek, gdy Julien trafił do szpitala po niefortunnym upadku ze schodów. Nie była to znajomość łatwa, bowiem oboje cechowała silna osobowość i sangwiniczny temperament, który żadnemu z nich nie pozwalał na ustępstwa. Zanim zdecydowali się na małżeństwo, na świat przyszła ich nieplanowana córka i to ona przypieczętowała rodzące się w bólach, lecz niezwykle silne uczucie. Uczyli się od siebie nawzajem – on przejął nietuzinkowe poczucie humoru i zamiłowanie Giselle do polskiej literatury, ona z kolei nabyła wrażliwość na piękno i estetyczny zmysł Juliena. Odpowiedzialność za partnera, a także za nowe życie, któremu dali początek, sprawiła, że oboje dojrzeli i wyzbyli się niezdrowego indywidualizmu.
Maleńki świat, który dla siebie stworzyli, legł w gruzach kilka miesięcy temu, gdy u Giselle zdiagnozowano nowotwór trzustki. Było jednak zbyt późno, aby leczenie przyniosło jakikolwiek skutek. Po śmierci żony Julien zdecydował się przerwać swoją karierę i porzucić na jakiś czas dotychczasowe życie, nie mogąc znaleźć w nim dla siebie miejsca. Wyjechał do Mount Cartier w nadziei na odpoczynek i oczyszczenie umysłu, które pozwoliłoby mu na nowo stanąć pewniej na nogach i zadecydować o swojej przyszłości.

Kocham cię, nienawidzę, śnię o tobie i podrzynam ci gardło ostrym nożem. To wszystko, co kłębi się w twoim umyśle, w twoim sercu – potrafisz wypełnić tym drugiego człowieka.
- choć nadal nosi na palcu ślubną obrączkę - i ojciec
dziesięcioletniej mistrzyni akwareli
Heidi Lavoie
córka

Rezolutna i inteligentna dziewczynka. Rodzice nigdy nie mieli przy niej tematów tabu i mimo, że jest tylko dzieckiem, zawsze uczestniczyła w podejmowaniu ważniejszych decyzji i nie bała się wytykać błędów dorosłym. Nie odzywała się do matki przez kilka dni, gdy ta wracała z pracy zbyt późno i nie dotrzymywała obietnicy o wspólnym wieczorze, a papierosy ojca zamieniała na opakowanie żelek wiedząc, że nic nie pomaga na skołatane nerwy lepiej od słodkości. Szybko obdarza zaufaniem i łatwo zawiera nowe przyjaźnie, którymi równie łatwo się nudzi.
Ze stratą Giselle poradziła sobie nad wyraz dobrze; wierzy bowiem, że matka cały czas jest przy niej i trzyma ją za rękę, gdy najbardziej tego potrzebuje. Z Julienem natomiast stworzyła duet nie do rozerwania, gdzie paradoksalnie to ona jest tą opanowaną i bardziej stabilną emocjonalnie połową, od czasu do czasu sprowadzającą ojca na ziemię. Życie z artystą okazało się trudniejsze, gdy odnalazł ukojenie w ciszy zimowego wieczoru, a dzikie ostępy i tęsknotę uznał za największą swoją inspirację, na powrót sięgając do młodzieńczej beztroski i swobody ducha.

Tworzysz tak piękne, wesołe melodie, a grając je w samotności pozwalasz, by po twoich policzkach płynęły łzy. Dziwaczejesz tatku, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
• gość zajazdu „u Annie”
To trochę tak, jak poruszanie się po pomieszczeniu pełnym luster, z których każde ukazuje inne twoje oblicze. W jednym
uśmiechasz się
, a w twoich oczach skaczą tysiące wesołych chochlików; niby pijanych, ale upojonych szczęściem nie mającym swojego źródła w niczym, co jest ci znane. W kolejnym z twojej twarzy znikają rumieńce, a na ich miejsce wstępuje trupia bladość, nie wiadomo czy podbita strachem, zmęczeniem, a może niepewnością co do twojego i cudzego jutra. Są też łzy i smutek pojawiający się dla równowagi, choć tej równowagi nie dostrzega nikt poza tobą samym. Dziwisz się, bowiem zauważasz
spokój
emanujący z rozpuszczonych luźno włosów i ust rozchylonych delikatnie w niewypowiedzianym słowie, na tyle nieistotnym, że niewartym jego uwolnienia. A przy tym tęsknotę za czymś, czego nazwać nawet nie umiesz. Zaciskasz pięści tak mocno, że z przebitej paznokciami skóry zaczyna sączyć się krew, lepka i gorąca jak
gniew
, który cię przepełnia. Przesuwasz palcami wzdłuż wag i linii szczęki, rozerwawszy materiał swojej koszuli marzysz o intymnej pieszczocie, która pozbawi cię rozumu i władzy nad swoim ciałem. Euforia sprawia, że nie dostrzegasz niczego przez zaparowane wilgotnym oddechem szkło i czujesz jedynie mrowienie w dłoniach gotowych do działania. Wstręt. Wstyd. Zażenowanie. Nie możesz uwierzyć, że pojawiają się w zakamarkach twojej twarzy tak często i próbujesz ukryć je przed samym sobą. Wstydzisz się wstydu, czy to nie paradoks?
Wyobraź sobie, że mijasz setki takich zwierciadeł; większych i mniejszych, w drewnianych ramach i pękniętych na całej swojej szerokości. Docierasz do końca pomieszczenia i zdajesz sobie sprawę, że oto odbyłeś najdziwniejszą wędrówkę w swoim życiu – wędrówkę wgłąb samego siebie. Zabawną, straszną, smutną, czasem spokojną, wściekłą,
pociągającą
i niezrównoważoną. Odważyłbyś się na nią raz jeszcze?

*darkpurplemagic@gmail.com
odautorsko

33 komentarze:

  1. Niezmiernie podoba mi się koncepcja tej postaci i sama kompozycja tekstu. Uwielbiam, kiedy przy samym początku wychodzę z niewiadomą X i dopiero po przejściu poszczególnej sekwencji zdań zarysowuje mi się świat danego bohatera. Dokładnie takie odczucie miałam, czytając KP Juliena. Treść nastraja, intryguje, a ostatecznie - pozostawia w drobnym niedosycie. Ale to dobrze. Świadczy o tym, że tekst był napisany na tyle interesująco, że gdzieś przy końcu tej krótkiej lektury poczułam potrzebę poznania postaci i autorskiej wizji na nią w większym stopniu. A skoro tak, to czekam na Twoje wątki. Będę dzielnie je śledzić, żeby zaspokoić swoją ciekawość co do Twoich procesów twórczych. :)

    A na koniec życzę długiej przygody w miasteczku, ciepła (od użytkowników i od postaci), no i weny! Wena zawsze ważna.


    Scott, Timothy & Andrew

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Cześć! Najpierw porwał mnie melancholijny klimat wizerunku, a później sam tekst. Nie wiem dlaczego, ale to te smutniejsze postaci są bardziej intrygujące. Mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej! :) zapraszam do wątku z Miną, lub jeśli się nie boisz, proponuję Meredith, obydwie mieszkają także w zajeździe, wiec istnieje jakieś prawdopodobieństwo wpadniecia na siebie. ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [No cześć! Baw się tutaj dobrze w odciętym od cywilizacji Mount Cartier ;> Zapraszam do siebie, a że Max to trudna koleżanka, to Tobie zostawiam decydujący głos, czy byłaby ochota na wątek!]

    Max Carter

    OdpowiedzUsuń
  4. Śnieg trzeszczał cicho pod naporem zimowych butów, zaś wiatr muskał swym chłodem odsłoniętą, bledszą niż zwykle twarz Scarlett. Przemierzając kolejną z uliczek bez większego celu, stale zawracała, tułając się po miasteczku, uparcie nie chcąc uciec przez narastającym chłodem. Nieco skulone ciało, dłonie głęboko schowane w kieszeni kurtki, obszerny szal, zaciekle broniły się przed zimnem nocy. Przystanęła na jednej z uliczek i odgarnąwszy z ławeczki biały puch, ostrożnie przysiadła na twardej fakturze, rozglądając się dokładnie dookoła. Wiedziała, że powrót nie będzie należał do najłatwiejszych, a droga, która jej pozostała stała się wyboista i kręta. Mimo to im dłużej na nowo poznawała piękno Mount Cartier, tym większe rodziło się w niej przekonanie, iż lepiej postąpić nie mogła. To tutaj się wychowała i to tutaj wyda z siebie ostatnie tchnienie, będąc po prostu szczęśliwą. Przymknąwszy na moment powieki, wzięła głęboki wdech. Narastający ból głowy, skutecznie zaważył na decyzji dotyczącej powrotu do domu. Mimo wszystko nie chciała się rozchorować, a wizja kubka ciepłej herbaty oraz czegoś na słodko skutecznie zwabiła Scarlett do domu.
    Drżąc z zimna, szła przed siebie żwawym, pełnym energii krokiem, gdy jej oczom rzucił się niewielki sklep, w którym dokładnie rok temu, dzień w dzień kupowała ulubione bułeczki. Mocujący się z zamkiem mężczyzna, nie od razu spostrzegł, iż został nakryty, a do Scarlett nie od razu dotarło, iż była w niebezpieczeństwie. Dopiero, gdy ich spojrzenia się spotkały, kobieta zdała sobie sprawę, że musi działać, jednak jej nogi odmówiły posłuszeństwa. Drgnęła, słysząc czyjś, głos, a chwilę później ciepła dłoń zaciskała się na jej nadgarstku. Z początku nawet chciała się wyrwać. Nie od razu dotarło do niej co się dzieje. Dopiero, gdy głos mężczyzny dotarł do niej w pełni, nie opierała się. Podążyła za nim najszybciej jak umiała, odruchowo zaciskając palce na materiale jego płaszcza, by móc nadążyć nad tempem jego chodu. Chciała parę razy się odwrócić, choć dobrze wiedziała, że napastnik podążą za nimi, za pewne chcąc pozbyć się naocznych świadków, by uniknąć wymiaru sprawiedliwości. Scarlett znała miasteczko jak własną kieszeń i miała zamiar to wykorzystać. Objąwszy ciasno mężczyznę ramieniem, lekko skierowała go w stronę jednej z uliczek, która prowadziła w zasadzie w żadne konkretne miejsce, jednak skutecznie poszerzała ich możliwości ucieczki. Udając, iż pokazuje coś mężczyźnie, odwróciła się, by upewnić się, że napastnik nadal za nimi podąża. Tak też było. Oddalona o kilkanaście metrów sylwetka nieprzerwanie podążała za nimi, nie zatrzymując się nawet na chwile.
    — Za parę metrów skręcimy w prawo, wyjdziemy koło leśniczówki, potem prosta droga prowadzi obok stróżówki — wymamrotała cicho, chcąc podzielić się z mężczyzną swoim planem jeżeli już przyszło im tej nocy zmagać się z niebezpieczeństwem.


    Scarlett <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czuła się niczym marionetka przestawiana wedle uznania. Stanowczym ruchem złapała mężczyznę za dłoń, którą zdjęła ze swojej twarzy, powstrzymując się przed złośliwym komentarzem. Umiała siedzieć cicho, a w tej sytuacji było więcej niż konieczne, zwłaszcza, że dźwięk wystrzału, utwierdził ją w przekonaniu, iż wpakowali się w niezłe gówno. Podtrzymywana przed mężczyznę, pozwoliła sobie nieco oprzeć ciężar ciała na jego postawnej sylwetce, czego on sam pewnie w pełni nie odczuł. Wzięła parę głębokich wdechów, czując narastające zawroty głowy. Nadmierny wysiłek spowodowany gwałtownym biegiem, nie zadziałał korzystanie na mocno osłabiony, pozbawiony odporności organizm kobiety. W pewnym momencie szarpnięta mocno, upadła na ziemię, lądując boleśnie w białym puchu. Syknęła cicho, czując mocny ból w nadgarstku. Przez panującą wokół ciemność, nie mogła zorientować się, co tak naprawdę się stało, dopóki nie zobaczyła dwóch szarpiących się postaci w delikatnym świetle ulicznej lampy. Nie mogła czekać na rozwój wydarzeń. Odgrzebała w śniegu porządny, ułamany konar jednego z drzew i pozwalając zadziałać instynktowi, przywaliła napastnikowi prosto w czoło, co poskutkowało, jednak nadal nie dało im czystego pola do ucieczki, dlatego też nie zawahała się uroczyć go mocnym kopnięciem prosto w najczulszy, męski punkt. To z pewnością osłabi go na parę minut, a im da szansę na bezpieczną ucieczkę, mimo iż dzieliło ich dwadzieścia minut do jej mieszkania. Splątawszy mocno swoje palce z dłonią mężczyzny, biegiem ruszyła za nim, starając się ze wszystkich sił dorównać mu korku. Szybko złapała zadyszkę, a nogi dosłownie zaczęły jej się o siebie plątać, co znacznie ich spowolniło.
    — Musisz pozwolić mi odpocząć inaczej będziesz mnie miał na sumieniu — wysypała popychając go w stronę głównej drogi. Przeniosła dłoń na jego ramię, oddychając głęboko, mimo iż chłodne powietrze drażniło jej usta oraz gardło.
    Zdębiała w momencie, gdy usłyszała dźwięk przeładowanej broni. Odruchowo stanęła w miejscu, a jej palce zacisnęły się na materiale płaszcza towarzysza. Powoli odwróciła się, a napastnik stał tuż za nimi z bronią wycelowaną w ich stronę i wcale nie wyglądał na kogoś kto zawaha się nacisnąć spust.
    Scarlett posłała mężczyźnie zaniepokojone spojrzenie, zaś serce mocno tłukło się w jej piersi. Przymknęła na moment powieki, biorąc przy tym wdech pełną piersią. Nie myślała już o niczym. Była przygotowana na najgorsze i szczerze powiedziawszy nie czuła też strachu.
    Drgnęła, gdy usłyszała dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Napastnik również zbity z tropu, opuścił broń, co od razu wykorzystała kobieta. Rzucając się do biegu, pociągnąwszy przy tym mocno Juliena za materiał płaszcza.

    Scarlett ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Scarlett potrzebowała chwili, aby dojść do siebie, aby ochłonąć. Czuła jak się jak w popieprzonym filmie akcji, jednak ani przez chwilę nie było jej do śmiechu. Dopiero głos towarzysza przywołał ją do porządku. Zamrugała gwałtownie, unosząc głowę ku górze, by móc na niego spojrzeć. Miał racje, dziś już niczego nie wskórają. Powinni wrócić do domu i odpocząć.
    — To stosunkowo niedaleko — rzuciła nie chcąc, aby nadkładał drogi. Poradziłaby sobie sama, jednak ostatecznie się zgodziła, nie chcąc się kłócić. Była zmęczona i zdecydowanie obolała po nadmiernym wysiłku. Nadal nie mogli czuć się bezpiecznie, nie wiedzieli również, w którą część miasteczka udał się napastnik i prawdę powiedziawszy nadal istniało ryzyko, iż się na niego natkną. Rozdzielanie się było nieodpowiedzialne.
    — W miasteczku jestem od maleńkości i powiedziałabym, że nic mnie już nie zaskoczy, a tu taka niespodzianka — westchnęła łapiąc mężczyznę pod ramię, nadając ich wędrówce odpowiedniego kierunku. Westchnąwszy cicho, przyśpieszyła nieco kroku, chcąc znaleźć się jak najszybciej we wnętrzu ciepłego mieszkania, a gdy tylko stanęli przed drzwiami, spojrzała wymownie na mężczyznę, co oznaczało, iż nie miał wyjścia. Musiał wejść do środka. Szybko zbliżyła się w stronę wygasającego kominka, w którym ponownie rozpaliła ogień i popędziła do kuchni, skąd przyniosła ze sobą dwa parujące kubki z herbatą.
    — Rozgrzejesz się — powiedziała, podając mężczyźnie kubek i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nadal nie poznała jego imienia. Choć jeśli miałaby być szczera, to wydawał jej się być cholernie znajomy, zupełnie jakby mieli ze sobą styczność nie pierwszy raz. Zasiadłszy wygodnie obok niego na kanapie, upiła niewielki łyk ciepłego płynu, który przyjemnie rozgrzał ją od środka. Na jej twarzyczce gościły delikatne rumieńce. Zagryzła dolną wargę pozwalając, aby oboje pogrążyli się w kompletnej ciszy. Potrzebowali odetchnąć, w pewien sposób wyciszyć się.
    — Melanie, ładnie — zaśmiała się przerywając wreszcie narastającą ciszę. Odwróciła głowę w jego stronę z delikatnym uśmiechem. — Ale zdecydowanie wole swoje imię, Scarlett, po prostu Scarlett — dodała z nieco szerszym uśmiechem niż wcześniej.
    — Ty również nie powinieneś wracać sam — zauważyła słusznie. — Czeka ktoś na ciebie? Może zostaniesz do rana u mnie? Nie chcę żebyś natknął się na tego zbira, co nadal jest możliwe.

    Scarlett ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Owinięta kocem Scarlett rozleniwiła się na tyle, iż nie miała zamiaru wstawać z kanapy. Pozwoliła, aby jej towarzysz swobodnie przechadzał się po mieszkaniu, oglądając uważnie ciekawsze jego aspekty. Siedziała z przymkniętymi oczami, wsłuchując się w szum za oknem oraz w cichy trzask palącego się drewna w kominku. Powoli się wyciszała, a spięte mięśnie mogły zaznać chwili w pełni zasłużonego relaksu. Nie zaprzątała sobie głowy, sytuacją sprzed prawie godziny. Pozwoliła, by jej umysł w pewnym stopniu się wyłączył, uodparniając się na wszystko wokół. Wstała w momencie, gdy jej żołądek upomniał się o coś do jedzenia, co zdarzało się stosunkowo rzadko. Często unikała jedzena, co można było wywnioskować po kruchej sylwetce kobiety. Pozostawiwszy mężczyznę na dosłownie parę minut, przeszła do kuchni, skąd wróciła z dwoma miseczkami kremowej zupy z pomidorów i bazylii.
    — Nie jest to mistrzowskie danie, ale z pewnością rozgrzeje lepiej niż nie jeden kubek herbaty i pozwoli lepiej zasnąć — rzuciła stawiając wszystko na niewielkim stoliku. Spojrzała badawczo w stronę mężczyzny, ostatecznie podchodząc do niego, by móc sprawdzić, co tak mocno przykuło jego uwagę. Uniosła znacząco brew ku górze, widząc własną fotografię. Idealnie pamiętała dzień, w którym została ona zrobiona, zupełnie jakby to było wczoraj. Na samą myśl o barwnym dzieciństwie na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Towarzysząca wtedy im sielanka, wydawała się nie mieć końca, aż w końcu każdy zderza się z twardą ścianą rzeczywistości, gromadząc worek pełen problemów i zmartwień oraz obowiązków.
    — Stare dzieje — mruknęła przejmując od niego fotografię, w którą sama przez chwile intensywnie się wpatrywała, aż w końcu odłożyła ją na swoje miejsce, nie chcąc dłużej zagłębiać się w przeszłości.
    — Zjedz i zaraz przyniosę ci drugi koc — powiedziała siadając na kanapie i chwyciwszy w dłoń miseczkę zabrała się za jedzenie, uważając przy tym, aby się nie poparzyć. Miała wrażenie, iż mężczyzna nadal intensywnie nad czymś myślał, pozostawał nieobecny, co lekko ją zaniepokoiło.
    — Julien? Wszystko w porządku? — zapytała nieco niepewnie odkładając miseczkę na bok, by móc upić niewielki łyk herbaty.


    Scarlett ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Scarlett nie umiała w pełni skupić się na jedzeni, które ostatecznie porzuciła, tak samo jak mężczyzna. Obserwowała go uważnie, a w jej głowie rodziły się miliony pytań. Zapomniała o głodzie, siląc się na wykrzesanie choć odrobiny zrozumienia, które pomogłoby jej w pełni rozszyfrować, nieco niepokojące zachowanie mężczyzny, mężczyzny, który stale wydawał jej się znajomy, jednak zbyt mocno zagracona pamięć, nie pozwalała na odnalezienie elementu, potrzebnego do rozwiązania zagadki. Chciała podnieść się z kanapy, gdy ten gwałtownie padł przed nią na kolana, uważnie porównując ją z dzierżącym w dłoni zdjęciem.
    — Julien… — zacząć mając zamiar poprosić go, aby przestał się wygłupiać, jednak, gdy ten złapał ją za dłonie i wypowiedział znane zaledwie niektórym prawdziwe imię wraz z nazwiskiem brunetki, zamarła. — Skąd… — nawet głos nie chciał z nią współpracować. Narastająca gula w gardle, nawet na moment nie zelżała. Rozbiegany wzrok Scarlett błądził uważnie po całej sylwetce mężczyzny. Zatrzymała się na jego twarzy, uważnie przyglądając się każdemu szczegółowi, nie chcąc niczego pominąć. Być może było tam coś, co pomogłoby jej zrozumieć o co chodzi. Gdzieś w głębi poczuła przyjemne mrowienie wraz z iskierką ciepła, która zamieniła się w delikatny promyczek. Delikatny zarys wspomnień, stawał się coraz bardziej wyrazisty, aż do momentu kiedy oczy kobiety stały się znacznie bardziej żywsze, a wyraz twarzy uległ zmianie, mimo to nadal milczała przez kolejne minuty, chcąc upewnić się we własnych spostrzeżeniach.
    — Nadal nie zapomniałam o orzechowej czekoladzie, którą mi obiecałeś — wydukała, by chwilę później wybuchnąć gromkim śmiechem. Jej kruche ramiona, mocno i stanowczo zacisnęły się wokół szyi mężczyzny, przyciągając go do siebie w przypływie szaleńczej radości. Nie sądziła, że mężczyzna przez lata, które ich dzieliły, zmieni się, aż tak bardzo. Wszystkie wspomnienia wróciły, zaś po jej ciele rozlała się przyjemna fala ciepła. Świat był mały i cholernie nieprzewidywalny, co na każdym kroku skutecznie udowadniał.
    — Wyprzystojniałeś — stwierdziła poruszając przy tym zabawnie brwiami, gdy tylko oswobodziła go ze swojego uścisku. — Tyle lat… Minęło tak wiele czasu — pokręciła głową na boki.
    — Gdzie się podziewałeś? Co robiłeś? — zapytała chcąc wszystko jak najszybciej wiedzieć, najlepiej ze wszystkimi możliwymi szczegółami. Zdecydowanie mieli sporo rzeczy do nadrobienia.
    — Wpychałeś mnie w zaspy i nacierałeś śniegiem, a teraz uszliśmy z życiem… Niezły początek spotkania po tak długim czasie — absurd dzisiejszego wieczoru zdecydowanie przeważył szalę zdrowego rozsądku, jednak kobieta szybko odgoniła od siebie wszelakie dręczące ją myśli i pozwoliła sobie ponownie utonąć w ramionach mężczyzny, co jako mała dziewczynka robiła aż nazbyt często.


    Scarlett ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [No, Max to tak ma, ale nie jest taka zła. Niektórzy pokusiliby się o stwierdzenie, że bywa nawet zabawna w tym samym marudzeniu ;>
      Możliwości mamy wiele, jeśli chodzi o wątek. Na przykład Max co tydzień jeździ do Churchill odebrać dostawę produktów, a czasami ktoś się z nią zabiera, bo ma coś do załatwienia. Albo lubi powrzeszczeć na dzieciaki, które rzucają śnieżkami w okna piekarni. Czasem odpoczywa w barze. Niektóre dzieciaki jak ładnie poproszą, to dostają stare pieczywo, by karmić ptaki. Zależy też, czy chcemy ją denerwować, czy zastać w stanie względnego spokoju :D]

      Max Carter

      Usuń
  10. [Jeśli jesteś gotowa postawić Juliena w sytuacji tak kryzysowej, to pewnie. Max zawsze ma problemy ze swoim autem, które jest podobnie jak ona trochę kapryśne. Uprzedzam jednak, że po wszystkim nie zaprosi go na kawę :D I nie przepada za artystami, bo były mąż był takim swego rodzaju artystą. Zacząć, zaczniesz?]

    Max Carter

    OdpowiedzUsuń
  11. [Z Miną to zawsze mamy spokojne wątki i tam jak pojawia się pojedyncza iskierka, o fajerwerkach nie wspominając, to bidula płacze i ucieka ;) to ta łagodna i dobra z moich kobitek. Za to Meredith to diablica, która jak coś może wysadzić, już z góry ma lepszy humor u tu wątek z awantura w roli głównej na pewno będzie ciekawszy. Zależy co Ci leży :D
    Mina może mu córki popilnowac w zajeździe o. A Meredith nim się zająć xD albo Mer mogłaby pijana i wściekła wleźć mu do pokoju i jeszcze wszczynać kłótnie, że ma intruza :P ]

    OdpowiedzUsuń
  12. Scarlett nigdy nie należała do osób wylewnych. Opowiadała o sobie w sposób niezbyt treściwy i ostrożny, dlatego też rozumiała zmieszanie oraz blokadę mężczyzny, czego nie dało się zatuszować. Słuchała go w milczeniu, co jakiś czas wodząc wzrokiem po jego przystojnej twarzy. Nie wiedząc kiedy jej dłoń spoczęła na dłoni mężczyzny, gładząc ją delikatnym, spokojnym ruchem, jakby chciała go zapewnić, aby nie mówił niczego więcej, co mogłoby stanowić przeszkodę, coś co wychodziło poza jego siły. Jej samej nie było dane znaleźć męża, czy chociażby doczekać się dzieci i wszystko wskazywało na to, że już nigdy nie pozna życia u boku drugiej osoby. Nie miało to dla niej znaczenia. Od zawsze kariera wychodziła poza życiowe priorytety, zajmując każdy skrawek jej życia. Realizowała się w sposób indywidualny, bez naturalnych norm dotyczących każdego.
    — W miasteczku został tylko Wadim. Reszta mojego rodzeństwa wyjechała, gdy tylko rozwinęli skrzydła, zaś ojciec, nawet nie wiem co się z nim dzieje. Byłam pozostawiona sama sobie. Wyjechałam, skończyłam szkołę, zyskałam zawód i doświadczenie. Parę lat byłam komisarzem w tutejszej remizie, potem ponownie wyjechałam i wróciłam teraz, po okrągłym roku nieobecności — rzuciła chwytając w dłoń butelkę z winem, by móc upić niewielkiego łyka. — Nadal nie poznałam nikogo odpowiedniego, by założyć rodzinę i mieć dzieci i nadal się nie zapowiada, aby coś w tym kierunku zmienić — dodała, wzruszając przy tym ramionami, po czym podniosła się ze swojego miejsca, by dorzucić parę drewienek do kominka. Oszczędziła opowieści na temat choroby. Nie chciała współczucia, ani pomocy. Było dobrze, tak jak było. Póki dawała sobie radę, nie chciała słyszeć o możliwych rozwiązaniach. Spróbowała każdego sposobu leczenia, nie zważając na skutki uboczne. Guz znajdował się zbyt blisko pnia mózgu, by którykolwiek z lekarzy podjął się usunięcia nowotworu. Zaakceptowała stan rzeczy i nie prosiła o cud.
    — Z chęcią poznam twoją młodą damę — stwierdziła z uśmiechem, siadając obok kominka na puchowym dywanie. Ciepło bijące od rozpalonego ognisko, muskało jej bladą twarzyczkę, pogrążoną w głębokim zamyśleniu. — Jeśli masz ochotę wpadnij do mnie jutro na kolację. Spokojnie, zrobię coś w miarę zjadliwego — dodała rozbawiona, klepiąc miejsce obok siebie, by ten usiadł obok niej.
    Ułożywszy głowę na jego kolanach, przymknęła powieki i cicho westchnęła.
    — Jeśli raz jeszcze, kiedykolwiek pomyślisz o tym, że nie masz do czego tutaj wracać, że nie masz do kogo. Pomyśl o mnie… póki jest czas — mruknęła przyciszonym tonem głosu.


    Scarlett ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  13. [jasne, podoba mi się to! pytanie tylko, jak rozbić to na 2 wątki? bo można część napisać u Miny, a część u Mer, ale też można później wszystko połączyć. rano Mina może przyprowadzić do pokoju jego córuchnę po śniadaniu i zastać chaos xD nie wiem tylko pod którą kartą będzie lepiej Tobie odsyłać komentarze, chociaż to obojętne ]

    OdpowiedzUsuń
  14. Znużona ciepłem bijącym od kominka, ostrożnie ułożyła głowę na kolanach przyjaciela i przymknąwszy powieki, westchnęła cicho. Mimo, iż dzisiejszy dzień nie należał do męczących, to jednak kobieta czuła się zmęczona, niczym po przebiegnięciu maratonu, co pewnie było przyczyną nadmiernej ilości emocji.
    — Nic takiego, Julien… Nic takiego — odparła z delikatnym uśmiechem, gdy mężczyzna zaczął się doszukiwać konkretnego przekazu jej słów. To nie była dobra chwila, aby rozmawiać o czymś, co dla wielu stanowi temat tabu, coś niespotykanego i abstrakcyjnego, a jednak występującego coraz częściej w codziennym życiu. Wystarczyło tylko, aby to kobieta zaakceptowała stan rzeczy. Na niczym więcej jej nie zależało. Bezwiednie bawiła się palcami jego dłoni, wpatrując się w tańczące iskierki ognia. Nie wiedziała dokładnie, kiedy zmorzył ją sen, a gdy tylko uchyliła powieki za oknami przywitał ją poranny świt, udekorowany płatkami bielutkiego śniegu, co szybko przyćmił narastający ból głowy. Okryta kocem z miękką poduszką pod głową, leżąc nadal na dywanie, zdała sobie sprawę, iż jej gościa już tu nie było. Żałowała, iż nie obudziła się równo z nim. Planowała odwdzięczyć mu się śniadaniem w postaci jajecznicy z bekonem. Musiał wrócić z zajazdu równo ze wschodem słońca. Z cichym westchnieniem, przetarła dłońmi twarz. Na samą myśl o wczorajszych wydarzeniach, miała ochotę parsknąć śmiechem, mimo to zachowała kamienną twarz, zdając sobie sprawę w jak ogromnym niebezpieczeństwie tkwiła razem z mężczyzną. Uparcie wierzyła w to, iż bez najmniejszego problemu w bezpieczny sposób wrócił do córki.
    Zdołała dźwignąć się z podłogi i wziąć kąpiel, co okazało się nadmiernym wyzwaniem. Zawroty głowy stały się na tyle mocne, a ostrość widzenia zaburzona, że wystarczyło, aby spoczęła na niewygodnej kanapie w salonie, by już z niej nie wstać. Lekka warstwa potu poprzedziła narastającą gorączkę wraz z delikatnym drżeniem ciała. W mieszkaniu panował chłód, a niedyspozycja kobiety nie pozwoliła podnieść się z kanapy, aż do samego wieczora. Co jakiś czas wodziła po spierzchniętych wargach językiem, chcąc sobie chociaż przez chwilę ulżyć w pragnieniu. Podobne stany występowały coraz częściej z różnicą natężenia objawów. Gapiła się tępo w sufit, kompletnie zapominając o umówionej z przyjacielem kolacji.


    Scarlett ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. // Znam tego pana na zdjęciu. Ładną muzykę gra. ^^ Ostatnio co prawda nie komentuję aktywności na blogu, ale tu aż musiałam przeczytać kartę. Bardzo intrygujący sposób przedstawienia postaci. Ta wędrówka wgłąb siebie jest dokładnie taka, jak być powinna - powinna być kojąca, a okazuje się przerażająca, przynajmniej ja to w ten sposób odczytałam. Julien wydaje się prawdziwy. Ludzki. To chyba coś co osobiście najbardziej lubię doceniać w kreacjach postaci. Dlatego bardzo miło mi Cię wraz z nim powitać na blogu.

    Gdzieś przyznam, że dostrzegam w tym jego smutku odrobinę Mathildy, dlatego... może zechciałabyś ich jakoś powiązać wspólną przeszłością?

    A jeśli nie przeszłością, bo byłoby ciężko z ich życiorysami, to może są zabawnymi współlokatorami u Annie, bo Tilly od jakiegoś czasu tam mieszka. Być moze w związku z tym łączą ich wspólne, zabawne perypetie? Da nam to fajny start do wymyślania wątków. ^^ Jeśli miałabyś na jakiś ochotę.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Przychodzę pochwalić cudownie zrobioną kartę postaci :D Julien jest bardzo ciekawie wykreowany c: Życzę dużo weny, wątków i żebyś została z nami jak najdłużej! :D W razie chęci, zapraszam również do Bena :D]

    Benjamin Fawley

    OdpowiedzUsuń
  17. [Ho, ho, widzę, że kilka dni opóźnienia, a tutaj już pełno! :D Cieszę się, że taki ruch pod Twoją KP. Oczywiście witam się serdecznie i w przypadku jakiegokolwiek pomysłu zapraszam do siebie! ]

    Audrina Nerey

    OdpowiedzUsuń
  18. Cóż, dla Max to wszystko to były stare śmieci. Nic tu się nie działo, wszystko było takie, jak pamiętała. Mieszkała tu w sumie dwadzieścia pięć lat, robiąc dekadową przerwę na małżeństwo. Wyjechała, zostawiając wszystko i jak wróciła, to wszystko leżało na swoim miejscu. Ktoś może zmarł, ktoś się urodził, jakiś przyjezdny zatrzymał się na dłużej, ale w gruncie rzeczy nie wydarzyło się nic nowego na przestrzeni tylu lat. Zupełnie tak, jakby nie wyjechała na dziesięć lat a maksymalnie na miesiąc. I szczerze tyle najchętniej poświęciłaby na relację z człowiekiem, który zafundował jej największe piekło, jakie mogła sobie wyobrazić. I tu Mount Cartier rzeczywiście miało swój plus, bo było takim miejscem, w którym jej były mąż nie miał czego szukać i jedyne co tutaj docierało to listy, które wystarczyło wrzucić do kominka, by przestały istnieć. Maile zostają w internetowych otchłaniach, smsy informują o swojej egzystencji krótkim dźwiękiem, a telefon potrafi nieznośnie wibrować bez przerwy, jeśli ktoś jest bardzo uparty. Tutaj, w tym mieście, można było spokojnie wegetować i jedyne, co mogło człowieka denerwować, to wścibskość mieszkańców. No chyba, że było się Max, wtedy denerwować mogło wszystko. Dosłownie.
    Poranek miała znośny, nawet całkiem sympatyczny, bo udało jej się wypić letnią, a nie zimną jak zwykle, kawę. Facet, który chciał się zabrać do Churchill nawet się nie spóźnił i oczekiwał od niej pogawędki w trakcie jazdy. Nie zmieniał stacji radiowej, która i tak nie była wybrana z jakiegoś konkretnego powodu, a po prostu była. Max dosyć poważnie podchodziła do swojej własności i wolała, kiedy ludzie respektowali to podejście. Irytowała ją wszędobylskość gapowiczów, którzy koniecznie chcieli robić z takiego wyjazdu wycieczkę integracyjną, gdzie wszystko jest wszystkich. I zdążyła się już tego dnia przyzwyczaić, że wszystko jest w porządku, aż do momentu, gdy zmieniła biegi w drodze powrotnej. Pasażer nie mógł się zorientować, że coś jest nie tak, bo nie czuł tego oporu, który dla Max był zwiastunem rosnącego zdenerwowania.
    Stary pick-up miał swoje humory. Nie było to auto bez zarzutu, bo lakier wolał o pomstę do nieba, a ogrzewanie częściej nie działało niż działało, ale spełniało swoje główne zadanie i jeździło. Jednak czasem zaczynało nieco upodobniać się do swojej palącej właścicielki, jakby chciało pokazać, że dymienie w ogóle nie jest dobre i kompletnie nie warto. Przejechali może jeszcze z kilometr, jak samochód zarzęził niezbyt atrakcyjnie, zacharczał i zaczął zwalniać. Max już wiedziała, czuła to dosłownie w kościach, że ją zaraz szlag trafi, jak tylko wóz stanie całkowicie, uśpi silnik i postanowi nie ruszyć się ani metra dalej.
    Nie słuchała w ogóle, co mężczyzna siedzący na miejscu pasażera do niej mówił. Zacisnęła ręce na kierownicy, aż poczuła nieprzyjemne pieczenie w lewej ręce, którą kilka dni temu poparzyła parząc sobie kawę. Wysiadła z auta, zatrzasnęła mocno drzwi i wyciągnęła papierosa o gryzącym zapachu. Bez tego ani rusz cokolwiek zrobić. Zaciągnęła się raz i dwa, za każdym razem wypuszczając z ust gęsty dym i dopiero wtedy odetchnęła, jakby tylko w takim sposób mogła zmusić się do spokoju. Odwróciła się przodem do mężczyzny, który już stał przy masce i zmrużyła oczy.
    – Hej! – powiedziała, zupełnie jakby miała na myśli Hej, nie ruszaj, nie twoje! i podeszła zaraz do niego, trzymając w ustach papierosa.
    Popatrzyła na wnętrzności swojego wraka i zaklęła ostro pod nosem. Jeśli chodziło o mechanikę, Max była zielona – nie miała pojęcia, jak co się nazywa i od czego jest. Potrafiła naprawić swoje auto, psuło się na tyle często, że nie chciało jej się za każdym razem jechać do mechanika, ale czasami wymagało to czasu.
    – Kim ty w ogóle jesteś? – spytała nagle, odwracając spojrzenie na mężczyznę.
    Wyglądała trochę tak, jakby próbowała sobie przypomnieć skąd się on tu wziął, bo szczerze powiedziawszy, to nie mogła teraz skojarzyć, w jakich okolicznościach umówili się na jazdę.


    Max Carter

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Hah, przyznam szczerze, że jeżeli chodzi o Ri to bardzo mocno wzoruje ją na sobie samej i moich przygodach, oczywiście co nieco koloryzując wydarzenia, ale fakt, taki sposób rzucenia jest moim zdaniem na podium, jeżeli chodzi o najgorszy. W tej historii jednak dużą rolę odgrywa znaczenie jakiego to był rodzaju związek, więc może jak ktoś się bardziej zagłębi w znajomość z mieszczuchem to dowie się więcej (reklama). xD
    Co do samego wątku, cukiernię planuję oficjalnie otworzyć dopiero po otrzymaniu informacji czy mój pomysł na grupowy wątek z „wielkim otwarciem” zostanie zrealizowany, czy też nie. Jednak sam pomysł bardzo mi się podoba i jedynie odrobinę bym go przerobiła. Co powiesz na to, że Ri będzie szykować się na owe otwarcie, a Julek po prostu wpadnie do środka mając nadzieję na coś słodkiego, hm? Jak będzie grzeczny, to może nawet coś dostanie. Oczywiście późniejsza nauka jak najbardziej wchodzi w grę, zarówno pieczenia jak i gotowania, jeżeli trzeba! :D ]

    Audrina Nerey

    OdpowiedzUsuń
  20. [HTML zawsze był dla mnie czarną magią, ale nie o HTL tu chodzi przecież. Jak już ktoś przede mną zauważył, bardzo ludzki ten Twój Julien, a Mysie bardzo chwali jego wędrówkę w głąb siebie i zachęca do kolejnej. Siedzę tak sobie i myśl nad wątkiem, gdyby była chęć z Twojej strony... Ayers co prawda nie przepada za dziećmi, ale bardzo mnie ciekawi, czy ta dziesięcioletnia mistrzyni akwareli będzie w stanie jakoś zmienić jej zdanie na temat małych potworków, czy raczej tylko ją w nim utwierdzi.
    Trochę spóźnione cześć! Owocnego pobytu w mroźnym Mount Cartier (oby jak najdłuższego) i udanych, kreatywnych wątków. :)]

    Mysie Ayers

    OdpowiedzUsuń
  21. Za cudne hasło w klimatycie zimowego miasteczka masz oczywiście od Nas ikonkę. Jest to pierwsza Twoja w kolekcji, i to zebrana w ekspresowym tempie, więc osobiście z mojej strony życzę, aby nie była ostatnia i żeby następne były zbierane równie lekko, przyjemnie i szybko :). Tymczasem Monty czuje się dokarmiony i ma pełen brzuszek.

    PS. Przy okazji, tak drobnym druczkiem pisząc, dałoby się naprawić kod w KP? Troszku się klasy pomieszały. Prawdopodobnie gdzieś dodałaś za dużo div'ów, albo nie zamknęłaś którejś klasy.


    nie istnieję

    OdpowiedzUsuń
  22. Kto normalny cieszy się z pobudki o czwartej nad ranem? W sumie… według Ri normalność była przereklamowana i nie miała zamiaru dostosowywać się do popularnych standardów. Ani w przypadku mody, ani gdy chodziło o pory wstawania, o ile istniało coś takiego jak popularne godziny pobudki, ale mniejsza. Mimo miastowego trybu życia dziewczyna już od małego była rannym ptaszkiem. Bardzo dobrze pamiętała jak rodzice z namiętnością wypominali jej piętnasto minutowe drzemki w ciągu dnia. Chociaż, z drugiej strony wychwalali pod niebiosa wspominając starszą już córkę, która sama przygotowywała śniadanie do szkoły czy szła na msze do Kościoła cichutko, z rana, aby nie obudzić rodziców. Nawet w szkole średniej czy na studiach godzina dziewiąta była maksymalnym czasem, jeżeli chodziło o pobudkę. Tutaj, kiedy dodatkowym motorem była własna cukiernia, cóż, wstawanie sprawiało jej naprawdę ogromną przyjemność.
    W prawdzie jej skromny lokal nie był jeszcze oficjalnie otwarty, jednak impreza z tej okazji zbliżała się wielkimi krokami, a Audrina wolała dobrze przygotować się na ugoszczenie większości miasteczka. Po szybkim oporządzeniu się i ubraniu, założyła na siebie fartuch po czym energicznie ruszyła do kuchni. Oczywiście towarzyszyła jej w tym muzyka. Dziewczyna nie omieszkała nie skorzystać z okazji i każde znajome słowo wyśpiewywała, to do wałka, to do trzepaczki. Wyrabianie ciasta i szykowanie dekoracji zleciało jej w energicznych rytmach takich utworów jak „La Vida loca” czy „Mambo No.5”, oczywiście nie zabrakło również tańca. Kiedy większość z przysmaków trafiła do piekarnika ona ruszyła ku głównemu pomieszczeniu. Zaczęła układać serwetki na stoliku, nadal gibiąc się w energicznych rytmach, kiedy jej uwagę przykuła czyjaś twarz przyklejona do drzwi wejściowych. Drgnęła lekko przestraszona i zaraz zaśmiała się z samej siebie. Oczywiście widząc gest mężczyzny zaprosiła go do środka ruchem dłoni, drzwi były otwarte, jednak dzięki położeniu lokalu na poboczu, nie często ktoś tu zaglądał, gdyż większość po prostu wiedziała już o oficjalnej dacie otwarcia przybytku „miastowej”. Nie wiedziała w prawdzie czego nieznajomy szukał, ale nie miała serca zostawiać go na tym mrozie za oknem. Uśmiechnęła się ciepło w jego stronę, gdy wszedł już do środka i zaraz poprawiła niesforne loki na swojej głowie.
    - Czyżby mieszkańcy posłali swojego szpiega na zwiady? – zapytała z zadziornym uśmieszkiem, by po tym oprzeć się biodrem o jeden z stolików i posłać mężczyźnie „mrożące krew w żyłach” spojrzenie. Oczywiście zarówno ton głosu jak i samo spojrzenie było wyraźnie zabarwione nutką humoru czy zwykłego droczenia się.

    Audrina Nerey

    OdpowiedzUsuń
  23. Zmęczone spojrzenie kobiety wodziło po sylwetce mężczyzny, zaś jego głos odbijał się echem w jej głowie. Dopiero dotyk jego dłoni utwierdził ją w przekonaniu, iż nie jest to wytwór jej wyobraźni. Podążyła wzrokiem w kierunku, w którym spoglądał Julien. Czuła się podle. Powinna postarać się, aby odszukać sposób na to, aby w porę odwołać kolację. Nie chciała, by blond włosa dziewczynka, była świadkiem jej opłakanego stanu.
    — Nie… — stęknęła. — Nie dzwoń, to i tak nic nie da. Nie chcę widzieć na oczy lekarza — wyszeptała słabo, wcale nie żartując. Przez ostatni rok jej codzienne życie obracało się w towarzystwie miliona lekarzy, co w pełni wiązało się ze środowiskiem szpitalnym. Skoro już nic nie dało się zrobić, chciała od tego odpocząć. Uwolnić się od widoku białych kitli, charakterystycznego, szpitalnego zapachu. Opuszki jej palców bezwiednie wodziły po ciepłej fakturze jego dłoni, aż do momentu, gdy jej głowa odchyliła się lekko do tyłu, zaś po policzkach pociekło parę łez, nie będących powodem strachu, a irytacją wiążącą się z całodniową nieporadnością.
    — Wszystko mnie boli — mruknęła, gdy na jej twarzy zagościł grymas bólu. Zmarznięta i przede wszystkim powoli odwodniona, marzyła o śnie, który również był od niej daleki, uparcie pozostając niedostępny. Wzięła głęboki wdech, a gdy jej wzrok padł na Julka, ponownie zrozumiała, że popełniła błąd. Otwierając drogę komukolwiek, otwierała drogę pełną zmartwień, które dotyczyły jej osoby, czego przecież chciała uniknąć wracając do Mount Cartier, a mimo to w Julienie, było coś co nie pozwalało jej trzymać go na dystans, możliwe, iż kierowała się własnym egoizmem, jednak czasu cofnąć już nie mogła.
    — Przytul mnie, po prostu mnie przytul — poprosiła wodząc wzrokiem po jego przystojnej twarzy, której spojrzenie prosiło o jakąkolwiek podpowiedź prowadzącą do rozwiązania sytuacji, w której się znaleźli. Owiana zapachem oraz bliskością jego silnego ciała, ułożyła ociężałą głowę na jego ramieniu i schowawszy zmarznięte dłonie pod połami jego swetra, odetchnęła głęboko. Nie wiedziała ile czasu tak spędziła, jednak Julien mógł poczuć jak jej drobne, kościste ciało rozluźniło się, dopasowując się do jego sylwetki. Oddech kobiety stał się spokojny, zaś wyraz twarzy nie wykrzywiał już ból. Dzięki jego obecności skupiła się na zupełnie czymś innym, niżeli na własnym, beznadziejnym stanie.
    — Powinnam wstać — mruknęła przerywając narastającą ciszę. Choć ciało odmawiało jej posłuszeństwa, przeciwstawienie się słabościom było jedynym rozwiązaniem. Plątające się nogi i zwiotczałe miejsce nie pozwoliły jej na zbyt wiele. Pobladła wyglądała niczym szmaciana lalka, zamknięta we własnym ciele, bez możliwości ruchu.
    — Mógłbyś przynieść mi szklaneczkę wody i rozpalić w kominku? — zapytała robiąc wszystko, aby odwlec główny temat rozmowy, dotyczący prawdy o je stanie zdrowia, tylko i wyłącznie ze względu na dziewczynkę, która mimo dojrzałego wieku, nie powinna słuchać takich rzeczy.


    Scarlett ♥

    OdpowiedzUsuń
  24. [Dziękuję serdecznie za te miłe słowa! Również mam nadzieję, że Anna do samego końca pozostanie takim promyczkiem, obojętnie kiedy ten jej koniec nastąpi. :D
    Co do aktywności Anny - ona zwyczajnie lubi dzieci. Myślałam, by może w miejscowej świetlicy prowadziła dla nich coś na zasadzie klubu książki. Poza tym, na pewno bierze czynny udział w przygotowaniach najróżniejszych wydarzeń, przedstawień, teatrzyków, innych takich. Anna jest po prostu wszędzie tam, gdzie coś się dzieje. ;D]

    Anna

    OdpowiedzUsuń
  25. [Cześć! Ja to przyszłam się z wielkim opóźnieniem przywitać, ale jak to mówią - lepiej późno, niż wcale :D Chciałam też pochwalić kreację bohatera, jak i treść karty, bo to wszystko w połączeniu daje naprawdę świetny kąsek literacki. Widzę, że wątki idą pełną parą, więc ja pożyczę Wam do tego jeszcze świetnej zabawy i niekończącego się pobytu w MC! :D]

    Octavian, Ferran & Cesar

    OdpowiedzUsuń
  26. Zamknięta w objęciach mężczyzny, dodatkowo okryta ciepłym kocem powoli nabierała barw, choć nadal najmniejszy ruch stanowił dla osłabionego organizmu wyzwanie. Oddychała głęboko, wsłuchując się w trzeszczące drewienka spowite przez barwny płomień. Od dawna nie czuła się tak spokojnie i dobrze w towarzystwie innej osoby. Będąc zdystansowanym typem człowieka, nie pozwalała na zbyt wiele, nawet w bliskich relacjach, broniąc niczym lwica sfery cielesnej oraz tej, która tyczyła się jej codziennego życia. A teraz siedziała objęta silnymi ramionami, samej mocno trzymając się postawnego ciała mężczyzny, bojąc się, że gdy tylko na moment rozluźni uścisk, ciemność i chłód salonu powróci, a ona pogrąży się w samotności, na którą przecież nie narzekała. Skąd ta nagła zmiana? Nie miała czasu dłużej się nad tym rozwodzić, gdyż Julien zwrócił jej uwagę. Wiedziała, że nie uda jej się uciec od tematu. Spojrzawszy w stronę kuchni, w której dziewczynka dzielnie walczyła z powierzonym jej zadaniem i cicho westchnęła. Milczała przez krótką chwilę, przymykając powieki, a gdy tylko je uchyliła, wplątała palce w jego dłoń.
    — Wyjechałam z Mount Cartier ponad rok temu, aby odpocząć. Chwilowa zmiana otoczenia miała dobrze mi zrobić, jednak po dwóch tygodniach od wyjazdu poczułam się słabo. Zemdlałam na hotelowym korytarzu, personel wezwał karetkę. W szpitalu przeszłam szereg badań. — zacisnęła usta w wąski paseczek, zaczynając nieco nerwowym ruchem zataczać niewielkie kółeczka na jego dłoni. Nie miała ochoty na kontynuowanie opowieści, która nie kończy się happy endem.
    — Mam nowotwór Julien. — wyrzuciła z siebie to wreszcie. — Guz znajduje się zbyt blisko pnia mózgu, ryzyko jest zbyt duże, aby go usunąć. Żaden z lekarzy, z którym miałam styczność nie chce podjąć się odpowiedzialności za przeprowadzenie operacji… Guz rośnie, a ja wyczerpałam możliwe sposoby leczenia… Wróciłam do Mount Cartier, aby cieszyć się tym co mam póki mam czas, a jest go niewiele… — zamilkła wreszcie, naciągając na siebie jeszcze bardziej koc, zupełnie jakby chciała się schować przed powagą wypowiedzianych przez siebie słów. Schowawszy twarz w jego ramieniu, oderwała się od niego dopiero w momencie, gdy w salonie pojawiła się dziewczynka. Scarlett z ciepłym uśmiechem podziękowała jej za kubek herbaty i wskazała na komodę, gdzie blondyneczka mogła znaleźć blok wraz z farbami. Cóż niektóre obrazy wiszące w mieszkaniu brunetki należały do autorstwa niej samej. Chciała odwrócić jej uwagę od dorosłych.
    — Musze do łazienki. Chociażby umyć dłonie, twarz, związać włosy — mruknęła cicho, chcąc zaznać odrobiny świeżości i ruchu.



    Scarlett ♥

    OdpowiedzUsuń
  27. [Jeśli Julien jest już dłuższą chwilę w Mount Cartier, to Anna na pewno już go dopadła, druga opcja jest więc bardziej prawdopodobna. Ona bywa wszędzie, więc na pewno już na siebie wpadli, a Anna, zainteresowana każdą nieznajomą twarzą, już go na pewno przepytała.
    Jak najbardziej jednak może planować świąteczne przedstawienie, to na pewno jest coś, na co by się porwała. :D Mogą więc wpaść na siebie w szkole w Mount Cartier, jak najbardziej, a Anna zrobi wszystko, by ich zwerbować. :D]

    Anna

    OdpowiedzUsuń
  28. [Jej relacje z braćmi są wynikiem między innymi tego, że jako jedynaczka zawsze chciałam mieć rodzeństwo i pewnie też przez wzgląd na to są nieco wyolbrzymione, za co z miejsca proszę o wybaczenie, ale cóż... od tego mamy przecież blogi i wyobraźnie, prawda? ^^
    Myślę, że to jak najbardziej ma rację bytu! Niesamowicie ciekawi mnie, jak przebiegłaby konfrontacja małej malarki z Mysie, bo choć wiem, jaki ogólnie ma stosunek do dzieci, to jednak nie miałam jeszcze okazji przetestować tego w wątku i chętnie to z Tobą sprawdzę. Rozwiej jedynie moje wątpliwości, bo nie jestem pewna, czy dobrze Cię zrozumiałam – chcesz zacząć pisać wątek Heidi, a potem zgrabnie przeskoczyć na Juliena czy od razu zacząć od momentu, w którym Mysie dostarcza zgubę do pensjonatu?
    Na koniec i ja dziękuję ślicznie za tak miłe słowa! Cukierków akurat pod ręką nie mam (za to chętnie podzielę się świeżo upieczonym sernikiem), ale mruczę bardzo głośno. ;D <3]

    Mysie Ayers

    OdpowiedzUsuń
  29. [Owszem, korzenie Bena w Mount Cartier sięgają kilka pokoleń wstecz :D Ben też nigdzie nie wyjeżdżał c:]

    Benjamin

    OdpowiedzUsuń
  30. Ri nie spodziewała się dziś przedwczesnych gości, jednak fakt pojawienia się nieznajomego nie sprawiał dziewczynie najmniejszego problemu. Ciasta na tą chwilę nie wymagały aż takiej uwagi, aby obecność kogokolwiek przeszkadzała jej w jakiś sposób. Widząc skrępowany uśmiech swojego gościa przestała tak bacznie mu się przyglądać, a jej twarz wróciła do typowego, sympatycznego wyrazu. Na słowa swojego gościa zaśmiała się serdecznie i pokręciła głową.
    - Uznajmy, że to niezwykle kuszące zapachy ściągnęły Cię do mojego przybytku, w ten sposób mi się zrobi cieplej na sercu, a Ty będziesz miał dobrą wymówkę – zaproponowała z rozbawieniem na twarzy i ułożyła kilka kolejnych serwetek na stole, zbliżając się coraz bardziej co mężczyzny. Podniosła wzrok na jego twarz dopiero kiedy znowu się odezwał, zaśmiała się delikatnie chwilę po nim i znowu posłała w jego stronę ciepły uśmiech. Wyszła zza jednego z krzeseł, aby stanąć przed nieznajomym i złapać jego rękę. Drgnęła lekko gdy poczuła zimną dłoń.
    - Jestem Audrina – tu również poruszyła brwiami w podobno sposób co Julien. - Bardzo chętnie skorzystam z Twojej pomocy, ale najpierw zaproponuję coś ciepłego. Kawa? Herbata? Masz lodowate ręce – przyznała. – Rozgrzeję Cię trochę i zaraz znajdę jakieś zajęcie – uśmiechnęła się nieco zadziornie. – A co do nawiedzania, drożdżówkę dostaniesz jedynie jak obiecasz, że mnie czasem będziesz nachodził – zaśmiała się, puszczając mu oko i zaraz obróciła się na pięcie, aby ruszyć w stronę lady z kasą.
    - Rozbierz się, znaczy… rozpłaszcz, aż tak daleko w sprawie rozgrzewania zachodzić nie będziemy – zażartowała i zaraz skoczyła na zaplecze wstawić wodę. Pojawiła się za ladą niecałą minutę później.
    - Możesz śmiało usiąść, krzesła nie gryzą, a ja tylko czasami – znowu rzuciła drobnym żartem, racząc zaraz po tym Juliena kolejnym szerokim uśmiechem.

    Audrina Nerey

    OdpowiedzUsuń
  31. [wyyyybacz mi proszę zwłokę, ale jakoś chwilowo straciłam serce do moich panienek tu :( ale powoli zbieram się do kupy i działamy :) ]


    Mina już kilka miesięcy wynajmowała pokoik w zajeździe. Tak na prawdę przestawała już czuć się obco w Mount Cartier, a swoje cztery kąty, które niwiele kosztowały, zaczęła traktować jak coś stałego. Przecież nie miała dokąd wracać. Nie miała też od czego dalej uciekać. Ta maleńka mieścinka okazałą sie jej azylem, która pozwalała odbudować równowagę, pogodzić się z przeszłością i co najważniejsze, odzyskać spokój. No i nie było tu osób, które wymagały od niej tego, co jak sądziła, jest już niemożliwe - powrotu dawnej Miny, te wygadanej, roześmianej, bezpośredniej.
    Wyszła wieczorem z pokoju, chcąc zajrzeć do kuchni. Wróciła z Churchill późno, nie zaopatrzyła się w nic, co by mogło stanowić kolację i teraz... cóż, brzuch jej burczał z głody, a żołądek ssał od środka niemal boleśnie. Choć nie była jakoś największa, to jednak miała wrażenie, że zaraz jak zcegoś nie zje, to wybuchnie.
    SKierowała się ku schodom i już w połowie drogi na niższe piętro musiała się zatrzymać. Nagle znikąd pojawiła się mała dziewczynka i o mało co, ruda by jej nie zdeptała! A szkoda by było, bo dziewczynka była urocza, śliczna i przesłodka, a Mina ją już poznała na tyle, by docenić jej ciekawość i potok słów, jaki potrafiła wypowiedzieć na jednym wydechu. To była cudowna ciekawość o wszystko, typowa dla tego wieku, która niestety z biegiem lat u większości ludzi zanika.
    - Cześć słoneczko - uśmiechnęła się lekko do małej i wyciągnęła dłoń, lekko muskając okragłą dziecięcą buzię. - Dokąd tak biegniesz jak szalona?

    Mina

    OdpowiedzUsuń