
Urodzona 4 kwietnia 1989 roku, w Mount Cartier.
Najtrudniejszym momentem jest śmierć bliskiej osoby i chociaż Rita nigdy nikogo nie straciła, to czasami wolała pomyśleć o swojej rodzinie jak o grupie zmarłych ludzi, którzy pewnego dnia po prostu zniknęli z jej życia, odchodząc w zaświaty, lub jak co poniektórzy woleli mówić - przeprowadzili się po prostu do San Francisco.
Do życia myśliwego nieświadomie przygotowywał ją jej ojciec, który zakochany w militariach uczył ją strzelać do celu. Dokładnie tyle też umiejętności wystarczyło, aby skromna posadka w miasteczku, z niewiadomych powodów mało lubiana przez obrońców zwierząt, została przez nią zajęta.
Rita nie byłaby jednak sobą, gdyby nie próbowała uciec z sennej mieściny, która z każdym dniem coraz perfidniej zatrzymywała ją przy sobie. Wyjechała. Zdobyła godne wykształcenie i nauczyła się dwóch języków - francuskiego oraz rosyjskiego, który szczerze uwielbia. W dokładnie tamtym momencie mogłaby powiedzieć, że była to też jedna z niewielu rzeczy, która w pewnym sensie się jej udała.
Jednak nic nie trwało wiecznie i zaraz po skończonych studiach coś przyciągnęło ją znowu do Mount Cartier. Dla żartu i rozluźnienia rozmowy nadal mówi, że wróciła dla swojego ulubionego whiskey z lodem, ale miejscowi i tak swoje wiedzą i snują historie, jak to pod pretekstem opicia się kanadyjskim łyskaczem krył się proces sądowy jej ojca, który rzekomo zastrzelił jakiegoś przyjezdnego.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz