A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Don't you cry, I'll be back again some day


GRACE STARLING
22; BEZROBOTNA POWSINOGA NA UTRZYMANIU SIOSTRY
P O W I Ą Z A N I A

Miała zaskakiwać życie, dokonywać wyborów, które sprawiłyby, że niemożliwe stanie się możliwe, ale to życie zaskoczyło ją. Kapryśny los zadrwił z marzeń nastolatki, której pragnienia nie różniły się od pragnień rówieśników. Przez brutalny zwrot akcji zapomniała, kim była niegdyś, zapomniała o swoim uśmiechu, o chęci pomocy i kręceniu się między innymi ludźmi tylko po to, aby nie być samą. Teraz za chwile samotności dziękuje Bogu, choć po pięciu latach powoli wychodzi z ukrycia, otrząsa się z żałoby, co wcale nie oznacza, że jest już gotowa, aby wieść lepsze życie. Po śmierci ojca rokrocznie pojawia się na wybrzeżu i na tafli wody kładzie pojedynczy kwiatek, rokrocznie walczy ze starszą siostrą, aby nie sprzedawała rybackiego kutra. Kreuje nowe zwyczaje, tworzy stabilną podstawę bezpiecznych dni, tylko po to, aby życie nigdy więcej jej nie zaskoczyło. Sama też nie chce zaskakiwać życia.

fc: Marnie Harris; zdjęcia się zmieniają
Grace nie jest smutasem, Grace jest powszechnienie znaną
 w Mount Cartier uśmiechniętą dziewczyną, która łapie się wszelkich dorywczych prac. 
Grunt to stwarzać pozory. Zapraszamy do wątków i powiązań wszelakich.

 

31 komentarzy:

  1. [To teraz zdecyduj z kim chcesz bardziej wątek :D i witam piękną (też jesteś w tym dobra!) Grace ;)]

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  2. [Mary zasłoniła, więc zgodnie z niepisaną zasadą proponuję uroczej Grace wąteczek! Clayton jest otwarta na wszystko.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [O, no widzisz, dobrze zauważyłaś, że mają coś wspólnego. Tak sobie myślę, że Grace mogła raz czy dwa zastąpić ostatnio Mary Joanne na lotnisku, bo akurat tak wypadło, że potrzebowała zastępstwa i jakoś wcisnęła Grace na swoje miejsce. Jakiś pomysł na fabułę wątku może? :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej hej. Oczami wyobraźni widzę to zderzenie się dwóch osobowości - gbura, pesymisty i realisty z Twoją rozmarzoną panną. Do tego pewnie by jej powiedział to i owo o pasożytnictwie, jeśli wgl by się odezwał ;D No i kobiet nie bije, więc spoko.]

    Anderson

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dziękuję! Grace zdaje się być idealną kandydatką na nieszczęsną ofiarę gadatliwej Hailey, czego ta z pewnością nie omieszka wykorzystać. Pomyślałam, że skoro panna Starling łapie się wszelkich prac, mogłaby zatem przystać na propozycję Pearson, która poprosiłaby ją o pomoc w swojej domowej piekarni. Zapewniam solidną porcję gadulstwa oraz jakąś mniejszą lub większą kuchenną katastrofę, wchodzisz w to? ;>]

    Hailey

    OdpowiedzUsuń
  6. [A gdzie tam! Ja Ci nie karzę wybierać, ale dobrze wiem, że na tyle wątków to my czasu jednak nie znajdziemy i wolę racjonalnie podejść do sprawy. ;D I dlatego też chyba nastawiłabym się na Ryana, bo jednak wątki damsko-męskie zawsze łatwiej jakoś idą, nie sądzisz? Ze szczegółami pomysłu pojawię się na mailu, bo na tę chwilę nie chcę rzucać niczym pospolitym, a tak pewnie by się stało, gdybym musiała wymyślać na biegu. ;)]

    Ryan

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hej, oboje są bezrobotni! Co powiesz na jakieś sąsiedzkie próby wymieniania się ogłoszeniami? Mogliby też pójść na rozmowę kwalifikacyjną, która okazałaby się być jakimś szemranym interesem, bo takie małe miasteczka sprzyjają rozwojowi przestępczości. Tak stawiam.]

    James

    OdpowiedzUsuń
  8. [Jestem jak najbardziej za, Victor chętnie będzie im pomagał ;) Hmm, czy Grace czasami pije? Bo tak sobie pomyślałam, że mogłaby się podbić w barze, w którym siedziałby również Victor. No i coś by się tam stało, dziewczę zaczęłoby się z kimś kłócić, prawie by tego kogoś pobiła, ale w tej chwili wkroczyłby właśnie Victor i zabrał ją oraz odprowadził do domu. Siostry Grace mogłoby nie być, więc mężczyzna musiałby się z nią nadal użerać i próbował położyć spać xD]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  9. [Cześć! Jak dla mnie super, niech są z Eilanem przyjaciółmi na życie i śmierć ;) Czytając kartę Grace wyobrażałam sobie ich pierwsze spotkanie po powrocie Eilana... Kuter rybacki? A zdarza jej się tam przebywać? Bo tam właśnie skierować mógłby się Eilan, wracając do miasta ;) W pierwszej kolejności, nawet wyprzedzając rodzinę, chętnie by ją zobaczył :) Fajnie by było tylko jeszcze wcześniej ustalić, jak przez ten rok, kiedy Eilana nie było wyglądał ich kontakt i co w ogóle ich do siebie pchnęło, że nawiązała się między nimi taka przyjaźń :D Jakieś pomysły?]

    Eilan

    OdpowiedzUsuń
  10. [Jeśli tak, to super, czyli powitanie załatwione.
    Odnośnie tego roku, też myślałam o czymś podobnym. Jakby nie patrzeć Eilan wraca w rodzinne strony z podkulonym ogonem, dlatego z przeprosinami i szukając oparcia, trafiłby do Grace, pewnie jedynej osóbce, przy której pozwalałby sobie na chwile słabości.
    No i super ;) W takim razie mogę zacząć, chyba że Ty się do tego rwiesz? :D]

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Taka młodziutka. Kurczę to będzie nieco ciężej niż sądziłam. Nie przepadam za taką rozbieżnością wiekową, ale jakoś muszę dać radę ;)
    Bardziej obstawiałabym tę pierwszą propozycję, bo już trochę będzie mu się trochę walić (tak coś czuję) i choć taka jedna jasna gwiazdka mu się w życiu przyda ;) ]

    Lasmanis

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Dobra, niech będzie. Na co dzień Ricky nie należy do paplogęby, ale raz po udanej imprezce w samotności, mogło mu się zdarzyć.
    Taką mam myśl: Kilka dni po tym jak Richard leżąc głową na kolanach u dziewczyny i z pijackim płaczem użalał się nad swoim beznadziejnym, a jednocześnie skończonym życiem, mógłby siedzieć w warsztacie i coś tam dłubać w jakiejś furgonetce. Z radia leci kompozycja wielu dyskotekowych kawałków z lat 70-tych i 80-tych, a Lasmanis z fają w ustach usiłuje sięgnąć po klucz nasadowy i wtedy podaje go mu dziewczyna.
    Tak zaczyna się wątek i ich konwersacja. On strzela głupa nie pamiętając co się stało tamtego wieczoru i jak trafił do domu, a Ona sama zaczyna opowiadać mu to, co on robił. W pewnym momencie wyciąga termos z kakaem i jakimiś ciastkami, a Richard uspokaja się i po kilku chwilach normalnie siedzą paplając o pierdołach.
    Co ty na to? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  13. W życiu wielu młodych ludzi nadchodzi taki moment, że często zmuszeni są do porzucenia dumy, skulenia ramion i wrócenia na ganek rodziców. Eilan, prawdę powiedziawszy, nie spodziewał się, że on będzie postawiony w podobnej sytuacji tak szybko. Życia w wielkim mieście nie dało się porównywać z Mount Cartier. Teraz dochodził do wniosku, że samo miasteczko nie zabijało w młodych ambicji i dążenia do sukcesu, robiła to dopiero konfrontacja z prawdziwym światem. Tutaj każdy był kimś, ludzie wiedzieli o Tobie wszystko i znali Cię od urodzenia do usranej śmierci. A kiedy wyjeżdżałeś poza granice tej skromnej miejscowości, nagle stawałeś się malutkim, nic nieznaczącym punkcikiem wśród szarej masy innych punktów.
    Nie, żeby był tego nieświadomy wcześniej. Ale przekonanie się o tym na własnej skórze było co najmniej bolesne.
    Teraz wracał, nie zamierzał jednak w podskokach pędzić do rodziców. Zobaczy się z nimi w swoim czasie. Jedynym, co mogłoby przekonywać do powrotu wprost w rodzinne progi, była szesnastoletnia Alice, jego ukochana siostrzyczka. Z ostatnich rozmów z nią wiedział jednak, że prawdopodobnie w tym momencie jest na randce, dlatego nie miał już wątpliwości, jaki cel obierze sobie jako pierwszy.
    Grace jednak nie było w domu jej siostry, a ta nie wiedziała, gdzie dziewczyna zniknęła. W dorywczej pracy, o której powiedziała mu starsza Starling, też ani widu, ani słychu. Pomyślał zatem o jednym miejscu, jednak myśl ta nie zadowoliła go. Oznaczało to bowiem, że Grace może być w naprawdę kiepskim stanie i zaraz wyrzucał sobie, że pewnie nie zdarzyło się to tylko raz w czasie, kiedy go nie było.
    Nikomu nie powiedział, że wraca. Po co miał kłopocić tym ludzi? Tym najbliższym chciał raczej sprawić niespodziankę, Ci którzy go nie obchodzili - kategoria mówiła sama za siebie. Dlatego też podążał właśnie w stronę kutra rybackiego, który niegdyś należał do jej ojca. To właśnie tam w momentach kryzysu spędzała czas, najczęściej w odosobnieniu, póki jej nie znalazł i nie przytulił.
    Wyhamował i zatrzymał motor, opierając się nogami o podłoże, po czym ściągnął kask i zgrabnie zeskoczył z siedzenia. Wyciągnął kluczyki i wrzucił je do kieszeni skórzanej kurtki, a kask odłożył na rączkę motocykla. Wszedł na łódź i pchnął lekko drzwi, zaglądając do środka.
    Zauważył ją siedzącą, prawie że skuloną w kącie.
    - Grace… - wydukał tylko. Nie widzieli się tak długo, a ich znajomość przez ten czas wyglądała co najmniej dziwnie i sztucznie w porównaniu do tego, jak w rzeczywistości blisko byli. Oddałby życie za tę dziewczynę. Nie wiedział, jak teraz zareaguje na jego widok i chyba odrobinę się tego bał.

    Eilan

    OdpowiedzUsuń
  14. [Okej, to ja Twojego też. I zacznij. :D]

    C. Nash

    OdpowiedzUsuń
  15. [Jeśli Grace ma ochotę, w towarzystwie Lincolna może być smutasem, on nie ma nic przeciwko, a że z ludźmi lubi przede wszystkim milczeć, to i słuchanie dobrze mu wychodzi, kiedy jest taka potrzeba. Parę lat temu Grace mogła zrobić taki numer, że przepadła nie uprzedziwszy nikogo, dokąd się wybiera i co ma zamiar zrobić, siostra się zmartwiła, zrobiła raban na pół wsi i koniec końców Linc poszedł jej szukać w jakieś konkretne miejsce, na które siostra wpadła, ale pakować się w góry w środku zimy to jednak słabo. I od tego zaczęłaby się znajomość polegająca na tym, że czasem wypuszczamy się na wycieczkę i jesteśmy smutasami. Albo wręcz przeciwnie. Wiesz, tak to bywa, że czasem trzeba coś wychodzić.]

    Linc

    OdpowiedzUsuń
  16. [Awww, ja też cię chyba kojarzę - przynajmniej pamiętam, że ostatnio była Grace na blogu. Wybacz mej starczej pamięci, ale miło widzieć stare twarze :D
    Super, cieszę się, że Grace by pomogła :) Co powiesz, by na początek oboje się lepiej zapoznali? Ethan poszedłby pić sobie na nadbrzeże a w tym czasie Grace oddawać honor ojcu kwiatem?]

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  17. [Chciałabym, ale leżę jeszcze pogrzebana pod odpisami :c Nie obrażę jak zaczniesz później, ale w sumie ja też mogę zacząć, ale później ^^;]

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  18. [Ewentualnie może zostać potraktowana wymownym "Słyszę cię." :D Ale pomysł mi ogólnie odpowiada, jak najbardziej!]

    Linc

    OdpowiedzUsuń
  19. [Jak już wszystkim zaczynam, to i tobie zacznę ;) Powinnam zdążyć dzisiaj, możliwe, że o dziwnej godzinie.]

    Linc

    OdpowiedzUsuń
  20. [A to je Gracie pozbiera i wstawi na nowo, jak na przykładną młodszą siostrzyczkę przystało! ;D Jasne, że się zgodzę na podobne powiązanie. Tylko lojalnie muszę ostrzec, że z Mysie typowa starsza siostra to nie będzie ― wychowywała się z dwójką braci, jej babcia była zdecydowanie twardą i konkretną kobitką, jedynie matka to taka spokojna i wyjątkowo kobieca strażniczka ogniska domowego, niewiele więc miała dziewczyna kobiecych wzorców. A poza tym Ayers jest jaka jest, więc raczej nie będzie wybierać z Grace sukienek na przejażdżkę do Churchill, bardziej przydatna pewnie okaże się w udzielaniu praktycznych rad pt. „przestań się mazać i zdobądź wreszcie własną górę”. Trochę też pomarudzi, że kto to słyszał o tak szerokim uśmiechu, że też jej policzki nie bolą i w ogóle ileż można mówić bez przerwy (nie wiem dlaczego, ale takie właśnie wrażenie sprawia na mnie Twoja Grace ― ot, uśmiechnięta, gadatliwa panna, której dużo w wielu miejscach, dla zachowania pozorów, oczywiście; jeśli się mylę, wyprowadź mnie z błędu), ale w gruncie rzeczy na pewno polubi blondynkę, choć nie ma mowy, żeby się prędko do tego przyznała. W każdym razie z kwitkiem jej w potrzebie na pewno nie odprawi, a i łamacza serc przegoni, jeśli się jakiś odważy pokrzywdzić, więc jeśli Ci taka Ayers w roli samozwańczej siostry odpowiada, to ja z przyjemnością tę posadkę dla niej zaklepię. :) A co do wątku, Gracie ma jakieś miejsce, gdzie się zaszywa, jak nie ma ochoty udawać przed ludźmi, że jej dobrze? Jeśli jej relacja z Mysie trwałaby już chwilę, dziewczyna mogłaby się z nią podzielić swoją kryjówką (albo nawet to Ayers mogłaby jej to miejsce pokazać, bo sama bardzo często szwenda się po górach/lesie właściwie od dziecka) i teraz się tam zaszyła, ktoś jej szukał, nie mógł znaleźć, po jakimś czasie brunetka sama się zaniepokoiła i potuptała ze słoikiem konfitur sprawdzić, co się stało. Albo Grace sama wpadła do chaty ponarzekać trochę na upierdliwych przyjezdnych, jakąś niespełnioną miłostkę, siostrę, kiepski lakier do paznokci, który nawet dnia nie trzyma (ktoś w MC w ogóle zawraca sobie tym głowę? :>) czy inną damską błahostkę, o której moja brunetka pewnie ma średnie pojęcie.]

    Mysie

    OdpowiedzUsuń
  21. [No, z tak profesjonalną opieką nerki Mysie czują się całkowicie bezpieczne i dziś wreszcie będą spały spokojnie! ;>
    Na pewno gdzieś, gdzie nie ma zbyt wielu ludzi (i marudnych turystów, o, tych zwłaszcza). Pierwsze, co mi do głowy przyszło, to jakiś dawno temu opuszczony domek leśniczego gdzieś poza szlakami albo inna chatka pustelnika pod samymi górami/na łagodniejszym zboczu którejś z nich, żeby w razie czego nie przewiało ich za mocno. Ale równie dobrze mogłaby to być jakaś jama, w sensie mniejsza jaskinia czy niewielka polanka na uboczu/nad jeziorem. Bo w samym miasteczku tylko jakaś szopa mi na myśl przychodzi.]

    Mysie

    OdpowiedzUsuń
  22. [Czeeść! Simon najbardziej na świecie ubolewa nad faktem, że ma zatrudnionych w antykwariacie i bibliotece samych facetów, a jak wiadomo męskie towarzystwo do niczego dobrego nie prowadzi i może skończyć się niespodziewanymi/nieprofesjonalnymi libacjami. Z tego, co widziałam w zakładkach to jest jeszcze jedno miejsce wolne zarezerwowane chyba przez postać męską do 1 stycznia, więc w zasadzie jest wolny wakat w Bookmarks i serdecznie zapraszamy :D Nie wiem dlaczego, ale wszyscy chcą popijać z Simonem, czy on rzeczywiście wygląda na takiego niecnego pijaczynę?! Hah, piszmy wątek jak omawiają szczegóły jej pracy przy paru głębszych, a kończą tak, że Wolfgardowi przypną łatkę miejscowego sprowadzającego młodzież na złą drogę :D]

    SIMON WOLFGARD

    OdpowiedzUsuń
  23. Florence miała magiczną moc. Nie latała i nie unosiła przedmiotów siłą woli, ale miała w sobie radość tak czystą i prawdziwą, że Connor nie był w stanie się przy niej o nic martwić. Czekał na nią, planował ją i gdy w końcu się pojawiła, jej dobro stało się dla niego najważniejszą rzeczą na świecie. Mijał ją niemal codziennie gdzieś w miasteczku, gdy szła nieodłącznie z Ellen przy boku, pilnującą jej jak pies pasterski. Posyłała mu wtedy smutny uśmiech i machała ukradkiem. Wcześniej wyrywała się i próbowała do niego biec, ale widocznie coś musiało sprawić, że nie chciała już podejmować takich prób. Connora bolało serce za każdym razem, gdy je mijał, bo nie potrafił myśleć o byłej żonie źle. Niszczyła mu życie i niszczyła jego samego, ale dalej żywił do niej pewną niezrozumiałą sympatię.
    Oboje wychowywali się bez ojca. Gdy teraz o tym myślał, miał wrażenie, że to był główny powód ich małżeństwa. Nie wielka miłość, nawet nie głupie zauroczenie, tylko fakt, że oboje potrzebowali kogoś. To wydawało mu się idiotyczne, ale widział w zachowaniu Ellen jakąś cholernie głupią konsekwencję — swoje dziecko też pozbawiała ojca. A on nie miał zamiaru do tego dopuścić.
    Przygotował już wszystko, uszczelnił okna, wyremontował strych i przygotował pokój dla córki. Popełnił błąd dwa lata temu, gdy usunął się w cień, oszołomiony oskarżeniami żony, teraz miał zamiar to naprawić. Nie mieli rozwodu, dalej byli małżeństwem, a Connor dalej był ojcem z pełnią praw. Tylko niezrozumiałe poczucie winy i wmawianie sobie, ze tak będzie lepiej dla Flore powstrzymywało go przed tym, co miał zamiar zrobić tego wieczora.

    Początek był prosty — wejść tylnym wejściem i po prostu zabrać Florrie. Ten plan miał jednak jeden zasadniczy minus — robił z siebie bandytę. A on porywaczem być nie zamierzał, dlatego musiał nieco zmienić zamierzenia. Wiedział, ze Ellen ma po swojej stronie zdecydowaną większość mieszkańców, w tym jego własną matkę, ale to nie miało dla niego żadnego znaczenia. Mogli pluć mu w twarz i wyzywać od najgorszych, ale nie zamierzał dobrowolnie pozbawiać siebie kontaktu z córką, a Florence kontaktu z ojcem. Potrzebował tej relacji i wiedział, że mała też tego potrzebuje.
    Dlatego pojawił się przed drzwiami swojego byłego domu i... zmienił zdanie. Po prostu nacisnął klamkę. O dziwo drzwi ustąpiły. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo w Mount Cartier prawie nikt nie zamykał drzwi na klucz, ale niemal przez cały czas Ellen wydawała się żyć w takim strachu przed tym, że Nash ukradnie jej córkę, że teraz te otwarte drzwi nie wróżyły nic dobrego. Wszedł do środka, zamykając je za sobą i pierwszą rzeczą, na której spoczął jego wzrok, była kurteczka Florrie i niżej — jej buty, wokół których mimo wszystko robiła się niewielkich rozmiarów kałuża. Przy jego butach wydawaly się niemal miniaturowe.
    Zdjął ciepłą kurtkę z wieszaka i złapał malutkie buty, po czym wszedł prosto do salonu. Spodziewał się zobaczyć Ellen, był przygotowany na konfrontacje, ale zamiast tego zobaczył swojego rudego chochlika owiniętego w koc i wpatrzonego w migoczący ekran telewizora.
    — Grace, szybciej, już się zaczyna! — Wierciła się podekscytowana. Nie odwróciła się, nie spojrzała na niego. Była przekonana, że to... zaraz, Grace?
    Spojrzał na drzwi naprzeciwko — faktycznie z kuchni wyłoniła się nie ruda, a blond czupryna. Nie doczekawszy się odpowiedzi, Florrie odwróciła główkę.
    Nie wiedział, na co czeka. Czy na uśmiech córki, czy na moment, w którym Grace go zauważy, ale gdy i to, i to w końcu nastąpiło, postawił miniaturowe buty na podłodze.
    — Zabieram ją, Grace.

    C

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie zrobi jej tego? Jej? Co on jej, do kurwy nędzy, robił? Nic. Nie mogła poradzić nic, a on pod żadnym pozorem nie mógł ustąpić. Wiedział, że Florence pójdzie z nim, drobne ciało młodej Starling i jej głupie przekonanie, że stawanie pomiędzy ojcem i córką coś jej da, cokolwiek.
    — Tato! — Usłyszał tylko i nie musiał nawet wiedzieć, że Florrie wygrzebuje się właśnie z koca, żeby do niego przybiec. Grace nie miała szans, a jemu trudno było jej współczuć. Sytuacja była dla niej niewątpliwie trudna, ale czuł się przez nią nieco zdradzony.
    Ich ojcowie trzymali się razem, razem zginęli. Nash próbował nawet przez jakiś czas kupić kuter ich ojca, żeby rozszerzyć trochę działalność, ale siostry Starling nie chciały go sprzedać. Co prawda, Connor przez ponad trzydzieści lat swojego życia nie był świadomy tego, że stary Lemmy, który uczył go fachu, był jego ojcem, ale przecież i tak pamiętał Grace jak łapała równowagę na nocniku. Pracował z jej ojcem. Nieraz czochrał jej tę blond czuprynę, mając świadomość, że mógłby być nie tylko jej starszym bratem, ale też i ojcem. A teraz? Teraz widział ją w komitywie z Ellen i nie był w stanie patrzeć na nią bez niechęci. Była mu coś winna. Choć trochę, kurwa, lojalności. Jak całe to jebane miasteczko. Wydali na niego wyrok, bez procesu, bez dowodu, bez szansy na obronę.
    — Florrie — mruknał tylko, rzucając na podłogę jej kurtkę i wyciągając do niej ręce —malutka.
    Trzymał ją w objęciach i było mu ciężko. Ciężko myśleć, ciężko oddychać. Nie miał planu, nie miał pomysłu, nie wiedział, co ma teraz robić i czy przypadkiem nie robi jej teraz krzywdy. Florence kochała matkę i kochała ten dom. Może robił źle?
    Nie. Nie robił źle. Odsunął ją od siebie z ciężkim sercem, żeby nałożyć jej kurtkę i pomóc przy butach.
    — Jutro wrócę po jej rzeczy —powiedział do Grace po chwili wahania, zapinając w pośpiechu rzepy przy małych, niebieskich traperach.
    Nałożył córce czapkę na uszy i złapał małą dłoń w ciepłej rękawiczce i zanim się odwrócił, żeby ruszyć w stronę samochodu, dodał jeszcze:
    — Powiedz Ellen, że może odwiedzać Flore, kiedy chce.

    C

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Dziękuję za powitanie :)
    Wątek jak najbardziej tak :D Pomysł...?Mmmm... Dante na przykład mógłby sobie ją upatrzyć wcześniej jako modelkę. On ma to do siebie, że jak na ulicy spotka kogoś odpowiedniego, to od razu pyta czy może zrobić zdjęcie. Więc można tak zacząć, jak co to odpowiada :) Oczywiście za takie rzeczy zwykle ludziom płaci. Nie żeby to od razu musiałoby być jakieś wyzywające zdjęcie XD ]

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  26. [Hej, hej :) Czy Theo może sobie z niej zrobić młodszą siostrę? Traktowałby ją w ten sposób, ona mogłaby przyjść powiedzieć mu o wszystkim, jednak to właśnie na Grace spadałaby robota z robieniem opatrunków Theodora, gdy ta ofiara zrobi sobie coś przy pracy. Jeśli pasowałaby Ci taka relacja to mogę zacząć wątek jakoś na tygodniu. Jak nie, to myślimy dalej ;)]
    Theo

    OdpowiedzUsuń
  27. [Możemy uznać i tak. :) Zacznę po powrocie z urlopu, powiedz mi tylko, czy to coś nie tak objawiło się jakoś specjalnie czy po prostu Grace chodziła trochę przygaszona, bardziej milcząca/zamyślona?]

    Mysie

    OdpowiedzUsuń

  28. Nie znosił zimna. Mimo, że padający powoli śnieg wyglądał pięknie i majestatycznie, kołysząc się na wietrze, przyprawiał go o drżenie. Mimo to, często wpatrywał się w jeden punkt, gdzieś daleko przed sobą, pozwalając swojemu ciału marznąć. Chłód potrafił wyciskać z oczu łzy, kiedy tak na poważnie zaatakował znienacka. Zatarł dłonie, starając się myśleć o czymś ciepłym i pozytywnym. Idąc w kierunku blżej sobie nie znanym, mijał ciekawych ludzi. Tubylców łatwo było poznać po butach na mocnej, gumowej i grubej podeszwie, ciepłych kurtkach i czapkach. Ci, którzy byli tu na wycieczce albo od niedawna, wciąż jeszcze mieli skrupuły by wyglądać modnie, gustownie. Jemu przeszło dwa dni wcześniej, kiedy uznał że piękny wełniany płaszcz, nie nadaje się na taką pogodę, przez co przemarzł do samych wnętrzności. Na zewnątrz nie pokazywał, że go to bawi. Jak on współczuł tym ofiarom mody, tuptającym w rajstopkach i butkach, rodem z paryskich wybiegów. Parsknął, widząc na ławce obściskującą się parę. Przez chwilę zastanawiał się nawet czy przypadkiem do siebie nie przymarzli. Chociaż mogło być gorzej. Mogli sobie przymarznąć do innych części ciała, a wtedy byłby wielki wstyd w szpitalu. Zachichotał pod nosem. Na prawdę, szczerze obawiał sie swojej wyobraźni. Zacisnął palce na obudowie aparatu. Zwykle nosił go przy sobie, zwłaszcza w takie dni jak te, kiedy majestat tego miasta wychodził na wierzch. Krążył po tej mieścinie raczej bez celu. Czasem udawało mu się znaleźć to czego chciał, ale zwykle wracał z niczym. To było najbardziej frustrujące. Wtedy miał prawdziwą ochotę by się spakować i wrócić tam gdzie jest ciepło.
    Poznał już te mieścine na tyle, by mniej więcej spodziewać się, gdzie może się rozgrzać. Zwykle wybierał kawiarnie. Tym razem nawet tam nie dotarł. Dostrzegł kogoś ciekawego. Kogoś z pomysłem, choć ona jeszcze pewnie o tym nie wiedziała. Przystanął i przyglądał się chwilę, czekając aż zwróci na niego uwagę. Dopiero kiedy spojrzała, uniósł nieco kąciki ust
    - Cześć. Mogę ci zrobić zdjęcie?

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  29. [Dopiero teraz, ale jestem! :D]

    Nigdy nie nadawał się na drwala. Wiedział to doskonale, łopata była bezpieczniejsza. Szczególnie w jego rękach. Nie miała chociaż czegoś na tyle ostrego, że dosyć łatwo mogła odrąbać głowę. Nic dziwnego, że Theodor od czasu do czasu wychodził z pracy z zadrapaniami. Była to ofiara jakich mało - o drzazgach nawet szkoda wspominać, każdego dnia musiał spędzać trochę czasu wieczorem na wyjmowaniu tych małych, wkurzających wrogów ludzkości. Jednak za coś musiał żyć. Nikt nie będzie pracował na dorosłego chłopa. Na całe szczęście nie musiał chociaż radzić sobie sam ze wszystkimi ranami.
    Puk, puk.
    Stał zziębnięty pod drzwiami. Przestępował z nogi na nogę, a jedną dłoń trzymał owiniętą w prowizoryczny bandaż, który już zdążył przemięknąć jego krwią. Pięknie, po prostu pięknie.
    Kiedy otworzyła mu jego młodsza siostrzyczka, jak to ją sobie sam ochrzcił, uśmiechnął się szeroko.
    - No hej... - zawahał się na chwilę, po czym z westchnieniem podniósł rękę do góry. - Przyda się pomoc - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. Jemu to by zajęło wieki, zaś Grace była na tyle sprawna, że pięć minut i po sprawie. Do tego przyjemnie się z nią rozmawiało i zawsze mógł się poskarżyć na nadopiekuńczą sąsiadkę.

    Theo
    Myślę, że długość jakoś sobie dopasujemy w trakcie :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Mysie bardzo uważnie dobierała swoich bliskich. Nie była przesadnie nieufna ani nie unikała towarzystwa z uporem maniakalnego osła (no, może jedynie tego irytującego i męczącego, jak marudni turyści czy z ławki pod kościołem wodzące zgorszonym wzrokiem starsze panie), ale nie czuła też potrzeby bycia rozchwytywaną na wszystkie strony i utrzymywania wokół siebie wianuszka fałszywych przyjaciół. Każda relacja wymagała odpowiednio dużej ilości czasu, zaangażowania i serca ― pierwszego zawsze nie starczało, z drugim nie lubiła się przedwcześnie uzewnętrzniać, a trzeciego zwyczajnie było za mało, by mogła pomieścić w nim więcej niż parę osób spoza klanu Ayersów. Czy była wybredna? Może trochę. Nade wszystko jednak nie lubiła troszczyć się o ludzi niewartych jej troski i zrozumienia, a żeby na nie zasłużyć, trzeba było poświęcić brunetce wiele własnej energii. Tak, była zachłanna i trudna w obejściu, ale nie uważała, żeby na dłuższą metę cierpliwemu i uczciwemu człowiekowi wysiłek ten się nie opłacił. W żadnej mierze nie chodziło tu o jej wydumane poczucie własnej wartości i przerośnięte ego ― zdawała sobie sprawę (przynajmniej w części) z własnych wad i daleka była od przekonania, że to, co ofiarowują jej inni ludzie, należy jej się z tytułu urodzenia. Z tytułu urodzenia nie należało jej się nic. Ale gdy już otrzymała wystarczająco wiele, była w stanie dać jeszcze więcej. Wszystko albo nic. Dokładnie tak, jak została nauczona kochać i żyć. Dokładnie tyle, ile sama otrzymała od rodziny strażaka o wielkim sercu, który prawie już trzy dekady wstecz podjął decyzję o adoptowaniu znalezionego przezeń w opuszczonym obozowisku niemowlęcia, którego biologicznych rodziców nie udało się odnaleźć.
    Grace Starling była dziwnym przypadkiem i Mysie nie do końca wiedziała, co powinna z nią począć. Sposób bycia tej dziewczyny był dla Ayers zaskakująco niezrozumiały, jednocześnie mając w sobie coś, co sprawiało, że brunetka nie potrafiła jej tak po prostu odepchnąć. Nie trzeba było dyplomu z fizyki jądrowej, by przy odrobinie dobrej woli po uważniejszej obserwacji zrozumieć, że rozgadanie i śmiech drobnej blondynki nie do końca i nie zawsze bywały autentyczne. Mysie nie była pewna, ile w tym wciąż nieukończonej żałoby po zmarłym ojcu, a ile skutków wojen toczonych ze starszą siostrą, mimo to nie zamierzała naciskać na młodą Starling, jedynie słuchała tyle, ile dziewczyna czuła potrzebę jej powiedzieć. Nie pojmowała jednak zachowania Helen, jakże otwarcie odwracającej się od młodszej siostry w chwilach, kiedy ta ewidentnie potrzebowała jej najbardziej. Ayers, jak mało kto doceniająca możliwość posiadania takowej, rodzinę uważała za najświętszą wartość. Ludzie, którzy nie winni jej byli niczego, zupełnie bezinteresownie postanowili dać jej wszystko ― dom, ciepło, miłość ― mimo że nikt z nich nie mógł mieć pewności, czy kiedykolwiek zechce im się za to odwdzięczyć, czy jakkolwiek doceni ich starania. Doceniła dwakroć bardziej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Dlatego tym bardziej nie potrafiła znaleźć zrozumienia dla jednostek, które mimo faktu powiązania więzami krwi, dobrowolnie odrzucały to, co jej dostało się niejako w kredycie. Latami mozolnie pracowała, aby go spłacić, ale wiedziała, że nie starczy jej życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy nad ranem mijała Grace w porcie, nieszczególnie przejęła się jej markotną miną i nogami kierującymi się najprawdopodobniej ku ojcowskiemu kutrowi. Każdy miewał gorsze dni, potrzebował odrobiny samotności, odpoczynku od świata i wścibskich, wszędobylskich sąsiadów, którzy zawsze wiedzieli lepiej, co jadłaś dziś na śniadanie. Mysie wiedziała o tym doskonale, samej nie raz tracąc cierpliwość, której zresztą nigdy nie miała w nadmiarze. Gdy jednak przez kilka kolejnych godzin Gracie nie zawitała w jej progu ze swoją zwyczajowo roześmianą buzią, brunetka zaczęła się niepokoić. Luty nie rozpieszczał temperaturami, nie sądziła też, by od lat nieużywany kuter miał sprawne (o ile jakiekolwiek) ogrzewanie. Na ile mogła upewniła się, że dziewczyny nie ma na jego pokładzie, a potem sprawdziła co bardziej strategiczne punkty w miasteczku ― sklep, BnB, pocztę, bibliotekę. Młodej Starling jak nie było, tak nie było. Konfrontacji z Helen Mysie nie chciał ryzykować, cofnęła się więc do chaty dziadka po kilka rzeczy i udała się w ostatnie miejsce, w którym spodziewała się spotkać blondynkę. Liczyła, że się nie pomyli i znajdzie wreszcie Grace, bo nie uśmiechało jej się wszczynanie alarmu na pół wioski tylko po to, by przekonać się, że dwudziestodwulatka zaszyła się gdzieś w lesie.
      Dym unoszący się znad wąskiego kominka opuszczonej chatki na zboczu góry jasno potwierdził, że miała rację.
      ― Nie lubię, kiedy testerzy mi zwiewają, Gracie ― niby to beztrosko oznajmiła zamiast przywitania, jeszcze w progu strzepując śnieg z butów i nogawek. Rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu, szukając swojej zguby, a gdy wreszcie dostrzegła dziewczynę siedzącą przed kominkiem, bezgłośnie odetchnęła z ulgą. Odplątując z szyi gruby szal, podeszła do blondynki, siadając obok niej. ― Aroniówka. Z pierwszego miotu. Spróbuj. Muszę wiedzieć czy nadaje się do puszczenia w obieg ― zachęciła, podając Grace błyszczącą piersiówkę.

      [Wybacz to potworne opóźnienie, teraz będę lepiej pilnować terminów i mam nadzieję, że wątek wciąż aktualny.]

      Mysi

      Usuń