A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

less stress

Jason Tanner
28.11.1985, Mount Cartier • miejscowy malarz
Tannerowie zamieszkują okolice Zatoki Hudsona już od blisko stu lat i nic nie wskazuje na to, by potrafili na dobre oderwać się od tego miejsca. Wyjeżdżali w odległe zakątki świata, zwiedzali miejsca, o jakich często nie marzyło się połowie mieszkańców, ale magia carterowskich gór nierozerwalnie zmusza męskich potomków Tannerów do powrotu. I tak, najpierw po kilku latach spędzonych w marynarce wojennej wrócił ojciec Jasona, ożenił się z piękną szwaczką i ku uciesze dziadków założył tutaj rodzinę. Później, po pięcioletniej abstynencji związanej ze studiami, w mieście pojawił się także młodszy brat ze swoją młodą żoną, córką oraz dyplomem z inżynierii budownictwa pracujący obecnie w przejętej po rodzicach firmie Tanner & Sons: Painting Services, a pół roku temu wrócił także i Jason, którego nie było blisko siedem lat i który najmniej chętnie postawił stopę na zniszczonej werandzie domu należącego do Jimmy'ego. W tym rodzinnym, gdzie najpierw pięć lat temu zmarła matka, a teraz także i ojciec, początkowo nie planował pokazywać się w ogóle, nie chcąc rozdrapywać ran stworzonych w dniu, w którym po raz ostatni zatrzasnął za sobą drzwi. Wstępnie przyjechał tylko na pogrzeb, ale im dłużej zajmuje sypialnię w domu młodszego brata, tym bardziej nie może zebrać się na powrót do Waszyngtonu, gdzie nie czeka na niego nic oprócz zapewniającego niezłe pieniądze stanowiska w firmie oraz wynajmowanego już od kilku lat apartamentu. Siedzi więc na tyłku, od czasu do czasu pomagając bratu ze zleceniami i patrząc, jak jemu udało się zdobyć wszystko to, do czego dążył Jason, gdy wściekły uciekał z Mount Cartier. Jedyne czego nabawił się przez te wszystkie lata to większego cynizmu do świata i braku wiary w bezinteresowną pomoc obcych ludzi. W końcu Tannerowie nigdy nie polegali na innych, a ten najstarszy nie różnił się w tej kwestii aż tak bardzo od znienawidzonego ojca.

17 komentarzy:

  1. [Ja to zazdroszczę dziewczynom w MC, bo jak nie patrzeć, prawie każdy facet tutaj to niestworzone ciacho *.*Ja bym ich z otartymi ramionami wszystkich przygarnęła i ukochała <3
    A tak poza tym to cześć! Może masz ochotę tego dobrego, acz znudzonego trochę życiem w dziurze MC Jasona pchnąć jakoś na ścieżkę Lily? Polecam wizyty na stacji benzynowej, bo zawsze coś się dzieje albo kaprys z pomysłem na wymalowanie ścian w pokoju, bo coś trzeba z pieniędzmi robić. How's that?
    Jak coś nie odpowiada, albo się nie odnajdujesz, luz blus, nie naciskam :)

    PS. Nie rozumiem czemu tu tak cicho. Zdjęcie magiczne, a karta wcale nie gorsza. Halo!]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Jakie tam cicho? Będzie jeszcze głośno! :D Ludzie po prostu potrzebują chwili na ochłonięcie po tym świetnym zdjęciu :P.

      I tak, masz rację, latessa, zaczynam żałować, że nie mam żadnej babeczki na MC. Ale wiesz, jak rozlazłe kluchy mi wychodzą (a może właśnie nie, bo nie pokazuję się z nimi na światło dzienne). W każdym razie ja co najwyżej mogę zaatakować pana swoim gejem-Elią, haha.
      Podoba mi się ta kreacja, mam jakieś dziwne wrażenie, ze rodzina Jasona ma trochę problemów z wyrażaniem emocji, a jeśli nie cała familia to na pewno ten uroczy chłopaczyna. No i zastanawiam się co dokładnie musiało się stać, że tak niechętnie stawia nogę w miasteczku. Czas pewnie pokaże...]

      Scott, Eli & Andrew

      Usuń
  2. [Ale niespodzianka! <3 Trochę jestem już znudzona pisaniem, że super postać, super karta, super latessa i bardzo bym chciała tę część pominąć, ale przecież się nie da. Chociaż trochę zaskoczenie, ponieważ jestem przyzwyczajona do tego, że zwykle Twoje postaci mają serce na dłoni i są tak bardzo kochane, że olaboga, a tu się trafił pan cynik, który jednak z pewnością też jest mięciutki, jak mój ulubiony sweter. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości! Czekam na jego historię bo umieram z ciekawości o co tak bardzo pożarł się z ojcem. I w ogóle uwielbiam takie klimaty! Jest mnóstwo filmów o podobnej tematyce beznadziejnej produkcji, które oglądam bo lubię takie historie, ale zawsze cierpię, kiedy okazują się być strasznie płytkie i denne. I wiesz co? Wierzę w to, że pociągniesz Jasona bo mnie nie zawiedziesz i Twoja historia będzie milion razy lepsza <3]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Tyle wyyygrać! <3
    Dziołchy muszą mieć dobrze z takimi chłopami… Ja z kolei wierzę, że ładna buzia Tannera i pustki przegoni! :D]

    Jesień zbliżała się nieubłaganie, co oznaczało nie tylko wszechobecne kolorowe liście oraz ostatnie cieple dni, ale przede wszystkim początek szkoły, co w życiu Lily było niestety punktem kluczowym, bowiem wokół porannych zajęć oscylowało całe jej życie w Mount Cartier - jak każdej tutejszej nastolatki. W mieścinie nie było w końcu zbyt wiele do roboty, więc nagle placówka edukacyjna stawała się ważnym ośrodkiem towarzyskim i możliwością na jakiekolwiek rozrywki w otoczeniu rówieśników. Nic jednak nie zmieniło się u panny Harding pod względem popołudniowych zmian na stacji benzynowej - to wciąż było jej ulubione “zajęcie dodatkowe” po skończonych lekcjach. Nigdzie indziej nie miała na wyciągnięcie ręki tylu ludzi, mężczyzn przede wszystkim należy zaznaczyć. A co ważniejsze była tu sama, co oznaczało, że może robić dosłownie wszystko, bo nikt jej niczego nie zabroni, nie skarci, ani nie będzie osądzać. Tutaj była panią swojego losu, z którym nader mocno lubiła pogrywać i wystawiać go na próby. Ktoś już jej kiedyś powiedział, że kiedyś się doigra, na co bezczelnie odpowiedziała, że to wspaniała wiadomość, bo przecież dokładnie o to jej chodzi, choć może nie było to do końca prawdą, jednak jako nastolatka Lily nie sięgała wzrokiem daleko w przyszłość, co swoją drogą było bezcelowe żyjąc tutaj, w Mount Cartier; ani też nie myślała zbyt wiele o konsekwencjach swoich zachowań. Żyła chwilą, z dnia na dzień, szukając pikanterii i rozrywki w wielu z pozoru nic nie znaczących momentach życia i spotkaniach z ludźmi. Jako młoda osoba miała w końcu pełne prawo do rozrywki, a tą musiała sobie niestety zapewnić sama.
    Dźwięk otwieranych drzwi, ocucił jej z amoku, gdy pogrążona w muzyce lecącej z radia, próbowała skupić się na rozwiązywaniu matematycznych równań. Przygryzając uporczywie długopis w ustach, poruszając pupą w rytm zmysłowych uderzeń perkusji i mocniejszych dźwięków gitary oraz eterycznego wokalu, skupiła w jednej chwili całą swoją uwagę na kliencie. Wysoki blondyn o hipnotyzujących niebieskich oczach, świetnej posturze i budowie ciała, szalenie przystojny już na pierwszy rzut oka, w przeciągu sekundy sprawił, że królowa nauk poszła w odstawkę i zapomnienie. Niespiesznie się prostując, w sposób wyjątkowo ponętny, Lily chwyciła za opakowanie porządnych przez mężczyznę papierosów, powoli przesuwając je po blacie w jego stronę, aż w końcu na
    — Czy to wszystko co mogę panu zaproponować? — zapytała z figlarnym uśmieszkiem na ustach, w jawnej prowokacji, która zawsze wychodziła jej po mistrzowsku, wpatrując się przy tym odważnie w swojego klienta, którego do tej pory na oczy nie widziała. Dopiero po krótkiej chwili, policzyła resztę rzeczy, by móc ostatecznie wycenić jego zakupy. — 15 dolarów. — odpowiedziała nie przestając się uśmiechać, jednocześnie znowu wkładając końcówkę długopisu do ust, by ostentacyjnie go przygryźć. Napawała się tą sytuacją, z jej rosnącym napięciem, ale jednocześnie uświadomiła sobie, że nie może pozwolić przybyszowi tak szybko się ulotnić.
    — A może masz ochotę zapalić już teraz? — nagła bezpośredniość nie wywołała u niej choćby najmniejszego zakłopotania, choć bez wątpienia zdziwiła blondyna. Ona z kolei wyciągnęła spod lady, już napoczętą paczkę papierosów, które czasami popalała, z zasady z nudów i dla zabicia czasu, teraz jednak okazały się świetną możliwością na rozpoczęcie znajomości. Wyciągnęła jednego fajka z opakowania, włożyła między wargi, powoli wyszła zza lady i podeszła do mężczyzny, wyciągając w jego stronę paczkę. Musiała też zadrzeć głowę do góry, by bez przeszkód mu się przyglądać, swoim zalotnym spojrzeniem brązowych tęczówek.

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Jestem, jestem, oczywiście! :D Bardzo się cieszę, że proponujesz wątek, bo ja sama też bym to pewnie zrobiła. Miejscowy malarz to ciekawy pomysł, a że Aurora tak rzadko spotyka mężczyzn z talentem plastycznym - pewnie chciałaby zobaczyć jego prace... Myślę jednak, że ten motyw zostawimy na później. :) Na początek chciałabym zacząć jakoś inaczej, tylko nie wiem jak dokładnie. Może ty masz jakiś pomysł? Jeśli nie, to możemy razem pokombinować. ]

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  5. [Trochę po czasie, ale witam się ładnie i chwalę, chwalę :)) Szkoda, że nie zdążył pożegnać się z rodzicami przed ich śmiercią, bo chociaż można mieć do kogoś długoletni żal (a czasem nawet i nienawiść), nie powinno się tak kończyć znajomości, związku etc. Nawet mi go szkoda, chociaż sama nie wiem, dlaczego. W każdym razie udanej zabawy życzę, bo to jest najważniejsze, co nie?
    Nie chcę nic mówić, ale uciekłaś z Sol i mnie zostawiłaś bez odpowiedzi Ty okrutna.]

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Uh... Szkoda, bo w takiej sytuacji Aurora raczej nie męczyłaby go o pokazanie już pomalowanych ścian w cudzych domach. Jest wystarczająco dziwna i bez tego. xd
    Co do połączenia tej dwójki przed okresem objęcia mojej pani programem ochrony świadków - może być ciężko. Znaczy, jedyne co przychodzi mi do głowy to to, że ojciec Rory i Jason mogli się skądś znać. Być może był stałym gościem w jednej z ich restauracji?
    W każdym razie, nie widzieliby się zbyt często, a teraz, po przybyciu do miasteczka panna Walker na pewno udawałaby, że wcale Tannera nie kojarzy. Dodatkowo, musiałaby zadzwonić do agenta FBI, który sprawuje nad nią pieczę i go o tym powiadomić, a wtedy najprawdopodobniej po prostu by ją przeniesiono. xd
    Myślę jednak, że możemy jakoś to nagiąć, bo przecież po to są zasady, by je łamać, prawda? Załóżmy więc, że Jason faktycznie kojarzy Rorę, ale ona będzie udawać (albo po prostu nie będzie na początku pamiętać), że go nie zna. Oczywiście wtedy Twojego pana dopadną wątpliwości i na jakiś czas sobie odpuści dociekanie.
    Podoba mi się motyw bycia sąsiadami i niech tak właśnie będzie... Jimmy i Kate są sąsiadami Victorii - zaklepane! Pani Campbell, znając zapewne Tannera od dziecka, nie miałaby skrupułów, by zlecić mu odświeżenie trzech pokoi i salonu. ;D Właśnie wtedy Rora i Jason mogliby się poznać. Co Ty na to? ]

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  7. [A to świetnie się składa! Bo z kimś mój Lyam musi się okładać, znikąd te jego siniaki się nie wezmą. Ogólnie zarys na rodzinę Beware'ów jest dość prosty - matka zwykła szwaczka, ojciec od nagłych przypadków. Na ogół sąsiedzi zwracają się do niego z przyzwyczajenia, bo to starszy facet z ograniczonymi możliwościami. Ale o konkurencję w Mount Cartier trudno, więc jak się zdarza, to trzeba ogień utrzymywać. Lyam mógł być wychowywany w ogólnym nieposzanowaniu pracy Tannerów.
    Poniosło mnie?]

    Beware

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciężko winić samą społeczność za fakt bycia niezwykle obeznaną z życiem każdego mieszkańca - Mount Cartier było na tyle niewielkim zbiorowiskiem ludzi różnej maści, że plotki i zbieranie informacji o sąsiadach było jedną z głównych rozrywek. Plotkowały nie tylko starsze kobiety przy okazji zakupów czy skończonej mszy, szemrali również mężczyźni, kto wie czy nie gorzej, na wieczornych spotkaniach przy piwie czy innym trunku. Pewne zmiany społecznościowe, czyjś brak lub powrót najmniej interesowały najmłodsze latorośle tutejszej miejscowości, mieli wystarczająco dużo własnych problemów w kwestii dorastania i planowania swojej przyszłości, by wykazywać zainteresowanie co burmistrz zakupił ostatnio w Churchill, czemu bibliotekarka założyła taką wyzywającą sukienkę do kościół albo czy to prawda że do miasteczka ma przyjechać słynna piosenkarka lat 50. Gdy zaś chodziło o czyjeś powroty… Cóż, o ile nie był to dla Lily przyjaciel z dzieciństwa lub człowiek którego kojarzyłaby z ostatnich pięciu, może siedmiu lat swojego życia, raczej nie przykładała do tego wagi. Po co miała przejmować się z pompą, jak 75 procent miasteczka, czyimś przyjazdem, skoro nawet człowieka nie znała. Bezsensu. Zupełnie inaczej przedstawiała się sprawa, gdy po wstępnym zapoznaniu się z osobnikiem widziała w tym interes lub raczej rozrywkę dla siebie. Płeć brzydka może nie była towarem deficytowym, ale godni zainteresowania mężczyźni już bez wątpienia tak. Co zabawne, nawet jej rówieśników nie było tak mało i chociaż mogłaby w nich przebierać, zdecydowanie bardziej wolała to robić w znacznie wyższej wiekowo półce, bez względu na status związku. Obrączki bynajmniej jej nie odstraszały. To w końcu nie miłość. To tylko zabawa.
    — Od dawna? — Lily spojrzała na swojego rozmówcę z niekryjącym się rozbawieniem, jednocześnie oblizując prawy kącik ust, gdy wypuściła już dym z płuc, powoli i subtelnie. — Od urodzenia.
    Zadanie tego rodzaju pytania niemal jasno wskazywało, że mężczyzna nie może być nikim spoza tutejszych rejonów, przejezdni nigdy nie interesowali się podobnymi sprawami. To z kolei dawało jej poczucie przewagi, w końcu przystojny blondyn wykazywał ciekawość, która mogła oznaczać ostrożność, jednak wskazywała na chęć poznania jej. Powiązanie z odpowiednią rodziną, w tym wypadku dobroduszną i wspaniałomyślną Barbrą Harding, która zeszłaby z tego świata w okamgnieniu, gdyby tylko wiedziała, jakiś prowokacyjnych i grzesznych rzeczy dotyka się jej wnuczka; dawało mężczyźnie do myślenia, że należy zachować ostrożność. Kobiety w wiosce zawsze były mocno nieobliczalne. W końcu to one pilnowały największych tajemnic i rodzinnych sekretów,
    — Odkąd pamiętam mieszkam w tej dziurze, czego nie można powiedzieć o Tobie. Za to całkiem niedawno zaczęłam tutaj pracować. — nie musiała znać wszystkich, tak jak jej babcia i jej koleżanki, które potrafiły rozpoznawać dawnych i obecnych mieszkańców w okamgnieniu, by wiedzieć, że jej rozmówca musi zatrzymywać się tutaj na dłużej, nawet jeśli nie widziała go nigdy wcześniej. — Z resztą to nie jedyna z rzeczy, które robię od niedawna. — jasna sugestia i wręcz pełne diabelskich ogników, mocno spojrzenie skierowała w stronę mężczyzny, by po chwili wrócić do palenia swojego papierosa. Chociaż znajdowali się na zewnątrz, a w okół nie było żywej duszy, zaś pogoda wyraźni się psuła, Lily o dziwo zachowywała bezpieczną odległość. Nie trzeba było w końcu prowokować na każdy możliwy sposób, a swojego rozmówcy przytłaczać aż nadto budowanym powoli i po cichu napięciem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Swoją drogą, nie uważasz, że to całkiem śmieszna sprawa - palić tak na stacji beznynowej? Wystarczyłaby odpowiednio długa strużka benzyny, a mogłoby nic z nas już nie być. — zaśmiała się w niezwykły dla niej sposób - jej radosny głos miał w sobie wiele melancholij; to nie był w pełni wesoły śmiech. By nadać słowom większy rozmach, wykonała gest sugerujący olbrzymią eksplozję. — Ale to jest w tym wszystkim najlepsze. Adrenalina. Dzięki niej wszystko jest lepsze, a człowiek czuje że żyje. To jak jazda z niedozwoloną prędkością czy seks w miejscu publicznym grożący odkryciem. Sama frajda. — uśmiechnęła się z wyraźną satysfakcją do swojego rozmówcy, nie przejmując się tym, że nie znają nawet swoich imion. Wszystko w swoim czasie. Póki co podeszła do jego samochodu, by zobaczyć co chowa się w bagażniku pickupa. Widząc pojemniki z farbą, nie kryła zainteresowania odwracając się do mężczyzny.
      — Więc jesteś malarzem slash artystą?

      Lily

      Usuń
  9. [Dlaczego miałabym mieć dość, proszę Cię :) Jeżeli tylko masz ochotę, to ja z chęcią coś z Tobą sklecę.
    Przede wszystkim akcja, rozpierducha, niespodziewane zwroty. Zawsze powtarzam, że tego najbardziej pragnę, a później i tak mam tego za mało. Chciałabym napisać coś nietypowe, nie wiem, jak Ty :))]

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  10. Westchnęła ciężko i sięgnęła dłonią ku górze, by po raz kolejny naciągnąć na czoło szeroki kaptur od ulubionej kurtki. Strugi zimnego deszczu wciąż dostawały się pod zgniłozielony materiał, ale jakimś cudem do tej pory udawało jej się w ten sposób osłonić przynajmniej większą część głowy i włosy.
    Już od dobrych kilkunastu minut maszerowała wzdłuż drogi w kierunku Mount Cartier, ale jak na złość - po żadnym samochodzie nie było nawet śladu. Zupełnie tak, jakby ulewa zniechęciła do ruchu wszystkich potencjalnych kierowców łącznie z tym, który dwadzieścia minut wcześniej powinien był prowadzić ostatni autobus do miasteczka. Aurora wiedziała, że warunki pogodowe mają tak naprawdę niewiele wspólnego z pustym przystankiem, ale łatwiej jej było obwiniać złośliwość wszechświata niż przyznać głośno, że to jej wina, i że po prostu nieco się spóźniła.
    Dała wcześniej znać Victorii, by ta nie martwiła się na zapas i przypadkiem, w akcie desperacji, nie wzywała na pomoc agenta Gibbsa - jej opiekuna. Ostatnim, czego pannie Walker w tym momencie brakowało, był nieuzasadniony najazd federalnych na Mount Cartier i spalenie jej przykrywki. Na samą myśl prychnęła z irytacją i przyśpieszyła kroku. Czekał ją długi marsz...
    - Następnym razem po prostu nie ruszaj tyłka z domu - mruknęła do siebie i gwałtownym szarpnięciem poprawiła torbę, która co chwilę próbowała zsunąć się z jej ramienia. Na całe szczęście była skórzana i jej zawartość pozostawała bezpieczna.
    Kiedy chwilę później do uszu Aurory dotarł niewyraźny warkot silnika, dziewczyna odetchnęła w duchu z ulgą i z trudem powstrzymała się od radosnego tańca zwycięstwa.
    Nareszcie...
    Zatrzymała się na śliskim poboczu i ostrożnie obróciła w kierunku, z którego według jej zmysłów lada chwila powinien nadjechać samochód. Kąciki jej ust mimowolnie uniosły się ku górze, kiedy wystawiała na widok dłoń z uniesionym do góry kciukiem. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio łapała w ten sposób podwózkę.
    - No dalej - wymamrotała, wolną dłonią przytrzymując na głowie kaptur, kiedy silniejszy podmuch wiatru próbował zerwać z niej mokry materiał. - No dalej - powtórzyła i przymrużyła nieznacznie oczy, kiedy wyłaniające się zza szarej ściany mgły oraz deszczu reflektory na moment ją oślepiły.
    Zaklęła głośno pod nosem, ale nie opuściła ręki, gotowa w tym momencie nawet poświęcić wzrok, byle tylko dostać się do miasteczka.


    [Pozwoliłam sobie zacząć i już nie przedłużać. Jeśli miałaś w głowie jakiś zamysł odnoście tej sceny to wybacz... Poprawię. Wystarczy powiedzieć. ;D]

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  11. [Podrzucę teraz kilka pomysłów i powiesz mi, czy w ogóle mają one ręce i nogi.
    Pojedźmy już dalej - pierwszy pocałunek zastąpmy może pierwszym razem? Kiedy się już spotkają, byłoby to bardziej krępujące i zawsze może można jakoś wykorzystać.
    Może jakiś sztorm na morzu? Większą grupką wybiorą się na jakiś rejs czy coś w tym stylu i napotka ich burza? Tylko właśnie nie wiem, po co mieliby gdziekolwiek płynąć :)
    Kat będzie wracać z daleka pieszo, Jason ją spotka i weźmie ze sobą. Po drodze zepsuje się mu auto i wejdą do pobliskiego motelu, gdzie będą musieli spędzić noc w jednym pokoju, bo już nie ma miejsc.
    Jakiś wypadek w górach? Napaść psychola (o, tą napaść można by nawet połączyć z nocą w motelu).
    Jeden wątek z psem już mam, dlatego nie chciałabym go powielać.]

    Paris

    OdpowiedzUsuń
  12. [Lula Mae tak łatwo się nie daje! Pewnie nosi w sercu smutek, ale po co zaraz dzielić się nim ze światem? Przybita na pewno nie mogłaby pisać książek dla dzieci.
    Mam nadzieję, że uda nam się zadomowić w Mount Cartier na dłużej. Jason jest piękny (zdjęcie hipnotyzujące), oby z tego cynizmu trochę się jednak wyleczył, bo szkoda życia i zdrowia. Trzymamy kciuki! A gdybyś miała chęć na wątek z Lulą - jesteśmy chętne.]

    Lula Mae

    OdpowiedzUsuń
  13. [Poczekajmy na wydarzenia, które będą mieć miejsce w kościele, zobaczymy, ile tam będą mieć razem interakcji, a później polecimy już z akcją w motelu :)
    I tak, urodziła się w pierwszej połowie roku. Jeżeli chodzi o to, kiedy wyjechał - czy ko kilku dniach czy tygodniach - to już od Ciebie zależy.]

    Paris

    OdpowiedzUsuń
  14. [No, no, ja też na razie nikomu nie odpisuję, zajęłam się wątkiem grupowym :) Myślę, że Kat też jakoś szczególnie nie przywiązała do tego wagi, tym bardziej, że zapewne była lekko pijana.]

    Paris

    OdpowiedzUsuń
  15. Tanner, wracaj! Jeśli jeszcze się zastanawiasz nad tym, czy warto u Nas spędzać czas, to nie rób tego więcej, po prostu chodź tu do nas na dłużej! W końcu wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, a myślę, że Jason doskonale wie gdzie go szukać. W Mount Cartier oczywiście. Na wyścigu sobie poradził, więc w życiu małomiasteczkowym też jakoś się odnajdzie. Może trochę przymuli, ale chyba da radę, co? Ale do rzeczy: ikonka 'Łapą w śnieg' czeka na Ciebie pod kartą.

    OdpowiedzUsuń