we are products of our past, but we don't have to be prisoners of it

COLIN MCLoUGhLIN
ORGANISTA W KOŚCIELE | 32 LATA | SYN MARNOTRAWNY
Każdy ma lukę w życiorysie. Niekoniecznie znaczącą,
czasem niezauważalną, niekiedy stworzoną wyłącznie przez
jednostkę, która nie potrafi poradzić sobie z wydarzeniami
obejmującymi pewien przedział czasowy. Istnieją, bo mogą, a choć
taki wniosek nie ma prawa satysfakcjonować nikogo, jest jedynym
słusznym i należy się z nim pogodzić. Rodzice zrozumieli to
najszybciej, witając go w rodzinnym domu bez zadawania pytań,
ciesząc się z powrotu syna, który przez ostatnich kilka lat
odwiedził ich tylko raz, wysługując się listami oraz mejlami,
których nie potrafili odczytywać, zawsze prosząc o pomoc kogoś z
obsługi. Ale ludzie przez cały ten czas pytali ich. Dlaczego na
mszach gra stary Eddie, któremu zawsze myliły się trochę
klawisze, dlaczego Colin nie przychodzi na nabożeństwa, dlaczego,
dlaczego, dlaczego...
Sam nie wiedział dlaczego. Jego luka swoją przyczynę miała
w impulsie, którego nikt nie byłby w stanie przewidzieć, a tym
samym zapobiec dalszemu biegowi wydarzeń. Ten pozostaje jednak
tajemnicą, do której z rzadka wraca z własnej woli, chociażby w
myślach, może tylko wtedy, gdy idzie odebrać pocztę, a wśród
rachunków czeka kolejna widokówka natychmiast wyrzucana do kosza.
Są to jednak momenty sporadyczne, zepchnięte następnie w głąb
jego umysłu, zastąpione skupieniem na całej masie zajęć, które
dla siebie wynajduje. Nigdy nie potrafił usiedzieć w miejscu, a chociaż mówią, że Mount Cartier zabijało ambicję, to z pasją miasteczko nigdy nie obchodziło się tak brutalnie.
Pastor ucieszył się z jego powrotu, natychmiast dzieląc się z obecnymi w świątyni historią, gdy kilkanaście lat wcześniej przyłapał młodego McLoughlina na zagraniu motywu z Upiora w Operze, gdy udostępnił mu organy do ćwiczeń utworów żałobnych. Gra więc znów, ale nie soundtracki, każdego tygodnia, czasem kilka razy w ciągu, okazjonalnie dojeżdżając do Churchill, aby dawać dzieciakom korepetycje, czy też organizować proste zajęcia muzyczne w szkole. To wystarcza na utrzymanie domu dziadków, wystarcza, żeby jego palce nie zapomniały, jak grać, wystarcza tak po prostu. Bo jaki jest sens naiwnej wiary, że można mieć więcej?
powiązania
————————————————————————————————
Cześć. Szukamy nowych i starych powiązań, pozytywnych i negatywnych, wszystkiego, czego dusza zapragnie.
Nie jestem fanką pisania kart, więc słowo honoru, w wątkach dam z siebie więcej. <3
[I kolejna ładna karta – wpędzacie mnie w kompleksy, a naprawdę mam ich już wystarczająco! Witam pana organistę bardzo ciepło. Fajnie, że nie odpowiedziałaś wszystkiego, bo najciekawiej odkrywać postacie własnie w wątkach, których już na wstępie życzę Ci od groma. Sama chętnie wybrałabym się do niego na korepetycje, albo posłuchała chociaż jak gra – lubię dźwięki klawiszy. Ale dobra, co ja tu będę pisać – baw się dobrze i zostań jak najdłużej!]
OdpowiedzUsuńFerran, Tilia & Cesar
Wiem, że wszystkich będzie intrygować ten tajemniczy motyw z jego przeszłością, ale nie spocznę póki go nie poznam. Nie wiem tylko jak sobie Tilly z odkrywaniem takich luk, o których się nie mówi by poradziła. Ogólnie bardzo podoba mi się ta kreacja. Bardzo spójna, prosta i jednocześnie zbudowana. Najfajniejsza, bo daje fajną głębie postaci <3. Ładnie zakończony tekst, otwartym pytaniem. Generalnie postać mnie tak urzekła swoim minimalizmem i zlożonością zarazem, że będę pisać ładne bajki do tej historii. XD
OdpowiedzUsuńMathilde Delaney
A ja nie umiem w ładne pochlebstwa, więc tylko przyznam się, że tak jak zapewne większość podglądałam kartę na bieżąco i skromnie zaproszę do siebie.
OdpowiedzUsuńLeah Mackenzie
Łiii! To ta karta, której nie mogłam się doczekać. Przyznaję bez bicia, że podglądałam ją kiedy jeszcze tkwiła w roboczych i już wtedy mi się spodobała. O dopisku o KP totalnie zapomniałam po pierwszych zdaniach, jakie przeczytałam. Jeśli nie jesteś fanką pisania notek wstępnych to chapeau bas, bo wyszła cudnie. Mnie ujęła w całości. Ma w sobie czarującą wręcz prostotę i przejrzysty język, który nie rozprasza ciężkimi tonami, za to zachęca do skupienia się na samej postaci. Postaci, która na domiar tego budzi wszelką sympatię. Jakoś tak mam co do niego dobre przeczucia. Powodzenia w prowadzeniu życzę, a jakbyś miała chęć na wątek, to zapraszam do któegoś z Panów.
OdpowiedzUsuńAndrew, Scott & Timothy
[Witam pana o irlandzkim nazwisku! Lubię wszystko, co irlandzkie lubię więc też Colina. Bardzo chciałabym go porwać do jakiegoś wątku z moim Watsonem, jednak mam chwilowo pustkę w głowie, a nie chcę na wejściu rzucać banałami, co by nam się wątek nie urwał po dwóch odpisach. Ale myśleć będę intensywnie, obiecuję, i niedługo się zgłoszę. Chyba że Ty coś masz!
OdpowiedzUsuńTak czy siak, witam gorąco, zostań na długo. <3
PS. Wkradła Ci się mała literówka - z Mount Cartier, zrobiło Ci się w tekście Mount Carier. Chociaż taka wersja też mi się podoba. :D]
Finlay Watson
Kurcze, ginger mnie uprzedziła, bo już miałam iść po kryjomu poprawiać tę literówkę skoro nikt jej nie zauważył, ale psikus w ostatnim komentarzu mnie powstrzymuje. Potem byś się zastanawiała, co jest niby nie tak i jakim cudem to się naprawiło :D
OdpowiedzUsuńColin wyszedł bardzo... ludzko i fajnie. Ma gigantyczny plus za bycie organistą, bo to (o ile dobrze pamiętam) pierwszy pan-organista! To jest u nas doceniane, a już tym bardziej, gdy postać ukazana jest w tak ładnym stylu. Ta luka w przeszłości oczywiście ciekawi, ale ja tak naprawdę przykuta zostałam do karty gifem. Nie wiem, co on ma takiego w sobie, ale naprawdę zmusza do zatrzymania się i pogapienia się chwilę dłużej jak on tak mruga i się rozmazuje, i mruga... Lubię ten gif, bo nie jest męczący.
Baw się tutaj u nas świetnie i zostań na długo, bo naprawdę Colin wyszedł Ci fajny. Ja go już polubiłam ;)
Vivian
Musiałabym nie mieć serca, żeby odmówić Leah przyjemności bliższego obcowania z Colinem. Zapytam tylko, kiedy i na jak długo McLoughlin wyjechał z miasteczka? Bo Kapturek nigdzie się stąd nie ruszała od maleńkości, no, może z wyjątkiem Churchill.
OdpowiedzUsuńZatem jaki rodzaj relacji Cię interesuje?
Leah Mackenzie
[Och, organista, jak cudownie! *_______* Czeeeść, witam w Mount Cartier świetnie napisaną postać – karta jest genialna, tajemnicza i bardzo wciąga. Na koniec czułam olbrzymi żal, że się skończyła, dlatego mam nadzieję, że kiedyś dowiemy się więcej – może w jakiejś notce fabularnej, hm? : D Nim jednak do tego dojdzie, serdecznie zapraszam do siebie – moja panienka uwielbia organy i sama kiedyś grywała, zanim się przeprowadziła. Możemy więc uderzyć w dwie strony: albo Colina i Ronię połączy przyjaźń wychodząca od pasji – chociaż nie jestem pewna, czy w jego wypadku można o pasji jeszcze mówić – do organów, albo zaczniemy od wściekłości McLoughlin, że pastor czasem wpuszcza pannę Travers, żeby sobie poćwiczyła. Przy okazji zaś życzę dużo weny, szalonych pomysłów oraz całego wora wytrwałości! ;]
OdpowiedzUsuńRONIA TRAVERS
Więc bardzo dobrze, ze tak zrobiłaś, bo zdążyłaś wszystkich zaintrygować. XD Co do wątku, pomyślimy wcześniej nad relacjami, czy zakladamy spontaniczną grę?
OdpowiedzUsuńMathilde
Ojej, super! W takim razie czekam cierpliwie na odzew, bo szczerze powiedziawszy ja dzisiaj jestem wyprana z wszelkich pomysłów na wątek :)
OdpowiedzUsuńAndrew, Scott, Timothy
[Cześć, przybywam sobie po wątek, mam nadzieję, że nie pocałuję klamki! :D Jeśli Elizabeth chociaż trochę przypadnie do gustu to będzie mi niezmiernie miło :)]
OdpowiedzUsuńElizabeth
[Och, jaki wspaniały pan organista! Ja to bym chciała go kochać, można?]
OdpowiedzUsuńWendy
[ Dzień dobry :)
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam wzmiankę o organiście, to stwierdziłam, że napisać muszę, bo moja Mel w zamyśle miała od czasu do czasu grać na wiolonczeli w kościele! Może więc jakiś wątek?]
Melody Wild