A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Kiedyś


"- Może jednak pojedziesz ze mną? W Vancouver na pewno znajdziesz lepszą pracę. Chcesz do końca życia piec ciastka i dekorować torty w jakiejś mieścince? Spróbuj wykorzystać talent gdzie indziej. Proszę cię Logan.
- Barbara... Nie chce. Tu się wychowaliśmy, tu pochowaliśmy rodziców, tu mamy dom oraz znajomych. Aż tak ci źle?
- Nie źle, tylko... Mam ambitniejsze plany. Przecież wiesz, że chcę zostać projektantką. Sądzisz, że rozwinę się tutaj? Oprócz ciebie nic mnie nie trzyma w Mount Cartier. Nie chcę cię opuszczać bracie, ale nie dajesz mi żadnego wyboru.
- Ty mi też nie, ale nie będę cię zatrzymywał. W końcu to twoje życie. Przynajmniej dobrze, że wiesz co chcesz robić głuptasie. Odwiozę cię na lotnisko.
- Dobrze... Ale i tak myślę, że zmienisz zdanie.
- Uważaj tam na siebie i obiecaj, że będziesz dzwonić.
- Obiecuje. Otwórz w końcu tę cukiernię uparty ośle...
"
Maj, 2007 r.




Nie zakupił lokalu, nie wynajął ludzi i nie ma sieci dostawców. Niewielki dom rodzinny, niedaleko centrum Mount Cartier, przekształcił w lokum pełne ciepłego, przyjemnego zapachu cukru i czekolady. Wchodząc tam czułeś się jak w niebie, otoczony niesamowitymi cudami: puchową pianką, ananasowym ciastem, truskawkowo-bezowym tortem, pucharkami z galaretką i mnogością różnokolorowych ciasteczek. Mogłeś usiąść na chwilkę, porozmawiać przy filiżance herbaty i świeżo zrobionym serniku, zapominając o problemach kryjących się za szklanymi drzwiami cukierni. Coś jednak musi być w tej nazwie - "Heavenly Desserts".



Maleńki interes prowadził mężczyzna, którego prędzej posądziłoby się o granie w zespole aniżeli babranie w mące. Długie, spięte przy pracy włosy, jasnoniebieskie oczy oraz kolczyki "idealnie" pasowały do słonecznikowego fartucha, różowej posypki na torty i wiecznie umazanej czekoladą twarzy. Tak samo jak niski, zachrypnięty odrobinę, ciepły głos. Logan nie uważał, że wyróżniał się spośród mieszkańców Mount Cartier. Ciężko to robić, gdy zna się wszystkich od dzieciństwa, nie licząc szybko znikających przyjezdnych.




Życie powoli toczyło się do przodu, a interes się kręcił. Nie sposób zliczyć dni, które wypełnione były różnymi przygodami czy wydarzeń w których Logan brał udział. Do dziś pamięta siniaki po pamiętnym meczu hokeja, wywalającego się na niego Roya, śliczną Betty, no i oczywiście tego podrywacza Marka. 
Nic jednak nie trwa wiecznie, a i Loganowi zaczynało czegoś brakować w życiu. Owszem, pokochał Mount Cartier i swoją małą cukiernię, ale... To co kochał musiał rozwijać. Nie chciał stać w miejscu w cukiernictwie, choć i tak w większości był samoukiem. Chciał tworzyć i chciał uczyć się od najlepszych.


Jeden telefon, ucieszona siostra i szybka decyzja o wyjeździe. Słowa Barbary się spełniły. Wszystko zrobił na prędko, by nie zdążył się rozmyślić. Zamierzał zapisać się do szkoły cukierniczej w Vancouver. Spakował bagaże i z rozrzewnieniem patrzył na swój rodzinny dom, stojąc z torbą na chodniku.
Drzwi "Heavenly Desserts" zamknęły się ostatecznie.

Czy jednak na zawsze?


Brak komentarzy

Prześlij komentarz