A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Czy jeszcze pa­miętasz, że zos­tałeś stworzo­ny do radości?

Tilia Marchand
KASJERKA W SKLEPIE • WSPÓŁWŁAŚCICIELKA RODZINNEGO BIZNESU
Rozwód rodziców – których miłość ulotniła się gdy matka Till wyfrunęła do Ottawy – zrodził w jestestwie kobiety jedne z najważniejszych życiowych wyborów. Co prawda, wybory są głównym budulcem egzystencji, wszak nieustannie jej towarzyszą – każde tak lub nie; każde w górę lub w dół; każde a może tu, a może tam. Są również wybory, które mają szczególne znaczenie – kochać, czy nienawidzić; być bohaterem czy tchórzem; walczyć czy się poddać; żyć czy umrzeć. Przez każdy z nich panna Marchand miała okazję przebrnąć. Po rozstaniu rodziców nie wiedziała, czy kochać własną matkę, czy nienawidzić za bezinteresowne porzucenie rodzinnego grona w okresie jej dojrzewania... Co ostatecznie wybrała? Kochać, bowiem Ivana wciąż jest jej matką, a siła przebaczania, ukryta w sercu Till, doszczętnie roztrzaskała barierę żalu. Jednak, przyzwyczajona do małej mieściny, stchórzyła przy próbie wyjazdu do wielkiego świata, mimo że stała na lotnisku w Churchill, ściskając w dłoni pomięty bilet – nigdy nie była tak obrotna jak matka, o czym przypomniała sobie na kilkanaście minut przed wylotem; obserwując startujący samolot miała wrażenie, że właśnie zrobiła dobry uczynek. Uśmiechnęła się, choć stale to robi, i postanowiła walczyć. O rodzinę, przyjaciół i sklep, który dostarcza mieszkańcom potrzebne produkty. O siebie, bo tak, jak wcześniej nie widziała sensu istnienia, tak teraz wybrała życie w jedynym miejscu, w którym potrafiła być szczęśliwa – w Mount Cartier.



Uwaga, eksperyment, bierzesz na własną odpowiedzialność! Cześć, tak się właśnie złożyło, że postanowiłam ulepić kobietkę, a ponieważ płci pięknej nie prowadziłam tyle, że ho ho, to nie mam pojęcia co z niej wyrośnie w wątkach. Ale dam sobie rękę uciąć, że będzie świetnie, dlatego zapraszamy tu do nas na małe co nieco!

45 komentarzy:

  1. Ona jest taka śliczna! Jedna z ładniejszych (i przy tym niespotykanych na blogach) blondynek, na jakie miałam okazje się natknąć. Aż jej Viv pewnie urody zazdrości. ;D
    No nic, dobrze że nie mam tutaj pana, bo pewnie źle by się to dla nas obu skończyło. Tilia niech jednak żyje jak najdłużej, bo wydaje się być bardzo przyjazną duszą, pasującą na stanowisko jakie piastuje. W tym sklepie to zawsze ładne panny pracowały! ;D
    Baw się z nią tak samo dobrze, jak z Cesem i nie znikajcie stąd wcale.

    OdpowiedzUsuń
  2. (O ja nie mogę, promyczki u mnie to niby niespotykany widok, ale tutaj to mamy dopiero lśnienie, haha! Chodź, musimy koniecznie skręcić coś w odwrotnym układzie ról. :D)

    Jack Rogers

    OdpowiedzUsuń
  3. [Och, wchodzę na bloga, a tu taka fajna pani na głównej :) Wydaje się być bardzo sympatyczną i ciepłą osóbką. Taka zupełnie różniąca się od, z pozoru ponurego, miejscowego grabarza (tak naprawdę to przyjazny chłop z niego! :D). Życzę powodzenia i mam nadzieję, że eksperyment się uda.]

    Theodor Black

    OdpowiedzUsuń
  4. Rodzice Theodora po powrocie syna z wielkiego miasta, postanowili wspomóc go przez rok, ponieważ doskonale widzieli i zdawali sobie sprawę w jak złym stanie psychicznym się znajduje. Jednakże właśnie po tym czasie, gdy uznali, że ich najstarsze dziecko poradziło sobie w stopniu wystarczającym z niedawnymi przeżyciami, spakowali walizki i wyruszyli w podróż życia. Wycieczka spodobała im się tak bardzo, że nie wracali przez kilka lat, a ostatecznie postanowili zostać na jakiejś ciepłej wyspie, twierdząc, iż mają dosyć tych mrozów i nudnego Mount Cartier. Tym oto sposobem Black został nowym panem domu i nie musiał wysłuchiwać kolejnego kazania matki na temat rozlanego mleka na jej ukochanym dywanie. Mężczyzna nadal zastanawiał się czy nie wysłać jej tego paskudnego starocia, który był chyba obiektem kultu rodzicielki, pocztą. Za każdym razem, gdy już go zwijał – rozmyślał się w ostatnim momencie. Musiałby jechać do Churchill, żeby to zrobić, a na to nie miał ochoty. Może powinien zwyczajnie zrobić z niego ognisko, ale kto wie, jaki demon mógłby zostać uwolniony z tego okropieństwa?
    Nie wiedział, co go skłoniło do udziału w tej walentynkowej licytacji. Zapewne ciekawość. Miał też minimalną nadzieję, że na wydarzeniu pojawi się Tilia, choć wiedział, że dziewczyna ma całe mnóstwo pracy w sklepie. Po długiej przerwie w dostawach, droga wreszcie została odśnieżona i samochód z najpotrzebniejszymi przedmiotami mógł się przedostać do Mount Cartier. w związku z czym jego przyjaciółkę czekało kilka godzin rozkładania towaru na półki. Zapewne kolejnego dnia będzie miała prawdziwy tłum w sklepie – wieści szybko się rozchodziły, a z tego co Theo wiedział, mieszkańcom kończyły się zapasy. Miał tylko nadzieję, że nie stanie się nic złego, ludzie potrafili być brutalni w kryzysowych sytuacjach, a zimy w tym miasteczku właśnie takimi były. Nie pomylił się, ponieważ nie zauważył dobrze mu znanych blond włosów w tłumie. Stłumił w sobie dosyć egoistyczny zawód spowodowany brakiem jej obecności i zaczął zastanawiać się nad tym, ile panna Marchand dawała z siebie w tej pracy. Bał się, że jeśli będzie się przemęczać, zacznie mieć kłopoty ze zdrowiem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie niektóre pudła potrafiły być ciężkie – przecież sam je czasem nosił, zaś ona wydawała się zbyt delikatna do radzenia sobie z takimi ciężarami.
    Nie spędził zbyt wiele czasu z innymi uczestnikami walentynkowego wydarzenia. Poświęcił tylko kilka minut kobiecie, która wylicytowała go razem z koszyczkiem, by następnie skierować swe kroki w stronę budynku znajdującego się naprzeciw ośrodka kultury. W wejściu przywitał go znajomy dźwięk dzwoneczka, a także głuche uderzenie w coś i syk bólu w słowie, którego nie zrozumiał. Wystraszył się nieco, ale kiedy ujrzał Tilię całą i zdrową, odetchnął z ulgą. Jeszcze tego brakowało, żeby coś sobie zrobiła przez jego nagłe pojawienie. W sumie, co się dziwił, może w Mount Cartier było bezpiecznie, jeśli chodziło o ludzi, jednak zwierzęta stanowiły inną parę kaloszy. Chyba do uszu każdego mieszkańca dotarła ostatnio wieść o łosiu chadzającym wieczorami między uliczkami. Ktoś powinien mu w końcu pokazać, że las jest zdecydowanie lepszym miejscem na spacer dla osobników jego gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Hej — uśmiechnął się ciepło na jej widok. Ta dziewczyna miała w sobie coś takiego, że jej jeden uśmiech wystarczył, by wywołać przyjemne ciepło we wnętrzu człowieka. Czasem miał wrażenie, że była zbyt dobra jak na to miasteczko. Wielu ludzi uważało, że tylko się tu marnuje, jednak wydawała się być szczęśliwa w rodzinnym miejscu i dla Theo to było najważniejsze. Sam wiedział, jak bardzo gadanie innych potrafi być uciążliwe – sam co pewien czas wysłuchiwał wywodów na temat bycia starym kawalerem; najgorsze w tym wszystkim było szukanie dla niego kandydatek na potencjalną partnerkę i próby wciskania go w ramiona takowych. Och, niekiedy miał ochotę z czystej przekory do końca życia zostać sam, ale wiedział już teraz, że zaczyna mu czegoś brakować, gdy po raz kolejny wracał do domu z pracy, a witało go jedynie ciche skrobanie i piski z klatki chomika. — Zabawnie — odpowiedział na jej pytanie po chwili zastanowienia. Podszedł do Tilii i pomógł jej wykładać pudełka z herbatami na półkę. I tak wystarczająco dużo czasu spędziła tego dnia w sklepie. — Aurora trafiła na mój koszyczek. Trochę jej współczuję, nie dość, że musi mnie znosić w barze to teraz jeszcze ta „randka” — ostatnie słowo wypowiedział tak znacząco, że doskonale oddawało to jego podejście do sprawy. Na pewno nie zamierzał traktować tego spotkania jak randki, raczej widział to, jako zwyczajne spotkanie znajomych, okraszone nutką romantyzmu, bo w końcu zorganizowane z okazji walentynek. — Dużo Ci zostało czy to wszystko na teraz? — zapytał, wsuwając ostatnie pudełeczko w równy rządek. — Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie pozwolę Ci samej wracać po nocy i będę czekał aż skończysz tutaj? Nie zamierzam ignorować plotek o tym łosiu, za dużo dzikich zwierząt widziałem na ulicach tego miasta na krańcu świata, by puścić to mimo uszu — wyciągnął rękę i założył kosmyk włosów za ucho dziewczyny. Dosyć szybko zdał sobie sprawę z tego, co zrobił i cofnął dłoń, może nawet nieco za szybko. Odchrząknął z zakłopotaniem i podał jej pusty karton po niedawno rozpakowanych herbatach.

      pomocny i ciut zakłopotany Theodor Black

      Usuń
  5. [Cześć ;)
    Dziękuję bardzo za powitanie. Po dłuższej chwili zastanowienia, postanowiłam przyjść do Tili; zapewne dlatego, że postaci żeńskiej jeszcze w Twoim wykonaniu nie widziałam ;) Dodatkowo, przyciągnęło niebanalne imię - mam już chyba zboczenie zawodowe xD Fajnie Ci wyszła, szczególnie, że jest - jak sama mówisz - eksperymentem ;)
    Dziękuję za miłe słowa o Harrym, karcie postaci i podstronach :) Tak już mam, że inaczej nie potrafię; muszę mieć postać najpierw w głowie dopracowaną, ot co. Jeśli chodzi o jego relacje z Bogiem... Cóż, to skomplikowane ;) Ale przy okazji, pewnie któraś z Twoich postaci czegoś się tam o tym dowie :D
    Dziękuję raz jeszcze za powitanie, a w razie chęci, zapraszam do wspólnego pisania :)]

    Harry Preston

    OdpowiedzUsuń
  6. [Oj, ona jest naprawdę śliczna. Każda Twoja karta jest napisana tak płynnie i delikatnie, za każdym razem mnie ujmuje. Mam nadzieję, że Tilii dobrze się będzie powodzić :)
    Skorzystam z okazji i napiszę tutaj, że biorę się powoli za odpisy, ale tyle mi się tego uzbierało, że nie wiem, w co ręce wsadzić. Wiedz jednak, że Ces idzie na pierwszy ogień!]

    Kat

    OdpowiedzUsuń
  7. [Pewnie, że są ;) Rzadko odmówię jakiegokolwiek wątku z jakimś autorem, nawet jeśli bywam wybredna co do tematu, na który miałoby się pisać ;) Po prostu lubię, gdy wątki mają sens, realną rację bytu, a przede wszystkim - pasują do danych postaci.
    Dlatego, chociaż na wątek wciąż mam ochotę, to muszę odmówić na zaproponowany przez Ciebie pomysł. W dzieciństwie/młodości Harry na 98% nie miałby nawet kiedy poznać małej Tili, niezależnie od tego, jak niewielką mieściną jest MC. Może kojarzył jej rodzinę, ale ją samą, już raczej na pewno nie. W tamtym czasie jego życie obracało się wokół trzech rzeczy - młodszych braci i matki, pracy i nauki. Po wyjeździe rodziców tym bardziej nie miałby kiedy, gdyż ciotka bynajmniej nie umilała im życia.
    Obecnie z kolei, Harry nie jest gotowy na żadne szaleństwa. Już wystarczy, że będzie musiał Jaya, swojego najmłodszego brata, znosić :D Przede wszystkim należy do osób, które muszą mieć z kimś trwałą i silną więź emocjonalną, by się dać im do siebie aż tak zbliżyć.
    Co powiesz jednak na to, by Harry przyszedł któregoś razu do jej sklepu (mogłabyś mi powiedzieć, jakie dokładnie produkty można tam zakupić, proszę?), kiedy ta akurat męczyłaby się z jakimiś skrzynkami? Mógłby zaproponować pomoc, a ona przy okazji wspomniałaby później o potrzebie wymiana zamka?
    Znikam na jakiś czas, ale daj znać, co myślisz. Odpiszę przy pierwszej okazji :)]

    Harry

    OdpowiedzUsuń
  8. Podziwiał w niej umiejętność czerpania radości z najprostszych rzeczy; Tilia potrafiła cieszyć się z drobnostek i to było wspaniałe. Theodor należał do klasycznych zrzęd, choć w głębi duszy doceniał drobne gesty innych ludzi, małe elementy przyrody, które nadal go zaskakiwały i czyniły dzień piękniejszym , jednak to wszystko działo się głównie w jego głowie. Nie umiał często wprost okazywać swoich uczuć czy spostrzeżeń, jedynie oczy go zdradzały, gdyż w takich momentach pojawiało się w nich ciepło i czysta radość, bardzo trudna do pomylenia z czymś innym.
    Widział, że dziewczyna jest zapracowana i poświęca większość swojego czasu rodzinnemu biznesowi, lecz dopiero niedawno spróbował spojrzeć na to głębiej. Właśnie przez to zaczynał mieć nieodparte wrażenie, że w tym wszystkim nie chodzi jedynie o pracoholizm czy chęć ułatwienia życia mieszkańcom Mount Cartier. Pannę Marchand dręczyło coś jeszcze, co popychało ją do zaniedbywania własnej młodości i odmawiania sobie przyjemności, byleby tylko dopiąć wszystko na ostatni guzik w sklepie. Black postawił sobie za wyzwanie odkrycie o co w tym wszystkim chodzi, jednak był tylko prostym facetem, a czytanie w kobiecych myślach nie było jego wybitną umiejętnością.
    Gdy kobieta podeszła do kasy, Theodor w duchu klął na samego siebie za gest, który przed chwilą wykonał. Nie miał pojęcia, co go podkusiło do tego. Wiedział jednak, że czasu nie cofnie, dlatego zapiął kurtkę i poprawił szalik, zmierzając w stronę wyjścia. Przy drzwiach zaczekał na blondynkę, po czym, gdy wszystko zostało ostatni raz sprawdzone, otworzył je przed nią, by mogli ruszyć w chłód nocy.
    — Nasz burmistrz chyba powinien zostać kimś w rodzaju prezentera. Czuje się niesamowicie w prowadzeniu takich imprez. Już wyobrażam sobie, jakie ciekawe muszą być zebrania władz, gdy on przemawia — uśmiechnął się lekko, zerkając na to jak dziewczyna zamyka wejście do sklepu. Co prawda w Mount Cartier nie odnotowano od bardzo dawna przypadków kradzieży, jednak lepiej było zabezpieczać takie miejsca. W końcu ostatnimi czasy dotarło w te rejony trochę przyjezdnych. Aż zaskakujące, ale najwyraźniej niektórym podobała się ucieczka od świata i codziennych problemów w takiej dziurze, jaką była ta mieścina.
    Zerknął na dom kultury, w którym wydarzenie nadal trwało. Najwidoczniej ludzie nie chcieli jeszcze wracać do domu, natomiast Theodor wcale im się nie dziwił. Przecież w końcu coś się działo, a stanowiło to doskonałą okazję do spotkania, rozmowy i nadrobienia zaległości towarzyskich, a w ten sposób zawsze było ciekawiej, niż jakby ludzie mieli po raz kolejny siedzieć w barze. Do tego każdy mógł popatrzeń na innych mieszkańców bez żadnego skrępowania, a przecież jak było wiadomo – plotki były rozrywką w Mount Cartier, a dzięki temu wieczorowi pula rzeczy do przedyskutowania i podzielenia się ze znajomymi, znacząco się powiększyła.
    — Ciepło Ci? Temperatura sporo spadła od godziny, w której przyszłaś do sklepu — zwrócił wzrok na postać kobiety. Na szczęście jego oczy odnotowały czapkę, szalik i puchate rękawiczki. Zdawał sobie sprawę, że żyła w tych rejonach nie od wczoraj i była świadoma, jakie warunki pogodowe mogły panować, ale on sam niekiedy zapominał zabrać czegoś z domu, a później pluł sobie w brodę, bo musiał godzinami rozgrzewać się przy kominku, by pozbyć się uczucia chłodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szli spokojnym krokiem uliczkami miasta. Wszystko wokół wydawało się ciche i ciemne, ponieważ w niewielu domach można było dostrzec światło – jak widać dużo ludzi wybrało się na walentynkową licytację. Księżyc dosyć mocno oświetlał im drogę, przez co mogłoby się wydawać, że żadne lampy nie są potrzebne, jednak ciepłe, pomarańczowe światło dawało większe poczucie bezpieczeństwa, szczególnie oczekiwanego przy akompaniamencie wycia dobiegającego ze strony lasu. Miasteczko, bowiem choć urokliwe, potrafiło być również niebezpieczne i właśnie o tym Theodor doskonale się przekonał, kiedy usłyszał skrzypiące, ciężkie kroki niedaleko nich. Zerknął na Tilię i przyłożył palec do swoich ust, po czym skierował wzrok w stronę źródła hałasu. Domyślał się, jakiego towarzysza uzyskali, jednak chciał ocenić jak daleko może się znajdować. Niestety, dosyć późno się zorientowali, przez co zwierzę było zatrważająco blisko ich obecnego położenia.
      — Nie będziemy tamtędy szli, to zbyt niebezpieczne. Nie wiemy także czy jest sam, czy może być ich więcej w okolicy — gdy zza jednego budynku wyjrzała głowa ozdobiona niezwykłym porożem, Black nie zastanawiał się długo. Złapał dziewczynę za rękę i szybko skręcił w uliczkę, w której dom pozwolił im się schować przed dzikim przybyszem. — Pójdziemy do mnie, a rano odprowadzę Cię do domu. W tych warunkach nie mam zamiaru ryzykować Twoim zdrowiem czy życiem — mimo stanowczego tonu, wpatrywał się w twarz dziewczyny, oświetloną srebrzystą poświatą, szukając w jej oczach zgody lub niechęci w stosunku do tego, co przed chwilą powiedział.

      Theodor Black

      Usuń
  9. [Przepraszam, jeśli zabrzmiało to jako atak; nie to było moją intencją :* Po prostu, wolę mieć czarno na białym, jeśli chodzi o jakiekolwiek, ewentualne powiązania, by uniknąć niepotrzebnych nieporozumień.
    Dziękuję ślicznie za wyjaśnienie mi co i jak z produktami oraz wszelkim zaopatrzeniem sklepiku Tili. Mam teraz lepsze wyobrażenie tego, co Harry mógłby stamtąd potrzebować ;)
    Co prawda, wrócę dopiero początkiem kwietnia, ale staram się w miarę możliwości odzywać. Sądzisz, że możemy powoli zaczynać, czy chciałabyś coś jeszcze omówić? Jeśli to drugie, to prosiłabym Cię w wolnej chwili o kontakt mailowy. Jeżeli z kolei jesteś zdania, że tyle informacji nam na początek wystarczy, kto zaczyna? :)]

    Harry Preston

    OdpowiedzUsuń
  10. [Widzę zmianę zdjęć i przyznam, że to drugie jest urzekające :)]

    Dopiero, gdy słowa wyszły z jego ust, Theodor uświadomił sobie w co właśnie się wpakował. Zapraszał do siebie, na dodatek na noc, kobietę, która wywoływała w nim mieszane, ciężkie do określenia uczucia. Dopiero zaczynał się godzić z myślą, że panna Marchand może nie być mu zupełnie obojętna, a on wcale nie pragnie jedynie przyjaźni. A teraz sam zrzucił sobie taką bombę na głowę. W myślach szybko przeanalizował jak wygląda jego dom w tym momencie i ku własnej uldze przypomniał sobie, że sprzątał po wizycie siostrzeńca. Chociaż oszczędzi sobie wstydu w postaci porozrzucanych dookoła śmieci, kilku pustych butelek walających się wszędzie oraz naniesionych z lasu igieł, doskonale widocznych na każdym dywanie. Ale nawet jeśli sytuacja przedstawiałaby się o wiele gorzej, nie wycofałby się teraz. O wiele ważniejsze było bezpieczeństwo stojącej przed nim blondynki, która nieco niepewnie wbijała swój wzrok w oczy Blacka niż to na jakiego bałaganiarza on sam wyszedłby w tym momencie.
    — Żaden kłopot — uśmiechnął się do niej ciepło i zachęcająco kiwnął głową, by ruszali dalej. Nie chciał, by przemarzła, ponieważ na własnej skórze odczuwał jak drastycznie temperatura spadała tego wieczora. — Powinienem mieć jeszcze jakieś ubrania sióstr, w które będziesz mogła się ubrać. A jak nie, to zawsze pozostają moje koszulki, zapewne będziesz wyglądać w nich jak w sukienkach, ale najważniejsze jest ciepło i wygoda. Ta noc zapewne nie będzie należała do najprzyjemniejszych, jeśli chodzi o warunki pogodowe.
    Szli przez jakiś czas w milczeniu, ponieważ szaliki naciągnięte na połowę twarzy nieco uniemożliwiały sprawną komunikację. Mimo takiego zabezpieczenia, Theodor doskonale czuł jak szczypie go nos mający już zapewne barwę dojrzałego pomidora. Mężczyzna obstawiał, że mógłby pod tym względem doskonale zastępować Rudolfa w zaprzęgu świętego Mikołaja.
    Chwilę zajęło mu trafienie do zamka kluczem, jego ręce nieco zdrętwiały z zimna, choć tylko na parę minut opuściły puchate rękawiczki będące niezbędnym elementem mieszkańców Mount Cartier na jakiekolwiek wyjścia z domu. Gdy udało mu się w końcu otworzyć drzwi, doszedł do nich dziwny dźwięk skrobania, na który Theodor dosyć szybko zareagował, blokując wąską szparę między drzwiami a ścianą swoim butem.
    — Chciałabyś… — schylił się i podniósł z ziemi małą, kudłatą kulkę. — Za zimno jest tam dla Ciebie i jaki cudem znowu uciekłaś z klatki? — Otulił dłońmi Tadka i wpuścił Tilię do środka. — Wybacz, ten mały uciekinier ciągle pragnie zobaczyć większy świat. Szkoda tylko, że taka wyprawa przy obecnych temperaturach zapewne nie skończyłaby się zbyt ciekawie. —Wszedł do środka, zamknął drzwi i włączył światło, by rozjaśnić panujące dookoła ciemności, poprzetykane jedynie miejscami przez blask księżyca wpadający przez okna. — Wejdź, rozgość się. Wiesz, gdzie jest łazienka, jakbyś potrzebowała. Masz na coś ochotę do picia? Zdecydowanie przyda się jakaś herbata na rozgrzanie — zrzucił z siebie buty i skierował swe kroki w stronę klatki w salonie, do której włożył świnkę morską. Dopiero po tym ściągnął również kurtkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dom Blacka prezentował się dosyć przytulnie i swojsko. Dużo było w nim akcentów, które zostawili rodzice mężczyzny, ponieważ on sam nie zmienił za wiele. Wymienił jedynie stolik w salonie na mocniejszy i ciemniejszy, gdyż stary rozpadł się po wydarzeniu puszczonym już dawno w niepamięć przez Theo. Któż bowiem chciałby się przyznawać, że po pijaku potknął się na zabawkowym, plastikowym samochodziku i niefortunnie wyrżnął na mebel, przez co szklany blat się potłukł, a on sam nie mógł normalnie siadać przez tydzień i dostarczył wyjątkowej rozrywki lekarce muszącej wyciągać z jego pośladków pozostałości po odłamkach szkła. Właśnie wtedy stwierdził, że nigdy więcej taka rzecz nie stanie na środku jego salonu. Nie miał pojęcia co odwaliło matce parę lat temu, kiedy postanowiła kupić ten nieszczęsny grat. Zapewne nie sądziła, że jej syn wyrośnie na taką ofiarę losu, no cóż, rozczarowania bywają bolesne.
      — Potrzebujesz jakiegoś swetra, koca? Zaraz rozpalę w kominku — zerknął na dogasające ogniki. Przed wyjściem napalił, żeby nie zamarznąć po powrocie do domu i z reguły jemu tyle wystarczało, jednak tym razem nie był sam. Odezwał się w nim natomiast duch prawdziwego, szlachetnego mężczyzny i starał się zapewnić stojącej nieopodal damie jak najlepsze warunki. Kiedy przeniósł wzrok na dziewczynę na jego twarzy pojawił się kretyński, rozczulony uśmiech. Najwyraźniej wiatr i czapka postanowiły uczynić na głowie owej damy nieco zamieszania, co sprawiło, że w połączeniu z zaróżowionymi policzkami i nosem panna Marchand wyglądała… uroczo. — Świetnie wyglądasz — powiedział, uśmiechając się do niej szeroko, po czym odwrócił się, by nastawić wodę na herbatę.

      Usuń
  11. Black sam nie wiedział, kiedy ich relacje przeszły na ten niezręczny poziom, w którym tkwili obecnie. Jeszcze jakiś czas temu zachowywali się jak typowi przyjaciele, nieprzejmujący się aż tak własnym wyglądem i tym, co wypada robić lub mówić przy drugiej osobie, a czego nie. Teraz natomiast dało się wyczuć między nimi rosnące napięcie i chęć przypodobania się drugiej osobie. Sąsiadka już nie raz rzuciła w stronę Theodora znaczący uśmieszek, doprawiony cichym: „Wziąłbyś się w końcu za nią jak na chłopa przystało”. Do tego krzepiące poklepanie po ramieniu i zadziorne puszczenie oczka. Właśnie w takich momentach ta kobieta przerażała brodacza najbardziej i wcale nie chodziło o jej wtrącanie się w życie prywatne mężczyzny zza płotu, a raczej o to jak doskonale łączyła w całość to, co zaobserwowała. Chociaż na ten moment chyba już połowa miasteczka wiedziała, ze coś się święci tylko sami zainteresowani nie potrafili wykonać tego jednego kroku, który stał im na przeszkodzie.
    Nasypał do kubków trochę herbaty granulowanej, bowiem trzeba wiedzieć, że Theodor nie tolerował tego napoju w wersjach torebkowych. Owszem, mógł je wypić, jednak najbardziej odpowiadał mu w wersji sypanej – czy to liście, czy granulki oby tylko nie te wstrętne torebki. Zapewne przez to, że w dzieciństwie matka robiła im tylko taką i pewne przyzwyczajenia pozostały aż do teraz. Zerknął kątem oka na to, co robi dziewczyna i gdy zobaczył, że podkuliła nogi i przyciągnęła je do siebie, sam poczuł chłód przebiegający po plecach oraz stawiający włoski na rękach. Chatka mocno się wychłodziła.
    — Wcześniej też było dobrze. Może niekoniecznie fryzura na wyjście, ale całkiem ciekawa — powiedział z uśmiechem, podchodząc do Tilii. Po drodze zgarnął ciepły kocyk, który już po chwili otulał blondynkę. — Okręć się dopóki nie rozpalę, nie sądziłem, że będzie tu aż tak zimno.
    Wrócił do kuchni, gdzie czajnik zaczynał już gwizdać, by po chwili donośny dźwięk mógł wypełnić całe domostwo, do czasu gdy Black nie przekręcił gałki na kuchence. Moment później aromatyczny zapach docierał we wszelkie zakamarki, zachęcając do spróbowania napoju. Dwa kubki stanęły na stoliku, zaś mężczyzna zabrał się za dokładanie drewna do kominka. I tu właśnie pojawił się problem, którego pan domu zupełnie się nie spodziewał.
    — Cholera, miałem dzisiaj dostać zapas drewna od drwala, ale przez to zamieszanie z walentynkowym wydarzeniem wyleciało nam to z głowy — spojrzał skruszonym wzrokiem na Tilię. — Przepraszam Cię, będziemy musieli jakoś poradzić sobie z tym zimnem. Na razie jeszcze nie jest tak źle, ale w nocy… — szybko odegnał od siebie myśl o ogrzewaniu panny Marchand swoim ciałem. Wiadomo, że druga osoba może okazać się najlepszym grzejnikiem, ale samotność aż tak mu jeszcze do głowy nie uderzyła, by próbować czegoś takiego czy chociażby proponować. Jeszcze wyszedłby na jakiegoś zboczeńca. — Obiecuję, że znajdę najcieplejszy sweter i udostępnię najcieplejszą pierzynę. Jak tylko zrobi Ci się chłodniej, mów, coś na to poradzimy.
    Usiadł obok niej i wziął kubek. Upił kilka łyków zupełnie nie przejmując się temperaturą herbaty. Zapewne kiedyś sobie wypali przełyk, ale ani to, ani ostre jedzenie nie robiły na nim zbyt wielkiego wrażenia. Na szczęście ostatnimi czasy ograniczył alkohol, to chociaż ta jedna rzecz przestała niszczyć jego organizm. W tej sytuacji również siedząca obok Theodora Tilia miała swój udział, bowiem grabarz nie chciał, by wyczuwała od niego woń trunków, a także obawiał się pijackiego bełkotu, który mógłby zacząć opuszczać jego wargi mimo stanowczego sprzeciwu mózgu.
    — Ty jesteś po pracy, a ja nawet nie zapytałem. Może chcesz coś zjeść? — kucharzem wybitnym nie był, ale zdolności przetrwania posiadał. Już od kilku lat musiał sobie sam radzić, a co za tym szło – musiał też nauczyć się gotować, jeśli nie chciał zacząć przymierać z głodu.

    Theodor Black

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie miał pojęcia dlaczego tak bardzo obawiał się wykonania jakiegoś większego kroku w kierunku Tilii. Ostatnimi czasy zaczął ją uważniej obserwować, mając nadzieję na dostrzeżenie jakiegoś znaku, choć minimalnego sygnału, który utwierdziłby go w przekonaniu, że nie zniszczy pięknej przyjaźni licząc na coś więcej. Powoli zaczynał przełamywać się sam w sobie. Pierścionek, który od lat dumnie zdobił szyję mężczyzny, co jakiś czas spoczywał w szafce, stając się jedynie pamiątką, a nie nieustannie powracającym bolesnym wspomnieniem i gonieniem za czymś, co było już dawno poza jego zasięgiem. Black wreszcie dorósł, w końcu musiało to nastąpić, szkoda tylko, że w wieku trzydziestu pięciu lat, ale jak to mawiają – lepiej późno niż wcale.
    Nieświadomie przysunął się do niej, kiedy przykryła również jego kocem. Ciepło bijące od dziewczyny napawało go pewną otuchą i radością. Cieszył się, że jest obok niego, że ta chatka wreszcie nabrała kolorów, a kolejny wieczór nie był spędzany przez niego w samotności.
    — Hm… — sam był łakomczuchem, a gdy przychodziło do słodyczy, to znikały one w zastraszającym tempie z okolic Blacka. Potrafił zjeść naprawdę dużo, a kiedy w grę wchodziły jakieś łakocie – ta ilość jeszcze rosła. — Gotowych rzeczy nie mam, ale jeśli miałabyś ochotę na chwilę wyjść spod ciepłego kocyka, to możemy zrobić gofry. Odpowiednie składniki mam, a i nawet trochę syropu klonowego do polania powinno się znaleźć — wziął ze sobą kubek i udał się z powrotem do kuchni. — Musiałbym zajrzeć do spiżarni, może mam też jakieś konfitury. Pani Smith ostatnio podzieliła się ze mną domowymi wyrobami za naprawienie przeciekającego kranu i rozpadającego się stołu. Do tej pory nie mam pojęcia jak ona radziła sobie z tym meblem, przecież to ledwo stało na tych powykrzywianych nóżkach — pokręcił głową ze zrezygnowaniem, upił łyk herbaty, otwierając w tym samym czasie lodówkę. Kubek wylądował na szafce, a obok niego zaczęły pojawiać się składniki potrzebne do zrobienia gofrów. Co jak co, ale liczył na to, że Tilia nie będzie narzekać na ten wieczór, więc zamierzał się postarać. To ona zawsze poświęcała się dla innych, dlatego uznał, że należy jej się choć taka rekompensata za brak możliwości uczestniczenia w walentynkowym wydarzeniu.
    Brodacz dosyć ciekawie wyglądał między tymi wszystkimi szafeczkami, gdyż jego wzrost, sięgający niemalże dwóch metrów, zdecydowanie nie ułatwiał przemieszczania się w tak małej przestrzeni. Mimo tej niewielkiej niedogodności, radził sobie całkiem dobrze, doskonale wiedząc czego gdzie powinien szukać. Miejsce to było niegdysiejszym królestwem pani Black, natomiast teraz władzę niepodzielnie sprawował jej syn, na co świetnie wskazywał fartuszek z wielkim niedźwiedziem, który właśnie znalazł się na mężczyźnie. Z jego szczęściem był bowiem jak najbardziej wskazany, ponieważ mąka bardzo lubiła się do niego tulić, a nieszczególnie zależało mu dzisiaj na zawieraniu z nią bliższej znajomości niż zamierzał.
    — A zresztą, siedź sobie, grzej się, a ja zajmę się deserem dla nas — posłał w stronę blondynki ciepły uśmiech, po czym zaczął wrzucać do białej miski odpowiednie składniki. Co jak co, ale gofry potrafił robić automatycznie, ponieważ parę lat temu jadł je prawie, że codziennie. Matka już go miała dosyć, ale nawet nie próbowała wyganiać syna z kuchni, ponieważ było to czynem niewykonalnym. On potrzebował czegoś słodkiego i już. Nie było tu nic do gadania. — Och, ale miałbym jednak do Ciebie prośbę, póki pamiętam. Wymienisz Tadkowi wodę? Jakbyś miała jakieś problemy, to mów, ale myślę, że sobie poradzisz, nie jest to specjalne trudne — wyjął mikser z szafki, by połączyć wszystkie składniki. Gofrownica już się powoli rozgrzewała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy do uszu Blacka dotarł głośny hałas, zaniepokoił się lekko. Już wcześniej słyszał, że wiatr znacząco się wzmógł odkąd przekroczyli próg domu, jednak to na pewno nie napawało optymizmem. Wyjrzał przez okno, lecz nic dziwnego nie przykuło jego wzroku. Najpewniej dopiero rano miało się okazać, co ten rumor wywołało. Miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał w najbliższym czasie zajmować się naprawą dachu. Robił tu już niedawno i liczył na to, że jeszcze utrzyma się on w obecnym stanie.
      — Pierwsza porcja już się robi — poinformował z dumą, gdy zamknął górną pokrywę sprzętu. — Może masz na coś ochotę? Powinienem mieć jakieś planszówki, film… — zaciął się na chwilę, ponieważ jeśli chodziło o filmy, to posiadał głównie bajki, natomiast coś poza nimi ciężko było znaleźć u Blacka. — Coś wymyślimy, żeby ten wieczór był ciekawszy niż inne. W końcu ominęło Cię dzisiejsze wydarzenie, nadrobimy Ci rozrywki.

      [Mam nadzieję, że to ma ręce i nogi :D]
      Theodor Black

      Usuń
  13. [Dziękuję za miłe słowa! Ja również mam nadzieję, że Mia się przyjmie i będziemy miały masę zabawy. W razie czego zapraszam. c:]

    Mia Harnsberger

    OdpowiedzUsuń
  14. [Bardzo dziękuję za powitanie, zwłaszcza tak miłe. Od razu powiem, że podziwiam Cię za ten eksperyment, bo ja po tylu latach pisania facetami nie wyobrażam sobie, aby nagle spróbować czegoś innego. Na pewno nie wyszłoby mi tak autentycznie, jak u Ciebie, bo Tilia i jej historia są naprawdę świetne. No i może uda się wykombinować jakieś powiązanie? Mniej lub bardziej rozbudowane, ale podstawa jest, gdyż różnica wieku jest na tyle mała, że może nawet chodzili razem do klasy.]

    Colin

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Cześć, dziękuję. ;D (Tilia jest śliczna, a na drugim zdjęciu trochę przypomina moją znajomą, o).
    Którą ze swoich postaci najchętniej zaoferowałabyś do wątku? ;) ]

    Sovay Biville

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Problem w tym, że wszystko mi pasuje – i potem mam problemy decyzyjne. Coś mnie do Tilii ciągnie, pewnie w jakiejś mierze dlatego że dość rzadko zdarza mi się pisać żeńsko-żeńskie wątki, a lubię. Poza tym Tilię chyba da się lubić! ;) Tyle że nie mam pomysłu na wątek, ech. ]

    Sovay Biville

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziękuję za to miłe powitanie! Czytałam sobie twoje zapierające dech w piersiach karty i rozmyślałam, czy znalazłby się jakiś punkt zaczepienia do stworzenia ciekawego powiązania, które mogłabym ci zaproponować. Po przeczytaniu karty Tilii wpadłam na pewien pomysł. Martin po odstawieniu chemii i lekarstw, zażywał różnego rodzaju napoje z ziół i tym podobne. Wprowadzenie ziół do diety w dużej mierze przyczyniło się do tego, że nowotwór ustąpił. Tilia jest wnuczką kobiety, która para się ziołolecznictwem, a to może być punkt wyjścia do ich relacji. Martin i Tilia mogliby się poznać dzięki babci lub być przyjaciółmi z dzieciństwa, co przyczyniłoby się do tego, że Tilia zaprowadziłaby Delaney'a do seniorki. Co myślisz o tym powiązaniu? Pozwoliłam sobie je zaproponować, bo myślę, że mogłybyśmy napisać dość ciekawy wątek. :)

    MARTIN

    OdpowiedzUsuń
  18. [Zgaduję, że nie tylko ja jestem zaskoczona tym, że prowadzisz panią. Na dodatek panią, która bardzo świetnie Ci wyszła i jestem mocno oczarowana jej urodą tak jak i samą kartą. Zwierzaki są fajne, jak najbardziej, w razie czego Chris służy pomocą przy wyborze. :D ]

    Christian

    OdpowiedzUsuń
  19. [Nie powiem, poznawanie twoich postaci to czysta przyjemność, szczególnie jak odkrywa się coraz to nowe zakamarki - pokłony dla twojego html'a :D Jako że jestem głodna wątków, a tu widzę 'eksperyment' to mam nadzieję, że nie pogardzisz wątkiem damsko-damskim i znajdzie się trochę czasu dla Betty :D]

    Elizabeth

    OdpowiedzUsuń
  20. [W takim razie bardzo chętnie stanę się królikiem doświadczalnym :D Masz jakieś konkretne pomysły na pierwszy wątek czy pełna improwizacja?]

    Elizabeth

    OdpowiedzUsuń
  21. [Cześć ! Oh, juz od dłuższego czasu przymierzałam się tutaj z moją postacią i w końcu dopracowałam sobie w głowie tą historię :)
    Dziękuję za miłe powitanie :) I podziwiam za to, że udaje Ci się prowadzić tutaj aż trzy postacie! Musisz mieć nieskończoną ilość pomysłów w głowie :) ]

    Jack Higgins

    OdpowiedzUsuń
  22. [Ależ, bardzo dziękujemy za ciepłe przyjęcie i miłe słowa, i mamy nadzieję na dobrą zabawę! c:]

    Saskia Wittenberg

    OdpowiedzUsuń
  23. [Ta karta wynika z lenistwa - jakoś nie czuję się na siłach za dużo pisać, a zresztą, od czego są wątki. Dzięki za ciepłe powitanie, plan jest właśnie taki, żeby zostać jak najdłużej. ;)]

    Farley Darmond

    OdpowiedzUsuń
  24. [bardzo dziękuje za powitanie. Bardzo przepraszam, że dopiero teraz. Pisze tutaj, bo pod obydwoma panami jest tyle komentarzy, ze komentarz pewnie by znikł, ale czemu się dziwić jak znów same świetnie kreacje postaci :D (lubimy Twój warsztat).
    Jeszcze raz dziękuje.]

    Eric

    OdpowiedzUsuń
  25. [Masz tyle wspaniałych postaci, a każda karta jest piękna i oryginalna, że aż brakuje mi słów na pochwały i zachwyty. Kreacje postaci są niesamowite, a ich charaktery... Cała Twoja trójka naprawdę jest, cudowna. Poważnie, brakuje mi słów, aby napisać coś konkretnego. Bardzo mi się podobają, chociaż nie jestem pewna u której z nich powinnam zatrzymać się na dłużej. Może powiedz jakie wolisz wątki, damsko-męskie czy męsko-męskie? A może zrodził się w Twojej głowie jakiś pomysł, który mogłybyśmy wykorzystać na wspólny wątek? :)]

    Declan

    OdpowiedzUsuń
  26. Podążał za nią wzrokiem, kiedy opatulona kocem nalewała wody dla Tadka. Wyglądała uroczo w takim wydaniu i na pewno mniej niezgrabnie niż Theo, który ciągle się zaplątywał w materiał, gdy tylko próbował się przemieścić ,będąc takim kokonem.
    Podziwiał zdolności manualne Tilii. Wiedział, że babka nauczyła ją paru przydatnych rzeczy, a jedną z nich była właśnie umiejętność robienia na drutach. Z tymi pan Black miał styczność jedynie w podstawówce, kiedy zadaniem domowym było własnoręczne zrobienie szalika. To, że mu nie wyszło było dużym niedopowiedzeniem, gdyż tej prostej czynności towarzyszyła jedna katastrofa za drugą, utwierdzająca go w przekonaniu, że akurat od drutów powinien trzymać się z daleka. Zaskakująco dobrze natomiast radził sobie z szydełkiem, a w domu można było natknąć się na kilka serwetek spod jego ręki, choć nikomu się do tego nie przyznawał, a jedynie domownicy znali ten drobny sekret brodacza. Oczywiście, o ile matka nie rozpowiedziała tego swoim koleżankom z kółka rękodzielniczego, z którym spotykała się raz w tygodniu zanim wyjechała z Mount Cartier. To natomiast oznaczałoby, że tajemnica Theo wcale nie jest tajemnicą i wie o niej przynajmniej połowa miasteczka.
    Kiedy dziewczyna była przy klatce, na twarz Theodora wkradł się niepokój. Po raz kolejny głośny wiatr wdzierał się do domu przez wszelkie znalezione przez siebie szczeliny. Zapewne rano będą mogli spodziewać się zawalonych drzew, czy nawet gorszych zjawisk. Oby tylko zniszczenia nie były zbyt duże i nikomu nic się nie stało. Nadal pozostawała też nadzieja, że najgorsza zawieja jakimś cudem ominie ich bokiem.
    — Ja gram tylko z Nico i to w jedne z najprostszych gier, dopasowanych do jego poziomu. Tak właściwie to głównie takie mam — uśmiechnął się szeroko i udał do małego pomieszczenia obok kuchni, które pełniło rolę spiżarni. Stamtąd przyniósł słoik konfitur; ich porcja wylądowała na pierwszych przygotowanych gofrach. Jeden z talerzyków, na którym spoczął ten przysmak, mężczyzna podsunął w stronę Tilii. — Smacznego.
    Spróbował swojego gofra zanim zrobiła to dziewczyna z własnym, a pospieszył się tak tylko po to aby mieć szansę na szybkie odebranie jej deseru, gdyby okazał się całkowitym niewypałem ( z czym również się liczył, ponieważ często miał pecha do kuchennych działalności). Na szczęście okazało się, że tym razem nie będzie kompromitował sam siebie, bowiem jedzenie wyszło mu naprawdę dobre. Sam był zaskoczony, że tak dobrze wyporcjował składniki, robiąc wszystko z pamięci.
    — Jeśli zaś chodzi o sweter, to będę zaszczycony — ugryzł kawałek gofra, by następnie otworzyć szafkę wiszącą koło okna. Wyjął z niej miarkę i uniósł pytająco brew, patrząc na blondynkę. — Możesz mnie zmierzyć, jeśli zależy Ci na dokładności, a jak nie to powinienem znaleźć jakiś sweter, który mógłby robić za wzór — nagle miarka krawiecka rozwinęła się w jego dłoni i teraz różowa tasiemka radośnie zwisała aż do podłogi obok stojącego z nią Theo. Black pomachał nią radośnie, odgryzając kolejny kawałek gofra znajdującego się w drugiej ręce.

    Theodor Black

    OdpowiedzUsuń
  27. [Myślę, że takie rozwiązanie będzie najlepsze. Jeżeli przed wyjazdem Declana utrzymywaliby dobre stosunki, a już podczas jego wyjazdu mieliby ze sobą jakiś kontakt, chociażby listy - nawet raz na dwa miesiące, to byłoby całkiem nieźle - Marshall mógłby na bieżąco informować Tillię o wydarzeniach w swoim życiu. Mogłybyśmy sobie nawet założyć, że dziewczyna wiedziała o jego problemach i rozterkach dotyczących przyjazdu, a później, zastać go któregoś z dni świeżo po jego przyjeździe pod drzwiami mieszkania lub właśnie w sklepie :)
    Fakt prowadzenie postaci z dzieckiem z pewnością nie należy do łatwych, ale lubię wyzwania :D]

    Declan

    OdpowiedzUsuń
  28. [Tak sobie patrze i myślę i się zastanawiam co by tutaj ciekawego sklecić. Szczerze powiedziawszy to myślę nad tym aby wykorzystać jakoś fakt tego, że Tili próbowała wyjechać z miasta. Oraz to, że pracuje jako kasjerka i dogląda rodzinnego biznesu ;)
    Kurczę przyznam się bez bicia, że ostatnio jakoś ciężko jest mi cokolwiek wymyślić. Może ty masz jakiś pomysł odnośnie wątku :)]

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie chciał wychodzić, nie chciał znajdować się wśród ludzi. Nie łaknął towarzystwa. Na ten moment, jedyne czego chciał to Katie, ale dobrze wiedział, że nic ani nikt mu już jej nie zwróci. Nie było mocy, która byłaby w stanie przywrócić jej życie. Declan Marshall nie zamierzał jednak porzucić myśli o swojej żonie, nie zamierzał wstawać na nogi i próbować odnaleźć szczęście raz jeszcze, jak to powtarzali mu ludzie, którzy z pewnością nie przeszli w swoim życiu niczego podobnego. Oczywiście był młody, wciąż miał przed sobą całe swoje życie. Ale miał również Madeline i jedyne czego chciał to jej szczęścia. Był gotowy ruszyć dalej, ale jedynie skupiając się na niej. Chciał być dobrym ojcem, najlepszym o jakim mogłaby marzyć. Chciał spełnić wszystkie marzenia Katie odnośnie córki, jak i jej relacji z ojcem, z nim samym. Rozmawiali o tym niejednokrotnie i Declan wiedział co ma robić. Najgorsze w tym wszystkim było, że kobieta powtarzała mu również, że nie ma ciągnąć żałoby w nieskończoność, że nie ma się użalać i karmić się ciemnością, że ma ruszyć na przód, działać i spełniać wszystkie swoje plany. Nie był w stanie.
    Tego dnia rodzice po prostu oznajmili mu, że biorą Madeline, a on sam ma znaleźć sobie jakieś zajęcie poza domem, ponieważ siedzenie w pokoju i czytanie książek w niczym mu nie pomoże. Oczywiście, martwili się o swojego syna. Ich relacje od czasu jego wyjazdu z pewnością nie należały do łatwych i przyjemnych, jednak nadal był ich synem. Pomimo wszystkich błędów, wszystkich kłótni jakie pomiędzy nimi były, to nadal było ich dziecko i chcieli dla niego, jak najlepiej. Nie wiedząc jednak, co zrobić, w jaki sposób zrobić. Sytuacja, w której znalazła się rodzina Marshallów była trudna, jednak wierzyli, że razem dadzą radę. Tak przynajmniej ciągle sobie powtarzali rodzice chłopaka wierząc, że nie od razu, ale za jakiś czas wszystko zacznie się powoli układać, że wszystko zacznie być takim jakim powinno być.
    Wyrzucony z domu, ponieważ inaczej nie umiał określić tej sytuacji, skierował swoje kroki gdzieś przed siebie, bez żadnego konkretnego celu. Oczywiście, miał znajomych ze szkolnych lat, jednak Declan nie należał do tych najbardziej lubianych dzieciaków. Miał kilku ludzi, do których mógłby iść i wyciągnąć kogoś do baru na piwo lub coś mocniejszego, ale sam Marshall nie był w nastroju do udawania, że wszystko jest w porządku, że takie rzeczy się zdarzają i trzeba żyć dalej. To miasteczko miało swój urok, ale było za małe na zapomnienie o przeszłości. Tak przynajmniej do tego wszystkiego podchodził Declan i pewnie włóczyłby się nocą po kolejnych to uliczkach, gdyby nie znalazł się całkiem przypadkowo pod sklepem, w którym pracowała jedyna osoba w miasteczku, która wiedziała co tak właściwie się działo w jego życiu. Tilia Marchand – jedyna mieszkanka Mount Cartier z którą utrzymywał kontakt po swoim wyjeździe. Zerknął przez sklepową witrynę i widząc jedynie dziewczynę, rozkładającą towar postanowił wejść do środka. W zasadzie co mu szkodziło? Pomoże jej, czas szybciej mu zleci, a gdy rodzice zapytają co robił i powie im, że widział się z koleżanką poczują się lepiej, nawet jeżeli on sam będzie wciąż taki sam.
    — Domyślam się, że już nieczynne. — Odezwał się, gdy zaraz za sobą zamknął drzwiczki wchodząc do wnętrza sklepu. Zrobił krok i przesunął się w bok, podchodząc do początku półki, przy której dziewczyna rozkładała towar. Widział z zewnątrz, gdzie dokładnie się znajduje toteż od razu się tam skierował. Wyciągnął dłonie z kieszeni kurtki i spojrzał na nią raz jeszcze. — Zostaw te cięższe rzeczy, pomogę ci. — Wymusił delikatny uśmiech i podszedł bliżej niej, jak gdyby nigdy nic. Bez żadnego powitania, bez zbędnych pytań w stylu: co u ciebie?, zapytałby ją o to bez problemu, ale bał się zwrotnego pytania.

    Declan

    OdpowiedzUsuń
  30. — Nie chciałem cię niepokoić. Gdzie moje maniery, przepraszam i cześć. — Wymusił wyższe uniesienie na swoich kącik ust, podchodząc jeszcze kilka kroków bliżej, rozglądając się czy aby na pewno nie ma więcej do zrobienia, poza rozłożeniem towaru, który został jeszcze w kartonach. Westchnął sięgając jeden z nich, w którym jak się okazało znajdowało się kilka paczuszek z kawą. Nie myślał nawet długo co ma zrobić, spojrzał na półkę i wypatrując ostatni już stojący na sklepowym regale produkt, chwycił go i zaczął układać opakowania ze świeżej dostawy. — Muszę zająć czymś myśli, Till. — Powiedział zgodnie z prawdą. Nie zamierzał się rozczulać i użalać nad sobą, chociaż zdarzało mu się to robić zazwyczaj, gdy zostawał sam na sam ze sobą. Wówczas miał wiele do powiedzenia samemu sobie i jeszcze więcej do zarzucenia. Był lekarzem… prawie lekarzem, ponieważ zaraz po śmierci żony został zawieszony. Zawiesili go, sugerując aby udał się na terapię, aby odpoczął od tego co się wydarzyło i pozbierał się. Wiedział, niby był świadomy, że nie dało się nic więcej zrobić, aby uratować jego Katie, ciągle jednak sobie powtarzał, że gdyby tylko pozwolili mu w tym wszystkim uczestniczyć z pewnością wszystko potoczyłoby się inaczej.
    Podniósł głowę zerkając na blondynkę, tym razem nie wymuszając już na sobie uśmiechu. Cieszył się, że miał ją tutaj. Była jedyną osobą, która na bieżąco była informowana o sytuacji, o całym jego życiu jakie wiódł z Montrealu. W zasadzie to młoda kobieta wiedziała znacznie więcej niż sami rodzice chłopaka, którym o wszystkim nie mówił, przynajmniej podczas swojego wyjazdu. Po powrocie należały im się szczegółowe wyjaśnienia i to chyba był najgorszy moment w tym całym jego przyjeździe do rodzinnego miasta. Przez rozmowę z rodzicami, która go czekała zastanawiał się co powinien zrobić i czy przyjazd jest na pewno dobrym rozwiązaniem. Tak naprawdę był jedynym, jaki miał. Nie poradziłby sobie sam z dzieckiem w mieście, w którym miał jedynie kolegów i koleżanki z pracy czy też jeszcze ze studiów. Potrzebował w tym momencie rodziny i przyjaciół, a wszyscy oni byli tutaj, w małym Mount Cartier, od którego Declan tak bardzo chciał uciec. Zawsze bał się, że tak właśnie skończy. W tej dziurze robiąc coś co w ogóle go nie interesowało o czym nigdy nie marzył. Teraz pracował w przychodni co wcale nie działało na niego dobrze, wręcz uświadamiało go jak wiele stracił, jak wiele mógł mieć, ale mama przez swoją koleżankę załatwiła mu tę pracę, więc nie mógł jej nie przyjąć. Tym bardziej, że potrzebował w tym momencie pieniędzy.
    — Rodzice znowu wzięli małą, a matka prawie mnie wypchnęła za drzwi. — Wzruszył ramionami, wpatrzony w półkę. — Mogłabyś zamówić z dwa trzy opakowania mleka modyfikowanego? Tego drugiego, mała przekroczyła już sześć miesięcy. — Spojrzał na przyjaciółkę, układając już ostatnią paczuszkę kawy. — Masz jakieś plany na po pracy? Nie chcę pokazywać się w domu za wcześnie, bo znowu będą mówić, że uciekam od ludzi, Till… naprawdę wyglądam, aż tak źle, że nawet własna matka wypycha mnie siłą z domu? W dodatku w tym wieku. — Odłożył pusty karton na ziemię, jednak nim to zrobił, złożył go na płasko.

    Declan

    OdpowiedzUsuń
  31. Oficjalnie mijają Ci dzisiaj trzy miesiące z Twoim uroczym, damskim eksperymentem! Ogromne gratulacje i brawa za wytrwałość z Twoją panną, której urody nikt nie może przecież zaprzeczyć. Całe Mount Cartier powinno się cieszyć, że Tilia zadomowiła się u nas na dobre, bo teraz, jak już otrzymała nasze urocze domki, to nie może już przecież nigdzie zniknąć... ;) Gratulujemy pierwszej ikonki i oby było ich więcej!

    OdpowiedzUsuń
  32. [Dziękuję za miłe powitanie :) cudowne to zdjęcie!
    Jeśli masz ochotę na wątek, którąkolwiek swoją postacią, zapraszam serdecznie :) ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ale miła niespodzianka! <3
      hmm... z magicznej trójeczki chyba najbliżej Minie do spotkania i nawiązania jakiegokolwiek kontaktu z Ferranem. Podejrzewam że mogłaby zapuścić się w lasy i zgubić. Cesara oczy mnie przeraziły, a w sklepie moja bohaterka spędza czas z stoperem w ręku.... co Ty na to? choć podejrzewam, że takich wątków masz masę xD ]

      Usuń
  33. [Nie wiedziałam, gdzie odpisać, to zostawiam komentarz tutaj, bo mnie zdjęcie panienki urzekło <3
    Także dziękuję bardzo za miłe powitanie i tak, całkowicie zgadzam się co do tego, że uśmiechnięty Fassbender to coś pięknego! :)]

    Wesley

    OdpowiedzUsuń
  34. [Ależ ona jest śliczna! *.* Jejku, jej. Naprawdę ładna dziewczyna. Dziękuję ślicznie za powitanie, z matką ma faktycznie smutnie i ciężko, ale co by z niego taki ponurak nie wyszedł to chociaż sobie chłopak pomarzy. :) I skoro Tilia też lubi to co ty na to, aby sobie wspólnie marzyli? Znać się na pewno znają, gdzieś w końcu Ethan musi robić zakupy, to i z czasem przy pogawędce przy kasowaniu/liczeniu za zakupy wyszłoby tak jakoś, że oboje mają upatrzone jedno miejsce do zwiedzenia. Może snuliby jakieś plany, aby wspólnie je zobaczyć, planowali co i jak? ;) Na moment obecny bardziej ambitnie nie myślę, po dość ciężkim dniu jestem i następne przede mną, psychicznie jak i fizycznie, ale to nic. Warto, warto...
    Daj znać czy wstępnie taki pomysł się podoba, a pomyślę jeszcze nad jakimiś dodatkami do tego. :)]

    Ethan Camber

    OdpowiedzUsuń
  35. [Dalej się nie mogę napatrzeć na te zdjęcia. :D
    I znać się na pewno będą ze szkoły. Duża na pewno nie była, a że mieszkają w tym samym miejscu to na pewno nie raz i nie dwa się widywali. Może nawet da się ich połączyć przez rodziców? Te kilkanaście lat temu mogli się przyjaźnić, a podczas takich schadzek na obiad zabierali ze sobą dzieciaki i jakoś tak wyszło, że się zaprzyjaźnili. Tilia mogła też uczestniczyć w zabawach Ethana, kiedy byli młodsi. Na pewno przydałaby im się pielęgniarka, która opatrywałaby zmyślone rany po poparzeniach. A po czasie z powodu np. Zmiany znajomych kontakt im się jakoś urwał, ładnie w to wpleść to przypadkowe spotkanie w miejscu, które będzie ich. Tu wybór, które to będzie miejsce, zostawię Tobie. Mi się oba podobają i nie potrafię wybrać sama. :D Pomyślałam sobie jeszcze, że można z nich zrobić taką szczeniacką parę, która w latach gimnazjum/liceum ze sobą chodziła. Miłość na wieczność, będziemy razem, ślub i gromada dzieci, a potem rozwiązało się naturalnie, bez żadnego głośnego rozejścia, bez łez i żalu jednego do drugiego, że się skończyło. ;>
    Nie wiem z czym użera się Tilia, ale na pewno mogłaby Ethana wspierać przy matce, a może i nawet czasem by go z nią odwiedzała. :> A jakby spodobał Ci się pomysł na ich szczenięce lata to któregoś dnia, kiedy Tilia by się z nim wybrała jego matka mogłaby „znajdować się” te kilka lat wstecz i opowiadać im jakie to wesele dla nich szykuje. :> ]

    Ethan Camber

    OdpowiedzUsuń
  36. [Dziękuję za kolejne powitanie :) Taaak to mój skok z skrajności w skrajność xD
    Ona nie szuka faceta na przyszłość, tylko takiego z przeszłości :) w sumie nikt by i tak z taką złośnicą nie wytrzymał heh
    Nie zmieniłaś zdjęcia? ? Napatrzeć się nie mogę! ♡]

    OdpowiedzUsuń
  37. [Nic nie szkodzi. Rozpisuj się do woli. W tym miejscu miałam pisać, że niedługo pewnie dorównam długością odpisów, ale właśnie chyba to zrobiłam. xD A miało być o połowę krótsze. ;D Cieszę się też, że pomysły się podobają i ogromnie przepraszam za to, że tyle czekałaś na odpis z mojej strony i bardzo też dziękuję za zaczęcie. <3]

    Zaczęło się od zwykłego zapominania. Na początku to były klucze, błyskotki i drobne rzeczy na które ludzie zwykle nie zwracają uwagi. Oni też nie zwracali. W końcu dlaczego mieliby, prawda? Im też zdarzało się zapominać, gdzie położyli telefon, paragon ze sklepu czy banalne klucze. Dopiero z czasem robiło się ciężej, zaczynali coś podejrzewać, ale nie do końca. Jeszcze przez jakiś czas bagatelizowali te zapominanie. Każdemu czasem się zdarzy to zrobić. Z czasem było gorzej. Zapominanie wypowiedzianych przed chwilą informacji zmusiło Ethana, aby zabrać matkę w końcu do lekarza i dowiedzieć się co takiego dzieje się z jego matką. To co usłyszał od lekarza zdecydowanie nie było tym czego się spodziewał. Podejrzewał to. Uważał to za jedną z najgorszych opcji, które mogą spotkać jego matkę, ale nie spodziewał się tego, że faktycznie mogłaby na to chorować. Zaczynał od wyparcia tego z siebie. To w końcu było przecież niemożliwe. Bianca Camber nie mogła chorować. Nie mogła zapomnieć swojego życia. Rodziny. I było ciężko. Ethanowi wydawało się, że początki były ciężkie, ale to co przyszło kilka lat po rozpoznaniu choroby przerosło jego oczekiwania. Felix wyjechał chwilę po tym jak dowiedział się, że trzeba będzie się zajmować matką, pomagać jej, starać się o to, aby o nich nie zapomniała, a potem, kiedy już nie będą mogli zostawić jej w domu odwiedzać niemal codziennie w domu opieki. Najstarszy syn Camberów sądził, że będzie miał chociaż oparcie w ojcu. Mężczyźnie, który dawał mu od najmłodszych lat dobry przykład, ale jak szybko się okazało on również zwinął manatki i uciekł. Mimo upływu lat Ethan nadal nie wiedział, gdzie znajduje się on czy Felix. Dostawał jedynie kartki na Boże Narodzenia i urodziny. Nigdy nie było na kopercie adresu zwrotnego. Mimo tego, że zbyt kolorowo nie było, a jego najbliższa rodzina się rozpadła nie został tak naprawdę z tym wszystkim sam. Mama miała dobrą przyjaciółkę, mieszkała blisko nich. Agnes Moore była trochę starszą kobietą od Bianci, ale nie na tyle, aby różnica wieku między nimi była bardzo widoczna. Po odejściu Oscara nieco matkowała Ethanowi, który mimo przekroczeniu wieku dorosłości nie dawał sobie sam rady z matką.
    Czasem dni były lepsze, a czasem gorsze. W ostatnim czasie zdarzały się głównie te drugie. Lekarze tłumaczyli to złymi dniami, ale podświadomie Ethan czuł, że to oznacza, iż choroba się pogłębia i nie ma dużych szans na to, aby się jej polepszyło. Obwiniał się często, że gdyby wcześniej zareagował może dałoby się zapobiec tej sytuacji, a jego matka teraz miałaby się lepiej. Może wciąż byłoby jak dawniej, a oni wszyscy byliby razem. Chociaż jeśli miał być szczery to przestał w to już dawno wierzyć. Tak najwyraźniej miało być. Żadna siła wyższa w to nie ingerowała, po prostu taka kolej rzeczy, a w przypadku tej rodziny jak widać trzeba było ostrzejszych środków, aby ich rozdzielić. Nie raz przeklinał ojca za to, że wyjechał i zostawił swoją żonę. Żałował, że to nie na niego padło. Gdyby tak było Bianca byłaby przy nim ciągle, nawet na krok by go nie odstąpiła, a co ona dostała w zamian za tyle lat miłości i wspólnie przeżytych lat? Ucieczkę. Cieszył się w takich momentach, że wdał się matkę i otrzymał po niej dobre, o wiele za dobre czasami, serce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po dzisiejszym dniu czuł, że potrzebuje odpocząć od wszystkiego i wszystkich. Najlepiej na długi czas. W ostatnim czasie nie działo się nic w Mount Cartier i nie powinno też dziś nic zakłócić tego spokoju, który owiał miasteczko. Chyba, że jakiś sąsiad przewróci grilla, nie dopatrzy i stanie się nieszczęście, ale tego Ethan nie życzył nikomu. Kroki same zaniosły go do ich miejsca. Nie był tam od długiego czasu. Czasami wracał myślami do tych lepszych, dziecięcych wspomnień, kiedy największym zmartwieniem było to, że wrócił do domu po zachodzie słońca, a miał być wcześniej czy to, że ominął obiad mamy, bo bawił się tak dobrze z przyjaciółmi, że zapomniał o tym, że jest głodny.
      Ostatnie czego się spodziewał to to, że zastanie kogoś na tamtej skałce. Nie sądził, że ktokolwiek poza nim i Tillią o tym miejscu wie. Jednak im bliżej podchodził tym bardziej przekonywał się, że osobą, która zakłóca spokój tego miejsca jest jego właścicielka.
      - Nie przypominam sobie, abym się z kimś dziś tu umawiał – powiedział głośno wyciągając ręce z kieszeni bluzy. Ociągnął nieco bluzę niżej, a następnie zajął miejsce obok blondynki. - Ładny dziś wieczór – zauważył. Wciągnął powietrze nosem, uniósł ramiona lekko do góry, a następnie powoli wypuścił je przez usta. Takie spokojne chwile mógł mieć codziennie.

      Ethan Camber

      Usuń
  38. To było jedno z tych miejsc, gdzie raczej nie powinno być nikogo. Dlatego liczył na odrobinę samotności, ale na obecność Tilii narzekać przecież nie będzie. Zwłaszcza, że była jedną z niewielu osób na które tak naprawdę mógł liczyć. I jej towarzystwo zawsze oznaczało, że Camber się uśmiechnie. Prędzej czy później tak właśnie by było. Wszystko dookoła się zmieniało, było inne, ale niektóre rzeczy, a może raczej relacje, pozostawały takie jakie były kilka lat wcześniej. Często miał wrażenie, że między nim i Tilią nie zmieniło się dużo. Byli już dorośli, priorytety mieli inne, a jednak mimo to jakoś nadal było jak dawniej. Takie proste rzeczy zawsze go cieszyły. Śmiało można powiedzieć, że w Mount Cartier miało co tak naprawdę się zmienia i większość rzeczy pozostaje tama sama. Jakby stąd wyjechał mógłby nie czuć tego spokoju, ani tym bardziej nie mieć swojego miejsca, które byłoby tylko jego i jeszcze kogoś. Tak jak w przypadku tego kawałka ziemi o którym wiedziały zaledwie tylko dwie osoby. Chyba, że dziewczyna w przeszłości z kimś się podzieliła tym, gdzie czasami znika, ale jakoś trudno było mu uwierzyć w to, że mogłaby kogoś tu przyprowadzić.
    - Za dużo wspomnień naraz się zebrało – odpowiedział na pytanie blondynki, częstując się paluszkiem. Problemów jako tako nie było, tylko jego matka, której się nie polepszało, a wręcz pogarszało z każdym kolejnym dniem. Wiedział, że z tą chorobą nie wygrają i lekarze mogą co najwyżej dać im kilka dodatkowych miesięcy, kiedy będzie już naprawdę źle. Pytanie tylko brzmiało po co?
    Ethan był prostym facetem, któremu ciężko szło zauważenie tego i owego. Więc pewnie z tego powodu nawet wtedy nie zauważył, że dziewczynę cokolwiek mogłoby peszyć. W końcu czemu miałoby, prawda? Znali się dobrze, rozmawiali miliony razy i raczej nie było między nimi negatywnych uczuć. Nawet kiedy zakończyli swój nastoletni związek pozostali przyjaciółmi.
    - Masz ochotę się wygadać? - zapytał po dłuższym czasie milczenia. Cokolwiek gryzło dziewczynę zawsze mogła do niego przyjść i powiedzieć, a on jakoś postarałby się pomóc. Mimo swoich problemów czasem łatwiej było skupić się na cudzych, a o swoich zapomnieć. Przynajmniej czasami, bo jednak na stałe nie można było myśleć o kłopotach innych ludzi, kiedy miało się swoje własne na głowie. A nie chciał też dziewczyny do niczego zmuszać, więc pytanie zabrzmiało jak luźniejsza propozycja.

    Ethan Camber

    OdpowiedzUsuń
  39. [Jestem specjalistką od utrudniania postaciom życia i wplątywaniu ich w dramaty, oczywiście z umiarem. Teraz już zamierzam być dla biednej Wendy łaskawa, w końcu po burzy zawsze wychodzi słońce i tak też musi być w tym przypadku. Nie wiedziałam, gdzie się odezwać, masz trzy wspaniałe postaci i nie mogę się napatrzeć na to, jak zgrabnie wszystko ujmujesz w kartach. To z pewnością ta umiejętność, której mnie zawsze brakowało. Przyda się ta góra lodowa wątków, oj przyda. Jeśli masz ochotę, to razem możemy nad czymś pomyśleć. Tylko powiedz, która Twoja postać byłaby najbardziej skłonna ubarwić trochę świat mojej panny?]

    Wendy

    OdpowiedzUsuń