
Richard "Ricky" Lasmanis
Był po debiucie w San Francisco - pierwszym wielkim wyścigu samochodowym transmitowanym na żywo. Odniósł sukces zajmując drugie miejsce w lokacie. Stał się rozchwytywany przez wielu bogatych ludzi, a jego twarz zaczęła widnieć wszędzie: na przystankach w plakacie, na bilbordzie, reklamach najlepszego oleju silnikowego, piwa, dżinsów, czy super obcisłych majtek u CK.
Wtem nastąpiło coś całkowicie nieoczekiwanego. Przynajmniej dla niego, gdyż podczas ostatniej rozmowy ze swoim sponsorem wisiał na przysłowiowej krawędzi przepaści.
Teraz, gdy ma to za sobą, jest bardziej smutny, wredny i czujny. Może odrobinę mądrzejszy, choć kobieta i później mężczyzna, z którymi dzielił swoje życie uważali i będą uważać, że jest skończonym idiotą, przepełnionym miłością i nienawiścią. Zmagając się z uzależnieniem od alkoholu i papierosów, cierpiąc na depresję (starając się nie okazywać jej objawów), usiłuje uchodzić za normalnego. Przecież wszyscy to potrafią, bez względu na dźwigany przez siebie bagaż.
Siedząc w miejscu, z którego kilka lat temu wyjechał dla sławy, a w tym momencie pluje sobie w brodę. Dla wódki olał zacny sabat przyjaciół, bo rodziny przecież nie ma... Ta "Familia" poszła w tango już dawno temu.
[ Charliemu spodobały by się te tatuaże xD Interesujący pan z ciekawą historią. Podoba mi się wizerunek, bo jeszcze nie spotkałem go w blogowym świecie. Życzę dobrej zabawy oraz ciekawych wątków. Jeśli masz ochotę, to zapraszam do siebie, wymyślmy coś fajnego :) ]
OdpowiedzUsuńCharles Moore/Madison Ashton
[Ricky musi być szczęśliwy, że tak niewiele informacji dociera z normalnego świata do tego miasteczka, przynajmniej panie nie rzucają się tak od razu z propozycjami matrymonialnymi, a pewnie zrobiłyby to gdyby ujrzały go w takiej reklamie Calvina Kleina. ;D Miałyby wtedy czyje zdjęcia zawieszać sobie nad łóżkiem!
OdpowiedzUsuńHm, czy pisanie części karty w pierwszej osobie i części w trzeciej to zabieg celowy? Chyba lepiej byłoby to sprowadzić do jednej formy albo na przykład napisać kursywą to, co miało uchodzić za przemyślenia bohatera? ;)
Ze spraw organizacyjnych: prosiłabym o uzupełnienie wszystkich wymaganych w regulaminie etykiet. A tak na zakończenie to udanego pobytu w naszej zimowej krainie i ciekawych wątków! ;)]
Solane
[ Mam tylko nadzieję, że nie chcesz wątku przez komplement xD
OdpowiedzUsuńPowiedz jaka relacja by Cię interesowała, a ja postaram się coś wymyślić :) ]
Charles Moore
[Dzień dobry - wieczór! Przygnały mnie tu obłędne zdjęcia i ciekawa kreacja pana, który z Emilką ma widzę wiele wspólnego, zatem mam krztę nadziei na jakiś wątek z którego mogłoby coś ciekawego powstać - bo i ona pije, pali, zmagała się z depresją i jest całkiem sama w tej mieścinie. A że to kobieta, puch marny, to nie ze wszystkim sobie poradzi, a samochód ważna rzecz, a i on potrafi się popsuć. Tak sobie zatem myślę, że to by mogło ich zetknąć i zmusić do jakiejś rozmowy. Ewentualnie bar, gdzie alkohol lał by się strumieniami :)
OdpowiedzUsuńA jak nic nie pasuje, to też trudno, ale chociaz swoje powiedziałam i postać pochwaliłam ;)]
Emily
[Już słyszę ten głuchy odgłos kilkunastu kobiecych ciał uderzających o podłogę, gdy zemdleją na widok Ricky'ego na motocyklu xD
OdpowiedzUsuńTwarz Ricky'ego była wszędzie, piosenka Giny była wszędzie, powinni razem otworzyć spółkę w Mount Cartier i rozkręcić tę mieścinę!]
Gina
[Oj niejedna się skusi na grzanie tej pościeli. Niech no tylko zabajeruje je dobrze w barze czy podczas drogi powrotnej z kościoła, a każda się ugnie... No może nie Sol, ale to wybryk natury jest i z nią zawsze pod górkę. Uodporniona na sporo męskich sztuczek. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za etykiety, a reszta to tylko była luźna propozycja jak poprawić estetykę karty. Niemniej cieszę się, że rozważyłaś te drobne poprawki ;)]
Solane
[Nie dość, że Yennefer w nicku, to jeszcze fajny pan :D Hej! Witam cię serdecznie i ze swojej strony na Mount Cartier. Króciutka, ale ciekawa karta, a pan z tymi tatuażami z pewnością wzbudza zachwyt lokalnej społeczności :D (mi się tam podoba, dodaje to kolorytu)
OdpowiedzUsuńRaz jeszcze witam i zapraszam do Ethana! Mechanik i zrywkarz z pewnością się dogadają, jeśli Ethanowi po raz kolejny rozwali się ciągnik podczas prac w lesie ;)]
Ethan
[Sądzę, że dwoje ludzi pogrążonych w depresji może się albo dogadać i naprawiać nieco swoje życia, albo pociągać się nawzajem poniżej dna, dlatego zapraszam do Grace, może uda nam się coś fajnego wymyślić. ;)]
OdpowiedzUsuńGrace
[O Boże. Zabierz go stąd. Zabierz, ja ci dobrze radzę, bo zrobię mu coś złego. Mam ogromną, po prostu przeogromną słabość do mężczyzn z długimi włosami. A jeszcze ten motocykl, tatuaże, broda. Powtarzam: zabierz go dla jego własnego dobra.
OdpowiedzUsuńTak w sumie pomyślałam, że Hannah to by go znała z tych wszystkich zdjęć, reklam i w ogóle, szczególnie z tych obcisłych majtek.]
Hannah Lawrence
[Okey, jestem za. Ale taki co już był, czy dopiero będzie, bo nie wiem w którą stronę myśleć? W sumie nie ma tego w karcie, ale Hannah przyjechała tu kiedyś z chłopakiem rockmanem, który ją zostawił, więc po takim zawodzie miłosnym na pewno szukałaby pocieszenia.]
OdpowiedzUsuńHannah Lawrence
[Hej! ;) Nie mam zielonego pojęcia, czy z tego mogłaby wyniknąć jakaś może nawet nie bliższa, ale chociaż konkretna relacja, ale Eilan z pewnością mógłby zawitać u Ricka a propo swojego motocyklu... Chociażby żeby opony wymienić. Tylko jakby się to dalej mogło potoczyć... Jeszcze nie wiem xD]
OdpowiedzUsuńEilan
[Cieszę się, że spróbujesz. ;) Jednak gdyby taki wątek miałby być dla Ciebie uciążliwy i przekonasz się o tym w toku, to wal śmiało. Nie pogniewam się. ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie Grace postawi sobie za cel, aby rozjaśnić nieco życie tego człowieka. Może zaczniemy od tego, że kiedyś przypadkowo na siebie gdzieś trafili, pijany Ricky mógł powiedzieć Grace nieco zbyt dużo o sobie, a ona w odwecie zacznie go odwiedzać, przynosząc mu przeróżne smakołyki. Pasuje? ;)]
Grace
[Jasne, taki układ na pewno będzie jej odpowiadał, szczególnie teraz, kiedy na dworze jest aż -23! Ja dzisiaj taka niemrawa jestem, dlatego pytam, bo jakoś nie udało mi się tego wyłapać: chcesz zacząć od pierwszego spotkania czy już od momentu, w którym ta relacja jest w pełnej fazie i w ogóle? A Hannah mogłaby nawet tak prosto z mostu do niego, że dzisiaj chyba padł rekord zimowych temperatur, kaloryfer jej się zepsuł i potrzebuje pomocy.]
OdpowiedzUsuńHannah Lawrence
[Dobry wieczór :) Richard ma taką aparycję, że Hattie niewątpliwie uciekłaby przed nim z krzykiem, gdyby spotkała go w ciemnej uliczce xD Ale wierzę, że mimo to jest dość sympatycznym człowiekiem, a przynajmniej na tyle, że nie atakuje biednych ludzi :D]
OdpowiedzUsuńHattie
[Jest taka młodziutka, bo muszę ci wyznać, że wzięłam ją z Poszukiwań, a tam tyle miała. Gdybym wiedziała, że tu przyjdzie taki Richard, to bym pewnie od razu jej dała więcej! Nie patrz na to. Niech dla nas ma więcej niż w rzeczywistości. XD
OdpowiedzUsuńOkey, przystaję na wszystko, co tu proponujesz. I teraz nie wiem, zaczniesz? Richard mógłby pędzić już na łeb na szyję, stawić się w jej skromnym domku, cokolwiek.]
Hannah Lawrence
[Wszystko gra i buczy, zobowiązuję się do rozpoczęcia, ale też muszę zaznaczyć, że pojawi się ono najpewniej pojutrze. ;)]
OdpowiedzUsuńGrace
[A co tam gadasz, miałyby o czym wnukom opowiadać. Jak byłam w twoim wieku i wracałam z kościoła... wtedy to się działo! :D
OdpowiedzUsuńDobra, przestaję śmiecić pod kartą, baw się dobrze z nami. ;)]
Solane
[To chyba będzie wielka improwizacja XD Ale wszystkiego trzeba spróbować, a nuż widelec coś ciekawego wyjdzie ;) Wobec tego podejmujesz się zaczęcia, czy wolisz, żebym ja coś naskrobała? :P]
OdpowiedzUsuńEilan
[A ja na to, że mnie to bardzo interesuje! Hattie lubi pomagać innym, więc jak najbardziej coś takiego wchodzi w drogę. Co prawda, dość często sama zaczepia przejezdnych albo nowych mieszkańców, ale faktycznie Ricky mógłby trochę ją przerażać przez ten swój wygląd :) Skoro pomysł wyszedł od ciebie, postaram się jakoś niedługo zacząć :)]
OdpowiedzUsuńHattie
[ Mój pan może kojarzyć Twojego, bo jeszcze rok temu mieszkał sobie szczęśliwie w Los Angeles. Charlie pochodzi z dość bogatej rodziny, więc mogli się spotkać na jakiejś imprezie czy coś. Możemy im wymyślić jakiś dramat w tle, jeśli chcesz :) ]
OdpowiedzUsuńCharles Moore
[Jasne ;)]
OdpowiedzUsuńJeszcze nim wrócił do domu, musiał załatwić jedną bardzo istotną sprawę. Jego maszyna wiernie służyła mu przez ostatnie pół roku, kiedy to zwiedzał na niej Stany, a on w podzięce dbał o nią, jak o mało co, nigdy nie szczędząc pieniędzy na swojego Harleya. Jednak Mount Cartier to zupełnie inna beczka. Oprócz standardowego przeglądu, musiał wymienić opony. Zupełnie inny klimat, a chociaż Eilan był niezłym buntownikiem, to na pewno nie szaleńcem i nie zamierzał wpaść w poślizg przy pierwszej lepszej okazji. I tak ludzie patrzyli na niego jak na wariata, kiedy nie schodził z motoru w środku zimy.
Było już dosyć późno, ale z daleka widział, że w warsztacie samochodowym się świeci. Zatrzymał się przed i ściągając kask, zauważył majstrującego coś mężczyznę, na pierwszy rzut oka dosyć zaniedbanego, przy drugim spojrzeniu jednak mającego coś z hipstera. Nie kojarzył go, a to oznaczało, że w Mount Cartier przez ten rok nastąpiły jednak jakieś zmiany.
- Otwarte? - spytał, schodząc z pojazdu. - Załapię się na szybki przegląd?
Eilan
Dzisiejszy dzień był nieco cieplejszy niż poprzednie, a co ważniejsze — słoneczny. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy wyszli ze swoich domów, aby trochę pooddychać świeżym, acz wciąż mroźnym powietrzem. Niemal większość po takim spacerze wstępowała do cukierni Hattie, aby kupić kawałek jakiegoś ciasta i napić się gorącego kakao, herbaty albo kawy. Oznaczało to, że był dość spory ruch, ale kobiecie ani trochę to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Lubiła większość mieszkańców, toteż chętnie z każdym przez chwilę porozmawiała. Mogła też podsłuchać kilka plotek, aby dowidzieć co nowego dzieje się w mieście. Mount Cartier było bowiem tak małym miasteczkiem, że wystarczyło kilka godzin, aby każdy dowiedział się o nowym przejezdnym albo jakimś większym, bądź mniejszym skandalu. Nie było tutaj miejsca na jakiekolwiek tajemnice, prędzej czy później wiedziało o nich całe miasteczko, wystarczył jeden nieostrożny krok. Mimo to, Hattie kochała to miejsce i nie przejmowała się tym, że nie było w nim prawie wcale miejsca na prywatność. Golden nie miała bowiem nic do ukrycia. Była zwykłą, prostą kobietą, która lubiła ciszę i spokój. Była po prostu nudna.
OdpowiedzUsuńW przeciągu kilku godzin zdążyła się dowiedzieć, że w miasteczku pojawiły się kolejne nowe osoby, inne zaś wyjechały, jedna z sąsiadek Hattie znowu była w ciąży, a w barze poprzedniego wieczora była kolejna burda. Ot, nic nowego. Słuchała jednym uchem plotek, jednocześnie obsługując kolejnych klientów, których jednak powoli ubywało, gdyż zrobiło się dość późno. W końcu w cukierni nie pozostał nikt, więc mogła sobie klapnąć na fotelu i wrócić do lektury jakiegoś taniego romansidła, czekając na to, aż kolejne osoby wpadną do jej niewielkiego biznesu, aby zakupić trochę słodkości. Nie mogła narzekać na brak klientów, aczkolwiek ruch był zdecydowanie większy, kiedy było cieplej. Szczególnie, gdy nadchodziło lato, w miasteczku pojawiało się więcej turystów, a w ofercie jej cukierni pojawiały się lody.
Słysząc dzwoneczek, który rozbrzmiewał tylko wtedy, gdy ktoś wchodził lub wychodził z lokalu, odłożyła książkę na bok i podeszła do kasy, aby obsłużyć kolejnego klienta. Na widok mężczyzny, który podszedł do lady, mimowolnie przeszły ją ciarki. Wysoki, dobrze zbudowany, z długą brodą i dużą ilością tatuaży, na pewno nie wzbudzał sympatii na pierwszy rzut oka, a na pewno nie u Hattie, która mimo pozorów była dość bojaźliwą osóbką.
— Dzień dobry — powiedziała, starając się brzmieć wesoło i beztrosko, tak jak zawsze.
Hattie
[ Podoba mi się, świetna drama. Z tym, że mój Charlie w MC jest już jakiś czas, więc jeśli miałby przyjechać po Ricky'm, to zapewne przez rok spotkaliby się wcześniej. Wiem, że to Ty wymyśliłaś wszystko, ale czy mogę poprosić Cię o zaczęcie? Ja się dostosuję do wszystkiego :) ]
OdpowiedzUsuńCharles Moore
[Hej! Zapraszasz to przychodzę z otwartymi łapkami. Zanim ja wyjadę z jakimkolwiek pomysłem to spytam może Ciebie czy masz jakieś wyobrażenie o znajomości naszych dwóch postaci?]
OdpowiedzUsuńBethany
[Ja miałam w sumie pomysł z wykorzystywaniem Ricky'ego do podwózek w różne miejsca, ale można to połączyć także z Twoim zamysłem. Jestem otwarta na wszystkie propozycje, tak więc nie krępuj się :D]
OdpowiedzUsuńBethany
Hattie od zawsze była łasuchem. Zresztą, było to po niej widać, bo choć niska, miała zbyt pyzatą buźkę, duże uda i małą fałdkę na brzuchu. Będąc nastolatką, niezmiernie ją to denerwowało i starała się zrzucić kilka zbędnych kilogramów, ale nic z tego. Była zbyt leniwa, aby ćwiczyć i miała za słabą wolę, aby przestać co chwila jeść jakieś słodycze. Szczególnie, że już w wieku piętnastu lat lubiła piec różne ciasteczka i ciasta, co też robiła. Po dziesięciu latach, na szczęście, zaakceptowała swoje ciało i teraz nie miała żadnych wyrzutów sumienia, gdy co chwila podjadała ciastka. A to podczas pieczenia, a to w cukierni, kiedy nie było żadnych klientów, w czasie czytania książek, a nawet sprzątania. Właśnie dlatego zawsze piekła trochę więcej swoich ulubionych słodkości, aby nie zabrakło ich dla klientów przez to, że sama je podjada.
OdpowiedzUsuńNie pierwszy raz klient nie wiedział co kupić. Wszystkie słodkości wyglądały przepysznie, a jeszcze lepiej smakowały. Nie raz i Hattie nie miała pojęcia na co się zdecydować, gdy miała ochotę na coś słodkiego.
Zarumieniła się lekko na jego słowa, starając się nie dać po sobie poznać, że jego komplement zrobił na niej wrażenie. Szczególnie, że wciąż sprawiał, iż Hattie miała ochotę czmychnąć. Co prawda, nigdy nie oceniała ludzi po pozorach, aczkolwiek nie zawsze się tak dało. Nie chciała jednak pokazać, że trochę się go boi, dlatego cały czas starała się wesoło uśmiechać.
— Proponuję wziąć wszystkiego po trochu — powiedziała, próbując nie gapić się na jego kolorowe tatuaże. — Następnym razem będzie pan wiedział, co panu najbardziej smakuje — dodała. Naprawdę nie wiedziała co w nią wstąpiło. Zazwyczaj inni ludzie, nawet nieznajomi, nie przyprawiali ją o taki niepokój. Zgadywała jednak, że miało to związek z dość niespotykaną aparycją mężczyzny, którą w miasteczku zdecydowanie się wyróżniał.
Hattie
[a dziękuję za tak miłe powitanie i witam się również ;) pan Lasmanis zdecydowanie wygląda na bardzo ciekawą postać, takie przeciwieństwo mojego doktorka, czyli totalnie zostaliby najlepszymi kumplami xD myślisz, że mechanik i psycholog by się dogadali do tego stopnia? bo powątkować jestem bardzo chętna]
OdpowiedzUsuńNoah
Roześmiał się szczerze, rozbrojony szczerością mieszkańców Mount Cartier i chwytając za rączki motocyklu, pchnął go do przodu i wszedł do warsztatu. Czerwień lakieru błysnęła przyjemnie w świetle. Dbał o swoje oczko w głowie, polerowanie miał w jednym palcu, dlatego jego pojazd bezapelacyjnie robił wrażenie.
OdpowiedzUsuńWsparł bestię na stopce i ściągnął skórzane rękawiczki z dłoni.
- Zmiana opon by się też przydała. I oleju - dodał po krótkim namyśle. - Staruszek musi się przygotować na pogodę tutaj. - Klepnął delikatnie w siedzenie i rozejrzał się z zaciekawieniem po warsztacie. Miasteczko było małe, ale roboty wcale nie brakowało.
- Od niedawna w Mount Cartier?
Eilan
[Nie ma problemu dla mnie! :) Czym my to możemy uatrakcyjnić... Co powiesz na to, by wyścigi Lasmanisa były kupowane i Ethan brał w tym udział lub przynajmniej znał jego sponsora? Może chciałby wyrolować kryminalistę?]
OdpowiedzUsuńEthan
Mount Cartier było małe. O dużo za małe, Grace kochała miasteczko, ale czasami czuła się w nim jak w pułapce. Plotki roznosiły się zbyt szybko, ludzie kojarzyli się zbyt dobrze, a wśród nich było po prostu zbyt ciasno. Przynajmniej ostatnio, kiedy Grace kolejny raz pokłóciła się z siostrą i jak zwykle stroniła od alkoholu, bo najczęściej skutki po jego wypiciu nie były zbyt ciekawe, tak teraz odwiedzała lokalny bar nazbyt często. I dziwnym trafem nie była w tym osamotniona. Ale plotki zdołały się już rozejść.
OdpowiedzUsuńStare baby mówiły, bo tak mówili im mężowie, że ktoś z baru im powiedział, że ktoś widział, jak Grace, tak, właśnie ta Grace – Grace Starling – opuściła lokal w towarzystwie przyjezdnego. I wylądowała z nim wpierw w szopie starego Weasley’a, a następnie w przydrożnym motelu. I podobno wracała nad ranem, kiedy jeszcze ciemno było, w podartych rajstopach. Grace słuchała tych plotek jednym uchem, a drugim wypuszczała, mijała gadających ludzi wzruszając ramionami. Nie ukrywała jednak, że to boli. Że potrzebowałaby kogoś, kto pomógłby jej się zmierzyć z kłamstwami rozpuszczanymi na jej temat.
Zwykle po prostu słuchała. Tak, jak i ostatnio, nie miała żadnego problemu, aby słuchać Richarda, który obserwowany z pewnego dystansu wydawał się raczej małomówny. Ale co z tego? Skoro otworzył się po alkoholu i na pewno nie bliskiej znajomej, wyjawiał swoje żale i smutki. Doskonale go rozumiała, pozwoliła mu na to i liczyła się z tym, że Rich może tego nie pamiętać. Pachniał wtedy alkoholem, ale i Grace miała swoje wypite, a mimo to – potrafiła mu w miarę logicznie odpowiadać.
Od tego wydarzenia minęło zaledwie parę dni, a Grace w tym czasie zdążyła zostać posądzoną o bycie miejscową kurwą. Ona nawet nie wyglądała kobieco! Nie wiedziała, jak uwodzić mężczyzn. I tego nie mogła znieść – że miejscowi pijaczkowie zupełnie przeinaczają jej osobę, bo kilka razy wpadła do baru, aby wypadać swoje oszczędności. Źle to znosiła, zwłaszcza w ciągu dnia, kiedy czuła na sobie karcące spojrzenie starszej siostry. Ignorując kazania Helen upiekła trochę pierniczków, a trzeba zastrzec, że w kuchni nie radziła sobie najlepiej! Przygotowała też litrowy termos z aromatycznym kakao. Zapakowała wszystko do plecaka i ubierając się jak najcieplej – w końcu śniegu było z półmetka, a temperatury minusowe, ruszyła przed siebie. Non stop poprawiała wełnianą czapkę, aby zasłonić uszy i zrezygnowała z błąkania bez celu, kiedy policzki zaczęły ją szczypać od mrozu.
Minęła jednak chwila nim za cel obrała warsztat Richarda. Weszła do środka i początkowo nie zauważyła mężczyzny, który bodajże półleżał na posadzce. Dostrzegła również jego akrobacje i zmarszczyła czoło, schylając się po klucz. Nie była pewna do czego służy i czy akurat on jest potrzebny mechanikowi. Kucnęła jednak obok, narzędzie wkładając do jego dłoni.
— Tego szukasz? — spytała, niemal od razu uśmiechając się od ucha do ucha. Mimo wszystko trudno było jej się smucić w towarzystwie innych osób.
Grace
Mam nadzieję, że wszystko pasuje. ;)
Chyba każdy lekarz w Mount Cartier zaglądał chociażby raz na jakiś czas do Churchill. Niektórzy po to, żeby nabyć nowe lekarstwa, inni do swoich drugich klinik. Beth jeździła tam dalej praktykować i uczyć się fachu. Zaszczepiona w niej przez ojca ambicja zdawała się z wiekiem tylko rosnąć. Nie było czasu na spoczywanie na laurach, podczas gdy z każdą sekundą rozwijały się kolejne wirusy i bakterie, z czasem powodując wybuch epidemii – albo powstanie nowej choroby, na którą potrzebny jest lek.
OdpowiedzUsuńNo i nieważne jest też, jakie studia skończyła – w Mount Cartier musi znać się na wszystkim. Musi umieć wyleczyć zapalenie oskrzeli, doradzić odpowiednią dietę i usztywnić złamaną nogę, jeśli tego wymagała sytuacja. Zdarzały się też czasami i zawały, a Beth musiała wiedzieć, co w takich sytuacjach robić.
Działała wtedy jak automat. Wtedy, kiedy nic nie szło po jej myśli, a sytuacja stawała się krytyczna. Oficjalna, sztywna, dyktowała polecenia i wykonywała kolejne czynności. To „opanowanie”, jak to nazywali obserwatorzy, z faktycznym opanowaniem miało niewiele wspólnego. Tylko najbliżsi mogli wiedzieć, że to był znak, że Betty podejmuje walkę z własnym strachem schrzanienia sprawy.
Czy ktoś kiedyś spytał ją, czy nie czuje się przeciążona?
Pakowała kolejne papiery do teczki, nucąc pod nosem Libiamo, ne’ lieti calici z opery Traviata, która właśnie była puszczana w radiu (oczywiście zaraz po przybyciu do gabinetu wyszukała stacji nadającą wyłącznie muzykę klasyczną). Chciała w ten sposób poprawić sobie humor – ale szło jej to opornie.
Nieraz usłyszała od ludzi, że mogłaby sobie zrobić przecież prawo jazdy i być mniejszym ciężarem, zamiast wykorzystywać innych jako szoferów. Chciała. Naprawdę. Ale ktoś, dla którego zmiana biegów i ogarnięcie przepisów ruchu drogowego jest czarną magią, nie powinien raczej siadać za kierownicą.
Dzisiaj parę przykrych słów po drodze rzucił jej Richard. Zdawało jej się, że ją lubi. Może faktycznie tylko jej się zdawało…?
Westchnęła i przełączyła na kolejną stację, jak się okazało, lubującej się w nieśmiertelnych przebojach. Usłyszała tym razem charakterystyczny głos Celine Dion w utworze znanym z Titanica. Westchnęła głośno, zdenerwowana. Sama już nie wiedziała, dlaczego jest aż taka nerwowa. Na pewno było jej przykro z powodu tego, co usłyszała –ale to było przecież za mało, żeby doprowadzić ją do takiego stanu.
- Może nie powinnam go prosić już o przysługi – pomyślała na głos, zapominając kompletnie o tym, że na chwilę obecną dzieli gabinet z inną panią chirurg, która zdążyła się już z nią nawet zaprzyjaźnić. Ta podniosła głowę znad akt, nad którymi ślęczała i uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Daj spokój, Beth. Miał zły dzień i tyle. Jak zwykle przesadzasz. Ale jak tak bardzo jesteś na niego obrażona, to zadzwoń, żeby nie przyjeżdżał, mogę cię podwieźć. Tylko musisz zostać trochę dłużej.
- Nie chodzi o to – wywróciła oczami. – Z całą pewnością każdy ma mnie już dosyć. Mnie i tych dziwnych wymysłów. Zacznę przyjeżdżać do szpitala konno.
Kobieta parsknęła śmiechem i pokręciła tylko głową. Betty rzuciła okiem na komórkę. Może faktycznie powinna zadzwonić. Nie zastanawiając się dłużej, wybrała numer Richy’ego.
- Cholera, nie odbiera! A mówią, że to do kobiet się dodzwonić nie da.
- Może jest zajęty, zrozum go też.
- A ty musisz go tak bronić?
Usuń- Nie, staram się myśleć i przewidywać. To dobra zabawa, może powinnaś spróbować.
Beth mruknęła tylko coś pod nosem i wrzuciła teczkę do torby. Przydałaby się jej teraz jakaś książka, krzyżówka, albo chociażby karta papieru, którą mogłaby zarysować kwiatuszkami jak dziewczynka w liceum. Zignorowała dzwięk odjeżdżającej karetki – zdążyła się do niego przyzwyczaić, czasami przyjeżdżała też do Mount Cartier, bo jednak jako lokalny lekarz nie miała wszystkich możliwości, jakie oferował szpital z prawdziwego zdarzenia.
- A był taki spokojny dzień – mruknęła do siebie znajoma Bethany.
Po jakiejś chwili karetka, a do gabinetu wpadła pielęgniarka mówiąca coś o jakimś wypadku i dwóch ciężko rannych osobach – najwidoczniej mieli wielkie szczęście, że w ogóle przeżyli. Obie więc wyszły, spiesząc do rannych, którzy już byli wiezieni na sale operacyjne – wymagana była natychmiastowa reakcja, widać było to na pierwszy rzut oka.
- Wypadek samochodowy, zderzyły się aż cztery auta. Ze wszystkich pasażerów przeżył tylko mężczyzna i mała dziewczynka – informował już ratownik z karetki, idąc za wózkiem. Bethany pospieszyła w jego stronę, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o wypadku. – Powiadomimy niezwłocznie rodzinę. Udało nam się dotrzeć do dokumentów jednego z poszkodowanych. Nazywa się Richard Lasmanis, jest z Mount Cartier…
Dalsze słowa do niej już nie docierały. Przepchnęła się do przodu, do pierwszego łóżka, przy którym szło grono ratowników i lekarzy. Twarz Ricky’ego była nie do poznania – cała umazana krwią i ziemią, a włosy i broda były zlepione. Usztywnione miał obie nogi, najwidoczniej je złamał. Ale przeżył… Cudem przeżył.
- Sala operacyjna numer jeden powinna być wolna, zabieramy go tam – powiedziała do ratownika pchającego łóżko Lasmanisa. – Zawołaj ordynatora, będzie nam…
- Bethany! – Madeleine, z którą dzieliła gabinet, złapała ją za ramię i odciągnęła na bok. Beth chciała się wyrwać, ale uścisk był zbyt mocny. – Co ty robisz?
- Zamierzam operować Richarda.
- Nie możesz tego zrobić.
- Ja to zrobię najlepiej! To mój znajomy i-!
- I właśnie dlatego zostaniesz w gabinecie.
Przez moment nie docierało do niej to, co Madeleine jej powiedziała. Zostanie w gabinecie. Ona! Jak mogła!
- Ale…!
- Bethany – Mad potrząsnęła nią mocno. – Richard będzie w rękach specjalistów. Nie możesz operować osoby, którą znasz, rozumiesz? Przyjdziesz do niego zaraz po operacji. Dobrze?
- Tak… - westchnęła kobieta. Madeleine miała przecież rację. Emocje mogły zawładnąć kimś w każdej chwili. A lekarz nie mógł sobie pozwolić na chwilę słabości na sali operacyjnej. – Tak… Zajmij się nim, proszę.
Usuń~ * ~
Przegoniła pielęgniarkę, która dopiero umieściła wenflon na ręce mężczyzny. Sama zadbała o to, aby dostał odpowiednią kroplówkę, a potem przysiadła na krawędzi łóżka, przemywając jego twarz. Była już noc – operacja trwała długie godziny, okazało się, że miał jeszcze kilka obrażeń wewnętrznych, ale jego stan określony został jako „stabilny”.
Bethany czuła się winna. To przez nią. Gdyby go nie poprosiła, byłby bezpieczny w Mount Cartier. Nigdy nie przydarzyłby mu się żaden wypadek. Nie może pozwolić sobie więcej na takie zachowanie. Przez nią mógł stracić życie. Co to za lekarz, który je odbiera, zamiast je pielęgnować?
[Przepraszam za taką litanię! Tak jakoś samo wyszło... Zwykle się ograniczam do średnich wątków ._.
A Twój odpis mi się bardzo podobał. ;) Mam nadzieję, że mój jest chociaż w miarę ok.]
Bethany
Gdyby nie świadomość, że Richard i tak jej w tej chwili nie słyszy, ani nie ma zielonego pojęcia, co się z nim dzieje, zapewne szeptałaby mu przeprosiny, zarzucała się winą i użalała nad jego losem. Ale Beth milczała. Jak zawsze zresztą, gdy było bardzo zle. Zamiast krzyczeć, bić, szarpać się, obrzucać wszystkich winą – ona milczała. I to właśnie najbardziej bolało. Z niemałą ostrożnością i poniekąd czułością, którą chciała wynagrodzić mu to, co przez nią przeszedł, ocierała wilgotną chusteczką jego twarz, która w końcu zaczęła przypominać twarz Richarda.
OdpowiedzUsuńStarała się przywrócić ją do stanu normalności, bo najpewniej to będzie jedyną częścią ciała, która może mu zostać w miarę w całości. Nie licząc oczywiście zadrapań i rozcięć – ale te większe znajdowały się na jego rękach, zresztą zostały one już zszyte i zabandażowane.
Biedny Richard…
Zerwała się nagle, jak przyłapana na czymś, czego robić nie powinna nastolatka, gdy usłyszała, że ktoś wszedł do sali. Nikt nie wiedział, jakie relacje ze sobą mają Richy i Beth, niektórzy tylko wiedzieli, że czasami podrzucał ją do szpitala.
Ale co mieszkańcy Churchill mogli wiedzieć o tym, jakie relacje łączyły tych wieśniaków z Mount Cartier. Każdy wiedział o sobie wszystko – i każdy był w stanie sobie pomóc. To właśnie zachwycało ją w tej malutkiej mieścinie.
Wysłuchała tego, co lekarz miał jej do powiedzenia. Ona tylko skinęła głową. Była przecież tylko lekarzem pierwszego kontaktu, nie chirurgiem, nie ortopedą, nie kardiologiem ani żadnym innym. Wiedziała tak niewiele. W tej chwili czuła się naprawdę marnie.
- Jest w dobrych rękach, panie doktorze – odezwała się, siląc się na uśmiech. – Ale proszę, żeby lekarze byli w pobliżu. Do ekstubacji potrzeba więcej niż jednej osoby.
Odwróciła się z powrotem do Richarda. Pozostawało tylko czekać, aż się obudzi. I miała nadzieję, że nie zacznie się krztusić, co by było odruchem obronnym na rurkę intubacyjną. Wolała, aby wszystko przebiegło bez nerwów.
[A teraz wyszło króciutko! No trudno :c]
Bethany
[Nie no fajnie kombinujesz, mi to się podoba :) Może być tak, że Ethan na przykład w ogóle nie wiedział o tym czyje zwycięstwa są kupowane. On po prostu... Uszkadzał ludzi lub sprzęt i tyle :D Może podczas którejś z napraw wyszłoby na jaw w jakim teamie Richard był i tutaj rozpoczęłaby się rozmowa?
OdpowiedzUsuńNie wiem xD]
Ethan
[Jest broda, jest mechanik, są papierosy, jestem kupiona! *___* Cześć! Przepraszam, że odzywam się dopiero teraz, ale jakoś tak wyszło, że potrzebowałam baaardzo wydłużonej przerwy po świętach i Nowym Roku (dopiero dzisiaj miałam zresztą pierwsze zajęcia <3), mam więc nadzieję, że mi wybaczysz, tym bardziej, że przychodzę naprawdę oczarowana panem, z którym mój Lucas ma przyjemność współpracować i z czystym sumieniem stwierdzam, że nie mogłam sobie wymarzyć lepszej kreacji tego człowieka. :D
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Twój pomysł, to jestem jak najbardziej na tak w kwestii przyjacielskiej relacji i wkurzenia się dopiero, kiedy na jaw wyjdzie alkohol (wiesz, Luke nie ma nic przeciwko, ale no po godzinach! :D), bo bardzo mi to pasuje do Marlowe. Cieszę się, że udało Ci się zaproponować coś, co świadczy, że faktycznie przeczytałaś moją kartę, a co mnie mocno cieszy: tak jak i to, że się Tobie spodobała.
Myślę więc, że możemy bezpiecznie założyć, że rozpoczęcie spada na mnie, więc się za to wezmę, oczywiście, ale z góry muszę ostrzec, że nie wiem kiedy dokładnie je przyślę. Być może dopiero po poniedziałkowym, okropnym zaliczeniu. :C
Jezu, wciąż, to zdjęcie...
Mam coś do facetów z brodą, oj mam. :D]
L. Marlowe