A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Czasami nie chodzi o to aby zmieniło sie na lepsze

Dante Kurtz


35 lat Jedyny Pilot w mieście Właściciel Peu

Nikt nie wie tak naprawdę, jak wiele było w tobie niechęci do życia, jak często chciałeś odciąć się od ludzi, gdy jedyne co w tobie wzbudzali to wściekłość. Nie ma na świecie osoby, która byłaby świadoma, jak bardzo czasami nienawidzisz życia, a dokładniej od momentu, kiedy cofnięto cię z czynnej służby. Bycie cywilem dla kogoś, kto od zawsze chodził w mundurze, który przy boku miał broń, a najczęściej zasiadał za sterami myśliwca typu Raptor to prawdziwa katorga. Przywyknięcie do przeciętnego życia, bez tej dawki adrenaliny, jest skrajnie trudne, a ty przez rok zawaliłeś to prawie w całości. Wiedziałeś, że pewnego dnia skończy się twoja zabawa w wojowanie i nadstawianie karku za tych, którzy wydawali rozkazy z bezpiecznego miejsca, lecz nie sądziłeś, że wszystko zakończy się przez durne testy psychologiczne po jednej z akcji. Cała frustracja wyszła wtedy na wierzch, pierwszy raz w życiu załamało się w tobie zbyt wiele barier, jakie same stawiałeś. Teraz więc skończyłeś tutaj, pośrodku niczego i od półtorej roku nie usłyszałeś zwrotu poruczniku przed swoim nazwiskiem. Nie narzekasz jednak, urok miasta ciągle cię zadziwia i zachęca do życia. Nie czujesz już potrzeby, by stąd wyjechać, by szukać sobie miejsca na ziemi, bo już je znalazłeś. Nikt cię tutaj nie zna, takiego jak byłeś, poza jedną nieistotną już tak osobą i nikt nie ocenia przez pryzmat wszystkiego, co zrobiłeś w przeszłości.
I tylko męczysz się w ciszy, szukając pocieszenia w fakcie, że On cierpi bardziej i skończył gorzej.

________________________________________________
Stara postać w nowym wydaniu, lecz tak samo nie stabilna. Może i ktoś go już gdzieś widział. Na wizerunku tym razem pan Pedro Soltz, znaleziony przypadkiem. Każdy pomysł na wątek akceptowany, więc pisać śmiało. Za to lepiej uważać na powiązania, bo z tym gościem lepiej nie mieć zbyt zażyłych relacji ;p 
NIE ODPISUJE PO KOLEI. PISZĄC W PÓŹNYCH GODZINACH, WYBIERAM TE ŁATWIEJSZE DLA MNIE.

51 komentarzy:

  1. [♥ Ty już dobrze wiesz, że moja miłość do Dana jest niezmierzona i sprytnie to wykorzystujesz :D]

    H.

    OdpowiedzUsuń
  2. [ To zrobimy tak, że Dante będzie udawać psa, a Charlie będzie mu rzucać patyk. W końcu każdy pomysł na wątek akceptowany :P A teraz na serio. Witam i życzę dobrej zabawy, jeśli masz ochotę, to zapraszam również do siebie :) ]

    Charles Moore

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Jestem przekonany, że taki wątek wzbogaciłby nasze pisarskie doświadczenie. Straciłem tylko pół minuty czasu na wymyślenie tamtego ideału. Możemy jednak pomyśleć nad czymś innym, znaj moją dobroć, ale to Ty musisz wymyślić nam powiązanie. Nie lubię zaczynać znajomości od zera, więc znać się muszą. Z Charliem można wszystko. Ja później ogarnę wątek :P ]

    Charles Moore

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ciekawa kreacja postaci i zarazem bardzo dobra, ale tego chyba nie muszę specjalnie dopisywać, bo to mówi samo za siebie. Nie potrzeba tutaj nawet niczego więcej dodawać c:]

    Jerome Yates

    OdpowiedzUsuń
  5. Mike miał lekki sen albo nie zasypiał wcale i choć ignorował przyczynę stanu lękowych, które pojawiały się po zamknięciu oczu, wmawiając sobie, że tak nie jest, zmęczenie odbijało się na nim coraz częściej i nawet dobra kawa, którą czasem Dan przywoził z poza miasteczka nie posiadała już tak szybkiej zdolności reanimacji, jaką miała kiedyś. Dziś śnieżyca rozszalała się za oknem, więc szansę na zaśnięcie zniknęły bezpowrotnie. Najpierw długo wpatrywał się w zacieki na suficie, które zdążył dogłębnie poznać po spędzeniu w tym miasteczku półtorej roku. Nasłuchiwał uważnie tego, co działo się na zewnątrz, jak śnieg i wiatr bezlitośnie uderzyły o dach i okna, które zgrzytała złowieszczo, jakby miały się zaraz poddać i wylecieć z zawiasów, co może wcale nie byłoby takie złe. Śnieżyca w sypialni to zawsze jakaś atrakcja. Potem zerknął przelotnie na chrapiącego obok mężczyznę, choć jego rysy twarzy przez wszechobecną ciemnością były niewyraźne, ledwo widoczne i po upewnieniu się, że śpij jak suseł, a nie symuluje, opuścił względnie ciepłe łóżko, nie widząc sensu kiszenia się w nim. Zignorował chłód, który przeszył go na wylot i poszedł do kuchni, klnąc na zgrzytające i uginające się pod ciężarem gołych stóp deski. Pożałował, że nie zainwestował w nowe papcie, gdy drzazga wbiła mu się go nogi, ale już trudno. Po pojawieniu się w małym, dość ciasnym pomieszczeniu, zapalił świeczkę, bo przez warunki atmosferyczne prąd znów wysiadł i trudno było się temu dziwić. Usiadł na meblu w postaci kulawego krzesła, zgarniając ze stołu paczkę papierosów, która mogła być jego, ale równie dobrze należeć też do Kurtza, ale miał to gdzieś. W tym domu nikotyny nie brakowało. Wyciągnął jedną używkę, włożył do ust zapalił ją i zaciągnął się, odchylając na krześle. Na jego ustach pojawił się niewyraźny grymas, gdy poczuł ulgę, mimo że wiedział, że zaraz zniknie, nawet jeśli będzie ją sztucznie podtrzymywać, usiłując wypalić całą paczkę naraz. Wzdrygnął się, słysząc jakiś ruch w domu, ale zrzucił od razu winę na to, co działo się z pogodą i odetchnął. Jeszcze jakieś dwa lata temu z kawałkiem nie przepuszczał, że wyląduje na tym zadupiu, z dala od cywilizacji, gdzie każdy o każdym wie wszystko i tak bardzo się do tej wioski przywiążę. Zagrzeje tu na stałe. A teraz te myśli często pojawiały się i nie chciały odejść, mimo że przecież wiele razy mówili, że to tylko tymczasowe rozwiązanie, forma odpoczynku od tłocznych, toksycznych miejsc, które z reguły ich otaczały. Teraz nie poruszali tematu zmiany lokum, choć obu ich na początku trafiał szlag, bo przywykli do tego, co oferowały im poprzednie życie, które teraz nawet już nie należało do nich. Roztrząsanie tego co było nie miało sensu. Wiedział jak Kurtz się złościł na samą wzmiankę o tym, a on sam też przecież nie miał nerwów ze stali i dużo włożył wysiłku w to, by nie pęknąć jak bańka mydlana. Wysiłek jak widać się opłacił. Wiedli niemal normalne życie, choć nadal nie brakowało w nim spin.

    Havoc

    OdpowiedzUsuń
  6. Przez całkowite zamyślenie nawet nie usłyszał, kiedy współlokator pojawił się w drzwiach. Wzdrygnął się słysząc znajomy głos i poprawił się nerwowo na krześle, o mały włos się razem z nimi nie wywracając. Wolał żeby Kurtz nadal spał, bo nie miał ochoty na egzystowanie z nim teraz, gdy stare rany lekko się otworzyły, wprawiając w byłego podporucznika w podły nastrój, choć z drugiej strony płakanie nad rozlanym mlekiem było szczytem głupoty i ujmą na jego honorze. Mimowolnie zaśmiał się na uwagę Dana, która jednak nie pozostawiła na nim dłuższego wrażenie. Za często to słyszał, by reagować irytacją, która zwykle towarzyszyła ludziom, gdy wypominano im nałóg, a oni udawali, że wcale go nie ma. Był świadom tego, że papierosy czasem zastępowały mu powietrze i coraz częściej trudno było mu się z nimi rozstać. I mimo że Dan zagroził parę tygodni temu, że nie przewiezie mu nowych, gdy w takim tempie będzie je kończył, nie wziął sobie tego do serca. Kurtz po prostu musiał to zrobić. To leżało w dobrym tonie i jego cholernym obowiązku. Miał w końcu niemały dług do spłacanie i chyba dobrze zdawał sobie sprawę, jak ciężki w obyciu był i jak długo zajęło Mike’owi doprowadzenie go do używalności.
    - Ty za dużo marudzisz i jesteśmy kwita - odparł, jednym okiem zerkając na mężczyznę, by po woli dokończyć papierosa, bo już dobrze wiedział, co temu palantowi chodziło po głowie i mimo że mógł udawać, że jest inaczej, nie bawiło by go teraz drażnienie się z Niemcem. Był pewnie wystarczająco rozdrażniony tym, że musiał ruszyć swoje rozleniwione dupsko z wyrwa i go poszukać. - Zaproponujesz coś? - zapytał i wyrzucił niedopałek do puszki, która leżała na stole i stanowiła pamiątkę po ich wczorajszej libacji, coby uczcić fakt, że śnieżyca zwalniała ich z pójścia do roboty, bo nikt nie był chyba na tyle głupi, by wychylić łeb za drzwi. Pizgała tak bardzo, że nawet głowę mogło urwać.
    Wstał i rozciągnął się, zerkając czy obrączka leży na palcu i Krutz nie wymyślił czegoś na pozbycie się jej, gdy Havoc wczoraj stracił czujność. Wyminął go zgrabnie w drzwiach, mimo że Niemiec zajął ich prawie całą powierzchnie swoim cielskiem.

    H.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Rumień się – śmiało :D Już wiesz, że go nie przepije! A jeśli dalej w to wierzy... cóż, nie wie z kim tańczy.]

    Jerome

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hmm, trochę on taki nieprzyjemny się wydaje, a Hattie takie osoby jeszcze chętniej chciałaby zarazić swoim optymizmem i uśmiechem :) W każdym razie, cześć i czołem! Witam na blogu, życzę miłej zabawy, wielu wątków, a w razie chęci zapraszam do siebie :)]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  9. Mógł się bez żadnych ceregieli wywinąć z objęcia porucznika, ale celowo tego nie zrobił, ciekawy tego co ten imbecyl zrobi, gdy otrzyma pewność i tymczasową władzę nad nim. Był zdziwiony, że porywczość i niecierpliwości Dana została przez niego pokonana; kiedyś nie miałby oporu, by jak najszybciej położyć kropkę na „i” i uprzeć się na swoimi, a nawet wymusić na Havocu swoje zdanie, które z reguły Mike’a gówno obchodziło. Spiął się trochę, słysząc pytanie, którego miał nadzieję nie usłyszeć, ale szybko się zreflektował, by ten debil nie wyczuł, że jest coś nie tak i nie zainteresował się bardziej tematem. Mimo bliskości, która bądź co bądź ich łączyła, nałogowy palacz nie miał ani ochoty, ani też nawet zamiaru dzielić się z Kurtzem swoimi obawami, bo w końcu nigdy żaden z nich nie był skory do takich rozmów, a przełamanie znów tej bariery mogło by stać się niebezpieczne. Nadal wydarzenia sprzed paru lat się w nim tliły, na zepchnięcie ich na dalszy plan obaj potrzebowali więcej czasu.
    - Miałem ochotę na papierosa - odpowiedział krótko, bo wytłumaczenie, że nie może spać przez hałas nie przeszedł by mu przez gardło i pewnie też zostałby skomentowany śmiechem rozbawienia przez Kurtza, w końcu nie w takich warunkach już zasypiali obaj, gdzie natężenie dźwięku przekraczało ustanowione normy. - Kto by pomyślał, że Dante Kurtz może wykrzesać z siebie choć odrobinę czułości - mruknął ciut złośliwie, czując jak ciepło go powoli zalewa, a drażniące zimno zostaje powoli odpędzone. Nagrodził go cichym westchnieniem, gdy usta Niemca skonfrontowały się z jego skórą i wykrzywił usta w krzywym grymasie na kształt uśmiechu. – Wracajmy do łóżka – podsunął na tyle cicho, że sam nie był pewny, czy ta propozycja padła z jego ust, ale był natomiast pewny, że nagie stopy mu zaraz odpadłą pod wpływem zimnych desek i o ile z amputowaną ręką dało się wieść w miarę normalne życie, o tyle wątpił, że poradzi sobie tak dobrze bez nogi, albo dwóch.

    H.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ja to bym tu widział szerokie pole do popisu w jakichś powiązaniach, tak myślę. Zapraszam do Philipka, jeśli jest ochota.]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Hej! Jak długo Dante jest w miasteczku? Rok, dwa...?]/ Olivia

    OdpowiedzUsuń
  12. [To mój pomysł nie wypali, damn. Może ty masz jakiś pomysł?]/ Olivia

    OdpowiedzUsuń
  13. [Żeby znali się przez jej męża. Nie dobrze, ale z imienia i nazwiska. W sumie, to mogłoby ich do siebie ciągnąć kilka miesięcy po jego śmierci, ale ona nie byłaby w stanie myśleć jeszcze o jakichkolwiek związkach, czy nawet fizycznej bliskości z innym mężczyzną. Chyba, że Dante chciałby do niej smarować cholewki :P ]/ Olivia

    OdpowiedzUsuń
  14. [No jeśli chodzi o Philipka, to już jak Tobie pasuje. Dostosuję się, bo nie wiem do końca, jakie podejście może mieć Twoj pan dokładnie :)
    Zapraszam też/lub do Mary Joanne, w końcu na pewno znają się z pracy.
    Także do wyboru, do koloru - on, ona, oboje - ja jestem do usług.]

    Philip/Mary Joanne

    OdpowiedzUsuń
  15. [W sumie, nawet bardzo chętnie bym poprowadziła jakiś wątek, szczególnie, że Dante wydaje się być dosyć charakterną postacią. Masz pomysł na jakąś relację między nimi czy mam kombinować?]

    Jilly

    OdpowiedzUsuń
  16. [A ić, psuju... xD Hę? Grozisz mi? ;o Nie chciałabym nic pisać, ale to się może źle dla takiego pewnego siebie alkusa skończyć! I to już niebawem...]

    J.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Jest logiczne. Jeśli ich relacja nie zepsułaby Ci koncepcji postaci, to mogli zacząć ze sobą kręcić. To on wyciągnęła by go, żeby razem z nią i starymi znajomymi napił się piwa w pubie, to znowu on zaproponuje wspólne obejrzenie jakiegoś filmu. Może taka zabawa w kotka i myszkę? Nie są znowu tacy starzy, żeby wszystko brać na poważnie. Mógłby jakiegoś popołudnia ją odwiedzić, stwierdzając że nie ma lotów, ani nie ma co robić i tak jakoś miał po drodze, co ty na to? Zaczniesz? :D]/ Olivia

    OdpowiedzUsuń
  18. [Hm... To zależy czy wolisz, żeby się znali, czy też nie. Bo jeśli nie, to można zacząć wątek tym, że Dante dostaje mandat od Jilly. Jeżeli tak, Jill pewnie by z nim darła niesamowite koty, choć wiadomo, że jakieś tam ewentualnie fizyczne przyciąganie mogłoby być. Ale wiadomo... Honor i duma na nic nie pozwalają.]

    Jilly

    OdpowiedzUsuń
  19. [Boję się Fifiemu robić trójkąty, czworokąty i inne pięciokąty na razie, więc pewnie nastawiałbym się na to, że kiedyś tam się razem przespali, o, a potem jakoś stracili kontakt. Mogą się zetknąć w barze albo w pracy u Philipa, bo każdy choruje, nawet taki Kurtz w końcu, nie? No. Więc zaczną rozmawiać i wyjdzie z tego zwykła, kumpelska pogaducha, która na niczym niegrzecznym się kończyć nie będzie. Na razie wystarczy, myślę. :)
    Gdyby jednak Dante wolał coś normalnego, bez łóżkowych przeszłości i miał dość ciepłych panów, nadal zapraszam do Mary, znajomość z pracy niekoniecznie musi być nudna :D]

    Philip

    OdpowiedzUsuń
  20. [Tak, coś takiego. By się trochę ze sobą przyjaźnili, a resztę możemy zostawić otwartą. Bez mocniejszego ustalania.
    P.S. drugi komentarz chyba nie do mnie ;) ]/ Olivia

    OdpowiedzUsuń
  21. [Jak nie będą w stanie się podnieść to zawsze mogą się kopać i bić z podłogi – siła przyciągania jest zbyt mocna, rozumiesz... XD]

    J.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Zastanawiam się i zastanawiam w jakich okolicznościach mogliby się spotkać i w ogóle. Hmm, może mogłaby go spotkać w barze? Mogłoby być południe, a on siedziałby samotnie, pijąc coś mocniejszego, wtem wpadłaby do baru Hattie, aby napić się soku i pogawędzić z barmanem, ale widząc Dantego, którego jeszcze mogłaby nie znać, przysiadłaby się i starała się go jakoś rozweselić czy coś :)]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  23. [O, to jest dobre, mógłby prosić Philipa o załatwienie recept na prochy, albo ogólnie już mu to raz czy dwa załatwił i potrzebuje kolejnej takiej przysługi. Widzisz, to byłoby fajne. Mogę prosić cię o zaczęcie? Z Mary pokminimy w takim razie innym razem, odezwę się jak myślę jakiś fajny pracowniczy wątek. :)]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Ona już tak ma, zaczepia każdego, nawet nieznajomych :D Zaczniesz czy na mnie spada ta powinność? :)]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  25. [Jak będę miała chwilę czasu to postaram się coś zacząć :)]

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  26. [Haha, dobra, postaram się już coś zacząć, to będzie taki mój prezencik na święta :)]

    W zeszłym roku w okresie przedświątecznym i noworocznym ludzi, którzy kotłowali się w kolejce do lekarza było mnóstwo. Philip miał szczerą nadzieję, że w tym roku to się zmieni i chyba był grzecznym chłopcem, bo pod choinkę to życzenie mu się spełniło.
    Przez cały dzień było zaledwie kilka osób od rana, licząc razem matki z dziećmi, więc nie było tragedii. Mógł spokojnie dojadać ciasta, które matka spakowała mu ostatnim razem, kiedy odwiedził rodziców, przeglądając leniwie dokumenty, którymi zajmie się jeszcze nie dziś i zerkając na odpalony program w zawieszonym na ścianie telewizorze. Co jakiś czas zamienił z doktorkiem dwa, trzy słowa, ale koniec końców powracali do swoich spraw.
    Kompletnie zapomniał, że jakiś tydzień temu podsunął do podpisania recepty, które nieładnie sam wydrukował, korzystając z dostępu do bazy. Teraz leżały na dnie szuflady, wciśnięte pod paczkę niezjedzonych, niedobrych czekoladek, zapomniane i opuszczone.
    Zabrzmiał dzwoneczek, ten irytujący mały gnojek, zawieszony nad drzwiami tydzień czy dwa temu, informując, że właśnie ktoś wszedł do przychodni. Philip uniósł lekko głowę, obserwując, któż tym razem uraczył go swoją obecnością i już szykował się do szukania po kartach pacjenta, kiedy rozpoznał znajomą twarz.
    - No proszę, kogo moje oczy widzą... - wymamrotał, zdobywając się na uśmiech. - Od razu dzień piękniejszy.

    Philip

    [Nie jest to najlepsze, ale już za późno na poprawianie, szczególnie po tylu tonach jedzenia, które mam w sobie i chyba przeszkadzają w myśleniu :D]

    OdpowiedzUsuń
  27. Mike nie był na tyle głupi, by myśleć, że zamydlił pilotowi oczy, ale też nie miał zamiaru prostować przyczyny tego, dlaczego nie było go w łóżku, więc przemilczał to i zaakceptował z wdzięcznością fakt, że ten imbecyl nie drążył temu. Wślizgnął się do łóżka zaraz za nim, przytulając się do niego trochę, by zgarnąć od niego trochę ciepła i udobruchać go. W ramach złośliwości przejechał stopą po ciepłej nodze Dana, wiedząc jak ten zareaguje na to, że chłód, mimo wysokiej temperatury pod kołdrą, do niego zapukał.
    - Czemu ty zerwałeś się z łóżka? - zapytał, układając się tak, by móc bezkarnie patrzeć się na Kurtza, choć ciemność nie pomagała w tym ani trochę, widział zaledwie ledwo widoczne kontury znajomej twarzy, która wyjątkowo nie była trawiona przez akt złości. Wykrzywił usta i zaśmiał się ochryple, nie mogąc sobie tego darować, bo Dan wyglądał korzystanie, gdy nie otaczała go nienawiść i wściekłość. Rysy mu trochę złagodniały, odejmowały parę lat. Musnął go krótko, acz stanowczo w usta, łapiąc na ułamek sekundy dolną wargę Niemca w zęby, ale zaraz ją wypuścił. Może powinien pomyśleć o tym, by jednak zmusić się do snu i odgonić od siebie lęk, który nabawił się na ostatniej swojej wojskowej misji w życiu i skupić myślenie na czymś przyjemniejszym, czymś co nie krążyłoby w wokół tego pieprzonego piekła, który zaserwował i mu, i Kurtzowi niezły zastrzyk niemocy i bólu. Chyba nadal żaden z nich się z tego naprawdę nie otrząsnął, łapiąc się każdej możliwej deski ratunki, a Mike wątpił, że kiedykolwiek się z tego obudzi, mając na wyciągnięcie ręki tą cykającą bombę nastrojów, które w jednej chwili mogła być milusia jak do rany przyłóż, a w drugiej wybuchnąć.
    - Jest druga w nocy - zauważył po chwili. - Może do jutra przestanie i wróci światło, więc nie śpiesz się - powiedział, bo chyba nie do końca chciał, by ciemność została przerwana. Nie był gotowy, by oglądać jego wredną gębę, bo wiedział, że teraz emocje, które się w nim tliły, miał wypisane w oczach, na twarzy i Dan natychmiast odszyfrowałby je, co doprowadziłoby do skakania sobie do gardeł i pogłębienie podłego nastroju. - Nie psuj atmosfery. - Zaśmiał się, choć chyba nie było w tym krzty radości, za to zaśmierdziało histerią i miał nadzieję, że Kurtz machnie na tą ręką, albo łaskawie uda, że dopadła go tymczasowa głuchota i nie usłyszał. - To masz coś ciekawszego do roboty niż zatruwanie się? - zainteresował się szybko, by zmienić temat, choć już dawno wiedział, co było tolerowaną rozrywką dla Niemca, gdy wszystko łącznie z pogodą się zbuntowało i zostali skazani na własne towarzystwo.

    Mike

    OdpowiedzUsuń
  28. Havoc też tęsknił za starymi czasami, które wrócić już nie mogły i łezka w oku się czasem kręciła, gdy pomyślał, co wyprawiali, mając jeszcze mleko pod nosem, ciągle się kłócąc, wyzywając, prowokując i koniec końców lądując w łóżku, pieprząc się, aż obaj nie opadli z sił. Czuł ukłucie w sercu na myśl o tym, że powrót do tego jest skazane na klęskę. Szczenięce lata już z nich wyparowały, dojrzeli, a może po prostu przyzwyczaili się do tego, że mają siebie. Kurtz nie dotykał go już tak jak kiedyś, łapczywie, napawając się do obrzydzenia każdym jękiem, zabawiając się w dyktatora, dominując na milion sposobów, czasem sprawiając taki ból, że Havoc z miejsca miał ochotę go wypieprzyć za próg z biletem w jedną stronę. Teraz byli rozważni, pilnowali się nawet za bardzo, by nie palnąć czegoś w towarzystwie drugiego, ostrożność stopniowo zmieniała się w przykry obowiązek, a wszystkie przywileje, które kiedyś czerpali, będąc ze sobą, znikały. Może powinni odpuścić, odpocząć od siebie, ale Mike nie miał wystarczająco siły, by odprawić Niemca z kwitkiem. Był mu potrzebny do prawidłowego funkcjonowania, do oddychania, chyba tylko dzięki niemu nie zwariował, stanął na nogi, nie załamał się, nie pokazywał słabości tak otwarcie, jak Kurtz, kiedy był w totalnej rozsypce, gdy został zwolniony po zawaleniu testów psychologicznych. Po dziesięciu razach przestał liczyć, ile razy zbierał Niemca totalnie pijanego z baru, ile razy uderzył go w twarz, ile nabił mu siniaków w ramach motywacji i ile sam oberwał, gdy ten chciał się bronić, a potem przez pół nocy wył z bezradności, chcąc zejść mu z oczu, scalić się ze ścianą. Życie wtedy uciekało mu na rozmyślaniu, czy Kurtz sobie nic nie zrobi, jeśli spuści go z oczu na parę minut, czy nie zastanie go wiszącego z sufitu, gdy wróci ze sklepu ze świeżym chlebem na śniadanie. Wiedział, że wtedy coś w Danie pękło, przekroczył granicę, a Havoc mu się nie dziwił. Wszystko, na co harowali, rozpadło się na ich oczach i nic nie mogli na to poradzić.
    - A ja mam - wymruczał, czując zmianę w zachowaniu Dana. Musiał go czymś zająć, by znów jego myśli nie powędrowały do tego, co było, bo wiedział, jaki wtedy stawał się drażliwy, kłótliwy, skory do bójek, a nie chciał dziś znosić jego humorków. - Jest mi cholernie zimno i chcę byś mnie rozgrzał - odparł, a w ramach zachęty pocałował go mocno, by dać mu dogłębnie do rozumienia, co Mike'owi chodziło po głowie, żeby nagle nie wyjechał z chęcią zapalenia w kominku i pokrzyżował plany Havoca na zduszenia emocji Niemca w zarodku. Powędrował jedną dłonią do wrażliwego punktu na ciele Kurtza, by zacisnąć na nim dłoń i uśmiechnąć się drapieżnie, choć sporo ryzykował, jeśli pilot wkurzy się za takie zagranie i postanowi się na nim wyżyć.

    Mike

    OdpowiedzUsuń
  29. Havoc zaśmiał się na komentarz Krutza, poniekąd po to, by odwlec odpowiedź, bo i tak jej nie znał, a poniekąd po to, by podnieść temu imbecylowi trochę ciśnienia. Zbyt wiele się zmieniło, by o tym dyskutować, zbyt dużo poświęcili, ale przecież stracić mogli jeszcze więcej. Byli tu razem, prawie w jednym kawałku i to się powinno liczyć.
    - Impotencja cię dorwała - mruknął, dławiąc w sobie chichot, bo Kurtz był nie tylko w chujowej kondycji psychicznej, ale fizycznej też. Havoc nigdy nie przepuszczał, że stęskni się za tym aroganckim, wiecznie nie wyżytym gnojkiem, jaki kiedyś Niemiec był, marząc by wykrzesał z siebie odrobinę czułości, delikatności, a teraz nią rzygał, nie poznając w ogóle tego palanta. - Zamiast wpieprzać psychotropy, zainwestuj w viagrę- poradził, chcąc go wyprowadzić z równowagi, wkurzyć, zmusić do działania. Mógł zrozumieć, że poprzestawiało mu się w mózgu do tego stopnia, że stępił się trochę, a środki anty-depresyjne go wyciszyły, ale przecież zawsze był potencjalnym psychopatą, który już dawno powinien skonsultować się z psychiatrą, dlatego Mike nie mógł zrozumieć, dlaczego ten skończony cham jest teraz taki słaby, bezsilny w dziedzinie, w której zawsze dominował.
    Podparł się na łokciach, by pocałować go ostro, wbić zęby w dolną wargę, wepchać język w rozchylone usta, a dłoń znów zacisnąć na drażliwym miejscu, które nie reagowało jak zawsze.
    - Zmiękłeś, Dan - wychrypiał mu w usta z wyraźnym rozbawieniem. – Od kiedy jesteś taką pizdą? – zainteresował się, bo zryta bania nie miał tu nic do rzeczy, stres też nie. Ten skończony idiota po prostu stworzył sobie jakąś barierę w głowie, którą teraz nie potrafił pokonać i Havoc nijak wiedział, jak ją pokonać. Żeby chociaż znał źródło tego. – A myślałem, że to ja jestem w dwóch kawałkach, ale najwyraźniej to ty straciłeś jaja – burknął. Rozczulenie się nad tym czubkiem było najgorszym błędem, którego można popełnić. Takiego to trzeba kopnąć w dupę, nawet mentalnie, by się ogarnął, pozbierał, a Mike wiedział to najlepiej.
    Odepchnął go lekko, kładąc się znów, nie zapominając oczywiście o pogardliwym spojrzeniu, którym obdarzył mężczyznę. Wiedział, że to co powiedział, było gówniarskim zagraniem, ale słowa zawsze najlepiej działały na Niemca.

    Mike

    OdpowiedzUsuń
  30. Havoc nie miał zamiaru bezczynnie siedzieć, a w tym wypadku leżeć i pozwalać, by ten imbecyl okładał go pięściami, dlatego zareagował po drugim uderzeniu, wbijając mu zdrowy łokieć idealnie w mostek, bo ten awans na worek treningowy Krutz mógł sobie w rzyć wsadzić.
    - Bijesz się jak baba – wyśmiał go i oblizał krew z ust, która skapywała z uszkadzanego, ale na szczęście nie połamanego nosa. Ten komentarz był nie na miejscu, bo krzepę w rękach nadal Niemiec posiadał w nadmiarze i pewnie jeszcze parę ciosów i stłukłby Havoca na kwaśne jabłko, do nieprzytomność, a potem przez pół nocy składał do kupy, ale przecież były podporucznik nie mógł tego przyznać na głos, w obawie, że ten dureń popadanie w samozachwyt, albo znów zacznie biadolić od rzeczy i emować w kącie. - I jesteś tępą pizdą i ciągle łapiesz się na te same słówka, przygłupie - mruknął w ramach sportu, obnażając zęby w paskudnym, drapieżnym uśmiechu, zadowolony z efektu swoich działań. Nie miał zamiaru być jego dłużnikiem w obelgach i spaść w rankingu złośliwości, nawet jeśli ten drań faktycznie teraz miał nad nim przewagę, przynajmniej fizyczną, bo proteza już nie działa tak dobrze, jak na początku i się zacinała, zresztą to dania mu po mordzie też się nie nadawała. Rozpadła by się na tym pustym łbie. Mike nie mógł tak ryzykować i tak wydał na nią majątek, więcej niż na cokolwiek w swoim życiu, a na kolejną nie było go już stać, dlatego poniekąd był wdzięczny Danowi, że nie próbował się z nim szarpać bardziej. – Werwa wraca wrakowi? – zakpił, gdy Kurtz swoją dawną, typową agresją zaczął się do niego dobierać, a Havoc zadziwiająco nie protestował. Brakowało mu tego zadziornego, agresywnego dupka i tego, co pozostawił na jego skórze. W tej zimowej krainie nie musiał dbać o pozory, ani o to, że ktoś wahaczy upierdliwie czerwone ślady i się nimi zainteresuje, wszystko od szyi w dół zazwyczaj było ukrywane grubymi swetrami i tylko ten palant w postaci Niemca miał przywilej zerkać, co Mike chowa pod ubraniem, bo nikomu innemu nawet nie ważył się dawać tego przywileju, broniąc swojej prywatności jak oka w głowie.
    Zacisnął zęby, by nie stęknąć, nie jęknąć, nie dać temu gburowi satysfakcji. Nie zasłużył sobie na wygradzanie, nie teraz, nie za te słowa, które przed chwilą powiedział, a Havoc postanowił puścić je mimo uszu. Zacisnął zdrową rękę na plecach Niemca, wbijając w nie paznokcie, by ten drań też poczuł wkurwienia Mike’a na swojej skórze. – Czeka aż pewien palant uwodnij, że nie jest już tylko mocny w głębie – zakpił w końcu, cedząc te słowa przez zęby.
    Obaj byli siebie warci.

    H.

    OdpowiedzUsuń
  31. W ciągu całego tygodnia nie umarł żaden stary pryk. To było dziwne, bo w ciągu poprzedniego tygodnia musiał zapieprzać z tą łopatą aż miło. Przedzierać się przez zaspy śniegu, których nie nadążano przewalać, żeby oczyścić ścieżki. Dziaduniu Mróz chyba upatrzył sobie Mount Cartier i czerpał największa przyjemność z tego, że mróz szczypał policzki, a wciąganie powietrza do płuc również do najprzyjemniejszych nie należało. Przebicie się łopatą przez zmrożoną ziemię nie należało do najłatwiejszych zadań, a ktoś złośliwie mógłby stwierdzić, że sport to zdrowie. W odpowiedzi najmłodszy Yates pewnie uśmiechnął, by się tylko złośliwie. Można to było jednak przetrzymać. Do czasu aż zimny wiatr nie był tak silny, że sprawiał wrażenie, że wyrwie zaraz okno, pobliskie barierki, a i głowy śmiałkom, którzy ośmielą się wyściubić nos poza próg własnego ciepłego domostwa. A teraz? Śnieg nie padał już tak mocno, a jedynie delikatnie prószył. Wiatr nie był tak porywisty, ale nadal potrafił dokazać. Jerome wiedział, że nie zniesie siedzenia w domu zbyt długo. W czterech ścianach czuł się zazwyczaj przytłoczony, szczególnie, gdy kończyły mu się pomysły na to jak mógłby spędzić swój wolny czas. Takim oto sposobem Yates musiał zacząć narzekać na nudę.
    Wyszedł z okupowanej przez siebie drewnianej chaty, owinięty w ciepły szalik i w zimowej kurtce. Przeklinając siarczyście na chłodny wiatr, rozwiewający jego ciemne włosy. Chwilę zajęło mu zarzucenie kaptura na głowę. Zmierzał w tylko jedno odpowiednie miejsce, gdzie czas mijał znacznie szybciej, a i mogła go tam spotkać odpowiednia rozrywka. Sercem, które biło w Mount Cartier był, oczywiście, bar. Kto jak kto, ale najmłodszy Yates, który był głównym bohaterem plotek od czasu pojawienia się na pogrzebie własnej matki był nader częstym bywalcem tego lokalu. Z największą przyjemnością grywał z miejscowymi w gry karciane, domino, a nawet w kości. Przy zabawach tego typu i przy popijaniu alkoholu czas mijał szybciej. W tle odbijał się śmiech, a na twarzach graczy widać było całą gamę emocji. Od smutku, rozczarowania, aż po widoczną satysfakcję i radość. Przekleństwa, syczenie, grymasy, szerokie i wesołe uśmiechy. Niedługo potem niezależnie od reakcji zazwyczaj alkohol wypijany był aż do dna. Miał też sporą tendencję do tego, aby zajmować sobie czas na zbijaniu mini fortuny podczas testowania miejscowych w tym komu uda się kiedykolwiek przepić Jerome’a. Stare wygi jak na razie nie miały takiego szczęścia.
    Tym razem Yates tuż po przekroczeniu progu i rozpięcia ciepłej kurtki – dosiadł się od razu do trzech mężczyzn grających w pokera. Rozgrywce towarzyszyły siarczyste przekleństwa, wyzwiska, a nawet szyderstwa. W którymś momencie do gry weszły pieniądze.
    – A ty co się tak gapisz, cwaniaczku? Znam tę twoją parszywą gębę – mruknął z rozbawieniem, ale ironiczny uśmiech pojawił się w kącikach jego ust. Wsunął do kieszeni pieniądze, które zgarnął z krótkiej partyjki w pokera. Zwiedzanie wielkiego świata nie raz zaciągnęło go do kasyna. Gry karciane były jego ulubionymi, tak samo jak gra w kości. – Chcesz stracić swoją ostatnią forsę podczas zakładu o to kto więcej wypije? Będziesz miał tyle odwagi? – dodał, jak gdyby nigdy nic pewnym siebie głosem. Skinął tylko głową na barmana, by dostać chwilę później dostać kieliszek czystej. Jego zamówienie nigdy się nie różniło. Czasem było to szkocka, rum czy tequila. O i jeszcze piwo! Nie, żeby był monotoniczny. Skądże. Rutyna w takiej mieścinie to skazanie się na śmierć.


    Jerome

    OdpowiedzUsuń
  32. Syknął z bólu, kiedy zęby Kurtza przebiły mu z premedytacją skórę, a w oczach na moment pojawił się błysk nienawiści.
    - Trochę wyczucia, kurwa – warknął, rezygnując z dalszych prób słownej prowokacji, bo wiedział, że groźby Dana czasem się spełniały, a jednak zależało mu, by wszystko pozostało na swoim miejscu, choć groźbę o wykastrowaniu puścił mimo uszu, bo słyszał ją już wiele razy z ust do typa i nigdy się nie sprawdziła. – Chcesz się zabezpieczyć, jakby role się miały zmienić? – zapytał z wyraźną kpiną, choć rzadko się zdarzało, że Dan pozwalał nad sobą dominować i Havoc sam był sobie winny po tym jednorazowym wyskoku, gdzie Krutz chyba pierwszy raz chciał go naprawdę zatłuc bezlitośnie zatłuc na śmierć, mimo że nie miał nawet sił, by się podnieść.
    Zaśmiał się, gdy znów Niemiec domagał się zdjęcia przez Havoca obrączki. Dawno nie słyszał tego i trochę się za tym stęsknił.
    - Sam ją możesz ściągnąć - zasugerował mu; kiedyś nosił ją ze sentymentu, potem z przyzwyczajenia, a teraz siedziała na jego palcu tylko po to, by denerwować tego dupka, bo jego irytacja taką drobnostką bawiła Mike'a, choć przecież obaj dobrze wiedzieli, że właścicielka bliźniaczej biżuterii już nigdy nie zapuka do drzwi i nie wpakuje się z brudnymi buciorami do życia podporucznika, mimo że ten niespełna sześć lat temu łapał się każdej okazji i karmił się nadzieją, że zaginiona żona wróci, a potem, mimo że poszukiwania jego prywatne trwały, tracił ją i robił to tylko z szacunku do jej osoby. Przestał ją w końcu kochać dawno temu, bo w jego życia znów zagościł ten świr, wszystko przewrócił do góry nogami, zrobił mu syf w głowie, jakby ten na głowie nie był wystarczający i został do dziś, jako jedyny element stały w życiu „emerytowanego” wojskowego, choć pewnie nigdy z własnej woli nie opuściłby ukochanej roboty i gdyby przeszedł te pieprzone testy psychologiczne, nadal bawiłby się w prowadzenie wojny, zostawiając Havoca na pastwę trwałej kontuzji. I choć może Mike nie powinien tego robić, w duchu trochę się cieszył, że porucznik oblał to, co kiedyś pewnie zdał fuksem, dzięki temu, mógł być tu z nim, a Mike mógł czuć jego złość, którą karmił się przez cały życie. Pewnie nawet się rodząc, już odczuwał ból dupy, darł się w niebogłosy i utrudniał życie swoimi rodzicom na milion sposobów.
    Zaraz sam ją zdjął i rzucił na szafkę nocną, wiedząc, że ten imbecyl, jak się raz przyczepił, nie odpuści i albo zarzuci fochem, albo znów agresja pójdzie w ruch.
    - Zadowolony? – zapytał i, korzystając z okazji, pocałował go, tak normalniej w świecie, delikatnie, czule, jak kiedyś to robił, będąc jeszcze w stałym, potwierdzonym przez stan cywilny związku, który został unieważniony trzy lata po zniknięciu kobiety, która zwróciła mu w głowie, jednak nie na tak długo, jak myślał. Właściwie to Dan naciskał na to, by Mike zadbał o formalności i wywinął się z małżeństwa, które po czterech latach istnienia umarło, mimo że zwłok kobiety nigdy nie odnaleziono i nadal widniała na listach jako zaginiona. Śledztwo też utknęło w toku, chociaż już nikt nie miał złudzeń, że się pojawi.

    OdpowiedzUsuń
  33. Havoc nie zagregował, kiedy znów oberwał, odporny już na wybuchu agresji tego czubka. Raczej cieszył się z takiego obrotu sprawy, bo już miał dość patrzenie, jak robi się z Kurtza coraz większa kupa gówna, rozczulająca się nad sobą. Może nie był już w tym durnym wojsku, ale przynajmniej nadal mógł być tym cholernym pilotem, choć Havoc w duchu podziwiał ludzi, którzy dali mu tą robotę i był pod wrażeniem, że mimo rozsypki emocjonalnej, Dan nie rozwalił ten bogu ducha winny samolot, do którego zasiadał najprawdopodobniej częściej niż leżał w ich wspólnym łóżku. Mike, choć nigdy nie przyznałby się do tego na głos, trochę obawiał się o Niemca, gdy wylatywał, zastanawiając się, że ten parszywiec wróci do niego w jednym kawałku, a nie rozbije się o jakieś skały i w prezencie zostaną mu zaserwowane jego zwłoki, albo i nie, bo w końcu w teorii nic ich nie łączyło i w najgorszym wypadku mogą podporucznikowi nawet nie udzielić informacji, co z życiem tego imbecyla.
    - Nienawidzić mnie bardziej, Dan, jeśli to ma ci pomóc stanąć na nogi – odparł, bo naprawdę nie miał nic przeciwko. Teraz w końcu specjalnie podsycał do tego pilota, karmiąc go wściekłością, by w końcu zaczął samodzielnie myśleć, funkcjonować, a nie w kółko żyć dawnym życiem. Kurtz nadal miał wiele możliwości i kto wie, może za parę ładnych lat, gdy ogarnie się i w głowie ułoży sobie pewne rzeczy, pozwolą mu znów przystąpić do tych testów i stwierdzić, że jednak nadaje się do upragnionej roboty. Havoc skrycie się tego obawiał, bał się jak cholera, że Dan w akcie radości i samospełnienia wrócić tam, zostawiając go tu na pastwę losu. Był do tego zdolny.
    Ściągnięcie protezą obrączki nie sprawiło mu już takiej trudności jak kiedyś, chociaż nadal był raczej laikiem w posługiwaniu się nią, nabrał jednak wystarczającej wprawy, aby nie sprawiała mu problemów w normalnym życiu, choć, jak to rzecz martwa, musiała od czasu do czasu popisać się złośliwością i pokazać na co ją stać, czasem nie reagując i mając właściciela w poważaniu.
    Mike wiedział, że to, że Niemiec nagle złagodniał, wcale nie znaczyło zawieszenie broni i nadal musiał się trzymać na baczność, by ten nie odwalił coś skrajnie głupiego i popsuł mu humoru, który mimo agresji Kurtza Havoca się trzymał. Chyba przez tego palanta rozbudził w sobie coś z pieprzonego masochisty, bo ich związek czasem przypominał jakieś absurdalne sadomaso, które w życiu nie miała prawo bytu, a tu taka niespodzianka.
    - Jeśli kondycja ci pozwoli, to może być szybko – podsunął, choć bojąc się, że zaraz pożałuje tego, ale chęć, by znów poczuć tego starego, chamskiego Dana była silniejsza od rozsądku, które teraz był zbyt stępiony przez zmęczenie, a może nawet wyłączony, bo właśnie zgodził się na to, by ten dupek pieprzył go najmocniej jak potrafił.
    Spojrzał na niego z pewną obawy, mając złe przeczucie, że wróciła stary, bezczelny Kurtz.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  34. [Hej, hej, hej!
    A dziękuję, dziękuję za tak miłe słowa! To dla mnie prawdziwe komplementy. Haha z zawodem to jest "nauka poprzez zabawę" ;)
    Twój Dante niesamowicie mi się podoba. Prawdziwy twardziel z badassową przeszłością. Na dodatek ten Raptor... Hell yesh!
    Hmm... Hmm... Wątek, wątek, wątek...
    Myślę nad tym jak ich połączyć i może poznają się w barze? Sądzę, że jako były wojskowy Dante nadal lubi sobie postrzelać, nawet jeśli do kaczek, to mogliby dogadać się pod tym względem z Ethanem. Ten też broń w ręku trzymał, a nie można umiejętności tracić, więc po ugadance mogliby się na dłuższą wycieczkę do lasu wybrać - taką kilkudniową :)
    Co ty na to?]

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  35. Hattie nie była osobą pijącą. Przynajmniej nadmiernie. Od czasu do czasu wypiła lampkę wina lub szampana, ewentualnie wzięła od kogoś ze znajomych kilka łyków piwa, aczkolwiek nigdy nie przesadzała. Doskonale wiedziała, że ma słabą głowę, dlatego starała się zawsze ograniczać alkohol, jeśli już w ogóle go piła. Nawet kiedy przychodziła do baru, aby trochę się rozluźnić i z kimś pogawędzić, wolała zamówić sobie sok niż coś mającego procenty. Nikogo to nie dziwiło, bowiem niemal wszyscy pamiętali jak w dniu swoich dziewiętnastych urodzin, kiedy to po raz pierwszy napiła się alkoholu, zdemolowała (przez zupełny przypadek!) pół lokalu, później zniknęła na kilka godzin, aby nad ranem znaleźć się w stodole jednego z sąsiadów, gdzie spała przytulona do jego psa. Nie wypiła wtedy zbyt wiele, jednakże dla jej organizmu musiała to być naprawdę duża dawka. Od tamtego czasu naprawdę uważała co pije i ile pije, bo nie chciała powtórki ze swojej dziewiętnastki.
    Dzisiejszego dnia postanowiła wziąć sobie urlop. Oznaczało to, że cukiernia była zamknięta, aczkolwiek każdy dobrze wiedział, że gdyby naprawdę potrzebował czegoś słodkiego, Hattie z miłą chęcią otworzy na chwilę lokal. Potrzebowała jednak dnia wytchnienia, więc kiedy wywiesiła na cukierni kartkę z ogłoszeniem, że dzisiaj nieczynne, ruszyła do baru. O tej porze było mało klientów, więc wiedziała, że będzie mogła chwilę porozmawiać ze znajomym barmanem. Z tym, że i jego nie było dzisiaj w pracy, a jego zmianę przejęła Caroline. Przywitała się więc tylko z dziewczyną i zamówiła sok pomarańczowy, rozglądając się dookoła i wszędzie rejestrując znajome twarze. Nie dało się nie znać mieszkańców Mount Cartier, miasteczko było małe i chociaż raz każdy z każdym musiał kiedyś zamienić kilka słów. Zdziwiła się więc, kiedy jej spojrzenie prześliznęło się po zupełnie nieznajomej twarzy. Kolejny przejezdny. A może nowy mieszkaniec Mount Cartier? Kto wie. Jedni jechali dalej, inni zostawali na dłużej, a czasami nawet i na zawsze.
    Hattie była taką osobą, że chętnie poznawała nowych ludzi. W tej mieścinie było to możliwe rzadko, więc nie miała zamiaru tracić okazji. Zeskoczyła ze stołka, po czym podeszła do nieznajomego mężczyzny z wesołym uśmiechem.
    — Mogę? — spytała i nie czekając na odpowiedź, usiadła naprzeciw niego, stawiając na stoliku szklankę z sokiem. Już z daleka zauważyła, że nie jest w zbyt dobrym humorze, co Hattie jeszcze bardziej skłoniło do tego, aby się dosiąść. — Wszystko w porządku? Nikt nie pije o tej porze, jeśli nie ma dobrego powodu — powiedziała, zerkając na jego napój, który zdecydowanie był tym procentowym.

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  36. [Ohh stop it you...! Bo się zarumienię :D
    Ok dobra, to zaczynam ja, ty? Jak wolisz? Może Ethan czytałby sobie prasówkę o broniach i Dante zagadałby go, czy strzela i tak męska rozmowa potoczyłaby się dalej?]

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Widzę, że nie zmieniłaś dopisku o pomysłach, więc próbujemy z tym psem? xD

    Może zrobimy tak, że nasi panowie spotkają się w barze i pogadają sobie, może się trochę napiją. Mój pan nie pije zbyt dużo, bo nie chce się bawić w alkoholowe libacje. Później obaj wpadną na pomysł, żeby pojeździć na łyżwach, ale lód okaże się za cienki. Dante wpadnie do zimnej wody, dlatego że na pewno jest cięższy od mojego Charliego, o mój chłopaczek będzie musiał wyciągnąć mężczyznę z wody, zaprowadzić do domu i rozgrzać herbatą. Taki wstępny pomysł, co myślisz? ]

    Charlie Moore

    OdpowiedzUsuń
  38. Havoc wiedział na co się pisze, zgadzając się na to, na co się zgodził i choć nadal miał spore wątpliwości, chęć na zmianę zdania była tak czy siak odleglejsza. W końcu sam sprowokował Dana, łapiąc się ostatniej deski ratunku, że chociaż w tym aspekcie życia wróci do formy, bo już miał dość tego jak się cackał z nim, ciągle albo rozdrażniony, albo zbyt ostrożny.
    Danie mu wolnej ręki nie było decyzją łatwo i pewnie parę lat temu musiałby mu sporo natłuc do tego łba, by wyperswadować ten pomysł z głowy, a teraz bez protestu, tylko cicho pojękując, zaakceptował agresywniejsze zagrywki tego drania, przymykając oczy i zaciskając zęby, by nie było mu za łatwo, by nie zaserwować temu palantowi zbyt wielkiej przyjemności.
    Pierwszy przeszył go parszywy ból, gdy Dan z typową dla siebie agresją i zapalczywością, przeciskał się przez niego, coraz głębiej i głębiej, by w końcu mocno uderzyć w słabszy, bardziej czulszy punkt. Otępienie zostało szybko przegonione, gdy fala ciepła wraz z przyjemnym dreszczami zalała ciała Havoca, a on starł się, jak mógł, by nie odsłonić swoich słabości w postaci jęków, którego Kurtz tak uwielbiał. W minimalny sposób przyłączył się do zabawy Niemca, choć dbając o to, by nie naruszyć strefę jego predyspozycji; ruszał się razem z nim, mając wrażenie, że rozluźnienie przyszło za szybko, a zaraz złapał usta Dana w swoje i połączył je w mocnym, brutalnym pocałunku, w którym zęby zacisnęły się na wargach pilota, a pod nimi Mike’a poczuł słodkie posmak krwi, przyznając z zadowoleniem, że ten imbecyl nie zerdzewiał jeszcze tak bardzo, jak to pokazywał przez ostatnie miesiące. Zacisnął palce mocno na skórze tego czubka, by ten też poczuł namiastkę namiętności podporucznika, a nogi oplótł wokół bioder mężczyzny, robiąc mu jeszcze lepszy, łatwiejszy dostęp. Mimowolnie wykrzywił usta w uśmiechu. Dawno nie było mu tak dobrze w towarzystwie Kurtza, choć w życiu by się nie przyznał na głos i pewnie też przed samym sobą, że chyba nabawił się przez niego masochistycznych zapędów.
    - Wracamy na stare śmiecie? – wyszeptał z nieskrywaną dozą ironii, hamując śmiech, który mógł wkurzyć jeszcze bardziej tego popaprańca.

    OdpowiedzUsuń
  39. Udarł się, gdy Dan okropnie i niespodziewanie zabawił się jego kosztem, w taki sposób, że włosy mu dęba stanęły i oblał go zimny pot w towarzystwie rozprowadzającego się po komórkach, palącego wręcz bólu. Spiął się na chwilę wszystkie mięśnie, bo odprężenie chwilowo wyparowało. Warknął mu w usta, gdy ten wymusił na nim całusa i ugryzł go lekko w język, nie mogąc się powstrzymać, choć pewnie i tak był zbyt łagodny dla tego brutalnego pomiota diabła.
    - Zatłukę cię kiedyś, spierdolino społeczna – warknął, zaciskając mocniej paznokcie na skórze tej łachudry, która teraz sama poprosiła się o guza, choć wiedział, że właśnie cisnął w nim kolejną groźbą bez pokrycia. Zaraz znów zatopił się w oferowanej przez Niemca przyjemności, pojękując i stękając na zmianę. Wraz z nadejściem orgazmu, wykrzyczał imię partnera, bo hamowanie emocji przychodziło mu z niebotycznym wysiłkiem, mimo że nadeszła go chwilowa ochota na złośliwości w charakterze wypowiedzenia innego imienia, ale nie chciał znów go wkurwiać, więc dał sobie z tym spokój, opadając obok niego.
    Wyregulowanie bicia serca i oddechu to nie znów taka łatwa sprawa, a już zawłaszcza, kiedy w powietrzu nadal unosił się zapach namiętności, spermy i potu. Przez parę minut był bezwiedny, pozbawiony czucia i kontroli nad własnym ciałem. Ból i przyjemność zmieszały się w jedno, zalewając go od koniuszków palców po sam czubek głowy. Dyszał ciężko, nierówno, jakby właśnie pokonał cały maraton i wywalczył sobie miejsce na samym podium, co potwierdziło jego obawy o utracie kondycji. Zamknął oczy, wsłuchując się w odgłosy leżącego obok ciała i mimo dającego w kość zmęczenia, mimowolnie wykrzywił usta w uśmiechu, który pogłębił się nieco po chwili, gdy zorientował się, że Dan też nie ma lekko i też za wszelką cenę chce doprowadzić się do stanu używalności.
    W końcu zniecierpliwienie Havoca przekroczyło normę. Zerknął na twarz kochanka i musnął go w przelocie w usta, by zdrową ręką złapać za paczkę fajek leżącą w szufladzie szafki nocnej Niemca. Już tak miał, że po seksie z tym palantem zawsze łapała go ochota na papierosa. Wcisnął sobie jedną używkę między zęby i syknął ze złości, wyrzucając z siebie przekleństwo.
    - Pewnie nie masz ognia, co? – mruknął, wbijając Danowi łokieć w żebro w akcie rekompensaty, co z nimi przed chwilą wyrabiał, bo na samą myśl, że może mieć długu tego palanta, robiła mu się nie dobrze.
    Zacisnął zęby na filtrze fajki i opadł na klatkę piersiową Kurtza, traktując ją jak poduszkę. Ciche bicie wydobywające się z niego, uspokoiło trochę Havoca, wyciszyło. Dawno już nie słyszał tego dźwięku i zapomniał, jak dobrze na niego działało, gdy był zdenerwowany. Chyba teraz lepiej niż papierosy, które wypalał codziennie w olbrzymich ilościach i cieszył się, że Niemiec nie wiedział, że czasem przekraczał magiczną liczbę trzech paczek dziennie, bo na pewno nieźle by mu się za to oberwało.
    - Jak te białe gówno trochę się wyciszy, chodźmy na spacer- podsunął, natchniony myślą, że przydałoby się rozchodzić stare kości, choć to nie była główna przyczyna tego pomysłu.

    OdpowiedzUsuń
  40. [a witam się również ;) chęć na wątek jest zawsze, tym bardziej jeśli jest szansa na ciekawy wątek negatywny, bo to może być super interesujące xD co powiesz na to, żeby Noah okazał się tym gościem, który robił te testy psychologiczne Kurtzowi, które go pozbawiły munduru? czy może zaczynam zbyt drastycznie? :D]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  41. [zajebiście xD myślę, że podciągnięcie jego funkcji pod wojskowe analizy nie będzie takie trudne. to będzie niezły wątek. ja coś zacznę w takim razie, pewnie jutro się do Ciebie zgłoszę z gotowym wątkiem :D]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  42. Havoc ułożył się wygodniej, czując jak silne dłonie Niemca wędrują po jego skórze, jakby ich właściciel nadal był spragniony i korzystał z okazji, biorąc garściami to co dostawał. Uśmiechnął się mimowolnie szerzej, pozwalając, by zapanowała chwilowa cisza, gdy pytania Dana cicho brzęczało mu w uszach, domagając się odpowiedzi.
    - Pogadać z tobą chcę bez spin – mruknął w końcu, choć w gruncie rzeczy tak naprawdę chodziło mu o rzecz jasna spędzenie z Kurtzem czasu na jakieś prowizorycznej czynności, którą dawno nie robili, a jak już, to szybko i w pośpiechu, jakby się coś gdzieś paliło i – sprawa trochę ważniejsza – chciał namówić Dana do skorzystania z usług mieszkającego niedaleko psychologa, bo coś czuł, że psychotopy, które mężczyzna zażywał nie dawały pożądanego efektu, otępiały go za bardzo, wyniszczały, ale powiedzenie tego na głos poskutkowałoby za pewne rozstaniem się z paroma zębami i już nie w formie tylko głupiej groźby, ale najprawdziwszego rękoczynu, a tak się składało, że Havoc nawet lubił swoje uzębienie i nie zamierzał się z nim na razie rozstawać. Co prawda nie mógł do końca przewidzieć reakcji kochana na sugestię, że fajnie by było, gdyby z kimś porozmawiał o swoich problemach z głową, ale domyślał się, że bez wyzwisk, przekleństw, szlabanu na seks i przemocy być może się nie obejdzie i znów skończy się na tym, że Kurtz będzie rozstrojony emocjonalnie i zły na cały świat, jak dziecko, któremu zabrano ukochaną zabawę i postawiona w kącie. – Wiesz, fajnie czasem zrobić coś razem i poudawać, że jesteśmy normalnymi ludźmi – dodał jeszcze, jakby tamte słowa nie zabrzmiały przekonująco. – No i twój pies… na pewno chciałby się w końcu odlać i porządnie sobie pobiegać – wtrącił zaraz, by Kurtozwi sodówka nie uderzyła do głowy i wyśmiał Havoca za sentymentalne brednie albo zarzucił mu, że tęskni za normalnym trybem życia. W końcu żaden nigdy nie powiedział, jak mu zależy na drugim i nikt nie musiał tego mówić. Po prostu to wiedzieli, bo siłą rzeczy, kto by wytrzymał taką patolę bez dopalacza w formie przywiązania i głębszych uczuć? Najprawdopodobniej nikt.

    OdpowiedzUsuń
  43. Rzadko bywała w publicznych miejscach, toteż zazwyczaj dość późno miała okazję poznać nowe osoby przyjeżdżające do miasteczka. Chyba, że same bardzo szybko odnajdywały drogę do jej cukierni i nie musiała się nigdzie ruszać, aby powitać nieznajomych w Mount Cartier. Nie wszyscy jednak lubili słodkości i nie wszyscy do lokalu Hattie przychodzili. Przykładem był właśnie mężczyzna siedzący naprzeciw panny Golden. Nie wiedziała czy był typem, który nie przepadał za ciastkami, czy po prostu jeszcze do niej nie dotarł i w sumie Hattie się nad tym nie zastanawiała. Chciała jedynie się przywitać, przedstawić, chwilę porozmawiać i może sprawić, że chociaż na chwilę się uśmiechnie. Co poradzić, kobieta była taką osobą, która lubiła pocieszać innych, co w większości zapewne wzbudzało irytację. Tak, była upierdliwą i upartą osobą, a na dodatek wiecznie szczerzącą się w uśmiechu, a nie wszyscy takie zachowanie lubili, o czym doskonale zdawała sobie sprawę.
    — W zasadzie pora nie jest ważna, najważniejsze, aby nie przesadzić z piciem. Nadmierne spożywanie alkoholu prowadzi do alkoholizmu, a przez to nie tylko organizm może ucierpieć, ale i portfel. Zawsze powtarzam, że nie ma co marnować życia, szczególnie na takie paskudztwo — powiedziała, nie starając się go do niczego przekonać (jeszcze). Była to po prostu jej własna opinia. — Oh, no tak, nie przedstawiłam się. Hattie Golden. Prowadzę cukiernię w miasteczku. — Uśmiechnęła się wesoło i wyciągnęła w kierunku mężczyzny swoją drobną dłoń. Już od początku widziała, że nieznajomy nie jest zbyt zadowolony z jej towarzystwa, ale co tam. Przecież go nie zje, prawda? Ani nie będzie wypytywać go o jego prywatne życie. Może tylko trochę. Oczywiście tylko w ramach rozsądku. Chyba, że nie będzie chciał. Hattie wiedziała kiedy przestać, zazwyczaj, i choć mogłoby się wydawać, że nęka ludzi swoim towarzystwem, kiedy nie była mile przez kogoś widziana, po dłuższych próbach rezygnowała i szła męczyć kogoś innego. Albo wracała do domu upiec kolejną porcję ciasteczek. W końcu same się nie zrobią, a coś musiała sprzedawać w swojej cukierni.

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  44. Nie drążył dalej tematu, nie odgryzł się, bo wiedział, że to mogło doprowadzić do niedomówień, aż w końcu Kurtz zacznie się śmiać, domyślając się, że podporucznik trochę tęsknił za tym, jak razem się czasem szlajali godzinami, gadając o wyssanych z palca pierdołach, nawet jeśli jutro miała zostać poruszana nieprzyjemna dyskusja, która na sto procent temu palantowi się nie spodoba. Westchnął w myślach na samą myśl piekła, który sobie zaserwuje w myślach i wszystko mu się odechciało, bo przecież coś złego w tym, że chciał by ten idiota miał sprawną psychikę. Havoc po prostu chciał spać spokojnie, a nie zastanawiać się, czy nie oberwie znienacka, czy ten popapraniec nie da mu posmakować swojej brutalnej siły. Co prawda był przygotowany na taką ewentualność, ale nigdy nie chciałby celować w Dana gnatem, na dodatek nielegalnym i skradzionym.
    - Widzę, że trybiki w twoim łbie zaczęły jarzyć – zażartował, bo sam miał zamiar chociaż spróbować zasnąć, choć świadomość, że może być to wyzwanie wykraczające poza jego możliwości, zlała go zaraz i zniechęciła do dalszych działań. Zanurzył twarz w poduszczę, jednak akceptując decyzje Dana, bo wiedział jaki ten świr jest rozdrażniony, gdy je wyśpij się parę godzin. Potem będzie mu ględził za uszami, że ma mroczki pod oczami, że mu słabo i w ogóle chujowo, a Havoc nie chciał tego słuchać z prostego powodu – wkurwienia Kurtza taką pierdołą mogła źle wpłynąć na przebieg ich – daj panie – jutrzejszej rozmowy, o ile zamieć przejdzie i uda im się wydostać z domu. – Dobranoc – zreflektował się szybko, by mężczyzna zaś nie odpowiedział stosowną dla siebie agresją i pocałował go mocno w usta, odrywając się chwilowo od poduszki i zaraz opatulił się kołdrą po same uszy, by nie przywłaszczyć nieprzyjemnego zimna, które od paru godzin udzielało się w mieszkaniu, bo zgaszeniu kominka i zamknął oczy, czekając na to, co może wcale nie przyjść. No cóż, zawsze mógł pocieszać się faktem, że najprawdopodobniej nie tylko on cierpi na bezsenności, albo wsłuchiwać się w pochrapywanie i wyregulowany oddech porucznika. Właściwie lubił patrzeć na pogrążonego w śnie Dana; wyglądał jak nie on, spokojny, opanowany, nie warczący na wszystko i wszystkich. Uroczy. Zaśmiał się w duchu z tego epitetu, nie przypuszczając nigdy, że nim określi diabła w ludzkim ciele, którym bez wątpienia był Niemca.
    - I pamiętaj, że budzę cię punkt ósma i odśnieżasz podwórze – mruknął cicho w żartach, nie pewny, czy Kurtz nadal jest świadomy, czy może już zasnął.

    OdpowiedzUsuń
  45. Ethan Byrne odnalazł się chyba w zwyczajach Mount Cartier. A tak przynajmniej mu się wydawało, gdyż kolejny wieczór spędzał nie w domu, a w miejscowym barze. "BnB" było zwykłym tego typu miejscem, nie wyróżniającym się niczym szczególnym, ale jednak posiadającym z drugiej strony jakiś nieodparty urok zmuszający cię do ruszenia dupy i przyjścia tutaj choć na jedno piwo. Nawet jeśli nie ma się z kim tego piwa dzielić.
    Ludzie spotykali się tutaj, by porozmawiać, omówić wydarzenia dnia lub po prostu się napić w dobrym towarzystwie. Ethan... Przychodził tu po prostu, by posiedzieć między ludźmi i nie zapomnieć jakie to uczucie. Nie chciał być odludkiem, nie leżało to w jego naturze, choć niejednokrotnie musiał się ukrywać.
    To były jednak inne czasy i miał nadzieję, że być może się zmienią. Dla dobra tego, co wydarzyło się... Ostatnio. Kiedyś.
    Byrne sięgnął po butelkę ciemnego piwa. Nie mieli tu zbyt dużego wyboru, ale czy to coś zmienia? Piwo to piwo, cierpkie i przepłukujące gardło. Pociągnąwszy zdrowy łyk, Ethan powrócił do czytania gazety, którą przywiózł kilka dni temu z Churchil - o broni palnej.
    Sam niejednokrotnie trzymał broń w rękach i nieraz z niej korzystał, ale... To było kiedyś. Dzisiaj wolał trzymać pistolet w torbie, choć sam nie wiedział, czemu nadal broń była naładowana. Może stare przyzwyczajenia wciąż w nim leżały i obawiał się o swoje życie. Pomimo siedzenia w tej mieścinie z dobry rok.
    Nieważne... Zainteresowania trzeba pielęgnować nawet jeśli dotyczą czegoś tak "morderczego". Zastanawiał się też ostatnio nad wycieczką w góry, by nie stracić celnego oka i pewności w dłoniach. Strzelanie do kaczek również wymagało zręczności, a strzelba nadal gdzieś tam leży... Czy jednak wycieczka w góry samemu, o tej porze roku, miała jakiekolwiek znamiona rozsądku? Zima w Mount Cartier była chyba najcięższą na jaką natknął się Ethan. Owszem w ostatnich dniach śnieg trochę zelżał, ale nadal było zimno, a zaspy rosły ponad wzrost dorosłego mężczyzny.
    Kusiło jednak wyrwanie się z tego miejsca, oj kusiło.

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  46. Życie Hattie było za to spokojne i monotonne, ale jej się właśnie takie podobało. Żadnych poważnych problemów, żadnych kłopotów, a największym w jej życiu szaleństwem było upicie się w wieku dziewiętnastu lat oraz jej ostatni związek, który był związkiem na odległość. Nie trwał on jednak zbyt długo, gdyż szybko stwierdziła, że przecież nie ma on sensu, nawet jeśli naprawdę zależało jej na Declanie. A teraz on wrócił do miasteczka i Hattie nie miała pojęcia co o tym myśleć, ani co zrobić, co doprowadzało ją do szału. Nie była bowiem przyzwyczajona do takich sytuacji i najzwyczajniej w świecie nie wiedziała jak powinna się zachować. Starała się więc o tym na razie nie myśleć.
    Uśmiechnęła się lekko w kierunku mężczyzny, obserwując go bez skrępowania, lecz z ciekawością. Hattie bowiem nie tylko lubiła z ludźmi rozmawiać, ale czasami też ich obserwować. Już od dawna interesowała się ludzką psychiką i gdyby nie miała swojej cukierni oraz gdyby nie bała się wielkiego świata, zapewne wyjechałaby na studia i poszła na psychologię. Zamiast tego, od czasu do czasu wpadała do gabinetu Noah, który podsuwał jej co ciekawsze książki na temat psychologii, które w wolnych chwilach czasami czytała.
    — Przybyłam w poszukiwaniu towarzystwa — odparła z uśmiechem, lekko wzruszając ramionami. —Jest to jedyny bar w miasteczku, każdy w wolnej chwili zazwyczaj tutaj przychodzi. To takie główne miejsce spotkań większości mieszkańców, nie tylko wieczorem — dodała, rozglądając się dookoła. O tej porze ruch był zdecydowanie mniejszy niż wieczorem, aczkolwiek i w południe klientów nie brakowało. Jeśli ktoś nie miał nic do roboty, a nie chciał siedzieć sam w swoich czterech ścianach, przychodził właśnie tutaj.

    Hattie

    OdpowiedzUsuń
  47. Havoc zasnął nad samym ranem, gdy pogoda się ustatkowała, a pochrapywanie Niemca wyciszyła. Nieświadomie wtulił się w umięśnione ramię, mężczyzny, przesypiając kolejne dwie godziny głęboko i w miarę dobrze, bo nie śniły mu się żadne pierdoły, przez które budził się zalany potem, rozdrażniony, drżący, czy nawet wystraszony, łykający tabletki na uspokojenie. Przygryzł wargę na samą myśl, że Kurtz mógł być świadkiem jako stanu lękowego i westchnął cicho, zerkając na śpiącego obok mężczyznę. Mimowolnie na ustach pojawił się niecodzienny uśmiech, bo spokojny, radosny. Musnął porucznika w czoło, nagradzając w taki sposób spokój,który gościł wyjątkowo na tej wiecznie wkurwionej, zaniepokojonej twarzy. Potem zerknął na zegarek na kurtzowym nadgarstku i czar chwili prysł, bo ósma się zbliżała, a Dan obiecał mu spacer. Zaśmiał się cicho, wprost w jego ucho, a gdy mężczyzna tylko odwrócił się na drugi bok, zmarszczył brwi. Mocny pocałunek w usta i podgryzanie dolnej wargi przynosiło podobny efekt, z tym, że dostał dużym łapskiem w nos, a kochanek zanurkował twarzą pod kołdrą, co wcale nie zniechęciło Hoavoca do dalszych czynności reanimacyjnych pilota, a raczej zmotywowało do działania. Zerwał z niego kołdrę, okrywając się nią całkowicie. Temperatura w pomieszczeniu tez pewnie była poniżej zero, więc powinna chociaż ruszyć tego śmierdzącego lenia, który był stanie przespać połowę dnia, ale ten, jak na złość, ani drgnął.
    - Budzimy się, śpiąca królewno – wymruczał, całując go w kark i zostawiając na nim delikatny ślad po swojej obecność, a gdy to nie działało, pełen desperacji ugryzł faceta w obojczyk, a na ustach natychmiast pojawił się uśmiech pełen satysfakcji. – Już myślałem, że będę musiał ci obciągać, szajbusie – mruknął na powitanie, zadowolony z efektu swojej malutkiej prowokacji.
    Zwlekł się zaraz z łóżka, za nim Dan ogarnął do końca sytuacji i szybko poszedł do łazienki. Był zwarty i gotowy już po dziesięciu minutach. Głaskał psa, który też wyraźnie chciał się uwolnić z czterech ścian i pohasać po dworze, skoro żołądek miał pełny.
    - Ty to jesteś mistrzem zadawania głupich pytań – pogratulował mu z rozbawieniem. – I patrz co zrobiłeś! Popsułeś moją misternie ułożoną fryzurę – poskarżył się, choć jego posiedzenie przed lustrem skończyło się po góra dwóch minutach.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Czasem ja i od święta mogę pomarudzić – zażartował zaraz, z udawaną zazdrością patrząc na to, jak Kurtz bawi się z pasiakiem, a potem go wypuszcza na świeże powietrze.
    Uśmiech powoli został zastąpiony jednak przez grymas niezadowolenia, gdy uświadomił sobie, że Dan nie wziął dziś swoich lekarstw, a przecież to podstawa do w miarę spokojnej konwersacji, a tak będzie chodził wkurwiony na niego i cały świat, i pewnie źle się skończy sugestia, że powinien skonsultować swój stan psychiczny z lekarzem.
    Zamknął dom na cztery spusty i dogonił Dana, łapiąc go pod ramię. Mike już dawno przestał dbać o to, czy ktoś dowie się, że są parę. Guzik go to obchodziło. Na tym wygwizdowie i tak już roiło się od plotek, bo kto by widział, by dwójka facetów mieszkała ze sobą pod jednym dachem, mając w domu jedną sypialnię? Mike już wyrósł z tanich gierek pod tytułem „zajmuję się tym chorym psychicznie zjebem” i gry pozorów, którą toczyli, będąc w wojsku. Sypiał z Niemcem regularnie, spijał złość z jego ust, znosił jego zakichane humorki, a kłamanie komuś prosto w oczy przychodziło z coraz większym trudem, więc po prostu zaakceptował fakt, że jest skazany na tego frajera i w dupie miał to, że Kurtz wolał udawać, że jest inaczej. Za dużo poświęcił, będąc z nim, by teraz ukrywać ten, czasem bolesny fakt. Bo wstyd pokazywać się z ludziom na oczy, gdy ten szaleniec coś wykombinował, komuś obił mordę, albo najprościej świecie uchlał się do nieprzytomności i zaczął pieprzyć bzdury, a Havoc, niczym dobry samarytanin, stawiał go do pionu.
    - Nie zażyłeś prochów – wyszeptał mu w ucho, łapiąc je w zęby, przygryzając delikatnie. – Nawet się nie waż obić mi albo komuś mordy, bo zamorduje gołym rękami – zagroził ni to w żartach, ni to na poważnie, obnażając jednak zęby w uśmiechu, by zaraz zanurkować dłonią do jego kieszeni i złapać zimnymi placami jego ciepłą rękę.

    Havoc

    OdpowiedzUsuń
  49. - To może byś mnie rozgrzał, palancie, a nie narzekał – mruknął zaczepnie, choć sam nie narzekał; chyba przywykł do tej srogiej zimy, która dawała się we znaki nawet najbardziej wytrwałym wielbicielom mrozów. Przestał też rozumieć ludzi, którzy w kółko tylko marudzili, że jest zimno, że słaby zasięg, że znów wysiadł prąd, że znów trzeba odśnieżać. Wystarczyło tylko ruszyć dupska i wyprowadzić się z tej dziury, a nie tylko chodzić i kręcić na wszystko i wszystkich nosem. Chyba po prostu polubił te miasteczko, bez żadnych „ale” i gdybań „co by było, gdyby”. Liczyło się to, co jest teraz, że czuje ciepło drugiego człowieka, a tym człowiekiem jest porucznik i palców w ich czterech dłoniach razem wziętych zabrakłoby, by policzyć ile to już czasu minęło i ile się już znają. Havoc stracił rachubę czasu, a bycie z Danem zaliczało się do tych rzeczy, bez których koniec końców nie wyobraził sobie życia, nawet jeśli czasem było mu ciężko i miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę i znów wyjechać, tym razem ani słowem nie odzywając się do wieloletniego kochanka, który po „śmierci” żony znów się pojawił i przewrócił jego życie do góry nogami, sprawiając, że małżeństwo było jedynie nic znaczącym epizodem, który stawał na ich drodze do wspólnego szczęścia. Czasem miał wrażenie, że wszystkie drogi prowadziły go mimo wszystko do tego czubka, któremu palma już dawno uderzyła go głowy, co przerażało i jednocześnie uspokoiła Havoca, choć wiedział, że Dan nie był niczym stałym, że zawsze może kopnąć go tyłek, spakować swoje rzeczy i wynieść się z jego życia. Pewnie Mike w końcu złożyłby światu przysługę i skończyłby z kulką w łbie, by czekać w piekle na tego oszołoma i kontynuować co zaczęli na ziemi. Zaśmiał się na samą myśl.
    - Nie masz czasem wrażenie, że będziemy się wkurwiać na siebie nie tylko do usranej śmierci, ale też potem – oczywiście, jeśli coś tam jest? – podsunął, dzieląc się swoim myślami na głos, bo przecież jego religijność zdychała w rowie.– Vivi wierzyła w te pierdoły. Wiesz, piekło, niebo, czyściec etc. Myślisz, że gdzie by cię wywiało? – zapytał i zerknął na Dana, mając nadzieje, że wspomnienie jego byłej (żony) nie zdenerwuje Niemca.

    Havoc

    OdpowiedzUsuń
  50. [Pewnie by się dogadali, gdybym jeszcze miała pomysł... Ale liczę, że Ty na jakiś wpadniesz i nie będę musiała udawać, że potrafię wymyślać.]/Harvey

    OdpowiedzUsuń
  51. [ Witam :)
    Jeśli pojawi się ochota na wątek, to zapraszam. ]

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń