A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Mount Cartier zegna

Po wielu latach, naukowcy w końcu przyznali, że Mount Cartier nigdy NIE ISTNIAŁO. Był to tylko eksperyment na ludzkiej świadomości, a uczestnicy dobrowolnie biorący w nim udział powoli wracają do rzeczywistości. Zdają sobie sprawę z tego, że wszystko to, co działo się w tym małym miasteczku, było tylko projekcją ich umysłu. Mieścinki trzydzieści kilometrów od Churchill nigdy nie było na mapie. Całe Mount Cartierowskie życie prowadzili w sferze swojej wyobraźni. Projekt dobiegł końca, a badacze, podpisujący się pseudonimami naukowymi: LeChat i nie istnieję, z pomocą dzielnego, wytrwałego asystenta Volfeusza, znoszącego ich chimery, zamykają eksperyment. Wszystkim uczestnikom niezmiernie dziękują za odwagę i mają nadzieję, że przygoda w Mount Cartier nie odbiła się gorszącym piętnem na ich psychice. 

Blog uznajemy za zamknięty. Administracja (z wyłączeniem Volfiego) wycofuje się z blogosfery. Jeśli ktoś będzie chciał usunąć kartę z linków, bądź dobrać się do własnych szkiców, niedostępnych na stronie głównej, można kontaktować się z nami mailowo:

  • LeChat – drake.blaise@gmail.com
  • nie istnieję – not.gentlemen@gmail.com
  • Volfeusz – hyperionowaty@gmail.com

Pozdrawiamy, przepraszamy i dziękujemy za wspólną grę.

15 komentarzy:

  1. Jestem na urlopie, wchodzę sobie na stronkę, a tu taka niemiła niespodzianka. Jeszcze chyba nigdy nie było mi tak przykro z powodu zamknięcia jakiegoś bloga.
    W każdym razie dziękuję wszystkim za wspaniale spędzony czas, a szczególnie administracji, która trzymała to wszystko w całości. I jakby ktoś chciał pogadać, czy poprowadzić wątek to zapraszam na maila whisper.wind15@gmail.com
    grabarz Theo

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, powiem szczerze, suprajs madafaka naprawdę Wam wyszło... Tak właśnie nazywamy "pełny szacunek dla współautorów". To, że Wam się nie chciało, nie oznacza, że innym też nie - mocno niepoważnie, bardzo niefajnie i w zasadzie dość chamskie, naprawdę. Proszę bardzo, możecie usunąć kartę Adama i Elizabeth.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wchodzę żeby odpisać, a tutaj BOOM, grom z jasnego nieba. Może i ostatnio atmosfera na blogu ucichła, ale nie sądziłam, że będzie to miało aż tak poważne skutki.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak poinformowac dzielną administracje tego eksperymentu, że będzie mi teraz niewyobrażalnie smutno, przejdę krotki okres żałoby po Mount Carterowskiej wiosce, ale pewnie dojdę kiedyś do siebie. W każdym razie gratuluję pomysłu i samego bloga, które były przednie, a wszystko wyśmienicie zaplanowane i obmyślone. Cieszę się że mogłam być częścią załogi i pisać ze swoją dziwną postacią.
    Z cichą nadzieją w serduszku liczę, że uda nam się jeszcze spotkać w blogosferze.
    Buziaki! :*


    Emilka, głupia baba i wariatka :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć. Krążę po blogosferze już ładnych parę lat i naprawdę wiele widziałam – wszystko od niezliczonej ilości blogów zawieszonych, przez te, na których administracja gorliwie obiecywała poprawę przy reaktywacji, aż po zakończenie bloga, bo ktoś komuś rzekomo ukradł szablon – ale jeszcze nigdy nie potraktowano mnie tak, jak tutaj. Wszystko było dobrze, część autorów nadal pisała, a we wtorek pojawiła się ostatnia karta i smutne jest to, że nagle okazuje się to być nieważne. Jakiekolwiek były wasze powody do podjęcia takiej, a nie innej decyzji – choć osobiście nie rozumiem i naprawdę chciałabym to wiedzieć, bo może przestałabym się czuć tak, jakbyście mnie spoliczkowali – to uważam, że to mocno niesprawiedliwe. I już nawet nie chodzi o to, że bloga zamknięto – choć, o ironio!, zrobiła to osoba, która ostatnio zaginęła w akcji i z tego, co widziałam nie istniała na blogu w żaden sposób, nie widniejąc nawet na liście administratorów – tylko o to, że nie ostrzegliście i nie daliście czasu na to, żeby się zebrać w sobie, spakować swoje zabawki i przenieść się na inne podwórko, a przecież wystarczyłby tydzień na sprawy organizacyjne. Jasne, mogę napisać mejla do któregokolwiek z Was i poprosić o moje szkice, powiązania i wszystko, ale wiecie co? To upokarzające. Nikt nie powinien musieć błagać o zwrócenie mu jego własności. Proszę bardzo, ktokolwiek chce, niech zarzuci mi skłonności do przesady czy robienie szumu wokół niczego, ale dla mnie to nie jest nic – jestem autorką, której cholernie przykro jest patrzeć na takie zakończenie bloga, bo wydaje mi się, że cokolwiek by się nie działo, on jeszcze nie był stracony. Na koniec chciałam podziękować wszystkim autorom, z którymi mogłam współtworzyć i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda nam się coś napisać. Szkoda tylko, że już nie tutaj.

    Autorka Lucasa Chandlera

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja powiem, że jestem zaskoczona - bo chociaż na blogu mnie już nie ma, to mimo wszystko dobrze wspominam czas spędzony tutaj. Miałam wspaniałe wątki, autorzy byli tutaj zadziwiająco wytrwali, przez co pisało się z przyjemnością. I widziałam, że nadal byli aktywni, co jest głównie oznaką tego, że szanują też czas i pracę administracji, która... zabrała im cząstkę świata, w którym lubią spędzać czas.
    Szkoda, że zamknęliście bloga i szkoda, że nie ma do czego wracać w tej blogosferze.

    dawniej autorka Gracey

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdyby powodem zamknięcia Mount Cartier było lenistwo LeChat i nie istnieję, to ujawniłoby się ono jakieś dwa tygodnie po otwarciu bloga, a nie pół roku później. (Z komentarza don paczellone) To, że Wam się nie chciało – nie wzięłaś pod uwagę tego, że to nie kwestia chęci czy niechęci do dalszego prowadzenia bloga, a na przykład braku czasu wynikającego ze zobowiązań pozainternetowych, czysto prywatnych, których nikt normalny nie wyciąga na grupowcach? Jeżeli już się coś robi, to powinno się robić to porządnie, nawet wtedy, gdy chodzi tylko o zabawę. Skoro LeChat i nie istnieję wiedzą, że nie będą mogły poświęcić tyle czasu, ile potrzeba na prowadzenie grupowca, to chyba lepiej, że stawiają sprawę jasno.
    Nigdy nie miałem własnego bloga, więc nie znam tego z autopsji, ale podejrzewam, że jeśli popracowało się trochę dłużej nad jakimś projektem, to ciężko oddać go potem w ręce drugiego człowieka, nie mając pewności, co on z tym zrobi. To LeChat i nie istnieję stworzyły tego bloga i chociaż potem dobierały sobie kogoś do pomocy – Altruistkę, legalną brunetkę, a na końcu mnie – to nie zmienia to faktu, że blog jest ich własnością, więc powinno się uszanować decyzję o niepowierzaniu Mount Cartier komuś losowemu.
    I chamskie? Blog nie zniknął z dnia na dzień w sieci, nikt nie pousuwał też kart postaci. Pojawiła się informacja na głównej, istnieje możliwość skopiowania tego, co się tutaj tworzyło. I przecież nikt nie każe Wam o karty błagać, wystarczy poinformować o chęci odzyskania swoich postów. A bloga szkoda? Szkoda. I pewnie trochę żal, ale cóż, świat się nie zawalił.
    (Z komentarza laqueum) bloga zamknięto – choć, o ironio!, zrobiła to osoba, która ostatnio zaginęła w akcji i z tego, co widziałam nie istniała na blogu w żaden sposób, nie widniejąc nawet na liście administratorów Tyle że LeChat jest współzałożycielką i współwłacicielką tego bloga, więc nawet jeśli ostatnio nie dawała rady być aktywna, wciąż pozostawała osobą, która o tym blogu może decydować. Wspólnie z nie istnieję, z którą na pewno uzgodniła decyzję.
    (Z komentarza laqueum) tylko o to, że nie ostrzegliście i nie daliście czasu na to, żeby się zebrać w sobie, spakować swoje zabawki i przenieść się na inne podwórko, a przecież wystarczyłby tydzień na sprawy organizacyjne. A gdyby informacja pojawiła się tydzień wcześniej, to wszystko byłoby w porządku? Co by to właściwie zmieniło, skoro wszystko na blogu zostało, więc to tylko kwestia pozabierania tego, co potrzebne? Blog wciąż istnieje w sieci.
    Nie piszę tego komentarza w imieniu adminek, być może w ogóle nie powinienem się odzywać, ale chciałem pokazać, jak ja to widzę. Moim zdaniem naprawdę nie ma co robić zbędnego szumu, nikt wam krzywdy nie zrobił, ale warto spojrzeć na tę sprawę w szerszym kontekście. Można było zauważyć, że ostatnio LeChat i nie istnieję urlopowały i bardziej działały na blogu administracyjnie, a nie „postaciowo” i nie wierzę, że to wynik znudzenia blogiem. Lekką ręką da się skasować coś po kilku dniach, a nie bloga, nad którego powstaniem i utrzymaniem przy życiu trzeba było popracować i który trwał przez kilka miesięcy. Więc naprawdę zaważyło coś innego niż lenistwo, o czym pisałem już wcześniej. Też żałuję, że Mount Cartier zakończyło działalność, tym bardziej, że siedziałem tutaj od początku. Jako moderator starałem się pomóc LeChat i nie istnieję, ale byłem tylko asystentem, a nie decydentem i nigdy nie chciałem być kimś więcej. Doskonale rozumiem, że dało się przywiązać do tego grupowca, a więc i odczuwać żal po zamknięciu, ale pisanie o chamstwie czy o policzkach wymierzanych przez administrację jest nieadekwatne do sytuacji.
    Uważam jeszcze, że lepiej byłoby, gdyby bloggerzy nie zostali wyrzuceni z listy autorów, dzięki czemu sami mogliby przekopiować to, czego potrzebują, ale cóż. Stało się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale masz rację – bycie adwokatem diabła nie powinno leżeć w zakresie Twoich zainteresowań, bo, to już nie jest wyrażanie opinii, a odnoszenie się do słów, które w zasadzie Ciebie nie dotyczą. Ja oczywiście rozumiem kwestie prywatne i rozumiem przywiązanie do pomysłu, nie zmienia to jednak faktu, że od kilku dobrych tygodni (chociaż pewnie mogłabym się pokusić o stwierdzenie miesięcy, ale nie chcę dostać po głowie) szanowne adminki stosowały zagrywkę na olewactwo i metodę „odpiszę później” – pomijam fakt, że niekiedy wymówki były pus o kant dupy rozbić i wolałabym już przeczytać „nie chcę mi się, mam was gdzieś”. Nie oczekuję, że musiały z nami grać, miały po prostu trzymać bloga w kupie – zauważ też, że Ciebie o nic nie oskarżam, wykonywałeś ostatnimi czasy więcej pracy niż LeChat i nie istnieję razem wzięte. Tak, uważam, że jest to chamskie w stosunku do tych, którzy faktycznie się na blogu udzielali – osobiście czuję się na tyle urażona, aby to napisać. Uważam, że dyskusja jest trochę bez sensu – Ty będziesz bronił LeChat i nie istnieję, a ja będę grała rolę „głupiej nołjafowej ałtorki, której świat się zawalił, bo blog zniknął” – jak długo szanowne adminki milczą – a milczeć raczej będą i „umywać rączki”, sądząc po ich zachowaniu, ale to naprawdę nie mój problem. Ja po prostu, jako osoba, która siedziała tutaj dość długo, naprawdę się zżyłam z tym miejscem i jest mi przykro, ot cała historia. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Widocznie wyraziłam się nie do końca jasno, bo z tego, co widzę mamy podobną opinię, Volfeuszu. Uważam jeszcze, że lepiej byłoby, gdyby bloggerzy nie zostali wyrzuceni z listy autorów, dzięki czemu sami mogliby przekopiować to, czego potrzebują, ale cóż. – dokładnie o tym mówiłam, zarówno kiedy wspominałam o tygodniu na organizację, bo to ułatwiłoby i Wam i nam życie, ale i wtedy, gdy wspomniałam o policzku. O usunięciu z listy autorów, bo można to było załatwić spokojniej, bardziej polubownie. Nie mam pretensji o samą decyzję, którą podjęły, bo doskonale rozumiem fakt, że ktoś może nie mieć czasu na prowadzenie bloga i rozumiem też, że nie musi chcieć go komuś oddać – to jasne i całkiem logiczne, bo Mount Cartier mimo wszystko jest własnością LeChat i nieistnieję, więc mogą z nim robić to, co im się żywnie podoba, nawet jeśli chodzi o usuwanie. Chodzi mi tylko o to, że trochę pominięto w tym wszystkim pozostałych autorów, bo, jak zauważyłeś, wyrzucono nas, a tak chyba nie powinno być. Dodam jeszcze, że wbrew pozorom nie chciałam nikogo, jak to się ładnie mówi, hejtować, tylko po prostu powiedzieć, co sądzę i przykro mi, jeśli mój komentarz został tak odebrany, bo szanuję Was, każdego z osobna, za to, co zrobiliście dla Mount Cartier. Bo było fajnie.

      Usuń
    3. @laqueum
      Okej, rozumiem, myślimy podobnie. ;)

      @don paczellone
      Napisałaś to w komentarzu. Na blogu. Pod postem skierowanym do każdego. Który może zobaczyć każdy. Więc miałem prawo ustosunkować się do Twojego komentarza, a jeśli chciałaś, aby tylko LeChat i nie istnieję zobaczyły, co Ty o tym myślisz, mogłaś napisać do nich mejlowo.
      Więc pisz do dziewczyn na mejle, skoro interesują Cię tylko one. Albo wystawiasz się na polemikę z każdym, kto tylko zechce się wtrącić, albo załatwiasz to prywatnie. Bo używasz takich określeń i argumentów, że w tym momencie wygląda to tak, jakbyś miała ochotę na publiczne pranie brudów i oczekiwała, że adminki zaczną zagłębiać się w prywatę. Może tak nie jest, nie wiem, oczywiste jest, że wglądu w Twój umysł nie mam, ale tak to właśnie dla mnie wygląda. Jeśli ktoś zamyka bloga i odchodzi z blogosfery, to można wywnioskować, że ma co innego na głowie i nie jest to powiązane z olewactwem czy zagrywką z odkładaniem wszystkiego na mityczne później.
      Z mojej strony EOT.
      No i dzięki wszystkim za spędzony tutaj mile czas. ;)

      Usuń
    4. Wiem doskonale gdzie napisałam mój komentarz, ale nie sądzę, aby adminki potrzebowały wymienionego wcześniej adwokata diabła, bo moim zdaniem to nie było ustosunkowanie się do moich słów tylko chęć udowodnienia mi za wszelką cenę, że się mylę i generalnie to nie moja sprawa – chociaż moją sprawą nieco to jest, bo jednak byłam uczestniczką bloga. I absolutnie nie chciałam publicznie prać brudów, nie wiem skąd ten pomysł – rozumiem, że w blogosferze wszyscy gdy przychodzi problem chcą być Dulskimi.

      W każdym razie, ode mnie to też wszystko. Dzięki wszystkim, z którymi pisałam/piszę/i pisać będę, wszystkim tym, którzy się udzielali i którzy pamiętają Adasia-rybaka i w zasadzie fajnie, że był taki blog (w którym pokładałam wielkie nadzieje, bo wszystko było zawsze dopięte na ostatni guzik począwszy do fabuły, poprzez miejsca na szacie graficznej skończywszy), chociaż niestety, umarł marnie. (;

      Wasz don.

      Usuń
  7. Kurczę, mój poziom zaskoczenia podskoczył do góry, gdy przeczytałam ogłoszenie, ale w pełni rozumiem Waszą decyzję. Jakby nie spojrzeć, zaczyna się rok szkolny i akademicki, przychodzą nowe obowiązki, inne zobowiązania, brak czasu. W obliczu tego, na pewno lepiej rzeczywiście zamknąć blog, niż prowadzić go z doskoku. Dodam tylko, że byłoby znacznie wygodniej, gdyby autorzy mogli samodzielnie skopiować własne karty i szkice, trochę nierozsądny krok z usuwaniem wszystkich z bloga. Niektórzy mogli poczuć się urażeni, co nie jest ani trochę dziwne, czy wyolbrzymione. Ze swojej strony dziękuję za cholernie dobrze spędzony czas, za przyjmowanie mnie raz za razem bez słowa pretensji, gdy nieustannie zmieniałam postaci. W imieniu Saachy, Indiany, Daniela/Jamesa i Erica pragnę podziękować wszystkim, z którymi prowadziłam wątki i przeprosić tych, którzy nie zdążyli doczekać się odpowiedzi od mojej ostatniej postaci. Dzięki za to, że długo mogłam cieszyć oczy pięknymi szablonami, dopracowanymi zakładkami oraz być spokojną, iż moje prośby pozostawione w administracji, nie zostaną pominięte, czy zignorowane. Wasza trójka podniosła poprzeczkę dla blogów grupowych bardzo wysoko, trudno będzie odnaleźć drugie takie Mount Cartier w blogosferze i przede wszystkim – trudno będzie pokochać inny blog tak mocno, jak kocha się ten. Będę miło wspominała wyścigi administratorów i moderatorów do wysyłania zaproszeń, pytania od anonimów: „z jaką prędkością biega niedźwiedź?”, najlepsze odpowiedzi naszych autorów: "najszybciej biega niedźwiedź Putina!" oraz wiele innych momentów sprawiających, że uśmiechałam się do siebie pod nosem.
    Skopiowałam wszystko, co chciałam, więc proszę o usunięcie resztek mojej obecności.

    autorka Erica Robillarda :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Na wstępie chciałybyśmy przeprosić wszystkich graczy za usunięcie z listy. Po prostu nie pomyślałyśmy, że ten ruch może Was urazić. Zawsze byłyśmy z graczami i dla graczy, więc myślałyśmy, że kontakt z nami nie okaże się problemem. W tej kwestii się pomyliłyśmy, wina leży po naszej stronie. Nie możemy cofnąć usunięcia, ale naprawdę służymy pomocą. Przepraszamy, że tak wyszło – uwierzcie nam, oprócz tego, że nadzorowałyśmy bloga, podobnie jak Wy byłyśmy tu graczami i zamknięcie Mount Cartier jest tak samo Waszą jak i naszą stratą – a w zasadzie Naszą wspólną, bo nigdy nie starałyśmy się oddzielać administracji od graczy. Do tej decyzji przymierzałyśmy się naprawdę długi czas. Nie chciałyśmy działać na pół gwizdka, a adminowanie nie jest dla nas tylko obowiązkiem, ale również zachęceniem do wspólnej zabawy i integracji. Starałyśmy się nie ograniczać tylko do spraw administracyjnych, ale również aktywnie działać jako współautorzy. Przyjemnością dla nas było poznać każdego z Was. Musimy przyznać, że ostatnio na to było coraz mniej czasu, za co również należą Wam się przeprosiny, zwłaszcza nowym graczom, których nie zdążyłyśmy poznać, a co ważniejsze – oni nie zdążyli poznać Was wszystkich. Starych wyjadaczy przepraszamy za to, że tę decyzję podjęłyśmy bez konsultacji z nimi, nie chciałyśmy po prostu pełnić pustej funkcji. Szkoda nam, że przygoda w Mount Cartier dobiegła końca, ale jednocześnie cieszymy się, że w ogóle miała miejsce i że przeżyliśmy ją wspólnie. Za wszelkie wątki, powiązania i prowadzenie historii dziękujemy Wam wszystkim. Mamy szczerą nadzieję na to, że na swojej dalszej drodze blogowej znajdziecie tak kreatywnych i dobrych współautorów jakimi Wy byliście dla nas. Każdemu administratorowi życzymy tak wytrwałego towarzystwa.

    LeChat & nie istnieję

    OdpowiedzUsuń
  9. Droga administracjo, powiem krótko, tak się nie robi ;(
    Idę popełnić harakiri plastikową łyżeczką.

    Nie no, nie mogę się otrząsnąć. W tych czasach słabych blogów, słabych autorów, MC było cudowną odskocznią, bowiem funkcjonowało od początku do końca na pewnym poziomie. A teraz nawet nie ma gdzie postaci przenieść, bo inne blogi są... i tu przerwę, żeby nie zaśmiecać komentarza brzydkim słownictwem.
    Powiem, że bardzo, bardzo, bardzo się zawiodłam, jest mi smutno, przykro, i jestem bardzo zła. Na administrację. Bo, skoro nie dawałyście rady, czy to tak trudno przekazać komuś bloga? Na pewno ludzie byliby chętni, w końcu z tego co widzę, nikt nie chciał zamknięcia MC... Ale co ja tu mogę, przyszłam się tylko wyżalić. Chociaż obiecałam, że pozabijam, ale nawet na to nie mam siły.

    OdpowiedzUsuń
  10. Łał... Jedno wielkie zdziwienie powiem. Człowiek przychodzi na luzie sobie odpisać na wątki, a tu zamknięcie bloga. Szczerze to nie wiem co powiedzieć.
    Szkoda, naprawdę szkoda bloga. Był jednym z najlepszych (jeśli nie najlepszym) grupowcem na blogosferze. Mało który mógł się z nim równać zarówno pod względem szaty graficznej, dopracowania i zaangażowania autorów. Wśród tylu słabych blogów robionych na "pół gwizdka" ten był perełką.

    Jest mi przykro, choć udzielałam się ostatnio tylko weekendowo. Nie wiem jaki miałyście powód, choć musiał on być naprawdę ważny, ale nieładnie trochę względem autorów, którzy nadal pisali i związali się z tym blogiem oraz tych co dopiero dołączyli. Życie pozainternetowe jest jednak i należy się pogodzić ze stratą bloga, no co się poradzi.
    Swoją drogą było tutaj tylu graczy co pisali dłużej, wyjadaczy co znali bloga od dawna, dlaczego by ich nie poprosić o pomoc? W sumie oddawanie "własnego dziecka" czasem jest ryzykowne, ale dlaczego by nie trwać dalej? Ludzie byli, chcieli pisać, tworzyły się nowe postacie. Było tu życie nadal, a nie, że cisza jak makiem zasiał.
    Niekulturalne było usunięcie z listy autorów bez jakiejkolwiek zapowiedzi. Wyjaśniłyście jednak i sprawa rozwiązana.

    Jednak mimo tego, że żal i szkoda to naprawdę dziękuję administracji oraz wszystkim autorom za czas, wątki i zaangażowanie na MC. Pisało się naprawdę niesamowicie, choć moja druga odsłona była niestety króciutka. Jak pisałam kiedyś w administracji - wszystko tutaj będzie się naprawdę miło wspominało. Wątki grupowe (hokej!) i indywidualne, postaci tygodnia, dopracowane zakładki i historię oraz tą atmosferę, której, powiedzmy szczerze, brakuje na dzisiejszych blogach.
    Raz jeszcze dzięki za MC i życzę wam powodzenia poza blogosferą :)

    Czerwona Jarzębina oraz
    Logan Navarre i Quinn Campbell


    P.S. Gdyby ktoś chciał kontynuować wątki zapraszam na pocztę:
    mega.czerwona.jarzebina@gmail.com

    OdpowiedzUsuń