

Od dziecka chodzi własnymi drogami. Całym sercem kocha Mount Cartier, wszystkich mieszkańców miasteczka i każdego członka swojej rodziny, ale już jako kilkulatka chadzała własnymi ścieżkami, wywołując nieco pobłażliwie, ale raczej pełne czułości uśmiechy. Znosiła do domu ranne zwierzęta, jak cień chodziła za leśniczym i naprzykrzała się miejscowemu weterynarzowi. Jest ciekawa świata, choć ostrożnie, wciąż coś śpiewa pod nosem i odkąd pamięta, żyje według tych samych, tylko sobie znanych reguł. Jest zawsze uśmiechnięta, ale wydaje się nieobecna; obserwuje. Nie ma problemów z nawiązywaniem i podtrzymywaniem znajomości, jednak, nie licząc rodziców oraz rodzeństwa, dużo bardziej ceni sobie towarzystwo zwierząt i książek. Wie, czego chce i uparcie do tego dąży, choć ambicji nie ma wygórowanych. Wybrała najbliższy możliwy uniwersytet, wiedząc, że nie potrafiłaby na dobre porzucić tego kawałka ziemi i wielu sąsiadów miałoby wątpliwości, czy w ogóle studiuje, biorąc pod uwagę, jak często bywa w domu, gdyby nie to, że ciągle siedzi z nosem w książce. Wciąż urządza sobie niekończące się, samotne spacery i żyje w swoim świecie. Niektórzy twierdzą, że chodzi z głową w chmurach, ale ci, co znają ją lepiej, wiedzą, że doskonale wie, co dzieje się dokoła, a świat, który sobie tworzy, jest do bólu rzeczywisty. Wie, że zwierzęta ratować trzeba przede wszystkim przed ludzkim okrucieństwem, nie wierzy, by kiedykolwiek mogła obdarzyć obcego człowieka bezwarunkową miłością, a romantyzm uważa za nudny. Ma swoje dziwactwa, nawet całe mnóstwo, ale Mount Cartier już ją zaakceptowało. Nad resztą świata jeszcze pracuje.
Zdjęcia się zmieniają, w tytule Lord Huron.
[Witam serdecznie na blogu! :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że rodzinka Leblanc się nam powoli czynnie rozrasta; co oczywiście cieszy :] Genevieve wydaje się być równie niebanalna, co jej tata; żyjąca - jak to ujęłaś - według tylko sobie znanych zasad i w dość niecodzienny sposób. Smutna prawda z tym, że najwięcej krzywdy zwierzęta zaznają często z ręki człowieka; ktoś pokroju Twojej postaci jest więc zawsze na wagę złota.
Ach, i świetny wybór z Saoirse na wizerunek *serducho* Rzadko można ją spotkać na grupowcach, niestety; a przy tym bardzo pasuje do opisanej przez Ciebie postaci :)
No nic, życzę Ci udanej zabawy na i w Mount Cartier oraz dużo weny! :) W razie chęci, zapraszam do siebie; może uda się nam coś wymyślić ;)]
Nicolas Everest
[Cześć! Fajnie, że rodzinka Leblanc rośnie w siłę i to z takimi fajnymi latoroślami! Osobliwa z niej osóbka, taka naturalna, prawdziwa; na pewno zostanie wyjątkowym weterynarzem, skoro od najmłodszych lat podąża tym śladem. Bawcie się dobrze, zostańcie długo i uważajcie na zaspy! :)]
OdpowiedzUsuńLatro, Octavian & Ferran
[Nie wiem, dlaczego poprzedni komentarz postanowił się nie dodać, więc powtarzam, w krótkich żołnierskich słowach: witam serdecznie cudowną latorośl, już oficjalnie chwalę kreację, cieszę się, że tak szybko Gene nam się pojawiła i zapraszam szanowną córkę na wątek :D]
OdpowiedzUsuńRobert Leblanc
[La Belle Fleur Sauvage, prawda? Strange Trails to album mojego życia.
OdpowiedzUsuńI rzeczywiście, po karcie widać, że z Genevieve taki piękny, dziki kwiat. Udała się rodzicom ;). Witam więc na blogu i życzę dobrej zabawy, a w razie gdyby Gen chciała udzielić Duncanowi porady na temat jak nie należy postępować z kotami, to zapraszam do siebie, hehehe.]
Duncan Harmon
[wszyscy się cieszą, że rodzinka rosnie w siłę, a ja się obawiam, ze to zamieni się w jakąś mafię... xD ale jak wszyscy sa tak uroczy, to działajcie :D
OdpowiedzUsuńcześć :D piekne ma oczyska ta dziewczyna (szczególnie na tym drugim zdjęciu *-*) i bardzo podoba mi się opis jej charakteru, ukazujący i siłę i wrażliwość i sentyment i miłość do bliskich :D Sol chętnie zakumpluje się z taką wariatką :D
baw się dobrze, życzę weny, czasu na pisanie i mnóstwa wąteczków :) ]
[O matko, jakie piękne oczęta! Genevieve (pprzepiękne imię, ale musiałam trzy razy się upewnić, czy dobrze je napisałam - przyznaję się bez bicia, że bez poprawek się nie obyło XD) wydaje się łączyć w sobie naturę marzycielki i totalnej realistki, ciekawa kreacja ^^ Widać, że wie, czego chce, w przeciwieństwie do mojego pana haha
OdpowiedzUsuńWeny, wątków, czasu i jak coś to może Genevieve byłaby w stanie kopnąć Sama w cztery litery, żeby nauczył się stawiać na swoim, jak myślisz? ;p ]
Samuel Dunsmoor
[Prawda, że mamy tutaj piękne wizerunki? W jednej chwili przeskakujemy z Lee do Saoirse i... Zdecydowanie wolimy zostać przy Saoirse! Widziałam ją tylko w Intruzie i może dlatego nie zapadła mi tak dobrze w pamięci choć powinna, bo to jeden z ciekawszych i w moim odczuciu nietypowych typów urody. Cudo <3
OdpowiedzUsuńPodobnie z resztą, jak Genevieve. Panna z głową zawieszoną w chmurach ale jednocześnie pamiętająca, po jakiej planecie stąpa. Przyznam, że chyba pierwszy raz spotykam się z tak zgrabnym połączeniem obu tych cech, a że wybór towarzystwa zwierząt zamiast towarzystwa ludzi przemawia do mnie głośno i wyraźnie, pozostaje mi jedynie porwać pannę Leblanc na wątek. Jeśli na taki miałabyś ochotę c:
Theo co prawda nie posiada swojego zwierzaka (a szkoda - może nawet Genevieve mogłaby go do tego w przyszłości namówić?, ale pewnego wieczoru mógł napotkać na drodze potrąconego psiaka i nie wiedząc, co powinien zrobić, odruchowo zgłosi się po pomoc do Twojej pani. Od czasu do czasu może też przemycać jej co ciekawsze lektury, których zebrał już pokaźną kolekcję; tak, żeby Genevieve nie musiała za często odrywać nosa od książek c:]
Theo
[wiedziałam! z rodzinką Leblanc trzeba uważać xD
OdpowiedzUsuńskoro ona kocha i Soliśkę i słodycze, to ja proponuję relację bff, a jakże :D i chętnie zacznę niebawem z wątkiem niespodzianką <3 ]
[Umyślonych i wymarzonych nie ma, ale wstępny pomysł mam taki, że możemy przeżyć przygodę! :D Niespodziewaną bo niespodziewaną, ale liczy się! Gene pewnie zwykle kursuje sama pomiędzy Winnipeg a MC, ale czasem zdarzy się, że uruchamia się aplikacja tata-uber. I taką właśnie mielibyśmy sytuację, że Gene i Robert wracają do domu, jadą sobie spokojnie, ale lokalna pogoda lubi sobie zażartować z szanownych mieszkańców, to po ataku wiosny (mamy przecież aż -17 stopni!) przychodzi atak zimy i jak już dojdziemy do wniosku, że się nie odkopiemy ze śniegu i musimy poczekać, aż odpowiednie służby zrobią to za nas, to będziemy mieli czas na pogadanie i nadrobienie zaległości :D Brzmi sensownie?]
OdpowiedzUsuńRobert Leblanc
[Bardzo proszę; napisałam jedynie prawdę :)
OdpowiedzUsuńW sumie racja z wizerunkiem Saoirse; zapewne dlatego, jej widok tym bardziej na blogach cieszy :P
Cieszę się, że jesteś chętna na wątek; z odpowiednim pomysłem, różnica wieku nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu :] Rozumiem, że wolałabyś coś na linii Genevieve-Nicolas; czy jednak próbujemy czegoś z Jasperem? Tego drugiego Twoja pani na pewno dobrze zna; gdy była młodsza, mógłby jej (i może także rodzeństwu) nawet opowiadać bajki i legendy, albo coś w tym stylu. Z Nickiem byłoby coś raczej całkiem na świeżo; Everest jest w Mount Cartier od niedawna, acz na pewno widywałaby go w sklepie i gdziekolwiek, gdzie złapanie jakiegokolwiek zasięgu ze światem, miałoby nawet najmniejsze prawo bytu :P Już jak wolisz :]
Tak, celtyckie korzenie rządzą ^^ Miłego dnia! :)]
Nicolas | Jasper
Wspięła się na palce i zajrzała do wnętrza domku Leblanc, starając się dostrzec, czy Gen jest w środku. Mróz szczypał w uszy i choć termometr pokazywał z dnia na dzień lżejsze temperatury, Sol nie była do końca ufna wobec słupka rtęci. Ona nie czuła zbytniej różnicy i jak na jej gust, zimno było tak samo miesiąc temu i dziś. Jedyna różnica tkwiła w słońcu, które teraz jakby wyżej wychodziło nad horyzont i dłużej utrzymywało jasne niebo. A tak? Wciąż najgrubsza kurtka, najcieplejsze buty i wełniane czapki, rękawice i szalik ozdabiały jej kolorowy strój pod spodem, czyli zazwyczaj pstrokaty sweter.
OdpowiedzUsuńZapukała kolejny raz do wejściowych drzwi i przestąpiła z nogi na nogę. Nie musiała spoglądać w swoje odbicie w szybce umieszczonej ozdobnie na drzwiach, by wiedzieć, ze jej noc i policzki przypominają barwą dorodnego pomidorka. W tym momencie jedyne ciepło czuła w dłoniach, bo trzymała pudełko z świeżutkim serniczkiem, którego napiekło jej się zdecydowanie za dużo i musiała gdzieś część wydać, aby się nie zmarnowało. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz to był, gdy jej praca szła w świat z uśmiechem i bez opłaty, a jednak jakimś cudem cukiernia wciąż stała w miejscu. Ona sama się dziwiła, jak to możliwe.
- Genevieve, na pewno tam jesteś, otwórz - zawołała zniecierpliwiona, gdy nikt się nie pofatygował by jej otworzyć. - Jest za wcześnie nawet na ciebie, żeby wyjść - burknęła i oparła się o drzwi, rozglądając po ulicy. Może... pomyliła domy?