Diego Whitmore
35 LAT ——— NIECO EKSCENTRYCZNY PRAWNIK Z CHICAGO, KTÓRY PRZESTRONNY APARTAMENT ZAMIENIŁ NA PRZYTULNY DOM, DROGIE GARNITURY NA CIEPŁE SWETRY, A SAMOCHODU POZBYŁ SIĘ CAŁKOWICIE ——— ABSOLWENT GEORGETOWN UNIVERSITY ——— OBECNIE BEZROBOTNY
Zaczynanie od zera wcale nie jest takie złe, jak mogłoby się wydawać. Zrezygnowałeś z życia w wielkim mieście, pośród tłumów ludzi i hałasu, przeniosłeś się w miejsce, o którym tak naprawdę mało kto słyszał. Postanowiłeś zacząć jako człowiek bez przeszłości, ktoś nowy, kogo nikt nie zna. Mount Cartier stało się ucieczką nie tylko przed zgiełkiem i nawałem pracy, ale też przed samym sobą, a konkretniej przed oskarżeniami, nieprzyjaznymi spojrzeniami, wytykaniem palcami. Prawdopodobieństwo, że ktokolwiek w Mount Cartier cię rozpozna, było bardzo małe, a po przyjeździe okazało się, że równe zeru. Mogłeś w spokoju zaszyć się w swoim nowym domu, zająć się urządzaniem go, co nie należało do zajęć skomplikowanych. Upchnąłeś do szafy ubrania, które ze sobą przywiozłeś, poukładałeś książki na półkach, do szuflady wrzuciłeś gazetę, będącą teraz jedyną pamiątką po tym, co się stało. Z jej pierwszej strony wciąż spogląda na ciebie twoja własna twarz, a nagłówek nad zdjęciem ogłasza całemu światu: "Znany prawnik z zarzutami: nieumyślne spowodowanie śmierci czy zabójstwo z premedytacją?".
Cześć, witam wszystkich. Zapraszam do wątków z Diego i zapewniam, że wcale nie jest taki straszny, jak może się wydawać, nawet jeśli ostatecznie nikt nie jest w stanie określić, czy było to zabójstwo, czy wypadek (co prawda sąd go uniewinnił). Na GIFie Matt Bomer, a w tytule Lorde.
Cześć, witam wszystkich. Zapraszam do wątków z Diego i zapewniam, że wcale nie jest taki straszny, jak może się wydawać, nawet jeśli ostatecznie nikt nie jest w stanie określić, czy było to zabójstwo, czy wypadek (co prawda sąd go uniewinnił). Na GIFie Matt Bomer, a w tytule Lorde.
[Postać jako przyjezdny uciekający przed przeszłością i zaszywający się w efekcie w Mount Cartier bardzo ładnie wpisuje się w klimat miasteczka, więc po pierwsze chciałam powiedzieć właśnie to. A po drugie podoba mi się całokształt Diego, ma przyjemną mordkę i wydaje się jeszcze przyjemniejszym facetem, oczywiście pomijając to całe morderstwo. Swoją drogą interesują mnie okoliczności tej całej afery i pewnie nie tylko mnie. Andrew jako człowiek z Nowego Jorku może nawet słyszał kiedyś o tej sytuacji. Szczególnie, że jest autorem książek kryminalnych, więc w miarę możliwości stara się być na bieżąco z sensacjami śmierci w wielkich miastach. A może właśnie go nie kojarzy? Jak wolisz. W każdym razie gdybyś zdecydowała się na wątek męsko-męski to widzę koleżeństwo między Andrew, a Diego. Oboje z dużych miast, z zamiłowaniem do książek i z dobrym wykształceniem. No i pewnie nie narzekają na powodzenie u kobiet. Tymczasem udanych gier i szczęścia dla pana prawnika. Może jeszcze nauczy się tu nowego zawodu. :)]
OdpowiedzUsuńAndrew, Scott & Timothy
[To w takim razie może kojarzyć go z gazety. Nie wiem jak dotarl do gazet z Chicago, bo tutaj to pewnie tylko periodyki lokalne sprzedają, ale może sprowadził sobie z opóźnieniem pocztą, albo zamówił jakąś prenumeratę. Tak czy inaczej cieszę się, że możemy popisać. Z tymże nie wiem czy czas na zaczęcie będę mieć po czy w trakcie urlopu. A co do wątku to możemy odgrywać go albo od pierwszego spotkania (Andrew mógł go spytać o zegarek, czy czasem nie chce go sprzedać) albo od momentu, w którym już się znają.]
OdpowiedzUsuńAndrew
Ja tam myślę, że moja bazująca tylko na tym, co sama może wywnioskować z kontaktów z drugim człowiekiem Sol nie uwierzyłaby w te plotki o zabójstwie nawet jeśli jakimś cudem dotarłyby one do miasteczka :D. Jej bracia pewnie mieliby zupełnie inne zdanie i kazaliby jej trzymać się od niego z daleka (bo co z tego, że jest dorosła, skoro oni są starsi?). Więc dobrze, że nikt nic nie wie, a Diego może zacząć z czystą kartą! Oby tylko nie był seryjnym mordercą i nie zaczął nam mordować niewinnych dziewcząt... :D
OdpowiedzUsuńOprócz całej tej otoczki sensacji bardzo podobało mi się też proste ujęcie karty i samej postaci. Podzielam zdanie nieistniejki, że taki przyjezdny bardzo wpasowuje się w klimat miasteczka. Na pewno będzie budził początkowo ciekawość, ale myślę, że przez to podporządkowywanie nawet własnej garderoby pod otoczenie uda mu się szybko wejść do społeczności i zostać zaakceptowanym jako jej pełnoprawny członek. Tego mu życzymy!
A w razie chęci, to chyba po liście mam znowu miejsca u Solane, więc można coś pokombinować ;)
Solane & Vivian
[Dzień dobry! :) wydaje się że Mount Cartier staje się azylem ;) oby Diego znalazł tu spokój, a Ty mnóstwo wątków! :D zapraszam do posągowej Miny, albo jeśli wolisz wrednej Meredith! ;)]
OdpowiedzUsuńGina odetchnęła głęboko, naciskając dzwonek do drzwi. Poczekała, aż mężczyzna jej otworzy i od razu przeszła do ataku, nie czekając na jego reakcję.
OdpowiedzUsuń— Wiesz, kim jestem? — zapytała, taksując go badawczym spojrzeniem, po czym skrzywiła się lekko, jakby ten widok nie odpowiadał jej standardom. — Nie wiesz. Mieszczuch, przyjezdny, wymuskany prawnik. Pewnie nie masz pojęcia o dobrej zabawie — oceniła Gina. Nigdy nie owijała w bawełnę, nie próbowała się hamować, po prostu mówiła to, co miała na myśli, a jeśli ktoś nie potrafił poradzić sobie z jej ciętym językiem… No cóż, to był jego problem, nie jej.
Bez wahania prześlizgnęła się pod ramieniem mężczyzny, wchodząc do środka. Ściągnęła buty, żeby nie wybrudzić drewnianych paneli błotem i ruszyła w kierunku salonu, nie sprawdzając, czy mężczyzna podąży za nią.
— Jestem Gina Reed, prawdopodobnie największa gwiazda muzyki country, jaka kiedykolwiek się urodziła, gdyby tylko nie wykopali mnie z Los Angeles. Nie to co ta nędzna podróbka, Taylor Swift. Nie znoszę tej dziewczyny, sprzątnęła mi sprzed nosa nagrodę, a co ona wie o prawdziwym country? — No cóż, zawsze gdy w rozmowie pojawiało się nazwisko piosenkarki, Gi odrobinę ponosiły nerwy. Po chwili pstryknęła jednak palcami, uświadamiając sobie, że nie przyszła do Whitmore’a po to, by wybadać jego gust muzyczny i upewnić się, że zaznajomi się z legendą panny Reed. Wciąż nie przyzwyczaiła się do drugiego nazwiska i go nie używała, co pewnie musiało zbijać z tropu moherowe berety zachwycone tym, że największa złośnica w miasteczku w końcu się ustatkowała. Chyba miały nadzieję, że zmiana stanu cywilnego wpłynie łagodząco na jej charakterek, ale na nic takiego się nie zapowiadało. Miała zamiar pozostać niezależna za wszelką cenę.
— Gratuluję, właśnie dorobiłeś się nowej klientki. Chcesz kawę? — spytała, nie przejmując się, że prawdopodobnie brzmi bezczelnie. Gina była świetną aktorką; wiedziała, czego ludzie od niej oczekują i bez wahania podawała im to na srebrnej tacy, w ten sposób starała się chronić swoje wrażliwe wnętrze, którego nikt nie dostrzegał, z wyjątkiem jej ojczyma, który opiekował się nią, jakby była jego prawdziwą córką, mimo że po rozwodzie z jej matką prawie dwadzieścia lat temu mógł zniknąć z jej życia. Wszyscy chcieli w niej widzieć rozkapryszoną gwiazdeczkę, która nie miała pojęcia o prawdziwym życiu, ekscentryczną divę, którą kochała scena, a ludzie z jej otoczenia już niekoniecznie. Dawała im rozwydrzoną, arogancką piosenkarkę, bo właśnie taką pragnęli ją zobaczyć. Już od dawna nie musiała grać tej roli, w końcu wychowywała się w Mount Cartier i tutaj jej sukcesy z wielkiego świata nie miały znaczenia, lecz jej problemy były związane z jej karierą i mimowolnie znowu przestawiła się na ten aktorski tryb. Nie znała Diego. Nie wiedziała, na ile może mu zaufać i czy nie sprzeda tej historii prasie. Gdy upewni się, że w roli jej prawnika nie zawiedzie, być może wtedy uda jej się otworzyć i pokazać z innej strony. Przeszła przez zbyt wiele w Mieście Aniołów, a widok Diego przypomniał jej o tygodniach spędzonych na brudnych ulicach Los Angeles, kiedy była zbyt dumna, by przyznać się do porażki i wrócić do domu oraz o innych… nieprzyjemnościach. Z tego, co udało jej się ustalić, pracował w Chicago. Może dlatego z miejsca weszła w tryb obronny i w ten sposób go potraktowała. Przypominał jej o przeszłości.
— Potrzebuję prawnika. Dobrego. Moje życie to pasmo nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, a teraz nawarstwiły się na siebie i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moja sytuacja jest dość… szczególna. I skomplikowana. Zależy mi także na dyskrecji. Nic nie może wyjść poza obręb tych czterech ścian. Jeśli nie jest mi pan w stanie tego zapewnić, wyjdę stąd i będę udawała, że nigdy się tutaj nie pojawiłam. Jeśli jednak jest pan zainteresowany, przyda się kawa, bo to może długo potrwać. Przy okazji pewnie też coś mocniejszego, bo na trzeźwo będzie ciężko mi o tym mówić, a pan pewnie będzie potrzebował pokrzepienia, gdy zda pan sobie sprawę z tego, w co się wpakował… Więc jak będzie?
Gina
[Oh. Widzę, że dosyć drastyczna zmiana nastąpiła w jego życiu :D Jestem ciekawa jak się Diego odnajdzie w tak odmiennym od Chicago miejscu. Gdyby chciał się wyżalić albo powspominać dawne czasy, Holly chętnie go wysłucha i dowie się jak wygląda wielki świat poza miasteczkiem :D Także zapraszam na wątek! I cześć, miłej zabawy życzę :3]
OdpowiedzUsuńHOLLY
[Hej! Z takim kilkudniowym opóźnieniem witam! 😊 Jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczy się historia Diego. I czy rzeczywiście jest niewinny :>. W razie chęci zapraszam do siebie do wątku i życzę udanej zabawy 😊]
OdpowiedzUsuńMattie Sherwood
[Cześć! Ten gif jest świetny, a sama kreacja postaci naprawdę zachęca, aby poznać tego pana bliżej :D Życzę udanej zabawy, owocnych wątków oraz weny! Zostań z nami jak najdłużej! + zapraszam do siebie. Na obecną chwilę nie mam pomysłu, ale razem damy sobie radę :3]
OdpowiedzUsuńAdrianna/Scarlett
[Ja Cię chyba skądś znam... Kojarzę w każdym razie na pewno. Cześć, witam się z cóż... Całkiem sporym opóźnieniem, ale wracam po odrobinie dłuższej przerwie :) W razie chęci na wątek zapraszam!]
OdpowiedzUsuńCoco/Declan